Wiktor
Żwikiewicz: Spałem u znajomych, potem na dworcu, w poczekalni,
jakiś czas w lesie pod Bydgoszczą.
W lesie?
- Pod drzewem iglastym. Jak zwierzę. Śpiwór miałem. Zwijałem się w kłębek i spałem. Dwa dni albo trzy. Już mówiłem, że jak śpię, to mogę bardzo długo nie jeść.
Ale w końcu coś zjeść pan musiał...
- Czasem łapałem jakąś dorywczą robotę, ale co może robić człowiek w trzech czwartych ślepy. Pilnowałem budowy domu nad Zalewem Koronowskim... Jak budowa się skończyła, właściciel mówi: "won!". Innym razem wynająłem się jako ogrodnik - też mieszkałem u pracodawcy - pod Inowrocławiem. Nie tylko mnie wyrzucił, ale jeszcze nie zapłacił. W piwnicy znajomego mieszkałem, na klatkach schodowych, już nie pamiętam wszystkiego... Aż jednego dnia, gdy tak leżę sobie na schodkach w centrum miasta, ktoś nade mną przechodzi i słyszę: "Wiktor!". To był Piotrek Pieńkowski, wtedy naczelny "Świata Gier Komputerowych". Przygarnął mnie do redakcji - mieszkałem tam trzy albo cztery lata.
Zaprowadzili mnie do psychiatry, on mnie namówił na terapię. Ciekawa sprawa, zaszkodzić nie zaszkodzi, niektórym pomoże... Jak kiedyś spowiedź. Wygadasz się i jest ci lepiej. Mnie zrobiło się tak dobrze, że po dwóch latach nawet wzrok zacząłem odzyskiwać. Ale "Świat Gier" się skończył i moja meta też. Wróciłem do schroniska. Ile niesamowitych historii tam od ludzi usłyszałem... Takich, że moja przy nich wysiada Bardzo udane dwa lata w schronisku spędziłem. A potem pan prezydent miasta, przez moich dawnych przyjaciół proszony, umieścił mnie tutaj. Ale szczęśliwszy - to szczerze - byłem, nie mając mieszkania. Tylko absolutny brak czegokolwiek daje prawdziwą wolność, ale dziś nikt się o tym nie może przekonać, bo każdy coś ma.
W lesie?
- Pod drzewem iglastym. Jak zwierzę. Śpiwór miałem. Zwijałem się w kłębek i spałem. Dwa dni albo trzy. Już mówiłem, że jak śpię, to mogę bardzo długo nie jeść.
Ale w końcu coś zjeść pan musiał...
- Czasem łapałem jakąś dorywczą robotę, ale co może robić człowiek w trzech czwartych ślepy. Pilnowałem budowy domu nad Zalewem Koronowskim... Jak budowa się skończyła, właściciel mówi: "won!". Innym razem wynająłem się jako ogrodnik - też mieszkałem u pracodawcy - pod Inowrocławiem. Nie tylko mnie wyrzucił, ale jeszcze nie zapłacił. W piwnicy znajomego mieszkałem, na klatkach schodowych, już nie pamiętam wszystkiego... Aż jednego dnia, gdy tak leżę sobie na schodkach w centrum miasta, ktoś nade mną przechodzi i słyszę: "Wiktor!". To był Piotrek Pieńkowski, wtedy naczelny "Świata Gier Komputerowych". Przygarnął mnie do redakcji - mieszkałem tam trzy albo cztery lata.
Zaprowadzili mnie do psychiatry, on mnie namówił na terapię. Ciekawa sprawa, zaszkodzić nie zaszkodzi, niektórym pomoże... Jak kiedyś spowiedź. Wygadasz się i jest ci lepiej. Mnie zrobiło się tak dobrze, że po dwóch latach nawet wzrok zacząłem odzyskiwać. Ale "Świat Gier" się skończył i moja meta też. Wróciłem do schroniska. Ile niesamowitych historii tam od ludzi usłyszałem... Takich, że moja przy nich wysiada Bardzo udane dwa lata w schronisku spędziłem. A potem pan prezydent miasta, przez moich dawnych przyjaciół proszony, umieścił mnie tutaj. Ale szczęśliwszy - to szczerze - byłem, nie mając mieszkania. Tylko absolutny brak czegokolwiek daje prawdziwą wolność, ale dziś nikt się o tym nie może przekonać, bo każdy coś ma.
Cały
wywiad tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.