Budda powiedział, że puszczenie
poczucia „ja” jest najwyższym szczęściem. Ale przez lata
staliśmy się bardzo zadowoleni z tej postaci, czyż nie? Jak
powiedział pewnego razu Ajahn Chah, „To jak posiadanie drogiego
przyjaciela, którego znaliśmy przez całe życie. Byliście
nierozłączni. A tu przychodzi Budda i mówi, że ty i twój
przyjaciel musicie się rozdzielić”. To łamie serce. Ego jest
opuszczone. Powstaje poczucie umniejszenia i straty. Za tym
przychodzi pogrążenie się w uczuciu desperacji.
Dla jaźni, istnienie jest zawsze
definiowane w terminach bycia czymś. Ale praktyka i nauczanie w
sposób jasny kładą nacisk na niezdefiniowane bycie, przytomność:
bez granic, bez barw, nieskończone, wszechobecne – sam to nazwij.
Kiedy istnienie jest niezdefiniowane w ten sposób, wydaje się to
dla ego jak śmierć. I śmierć jest rzeczą najgorszą. Nawyki
bazujące na ego uderzają z pełną determinacją i szukają czegoś
by wypełnić przestrzeń. Cokolwiek: „Szybko, daj mi problem,
praktykę medytacyjną (to dozwolone!). Lub coś z pewnym rodzajem
wspomnień, nadzieją, niespełnioną odpowiedzialnością, czymś
czym można się martwić czy czuć się winnym, cokolwiek!”
Doświadczałem tego wielokrotnie. W tej przestrzenności, wydaje się
jakby siedział przed drzwiami głodny pies desperacko próbujący
dostać się do środka. „No co jest? Wpuść mnie!” Głodny pies
chce wiedzieć: „Kiedy ten człowiek zamierza zwrócić na mnie
uwagę? Siedzi tam od wielu godzin jak jakiś Budda. Czy nie wie, że
jestem tutaj głodny? Czy nie wie, że jest zimno i mokro? Czy nie
dba o mnie?”
„Wszystkie sankhary są
nietrwałe. Wszystkie dhammy są takie i puste. Nie ma innych
..” [Mówca naśladuje tu głodnego psa]. Te doświadczenia
zaopatrzyły mnie w najwyższym stopniu odsłaniające momenty mojej
duchowej praktyki i badań. Zawierają w sobie taki fanatyczny głód
istnienia. Cokolwiek może być, cokolwiek, ażeby tylko czymś
być: porażka, sukces, mesjasz, zaraza na świecie, masowe
morderstwo. „Tylko pozwól mi czymś być, Boże, Buddo,
ktokolwiek”. Na co Budda odpowiada: „Nie”.
Wymaga niezwykłych wewnętrznych
środków i siły, by być zdolnym do powiedzenia „nie” w ten
sposób. Patetyczne błagania ego stają się bardzo intensywne.
Ciało mogą ogarnąć dreszcze, i nasze nogi mogą zbierać się do
ucieczki. „Wydostań mnie stąd!” Prawdopodobnie nasze nogi nawet
zaczną się ruszać by dostać się do drzwi, ponieważ ta potrzeba
jest tak silna.
W tym miejscu, świecimy światłem
mądrości, wprost u korzeni odseparowanej egzystencji. Ten korzeń
jest gruby. Wymaga wielkiej pracy by wydobyć go i przeciąć. Zatem
powinniśmy oczekiwać całkiem sporo oporu i kłopotów w
wykonywaniu tego rodzaju pracy.
Powstaje intensywny niepokój. Nie
zniechęcaj się. Pozostaw to samotnym. Jest normalnym by doświadczać
smutku i silnych uczuć pomieszania. Jest tu mała istota, która
właśnie umarła. Serce odczuwa stratę. Pozostań z tym i pozwól
temu przeminąć. Uczucie, że „coś stracę jeżeli nie podążę
za tą skłonnością” jest zwodniczą wiadomością pochodzącą
od pragnienia. Niezależnie czy jest to małe drgnięcie niepokoju,
czy wielka deklaracja - „Umrę ze złamanym sercem jeżeli nie
podążę za tym!” - znaj to wszystko jako zwodniczą atrakcję
pragnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.