niedziela, 20 marca 2016

To są jawne rządy szatana i upadłych aniołów...



Dariusz Suska: Najbardziej wpływowi filozofowie nowożytni, tacy jak Schopenhauer czy Nietzsche, są bardzo pesymistyczni w ocenie rzeczywistości. Schopenhauer mówi o wzajemnym pożeraniu się istot żywych, o świecie jako kolisku cierpienia i śmierci. Czy chrześcijaninowi taka wizja może być bliska?

Jerzy Nowosielski: Jako chrześcijaninowi jest mi bardzo bliska, bo ja jestem też bliski manicheizmowi.

Wierzy Pan więc, że tym światem i tą historią rządzi diabeł?

- Wierzę, że tzw. upadłe byty subtelne w jakimś continuum czasoprzestrzennym, którego my nie umiemy ani znaleźć, ani nazwać, tak gruntownie zepsuły boskie dzieło stworzenia, że właściwie żyjemy na gruzach. To oczywiste, że światem rządzi diabeł. Zresztą nawet w Ewangelii określony on jest mianem księcia tego świata. W pismach św. Jana rzeczywistość także jest oparta na elemencie zła.

Jeżeli przyjmiemy, że diabeł rządzi światem, to musimy również uznać, że Bóg, jeżeli jest wszechmocny, z tego świata się wycofał.

- Wygląda na to, że się wycofał.

I nie uczestniczy w historii?

- W jakiś sposób uczestniczy, ale jak, to nie umiem określić. W każdym razie Bóg nie urządza tej rzeczywistości w obronie istot na nią się składających.

Uważa Pan, że w diabła jest o wiele łatwiej wierzyć niż w Pana Boga?

- Ależ oczywiście, w Boga jest prawie w ogóle niemożliwe wierzyć. W diabła musi się wierzyć, bo się go dotyka na co dzień.

Cała tragedia zwierzęcej i ludzkiej egzystencji, tragedia przyrody - to są jawne rządy szatana i upadłych aniołów. Natomiast gdzie jest ten Bóg? Gdzie go szukać?



wtorek, 15 marca 2016

Wiem ...

Wiem co ci ofiarowałem...
Nie wiem, co otrzymałeś.


Antonio Porchia

Prawie jak ludzie

To zdjęcie dokumentuje straszną scenę – Kijów, wrzesień 1941. Babi Jar. Matka na sekundy przed śmiercią tuli do siebie dziecko. Człowiek w mundurze SS, który za chwilę zacznie mordować, nie mówi po niemiecku. To Ukrainiec, pochodzący z zachodniej Ukrainy, a dokładnie z Żytomierza. Służył w dywizji „Galicja”, a w 1943 roku uczestniczył w Einsatzgruppen.

Od kogo pochodzi ta szczegółowa wiedza? A od niego samego. Tę fotografię przejęli partyzanci wraz z dokumentami i nieśmiertelnikiem. Skonfiskowano to, gdy przeszukiwano jego ciało. Ten potworny obraz będzie jednym z najbardziej wymownych świadków ofiar nazizmu w procesie norymberskim.
Mocno uderzające jest jednak to, że to zdjęcie znaleziono także w rzeczach osobistych przy zabitym Banderze. Spoczywało sobie pośród kartek i listów, pisanych do rodziny. Przywódca ukraiński pielęgnował tą pamiątkę. Z dumą pokazywał ją dzieciom i wnukom, chwaląc się, jak „dzielnie walczył” o niepodległość Ukrainy…
Niemcy zabijali Żydów, Rosjan, Polaków, Białorusinów i Ukraińców. Tylko robili to z obojętnością, a czasem nawet pewnie z obrzydzeniem (ale nie z litości dla ofiar, ale dlatego, że „brudni ludzie” nie są godni aryjskiej rasy).
Ukraińcy zaś mordowali z przyjemnością i dla zabawy z błyskiem w oku. Ani jeden, ani drugi taki „niuans” nie ma uzasadnienia, ale różnica wiele mówi o Ukraińcach. W Polsce pojawiło się trochę dobrych publikacji o masakrze na Wołyniu i o Ruchu Bandery, ale nie trafiają one do szerszego grona czytelników w imię i ze względu na idiotyczną „przyjaźń narodów”.

Wiadomo, że Bandera pisał listy do krewnych, przyjaciół, kolegów żołnierzy. Potwierdzają to ludzie, jego towarzysze, marzący o pięknej przyszłości Ukrainy (bez Żydów i Moskali). Banderowcy potrafili pięknie rozprawiać o swych domach rodzinnych, aby potem zabijać i gwałcić, a zachowaniom tym towarzyszyły te same, prawie szczere emocje. Jeden z banderowców wspomina, jak podpalał stosy leżących trupów, marząc o wolnej Ukrainie, o spokoju, o rodzinnej chacie i o swojej mamie.
Niemcy, choć nie wszyscy zrozumieli co zrobili źle, ale nawet najzagorzalsi naziści podświadomie szukali wymówek. Dla Ukraińców „zło”, jako koncepcja, nie istnieje. Zabicie Żyda, Polaka i Rosjanina będzie zawsze odbierane dobrze. „Złem” będzie zabicie Ukraińca, choć nie zawsze. W brutalnej wojnie banderowcy dobijali swoich współbraci, którzy opóźniali marsze lub nie byli już w stanie walczyć z różnych przyczyn. Stepan Bandera w 1941 roku, zbliżając się do jednego z miast i przygotowując swoich „chłopców do pracy” mówił:
Tylko Ukraina, jej wola i obraz będą miały największe znaczenia dla nas. Jeśli pytasz mnie, jak wielu Ukraińców trzeba zabić dla dobra Ukrainy, odpowiadam: tyle, ile się da i trzeba zostawić”.
Wszystko to jest bezpośrednio związane z dniem dzisiejszym. Do dziś nie wyjaśniono, kto spalił ludzi w Odessie. Ucichła sprawa katastrofy samolotu pasażerskiego, zestrzelonego na Ługańskiem. Zachodnie media wskazują na Moskwę, ale kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada? Rosjanie twierdzą, że bezpośrednio i ideologicznie potomkowie Bandery, Szuchewyczowicza, Konowalca … i innych im podobnych.
Żołnierze niemieccy, którzy widzieli obozy koncentracyjne, a nawet oficerowie SS, pisali o „nieludzkiej nienawiści” w oczach Ukraińców. Dziś znowu, zdaniem Rosjan, widać te oczy, ale u innych młodszych właścicieli. Nienawiść grzeje znacznie lepiej niż rosyjski gaz. I nie jest ciepła, więc można wyjść i rozpocząć atak na sąsiada, a potem ogrzać się w swojej chacie.
Poczyniono wielki błąd i kiedyś możemy zapłacić za to najwyższą cenę. Żydzi w obliczu nazizmu pielęgnują i rozwijają pamięć o złu. Wożą swoje dzieci do muzeów i pokazują im wszystkie obozy koncentracyjne, nie oszczędzając psychiki dziecka, aby do łez i bólu wszystko odcisnęło się w pamięci. We wspieranej przez naszych polityków Ukrainie odradza się zło równie bardzo przerażające – uparci, okrutni i nieludzcy banderowcy!

Ale my wolimy o tym nie mówić, a najlepiej wymazać z pamięci, aby „nie psuć dobrych stosunków”, nie otwierać muzeów i nie stawiać pomników. Nawet jeden film, poświęcony tym wydarzeniom, powstaje w bólach. Po co wierzyć w pamięć starszych, jeszcze żyjących, ludzi…?

W kulturze materialistycznej, z gruntu areligijnej, mnich jest kimś niepotrzebnym

   Stańmy teraz wobec faktu, że powołanie mona­styczne może przedstawiać dla współczesnego świata problem i być zgorszeniem. W kulturach o podłożu religijnym, takich jak hinduska czy japońska, postać mnicha jest sama przez się zrozumiała. Skoro całe społeczeństwo jest zorientowane poza doczesne sta­rania o biznes i przyjemności, nikogo nie dziwi fakt, że są ludzie, którzy poświęcają swe życie niewidzial­nemu Bogu. W kulturze materialistycznej, z gruntu areligijnej, mnich jest kimś niepotrzebnym, ponie­waż „niczego nie produkuje". Jego życie wydaje się zupełnie bezużyteczne. Nawet chrześcijanie nie są wolni od tej obawy o pozorną „nieużyteczność" mni­cha, i spotykamy się z argumentacją przedstawiającą klasztor jako rodzaj dynama, które, jakkolwiek nie „produkuje" łaski, to jednak wytwarza i dostarcza światu owe nieskończenie cenne dobra duchowe.

Pierwsi Ojcowie monastycyzmu nie troszczyli się o takie argumenty, jakkolwiek mogą one być wartoś­ciowe w stosownym kontekście. W odczuciu Ojców poszukiwanie Boga nie potrzebowało żadnej obrony. Albo raczej, uważali oni, że jeśli ludzie nie postawią szukania Boga na pierwszym miejscu, żadna inna obrona monastycyzmu im nie pomoże.


 Thomas Merton OCSO, Życie w milczeniu, przekład: Benedyktyni tynieccy, TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów