sobota, 29 grudnia 2012

To co nie rzuca cienia

W Savatthi. „Mnisi, są te cztery rodzaje pokarmu dla utrzymania istot które już doszły do bycia i asystujące tym, szukającym zaistnienia. Jakie cztery? Zwykły pokarm, toporny lub subtelny; drugi, kontakt; trzeci wola; czwarty, świadomość. Takie są te cztery rodzaje pokarmu dla utrzymania istot które już doszły do bycia i asystujące tym, szukającym zaistnienia.

Jeżeli, mnisi, jest pożądanie zwykłego pokarmu, jeżeli jest w tym rozmiłowanie, jeżeli jest w tym pragnienie, świadomość staje się ustanowiona na tym i dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość jest ustanowiona i dochodząca do wzrostu, tam zachodzi imię-i-materia. Gdzie zachodzi imię-i-materia, tam jest wzrost determinacji. Gdzie jest wzrost determinacji, tam generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie jest generacja przyszłego odnowienia istnienia, tam są przyszłe narodziny, starość, i śmierć. Gdzie są przyszłe narodziny, starość i śmierć, to powiadam, iż jest to stowarzyszone z żalem, smutkiem i rozpaczą.

Jeżeli, mnisi, jest pożądanie pokarmu kontaktu, jeżeli jest w tym rozmiłowanie, jeżeli jest w tym pragnienie, świadomość staje się ustanowiona na tym i dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość jest ustanowiona i dochodząca do wzrostu, tam zachodzi imię-i-materia. Gdzie zachodzi imię-i-materia, tam jest wzrost determinacji. Gdzie jest wzrost determinacji, tam generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie jest generacja przyszłego odnowienia istnienia, tam są przyszłe narodziny, starość, i śmierć. Gdzie są przyszłe narodziny, starość i śmierć, to powiadam, iż jest to stowarzyszone z żalem, smutkiem i rozpaczą.

Jeżeli, mnisi, jest pożądanie pokarmu woli, jeżeli jest w tym rozmiłowanie, jeżeli jest w tym pragnienie, świadomość staje się ustanowiona na tym i dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość jest ustanowiona i dochodząca do wzrostu, tam zachodzi imię-i-materia. Gdzie zachodzi imię-i-materia, tam jest wzrost determinacji. Gdzie jest wzrost determinacji, tam generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie jest generacja przyszłego odnowienia istnienia, tam są przyszłe narodziny, starość, i śmierć. Gdzie są przyszłe narodziny, starość i śmierć, to powiadam, iż jest to stowarzyszone z żalem, smutkiem i rozpaczą.

Jeżeli, mnisi, jest pożądanie pokarmu świadomości, jeżeli jest w tym rozmiłowanie, jeżeli jest w tym pragnienie, świadomość staje się ustanowiona na tym i dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość jest ustanowiona i dochodząca do wzrostu, tam zachodzi imię-i-materia. Gdzie zachodzi imię-i-materia, tam jest wzrost determinacji. Gdzie jest wzrost determinacji, tam generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie jest generacja przyszłego odnowienia istnienia, tam są przyszłe narodziny, starość, i śmierć. Gdzie są przyszłe narodziny, starość i śmierć, to powiadam, iż jest to stowarzyszone z żalem, smutkiem i rozpaczą.

Załóżmy, mnisi, że artysta czy malarz, używając farby czy laki czy indygo czy karmazynu, stworzyłby postać mężczyzny czy kobiety, kompletną ze wszystkimi cechami na dobrze oszlifowanym drewnie czy ścianie czy płótnie. Tak też, jeżeli jest pożądanie zwykłego pokarmu, czy pokarmu kontaktu, czy pokarmu woli, czy pokarmu świadomości, jeżeli jest w tym rozmiłowanie, jeżeli jest w tym pragnienie, świadomość staje się ustanowiona na tym i dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość jest ustanowiona i dochodząca do wzrostu, tam zachodzi imię-i-materia. Gdzie zachodzi imię-i-materia, tam jest wzrost determinacji. Gdzie jest wzrost determinacji, tam generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie jest generacja przyszłego odnowienia istnienia, tam są przyszłe narodziny, starość, i śmierć. Gdzie są przyszłe narodziny, starość i śmierć, to powiadam, iż jest to stowarzyszone z żalem, smutkiem i rozpaczą.

Jeżeli, mnisi, nie ma pożądania zwykłego pokarmu, czy pokarmu kontaktu, czy pokarmu woli, czy pokarmu świadomości, jeżeli nie ma w tym rozmiłowania, jeżeli nie ma w tym pragnienia, świadomość nie staje się ustanowiona na tym i nie dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość nie jest ustanowiona i nie dochodzi do wzrostu, tam nie zachodzi imię-i-materia. Gdzie nie zachodzi imię-i-materia, tam nie ma wzrostu determinacji. Gdzie nie ma wzrostu determinacji, tam nie generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie nie ma generacji przyszłego odnowienia istnienia, tam nie ma przyszłych narodzin, starości, i śmierci Gdzie nie ma przyszłych narodzin, starości i śmierci, to powiadam, iż jest bez żalu, smutku i rozpaczy.

Załóżmy, mnisi, że jest dom z holem o spadzistym dachu, z oknami na północ, południe, i wschód. Kiedy słońce wstaje i promienie słoneczne wchodzą przez okno, gdzie się ustanowią?” „Na zachodniej ścianie, czcigodny panie”. „Gdyby nie było zachodniej ściany, gdzie by się ustanowiły?” „Na ziemi, czcigodny panie”. „Gdyby nie było ziemi, gdzie by się ustanowiły?” „Na wodzie, czcigodny panie”. „Gdyby nie było wody, gdzie by się ustanowiły?” „Nie ustanowiłyby się nigdzie, czcigodny panie”. „Tak też, mnisi, jeżeli, nie ma pożądania zwykłego pokarmu, czy pokarmu kontaktu, czy pokarmu woli, czy pokarmu świadomości, jeżeli nie ma w tym rozmiłowania, jeżeli nie ma w tym pragnienia, świadomość nie staje się ustanowiona na tym i nie dochodzi do wzrostu. Gdziekolwiek świadomość nie jest ustanowiona i nie dochodzi do wzrostu, tam nie zachodzi imię-i-materia. Gdzie nie zachodzi imię-i-materia, tam nie ma wzrostu determinacji. Gdzie nie ma wzrostu determinacji, tam nie generuje się przyszłe odnowienie istnienia. Gdzie nie ma generacji przyszłego odnowienia istnienia, tam nie ma przyszłych narodzin, starości, i śmierci Gdzie nie ma przyszłych narodzin, starości i śmierci, to powiadam, iż jest bez żalu, smutku i rozpaczy.

SN 12: 64

Medytacja z Ajahnem Sumedho 29


W dwóch miejscach w Suttach Kanonu, znajdujemy odniesienie do vińńanam anidasanam anantam sabbo pabham – słów wskazujących na ten naturalny stan świadomości, tej rzeczywistości. Znajduję bardzo użytecznym jasne rozpoznanie: „świadomość jest jak to”. Jeżeli zaczynam o tym myśleć, to zaczynam chcieć to zdefiniować: „Czy to nieśmiertelna świadomość?” Albo też chce się to wprowadzić do doktryny metafizycznej, bądź odwrotnie, zanegować: „Świadomość jest anicca, dukkha, anatta”. Chcemy to sklasyfikować czy zdefiniować albo jako nietrwałą i nie-ja, albo uwznioślić jako coś czego możemy się uchwycić w charakterze pozycji metafizycznej. Ale nie jesteśmy tu zainteresowani proklamowaniem metafizycznych doktryn, czy ograniczaniu się do interpretacji, które mogliśmy odziedziczyć wraz z tradycją. Próbujemy badać to w terminach doświadczenia. To pen paccattam Luang Por Chah, coś co realizujesz sam dla siebie. I tak, to co teraz mówię jest dociekaniem. Nie próbuję przekonać was czy nawrócić na mój punkt widzenia.

Świadomość jest jak to. Właśnie teraz definitywnie mamy do czynienia ze świadomością. Jest tu bycie czujnym i przytomnym. Warunki powstają i zanikają. Jeżeli spoczniesz w tej świadomości, nieprzywiązany, nie próbujący niczego robić, niczego znaleźć, nie stać się niczym, ale być zrelaksowanym i ufnym, wtedy powstają rzeczy. Nagle możesz być przytomny fizycznego uczucia, pamięci, czy emocji. Te wspomnienie czy wrażenie powstaje we świadomości, by następnie zaniknąć. Świadomość jest jak pojazd, jest sposobem jak rzeczy są.

Czy świadomość ma coś wspólnego z mózgiem? Mamy tendencje by myśleć o niej jako o jakimś rodzaju mentalnego stanu, zależnego od mózgu. Postawą zachodnich naukowców jest to, że świadomość jest w mózgu. Ale czym głębiej dociekasz za pomocą sati-pańńa, tym bardziej widzisz, że mózg, system nerwowy, i całokształt psychofizycznej formacji powstaje we świadomości, jest zależny od świadomości. Oto dlaczego możemy być przytomni ciała i dokonywać refleksji, obserwować cztery postawy – siedzenia, stanie, chodzenie i leżenie. Będąc przytomnymi siedzenia, tak jak tego teraz doświadczacie, nie ograniczacie się do czegoś co jest w mózgu. Ciało jest we świadomości; jesteś przytomny całego ciała doświadczającego siedzenia.

Świadomość nie jest osobista. To nie świadomość w mojej czy twojej głowie. Każdy z nas ma swe własne świadome doświadczenie, ale czy to ta świadomość nie jest rzeczą nas jednoczącą? Czy nie jest naszą „jednością”? Stawiam pytania; są odmienne sposoby zapatrywania się na to. Kiedy zrezygnujemy z różnic - „Ja jestem Ajahnem Sumedho a ty jesteś tą inną osobą” - kiedy puścimy te tożsamości i przywiązania, świadomość dalej funkcjonuje. Jest czysta, nie ma cechy bycia osobistą, nie jest uwarunkowana przez bycie mężczyzną czy kobietą. Możesz nadać jej jakąś cechę, lecz ona jest jak to. Kiedy zaczynamy rozpoznawać, że świadomość jest tym co nas jednoczy razem i jest naszym wspólnym gruntem, wtedy widzimy, że jest to uniwersalne. Kiedy przesyłamy metta milionom chińczyków w Chinach, może nie są to tylko sentymentalne i miłe myśli, może jest w tym jakaś moc. Nie wiem, stawiam pytania. Nie zamierzam się ograniczać do poszczególnego poglądu, który został uwarunkowany przez moje kulturowe tło, ponieważ większość z tego jest całkiem wątpliwa. Nie myślę, by moje kulturowe tło było czymś bardzo wiarygodnym.

Czasami theravada jawi się jako anihilicjonizm. Wpadasz w tą fiksację: „Nie ma duszy, nie ma Boga, nie ma jaźni”; to bycie przywiązanym do poglądu. Czyż Nauki Buddy nie są do przebadania i dociekania? Nie próbujemy potwierdzać czyjegoś poglądu na temat Kanonu Pali, ale użyć Pali, do badań nad naszym doświadczeniem. To odmienny sposób widzenia rzeczy. Jeżeli poświęcisz się takim badaniom, rzeczywiście zaczniesz widzieć różnicę pomiędzy czystą świadomością i tym kiedy powstaje jaźń. To nie mgliste czy niewyraźne: -„czy teraz istnieje jaźń?” - tego rodzaju rzecz; to jasne poznawanie.

I tak, wtedy powstaje jaźń. Zaczynam myśleć o sobie, o moich uczuciach, moich wspomnieniach, mojej przeszłości, moich lękach, moich pragnieniach, powstaje cały świat wokół „Ajahna Sumedho”. Wchodzą na orbitę – moje poglądy, moje uczucia, moje opinie. Mogę dać się pochwycić przez ten świat, ten pogląd na mnie samego powstaje w świadomości. Ale jeżeli znam to takim, moje schronienie nie jest już dłużej schronieniem w byciu osobą. Nie biorę schronienia w byciu osobowością, czy w moich poglądach czy opiniach. Wtedy mogę puścić wszystko, i tak świat Ajahna Sumedho kończy się. To co pozostaje, kiedy kończy się świat to anidassana vińńana – ta pierwotna, niedyskryminująca świadomość, ona ciągle operuje. Zatem nie oznacza to, że Ajahn Sumedho umiera i kończy się świat, bądź, że jestem nieświadomy.

Pamiętam kogoś bardzo przestraszonego tą mową o końcu świata. „Buddyści praktykują medytację by zobaczyć koniec świata. Oni naprawdę chcą zniszczyć świat. Nienawidzą świata i chcą zobaczyć jego koniec” - tego rodzaju paniczna reakcja. Zwykłemu człowiekowi świat jawi się w terminach fizycznych – to a planeta, kontynenty i oceany, biegun północny i południowy. Ale w Dhammie Buddy świat jest czymś co stworzyliśmy w świadomości. Dlatego też możemy żyć w odmiennych światach. Świat Ajahna Sumedho nie będzie światem stworzonym przez ciebie; jednakże świat powstaje i się rozpada, a to co jest przytomne jego powstawania i rozpadu, przekracza świat. Jest lokkuttara (transcendentne) raczej niż lokiya (światowe).


Kiedy rodzimy się fizycznymi narodzinami, mamy w obrębie tej formy świadomość. Ta świadomość zaczyna operować, I wtedy, oczywiście, uzyskujemy nasze poczucie jaźni, przez matkę i ojca i tło kulturowe. Zaznajamiamy się i asymilujemy różne wartości, nasze poczucie jaźni jako osoby, a to ma swoje podstawy nie w Dhammie, ale w avijja – nasze poglądy, opinie, i preferencje obecne w tej kulturze. Dlatego też może być nieskończenie wiele problemów wynikających z postaw kulturowych. Życie w wielokulturowym społeczeństwie jest właśnie takie, łatwo o wzajemne niezrozumienie, ponieważ jesteśmy uwarunkowani na odmienne sposoby widzenia siebie i otaczającego nas świata. Zatem pamiętajcie, że kulturalne uwarunkowanie pochodzi od avijja (niewiedzy) o Dhammie. To co tu teraz robimy, jest obdarzaniem świadomości informacją, pańńa, uniwersalną wiedzą raczej, niż jakąś kulturową filozofią.

Dhamma Buddy, gdy w nią wejrzeć, nie jest nauką wywodzącą się z tla kulturowego. Nie jest ona o kulturze indyjskiej czy cywilizacji, dotyczy ona naturalnych praw, z którymi się stykamy żyjąc, pojawianie i zanik rzeczy; Dhamma jest o rzeczach takimi jakimi one są. Te Nauki wskazują na sposób istnienia rzeczy – a to nie wiąże się z kulturowymi ograniczeniami. Mówimy o anicca, dukkha, anatta. To nie indyjska filozofia czy kultura; to rzeczy, które muszą być zrealizowane. Nie operujesz wychodzac z jakiegoś kulturowego systemu wierzeń. Budda kladzie nacisk na przebudzenie, zwracanie uwagi raczej, niż uchwycenie się jakiegoś doktrynalnego stanowiska*, z którego wychodzisz.

*Opisywany sposób jest jak najbardziej możliwy do praktykowania, jednak, co należy podkreślić, Nauka Buddy obdarza nas paroma dogmatami, których powinniśmy się trzymać, jeżeli aspirujemy do zastąpienia naszej ignorancji bezpośrednią wiedzą. Tyle, że oczywiście wiara w odrodzenie czy prawo działania, nie jest czymś co Nauka Buddy odziedziczyła z kultury indyjskiej. Te dogmaty zostały nam przekazane przez Buddę w oparciu o jego bezpośrednie doświadczenie. A że jest tu ono akurat w zgodzie z tłem kulturowym i religijnym starożytnych Indii? Tym lepiej dla Indii.

Świat w naszym umyśle



Historia z czasów Buddy może nam pomóc rozszerzyć nasze zrozumienie co to oznacza. Pewnej nocy, podczas której medytował, pewien bóg o imieniu Rohitassa pojawił się przed nim. Powiedział Buddzie: „Kiedy byłem ludzką istotą, byłem duchowym poszukiwaczem o wielkich mocach, poruszającym się po niebie. Mimo tego, że podróżowałem przez sto lat by osiągnąć koniec świata, z wielka determinacją i zdecydowaniem, nie potrafiłem dotrzeć do końca świata. Umarłem podczas podróży. Zatem powiedz mi, czy jest możliwe by osiągnąć koniec świata”.

Budda odpowiedział: „Nie jest możliwe by osiągnąć koniec świata przez podróżowanie, ale mówię również, że jeżeli nie osiągnie się końca świata, nie zakończy się cierpienia”. Rohitassa był trochę zadziwiony i powiedział: „Proszę wyjaśnij mi to, czcigodny panie”. Budda odparł: „W tym ciele jest świat, powstanie świata, wstrzymanie świata i droga prowadząca do wstrzymania świata”.

W tym wypadku Budda użył dokładnie tej samej formuły jak w Czterech Szlachetnych Prawdach. Świat „loka” w tym odniesieniu oznacza świat naszego doświadczenia. I to w takim znaczeniu, prawie zawsze Budda używa terminu „świat”. Odnosi się do świata naszego doświadczenia. To obejmuje tylko widoki, dźwięki, zapachy, smaki, dotyki, myśl, emocję, uczucie. To jest to co nazywamy światem – moim światem, twoim światem. To nie abstrakcyjny geograficzny, planetarny typ świata. To bezpośrednie doświadczenie planety, ludzi, kosmosu. Tu jest powstanie świata, wstrzymanie świata i droga prowadząca do wstrzymania świata.

Budda mówi, że jak długo tworzymy „mnie i moje doświadczenie” - „mnie tutaj” i „ciebie tam” - utkwiliśmy w świecie podmiotu i obiektu. I to jest dukkha. I droga prowadząca do wstrzymania tej dualności jest drogą do wstrzymania cierpienia. Geograficznie, nie jest możliwe dojście do końca świata. To tylko kiedy dochodzimy do wstrzymania świata, realizujemy koniec dukkha. Kiedy przestajemy tworzyć zmysłowe obiekty jako absolutne realności i przestajemy widzieć myśli i uczucia jako trwałe rzeczy, jest w tym wstrzymanie. Zobaczenie, że świat jest w naszych umysłach, jest sposobem pracy z tymi pryncypiami. Cały wszechświat jest obejmowany, gdy realizujemy że wydarza się on w naszych umysłach. I w tym momencie, kiedy rozpoznajemy, że wszystko dzieje się tu, świat się kończy.

Ajahn Amaro

Zasada nie-przebywania


*
Jednym z tematów na który Ajahn Chah kładł specjalny nacisk, była zasada nie-przebywania. Podczas krótkich dwóch lat, które spędziłem wraz z nim w Tajlandii, mówił o tym wielokrotnie. Na wiele sposobów próbował oddać to, że nie-przebywanie jest esencją ścieżki, podstawą spokoju, bramą do świata wolności.

Podczas lata 1981 roku, Ajahn Chah przekazał Ajahowi Sumedho bardzo znaczące nauczanie, dotyczące wyzwalającej cechy nie-przebywania. Ajahn Sumedho był w Anglii już parę lat, gdy dotarł do niego list z Tajlandii. Mimo, że Ajahn Chah potrafił czytać i pisać, rzadko to robił. Faktycznie, prawie nic nie pisał i nigdy nie pisał listów. Wiadomość zaczynała się od notatki kolegi mnicha z Zachodu. Pisał on: „Cóż, Ajahnie Sumedho, nie uwierzysz, ale Luang Por zdecydował, że chce napisać list do ciebie i poprosił mnie, bym zapisał to co podyktuje”. Przesłanie od Ajahn Chah było bardzo krótkie, a oto co powiedział: „Jakiekolwiek masz uczucia, miłości czy nienawiści do czegokolwiek, będą one twoimi pomocnikami i rodzicami w budowaniu parami. Dhamma Budy nie jest do znalezienia w przemieszczaniu się naprzód, ani w cofaniu się do tyłu, ani w nieruchomym trwaniu. To, Sumedho, jest twoje miejsce nie-przebywania”.
*
Zasada nie-przebywania jest niezmiernie frustrująca dla konceptualnego/myślącego umysłu, ponieważ taki umysł wzniósł budowlę z „ja” i „ty”, z „tutaj” i „tam”, z „przeszłości” i „przyszłości” i z „tego” i „tamtego”.

Tak długo jak wyobrażamy sobie rzeczywistość w terminach jaźni i czasu, jako „mnie” który jest w pewnym miejscu i może pójść w inne miejsce, wtedy nie zdajemy sobie sprawy, że pojęcia iść naprzód, cofać się, i stać nieruchomo są całkowicie zależne od relatywnych prawd o jaźni, miejscu i czasie. W terminach rzeczywistości fizycznej, jest przychodzenie i odchodzenie. Ale jest również miejsce transcendencji, gdzie nie ma przychodzenia i odchodzenia. Pomyślcie o tym. Gdzie naprawdę możemy pójść? Gdziekolwiek możemy pójść, jesteśmy zawsze „tutaj”, czyż nie? By rozwiązać pytanie: „Gdzie możesz pójść?” musimy puścić – puścić jaźń, puścić czas, puścić miejsce. W takim porzuceniu jaźni, czasu i miejsca, wszystkie pytania są wstrzymane.

Ajahn Amaro

Akaliko - „Kiedy” nie ma zastosowania

Ajahn Amaro




Czas jest jeszcze jednym obszarem, gdzie możemy rozpoznać subtelne lgnięcie. Możemy doświadczać spoczynku w przytomności i mieć towarzyszące temu poczucie klarowności i przestrzenności, ale możemy również mieć mocne wrażenie, że to wydarza się teraz. Kiedy działamy, bez rozpoznania tego, obracamy tą teraz-istość w cechę solidności. Proces puszczania dzieje się z poziomu na poziom. Gdy odpada jeden poziom, możemy stać się podekscytowani i myśleć: „Och, świetnie. Teraz jestem wolny. Ta otwarta przestrzeń jest wspaniała”. Ale wtedy realizujemy, że „Coś nie jest całkiem tak. Ciągle jest pewna kleistość w systemie”. Zauważamy wzmocnienie się czasu i ograniczenia jaki stworzyliśmy w teraźniejszości.

Są pewne wersy o czasie, autorstwa Szóstego Patriarchy, które lubię cytować. Mówi on:

W tym momencie, nie ma nic co dochodzi do bycia.
W tym momencie, nie ma nic, co zanika.
I tak, w tym momencie, nie ma narodzin i śmierci doprowadzanych do końca.
I tak, absolutny spokój jest w tym momencie, i stąd jest wieczna błogość.

Narodziny i śmierć zależą od czasu. Czegoś jawiącego się zrodzonym w przeszłości, żyjącego teraz, co umrze w przyszłości. Gdy puścimy czas, i gdy również puścimy istość rzeczy; dostrzegamy, że nie ma rzeczywistej „rzeczy” dochodzącej do istnienia czy umierającej; jest tylko takość obecnego. W ten sposób, nie ma narodzin czy śmierci by doprowadzić je do końca. Oto jak ten moment jest absolutnie spokojny; jest poza czasem, akaliko.

Używamy takiej frazy jak „ten moment”, ale nie jest co całkiem odpowiednie, ponieważ to ciągle daje nam wrażenie o teraźniejszym jako o małym fragmencie czasu. Gdyż choć jest to tylko ten moment, teraźniejsze jest bezgraniczne. W puszczaniu struktur przeszłości i przyszłości, realizuje się, że ten obecny moment jest nieskończonym oceanem, i rezultatem tej realizacji jest życie w wieczności, bezczasowości. Nie musimy wzmacniać i wyobrażać sobie obecnego teraz w opozycji do przeszłości i przyszłości – jest to samo-wspomagająca się głębia. Mówimy tutaj o porzucaniu lgnięcia na bardzo subtelnym poziomie, o praktyce, która wymaga sporo szybkiego i starannego duchowego przemieszczania się. Kiedy widzimy, że nasz umysł dał się przez coś pochwycić, możemy zastosować klasyczną metodę vipassany – stosując przeciwko temu kontemplację nietrwałości, cierpienia, i nie-ja.

Ajahn Mun – ustać podczas sztormu



Ten kto praktykuje, musi trenować swoje serce by stało się stabilne i silne, by wytrzymać siły sztormów, które zawsze czekają na szansę powstania. Generalnie, powstają one w samym sercu, gdzie spoczywają, gotowe by się wyrwać i nawiedzić i unieważnić naszą determinację pracy z wysiłkiem, tak, że stajemy się słabi i nieefektywni i nasza uprzednia siła, determinacja i gotowość do pogodzenia się z kłopotami stale maleje, aż do miejsca gdy już dłużej nie czynimy zupełnie żadnego postępu. W końcu dochodzimy do tego, że stajemy w miejscu i zanurzamy się wpadając w dukkha, jak to czyniliśmy przed rozpoczęciem treningu. Dzień za dniem, dryfujemy coraz dalej od Wielkiego Nauczyciela i Buddam Saranam Gacchami staje się ledwie słowami, które każdy może powtarzać. Ale ważną rzeczą jest, że prawda słowa „Buddham” staje się coraz bardziej ulotna i znika z naszego serca. To jest to, co Lord Budda nazywał „tym który zrezygnował; pokonany przez kilesy Mary”, co oznacza, że jest się niezdolnym by walczyć przeciwko własnym niskim i niekorzystnym myślom. Ten kto jest pokonany przez kilesy Mary, otwiera drogę dla całej masy cierpienia w swych sankharach, by stratowały i zniszczyły go, bez jego możności odkrycia takiego sposobu myślenia, przez który uleczyłby siebie za pomocą uważności i mądrości. Lecz człowiek ma wystarczającą uważność i mądrość dzięki którym mógłby uciec i wydostać się z tej sytuacji, używając zręcznych środków wojownika, ratując siebie znad przepaści.

Pan Cogito o postawie wyprostowanej


1
W Utyce
obywatele
nie chcą się bronić
w mieście wybuchła epidemia
instynktu samozachowawczego
świątynie wolności
zamieniono na pchli targ
senat obraduje nad tym
jak nie być senatem
obywatele
nie chcą się bronić
uczęszczają na przyspieszone kursy
padania na kolana
biernie czekają na wroga
piszą wiernopoddańcze mowy
zakopują złoto
szyją nowe sztandary
niewinnie białe
uczą dzieci kłamać
otworzyli bramy
przez które wchodzi teraz
kolumna piasku
poza tym jak zwykle
handel i kopulacja

2
Pan Cogito
chciałby stanąć
na wysokości sytuacji
to znaczy
spojrzeć losowi
prosto w oczy
jak Katon Młodszy
patrz żywoty
nie ma jednak
miecza
ani okazji
Żeby wysłać rodzinę za morze
czeka zatem jak inni
chodzi po bezsennym pokoju
wbrew radom stoików
chciałby mieć ciało z diamentu
i skrzydła
patrzy przez okno
jak słońce Republiki
ma się ku zachodowi
pozostało mu nie wiele
właściwie tylko
wybór pozycji
w której chce umrzeć
wybór gestu
wybór ostatniego słowa
dlatego nie kładzie się
do łóżka
aby uniknąć
uduszenia we śnie
chciałby do końca
stać na wysokości sytuacji
los patrzy mu w oczy
w miejsce gdzie była
jego głowa

Zbigniew Herbert

Umieraj dyskretnie


Najważniejsza dyskrecja. Wszystkie firmy pogrzebowe podkreślają, że kto skorzysta z ich usług, uraduje się w duchu, choć zachowa smutną minę. Cisi grabarze rzecz całą urządzą tak zgrabnie, że nikt niczego nie zauważy. Śmierć nie zaćmi radości doczesnego życia.

Wszak we Francji nadal życie i śmierć terroryzuje straszydło młodości. Zdrowym być, młodym być, wcierać tony kremów przeciw zmarszczkom, wyginać wargi do uśmiechu i prostować plecy.

Młodym być i umrzeć po cichu. Jeśli agonia skrzywiła rysy nieboszczyka i zabrała mu uśmiech, zakład pogrzebowy oferuje za osiemset franków zastrzyk przywracający zmarłemu błogi wyraz twarzy. Przynajmniej na czas wesołej stypki w wynajętym saloniku konsolacyjnym.


Krzysztof Rutkowski
Paryskie pasaże

Aleksander Wat o zaślepieniu


Zbieraliśmy podpisy przeciwko regulaminowi więziennemu ministra Michałowskiego. Dużo takich akcji robiłem, zbierałem podpisy wśród profesury i wśród pisarzy. Zrównano wtedy więźniów politycznych z kryminalnymi. Między innymi zwróciłem się do Słonimskiego. Słonimski mi powiedział: "Ja, owszem, chętnie podpiszę, ale pod warunkiem, że będzie wzmianka o sowieckich więzieniach", protest również przeciwko więzieniom sowieckim. W końcu nie byłem głupi, byłem inteligentny, przynajmniej jak widać z nowel. Doskonale jednak pamiętam moje zdumienie, moje ubolewanie, nawet moją pogardę dla tego Słonimskiego, który miesza takie rzeczy. Jak on może nie rozumieć, że co innego jest więzić przeciwników wolności, a co innego jest więzić obrońców wolności? Co innego jest więzić tych, którzy w zasadzie są za więzieniami, a co innego jest więzić tych, którzy w zasadzie są przeciw więzieniom? Przecież nie byłem krętaczem, nie byłem głupcem. Ale ja naprawdę uważałem, że istnieje ta jakaś podstawowa różnica. Pomyśl o mojej mentalności w tym czasie. Z tego masz wzorek tej mentalności, która się wdaje w komunizm i tak powoli ześlizguje się. Uważam to rozróżnienie za jedno z tych moich najniższych intelektualnych den. Rozróżnienie, które i dotychczas robią progresiści. Straszne rozróżnienie. To już trzeba kompletnego zaślepienia intelektualno-moralnego.

Mój wiek

Wyobraźnia a namiętności u Ewagriusza


Wielorakości ludzkiej myśli odpowiada u Ewagriusza rozmaitość terminologii. O ile logismós i nóema wyrażają pewien uniwersalny twór psychiki, to inne z kolei wy­raźnie wskazują na źródło swego pochodzenia. Fantasia, eidolon, morfe, schema ujmują obrazy będące tworem wyobraźni, natomiast mneme - wspo­mnienia pochodzące z pamięci. Między fantasia a po­zostałymi wymienionymi tworami wyobraźni istnieje podobny związek, jak pomiędzy logismós  a noema. Fantasia zwykłe oznacza jakieś wyobrażenie szko­dliwe dla życia duchowego, na przykład obrazy pod­suwane przez demony podczas snów i nocnych wizji. Wyobrażenia te są wewnętrznym okiem, przez które docierają do nas zewnętrzne impulsy. Tymczasem pozostałe twory wyobraźni (eidolon, morfe, schema), podobnie jak noema, zdają się nie zawierać w sobie takiego zagrożenia. Jednak na wyższym etapie do­świadczenia Boga, one również odwodzą od czystej modlitwy, gdyż przywołują obecność materialnej rzeczywistości, podczas gdy człowiek pragnie stanąć przed tajemnicą w duchu i prawdzie. Podobnie rzecz się ma ze wspomnieniem, mneme, które samo w sobie nie jest szkodliwe, choć staje się takim na etapie gnostike. Wtedy, podsuwając rzeczy sobie charakterystyczne, szkodzi.

   Spór pomiędzy stoikami a Arystotelesem o znacze­nie wyobrażeń (ennoia) dla powstania namiętności (patos) jest Ewagriuszowi znany. Przyjmuje on, za Plotynem, stanowisko pośrednie, uznaje bowiem, że obie relacje mogą zachodzić: wyobrażenie może wzbudzić namiętność, a namiętność - wyobrażenie. Oba przypadki wskazują jednak na negatywną rolę zarówno wyobrażeń, jak i namiętności w życiu duchowym. To kolejny przykład wspomnianej ostrożności pontyjskiego mnicha wobec tworów ludzkiej psychiki. W istocie jednak nie da się tych zagadnień sprowadzić na płasz­czyznę psychologiczną. Psychologia Ewagriuszowa prowadzi do teologii. Wysiłki człowieka zdążają wsza­kże do określonego celu - ma on osiągnąć stan czy­stej modlitwy.

ze wstępu do II tomu Pism ascetycznych Ewagriusza z Pontu, ojciec Leon Nieściór OMI

Planeta Jaźń

Zniewolony przez myśli?

Masz wiele myśli na swój temat w ciągu dnia. Siła grawitacji która trzyma je w pobliżu pochodzi z Planety Jaźń. Umysł ulega obsesji wobec idei bycia sobą. I nie rozpoznaje: To właśnie jest problem.
Twoja uwaga orbituje wokół Planety Jaźń, ponieważ „ja” dostarcza grawitacyjnego przyciągania wszystkim myślom, czyniącym je myślami o TOBIE.

Jeżeli rozpoznałbyś, że nie są one o tobie RZECZYWISTYM, mogłyby po prostu przychodzić i odchodzić. Twoja uwaga byłaby uwolniona z niewoli jaźni i oddałaby się na służbę świadomego kontaktu. Rozpoznania życia samego w sobie. Podróżowałbyś lżejszy – bez żadnych procedur czy praktyki, ale z prostym rozpoznaniem tego co jest.

Powód dla którego trzymam się narracji w mojej głowie jest taki: myślę, że to o mnie. Przez uwolnienie jakiejś części uwagi od selfingu (samo-identyfikacj) pojawia się przytomność świadomego kontaktu; a wtedy następuje koniec zniewolenia. Raz rozpoznawszy, że nie jesteś jaźnią, gubisz zainteresowanie wszelkimi jej aktywnościami. Prosto przez doświadczenie, że ten selfing nie jest „tobą”.

Tak zgubisz zainteresowanie wobec obsesyjnych myśli, tworzących historie o uczuciach które masz lub których nie masz. Uwaga, uprzednio przyklejona do ekranu selfingu, będzie zwolniona, tym samym będzie dostępna świadomemu kontaktowi – w każdym momencie doświadczenia.

Większość twojej uwagi poświęcona jest temu co się NIE wydarza (przeszłość i przyszłość) zamiast temu co JEST. Kiedy dewocjonalna praktyka selfingu zostaje wstrzymana, możesz poświęcić się temu co wydarza się TERAZ: Świadomemu stanowi tego czym jesteś – świadomemu kontaktowi. Uprzytomnisz sobie egzystowanie. Jestem.

Kiedy jesteś zidentyfikowany jako jaźń, żyjesz jak gdybyś był stałą rzeczą – RZECZOWNIKIEM. To nie pozwala ci na rozpoznanie aktywnego doświadczenia zwanego życiem. Akceptujesz mentalną interpretację zastępującą bezpośrednie przeżywanie.



Myślisz, że życie jest na temat tego co się wydarzyło, czy tego co się może wydarzyć. Myślisz, że życie jest związane z oczekiwaniami, oderwaniem się od tego momentu na rzecz mistycznego momentu, który będzie lepszy niż ten moment, ponieważ wydaje się jakby w tym momencie nic się nie działo. Z jakiego punktu widzenia? Z tego punktu widzenia: jaźni jako rzeczownika!

Życie jest czasownikiem - pojawiającym się w każdym nowym momencie. Zawsze dziejące się. Inaczej nazywałoby się „byłością” czy „dopiero-będzie-istością”. Selfing sprawia tu cuda: ucieleśniasz „było” w jakąś mityczną przeszłość czy „będzie” w pełną nadziei (bądź obaw!) mityczną przyszłość. Ale nic takiego się nie dzieje.

W selfingu życie wydarza się DLA ciebie. Jaźń stała się tak mocnym punktem odniesienia, że wszystko co się wydarza, wydarza się DLA ciebie.

To olbrzymia interpretacja, i kiedy interpretujesz życie, gubisz je. Nie jest możliwe by było inaczej. Nie możesz ogrodzić czasownika. Idziesz razem z nim.

Nie musisz ZMIENIAĆ faktu, że żyjesz totalnie w interpretacji. Zwróć uwagę na przytomność, i ta przytomność zatrzyma uwagę, skłaniając od rezygnacji z selfingu. Cała produkcja przemieści się na tło, i tło, które jest przytomnością wysunie się na pierwszy plan. Nastąpi zmiana emfazy. I będziesz podróżował lżejszy.

Po prostu zajmij się ideą, że nie jesteś jaźnią, z którą się identyfikujesz. Koncentracja na „ja” wiąże cię z rzeczami, i nadaje tym rzeczom znaczenie, tak że mogą na ciebie wpływać. Okoliczności cię nie wiążą, to skoncentrowanie na „ja” wiąże cię do okoliczności.

Myśl jest tylko myślą; ale zmienia się dramatycznie, kiedy staje się MOJĄ myślą. Interpretacja myśli jaką będącej moją jest dla niej obciążeniem. I tak myśl, w naturze której jest przychodzenie i odchodzenie, już tak szybko nie odchodzi.

Myśl staje się uprzytomnioną. Słyszysz myśl. Ale teraz słyszysz ją jako: „Ja jestem myślącym tą myśl”. Myśl staje się obserwowana jako moja. To akt identyfikacji. Moja myśl.

MOJE łączy się z systemem plików zwanych Paul. Paul ma mnóstwo plików o życiu będącym w relacji do Paula. Jak tylko myśl staje się identyfikowana jako MOJA myśl, system plików otwiera się, wyciągając stare idee i aplikując je w tą myśl. Agentem wiążącym nie jest myśl, twoje zawłaszczanie jest agentem wiążącym.

I teraz jesteś związany z tą myślą; i zamiast iść swoją drogą, orbituje ona wokół ciebie. Planeta TY zapewnia siłę grawitacji utrzymującą cyrkulację myśli.

Jeżeli stracisz zainteresowanie ideą, że jesteś tą planetą, wtedy stracisz zainteresowanie MYŚLAMI O TOBIE jako tą planetą – uwalniając myśli z ich grawitacyjnej orbity, tak by mogły przychodzić i odchodzić swobodnie.





Paul Hedderman

Ajahn Mun - esencja nauczania



Podczas pouczania mnichów, czcigodny Ajahn Mun kładł wielki nacisk na praktyki dhutanga, i specjalnie podkreślał konieczność życia w odosobnionych miejscach takich jak lasy, wzgórza, jaskinie i wiszące klify. Jak się mi wydaje, stale podkreślał tą grupę dhatung, prawie za każdym razem, kiedy nas uczył. Jeżeli nie wspomniał o tych miejscach na początku mowy, robił to podczas podsumowania. Było to spójne z tym co sam praktykował; lubił żyć w lasach i na wzgórzach przez całe swe życie. Jego nauczanie rzadko jeśli w ogóle pozwalało esencji Dhammy na odseparowanie się od tych praktyk Dhatunga.

Ajahn Maha Bua

Medytacja z Ajahnem Sumedho 28



Wychodząc od ignorancji, z niezrozumienia drogi jaką ona jest, identyfikujemy się z warunkami i dajemy się pochwycić w ich ruch. Kiedy się tak dzieje, możemy zauważyć, jak wpływa na nas myślenie. Moje poczucie siebie samego jako osoby, mój ego-pogląd, przechodzą niezakwestionowane. Zawsze mam to poczucie bycia „mną”. Strach, chciwość, gniew, i pomieszanie, powstają; warunki ulegają zmianie, a jednak zakładam, że cały czas pozostaję tą samą osobą. Zawsze jestem Ajahnem Sumedho, niezależnie od tego co robię. To nigdy nie jest kwestionowane, nigdy nie podlega dociekaniu. Przez identyfikowanie się z takim konceptem, chwytam się pewnego rodzaju trwałości. Zawsze jestem tą osobą.

To samo z pozycjami. Kiedy mówię słowo Ajahn, oznacza ono „nauczyciela”; to tajskie słowo wyprowadzone z sanskryckiego acarya. I tak jestem acarya, Ajahnem, nawet gdy śpię w mojej kuti, nikogo nie ucząc. Jeżeli zidentyfikuję się z „jestem Ajahnem” jako rodzajem ciągłej trwałej tożsamości, da mi to zawsze poczucie bycia nauczycielem. Jeżeli jest w tym pojęcie: „jestem nauczycielem”, to każdy inny jest kimś do pouczania. I tak tkwi się w identyfikacji, będąc przywiązanym do pozycji, tytułów, i tożsamości, które cię determinują. To ma taki skutek.

I to jest to co robi przywiązanie do percepcji; sprawia, że rzeczy wydają się większe niż rzeczywiście są. Idea, że tylko Ajahn uczy, że nie nauczysz się niczego od kogoś innego, jest ograniczająca. Byłbyś męczący, gdybyś zawsze wychodził z pozycji nauczyciela. Stworzyłbyś iluzję. Rzeczywisty proces to uczenie się od siebie nawzajem, czyż nie? Z rozlicznych sytuacji i okoliczności które się nam przytrafiają. Uczymy się i nauczamy wzajemnie, nawet jeżeli nie widzisz siebie jako nauczyciela; mogę się nauczyć czegoś od ciebie i ty możesz się nauczyć czegoś ode mnie.

Ustalone tożsamości wzmacniają poczucie izolacji i samotności. Masz tendencję by działać zgodnie z tym co o sobie myślisz, usztywniasz się na pewnej pozycji i po tym nie wiesz, jak wchodzić w relacje na inny sposób. Po prostu obserwuj tą pozycję Ajahna, zależną od warunków; jest ona formalną konwencją. W codziennym życiu widzisz zmieniające się sytuacje; czasami ta tożsamość jest odpowiednia a czasami nie jest już dłużej potrzebna. W Zgromadzeniu pewni mnisi mówią: „Nie chcę być Ajahnem”, ponieważ to izoluje ich na pozycji autorytetu. Większość mnichów z Zachodu ma problemy z autorytetem.




Być albo nie być?

Być albo nie być jest Błędnym Pytaniem

Znaczna część Nauki Buddy zajmuje się dokładnie tym pytaniem. Jeden z traktatów Nagardżuny, bazuje częściowo na fragmencie z Kanonu Pali. Nagardżuna był wielkim filozofem, i wiele z jego nauk stało się centralnymi w tradycji Mahayany. Ale, jak widać, wiele z jego nauk i komentarzy bazowało na Kanonie Pali. Wspomniany fragment z którego jest wyprowadzona jego egzegeza brzmi mniej więcej: „Kiedy widzi się powstanie doświadczenia, dojście do zaistnienia świata, dzięki właściwej mądrości, wtedy „nie-istnienie” w odniesieniu do świata, nie jest afirmowane. A kiedy widzi się, z właściwą mądrością, wstrzymanie świata, zanik warunków, wtedy „istnienie” świata nie jest afirmowane. „Wszystko istnieje” jest jednym ekstremum; „Nic nie istnieje” jest drugim ekstremum. Bez uciekania się do ekstremów, Tathagata wykłada Dhammę środkową: to z ignorancją jako warunek, determinacje dochodzą do bycia; z determinacjami jako warunek, świadomość dochodzi do bycia ..” (S12:15). Jest interesujące, że słowo „rigpa” jest tłumaczeniem słowa Pali vijja. To co mamy w tym fragmencie, jest tym czym zwykle zaczyna się współzależne powstawanie. Z ignorancją jako warunek … Kiedy jest marigpa, wtedy rigpa traci się i mamy cały cykl współzależnego powstawania. Nie skłaniając się ani ku istnieniu ani ku nie-istnieniu, Budda wskazuje, że „byt jest prawdą” i „jestem” - to idee zgodne z eternalizmem. A powiedzieć „Nie-istnienie jest prawdą”, czy „nie jestem” to zgadzać się z anihilicjonizmem. To zwykło frustrować współczesnych mu filozofów jako szalone, ponieważ brak w tym prostej odpowiedzi. Budda jednak, zawsze wskazywał, że jego Nauka jest drogą środka. I powiedział, że ta dualność istnienie / nie-istnienie powstaje z powodu ignorancji, z uwagi na brak wglądu. Kiedy brak vijja, są tam determinacje, dualność to/tamto, podmiot/obiekt, tutaj/tam i cały ten cykl ze mną/innymi, mną tutaj i światem tam, dochodzą do istnienia. Wszystkie te dualistyczne osądy powstają z tego. Kiedy ludzie próbowali nakłonić Buddę do odpowiedzi na pytania dotyczące istnienia/nie-istnienia, otrzymywali takie odpowiedzi: „Istnieje” nie ma zastosowania. „Nie-istnieje” nie ma zastosowania. „Zarówno istnieje, jak i nie istnieje” nie ma zastosowania. „Ani istnieje ani nie istnieje” nie ma zastosowania. Tathagata naucza, że prawda jest inna niż to, mianowicie z ignorancją jako warunek … Dla krytycznego umysłu to może wyglądać jak całkowicie bezużyteczne podejście. Słuchaj, daj mi po prostu zwykła odpowiedź, raz na zawsze rozstrzygającą, czy jaźń istnieje, czy też nie? Co wydaje się bardziej pomocnym, to podejście do takich zagadnień od strony doświadczenia, tak, że możemy to odkryć sami dla siebie.

Ajahn Amaro

Być, nie stawać się

Ajahn Sumedho stale powraca do mówienie raczej o byciu oświeconym niż staniu się oświeconym. Być przebudzonym teraz; być oświeconym co do obecnego momentu. To nie o tym, że wykonując teraz pewne praktyki, staniesz się oświeconym w przyszłości. Taki rodzaj myślenia jest związany z „ja” i czasem i nie przynosi owoców. Nauki dzogczen są takie same. To nie sprawa odnalezienia rigpa jako obiektu czy robienia czegoś teraz, by uzyskać rigpa w przyszłości; to o byciu rigpa teraz. Jak tylko zaczynamy robić coś z tym czy mówić: „Hej, patrz, mam to”, czy „Jak mogę to zachować?” umysł chwyta się tej myśli i zostawia rigpę – chyba, że myśl jest widziana jako jeszcze jedna transparentna formacja w obrębie przestrzeni rigpa.

Sam Ajahn Sumedho nie zawsze był w tym punkcie tak jasny. Często opowiadał historie o swych własnych obsesjach bycia „medytującym”. Metoda nauczania Ajahn Chah kładzie całkiem spory nacisk na formalną praktykę medytacji. Ale z drugiej strony zawsze podkreślał by nie oddzielać formalnej medytacji od reszt życia. Mówił o utrzymaniu kontynuacji praktyki niezależnie czy się chodzi, stoi, siedzi, czy leży. Tak samo z jedzeniem, korzystaniem z toalety i pracą. Ważne by cały czas utrzymywać kontynuację przytomności. Ajahn Chah zwykł mówić: „Jeżeli twój spokój zależy od medytacyjnej maty, kiedy ją opuszczasz, opuszcza cię i spokój umysłu.

Ajahn Amaro

Gdzie jesteśmy?


Możesz praktykować zrozumienie doświadczenia ograniczeń. Spróbuj odjąć fizyczny element twego ciała i spojrzeć na siebie w terminach umysłu. Odkryjesz, że cecha granicy rozpada się, tak jak to robi idea „gdzie jestem” i „gdzie są inni ludzie”. Zobaczysz, że ciało, jego położenie, i trójwymiarowa przestrzeń, odnoszą się tylko do rupa-khandhy – tylko do świata materialnej formy. Faktycznie, „wewnątrz” i „zewnątrz”, „tutaj” i „tam”, „przestrzeń” i „przestrzenne relacje” odnoszą się tylko do formy; nie mają zastosowania wobec umysłu. Umysł nie istnieje w przestrzeni. Trójwymiarowa przestrzeń istnieje tylko w relacji do świata fizycznych form.

Oto dlaczego medytowanie z otwartymi oczami jest dobrym testem. Wydaje się, że są tu osobne ciała. Jedno jest tu, drugie tam. Z zamkniętymi oczami jest łatwiej poczuć jedność. Materialna forma daje nam poczucie odseparowania, ale te wrażenie zależy całkowicie od świata materialnego. W terminach umysłu, miejsce nie ma zastosowania. Umysł nie jest nigdzie. Jesteśmy tu, ale nie jesteśmy. Te ograniczenia odseparowanej jednostki są konwencjami mającymi relatywną ale nie absolutną ważność.

Tworzymy iluzję odseparowania i indywidualności poprzez naszą wiarę w zmysłowy świat. Kiedy puszczamy świat zmysłów, szczególny sposób w jaki wchodzimy w relacje z fizyczną formą, wtedy zaczynamy być zdolni do rozszerzenia wizji tego czym jesteśmy jako istoty.

Ajahn Amaro

Cioran - Ćwiartowanie - wypisy

Jedynie koszmar historii pozwala nam odgadnąć koszmar transmigracji. Wszelako z pewnym zastrzeżeniem. Bla buddysty peregrynacja z istnienia na istnienie to groza, z której chce się wyzwolić; przykłada się do tego ze wszystkich sił, szczerze przerażony nieszczęściem ponownych narodzin i ponownej śmierci, i nigdy by nie pomyślał, aby się nim w skrytości rozkoszować. Brak u niego jakiegokolwiek porozumienia z nieszczęściem, z zagrożeniami, które czyhają nań z zewnątrz, a przede wszystkim od wewnątrz.
My, pozostali, paktujemy zaś z tym, co nam zagraża, pielęgnujemy nasze przekleństwa, łakniemy tego, co nas niszczy, za nic nie zrezygnowalibyśmy z naszego koszmaru, któremu przydaliśmy tyle wielkich liter, ile doznaliśmy złudzeń.

Na targu dwie staruszki poważnie rozmawiają. Kiedy nadszedł czas rozstania, jedna z nich, bardziej zniszczona, powiada: „żeby zachować spokój, w życiu należy trzymać się normy”.
To właśnie, pomijają język, głosił Epiktet.

W pewnym angielskim tygodniku diatryba przeciwko Markowi Aureliuszowi, którego autor oskarża o hipokryzję, filistyzm, i pozerstwo. Wściekły, gotowałem się do odpowiedzi, kiedy pomyślawszy o cesarzu, szybko się uspokoiłem. Nie powinienem się denerwować w imieniu kogoś, kto mnie nauczył, żeby się nigdy nie denerwować.

W zoo. - Wszystkie te zwierzaki zachowują się przyzwoicie, oprócz małp. Czuć, że człowiek jest blisko.

Według Orygenesa tylko dusze skłonne do zła, „mają złamane skrzydła”, oblekają się w ciała.
Innymi słowy, bez fatalnego łaknienia nie ma wcielenia, ani historii. Tkwi w tym przerażająca oczywistość, którą można wytrzymać, gdy tylko otoczy się ją choćby najmniejszym aparatem teologicznym.

Założyć rodzinę. Myślę, że łatwiej by mi przyszło założyć imperium.

Kiedy widzę jak ktoś walczy za jakąś sprawę, obojętnie o co, staram się dowiedzieć, co się dzieje w jego umyśle i skąd może się brać ów tak oczywisty brak dojrzałości. Odmowa poddania się może być oznaką „życia”. Lecz w żadnym razie przenikliwości czy po prostu zastanowienia. Człowiek rozsądny nie zniża się do protestów. Ledwie pozwala sobie na oburzenie. Branie spraw ludzkich serio świadczy o jakimś ukrytym defekcie.

Moja misja to zabić czas, jego z kolei – zabić mnie. Całkiem dobrze można się poczuć między mordercami.

Wizyta pewnego malarza, który opowiada mi, jak będąc na Południu, udał się z wizytą do pewnego ślepca i zastał go samego, pośród ciemności: nie mógł się powstrzymać od wyrażenia litości i zapytania go, czy można znieść istnienie, kiedy nie widzi się światła. „Nie wie pan, co pan traci” - brzmiała odpowiedź ślepca.

Ten pozagrobowy spokój, jaki się odczuwa, odwracając się od świata. Nagle zdawało mi się, że widzę uśmiech, który właśnie ogarnął przestrzeń. Kto się uśmiechał? Skąd emanowało to wielkie szczęście, które ogarnia twarze mumii? W jednej chwili dotarłem do drugiego brzegu, w jednej chwili musiałem stamtąd powrócić, tak niegodny, aby dzielić tajemnice zmarłych.

Ściśle rzecz biorąc, nie zaznałem ubóstwa. Poznałem za to przynajmniej brak zdrowia, co uwalnia mnie od wyrzutów sumienia, że nie żyłem w ubóstwie.

Jak się dowiedzieć, że się ma rację? Kryterium jest proste: jeśli inni się od was odsuwają, bez wątpienia jesteście bliżej istoty rzeczy niż oni.

Ten kto bywając wśród ludzi, czyni sobie jakiekolwiek złudzenia na ich temat, powinien zostać skazany na powtórne narodziny, aby nauczyć się obserwować, widzieć, aby być trochę na bieżąco.

Żywi – potępieni, wszyscy lecz tego nie wiedzą. Ja, który to wiem, mam jakąś przewagę? Tak, mam, uważam, że cierpię bardziej niż oni.

„Wybaw mnie od tej godziny” - głosi Naśladowanie. „Wybaw mnie od wszystkich godzin” byłoby słuszniejsze.

X to człowiek, którego wady badałem przez całe lata z zamiarem doskonalenia się... Przywiązywał wagę do wszystkiego. Zrozumiałem, że to jedyna rzecz, której nie należy robić. Jego przykład, zawsze obecny w moim umyśle, od jakże wielu uniesień mnie uwolnił!

Według Nagardżuny - umysłu subtelnego, który wyszedł nawet poza nihilizm – tym co Budda podarował światu jest „nektar pustki”. Czyż na granicy najbardziej abstrakcyjnej i destrukcyjnej analizy odwoływanie się do napoju, niechby nawet napoju bogów, nie jest słabością, ustępstwem? Obojętnie, jak daleko by się zaszło, wszędzie wlecze się za sobą hańbę bycia – lub bycia kiedyś – człowiekiem.

Podczas godzin czuwania każda chwila jest tak pełna i tak wolna, że staje się rywalką Czasu.

Głębokie wzruszenie z dzieciństwa, kiedy słyszałem jak mój ojciec, wróciwszy z cmentarza opowiadał o młodej matce, która straciła córeczkę i wybuchła śmiechem, gdy spuszczano trumnę do grobu. Atak obłędu? Tak i nie. Bo kiedy bierze się udział w pogrzebie, w obliczu absolutnego oszustwa nagle zdemaskowanego czyż nie ma się ochoty zareagować tak, jak ta kobieta?

Negowanie grzechu pierworodnego byłoby dowodem na to, że nigdy nie wychowywało się dzieci.
Ja ich nie wychowywałem, to prawda, ale wystarczy, gdy sobie przypomnę moje reakcje gdy sam byłem dzieckiem, abym nie miał najmniejszych wątpliwości, co do pierwszego z naszych potknięć.

Trudniej umierać w wieku lat sześćdziesięciu lub osiemdziesięciu niż dziesięciu albo trzynastu. Nieuzależnienie od życia, w tym tkwi sedno! Bo życie to nałóg. Największy z możliwych. To tłumaczy dlaczego tak trudno się go pozbyć.

„Czym jest prawda?” - to pytanie fundamentalne. czymże ono jest wszakże obok „jak wytrzymać życie?” A nawet to blednie przy kolejnym: „jak wytrzymać siebie?”

Niezdolny aby żyć w chwili, lecz jedynie w przeszłości albo w przyszłości, w niepokoju i żalu! Tymczasem teologowie są formalistami i to właśnie jest warunkiem a nawet definicją grzesznika. Człowiek bez teraźniejszości.

Gdyby nieomylnie dostrzegało się, kim się jest, miałoby się jeszcze odwagę, by się położyć, ale na pewno nie do tego by wstać.

Od zawsze zmagałem się z jednym zamiarem, aby przestać się zmagać. Wynik: zero.

Epiktet: „Szczęście nie polega na tym by zdobywać, korzystać, ale na tym by nie odczuwać pragnienia”. Jeśli mądrość jest definiowana jako przeciwieństwo Pragnienia, to dlatego, że jej celem jest to, byśmy byli ponad codzienne rozczarowania, jak też ponad rozczarowania dramatyczne, nieodłączne – tak jedne jak i drugie – od faktu pragnienia, oczekiwania, nadziei. A szczególnie chce uciec przed rozczarowaniami kapitalnymi, mądrość bowiem specjalizuje się w sztuce stawiania czoła czy też poddawania się „ciosom zadawanym przez los”. Ze wszystkich starożytnych to stoicy właśnie najlepiej rozwinęli tę sztukę. Jeśli dać im wiarę, mędrzec cieszy się wyjątkowym statusem we wszechświecie: bogowie są chronieni przed wszelkim złem; on jest ponad, dano mu siłę, która pozwala zwalczyć wszystkie pragnienia. Bogowie wciąż są podporządkowani swym pragnieniom, żyją w poddaństwie; tylko on mu się wymyka.

W tej chwili jestem sam. Czegoż mógłbym chcieć jeszcze? Bardziej intensywne szczęście nie istnieje. A jeśli, to słuchanie, jak – dzięki rosnącej ciszy – moja samotność rośnie.

Podług mitologi sumeryjskiej potop był karą, którą bogowie wyznaczyli człowiekowi za hałas, jaki czynił. Czegóż by się nie dało, żeby się dowiedzieć, jak mu się odwdzięczą za obecną wrzawę!

„Życie głupca jest nieprzyjemne, niespokojne, całe pędzi ku przyszłości”. Tymi słowami Seneki przytoczonymi przez Montaigne można posłużyć się do pokazania, że obsesja sensu historii to źródło zaburzeń i że istotnie nim jest: iść z prądem albo mu się przeciwstawiać, sprowadza się do tego samego, skoro w obu przypadkach wciąż patrzymy w stronę przyszłości jako posłuszne lub posępne ofiary.

Tłumaczenie: Maciej Falski

Życie jak sen

.
Gdybyśmy śnili co noc o tej samej rzeczy, przejmowałaby nas ona tyleż, co przedmioty, jakie widzimy codziennie. Gdyby wyrobnik był pewien, iż będzie śnił co noc przez dwanaście godzin, że jest królem, sądzę, iż byłby prawie równie szczęśliwy, co król, który by śnił co noc przez dwanaście godzin, że jest wyrobnikiem.

Gdybyśmy śnili co noc, że nas ścigają nieprzyjaciele i tym podobne majaki, dni zaś spędzali na rozmaitych zatrudnieniach, jak to bywa w podróży, cierpielibyśmy prawie tyle, co gdyby to było prawdziwe, i lękalibyśmy się snu, tak jak lękamy się przebudzenia, kiedy obawiamy się popaść w takie nieszczęścia w rzeczywistości. I w istocie taki sen sprawiałby może tyleż męki co rzeczywistość.

Ale ponieważ sny są wszystkie inne, a nawet jeden i ten sam odmienia się, to, co w nich widzimy przejmuje nas o wiele mniej niż to, co widzimy na jawie, a to z przyczyny ciągłości, która wszelako nie jest tak jednostajna i równa, aby się też nie zmieniała, ale mniej gwałtownie, chyba czasem tylko, np. w podróży; wówczas powiadamy: „Zdaje mi się, że śnię”; życie bowiem jest snem nieco mniej niestałym.

***
.
Główne przewagi pirrończyków — zostawiam na boku pomniejsze — są: iż nie mamy żadnej pewności prawdy tych zasad poza wiarą i objawieniem, chyba w tym, iż czujemy je w sobie w sposób przyrodzony. Otóż to naturalne poczucie nie jest przekonywającym dowodem ich prawdy. Skoro nie mamy pewności tego, poza wiarą, czy człowiek jest tworem dobrego Boga, złego ducha lub przypadku, pozostaje wątpliwym, czy te wszczepione w nas zasady są prawdziwe, fałszywe lub niepewne. Tym więcej, iż nikt nie ma pewności, poza wiarą, czy czuwa, czy śpi, ile że w czasie snu wierzymy silnie, że czuwamy; mniemamy, iż widzimy przestrzenie, kształty, ruchy; czujemy, jak upływa czas, mierzymy go; słowem, działamy tak samo jak na jawie. Skoro tedy połowa życia spływa na śnie, w którym wedle naszego własnego wyznania mimo wszystko, co się nam zdaje, nie mamy żadnego pojęcia o prawdzie (jako iż wszystkie nasze uczucia są wówczas złudzeniem); kto wie, czy ta druga połowa naszego życia, w której zdaje się nam, że czuwamy, nie jest innym snem, nieco różnym od pierwszego, z którego budzimy się, kiedy nam się zdaje, że śpimy.

I czy można wątpić, iż gdybyśmy śnili w towarzystwie i gdyby przypadkiem sny się zgadzały, co jest dosyć częstym, a gdybyśmy czuwali w samotności, uwierzylibyśmy snadnie w przewrócony porządek rzeczy? Wreszcie, ponieważ często śnimy, że śnimy, spiętrzając jeden majak senny na drugi, czyż samo życie nie jest tylko snem, na którym inne sny są zaszczepione, z którego budzimy się przy śmierci i podczas którego mamy równie słabe pojęcie o prawdzie i dobru, co podczas snu naturalnego; rozmaite zaś myśli, które nas zaprzątają, są może tylko złudzeniami, podobnie jak upływ czasu i inne czcze urojenia w naszych snach?

Pascal Myśli

***

Snu niczym nie trzeba kłócić,
Bo sen istotne to życie,
Póki z zbudzeniem rozbicie
Nie przyjdzie. Śni król, że włada,
A słów pochlebców kaskada
Każdą kropelką strumienia
Oznacza bliskość zbudzenia.
Śni bogacz skarbów nadmiary,
Nędzę, ubóstwo śni stary,
Śni, kto możnieje i rośnie,
Śni, kto się trapi żałośnie.
Śni, kto się gniewa obrażon:
Śnią wszyscy, choć się nie ważą,
Że śnią, otwarcie powiedzieć.
Śnię ja, że muszę tu siedzieć
W wieży, jak śniłem, że wolny
Zemście bieg dałem swawolny.
Czym życie? Złudzenia chwilką,
Czym życie? Marzeniem tylko,
Cieniem, majakiem, rojeniem,
Największe szczęście — pół niczym:
Sennym jest życie — marzeniem,
Sen zaś snem tylko zwodniczym. 

Calderon, Życie jak sen

Celibat - porady praktyczne



Ludzie nie przestrzegający celibatu - piszę ludzie, gdyż w Dhammie, przynajmniej za czasów Buddy, wielu świeckich, nie tylko mnichów, utrzymywało celibat – nie zdają sobie sprawy jak bardzo ich stan odbiega od zdrowia, mniej więcej na tej zasadzie jak uzależniony od narkotyków, nie ma większych problemów z głodem narkotycznym dopóki systematycznie spożywa kolejne dawki, dopiero gdy na jakiś czas odstawi narkotyk, zaczyna widzieć jak bardzo jest chory:

„… Kto zaś popełnia grzech ciałem, nie ma żadnych natrętnych myśli”. (V, 6)

Jak radzić sobie z „zespołem odstawienia” i związanym z nim myślami pożądania? Samo stwierdzenie, że nie powinno się mieć takich myśl, oczywiście jest zgodne z prawdą, tyle że na początkowym etapie celibatu ta dobra rada jest trudna do realizacji. Ale oczywiście są metody, pomagające wprowadzić ją stopniowo w życie:

Pewnego razu do abba Pojmena przybył brat i spytał: „Co mam robić, ojcze? Dręczą mnie pokusy nieczyste. Byłem u abba Ibistiona i poradził mi: <Nie powinieneś pozwalać, by one długo pozostawały przy tobie>”. Abba Pojmen odrzekł: „Czyny abba Ibistiona są w niebie i nie rozumie ona tego, co jest wokół niego. Ja zaś i ty żyjemy w świecie nieczystości. Lecz jeżeli mnich będzie panował nad brzuchem, językiem i pozostanie w samotności, niech ufa, iż nie zginie”. (V, 10)

Abba Jan Karzeł powiedział: „Jeżeli jakiś król chce zdobyć wrogie miasto, najpierw odcina dopływ wody i żywności dla tych, którzy są w mieście, a wtedy oni zagrożeni głodem poddają się. Tak jest i z namiętnościami ciała. Jeżeli człowiek żyje w postach i w głodzie, słabną nieprzyjaciele, którzy niepokoją jego duszę. (IV, 19)

Abba Hyperechios powiedział: „Post jest dla mnicha jakby wędzidłem grzechu. Kto go odrzuca, niczym rozszalały koń galopuje, pożądając kobiety”. (IV, 51)

Warto zauważyć, że co prawda Budda jadł jeden posiłek dziennie i rekomendował, by mnisi go w tym naśladowali, to niektórzy dziś wcielający tą zasadę w życie, mają często całkiem pokaźne brzuchy. Sprawa jest prosta, należy się trzymać i innej rekomendacji Buddy, by jeść mało, sama idea jednego posiłku dziennie, to za mało powiedziane i podczas takiej jednej sesji mnisi potrafią zjeść całkiem sporo. Pewien mnich zapytał starca o radzenie sobie ze zmysłowymi myślami, na co ten odpowiedział, że nigdy nie miał z nimi żadnego problemu. Mnich zgorszył się ta odpowiedzią, uznając to za w najwyższym stopniu nienaturalne i zniesmaczony, odszedł. Ale jakiś inny starzec poradził mu, żeby wrócił z powrotem i poprosił o dodatkowe wyjaśnienia, gdyż być może w słowach tych tkwi prawdziwa głębia. Oto jakie otrzymał wyjaśnienie:

ponieważ, odkąd zostałem mnichem, nigdy nie spożywałem do syta ani chleba, ani wody, nie spałem wystarczająco, nie zaspokajałem głodu. Znosząc te dolegliwości nie zaznałem pokus nieczystości”. (V, 32)

(Cytaty zostały wzięte z tomu drugiego Apoftegmatów Ojców Pustyni z serii źródła monastyczne, wydawanej przez Wydawnictwo Benedyktynów)

Immanentny potwór

Między trzęsieniem ziemi i wojenną masakrą nie ma dla mnie większej różnicy niż między morderstwem za pomocą kuchennego noża i morderstwem za pomocą sztyletu. Immanentny potwór, który zamieszkuje materię, tak samo się posługuje – na swoją korzyść lub niekorzyść, co jak się zdaje, jest mu obojętne – poruszeniem głazu gdzieś w górze, jak poruszeniem zazdrości lub żądzy w ludzkim sercu. Głaz spada i zabija człowieka; żądza lub zazdrość uzbrajają rękę i ręka zabija człowieka.

Fernando Pessoa
Księga Niepokoju
tłumaczenie: M. Lipszyc

Niewiedza o niewiedzy

«Poznanie błędu jest początkiem wyzwolenia się z niego». Wybornie, moim zdaniem, powiedział to Epikur. Kto bowiem nie wie, że popełnia błędy, nie może chcieć poprawy. Trzeba, żebyś wpierw pochwycił siebie na złym uczynku, zanim będziesz pragnął poprawy. Niektórzy chełpią się swymi wadami. Czy sądzisz, że ci, co przywary swe zaliczają, do cnót, myślą choć trochę o środkach poprawy? Toteż w miarę swych możliwości staraj się obwiniać siebie i szukać przeciwko sobie dowodów. Nasamprzód działaj w charakterze swego oskarżyciela, potem sędziego, a wreszcie orędownika.

Seneka, Listy

Paul Hedderman - Miska

 


Weź miskę. Włóż do niej różne rzeczy, zrób zupę. Czy miska się zmieni? Nie, nie bardziej niż misa nieba gdy latają po niej ptaki i poruszają się gwiazdy.

Tak samo nie zmienia się umysł, gdy przepływają przez niego myśli. Ta pustka umysłu, której tak się obawiamy, jest naszym prawdziwym domem.

JESTEŚ tą PRZESTRZENIĄ: Świadoma przytomność tego co pojawia się w każdym momencie. Ale ty identyfikujesz się z mentalnym procesem, który mówi: „Jestem zupą”.

„Dlaczego życie dzieje się dla mnie w ten sposób?” Ponieważ skonstruowałeś się jako część zupy, kiedy w rzeczywistości jesteś kontekstem, miską. Życie wydaje się wydarzać tobie, jako zupie, pełen dramat nieodpowiedniego przyprawienia i tak dalej.

Wolność jest KONTEKSTEM życia. To co niepoprawnie nazywasz „ja” jest KONTEKSTEM. Widzisz zawartość życia, ale gubisz kontekst w którym się to zawiera – wolność która jet „pierwotniejsza” niż jaźń. Widzisz gwiazdy, ale nie zwracasz uwagi na niebo, na którym się pojawiają.

Ego szuka strategi by ukryć twoją prawdziwą naturę. Wie, że nie „znajdziesz” tego czym już jesteś!

Twoje życie staje się zbiorowiskiem przeszłych i przyszłych myśl – choć przeznaczeniem życie jest być TERAZ, ze swobodnie przepływającymi przez nie myślami.

Nie ty masz świadomości, świadomość ma ciebie. Jesteś w zupie: Myślenie, że właśnie tym jesteś, gdy mieszasz myśli i uczucia wypełniające miskę.

Twoje myśli chcą byś uwierzył, że jesteś odseparowanym długotrwałym niezależnym bytem. Ciało staje się punktem zogniskowania tego złudzenia. Moje ciało. Moje to, moje tamto. Spójrz jak o wiele cięższe stają się myśli, gdy zawłaszczone jako „moje”!

Co się wydarza, kiedy przestajesz spełniać rozkazy myśli? Jaźń nie jest już dłużej centrum. Następuje przeskok, wraz z którym odchodzi „moje”.

Czy uwięzisz Życie w małej klatce, jak małego ptaka? Naturą ptaka jest latanie. Wtedy staje się TWOIM ptakiem. I tak uwięziłeś ptaka; ale czy jest to jeszcze ptak?

Poza brzegami miski (poza zawartością) czeka życie, zawsze dostępne. Tam rozpoznajesz, że myśli nie są tobą. Przelatują jak ptaki.

Czy podążasz za ptakami do ich domów, by zajrzeć do misek ich gniazd? Zatem czemu robisz to z myślami?

Proste bycie świadkiem, jak oko jest świadkiem przelatującego ptaka: To świadomy kontakt.

Bycie jaźnią jest wyczerpującą pracą! Czemu chwytać się życia? Uwolnij to wszystko! Ustanów uwagę wolną – niech będzie jastrzębiem unoszącym się wysoko.


Ludzie kopią w pyle, a potem narzekają, że nie widzą.

piątek, 28 grudnia 2012

Medytacja z Ajahnem Sumedho - 27

I tak w tej ciszy, jeżeli jej nie zauważam, nawet uchwycenie się terminu sprawia, że raczej szukam czegoś, niż pokładam zaufanie w byciu tutaj, rozluźniony i otwarty. Doświadczenie słuchania, otwartości, nie nasłuchiwania w oczekiwaniu czegoś czy próbowania znalezienia czegoś do słuchania, ale po prostu zaufania do siebie, by słuchać w ten sposób. Do tego potrzebna jest cierpliwość, ponieważ umysł jest niespokojny i stykamy się z wieloma wątpliwościami; wątpliwościami co do siebie samych; wątpliwościami co do praktyki, co do nauczyciela, na temat tego odosobnienia – myślenie tworzy wątpliwości. I tak, kiedy dochodzi do tej przytomności, jeżeli jesteś pochwycony w negatywny stan sceptycyzmu, czy wątpliwości czy rozpaczy, czym jest to co poznaje te stany? Kiedy mówisz, „Czuję rozpacz”, co jet tym co zna rozpacz, co jest tym co poznaje ją jako obiekt?

W tego rodzaju pytaniach, „Co jest tym, co poznaje?”, nie szukasz odpowiedzi w terminach słów Pali czy angielskiego czy dowodu naukowego. To sprawa zaufania do siebie. Wiesz, to jest twoje życie; doświadczasz życia z tego punktu. Możesz wtedy zapytać: „Ajahanie Sumedho, czy doświadczam to we właściwy sposób?” Myślisz, że mógłbym to wiedzieć lepiej niż ty. Możesz projektować na mnie omnipotencję i powiedzieć: „On może wejrzeć głęboko w nasze dusze i rozpoznać wszystko co się w nich kryje, i prawdopodobnie wie, co myślę i czego potrzebuję”. To ciągle myślenie, czyż nie? Jedynym, który może to wszystko wiedzieć w tym momencie jesteś ty. Mogę czynić założenia, bazujące na twoim języku ciała czy wyrazie twarzy. Mogę uzyskać wskazówki, na temat tego co się z tobą dzieje, ale to ty znasz rzeczywistość nastroju, wspomnienia, uczucia – pozytywnego, negatywnego, neutralnego, jakiekolwiek. Nie jesteś tym czym myślisz, że jesteś; jesteś na pewien sposób niewiedzącym i potrzebujesz mnie, bym ci powiedział. To ciągle proces myśli, czyż nie? Stworzyć siebie jako kogoś, kto nie wie, i mnie jako kogoś kto wie. To kolejna kreacja.

Zatem te poczucie zaufania, rozpoznawania tej przytomności, ufania jej ponieważ, w rzeczywistości to jest wszystko co posiadamy, to jest fundament, wyzwolenie, brama do Nieśmiertelności. I to dlatego mówimy: paccattam veditabbo vińńuhi: zrealizować to dla siebie, poznać to dla siebie – i nikt nie zrobi tego za ciebie ani ci tego nie da. Najwięcej co możemy zrobić, to wskazywać. Jeżeli będziesz ciągle patrzył na mnie, będziesz widział tylko palec. Wskazuję i mówię: „Spójrz na księżyc”, a ty patrzysz na mój palec wskazujący. Wtedy wchodzi w to pańńa, mądrość. Widzisz palec jako wskazujący, patrzysz, i widzisz księżyc. Nie ma co się rozwodzić nad palcem. Ludzie cierpią tak bardzo z powodu wątpliwości co do siebie samych i nadmiernego krytycyzmu i poczucia nieadekwatności – termin klucz używany obecnie: „brak poczucia własnej wartości”. To nawyk jaki wyrobił się w nas, żyjących w tej kulturze. Dlatego nie należy mu wierzyć. Nie definiuj siebie, nie dokonuj wciąż ocen jakościowych z przypisywaniem cech i przypinaniem metek, ale przebudź się do tego naturalnego stanu – to jest schronienie.

Ajahn Amaro - Lęk przed wolnością



Budda powiedział, że puszczenie poczucia „ja” jest najwyższym szczęściem. Ale przez lata staliśmy się bardzo zadowoleni z tej postaci, czyż nie? Jak powiedział pewnego razu Ajahn Chah, „To jak posiadanie drogiego przyjaciela, którego znaliśmy przez całe życie. Byliście nierozłączni. A tu przychodzi Budda i mówi, że ty i twój przyjaciel musicie się rozdzielić”. To łamie serce. Ego jest opuszczone. Powstaje poczucie umniejszenia i straty. Za tym przychodzi pogrążenie się w uczuciu desperacji.

Dla jaźni, istnienie jest zawsze definiowane w terminach bycia czymś. Ale praktyka i nauczanie w sposób jasny kładą nacisk na niezdefiniowane bycie, przytomność: bez granic, bez barw, nieskończone, wszechobecne – sam to nazwij. Kiedy istnienie jest niezdefiniowane w ten sposób, wydaje się to dla ego jak śmierć. I śmierć jest rzeczą najgorszą. Nawyki bazujące na ego uderzają z pełną determinacją i szukają czegoś by wypełnić przestrzeń. Cokolwiek: „Szybko, daj mi problem, praktykę medytacyjną (to dozwolone!). Lub coś z pewnym rodzajem wspomnień, nadzieją, niespełnioną odpowiedzialnością, czymś czym można się martwić czy czuć się winnym, cokolwiek!” Doświadczałem tego wielokrotnie. W tej przestrzenności, wydaje się jakby siedział przed drzwiami głodny pies desperacko próbujący dostać się do środka. „No co jest? Wpuść mnie!” Głodny pies chce wiedzieć: „Kiedy ten człowiek zamierza zwrócić na mnie uwagę? Siedzi tam od wielu godzin jak jakiś Budda. Czy nie wie, że jestem tutaj głodny? Czy nie wie, że jest zimno i mokro? Czy nie dba o mnie?”

„Wszystkie sankhary są nietrwałe. Wszystkie dhammy są takie i puste. Nie ma innych ..” [Mówca naśladuje tu głodnego psa]. Te doświadczenia zaopatrzyły mnie w najwyższym stopniu odsłaniające momenty mojej duchowej praktyki i badań. Zawierają w sobie taki fanatyczny głód istnienia. Cokolwiek może być, cokolwiek, ażeby tylko czymś być: porażka, sukces, mesjasz, zaraza na świecie, masowe morderstwo. „Tylko pozwól mi czymś być, Boże, Buddo, ktokolwiek”. Na co Budda odpowiada: „Nie”.

Wymaga niezwykłych wewnętrznych środków i siły, by być zdolnym do powiedzenia „nie” w ten sposób. Patetyczne błagania ego stają się bardzo intensywne. Ciało mogą ogarnąć dreszcze, i nasze nogi mogą zbierać się do ucieczki. „Wydostań mnie stąd!” Prawdopodobnie nasze nogi nawet zaczną się ruszać by dostać się do drzwi, ponieważ ta potrzeba jest tak silna.

W tym miejscu, świecimy światłem mądrości, wprost u korzeni odseparowanej egzystencji. Ten korzeń jest gruby. Wymaga wielkiej pracy by wydobyć go i przeciąć. Zatem powinniśmy oczekiwać całkiem sporo oporu i kłopotów w wykonywaniu tego rodzaju pracy.

Powstaje intensywny niepokój. Nie zniechęcaj się. Pozostaw to samotnym. Jest normalnym by doświadczać smutku i silnych uczuć pomieszania. Jest tu mała istota, która właśnie umarła. Serce odczuwa stratę. Pozostań z tym i pozwól temu przeminąć. Uczucie, że „coś stracę jeżeli nie podążę za tą skłonnością” jest zwodniczą wiadomością pochodzącą od pragnienia. Niezależnie czy jest to małe drgnięcie niepokoju, czy wielka deklaracja - „Umrę ze złamanym sercem jeżeli nie podążę za tym!” - znaj to wszystko jako zwodniczą atrakcję pragnienia.

Nieruchoma płynąca woda



Ajahn Chah stawiał ludziom pytanie „Gdzie pójdziesz?” przez parę miesięcy. Gdy do niego przywykli, zmieniał pytania. Przez całą swoja karierę nauczyciela, posługiwał się wieloma takimi pytaniami. Ostatnie pytania, których używał przed tym zanim jego zdrowie podupadło, były w formie małej serii: „Czy widziałeś kiedyś nieruchomą wodę?” Potwierdzali. „Tak, oczywiście, widzieliśmy nieruchomą wodę”. W tym samym czasie, prawdopodobnie mówili do siebie: „To dość dziwne pytanie”. Ale na zewnątrz wszyscy byli dla Ajahn Chah pełni szacunku, gdyż był jednym z wielkich tajlandzkich mistrzów medytacji. Wtedy pytał. „Dobrze więc, ale czy widzieliście płynącą wodę?” „Tak, widzieliśmy płynącą wodę”. A czy widzieliście nieruchomą płynącą wodę?” „Nie, tego nigdy nie widzieliśmy”.

Kochał wywoływać ten element zmieszania. Wtedy Ajahn Chah wyjaśniał, że natura umysłu jest nieruchoma a jednak płynąca. Płynąca, a jednak nieruchoma. Używał słowa citta na poznający umysł, umysł przytomny. Citta sama w sobie jest totalnie nieruchoma. Jest milcząca i przestrzenna. Obiekty umysłu – widoki, dźwięki, zapachy, smaki, dotyki, myśli i emocje – przepływają przez nią. Problemy powstają ponieważ czystość umysłu staje się zaangażowana w zmysłowe wrażenia. Niewytrenowane serce goni za miłym, ucieka przed bolesnym, i jako tego rezultat samo zaczyna się zmagać, czując wyobcowanie i cierpienie. Przez kontemplowanie naszego doświadczenia, możemy jasno rozróżnić pomiędzy umysłem który wie (citta) i zmysłowymi wrażeniami, które przez nią przepływają. Przez odmowę bycia zaangażowanym w jakiekolwiek wrażenia, odnajdujemy schronienie w tej jakości niewzruszonego, milczenia i przestrzenności, które są własną naturą umysłu. Ta strategia niewtrącania się zezwala na wszystko i nie jest przez nic zakłócana.

Ajahn Amaro

Oddychanie i chodzenie




Wysiłek by uczynić jasne rozróżnienie pomiędzy umysłem poznającym a obiektami umysłu jest w naszej praktyce bardzo ważne. Uważność oddychania jest dobrym sposobem by pracować z tym wglądem. Po prostu dostrzegaj uczucie oddychania wraz z tym jak podążasz za nim. Oddech jest ruchomy, ale to co zna oddech nie rusza się.

Prawdopodobnie możemy pochwycić idę tej praktyki rozpoznając przestrzeń na końcu wydechu i dalej, na końcu wdechu. Zauważamy, że jest tam pauza, przestrzeń. Ale jeżeli rozszerzymy naszą wizję, zaczniemy zauważać, że ta przestrzenność i niewzruszoność są w rzeczywistości tam zawsze. Wraz z oddychaniem, wdechem i wydechem, jest tam wieczna przestrzenność i umysł pozostający niezakłóconym przez ruch oddechu.

Możemy rozciągnąć to praktykę na chodzoną medytację. Jeżeli stoimy nieruchomo, z oczami otwartymi lub zamkniętymi, możemy zauważyć, że wszystkie wrażenia ciała są poznawane w umyśle. Poczucie stóp na ziemi, stojące ciało, doświadczanie powietrza, itd., są wszystkie poznawane w umyśle. Może zabrać parę minut, by to uchwycić, ale jeżeli wykonamy wysiłek, wkrótce takie wrażenie umysłu zostanie ustanowione. Wtedy po prostu pozwalamy ciału chodzić.

Zwykle gdy chodzimy, idziemy w pewne miejsce; to może skomplikować naszą wizję. W rzeczywistości nie ma esencjonalnej różnicy pomiędzy udawaniem się gdzieś, czy chodzeniem bez celu. Chodzona medytacja jest bardzo pomocna w ten sposób; w znaczniej mierze upraszcza rzeczy. Wiemy, że absolutnie nigdzie nie idziemy. Jest to świadomie całkowicie bezcelowe ćwiczenie na poziomie próbowania dostania się w jakiejś miejsce. Przez pracę z poruszającym się ciałem, możemy stać się świadkami chodzącego ciała, nie idąc nigdzie. Tak jak ciało chodzi, spokojnym krokiem, zaczynamy dostrzegać, że mimo to iż ciało się rusza, umysł który zna ten ruch jest nieruchomy. Ruch nie ma zastosowania do przytomności. Są ruchy ciała, ale umysł znający te ruchy nie porusza się. Jest w tym niewzruszoność a jednak jest ruch. Ciało się przemieszcza, płyną percepcje, ale jest tam niewzruszoność. Jak tylko umysł chwyta się tego, zaczynamy myśleć, że gdzieś idziemy, wtedy olej i woda mieszają się. Jest tam „ja” idący w jakieś „miejsce”. Ale w momencie rozpoznania: „Och, patrz, niewzruszoność umysłu jest całkowicie niepodatna na wpływy ruchu ciała” - poznajemy tą cechę stojącej, płynącej wody.

Jest w tym poznanie wolności. To co się rusza to nie-ja. To co się rusza jest aspektem płynnego ruchu i zmiany. I serce naturalnie bierze schronienie w tej jakości przestrzenności, nieruchomości, i otwartości, która poznaje ale jest niezaangażowana. Odnajduję medytację z otwartymi oczami jako bardzo pomocną w tej sprawie. Z otwartymi oczami stykamy się z większym wezwaniem do ćwiczenia tej samej jakości, która normalnie jest ustanowiona tylko podczas chodzonej medytacji. Jeżeli mamy oczy otwarte, dostrzegając przestrzeń w pomieszczeniu, widzimy przychodzących i odchodzących ludzi, delikatny ruch ciał na wietrze, zmiany świateł, pojawianie się i znikanie za chmurami popołudniowego słońca.

Możemy pozwolić dziać się tym rzeczom, i trzymać się tej przestrzeni poznawania, gdzie zachodzi świadome doświadczenie, ruchu i niewzruszonego. W poglądzie ostatecznym, nie ma osoby, czasu, przestrzeni, a tylko bezczasowe poznawanie i radiacja. Jest też poziom konwencji: ty i ja, tutaj i tam, siedzenie i chodzenie, przychodzenie i odchodzenie. Te dwa poziomy nie mieszają się ze sobą, jeden nie przeszkadza drugiemu. To sposób bezpośredniego dostrzeżenia, że nie-przebywanie nie jest jakimś rodzajem trudnej do zrozumienia filozofii, ale czymś czego sami możemy doświadczyć i ocenić. W momencie rzeczywistego zrozumienia tej zasady, serce realizuje: „Ciało się rusza, świat przychodzi i odchodzi, ale To nie idzie absolutnie nigdzie”. I nie musimy siedzieć nieruchomo czy spacerować w wolnym tempie, by przebudzić się na ten wgląd. Możemy biec, a nawet grać w tenisa i wciąż odkryć tą samą jakość.