Mądrość Ojców Pustyni


 
Kiedy Juliusz Słowacki zaczął pracę nad własną wersją romantycznej filozofii człowieka, wśród wielu mędrców, bez których — jak mniemał - wysiłek ten byłby daremny, pomieścił również Ojców Pustyni. Jesienią 1836 roku płynął wolno Nilem w górę tej rzeki, ku kataraktom, i chyba już po dziewiętnastym listopada, po spotkaniu z braćmi Hołyńskimi pod Denderą, ,,na łódce nilowej", którą uwiecznił na kilku rysunkach, nie opodal legendarnej Tebaidy, dokąd swego czasu św. Antoni Eremita uciekł przed naprzykrzającymi mu się ludźmi, Słowacki napisał List do Aleksandra H. Znalazł się w nim i taki fragment:

Już z grobowców nauki uczyniwszy pszczelnik
Na Tebaidzie święty zamieszkał pustelnik,
Czyniąc mogiły, wiary podobne latarniom:
Gdy Omar straszny głowom, gmachom i księgarniom,
Kraj, sto razy różnemi pługami przeoran,
Pod ognisty proroka dał bułat i koran.

 W dzisiejszej Polsce, która wpadła w zapaść duchową, naszym „księgar­niom" nie grozi co prawda Omar, ale na niezbędne księgi z dawnych i najnowszych lat zawziął się teraz Marny Czas, równie okrutny i bez­względny jak to rozbite społeczeństwo, które w karygodnym obłędzie uwierzyło, iż skleci jakąś wspólnotę bez mądrości umarłych przodków. Przyzwyczajony przez całe życie do gardzenia plugawym układem społecz­nym, postanowiłem tedy udać się na Pustynię, do tego „egipskiego pszczelnika", aby w czasie, kiedy grzechy języka kalają „jadem żmijowym" (Rz 3, 13) wargi wielu naszych rodaków, zająć się mądrością zrodzoną z milczenia dawno zmarłych mnichów. Im bardziej bowiem marny jest nasz czas, im bardziej występy niby to chrześcijańskich partii politycznych przywodzą na myśl podrzędny szynk, tym bardziej potrzebna jest nam rozmowa z autorytetami, które stworzyły tradycję, równie sakralną, co| niezbędną. Uciekam więc, jak zwykli czynić ludzie zgnębieni wulgarnością współczesnego życia społecznego, do oazy pięknych tekstów, pozos­tawionych przez niezwykłych anachoretów, którym kiedyś ich świat wydał się równie trywialny i równie mało atrakcyjny.

Pisma, które zajęły moją uwagę i w końcu zniewoliły umysł, to — jakby nie było — pozostałość po wielkim szaleństwie. Zbiorowe uniesienia, nawet te na pozór nierozsądne i dla wielu postronnych niezrozumiałe, wręcz dziwaczne, jeśli tylko wywołała je miłość do prawdy lub piękna, zawsze warte są roztrząsań, choćby i skromnych, choćby i nieuczonych. Szaleń­stwo, któremu zawdzięczamy ów niezwykły zbiór tekstów, zrodziła wielka tęsknota za samotnością. Zaczęła ona nawiedzać ludzi już w połowie III wieku, w następnym stuleciu osiągnęła swój szczyt, ale wygasła dopiero gdzieś koło roku siedemsetnego.  

Ten wybuch zbiorowej niechęci do cywilizacji nazywa się dzisiaj często „epidemią pustelnictwa". Zniecierpliwiony światem zorganizowanym prze ówczesne władze państwowe; zaniepokojony sytuacją w ówczesnym Kościele,   który   rychło   zgodził   się   pełnić   funkcję   narzędzia   politycznego udręczony zrutynizowanym życiem w rodzinie, które ogłupiało go jałowością codziennego  kieratu,  ówczesny chrześcijanin,  „zagubiony - jak pisał Jacob Burckhardt — pośród ogromnego ruchliwego świata, siebie i swój; własną istotę usiłował odnaleźć w samotności. Pełnia tej samotności o tyle powinna  być  większa,   im  bardziej   ów   człowiek   czuł   się  przedtem   rozdwojony i rozdarty".   Święci i łotrzy, intelektualiści i szaleńcy, policjanci i  kapłani,  urzędnicy i wieśniacy,  damy i prostytutki,  wszyscy ci miotani niepokojem   ludzie,   w   przeczuciu,   że   właśnie   w   głębokiej   samotności w   dzikich   ostępach   odnajdą   utraconą   zdolność   obcowania   z   Bogiem uciekali   od   cywilizowanego   świata  na  pustynię.   Wielu  z  nich  zapewne pamiętało o tych wyznawcach jedynego Boga, którzy kiedyś zmuszeni byli kryć się ze względu na prześladowania.  „Kamienowano ich, przerzynano piłą,  kuszono,  przebijano mieczem;  błądzili - w  skórach owczych,  kozich, w nędzy, w utrapieniu, w ucisku; świat nie był ich wart - i tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi" (Hbr 11, 37-38).

Później, kiedy powstało mnóstwo monasterów, w których Boga chwalili cenobici, czyli - zgodnie z eksplikacją św. Hieronima - „mnisi wspólnie żyjący"; kiedy w chrześcijaństwie zaczęto sobie opowiadać o eremitach, „którzy w pojedynkę mieszkają na pustyniach", niezwykłą rolę w propagowaniu tego modelu życia odegrała książka św. Atanazego o życiu św. Antoniego Eremity.

W Wyznaniach św. Augustyna możemy więc przeczytać o tym, jak to niejaki Pontycjan przeżył spotkanie z rzeczywiście niezwykłym dziełem Atanazego. Pozwala to zrozumieć potęgę mocy duchowych, które ciągnęły ówczesnych ludzi na pustynię. Otóż w czasie swego pobytu w Trewirze „pewnego popołudnia, kiedy cesarz przypatrywał się igrzyskom w cyrku" dwaj przyjaciele Pontycjana, obaj agentes in rebus, czyli urzędnicy tajnej policji imperatora, udali się „na przechadzkę po ogrodach przylegających do murów miejskich". Natrafili tam na dom, najwyraźniej opuszczony może tylko chwilowo, w którym mieszkali chrześcijanie. Tam też wpadła im w ręce wspomniana biografia Antoniego, z której zaczęli wyczytywać sobie fragmenty. Zanim jeden z nich skończył wspólną lekturę - opowiada Augustyn — „już myślał o tym, żeby wybrać takie życie". „Podniósł oczy znad książki i rzekł do przyjaciela: »Słuchaj, co my właściwie chcemy osiągnąć wszystkimi naszymi staraniami? Czego szukamy? W jakim celu pełnimy naszą służbę? Czy możemy spodziewać się w pałacu czegokolwiek ponad to, że otrzymamy tytuł przyjaciół cesarza? A czyż wtedy nasze położenie nie będzie nadzwyczaj niepewne i niebezpieczne? A przez ileż to innych niebezpieczeństw brnie się do tego większego zagrożenia? I jak długo trzeba będzie do tego dążyć? A przyjacielem Boga - jeśli tylko zechcę - w tej oto chwili się staję«". „Duch jego — komentował to wydarzenie Augustyn - jak miało niebawem się okazać, uwalniał się od świata. Kiedy czytał i kiedy serce łomotało mu w piersi, z której się wydzierały stłumione westchnienia, rozpoznawał lepszą drogę życia i podejmował postanowienie, że będzie po niej kroczył".

Podobnie jak w tym przypadku, większość decyzji zapadała - jak się zdaje — w olśnieniu, po uświadomieniu sobie znikomości dóbr, które ofiarowywał wówczas ludziom  świat pogrążony w Marnym Czasie.  Czy trudno nam tedy zrozumieć ten poryw ku szlachetności, skoro żyjemy w czasie równie nędznym i gnębią nas podobne lęki; skoro państwo, w którym zamiast komunistów rządzi teraz bank, na dodatek bardzo podejrzany, jest jak zawsze nienasycone i żarłoczne; skoro życie codzienne jest jak zawsze ogłupiające, a Kościół, jak zawsze uplatany w groźne sprawy doczesności, nie potrafi wybrnąć z kryzysu, w jaki zepchnęły go nasze nieszczęsne dzieje.

Historia tego świętego szaleństwa, niezwykle ciekawa i poruszająca, została opisana w wielu uczonych rozprawach i dobrze by było, aby mój łaskawy Czytelnik, jeśli do tej pory nie wziął ich do ręki, spojrzał do małej bibliografii zamieszczonej na końcu tego eseju i wybrał chociażby jedno z tych opracowań. Mnie bowiem pociągnęły tylko pozostałości po tym niezwykłym ruchu: apoftegmaty, czyli spisane później wypowiedzi mni­chów, ich dzieła ascetyczne i biograficzne, ich korespondencja. A więc — używając przenośni św. Hieronima — wielki koncert nocnych świerszczy. Brałem też do ręki każdy tekst Ojców, który rozświetlał mi tajemnicę tego fenomenu.

Większa część tych dzieł została już przetłumaczona na nasz język ojczysty, możemy więc teraz wspólnie wertować te księgi, co napawa mnie radością, ponieważ jeszcze trzydzieści lat temu Orygenesa, na przykład, zmuszony byłem czytać w przekładach francuskich czy rosyjskich. Odrodzenie duchowe, jeśli tylko okażemy się zdolni do oczyszczenia swych umysłów, zawdzięczać tedy będziemy w dużej mierze wspaniałej plejadzie naszych uczonych patrologów i tłumaczy, którzy podarowali nam kil­kadziesiąt tomów wielkich dzieł literatury wczesnochrześcijańskiej.

Aby skorzystać z tego bogactwa we właściwy sposób, przyjąłem pewien raczej niecodzienny, sposób czytania, podsunięty mi zresztą przez świetnie wykształconego papieża Damazego (366—384). Wyciągnięty przez niego z pustyni Chalkis św. Hieronim przebywał wówczas w Rzymie i potajemnie pełnił funkcję jego sekretarza. Chociaż w roku 384 obaj mieszkał: w Wiecznym Mieście, korespondowali ze sobą „z kąta w kąt", głównie w sprawach dotyczących rozumienia poszczególnych fragmentów Pisma. W jednym z listów Damazy tak pisał do Hieronima: „Skoro od dłuższego już czasu śpisz i czytasz raczej, niż piszesz, postanowiłem obudzić cię postawionymi ci pytaniami, nie dlatego, iż nie powinieneś czytać — czytaniem bowiem jakby codziennym pokarmem żywi się i pokrzepia modlitwa - lecz aby czytanie wydało owoc w pisaniu". Hieronim zrozumiał, że papieżowi nie chodziło o podrzemywanie w ciągu dnia i w odpowiedzi streścił jego pogląd w bardzo celny sposób: „...czytanie bez pióra w ręku uważasz za sen".

Podobnie jak każda oralna ekspresja myśli, tak i żywiołowa lektura wywołuje w umyśle tylko wielkie zamieszanie. „Język i myśl natury oralnej - pisze Walter J. Ong - nie imponują precyzją analityczną". Nie imponuje nią również nasza refleksja podczas czytania, powiązana jeszcze bardzo mocno z nieświadomością. Tak jak napisał św. Hieronim, nasza myśl podczas lektury pogrążona jest poniekąd we śnie.

Aby otrząsnąć się z tego stanu nieokreślonych wrażeń, wałęsających się myśli i wszelakiej fantasmagorii, trzeba wziąć do ręki pióro. „Istnieje rzeczywiście - czytamy u Hansa-Georga Gadamera - pewna sztuka pisania, która może przyjść z pomocą myśleniu, i to jej przyporządkowana jest sztuka rozumienia, która spieszy z taką samą pomocą tekstowi pisanemu". I nie chodzi tu bynajmniej o tzw. „owoc lektury". Jeśli nie przynosi zrozumienia, czytanie jest jałowe. Chociaż niekiedy rodzi zło, pisanie i natomiast uchodzi za technologię błogosławioną, porządkuje bowiem nasze z natury chaotyczne myślenie, wyostrza analizę, tkwiącą potencjalnie w zwerbalizowanej myśli. Dlatego właśnie postanowiłem zapisać swoje rozważania powstałe podczas czytania Ojców Pustyni, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy nadają się one do rozpowszechniania wśród bliźnich.

Jeszcze zanim zacząłem to pisanie, jeden z twórców historiografii kościelnej, Hermiasz Sozomen, który zmarł najprawdopodobniej około roku 450, podsunął mi myśl, że to święte szaleństwo było swego rodzaju filozofią życia. Oczywiście, że to doświadczenie pustelników oceniano wielokrotnie i bardzo różnie, ale do mnie najbardziej przemówiło proste zdanie pewnego eremity. Miał on dwóch przyjaciół, również mnichów. Jeden z nich postanowił służyć Bogu, godząc powaśnionych.

Przypuszczam, że chciał się w ten sposób przyczynić do powrotu pierwotnej harmonii. Drugi chwalił Pana nawiedzaniem chorych. Ten z kolei zapragnął chyba zgłębić tajemny sens cierpienia. Obaj byli jednak zbyt małoduszni i zbyt niecierpliwi, ponieważ nie osiągnęli spokoju i satysfakcji. Powęd­rowali tedy do tego trzeciego, który kiedyś udał się na pustynię, i poprosili go, aby im wytłumaczył, co też dało mu życie eremity. „Człowiek, który znajduje się pomiędzy ludźmi — odpowiedział im szczęściarz - nie może zobaczyć swoich grzechów, ponieważ umysł mącą mu nieustanne zajęcia. Dopiero kiedy oddali się od ludzi, a zwłaszcza kiedy odejdzie na pustynię i  zostanie  sam,  wówczas  jest  w  stanie  przyjrzeć  się  swoim  grzechom".

Przyjrzeć się swoim grzechom znaczy właśnie tyle, co ogarnąć kondycję chrześcijanina.   W  zrozumieniu   sensu  naszego   bytowania   w   rozpadlinie ziemi pomogło więc temu mnichowi przebywanie na pustyni. Udając się na Pustynię, powinniśmy tedy zdać sobie sprawę, że panowało tam kilka niepisanych, ale i niewzruszonych, zasad.

Pustelnik   był   zawsze   człowiekiem   wewnętrznym,   czy   to   w   pojęciu Platona jako tajemniczy „człowiek mieszkający we wnętrzu człowieka", czy to  w pojęciu  św.   Pawła  jako  „człowiek  duchowy",   żyjący  darami  nad­przyrodzonymi  i  poddany   Duchowi  Bożemu.   Jego   poznanie   dotyczyło zawsze tylko istoty rzeczy. Związane było z pewną zdolnością umysłu, przez św. Doroteusza z Gazy, mnicha żyjącego w VI wieku, autora wielu pis ascetycznych,   określaną  słowem  diakrisis.   Kiedyś   słowo   to   miało  wiele znaczeń,  takich, na przykład,  jak rozdzielenie, emanacja, rozstrzygnięcie objaśnienie, a nawet kryzys w chorobie, ale u Ojców Pustyni oznaczało on przede wszystkim zdolność  rozróżniania dobra i  zła.  Była  to  najwyższa cnota,  jaką mógł osiągnąć pustelnik.  Jeśli  ją zdobył,  stawał się wielki autorytetem, mędrcem, „starcem", choćby miał ciągle jeszcze mocne nogi' i nie trzęsły mu się ręce. Diakrisis, samotne zmaganie pustelników z prawdą, Józef Życiński  określił  również  bardzo  pięknie  jako  „ostre  rozpoznanie rzeczy we właściwej dla nich naturze".

Tęsknota do eremów i klasztorów narodziła się z troski o czystość chrześcijaństwa. „Odejście na pustynię - pisze John Meyendorff - było aktem oczyszczenia. To nie była ucieczka od życia, lecz od wszystkich surogatów Królestwa Bożego, podsuwanych człowiekowi przez społeczeństwo. Właśnie dlatego, że społeczeństwo rozkwitało, budowało kościół i pałace, gromadziło bogactwa, mnisi odczuwali wielką duchową potrzeb doświadczenia próby". Święte szaleństwo zostało wywołane w poważnej mierze przez kłopoty ówczesnego Kościoła. Stało się to widoczne, kiedy ten „zakłamany twór Konstantyna", aby poprzestać na zjadliwym określeni Jacoba Burckhardta, zaczął szybko nabierać charakteru doczesnej instytucji wysługującej się państwu. Monachizm był więc odpowiedzią na kryzys ówczesnego modelu religijności chrześcijańskiej, propagowanej przez hie­rarchię. Stał się poważną sprawą całej wspólnoty chrześcijańskiej. Wywołał ból, którego nie znał św. Paweł: rozdźwięk między „człowiekiem wewnę­trznym" a Kościołem. Dręczy on chrześcijaństwo już od dłuższego czasu. W Polsce próbowano go stłamsić dziecinnym tryumfalizmem, rzecz jasna bezskutecznie.

Etyka Ojców Pustyni była z reguły etyką sytuacyjną. W szkicu Ucieczka na pustynią Jerzy Nowosielski zwraca uwagę, że znajdowała się ona w konflikcie z etyką normatywną właściwie już od zarania chrześcijaństwa. Do dzisiaj zresztą niewiele się w tej materii zmieniło. Etyka normatywna związana jest z reguły z konserwatyzmem, który - jak pisze Leszek Kołakowski — „pozwala uchylić się od odpowiedzialności przez tworzenie sobie trwałych i bezwzględnych hierarchii wartości, to znaczy przez tworzenie kodeksów etycznych". Kodeks z kolei prowadzi do rezygnacji z wolności wyboru. Człowiek ma już wszystko rozstrzygnięte. Musi tylko zastosować odpowiedni paragraf. Ojcowie Pustyni nigdy nie ulegli tej pokusie. Zawsze rozpatrywali okoliczności jedynej i konkretnej sytuacji człowieka. Ich decyzje dotyczyły zawsze tylko jednego przypadku i nie miały charakteru uniwersalnego. Niezmienna była miłość. Niezmienne było współczucie. Niezmienne było miłosierdzie. Ale zasady postępowania były zmienne i zależały od sytuacji. Apoftegmaty Ojców Pustyni nie są tedy zbiorem norm. To jest zbiór opowieści o moralnej energii, która nie podlega ogólnemu systemowi ocen i naraża człowieka na ciągły wybór i trudną decyzję. Wielcy starcy nie zdradzili tej idei nawet wówczas, kiedy oskarżano ich o igranie paradoksami i pogrążanie się w sprzecznościach. Byli spokojni. Wywalczyli sobie łaskę odróżniania dobra od zła. W każdym razie tak sądziła społeczność pustelnicza.

Toteż skoro my dzisiaj nie potrafimy rozpoznać już istoty rzeczy i nawet nie wiemy, czy rzecz ma jakąś istotę; skoro „człowiek duchowy" św. Pawła jest dzisiaj znowu co najwyżej „człowiekiem wewnętrznym" Platona; skoro model religijności propagowany przez hierarchię, delikatnie mówiąc, nie zawsze jest aprobowany przez wiernych; skoro etyka sytuacyjna człowieka wewnętrznego znalazła się w konflikcie z etyką kodeksu kościelnego;   skoro   nie   umiemy   stworzyć   sobie   sytuacji,   która  przyczyniłaby się do odrodzenia duchowego wspólnoty, to — pora najwyższa przystąpić do czytania tych pozostałości po świętym szaleństwie dawnych chrześcijan, którzy zamiast tonąć, jak my, w marazmie, postanowili wziąć w cugle swoje rozbrykane myśli. Czas, co prawda, jest zawsze marny, ale przecież niekiedy bywa marniejszy. Nasza sytuacja jest doprawdy bardzo poważna, pora więc — jak ów Baruch Spinoza z apokryfu Zbigniewa Herberta - porzucić „rzeczy powszechnie pożądane dla spraw niezrozumia­łych i wielkich".

Ryszard Przybylski, Pustelnicy i demony (wstęp)
Wydawnictwo Znak

 ***
Apoftegmaty 

Pewien ojciec przybył kiedyś do abby Teodora i rzekł mu: „Pewien brat wrócił do świata”. Abba Teodor odrzekł: „Nie dziw się temu. Gdy usłyszysz, że zdołał ktoś umknąć paszczy nieprzyjaciela, wtedy się dziw”.

Pewien mnich opuszczając świat i rozdając ubogim to, co posiadał, zostawił trochę dla siebie. Kiedy przyszedł do abba Antoniego i starzec dowiedział się o tym, rzekł: „Jeżeli chcesz zostać mnichem, idź do owej wioski, kup mięsa, obłóż nim swe ciało i przyjdź tutaj”. Gdy ów brat to uczynił, psy i ptaki poszarpały mu ciało. Gdy przybył do starca, ten spytał go, czy wykonał polecenie. Kiedy pokazał mu swe ciało, święty Antoni rzekł: „W ten sposób są atakowani i rozszarpywani przez demony ci, którzy wyrzekli się świata, a chcą zachować pieniądze”.

Abba Izaak mówił do braci: „Ojcowie nasi i abba Pambo używali szat starych i w wielu miejscach połatanych. Teraz zaś używacie szat kosztownych. Odejdźcie stąd, opuście to miejsce”.

Abba Kasjan opowiadał, że pewniej człowiek o imieniu Synkletykus wyrzekł się świata, lecz dzieląc swój majątek między ubogich zostawił sobie trochę na własny użytek, nie chcąc całkowicie przyjąć pokory płynącej z wyrzeczenia się wszystkiego ani doskonałego wypełnienia reguły życia monastycznego. Święty Bazyli to mu powiedział: „I senatorem przestałeś już być, i mnichem się nie stałeś”.

Amma Synkletyka powiedziała: „Nieprzyjaciela naszego łatwiej pokonują ci, którzy nic nie posiadają. Nie ma on bowiem czym im zaszkodzić. Chociaż bowiem wielu ratuje się w trudnościach i pokusach oddzielających od Boga, to jednak zwykle giną oni przez przywłaszczenie sobie pieniędzy i innych dóbr”.

Błogosławiony abba Arseniusz powiedział: „Mnich mieszkający w obcym kraju niech się do niczego nie wtrąca, a znajdzie spokój”.

...”Ojcze, powiedz mi słowo, abym stał się zbawiony”. Ten mu rzekł: „Unikaj ludzi, zachowaj milczenie, a będziesz zbawiony”.

...Mnich kiedy przebywa w celi, rozmawia z Bogiem. Jeśli zaś wychodzi z celi, przebywa z demonami.

Abba Geroniusz z Petry powiedział: „Wielu z tych, którzy doznają pokus do cielesnych rozkoszy, nie grzeszy wprawdzie ciałem, lecz dopuszcza się nieczystości w myśli, zachowując dziewictwo cielesne, traci czystość duszy. Trzeba zatem, moi mili, czynić co napisano: „Niech każdy pilnie strzeże swego serca”.

Starzec powiedział: „Czystość rodzi się z czujności, milczenia i ukrytej medytacji”.

Pewien brat rzekł do starca: „Co mam czynić? Dręczą mnie bowiem myśli nieskromne”. Starzec rzekł: „Jeśli niewiasta chce odzwyczaić swe dziecko od karmienia go piersią, smaruje sobie piersi czymś gorzkim. Kiedy dziecko jak zwykle, przychodzi, by ssać pierś, czując gorycz, odchodzi. Ty zatem też dodaj do swych myśli jakąś gorycz”. „Jakaż to ma być gorycz?”, zapytał brat. Starzec odpowiedział: „To myśl o śmierci i o mękach przygotowanych dla grzeszników w przyszłym świecie”.

Starcy mówili, że myśl nieczysta jest krucha jak papirus. Jeśli więc nasunie się nam, lecz nie damy jej przyzwolenia i (z pomocą naszego Boga) odrzucimy ją od siebie, łatwo załamie się. Jeśli jednak nasunie się nam, a przyjmiemy ją z upodobaniem, damy jej przyzwolenie, stanie się mocna jak żelazo i trudna do pokonania. Konieczne jest zatem, abyśmy dobrze rozpoznawali swe myśli, dzięki czemu poznamy, że dla tych, którzy ulegają myślom, nie ma nadziei ocalenia. Dla tych zaś, którzy nie ulegają, przygotowana jest nagroda.

Pewien brat był bardzo ciężko kuszony przez złe duchy, które przyjąwszy postać pięknych kobiet, dręczyły go nieustannie przez czterdzieści lat, aby doprowadzić go do nieprzyzwoitego obcowania. Ponieważ on jednak mężnie opierał się temu i w niczym nie uległ, Bóg wejrzał na jego wysiłek i obdarzył go łaską, iż nie odczuwał już żadnej pożądliwości cielesnej.

Starzec zapytany: „Dlaczego dręczą mnie pokusy nieczyste?”, odparł: „Z powodu obfitości jedzenia i snu”.

Pewien starzec zapytał brata: „Czy nie masz zwyczaju rozmawiać z kobietą?” Brat odpowiedział: „Nie, lecz moje myśli podsuwają mi stare i nowe obrazy kobiet i niepokoją mnie wspomnienia”. Starzec rzekł mu: „Nie lękaj się umarłych, lecz unikaj żywych, to znaczy przyzwolenia na grzeszny czyn. Módl się także lepiej”.

Starzec powiedział: „Człowiek, który ma ciągle śmierć przed oczami, pokona zniechęcenie”.

Abba Pojmen powiedział: „Trzymaj się z dala od każdego, kto lubi ciągle dyskutować”.

Pewien brat zapytał abba Tithoesa: „Bardzo chcę ustrzec swe serce”. Starzec odrzekł: „W jaki sposób możemy ustrzec swe serce, jeśli nasz język ma otwartą bramę?”

Przybył kiedyś do Sketis święty Teofl, biskup Aleksandrii. Bracia zebrali się i powiedzieli do abba Pambo: „Powiedz słowo biskupowi, niech się zbuduje w tym miejscu”. Starzec odrzekł: „Jeśli nie zbuduje się moim milczeniem, nie zbuduje się także moim słowem”.

Abba Pojmen rzekł: „Każdą trudność, którą spotkasz, pokonasz dzięki milczeniu”.

Powiadani, że abba Or nigdy nie skłamał, ani nie przysięgał ani nie złorzeczył nikomu. Nigdy też nie mówił do nikogo jeśli nie było to konieczne.

Abba Karzeł powiedział: „Jeśli jakiś król chce zdobyć wrogie miasto, najpierw odcina dopływ wody i żywności dla tych, którzy są w mieście, a wtedy oni zagrożeni głodem poddają się. Tak jest i z namiętnościami ciała. Jeśli człowiek żyje w postach i głodzie, słabną nieprzyjaciele, którzy niepokoją jego duszę”.

Powiadano o abba Pojmenie, że kiedy był wzywany na posiłek, szedł niechętnie, ze łzami w oczach, by nie okazać się nieposłusznym braciom i by ich nie zasmucić.

Abba Pojmen powiedział także: „Dusza w żaden sposób nie osiągnie pokory, jak tylko przez odjęcie sobie chleba”.

Święta Synkletyka powiedziała: „Jak jadowite zwierzęta chronią się przed mocniejszym jadem, tak też post i modlitwa odsuwają od duszy nieskromne myśli”.

Abba Hyperechios powiedział: „Post jest dla mnicha jakby wędzidłem grzechu. Kto go odrzuca, niczym rozszalały koń galopuje, pożądając kobiety”.

Powiedział i to: „Ciało mnicha przez post wydobywa duszę z odmętów niczym kawałek uschłego drewna. Post też osusza źródło pożądliwości mnicha”.

Pewien brat zapytał starca o nieskromne myśli. Starzec odrzekł mu: „Nigdy nie miałem kłopotu w tej dziedzinie”. Brat ów zgorszył się z tego powodu, poszedł do innego starca i rzekł: :”oto co powiedział mi ów starzec i zgorszyłem się z jego powodu, gdyż to, co mi powiedział, nie jest naturalne”. Starzec rzekł: „Ów człowiek nie powiedział tego lekkomyślnie. Udaj się do niego, przeproś go, by zachciał ci wyjawić głębię swoich słów”. Wybrał się więc ów brat i poszedł do starca, korząc się przed nim. „Wybacz mi ojcze”, rzekł, „iż głupio postąpiłem, nie pożegnawszy się z tobą gdy odchodziłem. Zaklinam cię, wyjaw mi dlaczego nigdy nie byłeś kuszony przeciwko czystości”. Starzec odparł: „ponieważ, odkąd zostałem mnichem, nigdy nie spożywałem do syta ani chleba, ani wody, nie spałem wystarczająco, nie zaspokajałem głodu. Znosząc te dolegliwości, nie zaznałem pokus nieczystości”. Brat ów odszedł zbudowany tym, co mu wyjawił starzec.

Abba Antoni powiedział: „Są ludzie, którzy postami wyniszczyli swe ciała. Lecz ponieważ zabrakło im rozwagi, oddalili się od Boga”.

Do klasztoru, do pewnego sławnego starca przybyli jacyś ludzie i zapytali: „Abba, dlaczego znosisz ten trud i jesteś zadowolony z tego?” Starzec odrzekł: „Całego trudu mojego życia, jaki tu znoszę, nie można porównać z jednym dniem mąk, które są przygotowane grzesznikom w życiu przyszłym”.

Zapytał brat starca: „Nie mogę skoncentrować myśli i dręczy mnie to”. On mu odrzekł: „Pozostań w swojej celi, a skupienie znów wróci. Jeśli bowiem oślica jest uwiązana, jej oślę wałęsa się biegając tu i tam. Wraca jednak zawsze do matki, gdziekolwiek by ona nie szła. Tak jest i z myślami tego, kto dla Boga wytrwale będzie przebywał w swojej celi. Jeśli nawet trochę skupienie go opuści, wróci ono do niego”.

Starzec powiedział: „Jak drzewo nie może przynosić owocu, jeśli jest często przesadzane, tak i mnich często zmieniający miejsce nie osiągnie Boga”.

Abba Pojmen powiedział: „Zła nigdy zło nie pokona. Jeśli tobie ktoś źle uczynił, ty uczyń mu dobrze, abyś przez swój dobry czyn, zniweczył jego zły”.

Abba Antoni powiedział: „Zobaczyłem wszystkie sidła nieprzyjaciela rozciągnięte na ziemi i ze łzami w oczach spytałem: 'Któż może ich uniknąć?' I usłyszałem: 'Pokora'”.

„Co oznacza być pielgrzymem?” Abba Sisoes odpowiedział: „Milcz i w każdym miejscu, dokądkolwiek się udasz, mów: „Nie mam tu żadnego interesu”. To właśnie znaczy być pielgrzymem.

Inny brat powiedział, że oczy wieprza są ze swej natury tak ukształtowane, że z konieczności patrzy on zawsze na ziemię i nie może nigdy spojrzeć w niebo. Podobnie i dusza człowieka, któremu sprawiają przyjemność uciechy i rozkosze, raz wpadłszy w błoto rozpust nie zdoła łatwo zwrócić się do Boga lub dążyć do czegoś, co jest godne w oczach Bożych.

… Oni odpowiedzieli: „Jeżeli ktoś nie wyzbędzie się wszystkiego co jest na świecie, nie może zostać mnichem”.

Mnisi chwalili przed abbą Antonim pewnego brata. On zaś udał się do niego i doświadczył go, czy potrafi znieść niesprawiedliwość. Gdy poznał, że nie mógł jej znieść, rzekł do niego: „Podobny jesteś do domu, który do frontu jest wprawdzie ozdobiony, lecz od tyłu obrabowywany przez zbójców”.

„Jeśli zamieszkasz w jakimś miejscu, nie chciej byś był tam z czegoś sławny ...”

Święta Synkletyka powiedziała: „Jak skarb znany szybko zostaje roztrwoniony, tak i każda cnota ginie, jeśli stanie się powszechnie znana. Jak bowiem wosk topnieje przy ogniu, tak i dusza marnieje gdy się ją chwali i traci świętość swych cnót”.

Powiadano o abbie Helladiuszu, że przeżył dziewięćdziesiąt lat w celi i nie podniósł oczu by zobaczyć jej dach.

Pewnego razu kapłan ze Sketis przyszedł do biskupa Aleksandrii. A kiedy wrócił do Sketis, bracia zapytali go: „Jak wygląda miasto?” On odrzekł: „Wierzcie mi, że ja nie widziałem twarzy żadnego człowieka”. Oni słysząc to rzekli zdumieni: „Cóż zatem sądzisz stało się z mieszkańcami?” Kapłan zaś tak zaspokoił ich ciekawość: „Umartwiałem się, by nie spojrzeć na twarz człowieka”. Bracia wynieśli naukę z tej relacji i strzegli się, by nie podnosić oczu.

Święta Synkletyka powiedziała: „Żyjmy w czujności, gdyż przez zmysły naszego ciała, jeśli nawet tego nie chcemy, wchodzą złodzieje. Jakże dom może się nie zakopcić, gdy dym wchodzi od zewnątrz, gdyż okna są otwarte”.

Starzec powiedział: „Albo uciekaj przed ludźmi, albo czyniąc się pośmiewiskiem świata i ludzi światowych, uchodź często za głupiego”.

Wybrane z:
Apoftegmaty Ojców Pustyni II
źródła monastyczne
Wydawnictwo Bemedyktynów

Jan Klimak

By zapewnić sobie fundację jak skała, ci pragnący życia religijnego odwrócą się od wszystkiego, pogardzą wszystkim, wyśmieją wszystko, otrząsną się ze wszystkiego. Niewinność, abstynencja, wstrzemięźliwość – te uczynią odpowiednią, potrójnie stabilną podstawę.

Niech nikt mi nie mówi, że nie nadaje się do monastycznego życia, z uwagi na ciężar i liczbę swych nieprawości, bądź, że z powodu jego uzależnienia od przyjemności musi być mu wybaczone pozostanie utkwionym w grzechu. Czym większa zgnilizna, tym większa potrzeba by usunąć nieczystość, gdyż zdrowi nie odwiedzają lecznicy.

Ci noszący łańcuch, ciągle mogą chodzić. Ale często się potykają i są przez to poranieni. Człowiek nieżonaty i w świecie, mimo wszystkich swoich obciążeń, może jednakże uczynić krok ku życiu monastycznemu. Ale człowiek żonaty jest jak ktoś kogo ręce i nogi są zakute.

Jest taka rzecz jak wygnanie, nieodwołalne wyrzeczenie się wszystkiego w naszym znanym otoczeniu co przeszkadza w osiągnięciu ideału świętości. Wygnanie jest zdyscyplinowaniem serca, niezapowiedzianą mądrością, prywatnym zrozumieniem, ukrytym życiem, przesłoniętymi ideałami. Jest niewidoczną medytacją, dążeniem do skromności, chęcią ubóstwa, tęsknotą za świętością. To wylewna miłość, negacja próżności, głębia milczenia.

Nie czekaj na dusze rozkochane w świecie, gdy dążysz ku samotności i wygnaniu.

Złe, światowe i nieporządne towarzystwo niszczy dobry charakter.

Niebezpiecznym jest podjęcie się samotnego życia dla mnicha, zanim nie zdobędzie doświadczenia i praktyki co do namiętności duszy.

Tak jak chleb jest najbardziej koniecznym dla wszystkich pokarmów, tak też myśl o śmierci jest esencjonalna dla wszystkich prac.

Wolność od gniewu jest niekończonym się życzeniem obrazy, podczas gdy w próżności występuje nieograniczone pragnienie pochwały. Wolność od gniewu jest triumfem nad własną naturą. Jest zdolnością bycia nieporuszonym wobec zniewagi i dochodzi się do niej przez ciężką pracę w pocie czoła.

Pierwszym krokiem w kierunku wolności od gniewu jest trzymanie ust milczących gdy serce jest poruszone, następnie utrzymanie milczenia myśli, gdy dusza jest zaniepokojona; i ostatnim bycie całkowicie spokojnym gdy nieczyste wieją wiatry.

Gniew jest chęcią skrzywdzenia tego kto cię sprowokował.

Tak jak ciemność ustępuje przed światłem, tak wszelki gniew i zgorzknienie znikają przed zapachem pokory.

Traktuj zawsze swe ciało jako wroga, gdyż jest ono niewdzięcznym i zdradliwym przyjacielem. Czym bardziej o nie dbasz, tym bardziej cię rani.

Żaden rozsądny człowiek nie wyobraża sobie by kłamstwo było poślednim zbłądzeniem.

Człowiek który dba o swój żołądek i jednocześnie ma nadzieję kontrolowania swej zmysłowości, jest jak ktoś gaszący ogień oliwą.

Jeżeli przyrzekłeś Jezusowi iść prostą i wąską drogą, nie pobłażaj swemu żołądkowi; gdyż jeżeli to zrobisz, jeżeli go powiększysz, złamiesz obietnicę.

Upadły Lucyfer jest księciem demonów, a obżarstwo jest księciem namiętności.

Post zakańcza pożądanie, wykorzenia złe myśli, uwalnia od złych snów. Post sprzyja czystości modlitwy, oświeceniu duszy, uważności umysłu i wyzwoleniu się od ślepoty.

I tak zdarza się, że kiedy asceci spotykają kobietę i odnajdują się nieporuszonymi ani przez pożądanie, ani przez złe myśli, to zaczynają sobie wyobrażać, że osiągnęli prawdziwe błogosławieństwo. Biedni idioci! Nie rozumieją, że mniejsze potknięcie nie jest wymagane, gdyż większy upadek został faktycznie dla nich przygotowany.

Często wydaje się, że ci którzy mają inklinacje w stronę zmysłowości są sympatyczni, litościwi, i opanowani przez skrupuły, podczas gdy ci co dążą do czystości jawią się jako w pewnym stopniu pozbawieni tych cech.

Diabły nie zajmują się nami gdy jesteśmy w świecie, a to ponieważ myślą, że jeżeli nas tam nie zaatakują, pozostaniemy dalej wśród ludzi o światowych umysłach.

Czystość zasługuje na tak wielką pochwałę, że pewni Ojcowie ośmielili się ją nazwać wolnością od namiętności.

Mnich żądny pieniędzy jest obcym dla spraw ducha.

Mówi głęboko o śmierci i działa jakby nigdy nie miał umrzeć.

Błogosławi milczenie i nie może przestać o tym mówić.

Ospałość zniewala duszę. Czujny mnich walczy ze zmysłowością, ale senny z nią żyje.

Nieumiarkowany sen jest złym towarzyszem, kradnącym leniwemu człowiekowi połowę życia czy więcej.

Leniwy mnich jest wielkim gadułą którego oczy zaczynają się zamykać, gdy rozpoczyna się czytanie świętych pism.

Jeżeli oddajesz się cnocie w klasztorze czy zgrupowaniu świętych mężów, mało prawdopodobne byś został zaatakowany przez strach. Ale jeżeli spędzasz swój czas w samotnych miejscach, musisz dążyć do tego by nie być opanowany przez lęk, dziecko próżności, córkę niewiary.

Jednakże to jałowość duszy, nie ciemności czy pustka miejsc, jest tym co daje demonom moc przeciwko nam.

Człowiek wysokiego ducha znosi obrazę szlachetnie i chętnie. Ale tylko święty może przejść niedotknięty przez pochwałę.

Zignoruj go (demona próżności) gdy mówi ci byś zaakceptował stanowisko biskupa czy przeora czy nauczyciela. Trudno jest przegonić psa od rzeźni.

Sługa próżności wiedzie podwójne życie. W zewnętrznym przejawie żyje wraz z mnichami; ale w swym sercu jest ze świata.

I w rzeczy samej, pierwszym krokiem dla pokonania próżności jest pozostanie milczącym i zaakceptowanie hańby z zadowoleniem.

Robak w pełni rozwinięty, często wytwarza skrzydła i może wznieść się wysokim lotem. Próżność, w pełni rozwinięta, może zrodzić dumę, która jest początkiem i końcem wszelkiego zła. Każdy wolny od tej choroby jest bliski zbawiania. Każdy nią zarażony jest bardzo daleko od chwały świętych.

Pomocą dla dumnego jest posłuszeństwo, skromniejszy sposób życia, i czytanie o nadzwyczajnych wydarzeniach z życia Ojców. I mimo tego jest raczej mała nadzieja na zbawienie dla tych, którzy cierpią na tą chorobę.

Kiedy demon dumy znajdzie miejsce dla siebie wśród swoich, pojawiwszy się im we śnie czy na jawie, wygląda na świętego czy męczennika i sugeruje odkrycie tajemnic czy obietnice duchowych podarunków, tak, że biedacy zostają zwiedzeni i odchodzą od zmysłów.

Zawsze powinniśmy porównywać się z ojcami i światłem co przyszło przed nami. Jeżeli tak będziemy robić, odkryjemy, że dopiero co zaczęliśmy ascetyczne życie, że z ledwością utrzymujemy święte śluby i że nasze myślenie jest ciągle zakorzenione w świecie.

Prawdziwym mnichem jest ten, którego oczy duszy nie są dumne i którego cielesne zmysły są nieporuszone.

Mnich jest kształtowany przez cnoty w taki sam sposób jak inni są kształtowani przez przyjemność.

Duma sprawia, że zapominamy nasze grzechy, gdyż pamięć o nich wiedzie do skromności.

Dumny mnich nie potrzebuje demona. Sam się zmienił w niego, wroga siebie samego.

Ciemność jest obca światłu. Duma jest obca każdej cnocie.

Dzieje się, sam nie wiem jak, że większość dumnych nigdy nie poznaje samych siebie. Myślą, że pokonali swe namiętności i jak bardzo są biedni, odkrywają dopiero po śmierci.

Przed spojrzeniem na słońce pokory, musimy spocząć w świetle łagodności.

Łagodność jest skałą patrzącą na morze gniewu, które rozbija oń fale przychodzące ją zniszczyć i która pozostaje całkowicie nieporuszona.

Silna wiara jest matką wyrzeczenia.

Oderwanie od rzeczy postrzeganych zmysłami oznacza wizję rzeczy duchowych.

Początkiem wyciszenia jest odrzucenie wszelkiej hałaśliwości jako czegoś co zakłóca głębie duszy. Końcowym punktem jest to gdy już dłużej nie ma obawy przed hałasem, gdy jest się nań odpornym.

Dziwnym, jakim może się to wydawać, hezychasta jest człowiekiem który walczy by zamknąć swą bezcielesność w domu ciała.

Pierwszym zadaniem wyciszenia jest uwolnienie się od wszystkich spraw, dobrych czy złych, gdyż troska o pierwsze prowadzi do tych drugich.

Drobny włos przeszkadza oku. Niewielka troska zakłóca wyciszenie, gdyż przede wszystkim, wyciszenie oznacza usunięcie myśli i odrzucenie nawet rozsądnych trosk.

Nie ma wielu wybitnych ekspertów w światowej filozofii. Ale twierdzę, że jeszcze rzadsi są ci którzy są prawdziwymi ekspertami w filozofii wyciszenia.

Człowiek bez doświadczenia Boga nie powinien podejmować odosobnionego życia.

Człowiek który doświadczył cenności modlitwy, ucieka przed tłumem jak dziki osioł.

Beznamiętna dusza jest pogrążona w cnotach tak jak istota namiętna w przyjemności.

Ubóstwo u mnicha jest rezygnacją z trosk. To życie bez niepokoju, podróżując lekko, z dala od żalów, trzymając się wiernie przykazań. Ubogi mnich jest panem świata. Powierzył wszystkie swe troski Bogu, i dzięki tej wierze wszyscy ludzie stali się jego sługami. Jeżeli mu czegoś brakuje, nie narzeka na to swym towarzyszom i akceptuje to co go spotyka tak jakby było to dane ręką Pana. W swym ubóstwie, zamienia się w syna oderwania i nie przywiązuje się do tego co posiada. Odsunąwszy się ze świata, dochodzi do traktowania wszystkiego jako odpadki. W rzeczy samej, nie jest on prawdziwie ubogi, jeżeli zaczyna się o coś martwić. Modlitwa człowieka który przyjął ubóstwo jest czysta, podczas gdy miłośnik posiadłości modli się do materialnych wizerunków.

Ci co żyją w posłuszeństwie wobec innych są wolni od wszelkiej zachłanności, gdyż, jeżeli zrezygnowało się z ciała co jeszcze może być nazwane „moim własnym”? Jedynym sposobem w jaki mogą być skrzywdzeni to przez gotowość i łatwość przemieszczania się z miejsca na miejsce. Widziałem mnichów zadowolonych z pozostania w jednym miejscu z powodu materialnych posiadłości, ale moja pochwała jest dla tych, którzy są pielgrzymami Pana.

Człowiek który posmakował rzeczy niebiańskich łatwo bierze za nic to co poniżej, ale ten kto nie posmakował nieba, znajduje przyjemność w posiadłościach.

Człowiek który jest ubogim nie z powodów dobrych, popada w podwójne nieszczęście. Jest bez obecnych dóbr i jest pozbawiony tych przyszłych.

My mnisi powinniśmy dbać by nie troszczyć się bardziej niż ptaki, które nie niepokoją się i nie gromadzą w stodole (cf Matt 6: 26).

Człowiek który zrezygnował z posiadłości dla religijnych powodów jest wielki, ale człowiek który wyrzekł się swej woli jest rzeczywiście świętym. Jeden zdobędzie pieniądze i łaski stukrotne (do swego wyrzeczenia), ale ten drugi odziedziczy życie wieczne.

Człowiek który ma za nic dobra doczesne, uwolnił się od kłótni i sporów. Ale miłośnik posiadania będzie walczył do śmierci o igłę. Mocna wiara odcina troski i pamięć o śmierci neguje ciało. Nie było śladu chciwości u Hioba, także pozostał on spokojnym gdy stracił wszystko.

Mówi się, że chciwość jest korzeniem wszelkiego zła (1 Tim 6: 10), i tak właśnie jest ponieważ powoduje ona nienawiść, kradzież, zazdrość, separację, wrogość, burzliwe wybuchy, pamiętliwość doznanych krzywd, nieludzkie działania i nawet morderstwo.

Mały ogień może spalić cały las. Ale jedna cnota może pomóc wielu uciec z wszystkich ułomności powyżej wymienionych, tą cnotą jest oderwanie, co jest odsunięciem się od złych pragnień, a która wzrasta wraz z doświadczaniem i smakowaniem wiedzy Bożej jak i wraz z medytacją nad osądem w godzinie śmierci.


SPOKÓJ SERCA

Czystość serca, określana z użyciem terminów do­znaniowych, oznacza wolność od dominacji grzechu i stan głębokiego pokoju wewnętrznego. Te cechy fundamentalne w nauczaniu Kasjana na temat doskonałości monastycznej pojawiają się wcześnie w je­go pracach, w homilii o wyrzeczeniu i skrusze przypi­sywanej abba Pinufiusowi - egipskiemu mnichowi, którego Kasjan i Germanus znali w Betlejem. Kaza­nie, które zapowiada układ Rozmów, Pinufius wygło­sił do wspólnoty cenobitycznej z okazji przyjęcia do niej nowicjusza. Opisuje on doskonałego mnicha jako kogoś, kto staje się „przybity do drzewa krzyża". Ma­jąc ukrzyżowane wszystkie złe pragnienia, bez zainte­resowania tym, co teraz, bez myśli na temat związ­ków osobowych, żadnych marzeń na przyszłość, pozo­staje uwolniony od udręki skąpstwa, pychy, kłótliwo­ści, zazdrości czy pamiętania złego. Mimo że wciąż w tym ciele, umarł dla spraw materialnych i ziem­skich, a zwraca „oczy duszy" na niebo (Reguły 4.35). Te ideały mają wpływ na wszystkie opisy doskonało­ści monastycznej, które pochodzą od Kasjana.

W Rozmowie 1 Kasjan określa czystość serca jako „czystość i spokój umysłu" (Rozm. 1.7.4). Podobnie jak Ewagriusz i jego poprzednicy, Kasjan używa poję­cia „umysł" (mens) jako synonimu „serca" (cor). Spokój/pokój (tranąuillitas) jest pierwszą oznaką czy­stości serca i często funkcjonuje jako metonim tego pojęcia, podobnie do innych określeń takich jak sta­łość (stabilitas) oraz wytrwałość (firmitas). Wszyst­kie te cechy są odbiciem apatheia Ewagriusza, po­twierdzonym przez inne określenia doskonałości mo­nastycznej, jakie wymienia Kasjan - cierpliwość (patientia), wierność (constantia) czy niewzruszoność (immobilitas). Niepodzielność (integritas) świadczy o pełni i stałości czystości uzyskanej przez łaskę.

Wszystkie opisy doskonałości, które Kasjan opiera na doświadczeniu, sugerują, żeby koncentrować rozproszoną energię na tym, co rzeczywiście ważne. W Rozmowie 3 rozwija temat „trzech powołań", być może w oparciu o list Antoniego Wielkiego i „trzech wyrzeczeń" - temat ewidentnie zapożyczony z Roz­działów gnostycznych Ewagriusza. Wyrzeczenia za­czynają się od pokus zewnętrznych, przechodzą do namiętności i wszystkich rodzajów pokus wewnętrz­nych, a kończą na przezwyciężaniu każdej przeszkody w kontemplacji. Z Bożą łaską mnich może osiągnąć nawet wyższy poziom: „kontemplację i doskonałość w czystości" (consummatio perfectionis ac puritatis) wolną od „cierni i ostów grzechów", mimo że nadal jest w ciele. Chociaż „pozostając w ciele", służymy Panu i „będziemy prowadzili wałki według ciała" (Rozm. 3.6.4).

W następnych Rozmowach Kasjan będzie rozwijał społeczne i odnoszące się do osób wskazania swej na­uki o skupionym spokoju i wolności od upadku z po­wodu namiętności. W Rozmowie 12, która następuje zaraz po analizie miłości w Rozmowie 11, Kasjan opi­suje doskonałą czystość jako „mocny i trwały pokój" w wolności od gniewu (Rozm. 12.6-7). Jego nauka o monastycznej przyjaźni w Rozmowie 16 podkreśla niszczące efekty gniewu i potrzebę cierpliwości. W Rozmowach 18 i 19, w których powraca do zadań w życiu monastycznym, podkreśla wyciszenie, deli­katność (lenitas), spokój (placiditas) i łagodność (mansuetudo) mnicha, który już niepodatny jest na złość (Rozm. 18.12-13). Cenobici wolni od zatroskania anachoretów o potrzeby materialne i ciągłego zakłócania spokoju przez gości osiągają „wyciszenie duszy i ser­ca" i „spokojną stałość umysłu" (Rozm. 19.6.5). Cenobium staje się stadionem, gdzie mnisi ćwiczą „stałość niezakłóconego umysłu i nieporuszoną pewność cierpliwości" (Rozm. 19.11.1). Z takim przygotowaniem anachoreta potem dąży do tego, aby mieć „umysł uwol­niony od wszystkich spraw ziemskich i aby zjednoczyć go, na ile ludzka niedoskonałość pozwala, z Chrys­tusem" (Rozm. 19.8.4). Asceza i kontemplacja spoty­kają się jak zwykle w czystości serca.

Abba Pinufius powraca w ostatnim zbiorze Roz­mów, gdzie Kasjan przedstawia jego opis przemiany serca po tym, jak wszystkie pokusy lub grzeszne prag­nienia zostały „wygnane" i żadne „obrazy" (tzn. wy­obrażenia umysłu) dawnych lub przyszłych grzechów nie obarczają pamięci ani wyobraźni. Fantazje od­dalają się, wyrzuty sumienia towarzyszące im uspo­kajają się, kiedy „ciernie sumienia" są wyrwane z ser­ca (Rozm. 20.7.2). W następnej Rozmowie Kasjan stwierdza, że ci, którzy spod niewoli Prawa przeszli do życia w łasce Chrystusa, są ożywieni „Bożą miło­ścią" i już więcej nie pragną tego, co grzeszne (Rozm. 21.33). Przedstawia standard czystości serca, który wydaje się niewiarygodnie wysoki. Jednak zanim spróbuje się wcielić w życie jego naukę o ludzkiej zdolności do doskonałości, musi się rozumieć, dlacze­go czystość serca nie jest celem samym w sobie. Naj­ważniejsze ostatecznie jest widzenie Boga, a trud ten zaczyna się od kontemplacji.

Za: Columba Stewart OSB, Kasjan Mnich, Kraków - Tyniec 2004, [źródła monastyczne t. 34, (opracowania, t. 6), przekład Teresa Lubowiecka