Wszystko to, co najlepsze i najbardziej pożądane dla ludzi miłujących wiedzę
Zaś także Arystoteles poświadcza w
pismach o filozofii pitagorejskiej, iż owi mężowie w swoich
tajemnych naukach przechowywali następujący podział: „Wśród
istot żywych obdarzonych rozumem jest bóg, człowiek i Pitagoras".
I nie bez racji obdarzali taką czcią
Tego, przez którego ujawniła się prawdziwa i zgodna z
rzeczywistością wiedza o bogach, herosach, dajmonach, o świecie,
o wszystkich ruchach sfer i gwiazdach, o naturach rzeczy zarówno
jawnych, jak i ukrytych, na niebie i ziemi, jak też między niebem
i ziemią, wiedza zgodna zarówno z tym, co jawi się zmysłom, jak
i z badaniami umysłu. I dalej, nauki, badania i cała dziedzina
wiedzy, która wyostrza oczy duszy i usuwa ślepotę umysłu, tak że
ten może poznać prawdziwe zasady i przyczyny całokształtu
rzeczywistości, dzięki Niemu zadomowiły się wśród Greków.
Dzięki Niemu ujawniła się najlepsza forma ustroju politycznego,
zgoda, wspólnota dóbr między przyjaciółmi, cześć dla bogów i
powinności wobec zmarłych, sztuka prawodawstwa, umiejętność
wychowywania, sztuka milczenia, szacunek dla życia, panowanie nad
sobą, rozsądek, bystrość, ufność wobec bogów oraz wszystko,
co dobre; by zaś wyrazić to krótko: wszystko to, co najlepsze i
najbardziej pożądane dla ludzi miłujących wiedzę. Z tych
wszystkich powyżej wymienionych powodów tak bardzo podziwiano
Pitagorasa.
Okres próbny u Pitagorasa
Tak przygotowany do wychowania
uczniów, tych, którzy przychodzili i chcieli z Nim obcować nie
przyjmował od razu, zanim nie przeprowadził ich badania i próby.
Najpierw więc badał, jak odnosili się do rodziców i innych
krewnych, dalej, zwracał uwagę na niewczesne wybuchy śmiechu,
milczenie, nadmierną gadatliwość, na pragnienia, jakim folgowali,
na przyjaciół — z jakimi i w jaki sposób obcowali, na jakich
zajęciach najchętniej spędzali czas, [obserwował] to, z czego
się cieszyli i co przyprawiało ich o smutek. Obserwował ich
postać, krok i ruchy całego ciała; badając rysy ich twarzy,
przez naturalne znaki ujawniał niejawne cechy ich duszy. Tego zaś,
kto przeszedł takie badanie, poddawał trzyletniej próbie
lekceważenia, obserwując, czy odznacza się stałością i
prawdziwym umiłowaniem wiedzy, jak też i to, czy ma właściwy
stosunek do sławy i umie gardzić zaszczytami. Po tym zaś
nakazywał adeptom pięcioletni okres milczenia, by mógł zbadać,
na ile potrafią panować nad językiem, co jest trudniejsze od
innych ograniczeń, jak to poświadczają ci, którzy ustanowili
misteria. W tym czasie majątek i dobra każdego były użytkowane
wspólnie, przekazane do dysponowania towarzyszom, których nazywano
politykami, zarządcami i prawodawcami. Sami zaś adepci, jeśli po
pięcioletnim okresie milczenia sprawdzili się w próbie życia i
charakteru i okazywali się godni uczestniczenia w dogmatach,
stawali się uczestnikami wewnętrznych zgromadzeń i mogli słuchać
Pitagorasa w obrębie tego samego pomieszczenia i oglądać Go z
bliska; przedtem natomiast mogli słuchać tylko Jego słów zza
zasłony, nigdy Go nie oglądając, poddając się przez wiele lat
próbie charakteru. Jeśli zaś bywali odprawiani, otrzymywali z
powrotem swój majątek podwojony, natomiast im samym, jak zmarłym,
członkowie wspólnoty, tak bowiem zwano wszystkich skupionych wokół
Tego męża, wznosili pomnik; przy spotkaniu zaś zachowywali się
wobec nich tak, jak wobec innych; o tych zaś powiadali [członkowie
wspólnoty], że umarli, których sami wykształcili w nadziei, że
staną się piękni i dobrzy przy pomocy nauk; natomiast tych,
którym nauka przychodziła trudniej, uważali za gorzej
wyposażonych przez naturę, niedoskonałych i, rzec by można,
bezpłodnych. Jeśli ktoś po badaniach jego postaci i sposobu
chodzenia oraz innych ruchów i postawy, wobec pięknej nadziei w
nim pokładanej, po pięcioletnim milczeniu, po wtajemniczeniach w
nauki, po tylu i tak rozmaitych opartych na tak wszechstronnych
regułach oczyszczaniach duszy, przez które u każdego rośnie
bystrość umysłu i doskonałości duszy, okazywał się leniwy i
niezdolny do pojmowania, takiemu w szkole wznoszono pomnik i
nagrobek (powiadają, że to przytrafiło się Perialosowi
Thuryjczykowi i Kylonowi, władcy Sybaris, wypędzonemu przez
swoich); [następnie] takiego wypędzano ze wspólnoty, obładowanego
srebrem i złotem.
Gwałtowność uważał za szczególnie sprzeczną ze swoją szkołą wychowania ...
Omówimy kilka tylko najbardziej
znanych przykładów pitagorejskiego wychowania i to, co zostało
zapamiętane z nauk właściwych tym mężom. Najpierw więc,
przeprowadzając próby, obserwował [Pitagoras], czy adepci są
zdolni do zachowania milczenia (echemythia) (— taką bowiem nazwą
się posługiwał) i patrzył, czy potrafią zachować w milczeniu
to, czego się nauczyli i wysłuchali; dalej, [obserwował] czy są
skromni. Bardziej się bowiem troszczył o milczenie, niż o
[umiejętność] mówienia. Obserwował także wszystko inne — czy
nie ulegają niepoha mowaniu w namiętności i żądzy; nie pomijał
w obserwacjach również innych rzeczy, na przykład, jacy są w
gniewie, jacy w żądzach, czy są skłonni do kłótni, czy żądni
zaszczytów, jak też jacy są w kłótniach i w przyjaźni. Jeśli
zaś dokładnie wszystko zbadawszy uznał, że odznaczają się
dobrymi obyczajami, przystępował do obserwacji łatwo ści uczenia
się i pamięci; najpierw więc [patrzył], czy potrafią szybko i
właściwie pojmować to, o czym się mówi; następnie, czy do
tego, czego się uczą, odnoszą się z miłością i umiarkowaniem.
Badał bowiem, czy z natury są podatni na wychowanie, a ową
podatność nazywał harmonią charakteru (katartysis). Gwałtowność
uważał za szczególnie sprzeczną ze swoją szkołą wychowania;
jej konsekwencjami są bowiem prostactwo, brak wstydu, zuchwałość,
gnuśność, nieuctwo, anarchia, niesława i im podobne; z
łagodności zaś i harmonii charakteru wynikają skutki przeciwne
tamtym. A w obserwacjach zwracał na powyższe rzeczy szczególną
uwagę i ćwiczył w nich swych uczniów; tych, których uznał za
godnych dóbr swojej mądrości, starał się przyciągnąć do
nauki; jeśli zaś uznał kogoś za nieprzydatnego, odsyłał go jak
obcego.
Bezprawie i prawodawstwo
A ponieważ rozwiązłość, zbytek i
lekceważenie praw popychają [ludzi] do niesprawiedliwości,
[Pitagoras] każdego dnia napominał, by sprzyjać prawu i walczyć
z bezprawiem. Dlatego właśnie ustanowił następujący schemat:
jako pierwsza z rzeczy złych zwykł zakradać się do domów i
państw wymieniony [wyżej] zbytek, jako druga — rozwiązłość,
jako trzecia — zguba i zagłada; [należy] przeto wszelkimi
sposobami powstrzymywać się od zbytku i unikać go, jak też od
chwili narodzin przyzwyczajać się do życia powściągliwego i
takiego, które przystoi mężom; [należy również] powstrzymywać
się od wszelkich słów niegodnych, zarówno od skarg i lamentów,
jak i od kłótni, złorzeczeń, nagabywań i szyderstw. Ustanowił
ponadto prawodawstwo jako najpiękniejszą postać sprawiedliwości;
ono to nakazuje, co należy czynić i zakazuje tego, czego czynić
nie należy; [ustanawianie praw] jest ważniejsze od wymierzania
sprawiedliwości. Ono to bowiem, podobne do sztuki lekarskiej,
troszczy się o chorych, [prawodawstwo zaś] nie dopuszcza do
powstania choroby, lecz troszczy się o zdrowie duszy.
O umiarkowaniu i wstrzemięźliwości
Teraz kolej na to, by opowiedzieć o
umiarkowaniu i wstrzemięźliwości: jak sam [Pitagoras] jej
przestrzegał i jak uczył tego swych towa rzyszy. Wspominano już
wyżej o ogólnych ustaleniach dotyczących umiarkowania, w których
nakazywał niszczyć ogniem i żelazem wszystko to, co
nieumiarkowane. Do tego rodzaju ustaleń [zaliczyć należy nakaz]
powstrzymywania się od [zabijania i spożywania] wszystkich istot
żywych, jak i od szkodliwych pokarmów, jak też i [praktyka]
zastawiania stołów na ucztach smacznymi i bogatymi potrawami, a
następnie odsyłania ich niewolnikom, co służyć miało
powściąganiu apetytów, jak i [reguła], że złota nie nosi się
do żadnej wolnej kobiety, tylko do heter. [Dalej], do tego rodzaju
ustaleń należy zakaz spożywania [pokarmów] wpływających
szkodliwie na sen i bystrość umysłu. Dalej, [nakaz] małomówności
i całkowitego milczenia, przez które ćwiczyli się w panowaniu
nad językiem, dalej, [zalecanie] ciągłego i nieustannego
podejmowania i roztrząsania najtrudniejszych problemów, z czym
łączy się umiarkowane używanie wina, pokarmów i snu, naturalna
obojętność wobec sławy, bogactwa i podobnych im rzeczy,
nieudawany szacunek wobec starszych, wobec równych wiekiem
natomiast z serca płynąca życzliwość i równość, a wobec
młodszych odpowiedzialność i po- zbawiona zazdrości zachęta,
jak i wszystko to, co prowadzi do tej samej cnoty umiarkowania. (…)
Podobne do wyżej opisanych były
zalecenia dotyczące milczenia, a prowadzące do ćwiczenia się w
cnocie umiarkowania i powściągliwości. Ze wszystkich bowiem
postaci powściągliwości najtrudniejsze jest panowanie nad
językiem. Do cnoty [powściągliwości] należy i to, że
[Pitagoras] przekonał Krotończyków, by powstrzymali się od
nieuświęconych i nieprawych związków z nierządnicami, jak też
poprawa obyczajów dzięki muzyce, z której pomocą [Pitagoras]
przywrócił panowanie nad sobą oszalałemu z miłości
młodzieńcowi. Do tej samej cnoty prowadzi napomnienie
przestrzegające przed pychą. Takich to rzeczy uczył Pitagoras
pitagorejczyków także przez to, że sam był ich wzorem.
Niegodne rozumnego człowieka jest szukanie sławy zrodzonej z opinii tłumu
Jeśli zaś chodzi o sławę, jak
podają [świadectwa], mówili, co następuje: niegodne rozumnego
człowieka jest szukanie wszelkiej sławy za wszelką cenę, a
zwłaszcza takiej, która rodzi się z opinii tłumu. Nieliczni
bowiem tylko mają właściwe sądy i opinie; jest oczywiste, iż
przysługują one tylko tym, którzy wiedzą, a takich jest
niewielu. Stąd jasno wynika, iż owa możliwość nie jest dana
licznym [ludziom]. Lecz nierozumne jest również lekceważenie
każdej oceny i opinii. Tak postępujący bowiem [człowiek]
pozostanie niewychowany i nie poprawi błędów [w swym
postępowaniu]. A jest konieczne, by ten, kto nie wie, nauczył się
tego, czego nie wie; ten zaś, który się uczy, powinien brać pod
uwagę oceny i opinie tego, który wie i może go nauczyć. By zaś
powiedzieć ogólnie, konieczne jest, aby ci spośród młodych
ludzi, którym leży na sercu własne zbawienie, brali pod uwagę
oceny i opinie ludzi starszych i tych, którzy pięknie przeżyli
swe życie.
Poglądy pitagorejczyków na edukację
Całe ludzkie życie składa się z
oddzielnych (tak je bowiem nazywają pitagorejczycy, jak o tym
świadczą przekazy) etapów, i nikt nie może zmienić i przestawić
ich kolejności. Jeśli bowiem ktoś od chwili narodzin nie kształci
w sobie pięknie i prawidłowo człowieka, każdy z [owych etapów
życia] ulega zniszczeniu przez kolejny, po nim następujący.
Trzeba więc, by znacząca część wychowania dziecka, mająca na
celu [wykształcenie w nim] prawości, umiarkowania i
powściągliwości, a także męstwa, przeniesiona została do etapu
wieku młodzieńczego; tak samo istotna część wychowania
młodzieńca i troski o jego prawość, umiar, powściągliwość i
męstwo powinna przejść w etap wieku dojrzałego; w tych sprawach
bowiem postępuje się zwykle niedorzecznie i śmiesznie. Zwykło
się bowiem sądzić, że dzieci powinny być posłuszne i skromne,
jak też powinny trzymać się z dala od wszystkiego, co wydaje się
złe i nieprzystojne; gdy zaś osiągną one wiek młodzieńczy,
wielu ludzi sądzi, że mogą robić, co im się podoba. [Przez to
dzieje się tak], że w wieku młodzieńczym schodzą się jakby dwa
rodzaje błędów. Młodzieńcy bowiem popełniają błędy i
wykroczenia na sposób dziecięcy i męski zarazem, ponieważ
unikają wszystkiego, co ma związek z pilnością i porządkiem,
szukając, by rzec krótko, tej postaci zabawy, nieumiarkowania i
rozpusty, która cechuje wiek dziecięcy. Z niego to więc tego
rodzaju skłonności są przenoszone w wiek młodzieńczy. Podobnie,
ambicja i inne tego rodzaju skłonności i namiętności wprawiające
[umysł i duszę] w stan wzburzenia [właściwe] wiekowi dojrzałemu
są przenoszone w wiek młodzieńczy. Dlatego właśnie ten spośród
wszystkich etapów życia wymaga największej troski i opieki. Dla
podsumowania [trzeba stwierdzić], że nie można nigdy dopuścić,
by człowiek czynił to, co chce, lecz zawsze powinno istnieć
jakieś zwierzchnictwo i prawem ustanowiona, jak też godna i
właściwa władza, której każdy z obywateli winien się
podporządkować. Istota żywa bowiem pozostawiona sama sobie i
zaniedbana szybko popada w zło i niegodziwość. [Pitagorejczycy]
opowiadali, że często ich pytano i dociekano, dlaczego
przyzwyczajamy dzieci do zachowania miary i porządku w jedzeniu i
przedstawiamy im ową miarę i porządek jako piękne, natomiast to,
co im przeciwne, nieumiarkowanie i bezład, jako szpetne, przez co
pijaństwo i obżarstwo jest uważane za hańbę. Bowiem gdyby nic z
tych rzeczy nie przynosiło nam pożytku, gdy wejdziemy w wiek
dojrzały, próżne i daremne byłoby przyzwyczajanie nas, gdy
jesteśmy dziećmi, do takiego porządku. Te same reguły dotyczą i
innych zasad. Nie dzieje się bowiem inaczej wśród innych istot
żywych, które są wychowywane przez ludzi, lecz od początku, tak
szczeniaka, jak i dziecko uczy się i przyzwyczaja do tego, co
powinny robić, gdy dorosną.
O prokreacji
O rozmnażaniu się mówili, co
następuje. Przede wszystkim twierdzili, że trzeba się wystrzegać
tego, co nazywali rozmnażaniem przedwczesnym. Ani bowiem rośliny,
ani zwierzęta przed czasem właściwym dla wydawania owoców nie
rodzą płodów, ponieważ nasiona i owoce rodzą się z ciał
silnych i dojrzałych. Chłopcy zatem i dziewczęta powinni
wychowywać się w pracy, ćwiczeniach i wstrzemięźliwości, jak
też żywić się pożywieniem najbardziej stosownym dla życia
pracowitego, powściągliwego i wstrzemięźliwego. Wśród spraw
ludzkich jest bowiem wiele takich, których lepiej uczyć się
później; do nich należą sprawy miłosne. Chłopca zatem trzeba
tak wychowywać, by nie szukał tego rodzaju związków przed
ukończeniem dwudziestego roku życia. Kiedy zaś osiągnie ten wiek,
powinien rzadko jedynie oddawać się sprawom miłosnym. To zaś
będzie możliwe wtedy, gdy zdrowie [ciała i duszy] będzie uważane
za piękne i godne czci. Ten sam człowiek bowiem nie może być
jednocześnie zdrowy na ciele i duszy oraz rozwiązły. Podaje się,
że [pitagorejczycy] wielce chwalili owe dawne obowiązujące w
miastach greckich prawa, zgodnie z którymi zabronione było
obcowanie z matką, córką, siostrą, jak też w świątyni, czy na
widoku publicznym.
Jest bowiem piękne i pożyteczne
istnienie jak najliczniejszych ograniczeń w tego rodzaju
działaniach. Mężowie ci uważali, że trzeba uniemożliwić
zarówno wszelkie związki miłosne przeciwne naturze, jak też
wynikające z pożądliwości, wstępować natomiast w tylko takie,
które są zgodne z naturą i umiarkowaniem i które prowadzą do
uczciwego i zgodnego z prawem zrodzenia potomstwa. Uważali też, że
ci, którzy mają zamiar spłodzić potomstwo, powinni odnosić się
do tej sprawy z wielką przezornością. Powinni bowiem przede
wszystkim najpilniej przestrzegać tego, by zamierzając spłodzić
dzieci wiedli życie wstrzemięźliwe i zdrowe, by nie jedli
nieumiarkowanie, ani też nie spożywali takich pokarmów, które źle
wpływają na kondycję ciała, ani też nie powinni ulegać
pijaństwu, które jest najgorsze ze wszystkiego. Sądzili bowiem, że
z mieszaniny tego, co występne, niegodne i wzburzone rodzą się złe
nasiona. Przede wszystkim jednak sądzili, że nierozumnie i
bezmyślnie postępuje ten, kto zamierzając dać życie i powołać
na świat [potomstwo], nie zadba z największą troską o to, by to,
co uzyskało życie i istnienie było obdarzone największą
miłością. Przecież i miłośnicy psów z największym staraniem
troszczą się o hodowlę, by szczenięta rodziły się łagodne i
uległe z właściwych rodziców, we właściwym czasie i we właściwy
sposób; podobnie czynią hodowcy ptaków. Jest oczywiste, że także
inni zajmujący się poważnie szlachetnymi odmianami zwierząt
troszczą się na wszelkie sposoby o to, by nie rozmnażały się
przypadkowo i nierozważnie; ludzie natomiast wobec własnego
potomstwa nie kierują się zgoła rozumem, lecz płodzą je
nieoględnie i przypadkowo pod każdym względem, i spłodzone
wychowują z wielką niedbałością. Taka właśnie jest
najważniejsza i najbardziej oczywista przyczyna tego, iż wielu
ludzi jest złych i niegodziwych. Rozmnażanie bowiem u wielu ludzi
dokonuje się na sposób bydlęcy i nierozważnie.
Troska o oczyszczenie umysłu
Najważniejszy jednak w ich drodze do
męstwa jest główny i najistotniejszy cel, jaki sobie stawiali,
mianowicie wyzwolenie i uwolnienie umysłu z więzów i kajdan
krępujących go od kolebki, bez [umysłu] bowiem nikt nie może
nauczyć się się niczego zdrowego i prawdziwego, ani nie może
niczego zobaczyć w wyniku postrzegania zmysłowego. Umysł bowiem,
według [pitagorejczyków], wszystko widzi i wszystko słyszy,
wszystko inne zaś jest głuche i ślepe. Dalej w kolejności
uważali, że trzeba szczególnie troszczyć się o to, by umysł ów
został oczyszczony i wszechstronnie wyćwiczony przez święte
nauki, by zostały mu przekazane i wpojone sprawy pożyteczne i
boskie, tak by nie trwożyło go rozłączenie z ciałem, by
przechodząc do bytów niecielesnych nie odwracał oczu od ich
najjaśniejszego blasku ani nie zwracał się ku afektom trzymającym
duszę w ciele, jak w więzach i okowach, lecz by pozostawał
zwycięski i niepokonany wobec przyziemnych namiętności.
O przyjaźni
Zalecali więc pitagorejczycy, by —
jeśli to możliwe — z prawdziwej przyjaźni usunąć całkowicie
element współzawodnictwa i ambicji; gdyby to zaś nie było
możliwe, to przynajmniej z przyjaźni, jaką żywi się wobec
rodziców, starszych i dobroczyńców. Bowiem walka i
współzawodnictwo z nimi — jako że może im towarzyszyć gniew,
czy inny tego rodzaju afekt — nie sprzyjają przyjaźni. Mówili,
że w związkach przyjaźni powinno być jak najmniej ran i blizn.
Tak zaś może być wtedy, gdy obaj przyjaciele umieją ustąpić i
pohamować gniew, a zwłaszcza młodszy, jak i ten, który zajmuje
określoną pozycję w wymienionych wyżej układach. Słowa zaś
napomnienia i przygany, które pitagorejczycy nazywali wychowaniem,
powinni starsi kierować do młodszych łagodnie i ostrożnie,
powinna być w nich widoczna opiekuńczość i troska. Tylko w ten
sposób bowiem napomnienie będzie właściwe i pożyteczne. W
związkach przyjaźni ani w żartach, ani w działaniach czy słowach
poważnych, nie można nigdy naruszyć zaufania; rzadko bowiem da się
zachować związek przyjaźni, gdy raz kłamstwo wkradło się w
obyczaje tych, którzy mienią się przyjaciółmi. Nie należy
odrzucać przyjaźni z powodu nieszczęścia, czy jakiejś innej
niemocy, które zwykły przytrafiać się w życiu; za jedyną
przyczynę odrzucenia przyjaciela i przyjaźni można uznać zło
wielkie i nie do naprawienia. Nie należy żywić uczuć
nieprzyjaznych wobec tych, którzy nie są całkowicie źli; [jeśli
jednak tak się stanie], należy trwać nieugięcie w tych uczuciach,
o ile ich przedmiot nie zmieni obyczajów i nie zrodzi się w nim
szlachetność duszy. Walkę z przeciwnikiem należy prowadzić nie
słowem, lecz przez [szlachetne] czyny; taka walka jest zgodna z
prawem, święta i godna człowieka. Nie wolno nigdy dopuścić do
tego, by stać się przyczyną niezgody; należy natomiast ze
wszystkich sił unikać tego, co jest jej przyczyną, W prawdziwie
trwałej przyjaźni należy określić i ustalić jak najwięcej
reguł; powinny być one pięknie i mądrze ustalone, niezależne od
okoliczności, godne i dostosowane do obyczajów, tak by żadna
rozmowa nie dotyczyła tematów błahych i przypadkowych, lecz by
odbywała się zgodnie z zasadami rozwagi, obyczajności i właściwego
porządku;by w sposób przypadkowy, błahy i nieobyczajny nie budził
się żadentaki afekt, jak gniew czy żądza. Powyższe reguły
dotyczyły także innych afektów i stanów duszy. O tym zaś, że
nie traktowali w sposób błahy i niedbały odrzucania przyjaźni z
obcymi im ludźmi, lecz że uchylali i strzegli się od nich w wyniku
głębokiej rozwagi, dzięki czemu przez wiele pokoleń zachowywali
nie wyczerpane wobec siebie uczucia, można wnioskować z tego, co
opowiedział Aristoksenos w księdze O życiu pitagorejskim, a co,
jak powiada, usłyszał od Dionysiosa, tyrana Sycylii, kiedy ten,
zrzucony z tronu, uczył gramatyki w Koryncie.
Aristoksenos więc powiadał, co
następuje: „Mężowie ci, [starali się] w najwyższym stopniu
powstrzymywać od łez i lamentów. Ta sama reguła obowiązywała,
jeśli chodziło o pochlebstwa, prośby, błagania i im podobne.
Dionysios zaś, kiedy zrzucony z tronu przybył do Koryntu, opowiadał
nam często o Fintiaszu i Damonie, pitagorejczykach. [Jego opowieść]
zaś dotyczyła poręczenia w sprawie gardłowej, a taka oto była
forma owego poręczenia. Mówił [Dionysios], że jedni spośród
jego dworaków wspominali często o pitagorejczykach wyśmiewając
się z nich i szydząc, nazywając ich błaznami i mówiąc, że ich
pozorna i udawana czystość, wierność i powściągliwość
roztrzaskałaby się ze szczętem, gdyby ktoś postawił ich w
obliczu poważnego zagrożenia. Gdy zaś inni mówili coś wręcz
przeciwnego i powstała różnica zdań, postanowiono zgodnie [poddać
próbie towarzyszy] Fintiasza, a jeden z jego przeciwników,
[wziąwszy na siebie rolę oskarżyciela], powiedział Fintiaszowi,
że ujawnione zostało, iż wespół z innymi nastawał na życie
Dionysiosa; wszyscy obecni poświadczyli to oskarżenie, a
uwiarygodniło je oburzenie Dionysiosa. Fintiasz osłupiał na to
oskarżenie. Kiedy jednak Dionysios oświadczył wprost, że sprawa
została dokładnie zbadana i [Fintiasz] musi umrzeć,
[pitagorejczyk] powiedział, że skoro doszło do takiej sytuacji,
godzi się dać mu [do dyspozycji] pozostałą część dnia, by mógł
załatwić sprawy swoje i Damona. Mężowie ci bowiem żyli we
wspólnocie wszystkich dóbr. Fintiasz zaś, jako starszy, wziął na
siebie większość spraw związanych z zarządzaniem majątkiem. Z
tego to powodu prosił, by go wypuszczono, proponując, iż
poręczycielem jego powrotu będzie Damon.
Dionysios, jak opowiadał, zadziwił
się wielce i zapytał, czy istnieje taki człowiek, który odważyłby
się być poręczycielem [stawienia się] skazanego na śmierć; gdy
zaś Fintiasz to potwierdził, sprowadzono Damona, który
usłyszawszy, co się stało, oświadczył, że będzie poręczycielem
i pozostanie dopóki Fintiasz nie wróci. [Dionysios], jak sam
opowiadał, usłyszawszy to, osłupiał. Ci zaś, za których
przyczyną [poddawano pitagorejczyków] owej próbie, szydzili z
Damona pozostawionego według nich na pewną śmierć i mówili
drwiąco, że został złożony w ofierze w zamian, jak łania
ofiarna. A gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, wrócił
Fintiasz, by ponieść śmierć; to zaś wprawiło wszystkich w
osłupienie i podziw. Sam zaś Dionysios, jak opowiadał, objąwszy i
ucałowawszy obu mężów, prosił, by mógł być trzecim w ich
związku przyjaźni; ci jednak nie chcieli się na to zgodzić, mimo
nalegań Dionysiosa." Tyle [przekazał] Aristoksenos; dowiedział
się o tym, jak
powiada, od samego Dionysiosa.
Mówi się też, że pitagorejczycy
starali się wypełniać obowiązki, jakie niesie z sobą przyjaźń,
nawet nie znając się wzajemnie, jak też wobec tych, których nigdy
nie widzieli na oczy, jeśli tylko rozpoznali jakiś znak
przynależności do tej samej szkoły; to zaś, że ludzie dobrzy
—jeśli nawet mieszkają na przeciwległych krańcach ziemi — są
sobie nawzajem przyjaciółmi zanim jeszcze się poznają i nazwą
tym mianem, potwierdzają takie i podobne przypadki: pewien
pitagorejczyk, jak opowiadają, odbywszy pieszo długą i samotną
drogę, przybył do oberży; ze zmęczenia zaś i z wielu innych
przyczyn popadł w długą i ciężką chorobę, tak że brakło mu w
końcu środków do życia. Gospodarz oberży wszelako, czy to z
litości nad człowiekiem, czy też z szacunku dla niego, użyczył
wszystkiego, nie szczędząc ani troski, ani wydatków. Gdy jednak
choroba okazała się silniejsza, umierający narysował na tabliczce
pewien symbol i polecił [gospodarzowi], by — jeśli coś mu się
stanie — powiesił ją na tablicy wychodzącej na drogę i
obserwował, czy ktoś z przechodzących rozpozna symbol. Taki
człowiek bowiem, jak mówił, zwróci [gospodarzowi] wydatki, jakie
poniósł i podziękuje mu za jego dobroć. Gospodarz zaś, gdy
[pitagorejczyk] umarł, zatroszczył się o ciało i pochował je,
nie mając wszelako nadziei, iż będą mu zwrócone wydatki ani też,
że otrzyma podziękowanie od kogoś, kto rozpozna tablicę. Będąc
jednak pod wrażeniem poleceń [zmarłego], wystawił tabliczkę na
widok publiczny. Po upływie dłuższego czasu jeden z
pitagorejczyków przechodząc tamtędy rozpoznał symbol, a
dowiedziawszy się, co zaszło, dał gospodarzowi więcej pieniędzy,
niż ten wydał. Mówi się też, że Kleinias Tarentyjczyk,
dowiedziawszy się, że Proros z Kyreny, zwolennik nauk
pitagorejskich znalazł się w niebezpieczeństwie utraty całego
majątku, zebrawszy pieniądze popłynął do Kyreny i uporządkował
sprawy Prorosa, poświęciwszy nie tylko część własnego majątku,
lecz także podjąwszy ryzyko żeglugi. Podobnie i Thestor z
Posejdonii, gdy tylko usłyszał, że Thymarides z Paros,
pitagorejczyk, z wielkiego bogactwa popadł w biedę, popłynął,
jak mówią, na Paros, zebrawszy wiele pieniędzy i przywrócił
[Thymaridesowi] jego majątek. Piękne są więc i takie dowody
przyjaźni.
Jamblich
- O Życiu Pitagorejskim
tłumaczenie: Janina Gajda – Krynicka