Mówi się, że Dhamma idzie pod
prąd … Te wypisy z książki Złudzenia, które pozwalają żyć
powinny nam wyjaśnić, pod jaki prąd idzie Dhamma ...
Reguły rządzące przetwarzaniem
informacji są rozmaite, ale spora ich część jest związana ze
szczególnym znaczeniem własnej osoby dla samego siebie, w tym - ze
szczególnym znaczeniem informacji o samym sobie. Jest ono przyczyną
wielu tendencyjnych zniekształceń w przetwarzaniu wszelkich informacji docierających do
umysłu. Jedna z ważniejszych wśród takich reguł polega na
bronieniu się podmiotu przed informacjami niekorzystnymi z punktu
widzenia kryteriów oceny własnej wartości. Jeśli więc nie
akceptujemy postaw egoistycznych, to mamy duże szanse nie dostrzec
ich u samych siebie. W obliczu sygnałów własnego egoizmu mogą
bowiem włączyć się samorzutnie procesy takie, jak tłumienie
niepochlebnych informacji, czy racjonalizacja - tendencyjne,
iluzoryczne dostrzeganie okoliczności usprawiedliwiających. Warto
dodać, że owe nieświadome deformacje mogą obejmować także i
inne osoby czy zjawiska, w których uczestniczymy. Mówi się o
egoizmie grupowym, etnicznym, o zjawisku egoisme en deux.
Możemy reagować obronnie na informacje dotyczące innych osób, o
ile doszło do silnej identyfikacji, silnego utożsamienia się z
nimi. Silnie zidentyfikowani z kimś, reagujemy na informacje o nim
podobnie jak na informacje o sobie samym, odczuwając w związku z
nimi podobną radość, wstyd, niepokój czy lęk. I tak np. wówczas,
gdy nasze dziecko nie spełnia jakichś ważnych oczekiwań
otoczenia, może dojść do wyparcia ze świadomości zagrażających
sygnałów dla pozbycia się dręczących odczuć wstydu czy
niepokoju. Zauważmy ponadto, że pożądany wizerunek samego siebie
obejmuje także i własne położenie w świecie, w tym relacje z
innymi ludźmi. Stąd tłumieniu mogą podlegać również informacje
dotyczące otaczającego świata - o ile są to te jego fragmenty,
które mają wpływ na nasze własne położenie, w tym i poczucie
własnej wartości. I tak, możemy nie dostrzec, że dany układ czy
system chyli się ku upadkowi, jeżeli zarazem oznacza to upadek
własny: pozycji i prestiżu stanowiącego podporę własnego
poczucia tożsamości, mocy i wartości. Opisywana tu egocentryczna
tendencyjność naszego umysłu jest właściwością szczególną,
bo mając ją nie zdajemy sobie najczęściej z niej sprawy
(dostrzegając ją jednak - w nieco krzywym
zwierciadle - u innych). Bez wniknięcia w istotę egocentryzmu nie
sposób zrozumieć wielu różnorodnych reguł naszego postępowania
w kontaktach z innymi ludźmi, w tym różnorodnych przejawów
egoizmu.
*
Wyniki badań świadczą o
uprzywilejowanej pozycji „ja", co przejawia się w szybszym
dostrzeganiu sygnałów odnoszących się do własnej osoby, lepszym
ich rozpoznawaniu i zapamiętywaniu, a także w nawykowym odnoszeniu
do „ja" różnych informacji o świecie zewnętrznym. To
właśnie dlatego jeden ze znawców zjawisk, o których będzie mowa,
Anthony Greenwald, użył określenia „totalitarne ego" w
odniesieniu do „ja", które - nie tylko dla obrony przed
atakiem, ale i dla umocnienia własnej pozycji - dokonuje złożonych
manipulacji na informacjach, poza czujnością podmiotu (por.
Greenwald, 1980).
*
Ten ostatni efekt można interpretować
także jako przejaw tzw. konserwatyzmu poznawczego. Jest to zjawisko
ogólniejsze, polegające na bezwiednym oporze przed zmienianiem
zakodowanych w umyśle informacji o rzeczywistości, a subiektywnie -
poglądów, opinii, a także, po prostu, nagromadzonej wiedzy.
Zjawisko to współwystępuje ze swoistą przykrością, jaka
towarzyszy dysonansowi poznawczemu wynikającemu z konstatacji
rozbieżności pomiędzy informacjami nowymi, napływającymi, a
przechowywanymi już w umyśle. Przykrość owa skłania do
poszukiwania rozwiązań konfliktu, co często
dokonuje się kosztem zniekształcania informacji napływających (a
czasami także i kosztem zdrowia nadawców tych informacji: Freud,
jako głosiciel bulwersujących nowości, często bywał zagrożony
reakcjami rozzłoszczonego audytorium, które posuwało się do
rzucania weń różnymi przedmiotami).
Maria Jarymowicz , Czy jesteśmy
egoistami
Wspomniana
ostatnio
tendencyjność
przetwarzania
informacji
o
hipotezach
może ujawniać się w
różnych fazach procesu przetwarzania danych. Przede wszystkim na
etapie „wystawiania s i ę " na informacje często po prostu
uchylamy się od
wysłuchania informacji sprzecznych z naszymi
przekonaniami, przewidując, że nas
one zdenerwują, wytrącą z
równowagi, że „niepotrzebnie tracilibyśmy czas" itp.
Jednym z licznych dowodów na tę prawidłowość jest pewien
eksperyment (Brock
i Balloun, 1967), w którym palacze i osoby
niepalące wysłuchiwały nagranych na
taśmę magnetofonową
przekazów dotyczących różnych spraw. Nagrania były przy
tym
kiepskiej jakości, choć badani mogli - jeżeli chcieli - naciskać
specjalny guzik
usuwający część zakłóceń. Okazało się, że
palacze stosunkowo mało przejmowali
się zakłóceniami, dopóki
przekaz dostarczał informacji o paleniu jako czynniku
wywołującym
raka płuc.
Kiedy jednak przekaz dementował
„niesprawdzone
pogłoski" o związku palenia z rakiem,
palacze znacznie częściej naciskali guzik, by
nie uronić tych
najwyraźniej rozsądnych i rzetelnych informacji.
Kiedy już informacje sprzeczne z
naszymi ulubionymi hipotezami nadejdą, nie
znaczy to, że już nic
nie można poradzić. Każdą informację można przecież
zakwestionować, szczególnie wskazując na niewiarygodność jej
źródła (i podejrzany charakter intencji nadawcy). Ogólnie rzecz
biorąc, ludzie stawiają znacznie
wyższe wymagania informacjom
zaprzeczającym ich ulubionym hipotezom niż
danym, które je
potwierdzają. Dobrze znanym przejawem tego zjawiska jest los
badań
naukowych
wykazujących fałszywość
teorii
powszechnie
przyjmowanej
w jakiejś dziedzinie. Obrońcy teorii zwykle starają
się wykazać metodologiczne
błędy i niedociągnięcia badania
falsyfikującego teorię, każąc mu spełniać wymogi
tak
rygorystyczne, że gdyby podobne stawiali badaniom potwierdzającym
ich teorię, łacno mogłoby się okazać, że te ostatnie są
również bezwartościowe.
Kiedy człowiekowi nie udaje się uchylić
od informacji sprzecznej z własną
hipotezą ani podważyć jej
wiarygodności, pozostaje mu jeszcze jeden sposób: po
prostu o niej
zapomnieć. Jeżeli przepytać kibiców dwóch rywalizujących
drużyn, co
zapamiętali z niedawnego meczu, to okazuje się z
reguły, że zapamiętali oni znacznie mniej fauli drużyny „własnej"
niż przeciwnika. Oczywiście, reguła ta dotyczy
nie tylko kibiców
i wspomnień o meczach.
Ogólnie rzecz biorąc, los informacji
sprzecznych z hipotezą przypomina więc
los dzieł literackich, tak
jak go widział Stanisław Lem, kiedy sformułował swoje
trzy
zasady czytelnictwa. Pozwolę sobie przypomnieć te zasady: pierwsza
– nikt
niczego nie czyta; zasada druga - jeżeli nawet czyta, to
nie rozumie; zasada trzecia
- jeżeli nawet rozumie, to i tak
zapomina.
Bogdan
Wojciszke
Dane i pseudodane
w procesie
spostrzegania ludzi
Względna stabilność oraz spójność
reprezentacji własnej osoby, którą nazwiemy strukturą „ja",
jest jednym z podstawowych warunków sprawnego funkcjonowania całego
aparatu psychicznego. Uzasadnione jest więc założenie, że
struktura „ja" będzie szczególnie silnie broniona przed
grożącymi jej niebezpieczeństwami. Stwierdzono, że struktura „ja"
nie tylko dąży do utrzymania stabilności w czasie oraz wewnętrznej
spójności, ale także wymaga nieustannych dowodów, iż jest dobra
i wartościowa. Mówi się w tym przypadku o dążeniu do utrzymania
pozytywnej samooceny oraz poczucia własnej wartości.
*
Według badacza amerykańskiego
Seymoura Epsteina (1980) struktura „ja" (on sam nazywa ją
teorią „ja" dla podkreślenia, że pełni taką samą rolę w
rozumieniu siebie jak teoria naukowa w rozumieniu zjawisk np.
fizycznych czy chemicznych) jest strukturą względnie stabilną i
zorganizowaną hierarchicznie. Znaczy to, że pewne elementy wiedzy o
sobie samym są ważniejsze, bardziej kluczowe, inne zaś mniej ważne. Gdy
struktura „ja" się utrwali, zaczyna wpływać na to, jak
kolejne doświadczenia są przez jednostkę odbierane, jakie im się
nadaje znaczenia i jak łatwo bądź trudno zostają one zapamiętane.
Łatwiej dostrzegane i zapamiętywane są te doświadczenia, które
odnoszą się do „ja", dla nich bowiem w istniejącej jego
strukturze wytworzyły się pewne „matryce" czy „szablony".
Doświadczenia „nie pasujące" do tych szablonów są mniej
zrozumiałe i gorzej przyswajane. Tak więc struktura wiedzy na temat
własnej osoby staje się pryzmatem, przez który nowe doświadczenia
są przepuszczane, i matrycą, z którą są porównywane, ale i
oceniane. Bez tej matrycy świat wydawałby się chaotyczny i
bezładny, nie byłoby do czego go odnieść, nie wiadomo też
byłoby, czy dane doświadczenie jest dla jednostki korzystne, czy
nie. Skutkiem tego byłby silny lęk i poczucie zagrożenia.
Skoro więc struktura „ja" pełni
tak ważną rolę w porządkowaniu kolejnych doświadczeń życiowych,
to można przypuszczać, że będzie ona szczególnie silnie
chroniona. I tak jest w istocie. Wszystko, co zagraża istniejącej
strukturze „ja", istniejącej uporządkowanej wiedzy o sobie,
musi być albo asymilowane, albo odrzucone i unieszkodliwione, by
można było dalej istnieć.
A co może zagrażać naszej strukturze
„ja"? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba się bliżej z
tą strukturą zapoznać. Podstawowymi elementami, z których
zbudowane jest własne „ja", są te wszystkie twierdzenia,
zdania, obrazy, wyobrażenia i odczucia, które pozwalają nam
określić, kim jesteśmy, a więc wyznaczają naszą tożsamość.
Są to wszystkie te opisowe elementy naszych uogólnionych
doświadczeń, które mają pewną stałość, powtarzalność, które
były podobne wczoraj i dziś i co do których sądzimy, że będą
nas także charakteryzować w przyszłości. To wyznacza nasze
poczucie osobistej tożsamości, poczucie ciągłości i spójności.
Ale na naszą tożsamość składają się także te wszystkie
składniki naszej samowiedzy, które świadczą o naszej specyfice i
unikalności, które nas odróżniają od innych ludzi. One
wyznaczają naszą tożsamość indywidualną. I wreszcie są też
takie elementy naszej samowiedzy, jakie dzielimy z ważnymi dla nas
grupami społecznymi, wspólne dla nas i dla ludzi, z którymi się
utożsamiamy, z którymi czujemy więź. One wyznaczają naszą
tożsamość grupową.
Drugim niezwykle ważnym wyznacznikiem
naszego „ja" jest to, jak siebie wartościujemy. Nasza
struktura „ja" jest określona nie tylko przez to, za kogo się
uważamy, ale i przez to, jak się oceniamy: czy jesteśmy dobrzy czy
źli, mocni czy słabi, godni czy niegodni szacunku. Można więc
powiedzieć, że istotnym wyznacznikiem naszego „ja" jest
nasza samoocena.
„ Ja" rozwija się w wyniku
określonych doświadczeń, a ten rozwój służy określonym celom
psychologicznym. Nasze „ja" steruje zachowaniem i czyni je
zintegrowanym, celowym i ukierunkowanym. Aby kontrola i integracja
zachowania były możliwe, muszą być spełnione podstawowe warunki:
nasze „ja" musi mieć zagwarantowaną pewną stabilność,
spójność wewnętrzną i pozytywną wartość. „Ja" będzie
zagrożone, gdy jego podstawowe aspekty - tożsamość i samoocena - oraz jego podstawowe zadania -
kontrola i integracja zachowania – będą zagrożone. Gdy „ja"
jest zagrożone, można sobie poradzić w sposób nieobronny. Gdy to
nie jest możliwe, włączają się mechanizmy obronne. Gdy człowiek
dowiaduje się od innych lub wnioskuje z własnych zachowań, że nie
jest tym, kim sądził, że jest, jego „ja" jest zagrożone.
Zagrożone jest ono, i to bardzo silnie, gdy człowiek dowiaduje się
lub sam wnioskuje, że nie jest tak dobry, wartościowy, szlachetny,
jak mu się zdawało czy jakim chciałby być. „ Ja" jest
zagrożone także wtedy, gdy człowiek traci poczucie kontroli nad
rzeczywistością, gdy jego własne zachowanie lub zdarzenia w
świecie zewnętrznym wymykają się jego wpływowi. Zagrożeniem
wreszcie mogą być nie dające się pogodzić niespójności w
obrębie własnego „ja" - gdy człowiek wie, że kocha kogoś,
a zarazem wie, że ten ktoś go drażni; gdy sądzi, że jest
życzliwy dla innych, a zarazem nigdy nie ustępuje miejsca w
tramwaju; gdy wie, że chce zdać na studia, ale zarazem woli grać w
koszykówkę niż się uczyć.
Z tymi wszystkimi zagrożeniami
człowiek może sobie radzić lepiej lub gorzej. Jednym ze sposobów
radzenia sobie jest oszukiwanie samego siebie poprzez usuwanie ze
świadomości tych elementów wiedzy o sobie, które są niewygodne,
sprzeczne, niezgodne z tym, jakim siebie człowiek widzi lub chciałby
widzieć.
*
Jak wyjaśnić wyniki tego fikcyjnego
badania? Można przypuszczać (a wiadomo z wielu badań, że tak jest
w istocie), że niektórzy pacjenci chorzy na chorobę nowotworową
nieświadomie unikają wszelkich informacji przypominających im o
rodzącej lęk sytuacji, a więc i słów bezpośrednio odnoszących
się do choroby i szpitala. Stąd mniejsza gotowość do rozpoznania
słów symbolizujących nieprzyjemną sytuację, manifestująca się
w dłuższym czasie potrzebnym do ich rozpoznania i wypowiedzenia.
Taki mechanizm obronny, który polega
na niedostrzeganiu czy utrudnionym dostrzeganiu tego, co zagraża lub
z zagrożeniem się kojarzy, nazywamy obronnością percepcyjną.
Można sądzić, że w opisanym tu badaniu pacjenci w końcu
rozpoznają wszystkie słowa. Trudno by im było tego nie zrobić,
ponieważ taka jest instrukcja i wzrok ich jest skupiony na ekranie.
Pokój jest zaciemniony i trudno od zagrażającej sytuacji uciec. W
codziennym życiu, natomiast, gdzie otaczająca nas rzeczywistość
jest bardziej złożona i różnorodna, możemy w ogóle nie
dostrzegać tego, co nam niemiłe, broniąc w ten sposób
integralności naszego „ja" i naszego dobrego samopoczucia,
dopóki choroba nie posunie się tak daleko, że żadna tego typu
obrona nie będzie skuteczna.
Obronność percepcyjną, jest przede
wszystkim formą obrony przed nie akceptowanymi czy zagrażającymi
elementami świata zewnętrznego. Częstokroć jednak źródło
zagrożenia tkwi w naszych własnych pragnieniach, uczuciach,
postawach. Kiedy tak się dzieje, obrona może polegać na
zaprzeczaniu zagrażającym pragnieniom lub uczuciom, na
manifestowaniu postawy „nieprawda, że . . . "lub „nie chcę
tego...". Podkreślić przy tym trzeba, że nie jest to świadome
okłamywanie siebie i innych. Byłoby to bowiem mało skuteczne,
nadal bylibyśmy świadomi naszych rzeczywistych pragnień i uczuć.
W obronnym zaprzeczaniu „naprawdę" wierzymy w to, że jest
inaczej. I na tym właśnie polega samooszukiwanie, że zarazem
chcemy czegoś i nie chcemy tego, ale nie wiemy, że chcemy,
świadomie wiemy tylko, że nie chcemy. Nadal (jak w pięknej liryce
miłosnej Do M. Adama Mickiewicza) kochamy, choć wierzymy, że
usunęliśmy kochaną istotę z naszego serca. W innych
okolicznościach wierzymy, że nie żywimy do kogoś urazy czy
nienawiści, choć w głębi takie uczucia w nas się kłębią.
Zaprzeczając tkwiącym w nas tendencjom, trzymamy je na wodzy.
Helena Grzegolowska-Klarkowska
Samoobrona przez samooszukiwanie się
Egotyzm atrybucyjny
Tendencyjność w
ocenie własnego wpływu na przebieg zdarzeń ujawnia się nie tylko
wtedy, gdy ludzie proszeni są o określenie wielkości tego wpływu,
ale i wtedy, gdy wyjaśniają przyczyny wydarzeń (dokonują
atrybucji przyczynowych). Często stwierdza się wtedy egotyzm
atrybucyjny, a więc skłonność do spostrzegania siebie i własnych
działań jako źródła zdarzeń pozytywnych, a zarazem do
zaprzeczania, że jest się źródłem zdarzeń negatywnych (por.
Greenwald, 1980; Snyder, Stephen i Rosenfield,1978; Zuckerman, 1979).
Przejawia się to w wielu zjawiskach psychologicznych, np.:- ludzie skłonni
są przypisywać własne sukcesy sobie (własnym zdolnościom i
wysiłkowi), a niepowodzenia czynnikom zewnętrznym (takim jak duża
trudność zadania czy też brak szczęścia, por. Zuckerman, 1979);
- w przypadku pracy grupowej, ludzie mają skłonność do
przecenienia własnego wkładu w sukces grupy („przyczyniłem się
w większym stopniu niż inni ") i niedoceniania go przy
niepowodzeniu (por. Greenwald, 1980); - ludzie podkreślają swoją
przynależność do grupy, która odniosła sukces, i niechętnie
identyfikują się z grupą, która doznała niepowodzenia (studenci
jednego z amerykańskich uniwersytetów częściej nosili koszulki z
jego insygniami w dzień po tym, jak ich drużyna wygrała, niż
wtedy, gdy przegrała; opisując wygraną swojej drużyny, częściej
używali formy „my" niż opisując jej przegraną, por.
Greenwald, 1980).
Można więc mówić
o istnieniu ogólnej tendencji, polegającej na wyolbrzymianiu
własnej roli w wywoływaniu zdarzeń pozytywnych i pomniejszaniu jej
w wywoływaniu zdarzeń negatywnych. Co ciekawe - podobnie jak dzieje
się to z iluzją kontroli - owa tendencyjność zanika w stanie
klinicznej depresji (por. Rapsin . , 1982). Podobnie jak i wyniki
poprzednio omawianych badań, rezultaty te skłaniają do
zadania sobie pytania, na czym polega zdrowie psychiczne? Czy wiąże
się ono z trafną, realistyczną oceną własnych możliwości
oddziaływania na świat, czy też towarzyszy mu „chciejstwo",
tj. brak realizmu, nadmierny optymizm, przecenianie swojego wkładu w
zdarzenia pozytywne?
Mirosław Kofta
Poczucie kontroli, złudzenia na
temat siebie,
a adaptacja psychologiczna
Za: Złudzenia które pozwalają żyć
***
Z drugiej strony opinie powstałe jako rezultat samego doświadczenia, nie posiadają tej cechy pierwotnej pewności. Są prawdziwe w sensie bycia weryfikowalnymi, ale nie są stowarzyszone z głębokim uczuciem prawdy, które posiada wierzenie, a zatem, nie wzdragamy się przed poddaniem ich badaniu. Że ciężkie ciała mają tendencję do spadania na ziemię, i że ogień parzy palce, to są prawdy weryfikowalne i weryfikowane każdego dnia, ale nie utrzymujemy ich z namiętną pewnością i nie mamy nic przeciwko, nie stawiamy oporu przed badaniem ich podstaw; podczas gdy na takie zagadnienia jak przetrwanie po śmierci ludzkiej osobowości, poglądy sprzyjające czy przeciwne są obdarzone cechą uczucia całkowicie odmienną i takiego rodzaju, że dociekanie sedna sprawy jest widziane jako niegodne uznania przez ortodoksyjną naukę i moralnie złe, przez ortodoksyjną religię. W relacji do tego zagadnienia, możemy zauważyć, często to widzimy, że utrzymujący dwie diametralnie odmienne opinie, z której jedna jest z pewnością właściwa*, pokazują przez swoją postawę, że utrzymywane wierzenie jest instynktowne i nie-racjonalne, jak na przykład kiedy ateista i chrześcijanin jednoczą się w niechęci wobec badań na temat istnienia duszy.
*Tu akurat autor wybiera nieszczęśliwy przykład do zilustrowania swojej tezy, gdyż zarówno afirmujący jak i negujący istnienie duszy są w błędzie.
**
Bezpośrednia obserwacja człowieka odsłania od razy fakt, że bardzo znacząca proporcja jego wierzeń jest nie-racjonalna do takiego stopnia, że jest to oczywistym bez żadnej specjalnej egzaminacji i bez użycia jakichkolwiek specjalnych środków, innych niż zwykła wiedza. Jeżeli przeegzaminujemy mentalne umeblowanie przeciętnego człowieka, odkryjemy, że składa się ono z obszernej liczby osądów o bardzo precyzyjnym rodzaju, na temat zagadnień o bardzo wielkiej różnorodności, kompleksowości i trudności. Będzie on miał dobrze ustalone poglądy na temat powstania i natury wszechświata, i na temat tego, co prawdopodobnie będzie nazywał jego znaczeniem, będzie miał gotowe konkluzje na temat tego co stanie się w z nim w czasie śmierci i po niej, o tym co jest i co powinno być podstawą zachowania. Będzie wiedział jak powinien być rządzony kraj i dlaczego schodzi na psy, dlaczego ta ustawa legislacyjna jest dobra a ta zła. Będzie miał zdecydowane poglądy na temat wojska i strategi w marynarce wojennej, zasad opodatkowania, używania alkoholu i szczepionek, leczenia gruźlicy, zapobieganiu hydrofobii, na temat handlu, nauki greckiego, na temat tego co dozwolone w sztuce, satysfakcjonujące w literaturze i budzące nadzieje w nauce.
Znaczna część tych opinii musi z konieczności być bez podstaw racjonalnych, gdyż wiele z nich dotyczy problemów rozpoznawanych przez ekspertów jako ciągle nierozwiązane, podczas gdy co do reszty, jest jasne, że trening i doświadczenie zwykłego człowieka nie kwalifikują go do tego by miał na ich temat jakąkolwiek opinię. Racjonalna metoda adekwatnie użyta powiedziałby mu, że dla przeważającej większości z tych zagadnień jest u niego tylko jedna postawa – zawieszenie osądu.
Mając na widoku to co już przedyskutowaliśmy powyżej, ta akceptacja na wielką skalę nie-racjonalnych wierzeń musi być widziana jako normalna. Mechanizm przez który jest powodowana wymaga pewnej egzaminacji, gdyż nie może być zanegowane, że fakty zachodzą w konflikt z popularnymi obecnie poglądami co do roli odgrywanej przez rozum w formułowaniu opinii.
Jest jasnym, że przy wypowiadaniu, te wierzenia są niezmiennie uważane przez je utrzymującego, za racjonalne i bronione jako takie, podczas gdy pozycja tego kto utrzymuje przeciwny pogląd jest widziana jako ewidentnie nieracjonalna. Człowiek religijny oskarża ateistę o bycie płytkim i irracjonalnym i spotyka się z podobną odpowiedzią. Dla Konserwatysty, zadziwiającą rzeczą u Liberała jest jego niezdolność dostrzeżenia i zaakceptowania jedynego możliwego rozwiązania publicznych problemów. Egzaminacja odsłania fakt, że te różnice nie są powodowane przyzwoleniem na ledwie mechaniczne zbłądzenia w logice, gdyż te są łatwe do ominięcia, nawet przez polityka i nie ma powodu przypuszczać, że jedna strona tych kontrowersji jest mniej logiczna niż druga. Różnica jest spowodowana raczej fundamentalnymi założeniami o antagoniście będącym wrogiem i te założenia są wyprowadzane ze stadnej sugestii; dla Liberała centralne bazowe koncepcje zyskały cechy instynktownej prawdy, stały się „syntezą a priori” z powodu zakumulowanych sugestii na które był wystawiony, i podobne wyjaśnienia stosują się do ateisty, chrześcijanina i konserwatysty. Każdy z nich, co musi być zapamiętane, odnajduje racjonalność swej pozycji jako będącą bez zarzutu i jest całkowicie niezdolny do dostrzeżenia w niej uchybień, które są oczywiste dla jego oponenta, dla którego te poszczególne serie założeń nie były zaakceptowane przez stadną sugestię.
**
By kontynuować dalej analizę nie-racjonalnych opinii powinno się zaobserwować, że umysł rzadko pozostawia te założenia, wymuszone na nim przez sugestię stada bezkrytycznymi. Istnieje tendencja by znajdować mniej lub bardziej opracowane racjonalizacje je usprawiedliwiające. To jest zgodne z olbrzymią przesadną wagą, która jest zawsze przypisywana rozumowi w formułowaniu opinii i zasad zachowania. Jest to bardzo dobrze widoczne na przykład w wyjaśnianiu istnienia altruizmu jako obecnego z uwagi na to, że człowiek postrzega go jako: „to się opłaca”.
Sprawą o kardynalnym znaczeniu jest rozpoznanie, że w tym procesie racjonalizacji wierzeń instynktownych, to wiara jest tym co pierwotne, podczas gdy wyjaśnienie, choć zamaskowane jako powód tego wierzenia, jako łańcuch racjonalnych dowodów na których wierzenie jest ufundowane, jest całkowicie drugorzędne i tylko dla samej wiary, nigdy nie byłoby nawet pomyślane. Takie racjonalizacje są często, w przypadku ludzi inteligentnych, niezwykle wyszukane i mogą być bardzo mylące, chyba że prawdziwa instynktowna podstawa danej opinii czy działania jest w pełni rozumiana.
W. Trotter
Instincts of the herd in peace and war.
s. 38-9
***
Inny aspekt praktycznego zainteresowania jest połączony z hipotezą,
którą próbowaliśmy zademonstrować w poprzednim artykule, mianowicie, że
irracjonalne wierzenie formuje znaczną część wyposażenia umysłu i jest
nierozróżnialne przez podmiot od dającej się racjonalnie zweryfikować
wiedzy. To oczywiście ma kardynalne znaczenie, umieć dokonać tego
rozróżnienia, i podczas gdy zbłądzenie i nieumiejętność dokonania tego
nie jest przyczyną powolnego postępu wiedzy, jest raczej mechanizmem
przez który dochodzi do tego spowolnienia. Czy jest zatem, możemy się
spytać, jakiś dający się odkryć klucz, przez który nie-racjonalna opinia
może być odróżniona od racjonalnej? Nie-racjonalne osądy, będące
przedmiotem sugestii, będą miały cechę opinii instynktownej, czy, jak
możemy się nauczyć, wierzenia w sensie ścisłym. Esencją tej cechy jest
oczywistość; prawda utrzymywana w ten sposób, jest jedną z „syntez a
priori najdoskonalszego rodzaju”, Jamesa, kwestionowanie jej jest dla
wierzącego doprowadzaniem sceptycyzmu do stopnia szaleństwa i spotka się
z pogardą, dezaprobatą czy potępieniem, zgodnie z naturą
kwestionowanego wierzenia. Kiedy zatem badając opinię, odnajdujemy, że u
podstawy tego jest uczucie mówiące nam, iż dociekanie tego byłoby
absurdem, oczywistą niedorzecznością, że jest to niekonieczne,
niepożądane, w złym guście, czy moralnie złe, możemy być pewni, że ta
opinia jest nie-racjonalna i prawdopodobnie zatem, ufundowana na
nieodpowiednich dowodach.***
Z drugiej strony opinie powstałe jako rezultat samego doświadczenia, nie posiadają tej cechy pierwotnej pewności. Są prawdziwe w sensie bycia weryfikowalnymi, ale nie są stowarzyszone z głębokim uczuciem prawdy, które posiada wierzenie, a zatem, nie wzdragamy się przed poddaniem ich badaniu. Że ciężkie ciała mają tendencję do spadania na ziemię, i że ogień parzy palce, to są prawdy weryfikowalne i weryfikowane każdego dnia, ale nie utrzymujemy ich z namiętną pewnością i nie mamy nic przeciwko, nie stawiamy oporu przed badaniem ich podstaw; podczas gdy na takie zagadnienia jak przetrwanie po śmierci ludzkiej osobowości, poglądy sprzyjające czy przeciwne są obdarzone cechą uczucia całkowicie odmienną i takiego rodzaju, że dociekanie sedna sprawy jest widziane jako niegodne uznania przez ortodoksyjną naukę i moralnie złe, przez ortodoksyjną religię. W relacji do tego zagadnienia, możemy zauważyć, często to widzimy, że utrzymujący dwie diametralnie odmienne opinie, z której jedna jest z pewnością właściwa*, pokazują przez swoją postawę, że utrzymywane wierzenie jest instynktowne i nie-racjonalne, jak na przykład kiedy ateista i chrześcijanin jednoczą się w niechęci wobec badań na temat istnienia duszy.
*Tu akurat autor wybiera nieszczęśliwy przykład do zilustrowania swojej tezy, gdyż zarówno afirmujący jak i negujący istnienie duszy są w błędzie.
**
Bezpośrednia obserwacja człowieka odsłania od razy fakt, że bardzo znacząca proporcja jego wierzeń jest nie-racjonalna do takiego stopnia, że jest to oczywistym bez żadnej specjalnej egzaminacji i bez użycia jakichkolwiek specjalnych środków, innych niż zwykła wiedza. Jeżeli przeegzaminujemy mentalne umeblowanie przeciętnego człowieka, odkryjemy, że składa się ono z obszernej liczby osądów o bardzo precyzyjnym rodzaju, na temat zagadnień o bardzo wielkiej różnorodności, kompleksowości i trudności. Będzie on miał dobrze ustalone poglądy na temat powstania i natury wszechświata, i na temat tego, co prawdopodobnie będzie nazywał jego znaczeniem, będzie miał gotowe konkluzje na temat tego co stanie się w z nim w czasie śmierci i po niej, o tym co jest i co powinno być podstawą zachowania. Będzie wiedział jak powinien być rządzony kraj i dlaczego schodzi na psy, dlaczego ta ustawa legislacyjna jest dobra a ta zła. Będzie miał zdecydowane poglądy na temat wojska i strategi w marynarce wojennej, zasad opodatkowania, używania alkoholu i szczepionek, leczenia gruźlicy, zapobieganiu hydrofobii, na temat handlu, nauki greckiego, na temat tego co dozwolone w sztuce, satysfakcjonujące w literaturze i budzące nadzieje w nauce.
Znaczna część tych opinii musi z konieczności być bez podstaw racjonalnych, gdyż wiele z nich dotyczy problemów rozpoznawanych przez ekspertów jako ciągle nierozwiązane, podczas gdy co do reszty, jest jasne, że trening i doświadczenie zwykłego człowieka nie kwalifikują go do tego by miał na ich temat jakąkolwiek opinię. Racjonalna metoda adekwatnie użyta powiedziałby mu, że dla przeważającej większości z tych zagadnień jest u niego tylko jedna postawa – zawieszenie osądu.
Mając na widoku to co już przedyskutowaliśmy powyżej, ta akceptacja na wielką skalę nie-racjonalnych wierzeń musi być widziana jako normalna. Mechanizm przez który jest powodowana wymaga pewnej egzaminacji, gdyż nie może być zanegowane, że fakty zachodzą w konflikt z popularnymi obecnie poglądami co do roli odgrywanej przez rozum w formułowaniu opinii.
Jest jasnym, że przy wypowiadaniu, te wierzenia są niezmiennie uważane przez je utrzymującego, za racjonalne i bronione jako takie, podczas gdy pozycja tego kto utrzymuje przeciwny pogląd jest widziana jako ewidentnie nieracjonalna. Człowiek religijny oskarża ateistę o bycie płytkim i irracjonalnym i spotyka się z podobną odpowiedzią. Dla Konserwatysty, zadziwiającą rzeczą u Liberała jest jego niezdolność dostrzeżenia i zaakceptowania jedynego możliwego rozwiązania publicznych problemów. Egzaminacja odsłania fakt, że te różnice nie są powodowane przyzwoleniem na ledwie mechaniczne zbłądzenia w logice, gdyż te są łatwe do ominięcia, nawet przez polityka i nie ma powodu przypuszczać, że jedna strona tych kontrowersji jest mniej logiczna niż druga. Różnica jest spowodowana raczej fundamentalnymi założeniami o antagoniście będącym wrogiem i te założenia są wyprowadzane ze stadnej sugestii; dla Liberała centralne bazowe koncepcje zyskały cechy instynktownej prawdy, stały się „syntezą a priori” z powodu zakumulowanych sugestii na które był wystawiony, i podobne wyjaśnienia stosują się do ateisty, chrześcijanina i konserwatysty. Każdy z nich, co musi być zapamiętane, odnajduje racjonalność swej pozycji jako będącą bez zarzutu i jest całkowicie niezdolny do dostrzeżenia w niej uchybień, które są oczywiste dla jego oponenta, dla którego te poszczególne serie założeń nie były zaakceptowane przez stadną sugestię.
**
By kontynuować dalej analizę nie-racjonalnych opinii powinno się zaobserwować, że umysł rzadko pozostawia te założenia, wymuszone na nim przez sugestię stada bezkrytycznymi. Istnieje tendencja by znajdować mniej lub bardziej opracowane racjonalizacje je usprawiedliwiające. To jest zgodne z olbrzymią przesadną wagą, która jest zawsze przypisywana rozumowi w formułowaniu opinii i zasad zachowania. Jest to bardzo dobrze widoczne na przykład w wyjaśnianiu istnienia altruizmu jako obecnego z uwagi na to, że człowiek postrzega go jako: „to się opłaca”.
Sprawą o kardynalnym znaczeniu jest rozpoznanie, że w tym procesie racjonalizacji wierzeń instynktownych, to wiara jest tym co pierwotne, podczas gdy wyjaśnienie, choć zamaskowane jako powód tego wierzenia, jako łańcuch racjonalnych dowodów na których wierzenie jest ufundowane, jest całkowicie drugorzędne i tylko dla samej wiary, nigdy nie byłoby nawet pomyślane. Takie racjonalizacje są często, w przypadku ludzi inteligentnych, niezwykle wyszukane i mogą być bardzo mylące, chyba że prawdziwa instynktowna podstawa danej opinii czy działania jest w pełni rozumiana.
W. Trotter
Instincts of the herd in peace and war.
s. 38-9