czwartek, 24 grudnia 2015

Przestrzeni! Przestrzeni!


Mało jest umysłów przestrzennych; mało nawet ma puste miejsce w sobie czy też może zaoferować jakiś niezajęty punkt. Prawie wszystkie mają zawężone zdolności i są wypełnione pewną wiedzą która je blokuje. Co za tortura, rozmawiać z zapełnionymi głowami, nie zezwalającymi niczemu z zewnątrz na wejście w nie! Dobry umysł, ażeby cieszyć się sobą i pozwolić sobie na cieszenie innych, zawsze utrzymuje się większym niż swe własne myśli. I by tego dokonać te myśli muszą otrzymać giętką formę, muszą być łatwe do zacieśnienia i rozwinięcia, tak, że ostatecznie są zdolne do naturalnej elastyczności.
Wszystkie te krótkowzroczne umysły widzą jasno w obrębie swych małych idei i nie widzą niczego w ideach innych, są jak te złe oczy, które widzą z bliska obszar tego co pewne i nie potrafią postrzec tego co jasne w oddali. Umysły nocne, umysły ciemności.
 Lub też:

Wiedza, co korkuje umysł.
Pojęcia wydające się impregnować umysł.
Joseph Joubert

Nanamoli Thera:
Tak jak można ułożyć kawałki żelaza, etc, w hermetycznie zalakowaną skrzynkę, która więzi kawałki materii, tak też można ułożyć myśli w skrzynkę, która efektywnie więzi inne myśli.


środa, 23 grudnia 2015

Czystość serca



Pojęcie czystości serca (puritas cordis), mające ko­rzenie w tradycji biblijnej nie było dla Kasjana czymś nowym. Nie było także innowacją wprowadzenie go w Przedmowie do Rozmowy 1 - długa homilia o wy­rzeczeniach w księdze 4 Reguł kończy się tym tema­tem. Do czasów Kasjana „czystość serca" stała się już uprzywilejowanym pojęciem, którego chrześcijańscy i monastyczni pisarze używali na opisanie moralnej i duchowej jedności Miało ono początek w Starym Testamencie i odnosiło się do przestrzegania czystości rytualnej. Pojęcie to przeszło do chrześcijańskich tek­stów, aby skoncentrować się na unikaniu złych myśli. Od czasów Platona „czystość" oznaczała jasność za­miarów, wolność od rozproszeń czy niepotrzebnych przeszkód, prostotę ciężko zdobytą w doświadcze­niach, zarówno dla przedchrześcijańskich, jak i chrze­ścijańskich pisarzy. Jako owoc filozoficznej lub asce­tycznej dyscypliny, czystość nie była cnotą dla niewypróbowanych. Jak zauważyła amerykańska autorka Flannery O'Connor: „Myślę, że zwrot «naiwna czy­stość" jest wewnętrznie sprzeczny. Nie sądzę, żeby czystość była skromną niewinnością, nie myślę, że jest ona cechą dzieci i idiotów. Uważam, że jest to coś, co przychodzi z doświadczeniem lub łaską, tak że nigdy nie może być naiwne". Ona, podobnie do Kasjana i jego poprzedników, widziała czystość nie jako dzie­wiczy stan, chroniący przed zepsuciem, ale jako cnotę człowieka stającego się w pełni żywym, mimo i dzięki ranom pozostawionym w sposób nieunikniony przez życie.

Temat czystości jest więc nawet bardziej wszech­obecny w pismach Kasjana niż czystość serca. Pod­czas gdy puritas cordis jest niewątpliwie ulubionym przez Kasjana sposobem nazywania doskonałości mo­nastycznej, dodatki synonimicznych określeń, takich jak czystość umysłu (puritas mentis) i czystość duszy (puritas animae) oraz podobne w zamyśle - czystość ciała czy czystość modlitwy, w czwórnasób pomnażają ogólną liczbę takich zwrotów. Rozważę kilka z tych pochodnych zastosowań puritas i purus w dyskusji o czystości i nieustannej modlitwie w rozdziałach 4-6.

Ewagriusz określił, że celem „praktycznego życia" ma być „oczyszczony umysł". Idąc za chrześcijańską tradycją platońską, odczytywał „serce" jako biblijny ekwiwalent „umysłu" (gr. nous, łac, mens), rozumia­ny jako nadrzędna i integrująca funkcja duszy. Ro­zumienie przez Kasjana puritas cordis jako „wycisze­nia" czy „stałości" serca wskazuje na inny element Ewagriańskiego modelu życia monastycznego - kon­trowersyjną doktrynę apatheia, „beznamiętności", którą Ewagriusz odziedziczył po stoikach i Klemensie z Aleksandrii i przeinterpretował na użytek swej du­chowej teologii.

Staranne unikanie przez Kasjana słowa apatheia -mimo zapożyczania innych terminów od Ewagriusza -oznacza więcej niż ostrożność dotyczącą kontrower­syjnych aspektów teologii jego mistrza. Termin apa­theia używany przez Ewagriusza łatwo było źle zro­zumieć. Na przykład Św. Hieronim wyjaśniał apatheia jako bezgrzeszność i potępił czelność takich twier­dzeń. Kasjan, wybierając „czystość serca" uniknął niezręczności dzięki technicznej i filozoficznej oczywi­stości terminu.

Biblijną podstawą doktryny czystości serca jest dla Kasjana zdanie Błogosławieni czystego serca, albo­wiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8). Kojarząc czy­stość serca z oglądaniem Boga, błogosławieństwo łą­czy „zadanie" i „cel". Jednocześnie fakt, że Kasjan rzadko cytuje ten konkretny tekst16, przypomina nam, że jego pojmowanie czystości serca nie opiera się je­dynie na jednym tekście biblijnym, ale zakorzenione jest w bogatej biblijnej i pobiblijnej tradycji.

W Rozmowie 1 cytuje błogosławieństwo tylko w zda­niu podsumowującym, zgodnie z wersją łacińską, któ­ra używa mundus („czysty") zamiast purus (Rozm, 1.10.5). Bogate wczesnochrześcijańskie nauczanie o czystości serca może wyjaśnić, dlaczego Kasjan uży­wa zwrotu puritas cordis a nie munditia cordis, który byłby bliższy tekstowi łacińskiemu Ewangelii św. Ma­teusza (5,8). Puritas Kasjana może być widziana ja­ko próba oddania greckiego katharotes, którego od czasu Platona używano na określenie fizycznej, mo­ralnej i duchowej czystości. Kasjan ewidentnie uwa­żał, że puritas pochodna od przymiotnika purus lepiej oddaje to złożone znaczenie niż mundus i munditia. Grecki oryginał błogosławieństwa natychmiast po­twierdza tę tradycję, ponieważ używa słowa katharos. To, że Kasjan rzadko cytuje Św. Mateusza 5,8, można przypisać, przynajmniej częściowo niedoskonałości je­go popularnego łacińskiego tłumaczenia.

Miejsce czystości serca w teologii monastycznej Kasjana

Kasjan był na pewno na tyle mądry, że raczej wolał wybrać biblijne zawiłości terminu „czystość" serca, niż ryzykować niewłaściwe zrozumienie pojęcia apatheia używanego przez Ewagriusza, ale pozostało mu zadanie wytłumaczenia, co czystość serca oznacza w kontekście monastycznym. Mimo nieco innego ję­zyka Kasjan jest wierny nauczaniu Ewagriusza o tym, że apatheia w sensie czystości serca jest jednocześnie celem i środkiem prowadzącym do czegoś większego. Czasami Kasjan kładzie nacisk na to, że czystość ser­ca jest celem sama w sobie, a kiedy indziej podkreśla wagę doświadczeń, które dzięki niej są możliwe: miło­ści, kontemplacji, poznania duchowego, nieustannej modlitwy, czystości, jedności z Bogiem, szczęścia nie­bieskiego. I znów podobnie jak Ewagriusz, Kasjan myśli o czystości serca jako o czymś dynamicznym, posiadającym stopnie do osiągnięcia. Pisze o dosko­nałej, nieustannej czy wysublimowanej czystości ser­ca, uznaje możliwość zmniejszenia lub utraty czysto­ści serca, a jej miarą według niego jest zdolność do kontemplacji, którą ona umożliwia, oraz potencjalne przeszkody, które ją niszczą. Nie definiuje różnych stopni czystości serca tak dokładnie, jak Ewagriusz zrobił to w przypadku apatheia. Jak pokażę to póź­niej w stosunku do rodzajów kontemplacji, Kasjan ma tendencję do upraszczania schematów Ewagriusza i unika jego wysoce technicznego słownictwa.

Skupienie


   Mnich, aby trwać w pełnej gotowości, po wyrzecze­niu się rodziny oraz dóbr tego świata, oddala się od ludzi i usuwa na pustynię. Anachoreza cechująca wielki ruch monastyczny IV w., wynika z tego samego wymagania. Jej celem jest zapewnienie mnichowi te­go, co Ewagriusz i wielu innych nazywają hesychia, a co oznacza „samotność", „skupienie": Porzuć więc troski tego świata [...], to znaczy odrzuć mate­rię i namiętności, i bądź wolny od wszelkiej pożądliwości, po to, abyś nie doznając szkody, która z tamtych rzeczy się rodzi, mógł zaszczytnie dojść do życia wyciszonego. Jeśli bowiem ktoś nie odsunie się od owych rzeczy, nigdy nie zdoła osiągnąć tego rodzaju życia.

   Jak widzimy hesychia wiąże się z amerimnia, czyli z „brakiem trosk", co św. Paweł zalecał Koryntianom. Wyrzeczenie i ucieczka w samotność wynikają z tych samych pobudek, co wyrzeczenie się małżeństwa. Bio­rą się z pragnienia uwolnienia się od wszelkich trosk innych niż troska o Pana. Doktrynę hezychii doskona­le ilustruje życie Arseniusza, jednego z najsławniej­szych mnichów ze Sketis. Nawet na pustyni, dokąd „uciekł przed ludźmi", zazdrośnie strzegł swojej sa­motności. Młodemu mnichowi, który pytał go ze zdzi­wieniem: „Dlaczego od nas uciekasz?", odpowiedział: Bóg widzi, że was kocham. Ale nie potrafię przebywać na­raz z Bogiem i z ludźmi. Wszystkie tysiące i miriady zastę­pów niebieskich mają tylko jedną wolę, ludzie zaś mają wiele pragnień: nie potrafię więc zostawić Boga, a przyjść do ludzi.

   Jednak hesychia, zewnętrzna samotność i jedność w działaniu, nie wystarczają. Powinno im towarzyszyć wewnętrzne zintegrowanie ducha. Idąc za sformuło­waniami Ewagriusza nie wystarczy być „człowiekiem-mnichem", trzeba stać się „intelektem-mnichem", a to znaczy, że należy wypędzić ze swego umysłu wszelkie myśli obce Bogu. Jeżeli twój umysł w czasie modlitwy nadal się błąka, pisał Ewagriusz, to nie modli się jeszcze tak, jak powinien mo­dlić się mnich, ale ciągle jest światowy i ozdabia jedynie zewnętrzną stronę przybytku.

   Zaprowadzenie jedności zewnętrznej, jakie niesie z sobą hesychia, i wewnętrznej, będącej skutkiem bez-namiętności, prowadzi w istocie do jednego celu - umo­żliwia umysłowi oddawanie się modlitwie „bez roztargnień", aperispastos. Ten przyjęty przez Św. Pawła termin, często powraca w pismach Ewagriusza i w li­teraturze monastycznej przy okazji rozważań na temat prawdziwej modlitwy mnicha, „modlitwy czystej" . Pozostając w perspektywie 1 Kor 7, należy „z upodo­baniem trwać przy Panu", czyli służyć Mu i modlić się „bez roztargnień". Na tym polega pełna gotowość, wy­magana przy wszystkich poprzednich wyrzeczeniach.

Antoine Guillaumont, U źródeł monastycyzmu chrześcijańskiego, t. 1, 9 

Wydawnictwo Tyniec 

Ewagriusz: Niech cię kobiety nie zwiodą słowami ...

O namiętności 

(Fragment „O ośmiu duchach zła”)
 

Powściągliwość rodzi wstrzemięźliwość, obżarstwo zaś jest matką rozpasania. (Olej karmi lampę w latarni, a spotkanie z kobietą wznieca ogień rozkoszy. Gwałtowność fal rzuca nieobciążonym statkiem, a myśl o nieczystości - umysłem niewstrzemięźliwym. Kto walczy z duchem nieczystości, nie weźmie sobie sytości za sprzymierzeńca, bowiem ta opuści go i stanie po stronie przeciwników, i na koniec będzie walczyć razem z wrogami przeciwko niemu. Kto miłuje wyciszenie, tego nie ranią pociski wroga, kto jednak miesza się z tłumem, wciąż otrzymuje ciosy. Spoglądanie na kobietę jest zatrutą strzałą, zraniła duszę [mnicha] i zapuściła truciznę, a im dłużej trwa, tym większe sprawia zatrucie. Kto pragnie ustrzec się przed taką strzałą, niech nie udaje się na publiczne zabawy ludowe i nie włóczy się w święta, gapiąc. Lepiej jest bowiem pozostać w domu i oddać się modlitwie niż sądzić, że się świętuje, i wydać się na pastwę wrogów. Uciekaj od spotkań z kobietami, jeśli chcesz być roztropny, i nie dawaj im nigdy swobody, by nie okazały wobec ciebie zuchwałości. Na początku bowiem zachowują lub udają obłudny szacunek, potem jednak ośmielają się bezwstydnie na wszystko. Na pierwszym spotkaniu mają wzrok spuszczony, mówią łagodnie i płaczą wzbudzając współczucie, zachowują się dostojnie i wzdychają gorzko, pytają na temat czystości i słuchają pilnie [odpowiedzi]. Widzisz je po raz drugi - podniosły już głowę nieco wyżej, za trzecim razem zbliżają się bezczelnie. Uśmiechnąłeś się - tamte wybuchły gromkim śmiechem. Następnie ozdabiają się i pokazują się tobie ostentacyjnie, dobierają spojrzenie radośnie, zwiastując namiętność, podnoszą brwi i obracają powiekami, obnażają szyję i ramię i grają pieszczotliwie całym ciałem, mówią słowa, które czynią [cię] miękkim wobec namiętności, a silą się na takie brzmienie [głosu], które urzeka słuch, aż całkiem osaczą [twoją] duszę. To staje się dla ciebie haczykiem wabiącym ku śmierci i siecią zręcznie splecioną, która ciągnie ku zgubie. Niech cię [kobiety] nie zwiodą słowami, gdy przytulają się łagodnie do ciała, bowiem ukrywa się w nich zły jad dzikich zwierząt.


Zbliż się raczej do płonącego ognia niż do młodej kobiety, jeśli sam jeszcze jesteś młody. Gdy bowiem przystąpisz do ognia, to poczujesz ból i szybko odskoczysz, natomiast obezwładniony słowami kobiety, tak łatwo nie odejdziesz. Kwitnie roślina stojąca nad wodą, a namiętność pożądania na spotkaniu z kobietami. Kto napełnia żołądek i podaje się za  powściągliwego, podobny jest do tego, kto mówi, że gasi pożar na ściernisku. Jak bowiem nie jest możliwe zatrzymać pędu ognia biegnącego po ściernisku, tak jest niemożliwością uciszyć niepohamowany popęd, który rozpalił się przez sytość. Kolumna spoczywa na bazie, a nieczystość wspiera się na sytości. Statek miotany przez burze śpieszy do portu, a dusza powściągliwa szuka odosobnienia. Pierwszy bowiem ucieka od fal morskich, które niosą zagrożenie, druga natomiast unika kształtów kobiecych, które przynoszą bolesną zgubę. Bo pięknie przyozdobiony kształt zatapia bardziej niż fala. Od tej bowiem można ujść, płynąc dzięki woli życia, natomiast gdy zwiódł [kogoś] kształt kobiety, [to] skłania [go], aby gardzić nawet samym życiem. Krzak ciernisty na pustyni wymyka się płomieniowi ognia, a [mąż] powściągliwy, oddzielony od kobiet, nie rozpłomieni się zmysłowością. Jak bowiem wspomnienie ognia nie rozpala ducha, tak i namiętność nie nabiera mocy, kiedy nie ma materii. 6. Jeżeli zmiłujesz się nad przeciwnikiem, stanie ci się wrogiem, a jeśli oszczędzisz namiętność, powstanie przeciwko tobie. Widok kobiety pobudza zmysłowego do przyjemności, powściągliwego zaś skłania do chwalenia Boga. Gdyby namiętność była uciszona podczas spotkań z kobietami, nie ufaj jej, nawet wtedy gdy obiecuje ci beznamiętność. Bowiem także i pies łasi się, oddzielony od sfory, kiedy jednak wyjdzie na zewnątrz, pokazuje swoją złość. Gdy wspomnienie kobiety pojawia się beznamiętnie, a myśl o niej nie wzbudza namiętności, wtedy możesz sądzić, że wspiąłeś się na wyżyny powściągliwości. Jeśli zaś jej [duchowy] obraz pobudza cię do kontemplacji i jesteś w stanie porównać jej członki do mocy duszy, wtedy bądź przekonany, że znajdujesz się w stanie cnoty. Ale nawet wtedy nie zatrzymuj się przy tego rodzaju myślach ani nie obcuj dłużej w duchu z kształtem kobiety, bowiem namiętność chętnie wraca i niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Jak bowiem odpowiednio długie topienie oczyszcza srebro, a zbyt długie łatwo może je zepsuć, tak utrzymywane wyobrażenie kobiety niszczy stan powściągliwości. Nie poddawaj swego umysłu wyobrażeniu kobiety ani nie zajmuj się dłużej ukazującym się obliczem, aby nie zapaliło w tobie płomienia rozkoszy i nie spaliło „klepiska" twej duszy. Jak bowiem iskra przebywając w plewach wznieca płomień, tak wspomnienie kobiety dłużej trwające rozpala pożądliwość.

Lichtenberg


 
Kiedy przechodził przez cmentarz, rzekł: Ci tutaj mogą być teraz przynajmniej pewni, że nie zostaną powieszeni, a to więcej niż my możemy. (Niestety źródła informacji, na których Lichtenberg opiera swój aforyzm nie są godne zaufania i sytuacja „zmarłych” nie jest tak komfortowa).

Na wielkich zdobywców zawsze patrzy się z podziwem i historia świata dzieli się stosownie do ich karier. To smutny fakt, leżący jednakże w ludzkiej naturze … Na targowisku bydła każdy patrzy na największego i najtłustszego byka.

W Niemczech okna oświecenia są podmiotem ciężkiego opodatkowania.

Linie tego co ludzkie i miejskie nie zbiegają się razem.

Zredukowanie własnych potrzeb jest czymś co z pewnością powinno być nauczane za młodu. „Im mniej potrzeb się ma, tym jest się szczęśliwszym".

Nawet jeżeli moja filozofia nie idzie tak daleko by odkrywała rzeczy nowe, to ciągle jednak posiada odwagę uważania za wątpliwe tego, co przez długi czas było brane za prawdę.

Co do ciała, jest jeżeli nie więcej, to tyle samo tych którzy są chorzy z urojenia wobec tych, którzy rzeczywiście są chorzy, w odniesieniu do umysłu, tyle samo jeżeli nie znacznie więcej tych, których zdrowie jest urojone wobec tych rzeczywiście zdrowych.

Każdy kto kradnie ideę pisarzowi starożytnemu mógłby bronić się przez odwołanie do metempsychozy i powiedzieć: Udowodnij, że nie byłem tym autorem.

Dajmy temu zarosnąć trawą.

Bóg w rzeczach widzi tylko siebie.

Możesz zarobić prorokując, ale nie mówiąc prawdę.

Jeden z murzynów na plantacjach literatury.

Nic tak nie powstrzymuje postępów w nauce, niż wiara, że rozumiemy to czego nie rozumiemy. Jest to błąd na jaki zwykle narażeni są twórcy fantazyjnych hipotez.

Szlachetna prostota w dziełach natury zdecydowanie zbyt często bierze się z szlachetnej krótkowzroczności obserwatora.

Jest prawie niemożliwym nieść pochodnię prawdy poprzez tłum bez przypalenia czyjejś brody.

Mówimy, że ktoś okupuje stanowisko, podczas gdy to stanowisko okupuje jego.

Liskow powiada, że przerażający tłum złych pisarzy, jaki mamy, jest w takim samym stopniu zdolny do pogrążenia nas w barbarzyństwie, jak hordy Ostrogotów i Wizygotów. (Świetnie powiedziane).

Dawnymi czasy, gdy dusza była wciąż nieśmiertelna.

Wszelka bezstronność jest sztuczna. Człowiek jest zawsze stronniczy i ma do tego prawo. Nawet bezstronność jest stronnicza. Był w grupie bezstronnych.

Nie ma ważniejszej zasady zachowania w świecie niż ta: przywiąż się tak mocno jak tylko potrafisz do ludzi zdolniejszych od ciebie, a jednak nie aż tak bardzo odmiennych, byś nie potrafił ich zrozumieć.

O tym jaki człowiek powinien być, nawet najlepsi z nas wiedzą mało, tak by można na tym polegać; o tym jaki człowiek jest, możemy się dowiedzieć czegoś od każdego.

Wyszukiwanie małych błędów było zawsze cechą umysłów wznoszących się nieco albo wcale ponad przeciętność, umysły wyniesione znacznie ponad nią pozostają milczące lub mówią coś krytycznego o całości, podczas gdy wielkie duchy unikają cenzurowania, i tylko tworzą.

Osioł musiał nieść wizerunek Izis, a kiedy ludzie padali na kolana oddając cześć bogini, myślał, że honorują jego.

Janet Macleod to imię dziewczyny, która przez wiele lat nic nie jadła … Ludzie, którzy z wyjątkiem paru książek kulinarnych nie spożyli żadnego mentalnego pokarmu przez dziesięć lat, nawet wśród profesorów, to nic niezwykłego.

Spora ilość lektur sprowadziła na nas uczone barbarzyństwo.

Ostrożnie z wydawaniem osądu: niejasne. Odkrycie czegoś niejasnego nie jest większym problemem: słonie i pudle znajdują wiele rzeczy niejasnymi.

To co nazywane jest bolesną wiedzą o ludzkiej naturze jest przeważnie niczym innym jak słabością obserwatora odzwierciedloną w innych.

Istnieje sytuacja, która przynajmniej u mnie, nie należy do rzadkich gdy obecność i absencja ulubionych osób są równie trudne do zniesienia; lub przynajmniej gdy przyjemność płynąca z ich obecności nie jest aż taka, jaką można by oczekiwać po niedającej się znieść przykrości ich nieobecności.

Zadziwił się faktem, że koty mają dwie dziury w futrze dokładnie w miejscu gdzie są ich oczy.

Jest wielu ludzi, którzy czytają po prostu by uniknąć myślenia.

Popularny wykład dziś zbyt często stawia tłum w pozycji uprawniającej do mówienia o czymś bez rozumienia tego.

Sprawić by inteligentni ludzie brali nas za takich jakimi nie jesteśmy jest w większości wypadków trudniejsze niż niż rzeczywiście stać się takimi za jakich chcielibyśmy uchodzić w ich oczach.

Dobrobyt wielu krajów zależy od większości głosujących, mimo iż każdy przyzna, że jest więcej nikczemników niż ludzi dobrych.

Książka jest zwierciadłem. Jeżeli spogląda w nie małpa, mało prawdopodobne by odzwierciedlił się apostoł.

Łotry byliby bardziej niebezpieczni, bądź pojawiłby się nowy gatunek niebezpiecznego łotra, gdyby ludzie zaczęli studiować prawo aby kraść.

Kilka lat temu w Gottingen przyszedł do mnie człowiek potrafiący z dwóch par starych butów zrobić jedną nową, i zaoferował mi swoje usługi. My rozumiemy sztukę stworzenia nowej książki ze dwóch starych.

Prawda ma tysiące trudności do pokonania, zanim uda jaj się dostać bezpiecznie na papier, i z papieru z powrotem do głowy. I kłamstwo jest najmniejszym z jej wrogów.

Lista błędów drukarskich w liście błędów drukarskich.

(…) Większość ludzi nie ma własnych idei, powiada dr. Price, mówią o rzeczach, ale nie myślą: to jest tym co wielokroć nazywałem posiadaniem opinii.

Stawać się coraz mądrzejszym oznacza coraz lepiej rozumieć wadliwość tego instrumentu za pomocą którego odczuwamy i osądzamy. Ostrożność w ocenie winna obecnie być rekomendowaną każdemu i wszędzie: jeżeli uzyskamy przez dziesięć lat choćby tylko jedną niezbitą prawdę od naszych filozoficznych pisarzy, zbiór ten byłby wystarczający.

Są dwa sposoby na przedłużenie życia: pierwszy przez przemieszczenie punktów „urodziny” i „śmierć” jak najdalej od siebie... Inną metodą jest przemieszczanie się jak najwolniej i pozostawienie obu punktów tam gdzie Bóg uważa, że powinny być, i ta metoda jest dla filozofów.

Kiedykolwiek zatrzymuję się na chwilę i myślę: „Ale jeżeli to zrobisz, będziesz w przyszłości tego żałował” – moje uczucia przerywają mi: „nonsens!” i zwykle daję się przekonać nawet zanim skończą mówić.

Jak się czułeś w ich towarzystwie? Odpowiedź: bardzo dobrze, prawie tak samo dobrze jak w samotności.

Jeżeli nie posiadam wewnętrznego przekonania, wszelkie honory, aplauz i pomyślność świata nie da mi satysfakcji, i jeżeli jestem usatysfakcjonowany w moim przekonaniu, potępienie całego świata nie pozbawi mnie tej przyjemności.

Żyć kiedy się już nie chce jest straszne, ale byłoby znacznie straszniejszym być nieśmiertelnym gdy się tego nie chce. Jednakże, rzeczy tak się mają, że te okropne brzemię zawieszone jest na mnie na sznurze, który mogę przeciąć nożem. [ Oj ta avijja :( ]


Ktoś za­pytał Lichtenberga:
– Czy mógłby mi pan wy­jaśnić różnicę między cza­sem a wiecznością?
– Nies­te­ty, to niemożli­we. Wpraw­dzie ja mam dość cza­su na wy­jaśnienie, ale pa­nu nie star­czyłoby wie­czności na zrozumienie.

Nie mogę wpraw­dzie po­wie­dzieć, czy będzie le­piej, gdy będzie inaczej; ale ty­le rzec mogę, iż mu­si być inaczej, o ile ma być dobrze.

Byłoby szczęściem móc uszy i in­ne zmysły tak za­mykać jak oczy.

Nig­dy nie pi­sać książki, kiedy wys­tar­czy stro­na, ani roz­działu, gdy star­czy słowo.

Można równie dob­rze śnić nie śpiąc, jak spać nie śniąc.

Nie po­siada­my ta­kich słów, by móc z dur­niami mówić o mądrości.

Is­tnieją ludzie, którzy sądzą, że wszys­tko, co czy­ni się z po­ważną miną, jest rozsądne.

Naj­niebez­pie­czniej­sze kłam­stwa to praw­dy nieco zniekształcone.

Bo­jaźli­wie ślęczeć i roz­myślać, co można było zro­bić, jest naj­gor­szym, co można robić.

Niejed­nokrot­nie by­wałem ru­gany z po­wodu błędów, na po­pełnienie których mój krytyk nie miał dość siły czy dowcipu.

Trud­no o dziw­niej­szy pro­dukt na świecie niż książki. Dru­kowa­ne przez ludzi, którzy ich nie ro­zumieją; sprze­dawa­ne przez ludzi, którzy ich nie ro­zumieją; op­ra­wiane, re­cenzo­wane i czy­tane przez ludzi, którzy ich nie ro­zumieją; a te­raz na­wet pi­sane przez ludzi, którzy ich nie rozumieją.

Czują głową, a myślą sercem.

Gdy uczyć będziemy ludzi, jak po­win­ni myśleć, a nie wie­cznie, co po­win­ni myśleć, unik­niemy wielu nieporozumień.

Czyż nie jest dziw­ne, że ludzie tak chętnie wal­czą o re­ligię, a tak niechętnie żyją zgod­nie z jej przepisami.

Is­tnieją ludzie, którzy po­siadają tak mało od­wa­gi, by stwier­dzić co­kol­wiek, że boją się na­wet oświad­czyć, iż wieje wiatr, cho­ciaż wy­raźnie to czują, o ile nie usłyszą przed­tem, że ktoś już to powiedział.

Py­tasz, przy­jacielu, co jest lep­sze: być dręczo­nym przez nie­czys­te su­mienie czy też zu­pełnie spo­koj­nie wi­sieć na szubienicy.

Przyz­wycza­jenie po­wodu­je, że bez­pra­wie uważa się za pra­wo, a fałsz za prawdę.

Nap­rawdę nie możemy wie­dzieć, czy nie prze­bywa­my te­raz w do­mu wariatów.

Żyje­my w świecie, w którym je­den głupiec potrafi wytworzyć wielu wa­riatów, lecz je­den mądry człowiek tyl­ko kilku mądrych.

Gdy myślał, czuł się tak, jak człowiek używający zwyk­le pra­wej ręki zmuszo­ny nag­le do użycia lewej.

Książka ta od­niosła sku­tek, który zwyk­le od­noszą dob­re książki: naiw­nych uczy­niła naiw­niej­szy­mi, rozsądnych rozsądniej­szy­mi, a po­zos­tałych ty­siące zos­tało niezmienionymi.

Za­kocha­ni w so­bie mają przy­naj­mniej tę korzyść, że nie po­siadają zbyt wielu rywali.

Mówi się wiele o oświece­niu i prag­nie więcej światła. Mój Boże, cóż jed­nak po­może światło, gdy ludzie al­bo w ogóle nie mają oczu, al­bo (na­wet jeśli je mają) świado­mie wyrze­kają się patrzenia.

Sporządzał sta­le wy­pisy i wszys­tko, co czy­tał, przechodziło obok głowy z jed­nej książki do innej.

Ko­nie­czną jest rzeczą na­wet w drob­nos­tkach dot­rzy­mywać słowa i być dyskretnym.

Z dow­cipnych pism mądrych ludzi można często nau­czyć się więcej niż z poważnych.

Dla wielu ludzi cno­ta po­lega raczej na żalu za grzechy niż na niepo­pełnianiu grzechów.

Przy pro­roc­twach in­ter­pre­tator jest często ważniej­szy od proroka.

Po­pular­nym na­zywa się dziś często ta­ki wykład, dzięki które­mu ma­sy są w sta­nie mówić o czymś, cze­go nie rozumieją.

Do naj­większych od­kryć, na które wpadł ro­zum ludzki w now­szych cza­sach, na­leży moim zda­niem sztu­ka re­cenzo­wania książek bez ich czytania.

Na­wet nasze częste błędy mają ten pożytek, że w końcu przyz­wycza­jają nas do myśli, iż wszys­tko może dziać się inaczej, niż to so­bie wyobrażamy.

Jest bar­dzo niebez­pie­cznie, po­wiada Vol­taire, mieć rację w spra­wach, w których możni te­go świata nie mają racji.

Złota za­sada: Nie na­leży sądzić według ich prze­konań, lecz według te­go, co prze­kona­nia te z nich czynią.

Is­tnieją ludzie, którzy do­piero wte­dy słyszą, gdy im się uszy obetnie.

- Nie chodzi o to, czy słońce w państwie da­nego mo­nar­chy nie zachodzi, czym on­giś chełpiła się Hiszpa­nia, lecz o to, co widzi ono w państwie tym pod­czas swej drogi.

Czym jes­tem? Co po­winienem ro­bić? W co mogę wie­rzyć i cze­go mogę się spodziewać? Do te­go spro­wadza się wszys­tko w filozofii.

Nie siła umysłu, lecz wiat­ru uczy­niła go tym, czym dziś jest.

U większości ludzi niewiara w jed­no za­sadza się na śle­pej wie­rze w co innego.

Le­piej jest nie ba­dać w ogóle ja­kiejś spra­wy niż uczy­nić to po­wie­rzchow­nie; zwykły zdro­wy rozsądek bo­wiem nie po­pełnia ty­lu błędów, co połowiczna uczoność.

Klep­sydry up­rzy­tam­niają nie tyl­ko szyb­ki bieg cza­su, ale i proch, w który się obrócimy.

Wy­naj­dy­wać wciąż no­we błędy.

Jest pew­ne, że o re­ligię chrześci­jańską bar­dziej wal­czą ci, którzy z niej żyją, niż ci, którzy są prze­kona­ni o jej słuszności.

Dow­cipny człowiek zaw­dzięcza naj­częściej więcej niż połowę swe­go po­mysłu dur­niowi, na które­go trafił.

Czyż nie jest rzeczą dziwną, że wład­cy ludzkości po­siadają o wiele wyższą rangę niż jej nauczyciele?

Uczyć rozsądku a być rozsądnym - to dwie różne rzeczy.

Ludzie o wiel­kim umyśle po­siadają skłon­ność do zwięzłego wy­rażania się, szyb­kiego po­wie­dze­nia te­go, co jest do powiedzenia.

Mot­to: Chcieć zna­leźć prawdę jest zasługą, na­wet gdy się błądzi po drodze.

Większość nau­czy­cieli dok­tryn bro­ni swych twier­dzeń nie w prze­kona­niu o ich praw­dzi­wości, lecz po­nieważ kiedyś twier­dzi­li, że są one prawdziwe.

Kant o kobietach


Kobiety będą unikać tego co nikczemne nie dlatego, iż jest to nieprawe, lecz jedynie dlatego, że jest brzydkie … Nic z obowiązku, nic z przymusu, nic ze zobowiązania! … Kobiety robią coś tylko dlatego, że je to zadowala … Trudno mi uwierzyć, że płeć nadobna zdolna jest do zasad.

Kobieca mentalność manifestuje się jako nierozwinięty, dziecinny charakter ...


Generalnie, można powiedzieć, że kobieca mentalność manifestuje się jako nierozwinięty, dziecinny charakter; zamiast pragnienia wiedzy, ciekawość; zamiast osądu, uprzedzenia; zamiast myślenia, imaginacja czy marzenie; zamiast woli, chciejstwo.

Emma Jung, On the Nature of the Animus

Strindberg: Kim jest mizogin?


Uczeń spytał: Czym jest mizogin?

Mistrz odparł:

Nie wiem; ale termin ten jest używany przez tchórzy jako obraźliwy dla tych, którzy mówią to co każdy myśli. Tchórze to mężczyźni nie mogący zbliżyć się do kobiety bez utraty zdrowego rozsądku i stając się zdrajcami. Kupują kobiece względy poprzez podawanie głów swoich przyjaciół na srebrnej tacy; i absorbujący taką dawkę kobiecości, że widzą jej oczami i odczuwają jej uczuciami. Zgoda: są rzeczy, o których nie wspominasz w codziennej konwersacji, nie mówisz swojej żonie, co jest istotą jej płci; lecz czasami dozwolone jest pisanie o tym. Najlepiej ujął to Schopenhauer, nieźle Nietzsche, Joséphin Péladan jest mistrzem; Thackeray napisał Żony Mężów, ale został stłamszony; Balzac zdemaskował Caroline w Fizjologi Małżeństwa, i Małych niedolach pożycia małżeńskiego, Otto Weininger, odkrywszy zdradę w wieku lat dwudziestu, nie czekał na zemstę, lecz opuścił scenę.

August Strindberg

O potrzebie instytucji

Według gehlenowskiej antropologii człowiek w przeciwieństwie do zwierząt jest istotą organicznie ułomną (Mängelwesen), pozbawioną naturalnych środków służących do ataku lub obrony, jego organy są niewyspecjalizowane, a zmysły słabe. Człowiek w sensie biologicznym składa się z braków, luk i ułomności, rodzi się jako „wcześniak” niezdolny do życia, jest istotą na stałe „niegotową”, „osieroconym dzieckiem natury” (Herder), które „zmienia skórę” przez całe życie i stale narażone jest na zranienie. Biologiczna kondycja człowieka, organiczna niedoskonałość jego konstrukcji, czyni niezbędnym posiadanie przezeń inteligencji, zdolności uczenia się, języka itd. Myślenie jest więc wkomponowane w biologiczne warunki egzystencji człowieka. Gehlen widział człowieka jako całość i jedność „ducha” i „ciała”, czyniąc takie ujęcie podstawą swojej nauki o działaniu, będącym czymś wyłącznie ludzkim, procesem, w którym w jedno stapiają się wszystkie aspekty ludzkiej egzystencji – biologiczne i duchowe, naturalne i kulturowe, językowe i motoryczne. Człowiek jest z natury istotą kulturalną (Helmuth Plessner: „Człowiek jest z natury sztuczny”). Nie istnieje jego żadna dzika, „naturalna” forma. Mówić o nim, że jest „nagą małpą”, to błąd – cały człowiek, wraz ze swą cielesnością, swoją biologią, jest czymś specyficznym, oddzielonym od zwierzęcia nieprzebytą przepaścią.

Ta „monstrualna” i „ekscentryczna” istota, jaką jest człowiek, nie może po prostu żyć, musi prowadzić, kształtować, formować swoje życie. Już sama czysta egzystencja stanowi dlań zadanie. Dlatego u jej podstaw leżą: samodyscyplina, wychowanie (dyscyplina narzucana z zewnątrz) i samowychowanie, trening moralny, bycie-w-formie, wewnętrzny i zewnętrzny rygor. Człowiek musi sam siebie „hodować” i być „hodowanym” przez innych. Jest istotą formowaną i formującą samą siebie.

Otwartość człowieka na „pole niespodzianek i niepewności”, jakim jest świat, swoista plastyczność jego reakcji i zachowań, dają mu z jednej strony możliwość przystosowywania się do różnych warunków życia i różnych środowisk, z drugiej zaś czynią zeń istotę „ryzykowną”, w której sercu czai się chaos, istotę podatną na dekadencję, degenerację i upadek. W poprzek człowieka biegnie rysa, harmonia wewnętrzna jest nieosiągalna, ale to właśnie czyni możliwym życie moralne i moralne decyzje, które nigdy nie są wolne od tragizmu i możliwości klęski. Człowiek będący chaotykiem potrzebuje instytucji nadających kształt jego życiu, pozwalających mu orientować się w świecie. Małżeństwo, rodzina, własność, podział pracy, prawo, obyczaje, konwencje i formy, rytuały i ceremoniały, państwo, organizacje religijne, polityczne, społeczne i zawodowe, ponadosobowe, zastane wzory postępowania, moralne kodeksy, a więc wszystko, co jest „obiektywnym duchem” (Hegel), tworzą sieć instytucji dających człowiekowi oparcie, poczucie ciągłości i trwałości, pozwalających mu orientować się w świecie, przewidywać i planować, współżyć i współpracować z innymi ludźmi, nadających jego życiu kierunek i kształt.

Dzięki instytucjom człowiek – chaotyk przeciążony afektami, zyskuje elementarny ład, bez którego nie mógłby sensownie i efektywnie działać. Instytucje to dla tak niestabilnej istoty jak człowiek stabilizatory. Instytucjonalnie uregulowane zachowanie (czucie, myślenie, wartościowanie) może być pojmowane jako odbudowanie na wyższej płaszczyźnie brakującej mu zwierzęcej pewności instynktów. Instytucje, konwencje, autorytety i formy odciążają człowieka od konieczności permanentnego podejmowania zasadniczych rozstrzygnięć, wyzwalają go od przymusu stałego zadawania pytań, są czynnikiem dobroczynnej schematyzacji, rutynizacji i stereotypizacji, ale zarazem uwalniają twórcze energie potrzebne do osiągnięcia tego, co oryginalne, jednostkowe, odkrywcze i wyjątkowe; wprawdzie konkretne instytucje narażone są na ryzyko skostnienia, ale jednocześnie ich istnienie jest warunkiem twórczości i wolności. Tylko wśród instytucji można zaryzykować eksperymentowanie, które nie wyczerpuje się w banalności ani nie prowadzi do (auto)destrukcji. Innymi słowy, indywidualność, oryginalna osobowość tworzy się i kształtuje zawsze w twórczym napięciu pomiędzy „ja” a ponadosobowymi instytucjami i wzorami zachowań.

Chociaż instytucje są u człowieka czymś naturalnym, to jednak ich podtrzymywanie wymaga stałego wysiłku i ciągłej pielęgnacji. Łatwo bowiem rozprzęgają się, ulegają rozkładowi i upadają. Łatwo też mogą zostać zniszczone. Ruch w kierunku tego, co wielkie, wymagające, kategoryczne jest zawsze mozolny, ruch ku upadkowi zaczyna się natychmiast, gdy tylko mozół ustanie. Chaos jest naturalny – kosmos boski i zawsze zagrożony.

W świetle gehlenowskiej teorii instytucji można interpretować słowa Carla Schmitta zanotowane przez Jacoba Taubesa, że „kto nie rozumie, iż Wielki Inkwizytor Dostojewskiego ma rację w konfrontacji z marzycielską jezusową pobożnością, ten ani nie pojął co znaczy Kościół, ani co Dostojewski, wbrew swoim własnym przekonaniom – przymuszony mocą zawartą w samym postawieniu kwestii – tak naprawdę przekazał”. A przekazał prawdę o nieusuwalnym napięciu pomiędzy instytucją (Kościół), której grozi zeskorupienie, a jednostkową subiektywnością („jezusowa pobożność”), której grozi hipertrofia moralności i pokusa totalnego odrzucenia instytucji (w tym kontekście umieścić też chyba należy weberowskie rozróżnienie pomiędzy etyką odpowiedzialności i etyką przekonań).

Ci, którzy głośno propagują kult „autentyczności” i „bezpośredniości”, krzyczą, że instytucje więżą jednostkę i zniewalają, są narzędziem przymusu i represji, dlatego musi się ona z nich wyzwolić, aby osiągnąć „autonomię”, czego najlepszym sposobem jest ich podminowanie lub zniszczenie, ewentualnie ich przejęcie i refunkcjonalizacja zgodnie z wezwaniem Rudiego Dutschke do „marszu przez instytucje”, ci nie rozumieją, że człowiek jest istotą „nieemancypowalną”, oczywiście, jeśli „emancypację” rozumieć w sensie lewicowo-oświeceniowym, gdyż z punktu widzenia gehlenowskiej antropologii człowiek jako taki jest z natury rzeczy istotą „wyemancypowaną”.

Owa „emancypacja”, o której różni utopiści mówią od ponad dwóch wieków, jest drogą wiodącą do chaosu, degeneracji i dekadencji. Człowiek, jako istota problematyczna, niebezpieczna, stanowiący ryzyko dla samego siebie i innych, pozbawiony instytucjonalnego oparcia, ulega prymitywizacji, powraca do stanu fundamentalnej i konstytutywnej niepewności. Jego tak cenna otwartość na świat, jego niewiarygodna i wspaniała „plastyczność” ukazują swoją odwrotną stronę: chaotyczność, nieobliczalność, nieprzewidywalność. Kiedy zewnętrzne podpory, stabilizatory i zabezpieczenia, umieszczone w instytucjach, konwencjach i tradycjach ulegają osłabieniu lub destrukcji (Gehlen pisał o „wydmuchiwaniu szpiku z kości wszystkiemu, co jeszcze stoi”), zachowanie i emocjonalność człowieka ulegają deformacji, zalewa go chaos instynktów i afektów, przewagę zyskuje rozszalała i rozkładowa „subiektywność”, dezorientacja i niepewność opanowuje centra moralne i duchowe. Człowiek się „samorealizuje”, odkrywa samego siebie i… zastyga w przerażeniu. Jak pisał Gehlen, doświadczone oko odkrywa pod pianą głowę meduzy, człowiek staje się naturalny i wszystko jest możliwe. Ten stan natury, stan wyzwolenia spod nacisku instytucji nie może zresztą trwać zbyt długo. Instytucje mogą osłabnąć lub nawet zaniknąć, ale wówczas następuje wtórna instytucjonalizacja i natychmiast pojawiają się instytucje nowe, paralelne, nieprawowite lub nielegalne, np. w miejsce państwa wchodzi mafia, w miejsce Kościoła wchodzą zorganizowane sekty, w miejsce rodziny struktury biurokratyczne itd.

Ten proces zilustrował Gehlen na przykładzie współczesnego malarstwa, które startowało pod znakiem totalnej subiektywności, pod znakiem buntu jednostki przeciw Akademii i konwencjom w imię nieskrępowanej indywidualności. Na końcu tej drogi mamy dobrze zorganizowaną „międzykontynentalną lożę” z siedzibami w Nowym Jorku, Paryżu, Londynie i Frankfurcie, sieć ścisłych powiązań pomiędzy artystami, marszandami, kolekcjonerami, dyrektorami muzeów, galerii, komisarzami wystaw i krytykami sztuki. Wyzwolona subiektywność uległa instytucjonalizacji, oryginalność i indywidualność jako najwyższa wartość stała się podstawą nowej Akademii.

Koncepcja antropologiczna jest dla Gehlena punktem wyjścia dla sformułowania zasadniczego postulatu obrony instytucji, obrony mocnych form i konwencji, chroniących człowieka przed nim samym. Są podstawą ładu społecznego i warunkiem twórczej aktywności człowieka. Potrzebny jest anty-Rousseau, który rzuci hasło „powrotu do kultury”. Potrzebna jest filozofia powagi i tragizmu życia. Potrzebny jest nowy mieszczański arystokratyzm, na który składają się: asceza jako forma dyscypliny (roszczenie do bycia w elicie jest legitymizowane przez wymóg ascezy, której współczesną formą może być rezygnacja lub znaczne ograniczenie z pokazywania się w mass mediach), wytworność, „patos dystansu”, poczucie godności płynące z przestrzegania reguł, zasad i konwencji, stoicka pogoda ducha, odrzucenie wszystkiego, co sentymentalne, rozmiękczone, pełne czułostkowości, pozbawione substancji, „bebechowate”, oparte na wygłupie lub obrzydliwym ekshibicjonizmie.

Tomasz Gabiś
Cały artykuł do przeczytania tutaj →

Michael Klonovsky




Służenie nobilituje.

Cóż za rozkosz pośród powszechnego ględzenia o tolerancji spotkać inteligentnego, wykształconego rasistę!

Są ludzie, którzy chcą „wyrwać się ze swojego kręgu kulturowego”, choć jeszcze w ogóle do niego nie wkroczyli.

Także milczeć na jakiś temat można tylko z kimś, kto go dobrze zna.

Kiedy feministka nie może już znaleźć żadnego dowodu na osobistą dyskryminację, czuje się uciskana zastępczo w Afryce albo w starożytności.

Zwalczają Führera z taką żarliwością, jakby osobiście im to nakazał.

Indywidualisty nigdy nie poznaje się po jego wyglądzie zewnętrznym.

Kto by pomyślał, że urocze pojęcie „Europa” stanie się trwałym składnikiem żargonu złodziejskiego?

To, co „wchodzi w modę”, nie jest warte nawet, aby w ogóle to dostrzegać.

Główne przeszkody na drodze postępu nazywają się: dystynkcja, maniery, poczucie wstydu, lojalność, religia, kulturalne zachowanie, męskość, kobiecość, wielodzietność, przywiązanie do ojczyzny.

Byliśmy narodowymi socjalistami” – powiedziała mi kiedyś pewna starsza pani – „ponieważ Hitler dał nam pracę”. Odpowiedziałem jej: „I dzisiaj jest tak samo, tyle że teraz daje pracę antynazistom”.

Żaden polityk nie odważyłby się być tak bezwstydny, żeby w prywatnej rozmowie wypowiadać rzeczy, które wygłasza przed delegatami partyjnymi czy też przy włączonych kamerach.

Aby nie skompromitować się jako historyk przy opisywaniu XX stulecia, potrzeba entomologicznej bezstronności i lakonicznego chłodu Tukidydesa.

Kiedy dyskryminacja zaczęła słabnąć, pojawiło się pojęcie; kiedy prawie zanikła, znalazło się ono na ustach wszystkich. Teraz będzie mogła zacząć swoją karierę na nowo.
 
Historyk idealny pracuje tak, jakby studiował i opisywał historię innego gatunku.


Emancypacyjny kolektyw z prawdziwego zdarzenia nawet odrazę, którą wywołuje, uważa za dyskryminację.


Ktoś powiedział, że nie może się zdecydować, czy ma demokrację uważać raczej za religię czy raczej za zabobon.

Reprezentatywnym produktem gnębionego homoseksualizmu jest À la recherche du temps perdu, wyzwolonego zaś – Christopher Street Day.

Na ustach Eumenid pojawia się uśmiech, kiedy widzą motłoch wdzierający się do biura lewicowego teoretyka społecznego.


Komentujący dziennikarz jest medium, które roi sobie, że samo mówi.


Antyrasiści to rasiści przyszłości.


Ten i ów uważa za postęp to, co jest jedynie oczernianiem przeszłości.


Współczesnemu „antyfaszyście” nie jest w ogóle potrzebny żaden faszysta, ponieważ nosi go w sobie.


Współczesność wytworzyła całkiem nowy typ: przechwalającą się ofiarę.


Zdaniem lewicowego intelektualisty i jego dziennikarskiego mlecznego brata demokracja zawodzi, jeśli nie wytwarza lewicowej większości.


Jego zafascynowaniu obcymi kulturami ogromnie sprzyjał fakt, że wszelka kultura była mu obca.


Dyskursami nazywa się owe akademickie pokazy mody, na których czołowi designerzy przekonań ustalają, jakie tematy i poglądy będzie się nosić w następnym sezonie.


Lewicowiec wpada w skrajną irytację, kiedy natknie się na człowieka, którego nie może ani podburzyć, ani wywołać u niego wyrzutów sumienia.


W epoce mieszczańskiej historiografię uprawiali głównie adwokaci, w dzisiejszych czasach przewagę uzyskali prokuratorzy.


Jak się dowiaduję, liczba moich towarzyszy z celi wzrosła w międzyczasie do 7 miliardów.


Nic nie wścieka lewicowego pedagoga bardziej niż wieczny triumf talentu nad dobrymi intencjami.


Parafrazując słynną, najkrótszą biografię Arystotelesa, napisaną przez Heideggera: Adorno urodził się, biadolił i umarł.


Jeśli o jakimś artyście mówi się, że był „buntownikiem” lub „prowokatorem”, można spokojnie założyć, że ani nie opanował swojego rzemiosła, ani nie miał do powiedzenia niczego, co byłoby istotne pod względem estetycznym.


Dopiero swoimi personalnymi intrygami i machinacjami nadał Habermas czerstwe, ludzkie oblicze trupiej czaszce swojej teorii.


Dowcipy o blondynkach zastaną zastąpione przez dowcipy o kobietach parytetowych.


Kiedy tylko lewicowiec zdobędzie władzę nad dyskursem, inne opinie stają się zaledwie treścią rozsyłanych przez niego listów gończych.


Kliniki aborcyjne są katedrami feminizmu.


Feministyczne skargi na przemoc mężczyzn wobec kobiet byłyby znacznie cichsze, gdyby tej męskiej przemocy nie zwalczały niezliczone zastępy mężczyzn.


Każde słowo jest „uprzedzeniem”.


Bez licznych męskich kolaborantów feminizm istniałby dziś jeszcze tylko na kartach podręczników psychologii.


Ci, którzy od dawna już są za słabi, by dyskryminować, ogłaszają się tolerancyjnymi. Gdyby naprawdę panowała dyskryminacja, nie byłoby ustaw przeciwko dyskryminacji.


Ważny powód względnej popularności nowoczesnych sztuk plastycznych leży być może w tym, że wytwory tej sztuki pozwalają publiczności natychmiast i bez ograniczeń mówić o sobie.


Bez kulturalnego szowinizmu nie ma kultury.


Wielki problem współczesnego pisarza polega na tym, że powinien pisać dla „ostatnich ludzi” o „ostatnich ludziach”. Jeszcze większy na tym, że on sam jest z reguły „ostatnim człowiekiem”.


Socjologowie nazwali „indywidualizacją” najpotężniejszy w dotychczasowej historii proces kolektywizacji.


„Tageszeitung” żąda Dnia Pamięci o Holocauście. Po co, skoro mamy ich już 365?


O tym, czy ktoś zostaje lewicowcem czy prawicowcem, komunistą, liberałem czy monarchistą, rozstrzyga biograficzny przypadek. O tym, czy należy się do krzyczących „Barabasza!”, decyduje charakter.


Jestem absolutnie przekonany, że… – „O, jakże mi przykro. Czy już czuje się Pan lepiej?”


Doskonałym świadectwem żywotności demokracji jest bijatyka w parlamencie.


Profesor oślepł od swojej teorii.


Aby wykluczyć na przyszłość jednopartyjną dyktaturę, wprowadzono w Republice Federalnej dyktaturę wielopartyjną.


Możliwe, że istnieje jakiś tajemniczy związek pomiędzy upadkiem sztuk a wynalezieniem środków przeciwbólowych.


Dzień w dzień udaje się lewicowy intelektualista na poszukiwanie społecznych przyczyn losu.


Konstytucyjny patriotyzm: najpierw umiera patriotyzm, potem konstytucja.


Z wyjątkiem niejakich postępów w anestezji i w goleniu kobiecych miejsc intymnych tak zwana moderna sprowadziła na świat wyłącznie absurdy i obrzydliwości.


Potęga myśli jednego Heideggera starcza za dziesięciu Adornów i dwudziestu Sartre’ów.


Skłonić głowę przed ofiarami narodowych socjalistów – zawsze. Ale nigdy na rozkaz tych łobuzów, którzy ustawicznie tego od człowieka żądają.


Sukces wyemancypowanych kolektywów pozostaje w odwrotnej proporcji do ich publicznego autowizerunku jako prześladowanych.


Biolodzy odkryli „gen wiary”, teraz – miejmy nadzieję – odkryją „gen nauki”, którego usunięcie przywróci równowagę.


Kolektywy wyemancypowanych jednostek są zbiorowościami nałogowców: im więcej im się daje, tym więcej żądają.


Tak zwany postęp ludzkości polega przeważnie na tym, że – mniej więcej od czasu amerykańskiej wojny domowej – mają go na ustach odnoszący największe sukcesy polityczni oszuści.


O żyjących współcześnie należałoby mówić tylko dobrze lub wcale. „Nędzne zajęcie negowania” (Goethe) jedynie psuje człowiekowi życie, a w końcu styl.


Dyskurs jest z reguły prowadzony po to, by coś oczywistego po szachrajsku przysłonić.


Demoskopia traktuje o absolutnej nieważności jednostki. Dlatego jest ulubioną dziedziną nauki wśród polityków.


Autentyczny antysemita czuje się osobiście urażony, jeśli jakiś Żyd jest głupszy, niż przypuszczał.


Zdrowy rozsądek uczy, że nie bardzo można na niego liczyć.


Niegdyś za rasizm uchodziło powiedzenie, że czarne jest złe. Dzisiaj za rasizm uchodzi odkrycie, że czarne jest czarne.


Gdybyśmy kiedyś natrafili na istoty pozaziemskie, jedną z pierwszych reakcji lewicy byłoby zapewne ogłoszenie pojęcia „ludzkość” wyrazem utajonego rasizmu względnie gatunkowego szowinizmu.


Nie wierzyć w siłę modlitwy, a jednocześnie wrzucać kartkę z listą życzeń do urny wyborczej, raczej nie świadczy o poczuciu rzeczywistości.


Imponująca droga zachodniego mężczyzny wiodła od odkrycia Ameryki do odkrycia w sobie kobiecości.


Naturalnie, że artyście wolno „uprawiać krytykę społeczną”. Ale tylko wówczas, kiedy nie ma nic bardziej sensownego do roboty.


Jeśli ktoś publicznie mu się sprzeciwi, lewicowiec natychmiast krzyczy, że nastąpiło przesunięcie na prawo.


Wielu imigrantów nie ceni się aż tak nisko, żeby po tym, jak niemiecka lewica przedstawiła im niemiecką kulturę jako godną pogardy, uczyć się jeszcze jej rodzimego języka.


Niemiecki chrześcijański demokrata uśmiecha się wzruszony, kiedy chwali go lewicowiec.


Prawdziwi sadyści wsadzają dzieci do obozów koncentracyjnych, utajeni sadyści dziesiątki lat później wysyłają tam klasy szkolne.


U wielu ludzi demokratyczna postawa zdradza, że w innych czasach nadawaliby się na narodowych socjalistów.


W osiemnastym stuleciu ateizm był elegancki jak list miłosny, dzisiaj jest tak prymitywny, jak esemes.


Do fundamentalnych mitów demokracji należy ten, że ona istnieje.


Państwo socjalne jest ulubionym państwem osobników asocjalnych.


Nad tym, że żydowskie instytucje w tym kraju wyglądają jak twierdze, lamentują najgłośniej ci, którzy swoimi wstępniakami i programami telewizyjnymi pracowicie przyczyniali się do imigracji niezliczonych antysemitów.


Zwolennicy krucjat w imię demokracji żądają od Kościoła, aby się pokajał za krucjaty w imię Chrystusa.


Wiele się dziś mówi o inteligencji roju; jednak normalny przypadek ciągle jeszcze brzmi: kretynizm roju.


Nic bardziej nie zdobi człowieka niż mundur (wyjąwszy błazeńskie ubiory Bundeswehry). To były pod względem estetycznym szczęśliwe czasy, kiedy wojskowi upiększali widok ulicy.


Poglądy są uwarunkowane biograficznie i niemal zawsze do ścierpienia. Niewybaczalna pozostaje jedynie denuncjacja.


Ostatecznym skutkiem feminizmu dążącego do równości płci jest bójka pomiędzy kobietami i mężczyznami o miejsca w łodziach ratunkowych.


Już dziś odczuwamy przedsmak radości, jaka napełni nas w dniu, w którym nasi pederaści, lesbijki i feministki wystąpią do ostatniego boju przeciw muzułmańskim machos.


W muzyce potoczyło się dokładnie tak samo, jak w pozostałych dziedzinach życia społecznego: ledwie dysonans się wyemancypował, natychmiast zapragnął panować.


W naszych czasach najgorsze spustoszenia dokonują się w składni.


Niechodzenie na wybory to – w obliczu tego, co jest do wyboru – mniej decyzja polityczna, a bardziej estetyczny imperatyw.


Według Tacyta Germanie byli dumni, wojowniczy, leniwi, kochający wolność, wspaniałomyślni i aż do przesady gościnni. Zatem nie możemy od nich pochodzić.


Wśród weteranów „68 roku” autoironiczne spojrzenie na własną egzystencję jest prawie tak samo rozpowszechnione, jak wśród naczelników afgańskich klanów.


Prawicowiec może być równie jednostronny i ograniczony jak lewicowiec – ponieważ jednak głoszenie jego poglądów nie przynosi mu społecznego prestiżu, to przynajmniej jest mniej zakłamany.


Po wybrzmieniu ostatniego taktu Pasji Mateusza zawsze sobie wyobrażam, jak Bach odwraca się do Pana Boga ze słowami: „No, teraz Twoja kolej”.


Bycie konserwatystą bynajmniej nie polega na trwaniu przy rzeczach uświęconych tradycją, ale na tym, że nie dajemy sobie wcisnąć, iż ciągłe zmiany dekoracji to właściwa sztuka.


Osobliwe, że nie słyszy się jeszcze poglądu, iż wskazywanie na zbrodnie Hitlera bagatelizuje lub relatywizuje zbrodnie Stalina.


Populista uosabia nieufność demokraty wobec demokracji.


To, co odróżnia Wikipedię od starych leksykonów, to smutna pewność, że nigdy nie natrafi się tam na elegancko sformułowane zdanie.


W dyktaturach cenzuruje się prasę. W demokracjach ona sama chętnie cenzuruje.


„Kobieta niechaj milczy w zgromadzeniu” – to zdanie Pawła należy, pamiętając o nadwyżce kobiet we wczesnym chrześcijaństwie, pojmować nie jako władcze polecenie, lecz jako pełne poirytowania westchnienie.


Emancypacja w dół: równe prawa! Emancypacja w górę: równe obowiązki!


Liberalny historyk nie zna pobłażania dla przeciwników dyktatora, jeśli nie byli demokratami.


„Społeczeństwo cywilne” jest najwidoczniej pojęciem przeciwnym do „cywilizowanego społeczeństwa”.


Jedyne, co jest interesujące w bogactwie, to kobiety, które przyciąga.


Demokracje stały się z czasem polityczną formą organizacyjną wielkich, chciwych rojów uprawnionej do głosowania szarańczy. Kiedy pewnego dnia prawie ogołocą planetę, automatycznie utworzą znowu ściśle hierarchiczne struktury.


Partia Zielonych chce znieść stare paragrafy zakazujące bluźnierstwa. W sumie to logiczne, wszak sama wprowadziła już dość nowych.


Ludzkość – samotne dziecko czekające w ciemnej nocy wszechświata na przyjście rodziców.


To, że można „wyciągnąć nauki z historii”, jest bezustannie głoszonym marketingowym sloganem tych, którzy ciągną z tego przynajmniej część swoich dochodów.


Nadejdzie kiedyś dzień, kiedy liczba ludzi zamordowanych przez demokratów przewyższy liczbę zamordowanych przez dyktatorów.


W dzisiejszych czasach „ikonami” nazywa się obiekty wspomagające masturbację.


Powoli trzeba się zacząć przyglądać matematyce z punktu widzenia krytyki ideologii. W końcu narodowi socjaliści też jej używali.


Dziennikarska autocenzura sprzedaje się dzisiaj najchętniej jako postawa demokratyczna.


Użytkownicy słowa „kreatywny” są z reguły jego przeciwieństwem.


„Chcemy tylko wziąć udział w dyskusji” – mówią lewicowcy, kiedy idą po władzę.


„Z prawicowcami nie dyskutujemy” – mówią, kiedy już są u władzy.

Wszystkie nasze teorie świetnie nadają się do trenowania mózgu, ale są całkowicie bezużyteczne do opisywania wyższych prawd.


Zniesienie kary śmierci pozwala mordercy na tle seksualnym przez całe życie przeżywać rozkosz z mordu. Dopóki nie umrze, cierpienie ofiary trwa w świecie. 


Tylko zimna zemsta wymazuje czyn.

Nie słyszałem żadnej innej trafniejszej definicji śmierć niż ta, że gdy przychodzi, yin i yang rozstają się.


Kiedy Niemiec i imigrant pobiją się i wygra imigrant, chodzi o problem z integracją. Jeśli wygra Niemiec, chodzi o prawicowy ekstremizm.


Przyszli historycy będą się spierać, czy Niemcy upadły w 1918, 1933, 1945 czy 1968 roku, ale w jednym będą zgodni, że swój rozkwit osiągnęły w cesarstwie Hohenzollernów.


Być przeciskaną przez mózg dziennikarza to najstraszniejsza rzecz, jaka może przytrafić się rzeczywistości.


Przynajmniej jeden dzień w roku należałoby zarezerwować sobie na to, aby dla eksperymentu swoje najgłębsze przekonanie obrócić w jego dokładne przeciwieństwo; to dobrze robi dla rozluźnienia umysłowej muskulatury.


Nie znam już żadnych partii, znam tylko winogrodników.


Dla uwypuklenia różnicy pomiędzy etyką a moralnością, o której zdaje się zapomniano: etyczne jest potępienie wszystkich zbrodni wojennych, moralność zna jedynie zbrodnie zwyciężonych.


Istnieją dwa nieprzetłumaczalne niemieckie korpusy tekstów, które być może kiedyś – kiedy dawno już będą zapomniani Eichendorff, Hölderlin, Kleist, Goethe i Nietzsche (a Kanta będzie się uważać za Anglosasa) – będą jedynym powodem, dla którego ludzie zechcą się jeszcze uczyć tego martwego języka: filozofia Heideggera i libretta Wagnera.


Jak to możliwe, żeby ktoś wierzył w Wielki Wybuch, a jednocześnie nie wierzył w magię?


W rysach bezdzietnej kobiety pod pięćdziesiątkę kryje się melancholia, której nie jest w stanie zatrzeć nawet wyłączna konsumpcja śmiesznych rozpraw dżenderowych.


Emancypacja kończy się, gdy chodzi o emancypację embriona.


Żołnierze Wehrmachtu sami są sobie winni. W końcu mogli odbyć zastępczą służbę cywilną.


Teatr reżyserski jest dziś mniej więcej tak samo awangardowy, jak przekłuwanie sutków albo „poroże” na tyłku.


Muzułmański podbój Europy nie miałby jedynie ciemnych stron; bądź co bądź znikłyby feminizm, gender studies i teatr reżyserski.


Pisać należy dla tego samego celu, dla którego śpiewa ptak: na chwałę Boga lub dla zwabienia samiczki.


Zastanawiające jest, dlaczego nowoczesną sztukę ciągle jeszcze omawia się w dziale kulturalnym gazet, a nie od razu w ekonomicznym.


Stalin, Hitler i Mao siedzą w piekle. Stalin i Mao pytają Hitlera: „Jak ty to robisz, że stale jesteś na czołówkach gazet?”.


Pojedynczych ludzi można znieść, środowisk nigdy.


Coraz więcej much plujek broni się przed porównywaniem ich z dziennikarzami.


To, że demokracje są jedynie skoncentrowaniem pojedynczych egoizmów, a nie czymś wyższym etycznie, poznać można po niesłychanej brutalności i diabolizacji wroga w wojnie prowadzonej przez demokratów.


Ludzie bez kultury rozprawiają o równocenności kultur.


Państwo, w którym nie ma nawet garści inteligentnych wrogów konstytucji, jest albo totalitarne, albo duchowo spróchniałe.



Niewykształcone rodziny“ to nowy niemiecki eufemizm na oznaczenie plebsu, z tym że „niewykształcony” jest dom co drugiego polityka.

Jakość współczesnych sztuk plastycznych jest jedyna w swoim rodzaju: żadnemu z ich przedstawicieli nie przytrafiło się nieudane dzieło.

Tam, gdzie brak autentycznych elit, pojecie „elitarny“ nabiera nieprzyjemnego posmaku.

„Stan badań“ jest szańcem, za którym, w naukach humanistycznych, okopują się intelektualne miernoty.

Od 1789 historia świata i jej bieg są do tego stopnia przesiąknięte socjalną i egalitarystyczną retoryką, że współczesny wszędobylski demokrata może z pełnym przekonaniem twierdzić o sobie, że wcale nie jest lewicowcem.

Okrzyk bojowy feminizmu: praca czyni wolnym.

Kto przed Bogiem, w którego nie wierzy, pada na kolana, ten wszystko pojął.

Nie do wiary jakimi sztampowymi słowami niemieccy politycy zaklinają kulturalną różnorodność.

Niemiecka „odrębna droga“ zaczęła się wtedy, kiedy zaczęto o niej mówić
Podczas gdy historycznie reprezentacyjne budowle, czy to sumeryjski zikkurat, świątynia w Angkor, rycerski zamek, gotycka katedra czy historyczny budynek opery tworzą– albo mogłyby tworzyć – urocze ruiny, nowoczesną architekturę jako ruinę można by natychmiast zidentyfikować po jej uderzającej brzydocie.

Daremnie szukać dobrych manier u tych, którzy deklarują, że chcą stworzyć lepsze społeczeństwo.

Zhierarchizowanie religii według ich pojęcia Boga jest po prostu niemożliwe. Hierarchizujmy je zatem wedle stylów i artystów, jakich wydały.

Pierwszym warunkiem tak zwanego „usunięcia gratów z klasyki“ jest możliwie jak najwięcej gratów na scenie.

Przygniatająca mniejszość Niemców odrzuca tezy Thilo Sarrazina. [1]

Czuć się zawsze trochę nieswojo pośród ludzi o jednakowych poglądach – to odróżnia człowieka wykształconego od pospolitego.

Jedna z nauk roku 1933 roku i lat następnych polega na tym, żeby jako przyzwoity człowiek właśnie nie uczestniczyć w konformistycznych imprezach typu „bunt ludzi przyzwoitych“. [2]

Mowę posła CDU do Bundestagu Martina Hohmanna [3], która doprowadziła do jego wykluczenia z partii, media RFN cytowały niemal tak samo tendencyjnie jak prasa narodowosocjalistyczna mowę Tomasza Manna o Richardzie Wagnerze, która ostatecznie doprowadziła do pozbawienia go niemieckiego obywatelstwa.

Człowiek się uspokaja, widząc pewne stałe cechy charakteru narodowego.

Żadna matka nie wierzy w „równość płci“, żadna żona we „władzę mężczyzny“.
Kulturowy pesymizm bynajmniej nie jest – jak utrzymują niektóre stare erefenowskie ciotki – „niebezpieczeństwem politycznym“, które wszak z reguły czyha ze strony polityków, lecz, nie tylko fizjologicznie pokrewnym wymiotowaniu, odruchem tej garstki ludzi kulturalnych, jaka się jeszcze ostała.

Jest to najbardziej dziwaczny rozdział historii naszego gatunku, kiedy ci sukcesywnie wymierający z pożądania komfortu i z obawy przed bólem, czują się moralnie wyżsi od swoich witalnych przodków.

Nihilizm źle godzi się z wyznawczym doń stosunkiem.

O praktyce wykonywania muzyki na historycznych instrumentach: w gruncie rzeczy obojętne jest, czy słuchacz Mszy h-moll nie rozumie „Et incarnatus est“ i „Et resurrexit“ granych na ówczesnych czy na nowoczesnych instrumentach.

Krytyka literacka: jemioła wystawia oceny drzewu.

Jak pokazała debata na temat książki Thilo Sarrazina, podstawowa misja opiniotwórczych mediów tego kraju polega na wyperswadowaniu ludziom ich codziennych doświadczeń.

O ile inne języki zagrożone są jedynie w swoim istnieniu, o tyle angielski w swojej substancji.

Z dialektyczną nieuchronnością znikła w końcu także dialektyka.

Gruntowne przedyskutowanie tematu jest plebejskie. Człowiek obdarzony smakiem w porę go zmienia.

W porównaniu z „oburzonymi obywatelami“ volkssturm był oddziałem pretorianów.

Kiedy przyglądamy się składowi jego przeciwników, możemy Kościół katolicki jedynie podziwiać.

Trudno wyobrażalna, acz zabawna scena: kobieta dowodzi Achillesowi, że jego męskość jest jedynie „kulturowym konstruktem“.

Koniec końców marnuje się czas na dzieła sztuki, którymi nikt by się nie interesował, gdyby miał mało czasu. Do swojej ostatniej izby żaden człowiek nie zabiera dzieła sztuki nowoczesnej.

Łamanie praw człowieka, mówi nowy katechizm, jest absolutnie niezbędne dla obrony praw człowieka.

Powojenna niemiecka historiografia coraz bardziej staje się przypadkiem dla historiografii.

„Nie jestem chrześcijaninem, ale jestem katolikiem“, wyznał Charles Maurras - to idea, która z każdym dniem wydaje mi się coraz bardziej oczywista.

Nie stanowi żadnego problemu, kiedy kierownictwo przedsiębiorstwa lub partii składa się w przeważającej liczbie z kobiet. Ale na Boga, nie z kobiet parytetowych!

Właściwie po co klonowanie? Przecież mamy roczniki po studiach bachelorskich.

Nieomylny znak, że należy się do ludzi mających obsesję na punkcie historii: kiedy stare gazety interesują bardziej niż aktualne.

Zbrodnie Stalina z dwóch powodów nie są tak znane jak zbrodnie Hitlera. Po pierwsze nie zabijał Żydów, po drugie nie ma zdjęć sowieckich gór trupów, a ściślej rzecz biorąc, nawet gdyby istniały, to Reemtsma & Co [4] natychmiast przemianowaliby je na ofiary Niemców.

Jeśli ekstremalne osiągnięcia fizyczne są możliwe tylko z dopingiem, to przemysł produkcji środków dopingujących musiał być najwyżej rozwinięty w epoce budowy piramid.

Atak na Irak odpowiadał atakowi statku pirackiego na statek z niewolnikami. To, że wykończono oprawcę, jest przyjemnym efektem ubocznym, ale to nie znaczy, że trzeba z tego powodu stawać po stronie piratów.

Jeśli ktoś chce wiedzieć jaki duch czasu panuje w danym kraju a nie sądzi, aby mógł to wywnioskować na podstawie publicznej gadaniny, powinien po prostu przyjrzeć się, któremu politycznemu ekstremum zezwala się na głoszenie swoich poglądów, a któremu pod groźbą kary zabrania.

Jest starym marzeniem karłów, żeby wszyscy ludzie byli jednakowego wzrostu.
Atawistyczno-biologiczna kobiecość przejawia się w tym, że wiele kobiet ciągle jeszcze odczuwa przyjemność, kiedy mężczyźni biją się z ich powodu. Natomiast kobiecość cywilizowana w tym, że niektóre wybierają pokonanego.

Zawsze kiedy w krajach afrykańskich najpierw są wybory, a potem wybucha lub trwa nadal wojna domowa, zachodni komentatorzy wyrażają swoje zdziwienie.

Innymi słowy: ich wiara w demokratyczne wudu została wprawdzie naruszona, lecz pozostała niewzruszona.

Badacz mózgu jest mimowolnym poszukiwaczem Boga. Jeśli nie ma „ja“ i wolnej woli, to tylko Wielki Zegarmistrz może być tym, który stwarza różnorodność ludzkiego świata, nie będącą wszak produktem natury.

Mężczyźni nie powinni być nadmiernie dumni z kobiet, które dostają; prawie wszyscy marzyli wcześniej o bogatszych i atrakcyjniejszych.

Istnieje nowa teoria w dziedzinie badań mózgu utrzymująca, że w człowieku nie istnieje żadne definiowalne „ja“, ale sprawami kieruje rodzaj autopilota. Jeśli tak jest, mój autopilot chciałby najchętniej mieć autopilota Szekspira.

Należy czcić kobiety także w wówczas , kiedy upadają.

Wyjaśnienie, że coś jest kwestią gustu, służy zazwyczaj jako argument ludziom, którzy ani nie dysponują żadnymi kryteriami oceny, ani nie chce im się wysilić.

Od 1968 roku odbywa się proces przeciwko Niemcom, którego celem jest znalezienie wyłącznie materiału obciążającego, nigdy odciążającego.

Istniej bardzo głupi sposób wiary we wpływ gwiazd na życie człowieka. Ale istnieje także bardzo głupi sposób niewiary weń.

Kto mówi globalizacja, chce oszukać.

We współczesnym kościele światowym nie brak kapłanów. Zeloci i inkwizytorzy skoncentrowali się w mediach. Nie trzeba być od razu przeciwnikiem demokracji, żeby się od tego „Brave New World”odwrócić się ze wstrętem.

Z pewnością jeszcze nigdy artysta mający coś istotnego do powiedzenia, nie zorganizował wernisażu.

Kto spędza życie np. wyłącznie na lekturze greckich tragików, ten wprawdzie nigdy nie jest na bieżąco z najnowszymi trendami, ale za to zawsze z wiecznością.

Kluczyk sięga głębiej w silnik samochodu niż instrumentarium badacza mózgu w mózg.

Po co się denerwować? Głupcy i tak zwyciężą.

Licznym amerykańskim wynalazkom XX wieku wystarczy zerwać ich amerykańską maskę z twarzy, żeby natrafić na niemiecki patent.

Po tym jak humanobiolodzy zaskoczyli nas – rzekomym – odkryciem „genu wiary“, miejmy nadzieję, że w następnym kroku natrafią także na „gen nauki“, którego usunięcie sprawi, że wszystko powróci na swoje miejsce.

Dla unaocznienia różnicy pomiędzy etyką i moralnością, o której wielu zdaje się dzisiaj zapominać: etyczne jest potępienie wszystkich zbrodni wojennych, moralność zna jedynie zbrodnie zwyciężonych.

Przed wystawą sklepu z dessous wlepiał wzrok w triki potencjalnego macierzyństwa.

Kierownicy życia literackiego hodują, oceniają i zarzynają autorów niczym rolnicy świnie.

Być feministą oznacza broń kobiety uważać za narzędzie władzy mężczyzny.
Najbardziej zdumiewające w naszym „zróżnicowanym społeczeństwie“, jest podobieństwo jego członków.

Życie jest po prostu zbyt krótkie, ażeby można się było zadomowić w rzeczywistości.

Czekam na dzień, w którym niemiecki narrator telewizyjnego programu historycznego powie: w Normandii nasze oddziały natrafiły jedynie na słaby opór nazistów.

Najlepsze co może przytrafić się autorowi, to egzystencja jako plotka.

„Hitlerze nasz, któryś jest w piekle, przeklęte niech będzie imię Twoje/ Zgiń królestwo Twoje /Przemiń wola Twoja wola / jako w druku, tak i codziennie w telewizji/ I daj nam pensję naszą powszednią/ I zachowaj nam niemiecką winę/Jako i my nigdy nie wybaczamy naszym przodkom/I nie wódź nas ku zapomnieniu/ ale nigdy nie zbaw nas od Złego. Amen“.

Jak mogli czuć się wszyscy ci holywoodzcy reżyserzy, którzy otrzymali Oscara za najlepszą reżyserię w roku pojawienia się filmu Kubricka?

Grupa „Rammstein“ przypuszczalnie więcej zrobiła dla popularyzacji języka niemieckiego za granicą niż wszystkie Instytuty Goethego razem wzięte, w których posiadaczki podwójnych nazwisk gorliwie starają się nie dopuścić, aby w ich obecności padła nazwa „Rammstein“.

Większość ludzi bezmyślnie wymienia każde otaczające ich piękno na byle jaki techniczny komfort.

Nic nie napawa kobiet większym obrzydzeniem niż męska słabość. Istotny powód, dla którego wiele feministek pogardza mężczyznami leży – nieważne, czy są tego świadome czy tez nie – w męskiej ustępliwości wobec ich roszczeń.

Żyd Joseph Süß Oppenheimer z pewnością padł ofiarą sądowej zbrodni, ale kto próbuje go ponadto jeszcze rehabilitować, równie dobrze może ogłosić człowiekiem honoru Alexandra Schalcka-Golodkowskiego. [5]

Jakże przekonany był postępowiec o swoim mądrym Dzisiaj, zanim przeobraziło się ono w głupie Wczoraj.

Nawet najdumniejsza, warta największego pożądania, najbardziej zarozumiała kobieta czuje instynktownie: jedynie permanentne zagrożenie ze strony innych mężczyzn jest tym, co powstrzymuje łobuza przed atakiem na nią.

Demoniczny nie jest nigdy akt płciowy, choćby najdziwaczniej spełniony, lecz popęd, który ku niemu prowadzi; demoniczne jest to, co gna ludzi do burdeli, klubów swingersów, do bud z pornografią i małżeńskich łożnic, a nie to co się tam przeżywa.

Jabłka na obrazach Cezanne`a są tak marnie namalowane, że nawet czerw nie zechciałby ich posmakować. Nawet namalowany czerw.

Nigdy nie dość pochwał próżności; odkąd zanikła pokora, jest ona ostatnim bastionem chroniącym przed powszechną furią zawiści.

Cała tragikomiczność emancypacji objawia się, kiedy widzimy co wyemancypowana kobieta wydaje na świat zamiast dzieci: od brzęczyka telefonu komórkowego do socjologicznego traktatu o nieistnieniu różnic płciowych.

„Aplauz z niewłaściwej strony“? Każda strona jest niewłaściwa.

O ile Żydostwo jako takie nie zasługuje na przymiotnik „arystokratyczny”, o tyle pocieszające jest, iż uparcie utrzymuje wśród narodów przy życiu ideę, że równość najzwyczajniej w świecie nie istnieje.

Prawie każdy młody pisarz stara się za swoje książki wyciągnąć od oczytanych i zwykle niepozornych kobiet tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na sfinansowanie pięknej analfabetki.

Za indywidualistę uchodzi ten, kto na co dzień oddaje się możliwie zbiorowym zajęciom.

Akceptacja jest co najmniej tak samo deprymująca jak odrzucenie.

Z dialektyki Oświecenia: pracuję coraz więcej – stwierdza z goryczą przyjaciółka E. – żeby móc sobie pozwolić na coraz lepszą opiekunkę do dziecka.

Gimnazjalny plan lekcji wymarzony przez postępowca: język ojczysty (jakikolwiek), swobodna ortografia, matematyka dostosowana do płci, wiedza o dżender i transseksualności, doktryna sprawiedliwości społecznej, historia emancypacji, nauka o niemieckich zbrodniach (wcześniej: historia), wiedza o globalnym ociepleniu, retoryka demokratyczna, wiedza o Trzecim Świecie, antydyskryminacja (wcześniej etyka), wielokulturowe majsterkowanie (wcześniej: zajęcia plastyczne).

Niemiecka skłonność, aby redukować Trzecią Rzeszę do jej zbrodni i nadawać im metafizyczne, oderwane od przyczyn i zależności wymiary, dowodzi, iż ten kraj w swoim rozumieniu polityki światowej nie posunął się ani o krok do przodu mniej więcej od czasów Bismarcka.

Gdzie kwitnie indywidualność, tam więdnie osobowość.

Lepiej być w błędzie niż w jakiejś sforze.

Cóż za nędzna kultura, w której kobieta musi iść za mężczyzną.

Wydaje się, ze istnieje związek pomiędzy niezdolnością do myślenia a zainteresowaniem sposobem jego funkcjonowania.

Wyważoność jest cnotą letnich. Żaden znaczący człowiek nie wydaje wyważonych sądów.

Łatwo można sobie wyobrazić, jak poszybowałyby w górę statystyki przemocy, gdyby nagle kobiety zyskały fizyczną przewagę nad mężczyznami.

Nawet człowiek zupełnie pozbawiony wyobraźni ma zazwyczaj bardzo fantastyczne wyobrażenia o szczęściu innych.

Bóg jest metaforą, zapewne, ale nie wiemy czego.

Nie ma bardziej „nowoczesnego“ dzieła niż Sztuka fugi. Nie ma też starszego.

Prawdziwym moralistą staje się dopiero ten, komu życie wyrwało humanitarystyczne zęby.

„Wiem, że to politycznie niepoprawne, mówić….“ – tak mówi skolonizowany. Kto się skarży na niewolę, nolens volens ją rozszerza. Kto choćby tylko napomknie o politycznej poprawności, już jest jej wspólnikiem.

Po tym jak zdemonizowała, osłabiła, wykończyła nerwowo mężczyznę, zachodnia kobieta będzie jeszcze miała wystarczająco wiele okazji, by przekonać się, że znikli także jej obrońcy Habermasowki dyskurs jest rodzajem publicznego deseru; główne dania spożywa się wcześniej, za zamkniętymi drzwiami, za którymi zapadają wstępne porozumienia.

Habermasowki dyskurs jest rodzajem publicznego deseru; główne dania spożywa się wcześniej, za zamkniętymi drzwiami, za którymi zapadają wstępne porozumienia.

Właśnie dlatego, że człowiek nie jest nieśmiertelny, powinien czytać przede wszystkim nieśmiertelnych.

Wkroczenie w epokę postkulturalną dokonuje się w chwili, kiedy wyobrażenia szefa państwa o luksusie nie różnią się od wyobrażeń rapera.

Po lekturze recenzji autor czuje się zazwyczaj zbrukany.

Kto komunikuje, ten nie ma nic do powiedzenia.

Należymy do wspólnoty religijnej Segregatorów Śmieci Dnia Siódmego.

„Należy iść z duchem czasu“ znaczy tyle co „Nie mam nic do zaoferowania“.

Gdyby kiedyś wszyscy „szli z duchem czasu”, nikt nie ruszyłby się z miejsca.

Przypuszczalnie jedyną możliwością, aby się wyróżnić w dzisiejszych czasach się wyróżnić jest całkowita rezygnacja z seksu.

Kiedy pewnego odległego dnia ludzkość wymrze, teoria ewolucji z pewnością znajdzie na to oczywiste wyjaśnienie. Niestety, wówczas także i ona będzie martwa.

Przyjaciółka wyjaśniła, że czyta tylko książki, których lektura pokrzepia ją na duchu, wszystko inne– literaturę problemową, psychologizowanie, psioczenie na świat – szybko odkłada. Całkiem rozsądna postawa.

Bez biologicznego dymorfizmu płciowego ludzki mózg nigdy nie rozwinąłby się na tyle dobrze, żeby wymyślić teorie mówiące, że ów dymorfizm jest „społecznym konstruktem”.

Dlaczego miałbym traktować go lekceważąco? Wszak nie jest nikim szczególnym.

Młody historyk w Niemczech studiował historię najnowszą i włóczenie Hektora.
Poprzez postawienie krzyżyka przy Zielonych dla wielu ludzi karta wyborczą zamienia się kartkę z odpustem.

Idea, że style sztuki wyrastają z siebie niejako organicznie i jedne zastępują drugie, jest dziwaczna. Z reguły zmieniają się tylko mody, a style istnieją już od dawna. Przykładowo Hieronim Bosch był bardziej surrealistyczny niż cały surrealizm razem wzięty, styl malarski późnego Fransa Halsa to czysty impresjonizm (tyle, że lepszy), a dowolna pieta z XIV wieku każe pytać, co właściwie takiego nowego jest w ekspresjonizmie.

Są ludzie, którzy nigdy nie wybaczą innemu talentu.

Możliwe, że istnieje tajemniczy związek pomiędzy upadkiem sztuk a wynalezieniem środków przeciwbólowych.

Nowoczesna mentalność zwycięża nawet pośród pianistów: nigdy jeszcze nie było tak wielu pierwszorzędnych wirtuozów a tak mało charakterów.

Wśród członków Partii Równości wybuchł zaciekły spór, komu wolno przewodzić.

Wedle popularnego wyjaśnienia wielu wybitnych artystów cieszyło się za życia tak małym uznaniem dlatego, że wyprzedzili swoją epokę. W rzeczywistości najczęściej brało się to prawdopodobnie stąd, że zawiść dominujących zwykle przeciętniaków zapobiegła temu podziwowi, którym post mortem obdarzać można tym hojniej, że zmarłym nie potrzeba już zazdrościć.

Wynurzenia nie-katolika na temat moralnych poglądów papieża są mniej więcej tak samo istotne jak papieża wypowiadającego się w kwestii metod treningowych AC Milan.

Potęga prasy leży przede wszystkim w tym, co przemilcza.

Nigdy dość bezużytecznej wiedzy. Niestety, to co się dziś upowszechnia, to wyłącznie fałszywa bezużyteczna wiedza.

Przy takiej umieralności dzieci równouprawnienie płci nie byłoby wcześniej możliwe , chyba że za cenę wymarcia plemienia lub narodu.

Był sobie kiedyś bardzo znany dyrygent, który swoją firmę płytową powiadomił, że wolałby, aby na okładce jego nazwisko zostało wydrukowane nieco drobniejszymi lub mniej rzucającymi się w oczy literami niż nazwisko kompozytora. Ta historia jest zmyślona.

Książka Heinricha A. Winklera [6] Długa droga na Zachód: tylu książek się nie czyta, ale tej nie czyta się szczególnie chętnie.

Kiedy umysł jest tak wielki, że mnie obdarowuje, wygasa we mnie wszelka zawiść.

Nowoczesna wyższa uczelnia ma w sobie więcej z fermy hodowlanej niż z uniwersytetu.

Kto z perspektywy czasu drwi sobie z małżeństw aranżowanych we wcześniejszych społeczeństwach z powodów ekonomicznych, musi być pewien, że dla swojej miłości gotów byłby głodować.

Rzecz oczywista, że wcześniej bogowie byli współmieszkańcami Ziemi. Wszystkie stare pisma opowiadają o tym.

To nie jest tak, że współczesny człowiek nie myśli już o pokoleniu, które przyjdzie po następnym pokoleniu – on w ogóle w nie nie wierzy.

Film Josepha Vilsmaiera „Stalingrad” przedstawia armię, która do Stalingradu nigdy by nie dotarła.

Czy kiedykolwiek zdarzyło się, żeby w czasie wojny lub kryzysu kobiety żądały zrównania z mężczyznami?

W ostatecznym rozrachunku istnieją – przy wszystkich możliwych niuansach – tylko dwa rodzaje pianistów: jedni stawiają dzieło pomiędzy siebie i słuchaczy, drudzy samych siebie pomiędzy słuchaczy i dzieło.

„Panie X, Pańska firma wyprodukowała ostatnio prostokątne deski klozetowe zamiast owalnych – jaka filozofia się za tym kryje?” (z cyklu: Pojęcia w procesie przemian)

Sukces wyemancypowanych kolektywów jest odwrotnie proporcjonalny do ich publicznej autostylizacji na prześladowanych.

Jeśli kobieta mówi „nie“, to w rzeczywistości mówi „tak“, zapewnia macho. Jeśli kobieta mówi „nie”, to także na myśli ma „nie”, przekonuje feministka. Oboje mają rację: kiedy kobieta mówi „nie”, to ma na myśli raz to, a raz tamto.

Ponieważ większość narodów odgrywała i odgrywa w kulturze światowej raczej drugorzędną rolę, to myśli tej nie wolno wypowiadać wśród demokratów.

Stale się powtarza, że ludzie tacy jak Pollock, Warhol czy Beuys zmienili nasze „nawyki percepcyjne”. Otóż moich nie zmienili.

Wiele „niewyemancypowanych“ kobiet jest wystarczająco wyrafinowanych, aby służąc panować nad swoim mężczyzną, wiele „wyemancypowanych“ jest tak nierozgarniętych, by z nim konkurować.

Im mniej sztuki plastyczne są skłonne przedstawiać człowieka, tym gwałtowniej i przekupnie głoszą, że to do niego się zwracają.

To zdumiewające, że akurat wielu badaczy naszego organu myślenia ma tak duże trudności z jego używaniem.

To, że nowoczesny człowiek już się nie żegna, już nie klęka i się nie modli, uważa się powszechnie za postęp, który zawdzięczamy Oświeceniu. W sensie estetycznym jest to strata.

Im żarliwiej niemieccy dziennikarze ostrzegają przed jakimś niebezpieczeństwem, tym bardziej można być pewnym, że żadne im nie grozi. Oznaką, że NPD rzeczywiście stała się zagrożeniem dla demokracji, byłoby, gdyby dziennikarze zaczęli wypowiadać się o niej neutralnie.

Najprostszym krokiem w kierunku podniesienia „jakości życia“ jest coranna rezygnacja z mass mediów.

Czy jest coś bardziej obscenicznego od polityka, który sam siebie wybiera?
Najpierw trzeba było przez dziesiątki lat czekać na to, aż wymrą narodowi socjaliści, a od tego momentu na to, aż wreszcie śmierć zabierze tych, co się rzekomo z nimi rozliczali.

Od czasu jak wytworzenie dzieł sztuki nie wymaga już pracy, nazywa się je „pracami“.

Prawie wszystkie problemy powodowane przez dziennikarzy w mgnieniu oka by znikły, gdyby ponownie wprowadzono pojedynki.


Michael Klonovsky
Przeł. Tomasz Gabiś




Przypisy tłumacza

[1] Thilo Sarrazin – autor książki Deutschalnd schafft sich ab (Niemcy likwidują się same), w której przeprowadził krytyczną analizę polityki imigracyjnej władz RFN

[2] Niem. Aufstand der Anständigen – w 2000 r. najwyższe władze RFN wezwały wszystkich przyzwoitych obywateli do buntowania się przeciwko złym czynom dokonywanym przez złych ludzi.

[3] Martin Hohmann – poseł CDU; w wyrzucony z partii. Powodem usunięcia z partii był fakt, że przemówieniu, jakie wygłosił 3 października 2003 r. w swoim okręgu wyborczym w Fuldzie, poruszył kwestię udziału w bolszewizmie aktywistów i inteligentów żydowskich.

[4] Jan Philipp Reemtsma – potomek rodziny niemieckich milionerów, która wzbogaciła się m.in. na dostawach papierosów dla Wehrmachtu, lewicowy aktywista, mecenas literatury i sztuki. Kieruje założonym przez siebie Instytutem Badań Społecznych, mającym siedzibę w Hamburgu. W 1995 r. Instytut zorganizował wystawę na temat represji i akcji odwetowych zastosowanych przez Wehrmacht wobec ludności cywilnej w Rosji i na Bałkanach. Na wystawie znalazły się zdjęcia przedstawiające w rzeczywistości represje NKWD.

[5]Alexander Schalck-Golodkowski – działacz polityczny i gospodarczy w NRD, pułkownik Służby Bezpieczeństwa; prowadził dla rządu operacje i transakcje finansowe i handlowe z „kapitalistycznym Zachodem”

[6] Heinrich A. Winkler – historyk niemiecki; zob. Winkler, Długa droga na Zachód., tom 1 Dzieje Niemiec 1806-1933, tom 2 Dzieje Niemiec 1933-1990, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2007.


Źródło →