Nie
dbamy nigdy o czas obecny. Uprzedzamy przyszłość, jako zbyt wolno
nadchodzącą, jak gdyby chcąc przyspieszyć jej bieg; albo
przywołujemy przeszłość, aby ją zatrzymać jako zbyt skwapliwą.
Tak nierozsądni jesteśmy, że błąkamy się w czasach, które nie
są nasze, nie myśląc o jedynym, który nam przynależy; i tak
letcy, że myślimy o chwilach, które nie są już niczym, a
przepuszczamy niebacznie jedyną, która istnieje. Zazwyczaj bowiem
teraźniejszość nas rani. Ukrywamy ją naszym oczom, ponieważ nam
jest przykra; a jeśli jest miła, żałujemy, że się nam wymyka.
Staramy się podeprzeć ją przyszłością i silimy się rozrządzać
rzeczami, które nie są w naszej mocy, na czas, którego nie wiemy
zgoła, czy dożyjemy.
Niechaj
każdy zbada swoje myśli, ujrzy, iż wszystkie zaprzątnięte są
przeszłością i przyszłością. Nie myślimy prawie zupełnie o
teraźniejszości; a jeśli myślimy, to jeno aby zaczerpnąć z niej
treść do snucia przyszłości. Teraźniejszość nie jest nigdy
naszym celem; przeszłość i teraźniejszość to nasze środki;
jedynie przyszłość jest naszym celem. Tak więc nie żyjemy nigdy,
ale spodziewamy się żyć; gotujemy się wciąż do szczęścia, a
co za tym idzie, nie kosztujemy go nigdy.
***
Nie
przywiązujcie się
Niesłusznym
jest, aby się ktoś przywiązywał do mnie, choćby to czynił z
przyjemnością i chętnie. Oszukiwałbym tych, w których bym rodził
to uczucie; nie jestem bowiem niczyim celem i nie mam czym ich
zadowolić. Czy nie jestem bliski śmierci? I oto przedmiot ich
przywiązania umrze. Zatem tak samo, jak byłbym winien wzbudzenia
wiary w fałsz, chociażbym o nim przekonał łagodnie i choćby weń
uwierzono z przyjemnością, i mnie uczyniono tym przyjemność, tak
samo zawiniłbym, gdybym się kazał kochać. A jeżeli pociągam
ludzi, aby się przywiązywali do mnie, powinienem ostrzec tych,
którzy byliby gotowi zgodzić się na kłamstwo, iż nie powinni w
nie wierzyć, choćby to było dla mnie z największą korzyścią; i
tak samo, że nie powinni przywiązywać się do mnie: trzeba bowiem,
aby obrócili życie i starania na podobanie się Bogu lub szukanie
go.
***
O
ucieczce przed sobą
.
Kiedym
się jął niekiedy rozważać rozmaite krzątania się ludzi,
niebezpieczeństwa i mozoły, na jakie się narażają na dworze, na
wojnie, skąd rodzi się tyle zwad, namiętności, zuchwałych, a
często niegodziwych przedsięwzięć, etc. odkryłem, iż całe
nieszczęście ludzi pochodzi z jednej rzeczy, to jest, iż nie
umieją pozostać w pokoju, w izbie. Człowiek mający dosyć mienia,
aby żyć, gdyby umiał przebywać w domu z przyjemnością, nie
opuszczałby go, aby śpieszyć na morze lub oblegać fortecę. Jeśli
kupuje tak drogo szarżę w armii, to dlatego iż wydałoby mu się
nie do zniesienia nie ruszyć się z miasta: jeżeli poszukuje rozmów
i zabaw, to jeno dlatego, iż nie umie z przyjemnością pozostać u
siebie.
Ale
kiedy wmyśliłem się głębiej i kiedy znalazłszy przyczynę
wszystkich naszych niedoli, chciałem z kolei odkryć rację tej
przyczyny, znalazłem, iż istnieje racja bardzo oczywista,
zasadzająca się na przyrodzonym nieszczęściu naszej słabej i
śmiertelnej doli, tak nędznej, iż nic nie zdoła nas pocieszyć,
kiedy się nad tym zastanawiamy.
Jakikolwiek
stan sobie wyobrazić, jeśli się gromadzi wszystkie dobra, jakie
możemy posiąść, godność króla jest najpiękniejszym
stanowiskiem na ziemi. Otóż mimo wszystko, co ludzie sobie
wyobrażają, mimo iż posiada pod ręką wszystkie możebne
zadowolenia, jeżeli będzie bez rozrywki, jeśli będzie miał czas,
aby uważać i zastanawiać się, czym jest, ta mdła szczęśliwość
nie wystarczy mu. Z konieczności nastręczą mu się rzeczy, które
mu zagrażają, bunty, jakie się mogą zdarzyć, wreszcie śmierć i
choroby, które są nieuniknione; tak iż, jeżeli znajdzie się bez
tego, co się nazywa , będzie nieszczęśliwy i bardziej
nieszczęśliwy niż najlichszy z jego poddanych, który bawi się i
rozrywa.
Stąd
pochodzi, iż gra i towarzystwo kobiet, wojna, wysokie urzędy są
tak poszukiwane. Nie, iżby było w nich istotne szczęście, i aby
ktoś miał sobie wyobrażać, iż prawdziwa szczęśliwość jest w
tym, aby mieć pieniądze, które można zyskać w grze, albo w
zającu, którego się ściga: nie spojrzałoby się nań, gdyby go
nam ofiarowano. Nie tego to miękkiego i spokojnego używania, które
pozwala nam pamiętać o naszym stanie, szukamy; ani niebezpieczeństw
wojny, ani mozołów urzędu, ale zgiełku który odwraca nasze myśli
i rozrywa nas.
Oto
racje, dla których wyżej cenimy łowy niż zdobycz.
Stąd
pochodzi, że ludzie tak miłują gwar i zgiełk; stąd pochodzi, iż
więzienie jest tak straszliwą karą, stąd pochodzi, iż rozkosz
samotności jest rzeczą niezrozumiałą. Słowem, główną
przyczyną szczęśliwości stanu królów jest to, iż wszyscy
usiłują bez ustanku ich rozerwać i dostarczyć im wszelkiego
rodzaju przyjemności.
Król
otoczony jest ludźmi, którzy myślą jedynie o tym, aby rozerwać
króla i nie dać mu myśleć o sobie: gdyby bowiem o tym myślał,
byłby, mimo całego królestwa, nieszczęśliwy.
Oto
wszystko, co ludzie zdołali wymyślić, aby osiągnąć szczęście,
i ci, którzy bawią się wobec tego w filozofów i mniemają, iż
ludzie są bardzo nierozsądni w tym, że trawią cały dzień na
gonitwie za zającem, którego nie chcieliby, gdyby go im ofiarowano,
nie znają zgoła naszej natury. Ten zając nie ochroniłby nas od
widoku śmierci i niedoli, ale polowanie, tym że odwraca naszą
myśl, chroni nas od nich. I tak...
Rada,
jaką dawano Pyrrusowi, aby cieszył się spokojem, którego chciał
szukać poprzez tyle mozołów, mieściła w sobie wiele trudności.
Powiedzieć
człowiekowi, aby żył w spokoju, znaczy powiedzieć mu, aby żył
szczęśliwie; znaczy radzić mu, aby znalazł stan doskonale
szczęśliwy, który mógłby swobodnie rozważać, nie znajdując w
nim przyczyn do zmartwienia. To znaczy tedy nie rozumieć natury.
Toteż ludzie, którzy mają przyrodzone poczucie swego stanu,
niczego tak nie unikają jak spokoju i nie masz rzeczy, której by
nie uczynili dla szukania zamętu. Nie znaczy to, aby nie mieli
instynktu, który daje im poznać, iż prawdziwa szczęśliwość...
Próżność,
przyjemność pokazywania drugim...
Niesłusznie
tedy się ich potępia; błąd ich nie leży w tym, iż szukają
zgiełku, gdyby go szukali jedynie jako rozrywki; złe jest w tym, iż
szukają go tak, jak gdyby posiadanie rzeczy, których szukają,
miało im naprawdę dać szczęście i o tyle ze słusznością można
ganić ich pościg jako marność. Tak więc w całej tej sprawie i
ci, którzy ganią, i ci, którzy podpadają przyganie, nie rozumieją
prawdziwej natury człowieka.
Tak
więc, kiedy im kto zarzuca, iż to, za czym upędzają się z takim
zapałem, nie da im zadowolenia, gdyby odpowiedzieli (jak powinni by
uczynić, gdyby trafnie rzecz rozumieli), iż szukają w tym jedynie
gwałtownego i przemożnego zatrudnienia, które by ich odwróciło
od myśli o sobie, i dlatego zakładają sobie za cel powabny
przedmiot, który ich namiętnie czaruje i wabi, zostawiliby
przeciwnika bez odpowiedzi. Ale nie odpowiadają tego, ponieważ nie
znają się sami; nie wiedzą, że szukają jeno łowów, a nie
zdobyczy.
Taniec:
trzeba myśleć, gdzie się postawi nogę. — Szlachcic wierzy
szczerze, że polowanie jest to wielka przyjemność, królewska
przyjemność, ale jego dojeżdżacz nie jest tego mniemania.
Wyobrażają
sobie, iż gdyby otrzymali tę a tę godność, odpoczywaliby później
z przyjemnością, a nie czują nienasyconej natury swojej chciwości.
Wierzą, iż szukają szczerze spokoju, a szukają w istocie jeno
ruchu.
Mają
tajemny instynkt, który ich pcha do szukania rozrywki i zajęcia
zewnątrz, a który pochodzi z poczucia swojej ustawicznej nędzy;
mają też drugi tajemny instynkt, pozostały nam z wielkości naszej
pierwotnej natury, szepcący im, że szczęście leży w istocie
jedynie w spokoju a nie w zgiełku. Z tych dwóch przeciwnych
instynktów, tworzy się w nich mętny zarys, kryjący się ich
wzrokowi w głębi duszy, który prze ich, aby dążyli do spokoju
przez niepokój i aby wyobrażali sobie ciągle, iż zadowolenie,
którego nie mają, przyjdzie, jeżeli, przezwyciężywszy niejakie
widoczne im trudności, zdołają tą drogą otworzyć drzwi do
spoczynku.
Tak
upływa całe życie. Szukamy spokoju, zwalczając jakieś
przeszkody; kiedy je zaś przezwyciężymy, spokój staje się nie do
zniesienia. Albo się myśli o tych niedolach, które się cierpi,
albo o tych, które grożą. I gdybyśmy się nawet czuli
dostatecznie ubezpieczeni ze wszystkich stron, nuda własną swoją
mocą nie omieszkałaby wynijść z głębi serca, gdzie ma swoje
naturalne korzenie i napełniłaby duszę swoim jadem.
Człowiek
tedy jest tak nieszczęśliwy, iż zagryzłby się nawet bez żadnej
przyczyny do zgryzoty przez samą istotę swej przyrody; i tak czczy,
iż wówczas, gdy jest pełen tysiąca istotnych przyczyn do
zgryzoty, najdrobniejsza rzecz, jak bilard i kulka, którą popycha,
wystarczą, aby go rozerwać.
Ale,
powiecie, co za cel ma on w tym wszystkim? Ten, aby pochwalić się
jutro przed przyjaciółmi, że lepiej grał niż drugi. Tak znów,
inni pocą się w swym gabinecie, aby pokazać uczonym, iż
rozwiązali zagadnienie algebraiczne, którego nikt dotąd nie umiał
rozwiązać; tylu innych wystawia się na największe
niebezpieczeństwa, aby się pochwalić później zdobytą fortecą,
równie niedorzecznie, moim zdaniem; inni wreszcie silą się
stwierdzać wszystkie te rzeczy, nie aby nabyć stąd więcej rozumu,
ale tylko aby pokazać, że wiedzą o nich. Ci już są najgłupsi z
całej zgrai, ponieważ są głupi ze świadomością, podczas gdy o
innych można mniemać, że nie byliby tacy, gdyby mieli tę
świadomość.
Człowiek
jakiś spędza życie dość przyjemnie, grając codziennie o
niewielką kwotę. Dajcie mu co rano sumę, jaką może wygrać w
ciągu dnia, pod warunkiem, że nie będzie grał: unieszczęśliwicie
go. Powie ktoś może, że to stąd, że szuka w grze zabawy, a nie
zysku. Każcie mu tedy grać o nic, a przestanie się zapalać i
znudzi się. Nie zabawy przeto samej szuka; zabawa mdła i bez
namiętności znudzi go. Trzeba, aby się rozpalał i łudził samego
siebie, rojąc sobie, iż będzie dlań szczęściem wygrać to,
czego nie chciałby dostać w darze pod warunkiem, że nie będzie
grał; trzeba mu stworzyć sobie cel namiętności i podsycać nim
swoje pragnienie, gniew, obawę, w przedmiocie, który sobie
stworzył, tak jak dzieci przestraszają się twarzy, którą same
umazały.
Skąd
pochodzi, iż ten człowiek, który dopiero co stracił jedynego
syna, i który przygnieciony procesami i kłopotami, dziś rano był
jeszcze tak stroskany, nie myśli o tym w tej chwili? Nie dziwcie
się: cały jest pochłonięty myślą, którędy przejdzie dzik,
którego psy ścigają z takim zapałem od sześciu godzin. Nie
trzeba więcej! Choćby człowiek najbardziej był przejęty
smutkiem, jeżeli można to uzyskać, aby go wciągnąć do jakiej
zabawy, na ten czas już jest szczęśliwy. A znów człowiek choćby
najszczęśliwszy, jeśli go nie rozerwie i nie pochłonie jakaś
namiętność lub zabawka, która zabroni przystępu nudzie, stanie
się niebawem markotny i nieszczęśliwy. Bez rozrywki nie ma
radości; przy rozrywce nie ma smutku. I na tym właśnie zasadza się
szczęście osób wysokiej kondycji, iż mają mnóstwo takich,
którzy ich rozrywają, i mają możność trwania w tym stanie.
Zważcie
tylko. Cóż innego znaczy być nadintendentem, kanclerzem,
prezydentem, jeśli nie znajdować się w kondycji, w której od rana
ma się koło siebie wielką liczbę ludzi cisnących się ze
wszystkich stron, aby nie zostawić ani jednej godziny w dniu na
myślenie nad sobą? I kiedy taki dostojnik popadnie w niełaskę, i
kiedy go odeślą do domu na wieś, gdzie nie brak mu ani dostatku,
ani licznej i sprawnej służby, mimo to czuje się nędzny i
opuszczony, ponieważ nikt nie przeszkadza mu myśleć o sobie.
(Rozrywka
jest dla ludzi światowych rzeczą tak potrzebną, iż bez niej czują
się nieszczęśliwi; to zdarzy się im jakaś przygoda; to myślą o
tym, co im się może zdarzyć; lub nawet, gdyby nie myśleli o tym i
nie mieli żadnej przyczyny do zgryzoty, nuda własną swoją mocą
nie omieszkałaby wynijść z głębi serca, gdzie ma swoje naturalne
korzenie, i napełniłaby duszę swoim jadem.)
.
Czym
się dzieje, iż ten człowiek zmartwiony śmiercią żony i jedynego
syna, znękany dokuczliwym sporem, w tej chwili nie jest smutny, i że
go widzimy wolnym od wszystkich tych bolesnych i niepokojących
myśli? Nie trzeba się temu dziwić; podano mu piłkę, musi ją
odrzucać partnerowi, czyha na nią w chwili, gdy spada z dachu, aby
wygrać partię; jakże chcecie, aby myślał o swoich sprawach,
mając tę oto sprawę przed sobą? Oto troska godna zaprzątać tę
wielką duszę i zbawić go od wszelkiej innej myśli. Ten człowiek,
zrodzony k'temu, aby poznać świat, sądzić wszystkie rzeczy, aby
władać całym państwem, oto jest cały zajęty i napełniony
troską o złowienie zająca. I jeśli nie zniży się do tego,
zechce być ciągle w napięciu, okaże się jedynie tym głupszy,
ponieważ będzie się chciał wznieść ponad ludzkość, a jest,
ostatecznie, tylko człowiekiem, to znaczy zdolnym dokonać mało i
wiele, wszystko i nic; nie jest aniołem ani bydlęciem, ale
człowiekiem.
.
Ludzie
wypełniają sobie życie gonitwą za piłką i zającem; jest to
przyjemność nawet królów.
.
— Czyż
godność królewska nie jest dość wielka sama przez się dla tego,
kto ją posiada, aby się czuł szczęśliwym przez sam widok tego,
czym jest? Trzebaż go będzie rozrywać z tej myśli, jak byle
pospolitaka? Rozumiem, iż czynimy człowieka szczęśliwym,
odrywając go od widoku nieszczęść domowych i napełniając
wszystkie jego myśli troską o to, aby dobrze tańczył. Ale czyż
tak samo będzie i z królem? czy będzie szczęśliwszy, zaprzątając
się raczej tymi błahymi zabawami niż widokiem swojej wielkości? I
jakiż bardziej zadowalający przedmiot można dać jego myślom?
czyż to nie jest z krzywdą jego radości, aby zatrudniać jego
duszę troską o dostrojenie kroku do rytmu melodii lub o zręczne
odbicie piłki, zamiast pozwolić mu się w spokoju cieszyć
rozważaniem majestatycznej chwały, jaka go otacza? Zróbcie próbę,
pozwólcie królowi samotnie, bez żadnego zadowolenia zmysłów, bez
żadnego zaprzątnięcia myśli, bez towarzystwa, myśleć do syta o
sobie samym; ujrzycie, iż król bez rozrywki jest człowiekiem
bardzo nieszczęśliwym. Toteż unika się tego starannie; nie zbywa
nigdy koło osoby królewskiej wielkiej mnogości ludzi, którzy
czuwają nad tym, aby po ważnych sprawach następowała rozrywka, i
którzy śledzą każdą chwilkę ich wczasu, aby im dostarczyć
igrów i przyjemności, tak aby nie było nigdy próżni. Znaczy to,
iż są otoczeni osobami, które z cudownym baczeniem troszczą się
o to, aby król nie był sam i zdolny myśleć o sobie, wiedząc
dobrze, iż przy takich myślach będzie mimo całego swego królestwa
nieszczęśliwy.
Nie
mówię w tym wszystkim o królach chrześcijańskich jako o
chrześcijanach, ale tylko jako o królach.
.
Od
dzieciństwa wkłada się ludzi do troski o ich honor, mienie,
przyjaciół, a także o honor i mienie tychże przyjaciół.
Przywala się ich sprawami, nauką języków i ćwiczeniami i budzi
się w nich mniemanie, iż nie mogą być szczęśliwi, o ile
zdrowie, honor, majątek ich, i toż samo ich przyjaciół, nie
znajdują się w należytym stanie; że brak jednej z tych rzeczy
uczyniłby ich nieszczęśliwymi. W ten sposób obarcza się ich
ciężarami i sprawami, które ich gnębią od samego świtu. —
Oto, powiecie, osobliwy sposób uszczęśliwiania ich! Cóż można
by uczynić lepszego, aby ich unieszczęśliwić? — Jak to, co
można by uczynić? Wystarczyłoby jeno odjąć im wszystkie te
troski; wówczas bowiem przyjrzeliby się sobie, pomyśleliby nad
tym, czym są, skąd przychodzą, dokąd idą; tak więc, nie można
nadto zatrudnić ich i odwrócić! dlatego nagotowawszy im tyle
spraw, jeżeli mają jakiś czas wytchnienia, radzimy im, aby go
obrócili na rozrywkę, na zabawę i aby wciąż byli ze wszystkim
zajęci.
Jakże
serce człowieka jest czcze i pełne plugastwa!
***
O
lekceważących Nieśmiertelność
Nie
chodzi tu o błahą sprawę obcej osoby, aby poczynać sobie w ten
sposób; chodzi o nas samych i o nasze wszystko. Nieśmiertelność
duszy to rzecz dla nas tak ważna, dotycząca nas tak głęboko, że
trzeba chyba zatracić wszelkie uczucie, aby trwać w obojętności w
tym względzie. Wszystkie nasze uczynki i myśli muszą iść różnymi
drogami wedle tego, czy mamy się spodziewać dóbr wiekuistych czy
nie: niepodobna nam uczynić jednego kroku z rozsądkiem i
zastanowieniem, o ile nie miarkujemy go względem na ten punkt, który
ma być naszym ostatecznym celem.
Toteż
pierwszym naszym interesem i obowiązkiem jest oświecać się w tym
przedmiocie, od którego zależy całe nasze postępowanie. Dlatego
to wśród ludzi nieposiadających wiary czynię ogromną różnicę
między tymi, którzy pracują ze wszystkich sił, aby się oświecić,
a tymi, którzy żyją, nie zadając sobie trudu i nie myśląc o
tym. Mogę jedynie mieć współczucie dla tych, którzy szczerze
cierpią w tej wątpliwości, patrzą na nią jak na najcięższe z
nieszczęść, i nie oszczędzając niczego, aby się z niej wydobyć,
czynią to poszukiwanie swoim głównym i najpoważniejszym zajęciem.
Ale co się tyczy tych, którzy trawią życie, nie myśląc o tym
ostatecznym celu życia? Dla tej jednej racji, iż nie znajdują w
sobie samych światła, które by ich przekonało, zaniedbują szukać
go gdzie indziej i badać do gruntu, czy to mniemanie jest z tych,
które lud przyjmuje przez łatwowierną naiwność, czy też z tych,
które, mimo iż ciemne same przez się, posiadają wszelako nader
trwałe i niewzruszone podstawy! Na takich ludzi patrzę w zgoła
odmienny sposób.
Niedbałość
ta w sprawie, w której chodzi o nich samych, o ich wieczność, o
ich wszystko, więcej mnie drażni niż rozczula; zdumiewa mnie i
przeraża: jest to dla mnie coś potwornego. Nie mówię tego przez
nabożną żarliwość uduchowionej dewocji; rozumiem przeciwnie, iż
powinno się mieć to uczucie z pobudek ludzkiego interesu oraz
interesu miłości własnej; na to potrzeba jedynie widzieć to, co
widzą osoby najmniej oświecone. Nie trzeba mieć duszy bardzo
podniosłej, aby zrozumieć, że nie ma tu na ziemi trwałego i
prawdziwego zadowolenia; że wszystkie nasze przyjemności są tylko
marnością, że niedole nasze są nieskończone, że wreszcie
śmierć, która zagraża nam w każdej chwili, musi nieuchronnie
wtrącić nas za niewiele lat w straszliwą konieczność wiekuistego
unicestwienia albo wiekuistego nieszczęścia. Nie masz nic
prawdziwszego i bardziej przerażającego. Udawajmy zuchów, ile
chcemy; oto koniec, jaki czeka najpiękniejszy żywot w świecie.
***
O
miłości własnej
Naturą
miłości własnej i naszego ludzkiego Ja jest miłować tylko siebie
i cenić tylko siebie. Ale co pocznie? nie może przeszkodzić, iżby
ten przedmiot, który tak kocha, nie był pełen przywar i braków;
chce być wielkim, a widzi się małym; chce być szczęśliwym, a
widzi się nędznym; chce być doskonałym, a widzi się pełnym
niedoskonałości; chce być przedmiotem miłości i szacunku ludzi,
a widzi, iż przywary jego zasługują jeno na wstręt i wzgardę.
Ten kłopot, w jakim się znajduje, rodzi w nim najbardziej
niesprawiedliwe i zbrodnicze uczucie, jakie sobie można wyobrazić:
poczyna bowiem w sobie śmiertelną nienawiść przeciw tej prawdzie,
która mu przygania i która przekonywa go o jego brakach. Pragnąłby
ją unicestwić; nie mogąc zaś zniweczyć jej w samej sobie,
niweczy ją, ile tylko może, w swojej świadomości i w świadomości
drugich; to znaczy dokłada wszelkich starań, aby zasłaniać swoje
przywary i drugim, i sobie, i nie może ścierpieć, aby mu je
pokazywano lub je widziano.
Jest
to bez wątpienia wielkie zło, być pełnym przywar, ale jeszcze
większym złem jest być ich pełnym i nie chcieć ich uznać:
znaczy to bowiem dodawać do nich jeszcze błąd dobrowolnego
złudzenia. Nie chcemy, aby inni nas oszukiwali: nie uważamy za
godziwe, aby żądali od nas więcej szacunku, niż na to zasługują;
nie jest tedy również sprawiedliwe, abyśmy ich oszukiwali i kazali
się więcej szanować, niż na to zasługujemy.
Tak
więc skoro drudzy odkrywają jedynie niedoskonałości i przywary,
które mamy w istocie, oczywistym jest, że nie czynią nam tym
krzywdy, skoroć nie oni są tego przyczyną; i że świadczą nam
tym dobro, pomagając nam uwolnić się od zła, jakim jest
nieświadomość tych przywar. Nie powinniśmy się gniewać, iż oni
je znają i że gardzą nami: jako iż sprawiedliwym jest i aby nas
znali takimi, jakimi jesteśmy, i aby gardzili nami, jeżeli jesteśmy
godni wzgardy.
Oto
uczucia, jakie zrodziłyby się w sercu pełnym słuszności i
sprawiedliwości. Co mamy tedy powiedzieć o naszym, widząc w nim
skłonność wcale przeciwną? czyż bowiem nie jest prawdą, iż
nienawidzimy prawdy i tych, którzy nam ją mówią, i że lubimy,
aby się mylili na naszą korzyść, i że chcemy, aby nas mieli za
innych, niż jesteśmy w istocie?
A
oto dowód, który budzi we mnie grozę. Religia katolicka nie każe
odsłaniać swoich grzechów po równi wobec całego świata;
przyzwala, aby zachować zasłonę wobec wszystkich innych ludzi;
wyjąwszy jednego, przed którym nakazuje odsłonić dno swego serca
i ukazać się takimi, jakimi jesteśmy. Tego tylko jedynego
człowieka w świecie nakazuje nam wywieść z błędu i zobowiązuje
go do niezłomnej tajemnicy, która sprawia, iż ta świadomość
jest w nim tak, jakby jej nie było. Czy można sobie wyobrazić coś
bardziej miłosiernego i łaskawego? A mimo to zepsucie człowieka
jest takie, iż jeszcze to prawo wydaje mu się twardym; i to jest
jedna z głównych przyczyn, która zbuntowała przeciw Kościołowi
znaczną część Europy.
Jakże
niesprawiedliwe i nierozumne jest serce człowieka, iż może
znajdować złym obowiązek dopełnienia wobec jednego człowieka
tego, coby mu się poniekąd godziło uczynić wobec wszystkich! Zali
bowiem sprawiedliwym jest, abyśmy ich oszukiwali? Są rozmaite
stopnie tego wstrętu do prawdy; ale można powiedzieć, iż znajduje
się on u wszystkich w jakimś stopniu, ponieważ jest nieodłączny
od miłości własnej. Ta niewczesna wrażliwość nasza jest
przyczyną, iż człowiek, zniewolony przyganić drugiemu, musi
szukać tylu omówień i złagodzeń, aby go nie urazić. Trzeba mu
pomniejszać nasze
błędy,
udawać, że je usprawiedliwia, wplatać pochwały i zapewnienia
sympatii i szacunku. A i tak lekarstwo pozostaje gorzkim dla miłości
własnej. Zażywa go ona najmniej jak może i zawsze ze wstrętem, a
często nawet z ukrytym żalem dla tych, którzy je podają.
Zdarza
się stąd, iż jeżeli ktoś ma jakiś interes w tym, aby zachować
naszą przyjaźń, uchyla się od oddania przysługi, o której wie,
że nam jest niemiłą; raczy nas tak, jak chcemy, aby nas raczono.
Nienawidzimy prawdy, kryją ją nam; chcemy, aby nam pochlebiano,
pochlebiają nam; lubimy, aby nas oszukiwano, oszukują nas.
Stąd
pochodzi, iż każdy szczebel powodzenia, który nas wznosi w
świecie, oddala nas tym więcej od prawdy, ponieważ ludzie bardziej
się boją zranić tych, których życzliwość jest bardziej
korzystna, a niechęć niebezpieczna. Monarcha może być
pośmiewiskiem całej Europy, a tylko on sam nie będzie o tym nic
wiedział. Nie dziwię się: mówienie prawdy jest korzystne dla
tego, komu się ją mówi, ale niekorzystnym dla tych, którzy ją
mówią, ponieważ ściągają na się nienawiść. Owo ci, którzy
żyją w bliskości możnych, bardziej miłują własne korzyści niż
dobro książęcia, któremu służą; co za tym idzie, niepilno im
wyświadczyć mu przysługę, szkodząc sobie samym.
Nieszczęście
to jest z pewnością większe i częstsze przy znacznej fortunie;
ale i najmniejsi nie są wolni od niego, ponieważ jest zawsze jakaś
korzyść w tym, aby posiadać miłość u ludzi. Tak więc życie
ludzkie jest jeno nieustanną złudą; ludzie oszukują się jeno
wzajem i karmią pochlebstwami. Nikt nie mówi o nas w naszej
przytomności tak, jak mówi w naszej nieobecności. Związek, jaki
istnieje między ludźmi, opiera się jedynie na tym wzajemnym
oszukaństwie; niewiele ostałoby się przyjaźni, gdyby każdy
wiedział, co przyjaciel mówi o nim, kiedy go nie ma, mimo że mówi
o nim wówczas szczerze
i
beznamiętnie.
Człowiek
jest tedy jeno przebraniem, jeno kłamstwem i obłudą; i w sobie
samym, i w stosunku do drugich. Nie chce, aby mu mówiono prawdę,
stara się jej nie mówić innym; a wszystkie te skłonności, tak
oddalone od sprawiedliwości i rozumu, posiadają przyrodzone
korzenie w jego sercu.
***
O
pragnieniu szczęścia
Wszyscy
ludzie silą się być szczęśliwi; nie ma tu wyjątku; mimo różnych
środków, jakich w tym używają, wszyscy dążą do tego celu. To,
że jedni idą na wojnę, a drudzy nie, wynika u obydwu z tego samego
pragnienia, skojarzonego z odmiennym horyzontem. Wola nie czyni
najmniejszego kroku inaczej jak ku temu celowi. Jest to pobudka
wszystkich czynności wszystkich ludzi, nawet tego, który się
wiesza. A mimo to, od tak wielkiej liczby lat, nikt bez wiary nie
doszedł do tego punktu, gdzie wszyscy mierzą ustawicznie. Wszyscy
się skarżą: monarchowie, poddani; szlachta i gmin; młodzi,
starzy; silni, słabi; uczeni, prostaczkowie; zdrowi, chorzy; we
wszystkich krajach, czasach, wiekach i stanach. Tak długa, ciągła
i jednostajna próba powinna nas była przekonać o niemożności
dojścia do szczęśliwości własnymi wysiłkami. Ale przykład mało
nas poucza; nie jest nigdy tak doskonale podobny, aby nie było
jakiejś subtelnej różnicy; stąd spodziewamy się, iż nasze
właśnie oczekiwanie nie dozna zawodu. I tak, podczas gdy
rzeczywistość nie zadowala nas nigdy, doświadczenie mami nas i z
nieszczęścia w nieszczęście, prowadzi nas aż do śmierci, która
jest jego wiekuistym bezmiarem.
Cóż
więc jest to, co nam krzyczy owo pragnienie i owa niemoc, jeśli nie
to, iż istniało niegdyś w człowieku prawdziwe szczęście, po
którym został nam obecnie jeno znak i ślad zgoła próżny?
Staramy się go daremnie wypełnić wszystkim, co nas otacza,
szukając w nieobecnych rzeczach pomocy, której nie otrzymuje od
obecnych, ale wszystkie okazują się niezdatne: tą nieskończoną
otchłań może wypełnić jedynie przedmiot nieskończony i
niezmienny, to znaczy sam Bóg. On jeden jest naszym prawdziwym
dobrem; osobliwa rzecz, iż od czasu, jak nas opuścił nie ma w
naturze nic, co by było zdolne zastąpić nam jego miejsce: gwiazdy,
niebo, ziemia, żywioły, rośliny, kapusty, pory, zwierzęta, owady,
cielęta, węże, febra, zaraza, wojna, głód, występki,
cudzołóstwo, kazirodztwo. I od czasu, jak stradaliśmy prawdziwe
dobro, wszystko po równi może nam się nim wydawać, nawet nasze
własne zniweczenie, mimo iż tak sprzeczne Bogu, rozumowi i naturze.
Jedni szukają go we władzy, drudzy w osobliwościach i w naukach,
inni w rozkoszy. Inni, którzy w istocie bardziej się doń zbliżyli,
osądzili, iż nie trzeba, aby dobro powszechne i upragnione
wszystkim ludziom mieściło się w jednej z rzeczy poszczególnych,
które może posiadać tylko jeden, i które, będąc podzielone,
więcej martwią swego posiadacza brakiem cząstki, której mu zbywa,
niż go zadowalają posiadaniem tych, które ma. Zrozumieli, iż
prawdziwe dobro powinno być takie, aby wszyscy mogli je posiadać
naraz, bez uszczuplenia i zawiści, i aby nikt nie mógł go stracić
wbrew swej woli.
***
O
zaślepieniu
Nim
się zapuszczę w dowody religii chrześcijańskiej, uważam za
potrzebne przedstawić nierozum ludzi żyjących w obojętności na
szukanie prawdy w rzeczy, która jest dla nich tak ważna i dotyka
ich z tak bliska.
Ze
wszystkich ich obłędów, ten z pewnością najbardziej dowodzi ich
szaleństwa i zaślepienia: tu najłatwiej ich pognębić za pomocą
najprostszych pojęć zdrowego rozsądku i uczuć natury.
Niewątpliwym jest bowiem, iż czas tego życia jest jedną chwilką;
że stan śmierci, jakiej bądź mógłby być przyrody, jest
wieczny. Wszystkie zatem nasze uczynki i myśli muszą, zależnie od
natury tej wieczności, obierać drogi tak rozmaite, iż niepodobna
jest uczynić bodaj jeden krok z sensem i rozsądkiem, o ile byśmy
go nie miarkowali wedle prawdziwości tego punktu, który musi być
naszym ostatecznym celem. Nie masz nad to nic widoczniejszego; tak
więc wedle zasad rozumu postępowanie ludzi jest zupełnie
nierozsądne, o ile nie obierają innej drogi. Niechże ktoś tedy
oceni w tym duchu owych, którzy żyją nie myśląc o tym
ostatecznym celu życia, którzy dają się bez zastanowienia i
niepokoju powodować swoim skłonnościom i uciechom i — jak gdyby
mogli unicestwić wieczność, odwracając od niej swoją myśl —
myślą jeno o tym, aby osiągnąć szczęście w tej jedynej
chwilce.
Mimo
to ta wieczność istnieje; śmierć, która ma ją otworzyć i która
im zagraża w każdej chwili, ma ich nieuchronnie postawić, w
niedługim czasie, w straszliwej konieczności wiekuistej nicości
albo wiekuistego nieszczęścia; — i nie wiedzą, która z tych
wieczności jest im na zawsze zgotowana!
Oto
wątpliwość strasznej, zaiste, wagi. Grozi im niebezpieczeństwo
wiekuistych mąk; i oto, jak gdyby rzecz nie była warta trudu, nie
kwapią się zbadać, czy to jest jedno z tych mniemań, które lud
przyjmuje z nazbyt prostoduszną łatwością, czy jedno z tych,
które, mimo iż ciemne ze swej natury, mają grunt bardzo mocny,
jakkolwiek ukryty. Tak więc nie wiedzą, czy w tej rzeczy tkwi
prawda czy fałsz, ani też czy dowody są silne czy słabe, mają je
przed oczyma i wzdragają się spojrzeć na nie! W tej nieświadomości
gotują się czynić wszystko co trzeba dla popadnięcia w to
nieszczęście w razie jeżeli ono istnieje; chcą czekać z
rozstrzygnięciem tego do śmierci; tymczasem zaś są bardzo
zadowoleni z tego stanu, wyznają go jawnie, ba, nawet szczycą się
nim. Czy można poważnie myśleć o doniosłości tej sprawy, nie
wzdrygając się równocześnie od grozy nad tym tak szalonym
postępowaniem?
Ów
spoczynek w niewiedzy jest rzeczą potworną; tym, którzy pędzą w
nim życie, trzeba dać uczuć ich niedorzeczność i głupotę,
stawiając je im przed oczy, aby ich pognębić widokiem własnego
szaleństwa. Oto bowiem, jak rozumują ludzie, kiedy postanawiają
żyć w owej niewiedzy tego, czym są i nie szukać wyjaśnienia.
„Nie wiem”, powiadają...
***
O
pragnieniu
Kiedy
się miewamy dobrze, dziwimy się, jak można by wytrwać, będąc
chorym; kiedy zachorujemy, zażywamy wesoło lekarstwo; choroba
niewoli ku temu. Nie mamy już namiętności i chęci do rozrywek i
przechadzek, jakie rodziło w nas zdrowie, a które są nie do
pogodzenia z przymusem choroby: natura zsyła wówczas namiętności
i pragnienia zgodne ze stanem obecnym. Nękają nas jedynie obawy,
jakie my sami sobie stwarzamy, a nie natura, ponieważ do stanu, w
jakim się znajdujemy, dołączają uczucia stanu, w jakim się nie
znajdujemy.
Ponieważ
natura czyni nas zawsze nieszczęśliwymi w każdym stanie,
pragnienia nasze podsuwają nam stan szczęśliwy, ponieważ do
stanu, w którym jesteśmy, łączą przyjemności stanu, w którym
nie jesteśmy; a gdybyśmy osiągnęli te przyjemności, nie
bylibyśmy mimo to szczęśliwi, ponieważ mielibyśmy inne
pragnienia zgodne z tym nowym stanem. Trzeba rozprowadzić
szczegółowo to ogólne twierdzenie.
.
Poczucie
fałszu przyjemności obecnych, a nieświadomość czczości
przyjemności brakujących są powodem niestałości.
.
— Nie masz dla
człowieka nic równie nieznośnego, jak zażywać pełnego
spoczynku, bez namiętności, bez spraw, rozrywek, zatrudnienia.
Czuje wówczas swoją nicość, opuszczenie, lichość, zależność,
niemoc, próżnię. Bezzwłocznie wyłoni się z głębi jego duszy
nuda, melancholia, smutek, troska, żal, rozpacz.
Człowiek
wyraźnie stworzony jest do myślenia, to cała jego godność; cała
zaś jego zasługa i cały obowiązek, to myśleć jak się należy,
Owóż porządek myśli jest ten, aby zacząć od siebie i od swego
stwórcy i swego celu. Owo o czym myśli świat? Nigdy o tym, ale o
tańcu, o graniu na lutni, o śpiewaniu, o składaniu wierszy,
gonitwie do pierścienia, etc.; o tym, aby się bić, aby zostać
królem,
bez zastanowienia
nad tym, co to jest być królem, a co być człowiekiem.
.
Nie zadowalamy
się życiem, jakie mamy w sobie i we własnej naszej istocie; chcemy
żyć w pojęciu drugich życiem urojonym i wysilamy się dlatego na
pokaz. Pracujemy bez ustanku nad tym, aby upiększyć i zachować
nasze istnienie urojone, a zaniedbujemy prawdziwe. A jeżeli
posiadamy albo spokój, albo szlachetność, albo wierność, kwapimy
się rozpowiadać o tym, aby przywiązać te cnoty do naszego
drugiego istnienia, i raczej odjęlibyśmy je od siebie, żeby
przyczepić tamtemu; stalibyśmy się z ochotą tchórzami, gdybyśmy
tym mogli nabyć reputacji odważnych89. Wielka to oznaka nicości
własnego naszego istnienia, że nie umiemy się zadowolić jednym
bez drugiego i zamieniamy często jedno za drugie! Kto by bowiem nie
oddał życia dla ocalenia swego honoru, byłby bezecnikiem.
.
Jesteśmy tak
niesyci chwały, iż chcielibyśmy, aby nas znała cała ziemia,
nawet ludzie, którzy przyjdą wówczas, kiedy nas nie będzie; a tak
letcy, iż szacunek kilku osób, które nas otaczają cieszy nas i
zadowala.
.
Nie dbamy o to,
aby nas szanowano w miastach przez które przejeżdżamy; ale kiedy
mamy zabawić w którym jakiś czas, wówczas dbamy. Jak długi musi
być ten czas? Proporcjonalny do naszego nikłego i kruchego trwania.
.
Próżność jest
tak zakorzeniona w sercu człowieka, iż żołdak, cham, kuchta,
tragarz, chełpi się i chce, aby go podziwiano. Filozofowie nawet
pragną tego; a ci, którzy piszą przeciw temu, chcą mieć tę
chwałę, iż dobrze napisali; i ci, którzy ich czytają, chcą mieć
chwałę, że ich czytali; i ja, który to piszę, mam może to
pragnienie; i może ci, którzy to będą czytali...
Nie jest wstydem
dla człowieka uginać się pod boleścią, jest zaś wstydem uginać
się pod rozkoszą. To nie płynie stąd, iż boleść przychodzi nam
skądinąd, rozkoszy zasię sami szukamy: można bowiem szukać
boleści i poddać się jej z umysłu, nie popadając w hańbę.
Skąd tedy
pochodzi, iż chlubnym jest dla rozumu upadać pod nasileniem
boleści, haniebnym zaś upadać pod nasileniem rozkoszy? dlatego, że
to nie boleść nęci nas i pociąga; to my sami dobrowolnie
wybieramy ją i chcemy się poddać jej władzy, tak iż my jesteśmy
panami rzeczy. To człowiek ulega tu samemu sobie; w rozkoszy zasię
to człowiek ulega rozkoszy. Owo jedynie panowanie i władztwo
stanowi chwałę, a jedynie niewolnictwo hańbę.
.
Gdyby nasz stan
był naprawdę szczęśliwy, nie trzeba by nas odrywać od myśli o
nim, aby nas uczynić szczęśliwymi.
.
Łatwiej jest
znieść śmierć bez myśli o niej, niż myśl o śmierci bez
niebezpieczeństwa.
.
Nędze życia
ludzkiego są podstawą tego wszystkiego: skoro ludzie to
spostrzegli, zaczęli szukać rozrywki.
.
Nie mogąc
znaleźć lekarstwa na śmierć, nędzę, niewiedzę, postanowili,
pragnąc osiągnąć szczęście, nie myśleć o tym.
.
Mimo tych
niedoli, człowiek chce być szczęśliwy i chce być tylko
szczęśliwy, i nie może nie chcieć; ale jak się do tego weźmie?
Na dobrą sprawę, trzeba by mu stać się nieśmiertelnym: nie mogąc
zaś tego, postanowił nie myśleć o tym.
.
Gdyby człowiek
był szczęśliwy, byłby nim tym więcej, im mniej byłby
rozproszony, jak święci i Bóg. — Tak; ale czyż to nie znaczy
być szczęśliwym, móc znaleźć uciechę w rozrywce? — Nie;
przychodzi bowiem ona skądinąd i z zewnątrz; tak więc człowiek
jest zależny, a tym samym wydany na pastwę tysiąca przypadków,
sprawiających, iż zgryzoty są nieuniknione.
.
Jedyna rzecz,
która nas pociesza w naszych niedolach, to rozrywka, a wszelako jest
to największa z naszych niedoli: ona bowiem głównie przeszkadza
nam myśleć o sobie i gubi nas nieznacznie. Inaczej trwalibyśmy w
nudzie, a ta nuda popchnęłaby nas do szukania bardziej trwałego
sposobu wyrwania się z niej. Ale rozrywka bawi nas i przeprowadza
nas nieznacznie ku śmierci.
.
Powiadają, że
zaćmienia wróżą nieszczęścia, ponieważ nieszczęścia są
rzeczą zwyczajną: tak iż wobec częstości nieszczęść często
zgadują; gdyby zasię powiadali, iż wróżą szczęście, kłamaliby
często. Przypisują szczęście jedynie rzadkim zjawiskom
niebieskim; toteż nieczęsto mają sposobność się omylić.
.
Salomon i Hiob
najlepiej znali i najlepiej wyrazili nędzę człowieka: jeden
najszczęśliwszy, drugi najnieszczęśliwszy z ludzi; jeden znający
z doświadczenia czczość rozkoszy, drugi rzeczywistość cierpień.
.
Tak mało znamy
samych siebie, iż niejednemu zdaje się, iż umiera, podczas gdy ma
się dobrze; inni myślą, że mają się dobrze, wówczas gdy są
bliscy śmierci, nie czując bliskiej gorączki lub tworzącego się
wrzodu.
.
Trzej gospodarze—
Gdyby ktoś posiadał przyjaźń króla angielskiego, polskiego i
królowej szwedzkiej, czyż byłby mniemał, że zabraknie mu
schronienia i przytułku na świecie? *
*Karola
I ścięto w r. ; królowa Krystyna złożyła
koronę
w r. ; Jan Kazimierz musiał uchodzić z kraju w
r.
.
Jesteśmy
tak nieszczęśliwi, iż możemy znajdować przyjemność w jakiejś
rzeczy jedynie pod warunkiem, że strapimy się, jeśli ta rzecz się
nie uda; co mogą sprawić tysiące przyczyn i sprawiają też na
każdym kroku. Kto by odkrył tę tajemnicę, aby się cieszyć
dobrem, nie martwiąc się przeciwnym mu złem, ten trafiłby w
sedno; oto perpetuum mobile.
.
Bieżymy
bez troski w przepaść, skoro pomieściliśmy przed sobą coś, co
nam nie pozwala jej spostrzec.
Piękna
mi przyczyna, aby się radować, aby się chwalić z podniesioną
głową w taki sposób: „Zatem, weselmy się i żyjmy bez obawy i
niepokoju, i czekajmy śmierci, skoro rzecz jest niepewna, a wówczas
zobaczymy, co się z nami stanie...” Nie widzę w tym konsekwencji.
Wyobraźmy
sobie gromadę ludzi w łańcuchach, skazanych na śmierć;
codziennie kat morduje jednych w oczach drugich, przy czym ci, którzy
zostają, widzą własną dolę w doli swoich bliźnich i spoglądając
po sobie wzajem z boleścią a bez nadziei, czekają swojej godziny.
Oto obraz doli ludzkiej.
.
Kiedy
zważam krótkie trwanie mego życia, wchłonięte w wieczność
będącą przed nim i po nim, kiedy zważam małą przestrzeń, którą
zajmuję, a nawet którą widzę, utopioną w nieskończonym ogromie
przestrzeni, których nie znam i które mnie nie znają, przerażam
się i dziwię, iż znajduję się raczej tu niż tam, nie ma bowiem
racji, dlaczego raczej tu niż tam, dlaczego raczej teraz niż wtedy.
Kto mnie tu postawił? na czyj rozkaz i zarządzenie przeznaczono mi
to miejsce i ten czas? Memoria hospitis unius diei praetereuniti.
.
Wiekuista
cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie.
.
Ileż
królestw nie wie o naszym istnieniu!
.
Czemu
moja wiedza jest ograniczona? mój wzrost? moje trwanie raczej do stu
lat niż do tysiąca? Jaką rację miała natura, aby mi dać to
właśnie, aby wybrać raczej tę liczbę niż inną? Toć w
nieskończoności liczb nie ma większej racji wybrać raczej tę lub
inną, nic nie przemawia za tą lub ową!
.
Czy
jesteś mniej niewolnikiem przez to, że twój pan kocha cię i
pieści? Wielkie szczęście twoje, niewolniku: pan pieści cię, a
zbije cię niebawem.
.
Ostatni
akt jest krwawy, choćby zresztą cała komedia była i
najpiękniejsza: parę grudek ziemi na głowę i oto koniec na
zawsze.
.
Pocieszni
jesteśmy, iż szukamy wytchnienia w towarzystwie podobnych nam,
nędznych jak my, bezsilnych jak my: nie pomogą nam, umrzeć trzeba
samemu. Trzeba tedy czynić, jak gdyby człowiek był sam; a wówczas,
czyżbyśmy budowali wspaniałe domy, etc. Szukalibyśmy bez chwili
wahania prawdy; a jeżeli uchylamy się od tego, dajemy tym
świadectwo, iż wyżej cenimy szacunek ludzi niż szukanie prawdy.
.
Między nami a
piekłem lub niebem jest tylko odgradzające nas od nich życie,
rzecz najkruchsza w świecie.
.
Nie ma wątpienia,
iż to, czy dusza jest śmiertelna czy nieśmiertelna, musi stwarzać
zupełną różnicę w moralności. A mimo to filozofowie wytyczyli
swoją moralność niezależnie od tego: rozprawiają nad spędzeniem
godziny. Platon dla nastrojenia do chrześcijaństwa.
.
Dlaczego mnie
zabijasz? — Jakże! czyż nie mieszkasz z tamtej strony wody? Mój
przyjacielu, gdybyś mieszkał z tej strony, byłbym mordercą i
byłoby niegodziwością zgładzić cię w ten sposób; ale skoro
mieszkasz z tamtej strony, jestem zuchem i rzecz jest w porządku.
.
— Sprawiedliwym jest, aby się poddać temu, co sprawiedliwe; koniecznym poddać się temu, co silniejsze. Sprawiedliwość bez siły jest bezsilna; siła bez sprawiedliwości — tyrańska. Sprawiedliwość bez siły spotyka się z oporem, ponieważ zawsze znajdą się źli; siła bez sprawiedliwości ściąga nienawiść. Trzeba tedy zespolić razem sprawiedliwość i siłę i dążyć do tego, aby to, co jest sprawiedliwe, było silne, albo aby to, co silne, było sprawiedliwe.
Sprawiedliwość podległa jest sporom; siła jest czymś bardzo jasnym i bezspornym. Nie zdołano zatem dać sprawiedliwości siły, ponieważ siła sprzeciwiła się sprawiedliwości i rzekła, że jest niesprawiedliwą, i rzekła, że to ona jest sprawiedliwą. I tak, nie mogąc zdziałać, aby to, co jest sprawiedliwe, było silne, uczyniono, aby to, co jest silne było sprawiedliwe.
— Sprawiedliwym jest, aby się poddać temu, co sprawiedliwe; koniecznym poddać się temu, co silniejsze. Sprawiedliwość bez siły jest bezsilna; siła bez sprawiedliwości — tyrańska. Sprawiedliwość bez siły spotyka się z oporem, ponieważ zawsze znajdą się źli; siła bez sprawiedliwości ściąga nienawiść. Trzeba tedy zespolić razem sprawiedliwość i siłę i dążyć do tego, aby to, co jest sprawiedliwe, było silne, albo aby to, co silne, było sprawiedliwe.
Sprawiedliwość podległa jest sporom; siła jest czymś bardzo jasnym i bezspornym. Nie zdołano zatem dać sprawiedliwości siły, ponieważ siła sprzeciwiła się sprawiedliwości i rzekła, że jest niesprawiedliwą, i rzekła, że to ona jest sprawiedliwą. I tak, nie mogąc zdziałać, aby to, co jest sprawiedliwe, było silne, uczyniono, aby to, co jest silne było sprawiedliwe.
.
. — To cudowne!
nie chcecie, abym czcił człowieka przybranego w brokaty i wiodącego
ze sobą dziesiątek lokai! Jakże! toć każe mnie ochłostać,
jeżeli mu się nie skłonię; takie ubranie to siła. To tak samo
jak koń bogato okulbaczony wobec innego konia! Pocieszny jest
Montaigne, iż nie widzi tej różnicy i dziwi się, że ludzie ją
czynią, pyta o przyczynę. „Zaiste, mówi, skąd pochodzi etc”....
. —
Stroić się to nie jest czcza próżność; to znaczy okazać, że
mnogość ludzi pracuje na mnie; ukazać trefionym włosem, że mam
pokojowca, olejkarza, etc.; rabatem, haem, galonem, etc. Owóż to
nie jest proste przybranie, jakoby rząd na koniu, mieć rąk wiele.
Im więcej mam rąk, tym jestem silniejszy. Stroić się znaczy
okazywać swą siłę.
bis.
Rzeczy
najniedorzeczniejsze w świecie stają się dorzecznymi z przyczyny
szaleństwa ludzi. Cóż może być mniej dorzecznego niż wybierać
dla sterowania państwem najstarszego syna królowej? Nie wybiera się
dla sterowania okrętem tego z podróżnych, który jest z
najlepszego domu. Takie prawo byłoby niedorzeczne i niesprawiedliwe.
Ale ponieważ właśnie takimi są ludzie i będą zawsze, staje się
to rozumne i słuszne. Kogóż bowiem mamy wybrać: najbardziej
cnotliwego i zdatnego? Wnet dojdzie do bójki: każdy twierdzi, że
on jest tym najcnotliwszym i najzdatniejszym. Przywiążmy tedy ową
godność do czegoś niepodlegającego wątpliwości. Najstarszy syn
królewski: to jasne, nie może być o to sporu. Rozum nie może
lepiej sobie począć, ile że wojna domowa jest największym
nieszczęściem.
.
Ludzie nie
wyobrażają sobie Platona i Arystotelesa inaczej jak w sukniach
bakałarzy. Byli to grzeczni ludzie i nie gorzej od innych weselący
się radzi z przyjaciółmi. Kiedy im się spodobało ułożyć swoje
Prawo i Politykę, uczynili to, ot, wśród zabawy: była to najmniej
poważna i filozoficzna część ich życia: najbardziej filozoficzną
było żyć po prostu i spokojnie. Jeżeli pisali o polityce, to tak,
jakby mieli urządzać szpital obłąkanych; a jeżeli udawali, iż
mówią o tym jako o wielkiej rzeczy, to dlatego, iż wiedzieli, że
szaleńcy, do których mówią, mniemają się być królami i
cesarzami. Wchodzili w ich poglądy, aby sprowadzić ich szaleństwo
do najmniejszego zła, jak tylko można.
.
Czy nie
spotkaliście nigdy ludzi, którzy chcąc się użalić na waszą
obojętność wobec nich, roztaczają wam przykłady wysoko
położonych osób, które ich cenią? Odpowiedział- bym na to:
„Pokażcie mi cnoty, którymi oczarowaliście tych ludzi, a będę
was cenił tak samo”.
.
Myśl stanowi
wielkość człowieka.
.
Człowiek jest
tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą.
Nie potrzeba, iżby cały wszechświat uzbroił się, aby go
zmiażdżyć: mgła, kropla wody wystarczy, aby go zabić. Ale gdyby
nawet wszechświat go zmiażdżył, człowiek byłby i tak czymś
szlachetniejszym niż to, co go zabija, ponieważ wie, że umiera, i
zna przemoc, którą wszechświat ma nad nim. Wszechświat nie wie
nic.
Cała nasza
godność spoczywa tedy w myśli. Stamtąd trzeba nam się wywodzić,
a nie z przestrzeni i czasu, których nie umielibyśmy zapełnić.
Silmy się tedy dobrze myśleć: oto zasada moralności.
.
Myśląca
trzcina. — Nie w przestrzeni powinienem
szukać swej godności, ale w umiarze własnej myśli. Nie zyskam nic
więcej, posiadając ziemię; przestrzenią wszechświat ogarnia mnie
i pochłania jak punkt; myślą ja go ogarniam.
.
Gdybyśmy
śnili co noc o tej samej rzeczy, przejmowałaby nas ona tyleż, co
przedmioty, jakie widzimy codziennie. Gdyby wyrobnik był pewien, iż
będzie śnił co noc przez dwanaście godzin, że jest królem,
sądzę, iż byłby prawie równie szczęśliwy, co król, który by
śnił co noc przez dwanaście godzin, że jest wyrobnikiem.
Gdybyśmy
śnili co noc, że nas ścigają nieprzyjaciele i tym podobne majaki,
dni zaś spędzali na rozmaitych zatrudnieniach, jak to bywa w
podróży, cierpielibyśmy prawie tyle, co gdyby to było prawdziwe,
i lękalibyśmy się snu, tak jak lękamy się przebudzenia, kiedy
obawiamy się popaść w takie nieszczęścia w rzeczywistości. I w
istocie taki sen sprawiałby może tyleż męki co rzeczywistość.
Ale
ponieważ sny są wszystkie inne, a nawet jeden i ten sam odmienia
się, to, co w nich widzimy przejmuje nas o wiele mniej niż to, co
widzimy na jawie, a to z przyczyny ciągłości, która wszelako nie
jest tak jednostajna i równa, aby się też nie zmieniała, ale
mniej gwałtownie, chyba czasem tylko, np. w podróży; wówczas
powiadamy: „Zdaje mi się, że śnię”; życie bowiem jest snem
nieco mniej niestałym.
.
Główne
przewagi pirrończyków — zostawiam na boku pomniejsze — są: iż
nie mamy żadnej pewności prawdy tych zasad poza wiarą i
objawieniem, chyba w tym, iż czujemy je w sobie w sposób
przyrodzony. Otóż to naturalne poczucie nie jest przekonywającym
dowodem ich prawdy. Skoro nie mamy pewności tego, poza wiarą, czy
człowiek jest tworem dobrego Boga, złego ducha lub przypadku,
pozostaje wątpliwym, czy te wszczepione w nas zasady są prawdziwe,
fałszywe lub niepewne. Tym więcej, iż nikt nie ma pewności, poza
wiarą, czy czuwa, czy śpi, ile że w czasie snu wierzymy silnie, że
czuwamy; mniemamy, iż widzimy przestrzenie, kształty, ruchy;
czujemy, jak upływa czas, mierzymy go; słowem, działamy tak samo
jak na jawie. Skoro tedy połowa życia spływa na śnie, w którym
wedle naszego własnego wyznania mimo wszystko, co się nam zdaje,
nie mamy żadnego pojęcia o prawdzie (jako iż wszystkie nasze
uczucia są wówczas złudzeniem); kto wie, czy ta druga połowa
naszego życia, w której zdaje się nam, że czuwamy, nie jest innym
snem, nieco różnym od pierwszego, z którego budzimy się, kiedy
nam się zdaje, że śpimy.
I
czy można wątpić, iż gdybyśmy śnili w towarzystwie i gdyby
przypadkiem sny się zgadzały, co jest dosyć częstym, a gdybyśmy
czuwali w samotności, uwierzylibyśmy snadnie w przewrócony
porządek rzeczy? Wreszcie, ponieważ często śnimy, że śnimy,
spiętrzając jeden majak senny na drugi, czyż samo życie nie jest
tylko snem, na którym inne sny są zaszczepione, z którego budzimy
się przy śmierci i podczas którego mamy równie słabe pojęcie o
prawdzie i dobru, co podczas snu naturalnego; rozmaite zaś myśli,
które nas zaprzątają, są może tylko złudzeniami, podobnie jak
upływ czasu i inne czcze urojenia w naszych snach?
.
Pożądamy
prawdy, a znajdujemy w sobie jedynie niepewność. Szukamy szczęścia,
a znajdujemy jedynie nędzę i śmierć. Jesteśmy niezdolni nie
pragnąć prawdy i szczęścia, a nie jesteśmy zdolni ani do
pewności, ani do szczęścia. Pozostawiono nam to pragnienie tak,
aby nas ukarać, jak aby nam
dać uczuć,
skądeśmy spadli.
.
Jeżeli kto nie
wie o tym, iż pełen jest pychy, ambicji, żądzy, słabości, nędzy
i nieprawości, jest bardzo ślepy. A jeżeli wiedząc o tym, nie
pragnie być od nich wyswobodzony, co można powiedzieć o takim
człowieku?...
Cóż tedy jeśli
nie szacunek, można żywić dla religii, która zna tak dobrze błędy
człowieka, i jeśli nie pragnienie, iżby prawdziwą była religia,
która przyrzeka na nie tak upragnione lekarstwa?
.
Jeżeli kto nie
wie o tym, iż pełen jest pychy, ambicji, żądzy, słabości, nędzy
i nieprawości, jest bardzo ślepy. A jeżeli wiedząc o tym, nie
pragnie być od nich wyswobodzony, co można powiedzieć o takim
człowieku?...
Cóż tedy jeśli
nie szacunek, można żywić dla religii, która zna tak dobrze błędy
człowieka, i jeśli nie pragnienie, iżby prawdziwą była religia,
która przyrzeka na nie tak upragnione lekarstwa?
.
Cóż za
wyuzdanie sądu, wskutek którego nie masz nikogo, kto by się nie
stawił ponad resztę świata i kto by nie przekładał swego
własnego dobra i trwania swego szczęścia i życia ponad dobro i
szczęście całej reszty świata!
.
Każdy jest
wszystkim sobie samemu; z jego śmiercią bowiem wszystko dla niego
umiera. I stąd pochodzi, iż każdy mniema, że jest wszystkim dla
wszystkich. Nie trzeba sądzić o naturze wedle nas, ale wedle niej.
.
Czuję, że
mogłem nie być, albowiem polega na mojej myśli; zatem ja, który
myślę, nie istniałbym, gdyby zabito moją matkę, nim otrzymałem
życie. Nie jestem tedy istnieniem koniecznym. Nie jestem także
wiecznym ani nieskończonym; ale widzę dobrze, że jest w naturze
istota konieczna, wieczna i nieskończona.
.
Jeżeli jest Bóg,
trzeba kochać tylko jego, a nie doczesne stworzenia. Rozumowanie
bezbożników w Mądrości i oparte jest jeno na tym, że nie
ma Boga. „To przyjąwszy — powiadają — cieszmyż się tedy
stworzeniami”. W braku czego lepszego. Ale gdyby mieli do kochania
Boga, nie wyciągnęliby takiego wniosku, ale wręcz przeciwny. I to
jest konkluzja mędrców: „Jest Bóg, nie cieszmyż się tedy
stworzeniami”.
Wszystko zatem,
co nas zachęca, abyśmy się przywiązali do stworzeń, jest złe,
skoro to nam przeszkadza albo służyć Bogu, jeśli go znamy, albo
szukać go, jeśli nie znamy. Owo jesteśmy pełni pożądliwości;
jesteśmy tedy pełni złego; powinniśmy zatem nienawidzić samych
siebie i wszystkiego co nas zachęca do innego przywiązania prócz
Boga.
.
Widząc
zaślepienie nędzy człowieka, patrząc na cały wszechświat niemy
i człowiekabez światła, zdanego samemu sobie, jak gdyby zbłąkanego
w tym zakątku świata bez świadomości, kto go tam rzucił, ani co
tam robi, co się z nim stanie po śmierci, niezdolnego do jakiej
bądź wiedzy, doznaję przerażenia, jak człowiek, którego by
przeniesiono uśpionego na opustoszałą i straszliwą wyspę i który
by się obudził bez świadomości, gdzie jest i bez sposobu
wydobycia się stamtąd. I podziwiam, w jaki sposób może ktoś nie
wpaść w rozpacz w tak opłakanym położeniu. Widzę inne osoby
koło siebie, podobnej natury; pytam ich, czy więcej co wiedzą ode
mnie; odpowiadają, że nie. I oto ci zbłąkani nieszczęśnicy,
rozejrzawszy się dokoła siebie i zoczywszy jakieś powabne
przedmioty, oddali się im i przywiązali do nich. Ja zaś nie
umiałem się zdobyć na takie przywiązanie i zważając, o ile
więcej prawdopodobieństwa jest, iż istnieje co innego niż to, co
widzę, szukałem, czy Bóg nie zostawił jakiego znaku swej osoby.