Prezentowany tekst D. Cole’a jest zapisem z kasety video
Jest bezdyskusyjnym faktem historycznym, że podczas II wojny
światowej Niemcy prowadzili sieć więzień i obozów pracy tak w
Niemczech, jak i na terytoriach, które kontrolowali. Do tych obozów
wysyłano Żydów, jeńców wojennych, bojowników ruchu oporu, Cyganów i
innych ludzi, uważanych za wrogów III Rzeszy.
Największym z tych obozów był obóz nazywany Auschwitz, znajdujący się w Polsce. Internowani w Auschwitz – mężczyźni, kobiety i dzieci – pochodzili z całej Europy. Zdolnych do pracy wykorzystywano jako siłę roboczą dla potrzeb niemieckiego przemysłu wojennego. Auschwitz został wyzwolony przez Armię sowiecką w styczniu 1945 roku.
I tu kończy się concensus.
Od zakończenia II wojny światowej powtarzano nam ciągle, że wiele z tych obozów służyło ciemnym celom: ludobójstwu 6 milionów Żydów i egzekucji 5 milionów nie-Żydów za pomocą komór gazowych, w sposób, który jest dziś powszechnie znany jako „holocaust”. Największa ilość ludzi, mówi się, została zamordowana w Auschwitz.
Lecz są tacy, którzy utrzymują, iż twierdzenia o masowym morderstwie nigdy nie zostały udowodnione. Ludzie ci wskazują na brak dokumentacji innej, niż wysoce kwestionowane, a częściowo już zdyskredytowane dowody dostarczone przez Związek Sowiecki na Proces Norymberski i niewiarygodny charakter zeznań naocznych świadków, z których wiele również zostało zdyskredytowanych.
(Na przykład wielu byłych mieszkańców obozu, jak również amerykańskich żołnierzy ciągle mówi o „gazowaniu” w obozie w Dachau w Niemczech, mimo że nie utrzymuje się już, iż komory gazowe były kiedykolwiek użyte w tym obozie)
Nadal jednak Holocaust jest wydarzeniem, które znacząco wzrosło na znaczeniu od końca wojny, nauczanym jako fakt, zwykle akceptowany bez pytania. Ale skąd wiemy, że naprawdę miał on miejsce? Jakie „dowody” oferuje się tym, którzy nie są skłonni brać tej historii na samą wiarę? Ta kaseta video tyczy między innymi jednego z dowodów, kawałka bardzo dużej układanki – rzekomej komory gazowej w Głównym Obozie Auschwitz. Taśma ta jest pierwszą w serii prezentujących moją podróż do Europy we wrześniu 1992 roku w celu przeprowadzenia dochodzenia na własną rękę w miejscach „ostatecznego rozwiązania „.
W żadnym wypadku nie ma to być ostatnie słowo w tej kontrowersji, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że taśma ta może rozpocząć otwartą debatę, która jest już dawno spóźniona: „co jest faktem, a co jest po prostu propagandą wojenną w odniesieniu do zdarzenia, które znamy jako Holocaust”.
Wizyta w Auschwitz
Oto jest główny obóz w Auschwitz, inaczej Stammlager. To, co znane jest jako Auschwitz, składa się z trzech części. Istnieje Auschwitz I, obóz główny, który istniał na długo przed II w. św., jako baraki wojskowe i został nieco zmodyfikowany przez Niemców, kiedy go przejęli.
Następnym jest Auschwitz II, znany również jako Auschwitz-Birkenau, zbudowany podczas wojny, jako przedłużenie obozu głównego.
I istnieje Auschwitz III, lub Auschwitz-Monowitz, duży obóz przemysłowy, gdzie do pracy zmuszanych było wielu mieszkańców.
Oto Auschwitz I, główny obóz, będący centrum turystyki w Auschwitz. To tutaj, co godzinę, oprowadzane są wycieczki w grupach anglo-, polsko-, niemiecko- i francusko-języcznych. Według miejscowych danych, ponad pół miliona ludzi odwiedza obóz każdego roku; miejsce to stało się kuriozalnym sanktuarium, mieszaniną beznadziejnego komercjalizmu i religijnego szacunku z hotelem, restauracją, sklepem z pamiątkami i budką sprzedającą wszystkie rodzaje wyposażenia video -jak baterie i taśmy we wszystkich systemach, tak, że nikt nie potrzebuje się martwić, iż straci zdjęcie Ostatecznego Rozwiązania.
Jest to sanktuarium, które łączy katolickie wyrażenie tożsamości z żydowskimi lamentami, co tradycyjnie powodowało pewne tarcia. Grupy żydowskie zarzucały, że Polacy umniejszają rolę cierpień żydowskich – chociaż niewielu otwarcie stwierdziłoby to, że na Zachodzie Żydzi usiłują zmonopolizować Auschwitz, jako doświadczenie wyłącznie żydowskie.
Dochodzimy tu do ważnego punktu w naszej analizie holocaustu. Jest to wydarzenie interpretowane różnie w różnych zakątkach świata.
Sowieci zawsze podkreślali cierpienia Rosjan, Polaków, Ukraińców i innych nacji. Propagandowe filmy sowieckie po II wojnie światowej rzadko wspominały o Żydach. Dla Polaków Auschwitz nadano katolickie oblicze, ze wszystkimi zwykłymi elementami – akcentowane są cierpienia polskich księży i innych męczenników, a usiłowanie eksterminacji Polaków jest tematem wiodącym. Ale na Zachodzie otrzymujemy jedną interpretację, ukierunkowaną na Żydów, powiązaną ze śmiercią nie-Żydów jedynie po to, by zaangażować nie-Żydów w sprawy Holocaustu.
Lecz mówi się nam, że chociaż nie-Żydzi cierpieli również, to Żydzi i tylko Żydzi są tymi, których przeznaczono do eksterminacji. Postawa ta wywołuje często warte omówienia dyskusje, takie jak wokół konwentu karmelitanek, które uzyskały rezydencję tu, w Auschwitz, wbrew życzeniom wielu żydowskich środowisk. W czasie wizyt w Auschwitz protestowano, gdyż muzeum nie jest dość żydowskie.
W samym obozie więcej jest do obejrzenia, od zwykłej wiktymizacji. Układ głównego obozu jest całkiem prosty. Kwadrat haczykowatego płotu z drutu otacza niekończące się szeregi baraków dla mieszkańców, dużą halę i kilka niespodzianek, o których powiemy potem.
Poza odrutowanym obozem znajduje się siedziba SS – te dwa budynki – i szpital dla SS oraz restauracja. Po drugiej stronie znajduje się budynek, znany jako Krematorium l, niesławna komora gazowa i krematorium. W muzeum przekształcona została większość baraków mieszkalnych, które są głównym punktem zwiedzania. Pozostałe baraki przeznaczone są na archiwa lub biura pracowników muzeum. Jeden barak, blok 11, został zachowany w swym oryginalnym stanie. Było to więzienie obozowe i określa się je teraz, naturalnie, jako „Blok Śmierci”.
To, co wnosi dodatkowy interesujący punkt to to, co jest pokazywane podczas wycieczki, a co nie jest. Podczas wycieczki pokazuje się „Blok Śmierci”, tak zwaną „Ścianę Śmierci” – naturalnie obok drzwi „Bloku Śmierci” – i wystawę po wystawie, specjalnie zaprojektowane tak, by potwierdzić ohydne historie i by przedstawić Auschwitz, jako maszynę śmierci, miejsce, gdzie internowanie oznaczało eksterminację.
Ale czego się nie pokazuje? Zacznijmy od budynku, który przekonywująco mógłby być nazwany „Blokiem Życia” – masywny kompleks przeznaczony do dezynfekcji, gdzie Cyklon B używany był codziennie, by zwalczyć wszy i zarazę, którą roznoszą. To były prawdziwe komory gazowe, z tym, że ich ofiarami były ubrania i materace, a celem zachowanie zdrowia mieszkańców.
Eksperci od holocaustu nie zaprzeczają celowi tego budynku, ale nie lubią o tym wspominać. Pomimo wszystko, po co komplikować sprawy…
Zapomnianym jest także teatr obozowy, aktualny dom wspomnianego wcześniej konwentu. Ostatnie zdjęcia zrobione wewnątrz tego budynku pokazują pianina, kostiumy i scenę, gdzie mieszkańcy wystawiali inscenizacje. Dziś jednak zakonnice nie pozwalają na robienie zdjęć w środku.
I wreszcie mamy w Auschwitz basen. Tak, to prawda – basen, ulokowany wewnątrz zespołu więziennego. Piękny basen ze skoczniami i blokami startowymi.
Trzeba przyznać, że władze obozu w Auschwitz nie próbowały usunąć tej rozrywki. Lecz jeśli pragniesz zobaczyć basen, potrzebujesz już wiedzieć, że on istnieje, gdyż nie znajdziesz go podczas zwiedzania z wycieczką.
A więc to, co w zasadzie mamy, to oficjalna wycieczka, która składa się z turystów, którzy już wierzą w historię o holocauście i są z nią w jakiś sposób prawdopodobnie emocjonalnie związani – daje im się selektywnie wyreżyserowaną wycieczkę, wypełnioną jedna po drugiej przerażającymi historiami i kończącą się finałowym przystankiem: komorą gazową. Do tego miejsca uczestnicy wycieczki są emocjonalnie nastrojeni, by uwierzyć w cokolwiek, a komora gazowa jest jak główna atrakcja po dwóch godzinach rozgrzewki, wprowadzającej tłum w nastrój. Dosłownie: komora gazowa jest obiektywnym dowodem, że wszystko, co słyszeli podczas oprowadzania jest prawdą, obiektywnym dowodem holocaustu.
Ale – czyżby? Zobaczymy za minutę.
Pojechałem do Auschwitz we wrześniu 1992 roku, by samemu zobaczyć miejsce, o którym uczyłem się tak długo. Opłaciłem dodatkowego przewodnika ze znajomością angielskiego – młodą damę o imieniu Alicja, która oprowadzał wycieczki polsko-, niemiecko- i anglo-języczne. l ubrałem moją jarmułkę – po to, by nikt nie zapomniał tego, że jestem Żydem. Stwierdziłem, że mogę zadawać pytania w sposób, który nie upodobni mnie do rewizjonisty. Rozumiecie, w przeszłości rewizjoniści nie mieli wielu sukcesów w uzyskiwaniu odpowiedzi od urzędników w Auschwitz. Lecz ja będę udawał poprawnego Żyda, pragnącego poznać prawdziwe fakty i odpowiedzieć tym, którzy twierdzą, że Holocaust nigdy się nie wydarzył.
(Dla jasności: nie tylko jestem rewizjonistą, jestem również ateistą. Lecz moi rodzice są oboje Żydami – a jeśli jesteś Żydem z urodzenia, jesteś Żydem)
Alicja, tak jak i inni przewodnicy, by zostać oprowadzającą musiała uczestniczyć w kursie i go zaliczyć. Jest to ważne, gdyż mam nadzieję wykazać, iż ludzie, którzy prowadzą Auschwitz – jak dr Franciszek Piper i przełożony przewodników, których wkrótce spotkacie – uczą przewodników, by mówili rzeczy, o których wiedzą, że nie są prawdziwe. Lecz nie powinno to stawiać Alicji w złym świetle. Powtarza ona to, co jej powiedziano; jestem pewien, iż nigdy przedtem nie postawiono jej przed takim turystą, jak ja.
Mam ponad 4 godziny na zrobienie zdjęć z mojej wycieczki i zadawanie przykrych pytań, jednego za drugim. Zdjęcia te złożą się na oddzielną taśmę. Tym razem zamierzamy zainteresować się komorą gazową i moim wywiadem z dr Franciszkiem Piperem, Starszym Kustoszem i Dyrektorem Archiwów w Muzeum w Auschwitz.
Przyjechałem do Auschwitz, jako utwierdzony sceptyk. Wiem, że dla niektórych krytyczne egzaminowanie holocaustu jest najwyższym świętokradztwem. Ale musicie zdać sobie sprawę, iż nie ma dla mnie świętych krów i że zrozumienie tego, co się naprawdę wydarzyło jest dla mnie ważne – i proszę, byście to uszanowali.
Wiem, z lat mych własnych badań, badań innych, że jest niewiele dowodów holocaustu. Dosłownie: wszystko to, to zeznania ,,naocznych świadków” i powojenne wypowiedzi. Nie istnieje żadne zdjęcie, plan, czy dokument z czasów wojny dotyczący zabójczych komór gazowych, czy plan eksterminacji Żydów. I nie możemy tłumaczyć, że naziści zniszczyli wszelkie dowody, albowiem po tym, jak złamaliśmy niemiecki szyfr, byliśmy w stanie podsłuchiwać ich tajną korespondencję, włączywszy tę, która pochodziła z Auschwitz. Klucz do zrozumienia opowieści o holocauście, to zrozumienie prawdziwej natury rzeczy, które podano jako dowody. O wszystkim, co jest użyte jako dowód holocaustu można także powiedzieć, że ma całkowicie normalne wytłumaczenie.
Na przykład: te okazy – mówi się – są materialnym dowodem eksterminacji. Są to stosy ludzkich włosów. Lecz cóż to udowadnia? Jest wiadomym, że każdy mieszkaniec miał goloną głowę z powodu problemu z wszami. Temu się nie zaprzecza, a więc dlaczego nie miałoby być stosów ludzkich włosów?
A co ze stosami butów i ubrań? Czy jest to dowód? Jest faktem, iż więźniom, kiedy przyjeżdżali, wydawano uniformy – włączywszy w to buty. To nie dowodzi, że ktokolwiek został zabity.
W mającej obalić twierdzenia rewizjonistów książce „Auschwitz: Technique Operation of the Gas Chambers”, opublikowanej przez B. Klarsfeld Foundation, Jean-Cloud Pressac przyznaje, iż ponad 95% Cyklonu B, stosowanego przez Niemców było używane do dezynfekcji. Tylko 5% przypisuje celom zabójczym. A twierdzenie to pochodzi od wspierającego tezę o holocauście!
A więc jakie oferuje się nam dowody? No cóż, jest to zwykły obraz chorych mieszkańców, który potwierdza tezę, że ludzie w obozie chorowali. Jeszcze raz podkreślam, iż nikt nie zaprzecza epidemii tyfusu, która spowodowała liczne zgony.
Następnie mamy dzieło sztuki i portrety dzieci. Nie najlepiej, więc dla kogoś szukającego obiektywnych dowodów holocaustu. A niektóre dowody, które prezentują, w rzeczywistości pracują przeciw tej koncepcji.
Dla przykłady: posiadają jedną z kilku fotografii Auschwitz, zrobionych z powietrza przez aliantów podczas wojny. Nie wspominają jednak, że fotografie te nie ukazują gazowanych ludzi, czy palonych ciał, mimo, iż zostały one zrobione w czasie, gdy -jak się mówi – zabójstwa były dokonywane prawie non-stop.
Nie będę nawet wspominał o specjalnym pieniądzu, jaki Niemcy wydrukowali dla mieszkańców Auschwitz, czy faktu, że chociaż mówiło się, iż dzieci żydowskie były natychmiast zabijane, tak Anna Frank, jak i jej siostra były wysłane do Auschwitz i przeżyły, potem przewieziono je do obozu w Bergen-Helsen, gdzie – jak się uważa – zmarły na tyfus.
Ale całe to spieranie się byłoby bezcelowym, jeśli moglibyśmy ujrzeć prawdziwą komorę gazową na własne oczy. To, rzecz jasna, najskuteczniej zakończyłoby spór.
To prowadzi nas do budynku, na, przeciw którego stoję: komory gazowej i krematorium. Zdjęcia tego budynku publikowano w książce po książce na temat holocaustu. Pomimo wszystko, jeśli to wszystko się wydarzyło, jaki dowód jest lepszy? Rewizjoniści nie negują, że był to prawdziwy budynek z czasów wojny. Twierdzimy, że naprawdę było tu krematorium i kostnica, która była także używana, jako schron dla SS-manów ze szpitala i restauracji na przeciwko.
Miejscowi mówią, że była to rzeczywiście kostnica i krematorium, z fragmentem krematorium, które widzicie tu po prawej stronie, była później używana jako komora gazowa. Mówią oni także, iż była ona używana jako schron przeciwlotniczy.
I przyznali oni, w przeszłości, że duży ceglany komin z boku budynku jest rekonstrukcją, co nie jest dużym zaskoczeniem dla kogokolwiek, gdyż wyraźnie nie jest on przyłączony w jakikolwiek sposób do budynku.
Wejdźmy teraz do środka. Oczywiste znaki na ścianach i podłogach, gdzie najwidoczniej ściany zostały usunięte. Równie oczywiste otwory na podłodze, gdzie znajdowały się urządzenia kąpielowe.
(Utrzymujemy, że – w przeciwieństwie do dużej komory, którą wdzieliśmy – ten pokój był kiedyś pięcioma pokojami, włączywszy w to łaźnię. Winienem dodać, że nie ma błękitnych zabarwień po Cyklonie B na ścianach, jakie byłyby i nadal są w komorach dezynfekcyjnych)
Kruche drewniane drzwi z dużą szybą okienną. Wejście prowadzące do pieców krematoryjnych bez drzwi i bez instalacji dla drzwi. Winienem także wspomnieć duży właz na samym środku komory gazowej. Pomimo tego, budynek nie zawiera tego, co zadawałoby się dowodem stosowania do celów kryminalnych – cztery otwory w suficie, które prowadzą na dach, gdzie znajdują się cztery małe kominy. Mówi się, że przez te cztery otwory wrzucano kryształy Cyklonu B. I rzeczywiście, wydaje się, że nie ma dla nich innego wyjaśnienia.
Czy te otwory udowadniają ludobójcze gazowania? Rewizjoniści twierdzili w przeszłości, iż te cztery otwory zostały dodane po wyzwoleniu obozu, a te wewnętrzne ściany zostały usunięte i że urządzenia kąpielowe usunięto, by pokój wyglądał jak komora gazowa,
Kiedy Alicja i ja dochodziliśmy do budynku, minęliśmy szubienice, gdzie komendant Rudolf Hoess został powieszony przez Sowietów w 1947 r.; egzekucji dokonano dokładnie na przeciw dowodu jego zbrodni.
Tutaj, na przeciw komory gazowej, zapytałem Alicję o autentyczność tego budynku.
Cole: Zacznijmy teraz ponownie rozmawiać o tym budynku.
Alicja: Jest to kreamtorium/komora gazowa.
Cole: Ale to jest rekonstrukcja?
Alicja: Jest ona w swym oryginalnym stanie.
A więc Alicja bardzo wyraźnie przedstawiła komorę gazową, jako będącą w swym oryginalnym kształcie. Kiedy znaleźliśmy się w środku zapytałem już dokładnie o cztery otwory w suficie.
Cole: Czy te cztery otwory w suficie są oryginalne?
Alicja: Są oryginalne. Przez ten komin wsypywano Cyklon B.
Spytałem potem Alicję, czy jakieś ściany zostały usunięte z pokoju, przedstawionego jako komora gazowa.
Cole: A więc ta część była w całości komorą gazową?
Alicja: Tak.
Cole: A gdzie znajdowały się ściany, które były tu kiedyś?
Alicja: Był to tylko jeden pokój. Kiedy pokazuję tu obraz komory gazowej, był to tylko jeden pokój.
Cole: A więc czy były tu kiedykolwiek ściany?
Alicja: Nie.
Zatrzymajmy się, by uchwycić komorę gazową wg. słów naszej przewodniczki. Stwierdziła ona, iż pokój jest w swym „oryginalnym stanie”, że otwory w suficie są oryginalne i że żadne ściany nie zostały usunięte.
Wersja przełożonego
Nieusatysfakcjonowany jej odpowiedziami kontynuowałem dręczenie biednej Alicji pytaniami o prawdziwą historię tego pokoju. Czując się trochę poirytowana faktem, iż nic, co mogłaby powiedzieć nie zamknęłoby mi ust, Alicja poszła po kobietę, którą przedstawiła mi jako Kierownika Przewodników Muzeum w Auschwitz. Kiedy zobaczyłem tę kobietę jak idzie stwierdziłem, że albo uzyskam jasną odpowiedź -albo wyrzucą mnie z obozu.
Kierowniczka: Oto, co mogę zasugerować. Będzie lepiej udać się do naszego naukowca w Muzeum. Pokażą panu dużo planów, które ciągle znajdują się w archiwach.
Cole: Gdzie to będzie?
Kierowniczka: Nie sądzę, iż jest dziś otwarte, lecz chyba w poniedziałek będzie to możliwe.
Cole: Czy jest to tu, w Oświęcimiu?
Kierowniczka: Tak, w bloku 23 lub 24… Nie jestem tego pewna.
Cole: Czy będzie możliwe, bym umówił się, by zobaczyć go może w poniedziałek?
Kierowniczka: To prawda.
A więc zasugerowano, bym spotkał się z Dyrektorem Archiwów i Starszym Kustoszem dr Franciszkiem Piperem. Ciągle obawiając się, że takie spotkanie może nie mieć miejsca i przypuszczając, iż kierowniczka była prawdopodobnie zakłopotana względem rekonstrukcji, zdecydowałem się spytać ją o rzekomo oryginalne dziury w suficie.
Cole: Czy są to oryginale dziury w suficie?
Kierowniczka: Nie.
Cole: Zostało to przebudowane?
Kierowniczka: Tak.
Cole: O.K. Po wojnie?
Kierowniczka: Po wojnie.
A więc, jeśli śledzicie wynik: jeden głos za oryginałem, jeden głos za nie-oryginałem. Zgaduję, że rozstrzygnie to dr Piper.
Wywiad z Piperem
A teraz, zanim przejdziemy dalej, konieczna jest mała dygresja o szczerym rewizjoniście holocaustu. Dr Franciszek Piper jest jednym z ekspertów holocaustu, bezpośrednio odpowiedzialnym za obniżenie naliczania liczby ofiar zgonów w Auschwitz – razem z innymi naukowcami, jak izraelski ekspert holocaustu dr Yehuda Bauer, około roku 1989 zdecydował przyznać publicznie, że w Auschwitz zmarło mniej ludzi, niż to podawano poprzednio.
W swej książce „Auschwitz – How Many Perished? dr Piper konkluduje, że dostarczona przez Sowietów liczba 4 mln jest błędna i że prawdziwa liczba bliższa jest 1.1 mln. Czyż nie jest małym rewizjonizmem przyznanie, iż Sowieci przesadzili z liczbą prawie czterokrotnie?
Możemy także zobaczyć, jak oszukańcza liczba stała się przez prawie 50 lat częścią rzekomo opartej na faktach historii holocaustu.
Aż do 1988 r., w oficjalnym przewodniku po Muzeum w Auschwitz znaleźć można było na stronie 19 oficjalną informację o liczbie 4 milionów Radziecka Nadzwyczajna Komisja Państwowa do Badania Zbrodni Nazistowskich stwierdziła, że „nie mniej niż 4 miliony ludzi zginęły w Auschwitz”. Według Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze „ponad 4 mln osób zginęło w Auschwitz”. Dane te „oparte są na dowodach setek notowanych więźniów i na opinii ekspertów”.
Pokazuje to, iż nie tylko oszustwem był dowód sowiecki, przyjmowany w Norymberdze jako fakt, lecz także i to, że notowani więźniowie i eksperci mogą się mylić.
A jeśli o to chodzi, wielu rewizjonistów holocaustu wierzy, iż rzeczywista suma zmarłych w Auschwitz jest nawet mniejsza, niż 1,1 mln. Ale ciągle nie ma możliwości, by najbardziej ekstremalni rewizjoniści holocaustu w świecie mieli możność skorygować dane bardziej, niż już to zrobili „eksperci” od holocaustu.
Co przenosi nas do dra Franciszka Pipera, z którym przeprowadziłem wywiad w jego biurze w Muzeum w Auschwitz. Na początku był nieco przestraszony, ze względu na bycie filmowanym. Lecz wytłumaczyłem mu, że skoro mam już na taśmie przewodniczkę przekazującą mi coś, co uznałem za niedokładną informację, winienem mieć taśmę, która wyprostuje dane.
Ponieważ się zgodził, natychmiast zapytałem go o dokonane zmiany w komorze gazowej.
Piper: Pierwsza i najstarsza komora gazowa, która jest w Auschwitz I, w tym obozie gdzie jesteśmy tu teraz, funkcjonowała od jesieni 1941 do grudnia 1942, przez około l rok. Krematorium obok (ej komory gazowej funkcjonowało dłużej, do połowy 1943 r. W lipcu 1943 krematorium przestało pracować.
Komory gazowe zostały zaadoptowane, jako schrony [przeciwlotnicze]. W tym czasie zbudowano dodatkowe ściany wewnątrz poprzednich komór gazowych. Zrobiono dodatkowe ściany wewnątrz poprzednich komór gazowych. Zrobiono dodatkowe wejście od strony wschodniej komory gazowej i otwory w suficie [przez które] gaz Cyklon B wpuszczany był [do] środka zostały w tym czasie zlikwidowane. A więc po wyzwoleniu obozu była komora gazowa przedstawiała wygląd schronu [przeciwlotniczego]. Ażeby uzyskać wcześniejszy wygląd… wcześniejszy obraz… tego obiektu, wewnętrzne ściany, zbudowane w 1944, zostały usunięte, a otwory w suficie zostały zrobione na nowo. Teraz, więc ta komora gazowa jest bardzo podobna do tej, która istniała w latach 1941-1942, lecz nie wszystkie szczegóły zostały odtworzone, więc nie ma na przykład gazoszczelnych drzwi [i] dodatkowe wejście od strony wschodniej zostały [pozostają] tak, jak je zbudowano w 1944. Zmiany te zostały zrobione po wojnie, ażeby uzyskać poprzedni wygląd tego obiektu.
Cole: Czy otwory w suficie umieszczono w tych samych miejscach?
Piper: Tak. w tym samym miejscu, gdyż ślady były widoczne. Sądzę, że w tym miejscu powinniśmy powtórzyć to, co dr Piper nam powiedział. Według niego pomieszczenie było komorą gazową, lecz później zostało przemienione w schron przeciwlotniczy i w tym czasie dobudowano ściany przedzielające, usunięto otwory w suficie i dodano nowe drzwi. Po wyzwoleniu obozu ściany przedzielające zostały usunięte [i] zrobiono dziury w suficie. Nowe drzwi nie zostały jednak usunięte.
Sądzę, że w tym miejscu zaznaczyć trzeba trzy główne punkty. Pierwszym z nich jest to, że patrzymy na czyste oszustwo. Tak jak pokazałem, komora gazowa jest przeznaczona dla turystów, prezentowana, jakby była w swym oryginalnym stanie, chociaż nawet urzędnicy muzeum znają prawdę.
Dr Piper wydaje się być bardzo nonszalancki, jeśli chodzi o fakt, że zmiany zostały dokonane po wojnie. Lecz jeśli nie jest to taka wielka rzecz, to, po co ukrywa się to przed turystami? Ale to nie wszystko. W maju 1992 roku historyk brytyjski, David Irving, został ukarany grzywną przez niemiecki sąd za głoszenie na spotkaniu w Monachium dokładnie, co właśnie słyszeliście od dra Pipera. De facto Piper został nawet wezwany na świadka obrony. Lecz sędzia nie pozwolił mu zeznawać, mimo, iż mogło to oczyścić Irvinga. Powiem jeszcze raz: jeśli nie jest to taka wielka sprawa, to po co karać kogoś za mówienie tego. Chodzi o to, że „komora gazowa” w obecnym stanie nie jest już dłużej ważna, jako dowód.
Nie jest to dowód ludobójczego gazowania, skoro nie może być pokazane, że w pewnym czasie, podczas wojny, gdy Niemcy kierowali obozem, budynek len miał cztery dziury w suficie i żadnych ścian przedzielających.
Przywodzi nas to do kulminacyjnego punktu rekonstrukcji. Z informacjami, które teraz mamy, możemy powiedzieć, iż są dwa różne poglądy na temat rekonstrukcji komory gazowej.
Pierwszy, oficjalny pogląd uważa, że Sowieci stworzyli „komorę gazową” w schronie przeciwlotniczym, który był komorą gazową. Pogląd rewizjonistyczny twierdzi, iż Sowieci stworzyli ,,komorę gazową” w schronie przeciwlotniczym, który był schronem przeciwlotniczym. A więc jak mamy wiedzieć, który pogląd jest prawdziwy?
No cóż, oczywiście ciężar dowodu spoczywa na tych, którzy twierdzą, iż w pewnym okresie istniała w tym budynku komora gazowa. Czy posiadają oni w ogóle jakiś dowód, by poprzeć to twierdzenie? W okresie mojej kadencji, jako rewizjonisty holocaustu, jestem pewien, że jeśli by istniały jakieś dowody, to widziałbym je… Mogę jeszcze dodać, że te kwestionowane cztery dziury w dachu budynku nie zostały odnalezione na żadnej z fotografii lotniczych, które widziałem.
Inne pytania o „komorę gazową”
By w tej materii dotrzeć do prawdy, stosowne są inne pytania, które mogą być zadane. Jeśli była w tym budynku w pewnym okresie czasu działająca komora gazowa, dlaczego jej działanie zatrzymano – zwłaszcza, jeśli naziści kierowali Auschwitz, jako centrum eksterminacyjnym?
Dr Piper ma na to również odpowiedź. W eseju opublikowanym w polskiej książce ,,Auschwitz”, Piper napisał, że eksterminacje zostały przeniesione do nowych komór gazowych w kompleksie Auschwitz-Birkenau, ponieważ stało się zbyt trudne utrzymanie w sekrecie przed mieszkańcami obozu faktu istnienia komory gazowej w obozie głównym w Auschwitz.
To widocznie stało się częścią oficjalnej nauki o Auschwitz. ponieważ jest to coś co Alicja powtórzyła mi w trakcie oprowadzania.
Alicja: Pomimo tego, krematorium było obok bloku, gdzie żyli więźniowie;. To prawda, eksterminacją przeniesiono do Birkenau. Oto, dlaczego cztery krematoria z komorami gazowymi zostały zbudowane w Birkenau.
Teraz bądźmy precyzyjni w tej kwestii. Mówią oni, iż eksterminacje zostały przeniesione do Birkenau, ponieważ komora gazowa w głównym obozie była zbyt blisko mieszkańców i dlatego mogli widzieć, co się dzieje. Lecz czy jest to choć trochę dokładne?
Zobaczmy znowu naszą mapę głównego obozu. Tutaj jest komora gazowa, dokładnie tu i tu są rzędy baraków więźniów. Jak możecie zobaczyć, komora gazowa jest daleko poza zespołem więziennym. Jest ukryta przez trzy budynki SS, które skutecznie skrywają ją przed wzrokiem mieszkańców. Dodatkowo mówi się nam, że nowo przybyli, którzy mieli być zagazowani, byli zabierani tędy, unikając w ten sposób jakiegokolwiek kontaktu z innymi mieszkańcami. Była to komora gazowa, która mogłaby funkcjonować w całkowitej izolacji od czyjejkolwiek uwagi.
Teraz, jest to Auschwitz-Birkenau na zrobionej przez aliantów fotografii lotniczej z września 1944 r. Są tu dwa krematoria i „komory gazowe” z krematoriami ponad ziemią i pomieszczenia pod ziemią w kształcie litery „L”, które były albo komorami gazowymi, albo kostnicami. A tu macie rzędy rzędów baraków mieszkalnych.
A teraz rzecz, która staje się natychmiast jasna – nic ma nic oprócz metalowego płotu, który oddziela baraki mieszkalne od komór gazowych. A to, tutaj, było boiskiem sportowym Auschwitz (Birkenau), zaraz obok „komór gazowych „. I jeszcze jedna rzecz do zauważenia – nie tylko możecie zobaczyć „komorę gazową ” równoległą do baraków, lecz możecie zobaczyć ją po przekątnej, w poprzek drogi. Nic nie było ukryte przed mieszkańcami.
Jeszcze jedną interesującą rzeczą był pociąg, który przyjeżdżał, wioząc skazanych więźniów. Mielibyście tysiące mieszkańców wymaszerowujących z pociągu do jednej z tych dwóch komór gazowych na oczach całego obozu. Byłby to spektakl, którego nikt w obozie nie mógłby opuścić – widziano by tysiące ludzi wmaszerowujących do tych budynków, z których nikt nie wychodzi.
Takie „komory gazowe” nie byłyby wyizolowane od kogokolwiek i w rzeczywistości, kiedy pod koniec lat 70-tych te zrobione z powietrza fotografie zostały ujawnione, zaprzeczyły one wielu twierdzeniom nielicznych świadków naocznych o tym, jak naziści próbowali zamaskować komory gazowe w Birkenau.
Spędziłem kilka dni tu, w Birkenau, i fotografie, które mam, które są dostępne na oddzielnej taśmie, dramatycznie pokazują wszystko to, co powiedziałem. Szczerze mówiąc nie sądzę, by twierdzenia Pipera wytrzymały krytykę..
Raport Leuchtera przejrzany
Jeszcze jedno pytanie winno być zadane. Czy są jakieś pozostałości Cyklonu B w komorze gazowej – wiedząc, że gaz cyjanowodorowy pozostawiłby, de facto, ślady?
W 1988 r. ekspert od sprzętu egzekucyjnego, Fred Leuchter, przeprowadził sądowe badania w komorach gazowych w Auschwitz, by odpowiedzieć na to pytanie. Pobrał on próbki z 4 komór gazowych w Birkenau i próbkę kontrolną z jednej z komór dezynfekcyjnych, o której wiemy, że stosowała Cyklon B. Próbki pobrane w „komorze gazowej” nie pokazują żadnych dostrzegalnych śladów, gdy próbka pobrana w komorze dezynfekcyjnej dosłownie przekroczyła skalę.
Najważniejsze jest to, że w roku 1990 Instytut Badań Sądowych w Krakowie zdecydował się przeprowadzić swe własne testy sądowe, by zobaczyć, czy mógłby obalić odkrycia Freda Leuchtera. Zrobili to z pomocą dr Pipera. Ich własne testy dały te same rezultaty, dlatego odtąd pytanie nie powinno brzmieć: „Czy są jakieś dostrzegalne ślady pozostałości Cyklonu B w komorach gazowych?”, lecz zamiast tego: „Dlaczego nie ma żadnych dostrzegalnych śladów?”
Postawiłem to pytanie dr Piperowi. Zapytałem go, dlaczego jest tak niewiele dostrzegalnych śladów w ludobójczych komorach gazowych w porównaniu do dużej liczby śladów, znalezionych w komorze dezynfekcyjnej?
Piper: …Komora gazowa, Cyklon B, działała bardzo krótko, około 20-30 minut w ciągu 24 godzin, a w pomieszczeniach dezynfekcyjnych działał cały dzień i noc. Taka była procedura stosowania gazu w pomieszczeniach dezynfekcyjnych i komorach gazowych.
Bądźmy dokładni w tym, co mówi dr Piper. Zapytałem go: „Dlaczego jest taka duża liczba pozostałości w odwszalniach, ale niska w komorach gazowych ?„
I odpowiada on, ponieważ komory gazowe były używane tylko „20-30 minut w ciągu 24 godzin”, co dawałoby z grubsza l gazowanie dziennie. Nie tylko przeczy to zeznaniom naocznych świadków, którzy mówią o powtarzanych ludobójczych gazowaniach ciągnących się dzień i noc; dr Piper zdołał także zaprzeczyć samemu sobie, gdyż potem – w wywiadzie – zapytałem go, ile grup dziennie było gazowanych i on również mówi o powtarzanych gazowaniach.
Cole: Ile każdego dnia grup ludzi było? Czy wie Pan?
Piper: Jest trudnym to powiedzieć, gdyż były okresy, kiedy komory gazowe były używane kilka godzin, dzień po dniu. Takie czynności były powtarzane: gazowanie, palenie, gazowanie, palenie…
Musimy zadać to pytanie: czy mogła mieć miejsce wysoka liczba zgonów w obozie, jeśli komory gazowe były używane tylko „20-30 minut w ciągu 24 godzin”, jak początkowo twierdził Piper?
Richard Bernstein, w artykule opublikowanym w „New York Times”, a poświęconym wspomnianej wcześniej książce ,Jean-Claude Pressaca – napisanym, by obalić twierdzenia rewizjonistów- pisze, że wg. Pressaca „byłoby koniecznym” [sic!], „by pomieszczenia eksterminacyjne były opróżniane z ciał i uzupełniane nowymi ofiarami co pół godziny, czy coś koło tego, co byłoby konieczne dla tak dużej liczby ofiar”.
Innymi słowy, zdaje on sobie sprawę, że dla tak dużej liczby zgonów konieczne byłoby codzienne zwielokrotnione gazowania, przy nadzwyczaj szybkim tempie. A więc to, co mamy tutaj jest z tym sprzeczne. Koncepcja ograniczonego używania komór gazowych mogłaby przekonywująco wytłumaczyć brak pozostałości, lecz ograniczone gazowanie przeczy naocznym świadkom i czyni wysoką liczbę zagazowań technicznie niemożliwą.
Takie koncepcje ograniczonych gazowań czynią absurdalną ideę niemieckiej intencji całkowitego wyniszczenia populacji Żydów. Piper – dosłownie – poprawiając pierwszą część opowieści o holocauście, kończy ją wersją zagrażającą jej prawdziwości.
Na nieszczęście to, co zdaje egzamin w przypadku historii holocaustu, stało się zespołem wyważonych aktów racjonalizacji. Oto dlaczego zwolennicy wolą, byś nie zadawał zbyt wielu pytań, jak te, dotyczące Cyklonu B.
A co o samym gazie? Pokazano nam wiele kanistrów z Cyklonem B jako dowód Ostatecznego Rozwiązania. Ale oprócz odwszawiania – na co każdy się zgadza – i ludobójczego gazowania – co utrzymują oficjele z Auschwitz – czy gaz ten ma jakieś inne zastosowanie?
Piper: [niezrozumiałe] dezynfekcje budynków, tak, że był taki…
Cole: Czy dezynfekcja budynków była rutyną?
Piper: Od czasu do czasu takie akcje były przeprowadzone, by usunąć wszy.
A teraz przyjrzyjmy się temu jeszcze raz. Wiemy, że gaz Cyklon B był stosowany do odwszawiania odzieży, dezynfekcji budynków a jeśli pamiętacie obliczenia zwolennika istnienia holocaustu, Jean’a Claude’a Pressac’a, ponad 95% było stosowane do dezynfekcji, a tylko 5% czy mniej dla ludobójstwa. Pokazuje to, jak dużo było wysiłku ze strony Niemców, by zachować zdrowe ludzi, którzy mieli być eksterminowani.
I sądzę, że w tym punkcie możemy iść dalej.
Czy możemy ufać komunistom?
Powracamy teraz do naszej pracy wyboru pomiędzy alternatywnymi poglądami o rekonstrukcji komory gazowej. Czy jest to oszustwo, czy wierna rekonstrukcja?
Jest jedno bardzo ważne pytanie: czy możemy ufać Sowietom, że wiernie zrekonstruowali komorę gazową? Skoro nie ma dowodów z czasów wojny, że kiedykolwiek istniały cztery otwory w suficie i że kiedykolwiek używano komór gazowych, musimy wierzyć „na słowo” Sowietom, iż po prostu przywrócili cztery otwory tam, gdzie pierwotnie się znajdowały i „zrekonstruowali” – a nie sfabrykowali – komorę gazową.
Jeśli zamierzamy podjąć próbę ustalenia intencji Sowietów, musimy spojrzeć na precedens tyczący prawdomówności Sowietów wobec historii holocaustu.
Czy Sowieci mają doświadczenie w fabrykowaniu dowodów „holocaustu”, czy stosowania oszustwa dla poparcia tej koncepcji?
No cóż. jak już wcześniej pokazaliśmy Sowieci całkowicie bezczelnie zawyżyli liczbę zmarłych w Auschwitz przynajmniej czterokrotnie. Lecz czy był to z ich strony dobrze zamierzony błąd? Mówi się nam w przewodniku po Auschwitz, a także i w innych źródłach, że było bardzo trudnym oszacować liczbę ofiar w Auschwitz, ponieważ naziści zniszczyli odpowiednie dokumenty
Koncepcje tę powtórzył mi również dr Piper. Cole: Kto, jako pierwszy, wyszedł z liczbą 4 milionów zmarłych w Auschwitz?
Piper: Było to oszacowane przez sowiecką komisję, badającą nazistowskie zbrodnie w Auschwitz, z powodu zaistnienia faktu, że naziści zniszczyli obozowe dokumenty.
Ale de facto dokumenty dotyczące liczby zgonów w obozie w Auschwitz trzymane były przez Sowietów… nie „uwolnione” do roku 1989. Dokumenty te nie zostały zniszczone przez nazistów. Sądzę, że możemy uznać, iż przez wszystkie te lata Sowieci świadomie przedstawiali swe przesadzone dane o zgonach, mimo iż wiedzieli, że mają rejestry w swoim posiadaniu.
Możemy także spojrzeć na zdyskredytowane oskarżenia wniesione przez Sowietów w Procesie Norymberskim, popierane przez innych Aliantów Sowieci twierdzili, że w obozie na terenie Polski, w Treblince, do zabijania ludzi służyły ,,komory parowe”. Oczywiście, twierdzenie to zostało po cichu zarzucone. Porzucono również twierdzenia o „elektro-komorach” [zabijanie przy użyciu prądu – przyp. wyd.].
Co bardziej interesujące, Sowieci w Norymberdze twierdzili, że to naziści, a nie oni, zamordowali tysiące polskich oficerów w niesławnej masakrze w Lesie Katyńskim. Dziś, oczywiście, Sowieci przyznali, że to oni są za to odpowiedzialni – o czym zresztą najprawowitsi historycy od dawna wiedzieli. Lecz w Norymberdze Sowieci twierdzili, że naziści przekupili i grozili ludziom, by ci fałszywie obwiniali Sowietów.
Zdyskredytowane dziś okropne opowieści o tym, jak to naziści pomniejszali głowy i produkowali abażury z ludzkiej skóry, także przedstawiane były jako fakt.
A w najbardziej nieprzekonywującym oskarżeniu twierdzono, że naziści eksterminowali Żydów bombą atomową.
Mydlana opowieść
Przedstawiana była również jako fakt historia, iż naziści produkowali mydło z ciał Żydów. Przyjrzyjmy się temu trochę bliżej. Sowieci rzeczywiście na Procesie Norymberskim przedłożyli rzekomo żydowskie mydło. Lecz dziś, uczeni, zwolennicy holocaustu, jak Raul Hilberg, Yehuda Bauer i Deborah Lipstadt, zgadzają się, iż te oskarżenia są bezpodstawne.
Bądźmy tu bardziej precyzyjni: Szymon Wiesenthal, być może jedno z najbardziej rozpoznawanych nazwisk na scenie holocaustu, w serii artykułów przeznaczonych dla wydawanej w Austrii żydowskiej gazety o pudełkach żydowskiego mydła napisał: „Na pudełkach znajdowały się inicjały ‘R. I. F.’ (czysty żydowski tłuszcz). Pudełka te były przeznaczone dla Waffen-SS. Owijający je papier odsłaniał z całkowitą cyniczną obiektywnością, że mydło było produkowane z żydowskich ciał. Cywilizowany świat nie może uwierzyć w radość, z jaką naziści i ich kobiety i rząd myśleli o tym mydle. W każdym kawałku mydła dostrzegali Żyda, który w magiczny sposób został wprowadzony, by w ten sposób uniemożliwić mu wyrośnięcie na drugiego Freuda, Ehrlicha czy Einsteina”.
Jakież to diabelskie! Po dekadach oglądania w kinie i telewizji dwuwymiarowych nazistowskich niegodziwców nie jest trudno wyobrazić sobie takie diabelskie zachowanie.
Mydlana opowieść została także unieśmiertelniona w bestselerze Williama Shirera „Rise of the Fall of the Third Reich”, jak również w niezliczonej liczbie innych holocaustycznych artykułów, książek a nawet tekstów w podręcznikach szkolnych.
Lecz czy możemy mówić z taką pewnością o tym niewiarygodnym okropieństwie?
Dziś ci, których desygnowano jako „ekspertów” holocaustu są tak stali, jak Wiesenthal i Shirer wobec mydlanej opowieści – oprócz tego, iż nie mówią, że nie jest to prawda.
W 1981 roku, profesor współczesnej historii Żydów i ekspert holocaustu Deborah Lipstadt napisała w liście do „Los Angeles Times”, iż: Jest faktem, że naziści nigdy nie stosowali ciał Żydów, czy w tej materii, kogokolwiek innego, dla produkcji mydła. Pogłoska o mydle była rozpowszechniona tak w czasie, jak i po wojnie. Może ona mieć swój początek w okropnych opowieściach o fabryce trupów, które pojawiły się po I Wojnie Światowej. Plotka o mydle została dokładnie zbadana po wojnie i udowodniono, że jest nieprawdziwa”.
Jest to całkiem jasne!
A Shmuel Krakowski, dyrektor Archiwum Izraelskiego Centrum Holocaustu Yad Vashem potwierdził w „Chicago Tribune”. w artykule zatytułowanym „A Holocaust Belief Cleared UP’”, iż „historycy doszli do wniosku, że mydło to nie było produkowane z ludzkiego tłuszczu”.
Mam kilka uzasadnionych pytań. Po pierwsze: czy ktokolwiek powiedział Szymonowi Wiesenthalowi, że się myli? Po drugie, jeśli nie było żadnego mydła robionego z Żydów, wówczas oznacza to, iż norymberskie „mydło” i zeznania składane w Norymberdze o „ludzkim mydle” są błędne. Po trzecie, Deborah Lipstadt mówi o dokładnym badaniu historii o mydle, a Shmuel Krakowski mówi o historykach, którzy doszli do wniosku, iż historia o mydle jest błędna.
Mówiąc o dokładnym zbadaniu i consensusie historyków, Lipstadt i Krakowski są w stanie porzucić historie o mydle, podczas gdy w tym samym czasie potwierdzają swą wiarę w prawdziwość historii holocaustu.
Lecz czy wiara ta jest właściwa? Historia o mydle nie tylko nie została dokładnie zbadana i obalona po wojnie, lecz nawet dziś nie ma żadnego consensusu pomiędzy historykami i ekspertami wobec historii o mydle.
Nawet tak niedawno, w 1991 r., kalumnista Nat Hentoff w „Village Voice” ciągle mówił o tym, jak widział na własne oczy żydowskie mydło. A dr Piper? No cóż, on nadal popiera zdyskredytowaną historię o mydle.
Piper: Istniały takie próby używania ludzkiego ciała na mydło w innych obozach koncentracyjnych, Stutthofie i Gdańsku.
Cole: A więc tam je robiono?
Piper: Były takie próby.
Jak możecie zobaczyć, eksperci holocaustu sami udowadniają, że są hipokrytami, kiedy mówią, iż nie ma potrzeby, by kwestionować historię holocaustu, że została ona udowodniona ponad wszelką wątpliwość.
Nie mam tutaj zamiaru sugerować, że historia mydła jest jedyną rzeczą, na temat, której nie są zgodni. Daleko bardziej ważne jest to, iż nawet gdy prezentują zjednoczony front we wspieraniu koncepcji komór gazowych, wielu z nich zdaje sobie sprawę z tego, że niewiele jest dokumentów na ten temat.
Dokumentacja komór gazowych
Co wprowadza nas do prawdziwego mitu holocaustu. Mitu, iż istnienie i stosowanie „komór gazowych” jest dobrze udokumentowane. Rzeczą, która faktycznie spowodowała moje zainteresowanie tym tematem był na pierwszym miejscu brak dokumentacji dla komór gazowych w standardowej pracy poświęconej holocaustowi i sprzeczności zawarte w ocenach przedstawionego dowodu.
Kilka razy wspominaliśmy książkę Jean-Claude Pressac’a. Została ona opublikowana w 1989 r. przez Klarsfeldów, słynny duet łowców nazistów, i obwieszczona, jako ostateczne obalenie rewizjonizmu holocaustu. W tej książce Pressac przedstawia miażdżące potępienie tego, co uchodziło wśród tradycyjnych historyków za historię holocaustu. Pressac mówi, że jego książka „ukazuje całkowite bankructwo tradycyjnej historii, historii opartej w większości na zeznaniach zgromadzonych według nastroju chwili, poobcinanych tak, by pasowały do arbitralnej prawdy i pokropionej kilkoma niemieckimi dokumentami, o nieznanej wartości i bez żadnego między sobą powiązania”.
Także w roku 1989, żydowski profesor z Princeton i uchodźca z hitlerowskiej Europy, Arno Mayer napisał w swojej holocaustycznej książce „Why Did the Heavens Not Darken?”, że „źródła dla studiowania komór gazowych są równocześnie rzadkie i niewiarygodne”.
Mayer napisał także, iż więcej Żydów zginęło w Auschwitz z przyczyn naturalnych, niż od gazowań czy rozstrzeliwań. I jego książka rozgniewała innych ekspertów holocaustu, którzy nazwali ją wszystkim epitetami, od „niebezpiecznej i brzydkiej” do „perwersji Holocaustu”.
Moim zdaniem, kiedy eksperci mówią nam, że nie ma miejsca na debatę o komorach gazowych, to ukrywają fakt, że o tym często debatują między sobą. Niechęć do tego, by odpowiedzieć na trudne pytania o komorach gazowych, często pochodzi z faktu, iż eksperci w tajemnicy zdają sobie sprawę, że komory gazowe po prostu nie są dobrze udokumentowane i że wiele dokumentacji zostało już zdyskredytowanych.
W rzeczywistości spectrum oszukańczych dowodów holocaustu uzyskanych od sowietów wystawiło swą głowę w bardziej aktualnych wydarzeniach, takich jak oskarżenie ukraińskiego Amerykanina Johna Demianiuka o zbrodnie wojenne, oskarżenie oparte w części na błędnych sowieckich dowodach.
A mówiąc o fałszywym dowodzie, niektórzy eksperci holocaustu wydają się mieć trudności w wyjaśnianiu różnicy pomiędzy tym, co jest fałszywe a co prawdziwe.
Powróćmy na chwilę do książki Jean-Claude Pressac’a o Auschwitz, książki mającej obalić rewizjonistów. Przedstawia on rysunek gazoszczelnych drzwi od odwszawialni, o których twierdzi, że sowieci fałszywie je przedstawili, jako pochodzące od ludobójczej komory gazowej. Pomimo tego, kilka stron dalej pokazuje nam drzwi, o których twierdzi, że są prawdziwymi drzwiami komory gazowej z powodu hemisferyczncj siatki chroniącej dziurkę od klucza.
Pressac przedstawia te drzwi jako dowód, iż ludobójcze gazowania miały miejsce. Lecz jest jedno pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Skąd Pressac wie, iż te drzwi również nie zostały wstawione przez Sowietów?
Jeśli przyznamy, że Sowieci przez rekonstruowanie obchodzili problem, to jak możemy stwierdzić różnicę pomiędzy tym, co jest rzeczywiste a co nie? W związku z tymi rzekomo prawdziwymi drzwiami z metalową siatką nad dziurką od klucza zapytałem dra Pipera, czy mógłbym zobaczyć je osobiście.
Cole: W książce Pressac’a jest rysunek gazoszczelnych drzwi z metalową siatką obok dziurki od klucza. Czy one nadal gdzieś tu są? Czy one nadal istnieją?
Piper: Są one w jednym z pokojów w Krematorium I.
Cole: Krematorium I.
Piper: Tak, w Krematorium I.
Cole: Czy jest możliwe, bym je zobaczył?
Piper: Może Pan iść zobaczyć się z dyrektorem, a dyrektor poleci otworzyć [pokój]. Jest to możliwe… [gest].
Cole: Przez okno?
Piper… Przez okno.
Cole: Bardzo chciałbym to zobaczyć.
No cóż. zgadnijcie co? Po wywiadzie poszliśmy do biura dyrektora i uzyskaliśmy klucze, i zbadaliśmy każdy pokój w Krematorium l – i nie było żadnych drzwi od ludobójczej komory gazowej z metalową siatką nad dziurką od klucza. Nikt nie wiedział, gdzie się one podziały. Zgaduję, że one po prostu zginęły, jak magia.
A więc, by odpowiedzieć na nasze pytanie o precedens tyczący wiarygodności Sowietów, to sadzę, iż wykazaliśmy, że nie możemy naprawdę akceptować czegokolwiek na wiarę, ponieważ dowód certyfikowany jako prawdziwy jednego roku, w roku następnym może być uznany za fałszywy. Dowód, o którym Ci się mówi, że jest prawdziwy, faktycznie może być tak zwaną „rekonstrukcją”. A jeśli eksperci holocaustu nie mogą zgodzić się na to, co jest prawdziwe, a co nie, to wówczas z pewnością udowodnili, że sami są hipokrytami, kiedy nalegają, iż ludobójcze gazowania nie mogą być kwestionowane.
Z całym tym mówieniem o sowieckim oszustwie to sądzę, iż jest koniecznym postawić tę kwestię we właściwej historycznej perspektywie. Widzicie, żyjemy teraz w czasie, kiedy stary Związek Sowiecki rozpadł się i wszystko jest w porządku – tak dla liberałów, jak i konserwatystów, jak również dla wszystkich innych, którzy mogą wyrażać się źle o drogim państwie komunistycznym, które odeszło.
Ale nic zawsze tak było. Podczas II Wojny Światowej Sowieci byli więcej niż tylko militarnym sojusznikiem; ich antynazistowska propaganda była z łatwością przyjmowana przez innych aliantów, gdyż służyła wszystkim ich celom.
Musi być zrozumianym, że rosyjscy komuniści i niemieccy faszyści toczyli długotrwałą walkę propagandową, zarówno przed paktem Hitlera i Stalina o nieagresji, jak i oczywiście po wybuchu wojny. Tak Stalin, jak i Hitler byli ludźmi zdolnymi, całkiem biegłymi w propagandzie. Pomimo to, pozostałości akceptacji sowieckiej propagandy trwają do dnia dzisiejszego.
Na przykład, kiedy widzimy niemiecki plakat antykomunistyczny, najprawdopodobniej natychmiast go odrzucimy, jako paranoiczną niemiecką propagandę antykomunistyczną.
Czy mimo to jesteśmy w stanie odrzucić podobną sowiecką pracę, jako paranoidalną, antyfaszystowską propagandę? Problem polega na tym, że trudno nam zdać sobie sprawę z tego, że antyniemiecka propaganda Stalina była tak samo jadowita, jak antysowiecka propaganda Hitlera i że jako zwycięzcy Sowieci zdołali wprowadzić swą propagandę do książek historycznych jako fakt.
Lecz wszelkie oskarżenia i kontr-oskarżenia uczynione podczas II Wojny Światowej muszą być ponownie przejrzane. I te przejrzenia muszą obejmować te oskarżenia nazistów o ludobójstwo, w których musieliśmy w większości polegać na sowieckich informacjach – szczególnie w odniesieniu do Auschwitz, jak również innych obozów znajdujących się w Polsce (Majdanek, Bełżec, Chełmno. Treblinka i Sobibór). Jeśli sowieci wyolbrzymili liczbę zgonów w Auschwitz, to kto może zaświadczyć, że nie zrobili tego również w odniesieniu do innych obozów?
Dlaczego mieliby oni wyolbrzymiać Auschwitz czterokrotnie, a potem być brutalnie uczciwi odnośnie Treblinki? Abym jednak nie wyglądał nie w porządku muszę dodać, iż nasza własna armia i wydział propagandy nie siedzieli bezczynnie i nie pozwolili Sowietom, by mieli oni całą radość z tej ohydnej propagandy. Po wojnie twierdzono, że w obozie w Dachau gazowano łudzi. Faktycznie, armia nakręciła kilka filmów propagandowych wspierających tę koncepcję.
Narrator filmu wykonanego przez armię: „W uporządkowanych rzędach ułożone byty ubrania więźniów, którzy zostali uduszeni w śmiertelnej komorze gazowej. Przekonano ich, by zdjęli swe rzeczy pod pretekstem wzięcia prysznica, dla którego dostarczono ręczniki i mydło”.
Pomimo tego nie twierdzi się już obecnie, że ktokolwiek kiedykolwiek zmarł w komorze gazowej w Dachau. Jest to jasny przypadek propagandy wojennej. Należy także dodać, by zachować uczciwość, że to Brytyjczycy torturami uzyskali wyznania Rudolfa Hoessa, komendanta Auschwitz, zanim przekazali go Sowietom. Zostało to potwierdzone w książce opublikowanej w 1983 r., zatytułowanej „Legion of death”, zawierającej wspomnienia brytyjskiego sierżanta Bernarda Clarka, który chwali się, iż w celu wydobycia z niego wyznania torturowano go i zastraszano jego rodzinę.
Przywodzi nas to z powrotem do Auschwitz. To tutaj, za budynkiem, o którym tak wiele mówiliśmy, za rzekomą komorą gazową, za kierowanie obozem koncentracyjnym powieszony został Hoess. Lecz czy możemy teraz powiedzieć, że był to wyrok sprawiedliwy, gdy głównym dowodem były zeznania uzyskane w wyniku tortur i zrekonstruowany schron przeciwlotniczy?
Być może odpowiecie, że wyrok był sprawiedliwy, skoro Hoess rzeczywiście prowadził obóz internowania, w którym ludzie w dużej liczbie umierali na choroby oraz z niedożywienia.
Jeśli jednak uważasz internowanie obywateli za ich przynależność rasową za przestępstwo warte powieszenia, co wówczas należałoby zrobić z żołnierzami amerykańskimi, którzy w Stanach Zjednoczonych kierowali obozami internowania dla Amerykanów pochodzenia japońskiego?
A jeśli uważasz kierowanie obozem z tak wysoką liczbą zgonów za przestępstwo, które powinno być karane śmiercią, to co należałoby uczynić z generałem Eisenhowerem i jego żołnierzami, którzy prowadzili po II Wojnie Światowej obozy więzienne, w których od kilkuset do miliona Niemców zmarło od chorób i z niedożywienia?
Obozów, które skłoniły Ernesta Fishera – porucznika ze 101 Dywizji Powietrznej i byłego starszego historyka z Armii Stanów Zjednoczonych – do uwagi, jaką poczynił w niedawno wydanej książce „Other Losses„: „Rozpoczynając w kwietniu 1945 roku, Armia Stanów Zjednoczonych i armia francuska przypadkowo zniszczyły około miliona ludzi, większość z nich w obozach amerykańskich. Nienawiść Eisenhowera przeszła przez soczewki uległej biurokracji wojskowej i stworzyła horror obozów śmierci, nieznany dotąd w wojskowej historii Ameryki…(…)…olbrzymie przestępstwo wojenne".
Jasnym jest, że tym, co odróżnia Auschwitz od tego, co zrobili Amerykanie jest koncepcja eksterminacji, ludobójstwa, ludobójcze komory gazowe. Jeśli usuniecie eksterminację z równania Auschwitz, jesteście pozostawieni z tragedią, tak, ale nie wyjątkową tragedią – przestępstwem wojennym, które zostało zduplikowane przez Aliantów podczas II Wojny Światowej.
Nasze, więc pytanie dotyczące autentyczności komory gazowej w głównym obozie w Auschwitz nabiera wielkiego znaczenia. Czy była to prawdziwa komora gazowa, czy prosty schron przeciwlotniczy przerobiony tak, by wyglądał jak komora?
I jeśli w tym krótkim video nie dotarliśmy do definitywnych odpowiedzi na to pytanie, to przynajmniej miejmy nadzieję, iż to pokazałem – jest to jak najbardziej legalne pytanie, by je zadać. A chociaż mogą nie istnieć jakieś prosie odpowiedzi, jedna rzecz jest pewna: sprawa ta jest daleka od zakończenia.
Źródło →
**************************************************************************************
Czytaj także: Mit holokaustyczny i jego zadanie:
http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=1&t=3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.