Lovecraft - Koty i psy


(CATS AND DOGS)

(Data powstania: 23 listopada 1926)


Usłyszawszy, że w Klubie Niebieskiego Ołówka ma się odbyć pojedynek kotów i psów  [1] — w waszym kręgu być może nowość, lecz w świecie amatorów rzecz znana — trudno mi powstrzymać się przed wydaniem paru Tomaszowych  [2] bojowych skowytów i syków w obronie mego zdania w dyspucie, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że słowo sędziwego eksczłonka nie ma na tyle dużej wagi, by stawić czoła błyskotliwości wciąż aktywnych towarzyszy, szczekających po stronie przeciwnej. Świadom mej nieudolności w dyskusjach, mój nieoceniony korespondent, kustosz James Ferdinand Morton z Paterson, przesłał mi relację z podobnego sporu na łamach „New York Tribune”, w którym pan Carl Van Doren staje po mojej stronie, zaś pan Albert Payson Terhune  [3] sprzyja psiemu plemieniu. Z tejże pozwolę sobie z radością podkraść niezbędne dane; przy tym wszystkim pan Morton wykazał się iście makiawelicznym wyrachowaniem i zaopatrzył mnie jedynie we fragment kociej strony dysputy, podczas gdy psią część otrzymałem w całości. Bez wątpienia wyobraża on sobie, iż taki zabieg, w świetle mych dobitnych poglądów, stanowi coś na kształt ostatecznej sprawiedliwości; dla mnie jednakże jest to wyjątkowa niedogodność, gdyż zmusza do bycia w kilku dalszych uwagach bardziej lub mniej oryginalnym.

Dla mnie między psami i kotami istnieje tak wielka różnorodność wyboru, że nigdy nie przyszłoby mi do głowy porównywać obie grupy. Nie żywię żadnej niechęci wobec psów, tak samo jak wobec małp, ludzkich istot, Murzynów, krów, owiec czy pterodaktyli; niemniej wobec kota już od najdawniejszych czasów mego niemowlęctwa wykazywałem szczególny szacunek i uczucie. W jego nieskalanym wdzięku i wyższej samowystarczalności dostrzegałem symbol doskonałego piękna i obojętnej bezosobowości (jeśli być obiektywnym) samego wszechświata; w jego aurze cichej tajemnicy drzemie wszelka cudowność i fascynacja, jakich dostarcza nieznane. Pies odzwierciedla tanie i prozaiczne uczucia; kot jest symbolem najgłębszych pokładów wyobraźni oraz kosmicznej percepcji ludzkiego umysłu. Nie jest przypadkiem, że pogrążeni w refleksji Egipcjanie, wraz z późniejszymi duchami, takimi jak Poe, Gautier, Baudelaire i Swinburne — wszyscy byli szczerymi wyznawcami gibkiego kota.

Rzecz jasna preferencje w kwestii kotów i psów zależą całkowicie od temperamentu i punktu widzenia. Pies jawi mi się jako ulubieniec płytkich, sentymentalnych, uczuciowych, demokratycznych osób — ludzi, którzy bardziej czują, niż myślą, którzy przywiązują wagę do ludzkości oraz powszechnych, konwencjonalnych uczuć prostych ludzi i którzy znajdują największe pocieszenie w przywiązaniu do przymilania się i pozostawania w zależności od kogoś w towarzystwie. Takie osoby żyją w świecie ograniczonej wyobraźni, akceptując bezkrytycznie wartości powszechnego folkloru i za każdym razem przedkładając łechtanie swych naiwnych przekonań, uczuć i uprzedzeń nad czysto estetyczną i filozoficzną przyjemność płynącą z rozeznania, kontemplacji i poznania surowego piękna absolutnego. Nie śmiem bynajmniej twierdzić, że tańsze emocje nie drzemią również w przeciętnej miłości do kotów, lecz pragnę po prostu wskazać, że w ailurofilii istnieje podstawa prawdziwego estetyzmu, której kynofilia  [4] nie posiada. Prawdziwy miłośnik kotów to ktoś, kto żąda wyrazistszego dopasowania do wszechświata, niż to, które zapewniają frazesy gospodarstw domowych; kto nie jest w stanie przełknąć sentymentalnego przekonania, że wszyscy dobrzy ludzie kochają psy, dzieci i konie, a wszyscy źli ludzie ich nie lubią lub są przez nie nielubiani. Nie ma zamiaru czynić siebie oraz swych prostych uczuć miarą uniwersalnych wartości lub pozwolić na to, by płytkie poglądy etyczne wypaczyły jego osąd. Jednym słowem: prędzej okaże podziw i szacunek, niż wylewność i szaleńczą miłość; nie popadnie też w błędne myślenie, że bezcelowa towarzyskość oraz przyjaźń, niewolnicze oddanie oraz posłuszeństwo stanowią coś, co samo w sobie godne jest podziwu i pochwały. Na tych pospolitych, służalczych i plebejskich atrybutach opierają swoje argumenty miłośnicy psów, oceniając, co zabawne, inteligencję zwierzaka na podstawie tego, w jak dużym stopniu spełnia on ich życzenia. Miłośnicy kotów nie łudzą się w ten sposób, odrzucając myśl, że kulenie się ze służalczości i ostrożne dotrzymywanie kroku swemu panu to największe zalety. Skłonni są za to wielbić arystokratyczną niezależność, poczucie godności i wyraźną osobowość w połączeniu z wyjątkową gracją i pięknem, które uosabia chłodny, gibki, cyniczny i nieokiełznany władca dachów.

Osoby o pospolitych poglądach — pozbawieni wyobraźni dostojni mieszczanie, zadowoleni z codziennego obrotu spraw, trzymający się powszechnego credo sentymentalnych wartości — zawsze będą miłośnikami psów. Dla nich nigdy nic nie będzie ważniejsze niż oni sami oraz ich własne prymitywne uczucia, nigdy też nie porzucą okazywania szacunku zwierzęcemu towarzyszowi, który w najdoskonalszy sposób je odzwierciedla, tudzież zawsze będą go wychwalać. Takie osoby zatopione są w wirze wschodniego idealizmu i poniżenia, który doprowadził do ruiny cywilizacje klasyczne w Wiekach Ciemnych  [5], i żyją w posępnym świecie abstrakcyjnych, sentymentalnych wartości, w których ckliwe złudzenia potulności, oddania, łagodności, braterstwa oraz pełnej skomlenia pokory urastają do rozmiarów najwyższych cnót, a cała fałszywa etyka i filozofia oparte są na wynikłych z lęku reakcjach mięśniowego układu zginającego. To dziedzictwo, narzucone nam, o ironio, gdy rzymscy politycy w późnych czasach imperium wynieśli do władzy wiarę bitych i złamanych ludzi, w naturalny sposób silnie włada słabymi i sentymentalnie bezmyślnymi; i całkiem możliwe, że osiągnęło szczyt w bezbarwnym dziewiętnastym stuleciu, kiedy ludzie chętnie wychwalali psy, „ponieważ są tak ludzkie” (jakby podobieństwo do człowieka było jedynym obowiązującym standardem wartości!), a Edwin Landseer  [6] namalował setki wymuskanych Burków, Maksów czy Azorów z całą tą właściwą ludziom trywialnością, małostkowością i „słodkością” znakomitych Wiktorian.

Lecz pośród tego chaosu intelektualnego i emocjonalnego płaszczenia się garstka wolnych dusz od zawsze starała się hołdować dawnym, cywilizowanym ideałom przyćmionym przez średniowiecze — surowej, klasycznej lojalności wobec prawdy, siły oraz piękna reprezentowanym przez jasny umysł i nieustraszonego ducha żyjącego pełnią życia Aryjczyka Zachodu, stającego wobec majestatu, urokliwości i obojętności Natury. Oto dojrzała, silna estetyka i etyka mięśni prostujących — śmiałe, pełne optymizmu, asertywne wierzenia i preferencje dumnych, dominujących, niezwyciężonych i nieulękłych zdobywców, łowców i wojowników — która niewiele ma do zaoferowania hipokryzji i skomleniom braterskiego, czułostkowego rozjemcy i zalęknionego sentymentalisty. Piękno i wystarczalność — bliźniacze cechy samego kosmosu — są bogami dla arystokraty i poganina; wyznawca tych odwiecznych własności nie odnajdzie doskonałych cnót w poniżeniu, uwiązaniu, podległości i emocjonalnym nieuporządkowaniu. Taki wyznawca będzie szukał tego, co w najlepszy sposób ucieleśnia urok gwiazd, światów, lasów, mórz i zachodów słońca, oraz tego, co najpełniej wyraża łagodność, dostojność, skrupulatność, samowystarczalność, okrucieństwo, niezależność i pogardliwą, kapryśną, wszechwładną Naturę. Piękno… chłód… rezerwa… filozoficzna równowaga… samowystarczalność… nieokiełznana pełnia władzy i boska maestria… gdzie indziej odnajdziemy to wszystko choć w połowie tak doskonale i w pełni wcielone jak w niezrównanym i chyżo przemykającym kocie, który realizuje swoją orbitę z nieustępliwą i skromną pewnością planety w nieskończoności?

To, że psy są bliskie pozbawionemu wyobraźni chłopu i mieszczaninowi, podczas gdy koty stanowią obiekt uwielbienia wrażliwego poety, arystokraty czy filozofa, stanie się jasne w chwili, gdy zastanowimy się nad kwestią biologicznych związków. Praktyczny lud plebejski osądza rzeczy jedynie po bezpośrednim dotknięciu, posmakowaniu czy powąchaniu; natomiast bardziej wrażliwi kształtują swe oceny przez obrazy i koncepcje, które dany obiekt przywołuje w ich umysłach. Jeśli rozważyć psy i koty, beznamiętny prostak widzi przed sobą tylko dwa zwierzęta, opierając swą przychylność na wzajemnym stopniu przystosowania obu stworzeń do jego ckliwych, nieukształtowanych idei etyki, przyjaźni i schlebiającej im służalczości. Z drugiej strony arystokrata oraz myśliciel widzi każde ze zwierząt w grupie, do której ono naturalnie przynależy, i nie jest w stanie nie zauważyć, że w wielkiej hierarchii organicznego życia psy stoją obok brudnych wilków, lisów, szakali, kojotów, psów dingo i likaonów, podczas gdy koty kroczą dumnie pośród władców dżungli i mają za krewnych wyniosłego lwa, sprężystego lamparta, królewskiego tygrysa, zgrabną panterę i jaguara. Psy są hieroglifami ślepego uczucia, niższości, służalczego przywiązania i towarzyskości — atrybutami ludzi pospolitych, pełnych naiwnych namiętności i niedorozwiniętych pod kątem intelektu i wyobraźni. Koty to runy piękna, nieuległości, cudu, dumy, wolności, niewzruszoności, samowystarczalności i wykwintnej osobowości — cech ludzi wrażliwych, oświeconych, umysłowo rozwiniętych, pogańskich, cynicznych, poetyckich, filozoficznych, beznamiętnych, zachowujących się z rezerwą, niezależnych, nietzscheańskich, niezłamanych, cywilizowanych, wyższej klasy. Pies to chłop, a kot to arystokrata.

W gruncie rzeczy na podstawie stosunku do psów i kotów możemy wręcz określić charakterystykę i skłonności całej cywilizacji. Dumny Egipt, gdzie faraon faktycznie był faraonem, na którego skinienie wznoszono wyśnione przezeń pełne piękna piramidy, bił pokłony przed kotem, zaś w Bubastis powstawały świątynie bogini tych zwierząt. W cesarskim Rzymie pełen wdzięku lampart był ozdobą większości wytwornych domostw, wylegując się w atrium, dumnie piękny, ze złotym kołnierzem i łańcuchem na szyi; z kolei po epoce Antoninów zaczęto sprowadzać z Egiptu i uwielbiać jako rzadki i kosztowny towar luksusowy właściwego kota. Tyle, jeśli mowa o ludziach dominujących i oświeconych. Jednakże gdy dochodzimy do średniowiecza, oprócz nacisku na przesąd, ekstazę, ubóstwo życia i plecenie głupot o świętych i ich relikwiach, odkrywamy, że ludzie mają w bardzo niskim poważaniu chłodny i bezosobowy wdzięk kociego rodu; widzimy smutne widowisko nienawiści i okrucieństwa okazywanego tym pięknym, małym stworzeniom, którym zaleta łowienia myszy jako jedyna wywalczyła tolerancję pośród tępaków nieznoszących ich pełnego godności chłodu i obawiających się skrytej i nieokreślonej niezależności traktowanej jako coś pokrewnego ciemnym mocom czarnoksięstwa. Ci grubiańscy niewolnicy wschodniej ciemnoty nie byli w stanie znieść czegoś, co nie służyło ich tanim uczuciom i marnym celom. Żądali od psa, by się przymilał, chodził na łowy, przynosił oraz taszczył, i nic im było po kocim darze wiecznego i bezinteresownego piękna, będącego pokarmem dla ducha. Można sobie wyobrazić, jak bardzo nienawidzili niesamowitą skłonność do śnienia, nieśpieszność, odprężenie i pogardę dla trywialnych ludzkich celów i zmartwień. Rzuć patyk, a służalczy pies z wywieszonym jęzorem, choćby wydawał ostatnie tchnienie i ledwo powłóczył nogami, przyniesie ci to, co rzuciłeś. Zrób to samo przy kocie, a zmierzy cię jedynie grzecznym, niewzruszonym spojrzeniem, z odrobiną leniwego rozbawienia w oczach. I tak samo jak podrzędni ludzie wolą podrzędne zwierzęta, które ganiają w podnieceniu, bo ktoś coś zechce, tak samo doskonalsi ludzie szanują doskonalsze zwierzę, żyjące swym własnym życiem i wiedzące doskonale, że dziecinne rzucanie kijków obcych dwunogów nic go nie interesuje i nie jest warte jego uwagi. Pies szczeka, prosi, tarza się, żeby cię rozbawić, gdy uderzasz w surowy ton. Sprawia to przyjemność kochającemu potulność chłopu, który uwielbia, jak łechce się jego poczucie godności i wartości. Kot, z drugiej strony, wciąga cię w uroczą grę tylko dla własnej korzyści, kiedy sam pragnie być rozbawiony; zmusza cię do ganiania po pokoju z papierkiem na sznurku, gdy ma ochotę na ćwiczenia, jednocześnie nie zwracając uwagi na twoje zachęty, kiedy sam nie jest w nastroju. To właśnie jest osobowość, indywidualność i poczucie godności — cicha wyniosłość stworzenia, którego życie jest w jego własnych, a nie twoich rękach; doskonalsza osoba dostrzega i ceni tę postawę, ponieważ sama jest wolnym duchem, z pewną pozycją, której jedynym zwierzchnikiem jest jej własne dziedzictwo oraz poczucie estetyki. Jednocześnie można dostrzec, że pies podoba się wszystkim prymitywnym, kierującym się emocjami duszom, których głównymi potrzebami we wszechświecie są: pusta afektacja, bezcelowa towarzyskość, schlebiająca im uwaga oraz służalczość; podczas gdy kot rządzi pośród bardziej skłonnych do refleksji i fantazji duchów, proszących wszechświat wyłącznie o zdolność obiektywnego dostrzegania poruszającego, odwiecznego piękna oraz żywotnego symbolizowania obojętnego, nieustępliwego, niewzruszonego, nieśpiesznego i bezosobowego porządku oraz wystarczalności. Pies daje, kot jest.

Prosty lud zawsze kładzie zbyt duży nacisk w życiu na czynnik etyczny i w sposób zgoła naturalny rozszerza go na świat własnych zwierząt. Zgodnie z tym spostrzeżeniem słyszymy często bezmyślne stwierdzenia na korzyść psów z racji tego, że są wierne, natomiast koty — zdradzieckie. Co to tak naprawdę oznacza? Gdzie szukać punktów odniesienia? Pies ma tak mało wyobraźni i osobowości, że nie zna żadnych motywów poza tymi, które przyświecają jego panu; ale jakiż wysublimowany umysł będzie w stanie dojrzeć zaletę w tej głupiej abnegacji przywileju urodzenia? Rozeznanie w tej kwestii z pewnością daje laur pierwszeństwa doskonalszemu kotu, który ma w sobie zbyt wiele naturalnej godności, by zaakceptować układ rzeczy inny niż swój własny, i który konsekwentnie nie dba ani krztynę o to, co jakiś pokraczny człowiek myśli, czego sobie życzy albo czego od niego oczekuje. Nie jest to zdrada, gdyż zdrada oznacza odstępstwo od pewnego jawnie przyjętego zobowiązania, a kot nigdy nie obiecywał wierności niczemu poza własnymi nieśpiesznymi pragnieniami. Kot jest realistą, ale nie hipokrytą. Bierze to, co sprawia mu przyjemność, i tylko wtedy, kiedy sam pragnie jej zaznać — nie składa żadnych obietnic. Nigdy nie doprowadza do sytuacji, byś oczekiwał od niego więcej, niż jest w stanie dać, a jeśli sam zachowujesz się jak tępi Wiktorianie i uznajesz jego mruczenie i ocieranie — wyrazy samozadowolenia — za oznaki ulotnej miłości do ciebie, nie ma w tym żadnej jego winy. Ani przez chwilę nie ma zamiaru rozbudzać w tobie wiary, że pragnie od ciebie czegoś więcej niż jedzenia, ciepła, schronienia i rozrywki — i z pewnością ma słuszność, krytykując twój rozwój poczucia estetyki i wyobraźni, jeśli uważasz jego grację, piękno oraz rozpogadzający wpływ jego czarowności za niedostatecznie sowite wynagrodzenie za to, co mu dajesz. Miłośnik kotów nie powinien dziwić się miłości innych ludzi do psów — co więcej, sam może posiadać tę cechę; psy bowiem często są bardzo urodziwe i równie sympatyczne pod kątem protekcjonalnym, co wierny, stary sługa lub dzierżawca w oczach pana. Trudno mu jednak nie czuć zdumienia tymi, którzy nie podzielają jego miłości do kotów. Kot jest tak wybitnym symbolem piękna i doskonałości, że wydaje się niemal niemożliwe, by jakikolwiek prawdziwy esteta czy kulturalny cynik nie wielbił tego zwierzęcia. Nazywamy siebie „panem” psa — lecz czy ktoś kiedykolwiek odważył się nazwać siebie „panem” kota? Psa posiadamy — jest z nami jako niewolnik i niższa istota, ponieważ chcemy, by miał taki status. Kota natomiast gościmy i zabawiamy — stanowi ozdobę naszego ogniska domowego jako równy nam gość oraz współlokator, ponieważ to on pragnie mieszkać właśnie w tym domu. Żadne to pochlebstwo być bez sensu ubóstwianym panem psa, któremu ubóstwiać każe instynkt, natomiast wyraźny to zaszczyt być wybranym na przyjaciela i powiernika przez filozoficznego kota, będącego samemu sobie panem i mogącego wybrać innego kompana, jeśli uzna nas za niedostatecznie miłych i interesujących. Wydaje mi się, że ślad po wielkiej prawdzie dotyczącej większej godności kota wkradł się do folkloru w wykorzystaniu nazw „kot” i „pies” w wyrażeniach określających hańbiące zachowania. Podczas gdy słowa „kot” nigdy nie wykorzystywano jako swego rodzaju pejoratywnego terminu w sposób bardziej poważny niż w odniesieniu do lekko złośliwej i nieszkodliwie chytrej plotkary i komentatorki  [7], słowa „pies” i „kundel” zawsze łączono z nikczemnością, hańbą i zepsuciem najpoważniejszego gatunku. Podczas krystalizacji tego nazewnictwa niewątpliwie obecne było w głowie ogółu pewne mgliste, na poły uświadomione zrozumienie faktu, że da się wyczuć drzemiące pokłady chytrego, skomlącego, przymilnego i służalczego braku godności, na które żaden krewny lwa ani lamparta by się nie zdobył. Kot może nisko upaść, ale pozostanie niezłomny. Niczym Nordyk pośród ludzi, należy do tych, co albo sami rządzą własnym życiem, albo umierają.

Wystarczy spojrzeć analitycznym okiem na oba zwierzęta, by się przekonać, że zalety piętrzą się po stronie kota. Piękno, które prawdopodobnie jest jedynym czynnikiem o podstawowym znaczeniu w całym kosmosie, winno być naszym głównym kryterium; a na tym polu kot wyróżnia się tak znakomicie, że tracą sens wszelkie porównania. To prawda, niektóre psy w dość pokaźnym stopniu posiadają atrybuty piękna, lecz nawet najwyższy stopień psiego piękna znajduje się dużo poniżej kociej średniej. Kot jest klasyczny, zaś pies — gotycki; nigdzie w świecie zwierzęcym nie odkryjemy tak pełnej hellenistycznej perfekcji formy, z anatomią dostosowaną do funkcji, jak u przedstawicieli kociego rodu. Kot to dorycka świątynia — jońska kolumnada — w pełnym klasycyzmie jej strukturalnej i zdobnej harmonii. I jest to prawda zarówno pod względem kinetycznym, jak i statycznym, sztuka bowiem nie zna niczego porównywalnego z urzekającą gracją najdrobniejszego kociego ruchu. Doskonały estetyzm najzwyklejszego kociego przeciągania się w lenistwie, pracowitego mycia pyszczka, figlarnego turlania i mimowolnych, lekkich poruszeń we śnie jest czymś równie przejmującym i żywotnym jak najlepsza poezja pastoralna czy malarstwo rodzajowe; z kolei bezbłędna precyzja jego susów i skoków, biegów i polowań, posiada w sobie wartość sztuki o bardziej uduchowionym charakterze. To jednak zdolność do wypoczynku i drzemki czyni kota czymś niesamowitym. Pan Carl Van Vechten w Peterze Whiffle’u przedstawia ponadczasową zdolność kota do wypoczywania jako wzór życiowej filozofii, zaś profesor William Lyon Phelps skutecznie uchwycił tajemnicę kociego rodu w słowach, że kot nie tylko leży, lecz „rozlewa się ciałem po podłodze niczym woda wypływająca ze szklanki”. Jakie inne stworzenie w taki sposób połączyło estetykę z mechaniką i hydrauliką? Zestawmy z powyższym głupawe dyszenie, sapanie, niezgrabne ruchy, ślinienie, drapanie i ogólną niezdarność przeciętnego psa z jego miriadami fałszywych i bezcelowych ruchów. Natomiast pod względem czystości drobiazgowy kot wyprzedza psa nieporównanie. Zawsze uwielbiamy dotykać kota, ale tylko człowiek niewrażliwy jest w stanie za każdym razem jednakowo mile widzieć rozgorączkowane, wilgotne trącania nosem oraz skrobanie łapą brudnego i zapewne niepozbawionego przykrego zapachu psa, który podskakuje, robi wokół siebie zamieszanie i wije się dokoła w niezgrabnym rozochoceniu bez żadnego szczególnego celu, tylko dlatego, że ślepe centra nerwowe otrzymały jakiś nieznaczący bodziec. W całej tej psiej furii wyczuwa się męczący przesyt złych manier — dobrze urodzeni ludzie nikogo nie trącają łapami i nie maltretują. Kot z kolei za każdym razem udowodni, że jest łagodny i powściągliwy w swoich działaniach, a także delikatny nawet wtedy, gdy z gracją i wyszukanym mruczeniem wślizguje się na twe kolana lub wskakuje zmyślnie na biurko, gdzie piszesz, aby igrać z twym piórem miarowymi, na poły poważnymi, na poły żartobliwymi pacnięciami. Nie dziwię się, że Mahomet, ów szejk nieskazitelnych manier, kochał koty za ich wyrafinowanie i nie przepadał za psami ze względu na ich grubiaństwo; lub że koty są ulubieńcami w kulturalnych krajach łacińskich, natomiast psy wiodą prym w ociężałej, praktycznej i opitej piwem Europie Środkowej. Spójrz, jak je kot, a potem popatrz na psa. Pierwszego trzyma w ryzach wrodzona i nieunikniona wykwintność, która przydaje odrobinę godności temu jednemu z najmniej chwalebnych spośród procesów. Z drugiej strony pies jest zgoła odpychający w swej zwierzęcej i niezaspokojonej zachłanności, dorównując leśnym krewnym w jawnym, bezwstydnym, łapczywym pochłanianiu jedzenia  [8]. Wracając do tematu piękna — czy nie jest to fakt dobitny, że podczas gdy wiele zwyczajnych psich rodów jest wyraźnie brzydkich, to żaden zdrowy i dobrze rozwinięty kot jakiegokolwiek gatunku nie może nie być piękny? Oczywiście na świecie istnieje wiele brzydkich kotów, te jednak stanowią indywidualne przypadki mieszania ras, niedożywienia, deformacji lub zranienia. Żadna wyobraźnia nie uzna chyba będącego w dobrym stanie przedstawiciela kociego rodu za coś choćby odrobinę nieatrakcyjnego — uwaga, którą można skontrastować przygnębiającym obrazkiem niemożliwie spłaszczonych buldogów, groteskowo długich jamników, ohydnie bezkształtnych, włochatych Airedale’ów  [9] i im podobnych. Oczywiście można powiedzieć, że każdy standard piękna jest względny — lecz zawsze pracujemy z takimi standardami, jakie osiągnęliśmy empirycznie, a porównując koty i psy w obrębie estetyki zachodnioeuropejskiej, nie możemy być niesprawiedliwi względem żadnego z nich. Jeśli jakieś nieodkryte plemię w Tybecie uzna Airedale’a za pięknego, a perskiego kota za ohydnego, nie będziemy wdawać się z nimi w dysputę na ich własnym terytorium — obecnie jednak mamy do czynienia ze sobą na własnym terenie, a tu werdykt nie wywoła wielu wątpliwości, nawet ze strony najbardziej zagorzałego kynofila. Taki ktoś zazwyczaj zbywa problem za pomocą paradoksu ubranego w epigramat i mawia: „Jaki ten miluś kochany, jaki piękny!”. Oto dziecinna skłonność do tego, co groteskowo i tandetnie „śliczne”, którą dostrzegamy w popularnych komiksach, dziwacznych lalkach oraz całej tej pokracznej tandecie z gatunku „Billikinów” czy „Krazy Katów”  [10] w „norach” i „przytulnych zakątkach” niedoszłego wyrafinowanego, kulturalnego wieśniactwa.

Jeśli mowa o inteligencji, dostrzec można przedstawianie przez wielbicieli psów zabawnych stwierdzeń — zabawnych, ponieważ w sposób naiwny mierzą oni to, co uznają za zwierzęcą inteligencję, za pomocą skali służalczości i podporządkowania ludzkiej woli. Pies przyniesie, kot — nie; dlatego (sic!) pies jest bardziej inteligentny. Psy można w dużo szerszym zakresie wytresować do występów w cyrku i sztukach wodewilowych, dlatego (o Zeusie, o Boski Szczycie!) są one umysłowo doskonalsze. Oczywiście jest to najzwyklejszy w świecie nonsens. Nie nazwiemy słabego duchem człowieka bardziej inteligentnym od niezależnego obywatela tylko dlatego, że możemy sprawić, że ten pierwszy zagłosuje, jak zechcemy, podczas gdy na niezależnego obywatela nie mamy wpływu, a mimo to niezliczona ilość osób stosuje pod każdym względem analogiczny argument w ocenie szarych komórek psów i kotów. Rywalizacja pod kątem służalczości jest czymś, do czego żaden szanujący się Mruczek czy Łatka nigdy się nie uciekły i jasne jest, że jakiekolwiek efektywne oszacowanie psiej i kociej inteligencji musi pochodzić z drobiazgowej obserwacji kotów i psów pozostających w stanie niezależnym — to znaczy nieobjętych zewnętrznym wpływem ludzkich istot — kiedy to opracowują pewne własne cele i wykorzystują ekwipunek umysłu, aby je osiągnąć. Gdy to uczynimy, nabierzemy bardzo zdrowego szacunku dla naszego pomrukującego przyjaciela spod kominka, który nie eksponuje zbytnio swoich pragnień ani interesów, ani też nie czyni wokół tych rzeczy wielkiej wrzawy; albowiem przy każdym pomyśle i zamiarze wykazuje chłodne jak stal i świadome połączenie intelektu, woli oraz wyczucia proporcji, które całkowicie zawstydza przelewanie się emocji i posłusznie wyuczane, sztuczne sztuczki „mądrego” i „wiernego” pointera czy owczarka. Zwróćcie uwagę, jak kot zdecyduje się wyjść za drzwi, spójrzcie, jak cierpliwie czeka na okazję, nie spuszczając wzroku z celu, nawet jeśli uzna za wskazane udawanie zainteresowania czym innym. Zwróćcie uwagę, jak jest zaangażowany w pogoń, i porównajcie jego wyrachowaną cierpliwość oraz ciche badanie terenu z hałaśliwym obijaniem się dokoła i drapaniem jego psiego rywala. Nieczęsto wraca z pustymi rękami. Wie, czego chce, i stara się zdobyć to w najbardziej efektywny sposób, nawet kosztem czasu — który filozoficznie uznaje za nieważny w bezcelowym kosmosie. Nie da rady go zniechęcić czy odwrócić jego uwagi — a wiemy, że pośród ludzi właśnie cecha umysłowej wytrwałości, owa zdolność trzymania się jednego wątku pomimo złożonych przeszkód jest uznawana za trafną oznakę intelektualnej żywotności i dojrzałości. Dzieci, stare baby, chłopi i psy błąkają się chaotycznie od jednej rzeczy do drugiej; koty i filozofowie trzymają się tematu. Kot również pod względem zaradności wykazuje wyższość. Psy można dobrze wytresować, by wykonywały pojedyncze polecenie, lecz psychologowie mówią nam wyraźnie, że automatyczne odpowiedzi na wspomnienie wpojone z zewnątrz nie są nic warte jako wskaźniki prawdziwej inteligencji. Aby osądzić abstrakcyjny rozwój mózgu, należy skonfrontować go z nowymi, nieznanymi warunkami i zobaczyć, jak dobrze jego własna siła pozwoli mu na osiągnięcie celu przez najzwyklejsze rozumowanie, bez obecności utartych szlaków myślowych. W takiej sytuacji kot po cichu obmyśli tuzin tajemniczych i skutecznych alternatyw, podczas gdy biedny Fido zaszczeka w zmieszaniu i zdumieniu, nie wiedząc, o co może chodzić. Nawet jeśli rover retriever przebije kota na polu sentymentalnego i pochlebczego uzyskania szacunku uratowaniem z płonącego domu niemowlęcia w iście kinowym stylu, faktem jest, że wąsaty i pomrukujący Czarnuch jest wyższym biologicznie organizmem — czymś pod względem fizjologicznym, jak i psychologicznym bliższym człowiekowi z uwagi na jego niezależność od ludzkich rozkazów, a w ten sposób zyskującym prawo do większego szacunku ze strony tych, co osądzają na podstawie czysto filozoficznych i estetycznych kryteriów. Potrafimy szanować i poważać kota, lecz nie szanujemy i nie poważamy psa, bez względu na to, który osobiście bardziej pasuje do naszych czułostkowych upodobań; jeżeli natomiast okażemy się bardziej estetami oraz analitykami niż przyziemnymi miłośnikami i emocjonalistami, szala niechybnie i całkowicie przechyli się na stronę kotka. Można dodać, że nawet powściągliwy i niezależny kot nie jest w żadnym razie pozbawiony sentymentalnego uroku. Jeśli pozbyć się niecywilizowanych skłonności etycznych — uprzedzeń „zdradzieckości” i „wstrętnego łowienia ptaków” — odkryjemy w „nieszkodliwym, pożytecznym kocie”  [11] sam szczyt radosnej symboliki domowej aury; natomiast małe kocięta staną się obiektami godnymi uwielbienia, idealizacji i pochwały w najbardziej rapsodycznych spośród daktyli i anapestów, jambów i trochejów  [12]. Ja sam, w mej starczej łagodności, przyznaję się do nadmiernej i zgoła niefilozoficznej skłonności do drobnych, czarnych jak węgiel kotków z dużymi, żółtymi oczami i nie mogę każdego takiego zwierzaczka nie popieścić, tak samo jak doktor Johnson nie mógł przejść chodnikiem obok słupka w płocie bez uderzenia weń  [13]. Podobnie, w wielu kotach znaleźć można coś całkiem analogicznego do obopólnej czułości, którą tak mocno darzy się czcią u psów, ludzkich istot, koni i podobnych stworzeń. Koty przywiązują się do pewnych osób, doświadczając od nich nieustannie zdarzeń sprawiających im przyjemność, w wyniku czego budują w sobie uznanie i przywiązanie względem tych person, objawiające się w przyjemnej ekscytacji na ich widok — nieważne, czy niosą jedzenie lub picie, czy też nie — oraz swoistemu zasępieniu podczas ich przedłużającej się nieobecności. Nieżyjący Tat z Allston oraz Malden, szary kompan naszej koleżanki z grona amatorów, pani Miniter, nie akceptował jedzenia pochodzącego z innego źródła niż jego pani, i raczej bywał głodny, niż uszczknął choćby kąsek z najżyczliwszej ręki pana Parkera  [14]. Niewątpliwie kochały go inne koty tego idyllicznego gospodarstwa; dobrowolnie ofiarowywał jedzenie jednemu z wąsatych przyjaciół, a jednocześnie w najdzikszy sposób komentował nawet najbardziej przelotne spojrzenie do swojej miski czarnego jak węgiel rywala, Śnieżynka. Jeśli ktoś zwróci uwagę na to, że te kocie uczucia w ostatecznym zestawieniu są „samolubne” i „nastawione na korzyść”, zapytajmy w odpowiedzi, ile to ludzkich uczuć, nie licząc tych wypływających bezpośrednio z prymitywnego instynktu, ma jakiekolwiek inne podstawy. Po wydaniu przez komisję werdyktu zerowej sumy ostatecznej, jesteśmy w większym stopniu zdolni powstrzymać się od naiwnej krytyki „samolubnego” kota.

Wybitne wewnętrzne życie oraz fantazja kota, skutkujące wybitnym opanowaniem, są dobrze znane. Pies to żałosne stworzenie, polegające jedynie na towarzystwie, całkowicie zagubione, jeśli nie żyje w stadzie lub u boku pana. Zostawcie go samego, a on, nie wiedząc, co robić, zacznie szczekać, wyć i truchtać dookoła, póki najzwyklejsze wyczerpanie nie przymusi go do snu. Kotu z kolei nigdy nie brakuje możliwości do osiągnięcia zadowolenia. Niczym wyższej klasy człowiek wie, jak być samotnym i szczęśliwym. Gdy wokół siebie nie znajduje nikogo, kto by go zabawił, samemu przystępuje do szukania rozrywki; i nikt naprawdę nie pozna kotów, jeśli ukradkiem nie ujrzy żywotnego, zwinnego kocięcia, któremu wydaje się, że jest samo. Jedynie po ukradkowym dojrzeniu uroku bezpretensjonalnej gonitwy za ogonem i swobodnego pomruku można w pełni zrozumieć czar wierszy, które Colerdige napisał bardziej w odniesieniu do ludzi niż kocich młodych:


(…) gibki duszek,

Co śpiewa, tańczy sam dla siebie  [15].

Całe tomy można napisać o kocich zabawach, wszak różnorodności i aspektów estetycznych takich figlarności jest nieskończona ilość. Starczy powiedzieć, że w tego typu rozrywkach wiele kotów objawiało przymioty i zachowania, które psychologowie autentycznie uznają za motywowane prawdziwym humorem i fanaberyjnością w najgłębszym znaczeniu tego słowa; tak więc wprowadzenie w życie zdania „kot by się uśmiał”  [16] nie musi być wcale niemożliwe, nawet poza granicami Cheshire  [17]. Krótko mówiąc, pies to niedoskonałe stworzenie. Niczym podrzędnej klasy człowiek, potrzebuje emocjonalnego bodźca z zewnątrz, musi stworzyć sobie coś sztucznego, by grało rolę boga i motywu. Z drugiej strony kot jest doskonały sam w sobie. Niczym ludzki filozof, jest samowystarczalnym bytem oraz mikrokosmosem. Jest rzeczywistym i zintegrowanym istnieniem, ponieważ sam się takim czuje i za takie się uważa, podczas gdy pies jest w stanie pojąć siebie jedynie w relacji względem czegoś innego. Smagnijcie pasem psa, a on poliże wam rękę — tfu! Ten zwierzak nie jest w stanie pojąć siebie w innej kategorii niż jako gorsza część organizmu, której wy jesteście częścią doskonalszą — nie przyjdzie mu nawet do łba oddać cios, tak samo jak wam nie przyjdzie na myśl tłuc się po głowie, kiedy los zsyła na was karę okazjonalnego bólu. Lecz uderzcie pasem kota, a ujrzycie, jak rzuci piorunujące spojrzenie, po czym odsunie się z sykiem, w urażonej godności i szacunku do siebie! Jeden cios więcej, a odda wam w odpowiedzi, jest bowiem równym wam arystokratą, który nie zniesie pogwałcenia jego osobowości i korpusu przywilejów. Przebywa w waszym domu tylko dlatego, że sam tego chce, być może nawet w ramach łaskawej uprzejmości. Kot lubi dom, nie was, gdyż filozofowie zdają sobie sprawę z tego, że ludzkie istoty w najlepszym razie są zaledwie pomniejszym dodatkiem do scenerii. Jeden krok za daleko, a porzuci was całkowicie. Źle pojęliście swój związek z nim, wydawało wam się, że jesteście jego panem, a prawdziwy kot nie zniesie takiego naruszenia dobrych manier. W następstwie będzie szukał kompanów o większym rozeznaniu i jaśniejszym spojrzeniu. Niechaj anemiczne osoby wierzące w „nadstawianie drugiego policzka” znajdują pocieszenie w kulącym się przed panem psie — albowiem dla krzepkiego poganina, z krwią w żyłach przepełnioną nordyckimi zmierzchami, nie ma drugiego zwierzęcia takiego jak kot; hardy rumak Frei, patrzący dumnie w twarz nawet Thorowi i Odynowi  [18], z refleksją malującą się w wielkich, krągłych oczach, jaśniejących żółcią lub zielenią.

A zatem, Panie (stosuję już liczbę pojedynczą, gdyż nie potrafię sobie wyobrazić, byś Ty, o Jakubie Ferdynandzie, miał w sobie prawdziwie kocie okrucieństwo i zaatakował tymi dziesięcioma z nawiązką stronami zasłużony klub, który nie uczynił Ci żadnej krzywdy), wierzę, iż nakreśliłem Ci w pełni różnorodne powody, dla których moim zdaniem, jak to zgrabnie ujął w zrytmizowanej frazie pan Van Doren: „dżentelmeni wolą koty”. Odpowiedź pana Terhune’a w następnym numerze „Tribune” zdaje mi się nie na temat; trudno w jakimkolwiek aspekcie uznać ją za obalenie faktów — jest to raczej zwyczajna afirmacja członkostwa autora w tej konwencjonalnej, „bardzo ludzkiej” większości, biorącej na poważnie uczucia i towarzystwo, cieszącej się byciem kimś ważnym dla innej żywej istoty, uzależniającej wartość czegokolwiek od przydatności dla ludzkich celów, nienawidzącej „pasożyta” z najzwyklejszych powodów etycznych, bez odwołania do prawa istnienia piękna dla samego siebie, a tym samym kochającej najszlachetniejszego i najwierniejszego przyjaciela człowieka, niezmiennego psa. Przypuszczam, że pan Terhune kocha również konie i niemowlęta, gdyż idą one zazwyczaj w parze z psem w wielkim credo skrajnych nacjonalistów, jako kluczowe obiekty przeznaczone do darzenia pozytywnym uczuciem przez każdego dobrego, miłego, prawdziwego mężczyznę ze szkoły bohaterów Arrow Collar i Harolda Bella Wrighta  [19], nawet jeśli samochód osobowy i pani Sanger  [20] uczynili wiele, aby obniżyć wartość konia z jednej, a niemowlęcia z drugiej strony.

Psy zatem są chłopami i pupilami chłopów; koty to arystokraci i pupile arystokratów. Pies jest dla tego, kto przedkłada proste uczucie, wyolbrzymioną etykę i humanocentryczność ponad surowe i bezinteresowne piękno, kto po prostu kocha „lud i ludowość” i nie ma nic przeciwko niezgrabności, jeśli tylko coś będzie prawdziwie do niego przywiązane. (Obraz psa nad grobem pana — por. Landseer, The Old Shepherd’s Chief Mourner). Dla kogoś, kto nie przepada zbytnio za tym, co przeintelektualizowane, ale zawsze jest szczery i rzadko kiedy stwierdza, że „Saddypost” czy „N. Y. World”  [21] są dla niego zbyt głębokie; kogoś, kto nie znosi Valentino, ale uznaje Douga Fairbanksa  [22] za idealnego na wieczorną rozrywkę. Przyzwoity… rzeczowy… porządny… myślący po obywatelsku… przywiązany do życia w rodzinie… (zapomniałem wspomnieć o radiu) normalny — oto rodzaj obrotnego człowieka, który winien znajdować w psach towarzyszy.

Kot jest dla arystokraty — czy to z urodzenia, czy ze skłonności, czy z obydwu powodów — podziwiającego swych towarzyszy-arystokratów (nawet jeśli Mały Belknap nieszczególnie przepada za Felisem  [23]). Dla kogoś doceniającego piękno jako jedyną witalną siłę w ślepym i bezcelowym wszechświecie, kogoś wielbiącego owo piękno pod każdą postacią, bez względu na sentymentalne oraz etyczne złudzenia chwili. Dla człowieka znającego pustotę uczucia i próżność ludzkich celów oraz aspiracji, który tym samym trzyma się wyłącznie tego, co rzeczywiste — tak jak piękno jest rzeczywiste, gdyż nie pretenduje do żadnej istotności i znaczenia poza uczuciem, które wzbudza, a także którym jest. Dla człowieka posiadającego poczucie dopasowania do kosmosu i nieproszącego o żadną fałszywą perspektywę wielkiej radości; który nie czuje się poruszony ckliwymi skrupułami konwencjonalnych uprzedzeń i kocha odpoczynek, siłę, wolność, zbytek, doskonałość, dostosowanie i zadumę; który jako silna, nieulękła dusza, życzy sobie czegoś, co będzie godne szacunku, a nie tego, co będzie lizało jego twarz i akceptowało następujące po sobie ciosy i głaskania; który poszukuje osobnika dumnego, pięknego i równego rangą pod względem indywidualizmu, a nie przestraszonego, skulonego satelity w hierarchii strachu, służalczości i oddania. Kot nie jest dla dynamicznego, napuszonego, drobnego robotnika z „misją”, lecz dla oświeconego, marzycielskiego poety, mającego świadomość, że świat nie zawiera nic naprawdę wartego działania. Miłośnik sztuk… koneser… dekadent, jeśli wolisz — w zdrowszej od tej epoce dla takich ludzi istniały zadania, toteż byli planistami, wodzami w owych chwalebnych pogańskich czasach. Kot jest dla tego, kto czyni różne rzeczy nie z pustego obowiązku, lecz dla potęgi, przyjemności, splendoru, magicznej fascynacji, urokliwości… dla harfiarza śpiewającego samotnie w noc starych bitew lub wojownika wyruszającego na takie bitwy dla zdobycia piękna, chwały, sławy i splendoru królewskiego dworu, nietrawionego żadnym cieniem słabości czy demokracji. Dla tego, który nie zyska ukojenia przez korzyści prozy życia i użyteczności, lecz żąda, by jego własne wysiłki cechowały się łatwością, pięknem, dominacją i doskonałością, która sama jedna czyni wysiłek wartym chwili. Dla kogoś, kto wie, że zabawa, nie praca, i wypoczynek, nie krzątanina, stanowią wielkie rzeczy w życiu; oraz że ciągły cykl starań służących temu, by starać się jeszcze więcej, stanowi gorzką ironię, którą cywilizowana dusza akceptuje w jak najmniejszym stopniu.

Piękno, wystarczalność, spokój i dobre maniery — czego więcej może wymagać cywilizacja? Ucieleśnia je wszystkie boski mały monarcha, wylegujący się w pełni chwały na jedwabnej poduszce przed kominkiem. Uroda i radość same dla siebie… duma, harmonia i koordynacja… duch, odprężenie i zupełność… wszystko to jest w nim zawarte i potrzeba zaledwie solidarnego rozwiania złudzeń, aby w pełni je uwielbić. Któraż w pełni cywilizowana dusza nie służyłaby z zapałem jako wielki kapłan Bast?  [24] Sadzę, że kocia gwiazda dopiero wschodzi w obecnych czasach powolnego wynurzania się z mrzonek o etyce i demokracji, które okrywały pomroką dziewiętnaste stulecie i wyniosły grzebiącego w ziemi, odstręczającego psa na szczyt sentymentalnego poważania. Czy renesans monarchii i piękna odbuduje naszą zachodnią cywilizację, czy może siły rozpadu są już zbyt potężne, żeby okiełznały je nawet faszystowskie idee — nikt nie jest w stanie stwierdzić; lecz w obecnym czasie pełnego cynizmu ujawniania prawdziwej natury świata, czasie pomiędzy fałszem dziewiętnastego stulecia a złowrogą tajemnicą nadchodzących dekad, mamy przynajmniej błysk dawnego pogańskiego spojrzenia i dawnej pogańskiej jasności i szczerości.

A jednym z bożków rozświetlanych przez ten błysk, piękny i uroczy na swym tronie marzeń z jedwabiu i złota pod chryzelefantynową  [25] kopułą, jest kształt o nieśmiertelnej chwale, któremu nie zawsze oddawano to, co należało mu się pośród krążących w ciemnościach śmiertelników… wyniosły, niezdobyty, tajemniczy, obfitujący we wspaniałości, babiloński, bezosobowy, wieczny towarzysz doskonałości i sztuki… okaz doskonałego piękna i brat poezji… łagodny, uroczysty, samowystarczalny i szlachetny kot.

23 listopada 1926

[1] Brooklyński Klub Niebieskiego Ołówka był podgrupą organizacji Narodowego Stowarzyszenia Prasy Amatorskiej, na którego spotkania Lovecraft uczęszczał za namową żony. Pewnego razu miała się odbyć dyskusja na temat zalet psów i kotów, HPL jednak nie mógł wziąć w niej udziału (przebywał w Providence). Napisał zatem niniejszy esej, aby zgromadzonym przeczytał go w imieniu autora James F. Morton.

[2] W krajach anglosaskich Thomas jest dosyć często spotykanym imieniem wśród kotów, o czym świadczy chociażby powstała w późniejszych czasach postać kota Toma z kreskówki Tom iJerry.

[3] Carl Van Doren (1885–1950) — amerykański biograf i krytyk. Albert Payson Terhune (1872–1942) — amerykański pisarz i dziennikarz, znany jako twórca postaci psa Lassie.

[4] Ailurofilia — uwielbienie kotów, kynofilia — uwielbienie psów.

[5] Wschodni idealizm = chrześcijaństwo; Wieki Ciemne = średniowiecze.

[6] Edwin Henry Landseer (1802–1873) — angielski malarz arystokrata, prócz psów malował konie i jelenie.

[7] W tym znaczeniu słowo „kot” nie funkcjonuje w języku polskim. Prawdopodobnie jedyne raczej negatywne znaczenie słowa „kot” w języku polskim odnosi się do szkolnego określenia nowicjusza, ucznia pierwszej klasy.

[8] Lovecraft wykorzystuje tu słowo wolf, które oznacza „wilk”, ale również „łapczywie jeść”.

[9] Dokładniej: airedale terierów. Bezkształtność tych psów wynika zapewne z tego, że mają długie pyski i szyje, szczupłą sylwetkę, a grube nogi.

[10] Dokładniej: „Billiken” — figurka mająca przynosić szczęście, zaprojektowana przez nauczycielkę amerykańską, Florence Pretz. Figurka wyglądała jak grubawy karzeł, siedzący z wyciągniętymi nogami, o spiczastych uszach, skośnych oczach i pojedynczej kępce włosów na łysej głowie. „Krazy Kat” — popularna postać kota z komiksów w „New York Evening Journal”, publikowanych w latach 1913–1944.

[11] William Shakespeare, Kupiec wenecki, akt 4, sc. 1, w. 55.

[12] Wszystkie te wyrazy oznaczają rodzaje stóp metrycznych w wierszach.

[13] To specyficzne natręctwo Samuela Johnsona (1709–1784), brytyjskiego leksykografa, rzekomo sprawiało, że danego dnia nie spadała na niego żadna choroba lub inna uciążliwość. Gdy któryś słupek uniknął ciosu, Johnson wracał na początek płotu i zaczynał od nowa.

[14] Edith Miniter — patrz Sylwetki znajomych Lovecrafta na końcu książki. Charles A. A. Parker był amatorskim pisarzem i wydawcą, który mieszkał z Miniter.

[15] Fragment pochodzi z niedokończonego poematu gotyckiego Samuela Taylora Coleridge’a (1772–1834) pt. Christobel.

[16] W angielskiej wersji tego powiedzenia to kot się śmieje, a nie koń.

[17] Nawiązanie do Kota-Dziwaka z Cheshire z Alicji wKrainie Czarów Lewisa Carrolla czy — ściśle rzecz biorąc — do nieco starszej legendy o kotach z hrabstwa Cheshire w Wielkiej Brytanii, które mają pod dostatkiem mleka i śmietany, toteż na co dzień spacerują, ukazując zęby w promiennym uśmiechu.

[18] Freja — nordycka bogini roślinności, płodności i miłości, do jej rydwanu zaprzęgnięte były małe białe koty. Thor — nordycki bóg burz i piorunów, Odyn — ojciec Thora, bóg wojny, poezji i magii.

[19]The Arrow Collar Man to określenie przystojnego mężczyzny z klasą, pojawiającego się w reklamach koszul i kołnierzy firmy Cluett Peabody & Company z Nowego Jorku. „Arrow Man” stał się symbolem „prawdziwego” mężczyzny. Harold Bell Wright (1872–1944) — prawdopodobnie pierwszy pisarz, który osiągnął gigantyczny sukces komercyjny. Pisał romanse sentymentalne rozgrywające się na Dzikim Zachodzie.

[20] Margaret Higgins Sanger (1879–1966) — amerykańska działaczka społeczna, feministka, zwolenniczka radykalnej kontroli urodzin i propagatorka antykoncepcji wśród kobiet.

[21] „Saddypost” = „Saturday Evening Post” (1897–1969), amerykańska gazeta ukazująca się dwa razy w miesiącu i publikująca dzieła popularnych autorów głównego nurtu. „N. Y. World” = „New York World” (1860–1931), dziennik będący głosem Partii Demokratycznej w Nowym Jorku, a zarazem pionier w dziedzinie dziennikarstwa nastawionego na sensację i rozrywkę.

[22] Rudolph Valentino (1895–1926) — włoski aktor, który zrobił wielką karierę w Ameryce, symbol seksu lat 20. XX w., kontrowersyjny ze względu na swój rzekomy biseksualizm i romanse. Douglas Fairbanks (1883–1939) — amerykański aktor filmowy znany z ról głównych bohaterów w filmach przygodowych.

[23] Felis to kot Franka Belknapa Longa.

[24] Bast, Bastet – w starożytnym Egipcie bogini miłości i płodności, przedstawiana w postaci kobiety z głową kota.

[25] Chryzelefantyna — antyczna technika rzeźbiarska, w której artysta wykorzystywał w głównej mierze złoto i kość słoniową. Słynny posąg Zeusa w Olimpii autorstwa Fidiasza był wykonany chryzelefantyną.

H.P. Lovecraft 

Koszmary i fantazje

Listy i eseje

Tłumaczenie: Mateusz Kopacz 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.