Pierwsze listy do Lucyliusza Seneka
zwykł kończyć cytatami różnych filozofów, przeważnie Epikura.
Stąd właśnie pochodzą te wypisy
Również i ja tak postępuję: z wielu
rzeczy, którem przeczytał, przyswajam tylko coś niecoś. Na dzień dzisiejszy na przykład przypada to, co
znalazłem u Epikura (mam zwyczaj bowiem zapuszczać się i do
cudzego obozu — nie jako zbieg, lecz jako wywiadowca). «Szacowna
to rzecz — powiada on — pogodne ubóstwo». Zaiste, nie jest to
ubóstwo, jeśli pozostaje pogodne! Doświadcza ubóstwa nie ten, kto ma niewiele, lecz ten,
który pożąda więcej. Bo i cóż mu zależy na tym, ile pieniędzy
ma w swej kasie, ile zboża złożył do spichrzów, ile trzody
hoduje, ile gotowizny wypożycza na procent, jeżeli wciąż czyha na
cudze, jeśli oblicza nie to, co już zdobył, lecz to, co jeszcze
zdobyć musi? «Jakaż więc jest miara bogactwa?» — pytasz.
Pierwsza — mieć to, co jest niezbędne; następna — mieć to, co jest wystarczające.
*
Lecz żeby już zakończyć niniejszy
list, przyjm ode mnie pewną wypowiedź, która w dniu dzisiejszym sprawiła mi zadowolenie. Także i ją
zapożyczyłem z cudzego ogródka. «Ubóstwo stosujące się do
prawa natury jest w rzeczywistości wielkim bogactwem». A czy wiesz,
do czego owo prawo natury ogranicza nasze potrzeby? Do tego, byśmy
nie łaknęli, nie byli spragnieni i nie ziębli. Żeby zaś
zaspokoić głód i pragnienie, nie musimy obsiadywać znakomitych
domów ani znosić przykrej pyszałkowatości czy też czyjejś
poniżającej uprzejmości; nie musimy myszkować po morzach ani zaciągać się do służby wojskowej:
to, czego wymaga natura, jest łatwe do zdobycia i zupełnie bliskie.
Mozołu wymagają tylko rzeczy zbędne. One to niszczą nasze togi,
one to zmuszają nas do starzenia się w namiotach, one gnają nas ku
obcym wybrzeżom. Tymczasem wszystko, co wystarcza, znajduje się tuż
pod ręką. Kto z ubóstwem zostaje w dobrej zgodzie, jest bogaczem.
*
Lecz iżbym podzielił się z tobą
zyskiem swoim także z dnia dzisiejszego, przedłożę ci znalezioną
u naszego Hekatona wypowiedź, iż opanowanie pożądań jest
równocześnie środkiem zaradczym przeciw lękowi. «Przestaniesz
bać się — wywodzi — jeśli porzucisz swe oczekiwania» .
Powiesz na to: «W jakiż sposób te tak różne rzeczy chodzą w
parze ze sobą?» A jednak tak jest, mój Lucyliuszu: chociaż wydają
ci się różne, są złączone ze sobą. Podobnie jak posterunki
wartownicze jednoczy z resztą żołnierzy ścisła więź, również
i te tak odmienne od siebie rzeczy mogą przejawiać się razem:
oczekiwaniom towarzyszy strach. I wcale się nie dziwię, że one
kroczą obok siebie: jedno i drugie jest właściwością umysłu
chwiejnego, jedno i drugie jest wyrazem zaniepokojenia spodziewaną
przyszłością. Najważniejszą zaś przyczynę ich obu stanowi to,
że nie zadowalamy się teraźniejszością, natomiast wybiegamy
myślami w odległą przyszłość. W ten sposób wychodzi na zło
przezorność, najlepsza rękojmia pomyślności człowieka! Dzikie
zwierzęta, kiedy widzą niebezpieczeństwa, uciekają; a kiedy już
uciekły, znów czują się bezpieczne. My zaś niepokoimy się tak
przyszłością, jak i przeszłością. Wiele dóbr naszych wychodzi
nam na szkodę, albowiem pamięć wciąż na nowo sprowadza udrękę
strachu, a przezorność przewiduje ją też na przyszłość. Nie ma
nikogo, kto by się czuł nieszczęśliwy wyłącznie
ze względu na teraźniejszość.
*
Znakomite jest też i trzecie zdanie
użyte przez Epikura, gdy pisał do jednego ze współuczestników
swych zajęć naukowych. «Mówię to — powiada — nie do wielkiej
gromady, lecz do ciebie; bo jeden dla drugiego jesteśmy
wystarczająco dużą publicznością». Wypowiedzi te, mój
Lucyliuszu, powinieneś głęboko wziąć sobie do serca, byś nie
przywiązywał znaczenia do przyjemności mającej źródło swe w.
uznaniu ze strony większej liczby ludzi. Oto wychwala cię cały
tłum. Jakiż powód widzisz do zadowolenia ze siebie, jeżeli jesteś
tym, którego rozumie pospólstwo? Niechaj zalety twe ukryte będą w twoim wnętrzu.
*
Jak dotychczas, korzystam z Epikura,
przy czym w dniu dzisiejszym przeczytałem taką oto jego wypowiedź:
«Aby udziałem twym była prawdziwa wolność, winieneś służyć
filozofii» . Kto jej się podporządkował i oddał, ten nie doznaje
nawet jednodniowej zwłoki: jest wyzwalany natychmiast. Bo właśnie
służba filozofii jest wolnością. Może zapytasz mnie, dlaczego
wolę przytaczać tak wiele pięknych wypowiedzi Epikura niż naszych
pisarzy. Czemuż jednak miałbyś uważać je za zdania Epikura, a
nie za wyraz poglądów ogółu? Jakże wielu poetów mówi to, co
zostało powiedziane lub powinno być powiedziane przez filozofów!
Nie mam tu nawet na myśli tragików i naszych rzymskich krotochwil,
które także odznaczają się wszak pewną powagą i zajmują między
komediami i tragediami miejsce pośrednie. Lecz ileż to mających
najgłębszą wymowę wierszy znajduje się w naszych fraszkach! Jak
wiele myśli Publiliusza zasługuje, by wygłaszali je aktorzy
występujący nie boso, lecz na koturnach! Przytoczę jeden jego
wiersz, który należy i do filozofii, i do tematu przed chwilą
tutaj rozpatrywanego; wiersz, w którym powiada on, iż dóbr
zyskanych przypadkowo nie należy zaliczać do swoich:
Cudze jest wszystko, co los mi dal zgodnie z moim życzeniem.
Pamiętam, żeś ty wyraził tę samą
myśl znacznie lepiej i zwięźlej: Co los twoim uczynił, wcale nie
jest twoje. Nie pominę jeszcze lepszego innego twojego wiersza:
Dar, który mógł być dany, może być również odjęty.
Tego jednak nie zaliczam już do
zapłaty: oddałem ci tylko coś, co od ciebie wziąłem.
*
Nawet ganiący Stilpona Epikur złożył
podobne oświadczenie, które zapisz na swoje dobro, lubo dzień
dzisiejszy wykreśliłem już [z naszych rozrachunków]. «Jeśli
ktoś — mówi on — nie uważa za coś bardzo wielkiego tego, co
ma, to chociażby opanował cały świat, pozostaje mimo wszystko
ubogi». Albo, jeśli myśl niniejsza
powiedziana inaczej wyda ci się ujęta lepiej (trzeba bowiem dążyć
do tego, żebyśmy się stosowali nie do słów, lecz do treści),
oto ona: «Kto nie uważa się za bardzo szczęśliwego, acz panuje
nad całym światem, ten jest nieszczęśliwy». A iżbyś pojął,
że poglądy te są ogólnie przyjęte — ma się rozumieć pod
dyktandem natury — także i u poety komicznego znajdziesz, co
następuje: Kto się za szczęśliwego nie ma, ten
nie jest szczęśliwy. Bo cóż zależy na tym, jakie jest
rzeczywiste twoje położenie, jeśli wydaje ci się złe? «Cóż
więc? — powiadasz. — Gdyby tamten ohydny bogacz, będący panem
wielu rzeczy, ale niewolnikiem jeszcze liczniejszych rzeczy,
powiedział, że jest szczęśliwy, czy istotnie byłby w swym
mniemaniu szczęśliwy?» Chodzi nie o to, co by on powiedział, lecz
o to, co by myślał, w dodatku myślał nie w ciągu jednego dnia,
tylko stale. Nie potrzebujesz przy tym obawiać się, że tak wielkie
dobro może dostać się komuś niegodnemu: nikt prócz mędrca nie jest zadowolony z tego, co ma;
każdy głupiec wysila się, aby obrzydzić sobie swój los.
*
Atoli — bym swoim zwyczajem wysłał
i ten list z jakimś niewielkim podarunkiem — słuszna jest wypowiedź, którą znalazłem u
Atenodora: «Wiedz, iż wtedy dopiero wolny jesteś od wszelkich
pożądań, gdy osiągnąłeś to, że nie prosisz bóstwa o nic
takiego, o co nie mógłbyś zwrócić się do niego
jawnie». Bo jakże niemądrze postępują ludzie w takich
okolicznościach! Podszeptują bogom najniegodziwsze swe życzenia, a
jeśli ktoś nadstawi ucho, wraz zamilkną. Nie chcą, by pewne
życzenia znał człowiek, a przedstawiają je Bogu. Zastanów się
więc, czy nie byłoby pożyteczne zalecenie następujące: żyj z
ludźmi tak, jakby widział to Bóg; rozmawiaj z Bogiem tak, jakby
słuchali tego ludzie.
*
Oto masz na zakończenie zdanie
naprawdę pożyteczne i zbawienne, które chcę wrazić w twoją
pamięć: «Winniśmy obrać sobie jakiegoś prawego człowieka i
mieć go zawsze przed oczami, aby żyć tak, jakby on się nam
przyglądał, i wszystko czynić tak, jakby on widział». Przepisał
to, mój Lucyliuszu, Epikur. Przydał nam opiekuna czy wychowawcę —
i bardzo słusznie: odpada znaczna część występków, gdy mają
być popełnione w obecności jakiegoś świadka. Niech umysł nasz
wystawia sobie kogoś, kogo by darzył szacunkiem, iżby dla jego
powagi rzetelniej wykonywał nawet najskrytsze swe czynności. O,
szczęśliw ten, kto odwodzi od występków nie tylko swoją
obecnością, ale samą myślą o sobie!
O, szczęśliw również i ten, kto
potrafi tak poważać innego, iż uśmierza się oraz przywołuje się
do porządku nawet na wspomnienie o tamtym! Kto może szanować tak
kogoś drugiego, szybko i sam zasłuży sobie na szacunek. Obierz
zatem Katona. A gdyby ten wydał ci się nazbyt surowy, wybierz męża
o łagodniejszym usposobieniu — Leliusza. Wybierz tego, kto
spodobał ci się i ze sposobu życia, i ze sposobu wyrażania się,
i z samego oblicza, które wszak odbija stan jego ducha. Miej go
zawsze przed oczami bądź jako opiekuna, bądź jako wzór. Potrzeba
nam, powtarzam, kogoś takiego, do kogo samorzutnie stosowałyby się
nasze postępki. Nie naprawisz zła inaczej niż przytrzymując się
jakiegoś wzoru.
*
Lecz winienem już zamknąć ten list.
«Jak to? — zapytasz. — Przybędzie do mnie bez żadnego
podarunku?» Nie lękaj się. Coś niecoś przynosi ze sobą.
Dlaczegoż jednak powiedziałem, że coś niecoś? Przynosi wiele. Bo
czyż jest coś świetniejszego od słów, jakie powierzam mu dla
przekazania tobie? «Źle jest żyć w okowach konieczności, żadna
jednak konieczność nie zmusza nas do konieczności życia». Dlaczego nie
zachodzi tu żadna konieczność? Oto wszędzie stoją otworem liczne
drogi do wolności; drogi krótkie i łatwe. Dziękujmyż tedy Bogu
za to, że nikt nie może być zachowany przy życiu: możemy
podeptać nawet samą konieczność. «Wyrzekł to Epikur —
powiesz. — Cóż obchodzą cię cudze poglądy?» Co jest
prawdziwe, jest też moje. Będę i nadal częstował cię Epikurem,
ażeby ci, którzy ślepo trzymają się czyjegoś zdania i
kształtują swoje osądy nie podług tego, co się mówi, lecz podług tego,
kto mówi, wiedzieli, że wszystko, co jest doskonałe, stanowi
własność ogólną.
*
Jednakowoż zakończę już ten list,
jeśli wprzódy odcisnę na nim właściwy znak, to jest powierzę mu
—dla przekazania tobie — jakąś
wzniosłą wypowiedź. «Wśród wielu innych wad głupota ma i tę,
że wciąż na nowo rozpoczyna życie» . Zważ, o najlepszy z mężów,
Lucyliuszu, co znaczą te słowa, a zrozumiesz, jak brzydka jest
niestałość ludzi, zakładających co dzień nowe podwaliny swego
żywota i nawet u jego schyłku żyjących wciąż nowymi nadziejami.
Rozejrzyj się dokoła siebie i bacznie przyjrzyj się poszczególnym
jednostkom: nawiną ci się starcy, którzy właśnie przygotowują
się do zabiegów o wysokie urzędy, do dalekich podróży, do
zakładania przedsiębiorstw handlowych. A czyż jest coś bardziej odrażającego niż
rozpoczynający życie starzec? Nie dodawałbym do przytoczonych
powyżej słów imienia ich autora, gdyby nie należały one do mniej
znanych i mniej rozpowszechnionych powiedzeń Epikura, które
pozwoliłem sobie przywieść tu i uznać za swoje.
*
Teraz wyciągasz rękę po codzienny
datek. Zaspokoję cię złotym datkiem i, ponieważ zrobiliśmy wzmiankę o złocie, powiem ci, w jaki
sposób korzystanie z niego może stać się przyjemniejsze dla
ciebie. «Ten najlepiej korzysta z bogactw, kto ich najmniej pożąda».
— «Zdradź — rzeczesz — autora tych słów». Żebyś
wiedział, ile we mnie przyjaznych uczuć, gotów jestem chwalić
nawet cudze wypowiedzi: są to słowa Epikura lub Metrodora, a może
kogoś innego z tej samej szkoły. Zresztą cóż za różnica, kto
to powiedział? Wystarczy, że wszystkim powiedział. Kto pożąda
bogactw, lęka się o nie. Nikt zaś nie może z uciechą korzystać
z mienia, które przysparza trosk. Stara się coś przydać do niego,
a gdy myśli o pomnożeniu majątku, zapomina o jego spożytkowaniu.
Odbiera rachunki, ściera bruk na forum, przewraca kalendarz. Z pana
przekształca się w zarządcę.
*
Zaciągnę znowuż pożyczkę u
Epikura: «Dla wielu zdobycie bogactwa nie stało się końcem nędzy,
lecz jej odmianą» . I wcale się temu nie dziwię. Błąd bowiem
zawiera się nie w rzeczach, lecz w samej duszy. Tenże sam błąd,
który czynił uciążliwym dla nas ubóstwo, czyni uciążliwym
również bogactwo. Tak jak nie ma różnicy, czy chorego ułożysz w
łóżku drewnianym, czy też złotym, bo dokądkolwiek go
przeniesiesz, wszędzie zabierze ze sobą swoją chorobę, podobnie
nie ma różnicy, czy duszę chorą umieścisz pośród dostatków,
czy też pozostawisz w ubóstwie: jej dolegliwość zawsze pójdzie
za nią.
*
Lecz zaczynam już składać ten list.
«Wpierw oddaj mi, coś winien!» — wołasz. Odeślę cię do
Epikura. On ci wypłaci należność: «Nadmierny
gniew rodzi szaleństwo» . Jak prawdziwe jest przytoczone zdanie,
niechybnie się przekonasz, gdy w jednej osobie będziesz miał i
sługę, i wroga. Uczucie to bowiem rozpłomienia się we wszystkich
ludziach. Rodzi się tak z miłości, jak z nienawiści, zarówno
wśród zajęć poważnych, jak pośród igraszek i żartów. I nie
chodzi tu o to, z jak ważnej przyczyny powstaje, lecz o to, do
jakiej duszy się wkrada. Podobnie przedstawia się sprawa z ogniem:
nie chodzi o to, jak jest wielki, lecz o to, dokąd wpada. Jako że
nawet największego ognia nie przyjmują przedmioty bardzo twarde; na odwrót suche i
łatwo zapalne: żywią nawet małą iskierkę, aż urośnie do
wielkiego pożaru. Tak jest, mój Lucyliuszu, i z gniewem. A skutkiem
nadmiernego gniewu jest szaleństwo. I dlatego należy strzec się
gniewu nie tyle gwoli panowania nad sobą, ile gwoli zachowania
rozsądku.
*
Jakkolwiek się sprawa przedstawia,
trzeba zaciągnąć pożyczkę u Epikura. «Zanim popatrzysz — mówi on — co jesz i pijesz, należy
zobaczyć, z kim jesz i pijesz. Bo spożywać obiad bez przyjaciela —
to żyć na podobieństwo lwa lub wilka» . Lecz nie uda ci się to,
jeśli się nie oddalisz. W przeciwnym razie będziesz miał
współbiesiadników, których wybierze dla ciebie spośród
przychodzącego pozdrowić cię tłumu niewolnik-wywoływacz . Myli
się jednak ten, kto przyjaciela szuka w przedpokoju, a stara się go
poznać na biesiadzie. Dla człowieka zajętego i osaczonego przez
swój majątek nie ma nic gorszego, jak to, że uważa za swych
przyjaciół ludzi, dla których sam przyjaźni nie odczuwa; że ma swe dobrodziejstwa
za skuteczny sposób pozyskania przyjaciół, podczas gdy niektórzy
z jego otoczenia nienawidzą go tym bardziej, im bardziej są mu
zobowiązani. Mała pożyczka czyni dłużnika, duża — wroga. «Cóż
więc? Dobrodziejstwa nie jednają przyjaciół?» Jednają, jeśli
można było odbiorców naszych przysług wybierać i jeśli
wyświadczyło się dobrodziejstwa określonym osobom, a nie
porozrzucało się je [między ludzi przypadkowo spotkanych]. I tak,
gdy zaczynasz dopiero nabierać zdrowego rozsądku, korzystaj
tymczasem z przytoczonej tu mądrej rady i więcej znaczenia
przywiązuj do tego, kto wziął, niż do tego, co on wziął.
*
Możesz patrzeć krzywym okiem, lecz
także i tym razem z ochotą zapłaci za mnie Epikur. «Wznioślejsza,
wierz mi, będzie się wydawała twoja mowa na nędznym posłaniu i w
łachmanach. Bo te rzeczy nie tylko nauczają, lecz dają też
dowody». Ja przynajmniej inaczej słucham słów naszego Demetriusza
od czasu, gdy zobaczyłem go jako nędzarza, nie mającego nawet
słomianej podściółki do spania: jest to nie tylko nauczyciel, ale
i poręczyciel prawdy. «Cóż więc? Czy nie można gardzić
bogactwem mając je u siebie w zanadrzu?» Dlaczegoż by nie?
Wspaniałą duszę musi mieć także i ten, kto widząc się
otoczonym dokoła przez dostatki i ogromnie dziwiąc się przez czas
dłuższy, że przypadły mu one w udziale, śmieje się z tego i
raczej słyszy od innych, niż sam myśli, że dostatki
te są jego własnością. Wielka to
rzecz nie zepsuć się przez bliskie zetknięcie z bogactwem! Wielki
to mąż, który mając bogactwo jest ubogi! «Lecz nie wiem —
powiesz —jak zniósłby on ubóstwo, jeśliby popadł w nie
naprawdę». Ani ja, Epikurze,.... czy nędzarz ów potrafiłby
wzgardzić bogactwem, gdyby posiadł je niespodzianie. Toteż w
obydwu wypadkach trzeba brać pod uwagę usposobienie duszy ludzkiej
i patrzeć, czy tamten chętnie godzi się na ubóstwo i czy ten nie
podporządkowuje się całkowicie bogactwu. W przeciwnym razie nędzne
posłanie i łachmany byłyby niewielkim dowodem dobrej woli, gdyby
się nie okazało, że ktoś znosi to wszystko nie z konieczności,
ale z własnej chęci. Zresztą oznaką wzniosłego
charakteru nie jest kwapienie się do tego jako do czegoś lepszego,
lecz przygotowywanie się jako do czegoś łatwego. Bo są to,
Lucyliuszu, istotnie rzeczy łatwe; gdy zaś przystąpisz do nich
przygotowany na długo naprzód, okazują się także przyjemne. Jako
że łączy się z nimi poczucie bezpieczeństwa, bez którego nic
nie może sprawić nam przyjemności. Uważam tedy za potrzebne to,
co — jak ci pisałem — często stosowali wielcy mężowie:
oznaczenie pewnych dni, w których poprzez pozorne ubóstwo
zaprawialibyśmy się do ubóstwa prawdziwego. Należy to czynić tym
bardziej, żeśmy zniewieścieli w rozkoszach i wszystko poczytujemy
za uciążliwe i trudne. Trzeba raczej zbudzić ze snu i podniecić
naszego ducha tudzież przypomnieć mu, że natura przyznała nam
bardzo niewiele. Nikt nie rodzi się jako bogacz. Ktokolwiek
przychodzi na świat, musi poprzestać na mleku i pieluszkach. I oto
choć początki nasze były tak skromne, nie mogą nam później
wystarczyć całe królestwa!
*
Do niego to napisał Epikur owo
znakomite zdanie, w którym zachęca, by uczynił Pytoklesa bogatym,
lecz nie na sposób powszedni i wątpliwy. «Jeśli chcesz —
powiada — uczynić Pytoklesa bogatym, nie potrzeba mu dodawać
pieniędzy, lecz ująć żądz». Zdanie to jest zbyt zrozumiałe, by
wymagało jakiegoś objaśnienia, zbyt przekonywające, by trzeba
było je czymś wspierać. I tylko przestrzegam cię co do tego, byś
nie przypuszczał, że słowa powyższe dotyczą samych jeno bogactw:
dokądkolwiek je przeniesiesz, będą miały znaczenie to samo. Jeśli
chcesz uczynić Pytoklesa człowiekiem zaszczyconym, nie trzeba mu
dodawać zaszczytów, lecz ująć żądz; jeśli chcesz, by Pytokles
nieustannie się rozkoszował, nie trzeba mu dodawać rozkoszy, lecz
ująć żądz; jeśli chcesz doprowadzić Pytoklesa do starości i
dopełnić jego wiek, nie trzeba dodawać mu lat, lecz ująć żądz.
Nie widzę, dlaczego byś miał te słowa uważać tylko za
Epikurowe: cieszą się one uznaniem powszechnym. Sądzę, że także
w filozofii należy czynić to, co się zwykle czyni w senacie: gdy
ktoś wyraził pogląd, który wydaje mi się słuszny tylko w
części, proszę go, by podzielił swą wypowiedź na punkty, a
wtedy trzymam się tych, które mi odpowiadają. Tym chętniej
przypominam wyborne powiedzenia Epikura, iżbym wszystkim, którzy
uciekają się do niego pobudzeni fałszywą nadzieją i sądzą, że
znajdą u niego osłonę dla swoich występków,
wykazał, że dokądkolwiek się skierują, powinni wieść życie
cnotliwe. Kiedy udasz się do jego ogródka, przy którym znajduje
się napis: «Gościu, tutaj będzie ci dobrze; tu dobrem najwyższym
jest rozkosz», znajdziesz ochoczego stróża tej posiadłości,
stróża gościnnego i uprzejmego. Ten poczęstuje cię kaszą
jęczmienną, szczodrze poda ci również wody i zapyta: «Czy możeś
nie został dobrze przyjęty?» Powie też: «Ogród ten głodu nie
pobudza, lecz zaspokaja; przez samo podawanie różnych napojów
pragnienia nie wzmaga, lecz z pomocą naturalnego i darmego środka
je gasi. W takiej to rozkoszy się zestarzałem». Mówię teraz z
tobą o tych potrzebach, które pocieszeń nie przyjmują, które
powinniśmy czymś zaspokoić, aby znikły. Bo jeśli chodzi o tamte
nadzwyczajne pożądania, które można odwlec, poskromić i
przytłumić, to wspomnę tylko rzecz jedną: rozkosz z nich
wypływająca jest naturalna, lecz nie konieczna. W stosunku do niej
nie masz żadnych długów; jeśli coś świadczysz, czynisz to ze
swej własnej woli. Żołądek nie chce słuchać pouczeń; wymaga i
dopomina się. Nie jest on jednak wierzycielem przykrym; można go
pozbyć się lada czym, jeżeli tylko dasz mu to, co powinieneś, a
nie to, co możesz.
*
«Czyjeż to zdanie?» — zapytasz.
Epikura; wciąż jeszcze bowiem korzystam z cudzych zasobów. «Każdy
opuszcza życie tak, jakby dopiero na świat przyszedł» . Weź,
kogo chcesz: młodzieńca, starca, człowieka w średnim wieku;
znajdziesz tam lęk przed śmiercią równy nieznajomości życia.
Nikt nie ma poza sobą żadnych dokonań, gdyż sprawy swoje
odroczyliśmy na przyszłość. Nic mnie w tym powiedzeniu nie podoba
się bardziej jak to, iż zarzuca ono starcom dziecinność. «Nikt —
powiada — nie opuszcza życia inaczej, tylko tak,
jakby dopiero się narodził». Lecz jest w tym także fałsz:
umieramy gorsi, niż się rodzimy. I nasza to wina, a nie wina
natury. Właśnie ona powinna by skarżyć się na nas i mówić:
«Jakże to? Wydałam was na świat bez pożądań, bez trosk, bez
zabobonnych obaw, bez wiarołomstwa i innych nieszczęsnych
skłonności. Wychodźcie, jakimiście przyszli». Przyswoił sobie
mądrość, kto schodzi z tego świata tak beztroski, jak się
narodził. My jednak przy zbliżaniu się jakiegoś niebezpieczeństwa
natychmiast się trwożymy; nie pozostaje bez zmiany ani nasze
nieprzydatne do niczego łzy. A czyż jest coś haniebniejszego niż
niepokój o swoje bezpieczeństwo u samego kresu życia? Przyczyną
zaś jest tu to, że zostaliśmy ogołoceni ze wszystkiego co dobre;
.... [dlatego właśnie] bolejemy nad stratą życia. Nie pozostała
bowiem przy nas żadna jego cząstka: całe przeminęło i uszło
nadaremnie. Nikt nie stara się żyć uczciwie, lecz kłopocze się,
jak żyć długo, choć życie uczciwe jest w mocy wszystkich, życie
długie w mocy niczyjej.
*
Jest to chwila odpowiednia do spłacenia
ci należności. Oto mogę zwrócić ci wypowiedź twego Epikura i uwolnić ten list od długu: «Przykro
jest wciąż na nowo życie zaczynać». Albo, jeśli w inny sposób
można treść jej wyrazić lepiej: «Źle żyją ci, którzy
ustawicznie żyć zaczynają». — «Dlaczego?» — zapytasz; bo
wypowiedź ta wymaga objaśnienia. Otóż dlatego, że ich życie
pozostaje zawsze niedokończone . Nikt zaś nie może stawić się
gotowy na śmierć, kto żyć dopiero zaczyna. Należy dążyć do
tego, by starczało nam życia. A nie ma tego przekonania żaden
człowiek, który dopiero zaczyna swój żywot. I nie przypuszczaj,
że takich jest niewielu: należą tu bez mała wszyscy. Niektórzy zaś zaczynają żyć wtedy,
gdy trzeba już zaprzestać. Jeśli uważasz to za dziwne, dodam coś takiego, co cię zadziwi jeszcze
bardziej: niektórzy przestali żyć wcześniej, niźli zaczęli.
*
Kiedy zaś to osiągniesz i zaczniesz
dla siebie samego odczuwać jakiś szacunek, również i ja zacznę
ci pozwalać na to, co doradza tenże Epikur: «Uciekaj w głąb
samego siebie zwłaszcza wtedy, gdy będziesz musiał przebywać
pośród pospólstwa» . Trzeba, żebyś był niepodobny do
pospólstwa. Póki jednak nie będziesz mógł bezpiecznie wchodzić
do samego siebie, oglądaj się na poszczególnych ludzi. Nie ma
nikogo, komu by nie było korzystniej obcować raczej z kimkolwiek
niż z sobą samym. «Uciekaj w głąb samego siebie
zwłaszcza wtedy, gdy będziesz musiał przebywać pośród
pospólstwa» — ale pod warunkiem, że jesteś już mężem
cnotliwym, spokojnym i powściągliwym. W przeciwnym razie winieneś
uciekać od siebie do pospólstwa: tam będziesz dalej od złego
człowieka.
*
Poczekaj trochę na mnie, a nastąpi
wypłata z mych własnych zasobów. Tymczasem użyczy Epikur, który
powiada: «Przygotuj się do śmierci» — nawet, jeśli przejść
do bogów byłoby dla ciebie dogodniej. Znaczenie tych słów
jest jasne: chwalebna to rzecz nauczyć się umierać. Może myślisz,
że zbędna jest nauka tego, czego można doświadczyć tylko raz
jeden. Ale dlatego właśnie powinniśmy się przygotować: jeśli
nie można się przekonać, czy coś umiemy dobrze, trzeba ciągle
się tego uczyć. «Przygotuj się do śmierci»: kto tak mówi, każe
przygotować się do wolności. Bo kto nauczył się umierać, ten
zarazem oduczył się być niewolnikiem. Jest on ponad wszelką przemocą, a przynajmniej poza jej
zasięgiem. Cóż obchodzą go więzienia, straże i zamki? Ma
wyjście wolne. Jeden tylko jest łańcuch,
który trzyma nas na uwięzi — żądza, życia. I choć nie należy
jej całkiem odrzucać, to jednak trzeba nieco ograniczyć, aby —
gdy okoliczności będą się od nas domagały — nie zatrzymywało
nas i nie przeszkadzało nam nic takiego, przez co mniej gotowi
bylibyśmy uczynić natychmiast to, co i tak przecież kiedyś
uczynić musimy.
*
Lecz przyjm już ode mnie, co jestem
winien, i żegnaj mi. «Bogactwo jest to przystosowane do prawa
natury ubóstwo». Powtarza to często Epikur, wyrażając coraz
innymi słowy. Nigdy jednak nie, mówi się zbytecznie o tym, czego
nigdy dostatecznie się nie uczymy. Niektórym wystarcza leki ukazać,
a niektórym trzeba je siłą wtłaczać.
*
Czas już kończyć, muszę tylko
wprzód opłacić cło. «Poznanie błędu jest początkiem
wyzwolenia się z niego». Wybornie, moim zdaniem,
powiedział to Epikur. Kto bowiem nie wie, że popełnia błędy, nie może chcieć poprawy. Trzeba, żebyś
wpierw pochwycił siebie na złym uczynku, zanim będziesz pragnął
poprawy. Niektórzy chełpią się swymi wadami. Czy sądzisz, że
ci, co przywary swe zaliczają, do cnót, myślą choć trochę o
środkach poprawy? Toteż w miarę swych możliwości staraj się
obwiniać siebie i szukać przeciwko sobie dowodów. Nasamprzód
działaj w charakterze swego oskarżyciela, potem sędziego, a
wreszcie orędownika. Od czasu do czasu zadaj sobie ból.
*
«Nigdym nie chciał podobać się
pospólstwu. Bo to, co umiem, pospólstwu nie odpowiada, a tego, co
mu odpowiada, nie umiem» . — «Któż to powiedział?» —
zapytasz. Jak gdybyś nie wiedział, kto jest tu do mego
rozporządzenia: Epikur. A to samo zawołają ci pospołu wszyscy
filozofowie ze wszystkich szkół: perypatetycy, akademicy, stoicy i
cynicy. Bo jeśli komuś podoba się cnota, to jakże może on podobać się pospólstwu? Przychylność
jego zdobywa się niegodziwymi środkami, przy czym trzeba się do
niego upodabniać. Nie zgodzi się na to, czego nie uzna. Tymczasem
nierównie większe znaczenie ma tutaj okoliczność, jakim wydajesz
się samemu sobie, a nie innym. Miłość bezwstydnych niewiast można
zyskać tylko w bezwstydny sposób. Czegóż więc użyczy ci owa
wielbiona i ponad wszystkie umiejętności i sztuki wyniesiona
filozofia? Tego oczywiście, że będziesz wolał podobać się
raczej sobie niźli pospólstwu, że osądy będziesz ważył, a nie
liczył, że nie będziesz lękał się w życiu ni bogów, ni ludzi,
że złe skłonności będziesz przezwyciężał lub ograniczał. I
przeciwnie: jeśli zobaczą cię wysławianego życzliwymi wołaniami
gawiedzi, jeśli przy ukazaniu się twym rozbrzmiewać będą okrzyki
i oklaski, jeśli zjawią się oznaki czci ze strony aktorów, jeżeli
w całym mieście będą cię uwielbiały kobiety i dzieci, dlaczegoż
nie miałbym się wtedy litować nad tobą, skoro wiem, jaka droga
wiedzie do tych względów?
Listy moralne do Lucyliusza
tłumaczenie: Wiktor Kornatowski
Listy moralne do Lucyliusza
tłumaczenie: Wiktor Kornatowski