Przeczytałem wiele pism, zarówno
mistrzów pogańskich, jak też proroków Starego i Nowego
Testamentu, uważnie i z wielką gorliwością poszukując
najwznioślejszej i najlepszej cnoty, za pomocą której człowiek by
mógł najmocniej i najściślej się związać z Bogiem, przez łaskę
stać się tym, czym On jest z natury, oraz osiągnąć największe
podobieństwo do tego obrazu, jakim był w Nim i w którym przed
stworzeniem świata, nie istniała między nim a Bogiem żadna
różnica. A kiedy tak zgłębiam wszystkie pisma, jak tylko pozwala
mi na to mój rozum i jego zdolności poznawcze, nie znajdują
niczego lepszego nad czyste odosobnienie. To wznosi się ponad
wszystko, gdyż każda inna cnota ma jakieś odniesienie do stworzeń,
podczas gdy odosobnienie jest od nich wszystkich oddzielone. Dlatego
Chrystus powiedział do Marty: Unum est necessarium (Łk 10, 42), co
znaczy: Marto, kto chce być wolny od troski i czysty, musi mieć
jedno, to jest odosobnienie.
Mistrzowie nie szczędzą najwyższych
pochwał miłości. Tak postępuje, na przykład, św. Paweł, gdy
mówi: "Cokolwiek bym czynił, jeśli nie mam miłości, niczym
jestem" (por. l Kor 13, 1). Ja natomiast ponad wszelką miłość
sławię odosobnienie. Po pierwsze, ponieważ w miłości najlepsze
jest to, że przymusza mnie ona do miłowania Boga, odosobnienie
natomiast Jego zmusza do kochania mnie. A przecież przymuszanie Boga
do mnie należy o wiele wyżej cenić aniżeli przymuszanie mnie do
Boga - z tej mianowicie racji, że Bóg może głębiej wejść we
mnie i ściślej się ze mną zjednoczyć, niż ja mógłbym z Nim.
Że zaś odosobnienie przymusza Boga do mnie, wynika to stąd, że
każda rzecz pragnie się znaleźć na swoim, z natury jej właściwym
miejscu. Właściwym zaś i naturalnym miejscem Boga są jedność i
czystość - tych zaś miejscem jest odosobnienie. Dlatego Bóg musi
się oddać sercu odosobnionemu. Odosobnienie wynoszę nad miłość
dlatego też, że ta nakłania mnie do znoszenia wszystkiego ze
względu na Boga,odosobnienie natomiast daje mi zdolność
przyjmowania samego tylko Boga. Otóż ze zdolności przyjmowania
wyłącznie Jego płynie korzyść znacznie większa aniżeli ze
znoszenia wszystkiego ze względu na Niego. W cierpieniu bowiem
zawiera się jeszcze jakieś odniesienie człowieka do stworzeń, one
są przecież jego źródłem, odosobnienie natomiast jest od nich
wszystkich całkowicie oddzielone. Że zaś odosobnienie ma zdolność
przyjmowania wyłącznie Boga, wykażę to w następujący sposób:
Nic nie może zostać przyjęte, jeżeli nie istnieje przyjmujący
podmiot. Otóż odosobnienie jest tak bardzo bliskie nicości, że
poza Bogiem nie ma nic tak subtelnego, żeby w nim mogło przebywać.
On jeden jest tak prosty i subtelny, że może przebywać w sercu
odosobnionym. Z tej racji odosobnienie nie może niczego przyjąć
poza Bogiem.
Również pokorę mistrzowie wysławiają
ponad wiele innych cnót. Ja natomiast ponad największą pokorę
stawiam odosobnienie, z tej racji mianowicie, że pokora może
istnieć bez odosobnienia, doskonałe odosobnienie natomiast nie może
istnieć bez doskonałej pokory, ponieważ taka pokora zmierza do
unicestwienia własnego "Ja". Odosobnienie zaś dotyka tak
blisko nicości, że między doskonałym odosobnieniem a nią nic się
nie może znaleźć. Stąd doskonałe odosobnienie nie jest możliwe
bez pokory - a przecież dwie cnoty zawsze są lepsze niż jedna.
Drugą przyczyną, dla której nad pokorę wynoszę odosobnienie,
jest to, że doskonała pokora uniża się przed wszystkimi
stworzeniami, a w uniżeniu tym człowiek wychodzi z siebie samego i
kieruje się ku stworzeniom; odosobnienie natomiast trwa samo w
sobie. Żadne zaś, najszlachetniejsze nawet wyjście nie potrafi
dorównać szlachetnością pozostawaniu w sobie. Dlatego prorok
Dawid mówi: Omnis gloria eius filiae regis ab intus, to znaczy:
"Wszelka chwała tej córy królewskiej płynie z jej wnętrza"
(Ps 45, 14). Doskonałe odosobnienie wyklucza wszelkie odniesienia do
stworzeń, zarówno w sensie uniżania się przed nimi, jak i
wywyższania się nad nie; nie pragnie ono być pod czymś ani nad
czymś, chce istnieć samo z siebie i nie być przedmiotem niczyjej
miłości ani udręki, nie pragnie równości ani nierówności z
żadnym stworzeniem, nie chce tego i tamtego, chce tylko być, nic
poza tym. Ale nie chce być tym lub tamtym, bo kto chce być tym lub
tamtym, ten chce być czymś, odosobnienie natomiast chce być
niczym. Dlatego pozostawia w spokoju wszystkie rzeczy.
Ale tutaj mógłby ktoś zauważyć:
Matka Najświętsza miała przecież wszystkie cnoty w najdoskonalszy
sposób, zatem musiało w Niej być również doskonałe
odosobnienie. Otóż jeżeli odosobnienie przewyższa pokorę,
dlaczego nie chlubiła się odosobnieniem, lecz pokorą, w tych
mianowicie słowach: Quia respexit dominus humüitatem ancillae suae,
to znaczy: "Wejrzał na pokorę swej służebnicy" (Łk 1,
48). Dlaczegóż nie powiedziała: "Wejrzał na odosobnienie
swej służebnicy"? Na to dam następującą odpowiedź:, jeżeli
w ogóle można mówić o cnotach Boga, w Nim są zarówno
odosobnienie jak pokora. Wiedz, że pełna miłości pokora kazała
Bogu zniżyć się do ludzkiej natury, podczas gdy Jego odosobnienie
trwało niezmiennie w sobie samym, kiedy się stał człowiekiem, tak
samo jak wtedy gdy stwarzał niebo i ziemię, co potem ci jeszcze
objaśnię. A ponieważ Pan, kiedy miał się stać człowiekiem,
trwał niezmiennie w swym odosobnieniu, Maryja dobrze wiedziała, że
tego samego oczekiwał również od Niej i że patrzył w tej sprawie
nie na Jej odosobnienie, lecz na pokorę. Dlatego trwała
nieporuszona w swym odosobnieniu, nim się natomiast nie chlubiła,
lecz pokorą. A jeśliby o swym odosobnieniu wspomniała choćby
tylko jednym słowem, gdyby na przykład, powiedziała: "Wejrzał
na me odosobnienie", uległoby ono zakłóceniu i nie byłoby
już całkowite ani doskonałe, bo nastąpiłoby tu wyjście z
siebie. Każde zaś, najmniejsze nawet, wyjście z siebie musi
pozostawić jakąś skazę na odosobnieniu. Widzisz zatem przyczynę,
dla której Maryja nie chlubiła się swym odosobnieniem, lecz
pokorą. Dlatego też prorok mówi: Audiam, quid loquatur in me
Dominus Deus (Ps 85, 9), to znaczy: "Zamilknę i będę słuchał,
co we mnie mówi mój Bóg i mój Pan" - tak jakby chciał
powiedzieć: "Jeśli Bóg chce do mnie mówić, niech wejdzie do
mego wnętrza, bo ja nie wyjdę".
Odosobnienie wynoszę nawet ponad
miłosierdzie, to bowiem polega na sprowadzającym do serca smutek
wychodzeniu z siebie i zbliżaniu się do ułomności drugiego.
Odosobnienie wolne jest od tego, pozostaje w sobie samym i nic go nie
może zasmucić. Bo dopóki coś może człowieka zasmucić, jego
postawa nie jest właściwa. Krótko mówiąc: gdy przyglądam się
wszystkim cnotom, żadna nie wydaje mi się tak wolna od skazy, żadna
też tak nie wiąże z Bogiem, jak odosobnienie.
Mistrz imieniem Awicenna mówi:
szlachetność ducha odosobnionego jest tak wielka, że wszystko co
widzi, jest prawdziwe, wszystko czego pragnie, spełnia się, a
wszelkie jego polecenia muszą zostać posłusznie wykonane. Tego zaś
bądź pewny: gdy duch wolny trwa w należytym odosobnieniu, wtedy
zawsze zniewala Boga do swego bytu, a gdyby mógł istnieć bez form
i przypadłości, otrzymałby własny byt Boga. Tego jednak On nie
może dać nikomu poza sobą samym, dlatego duchowi odosobnionemu nie
może uczynić nic więcej nad danie mu siebie samego. A człowiek,
który w ten sposób trwa w pełnym odosobnieniu, zostanie uniesiony
aż do wieczności, do tego stopnia, że odtąd nie będzie go mogła
poruszyć żadna rzecz doczesna, nie będzie odczuwał nic
cielesnego, będzie jakby umarły dla całego świata, bo nic co
ziemskie mu nie smakuje. To miał na myśli św. Paweł, gdy mówił:
"Żyję, a przecież to nie ja żyję, żyje we mnie Chrystus"
(Ga 2, 20). Możesz teraz zapytać: czymże ono jest, to tak
szlachetne samo w sobie odosobnienie? Otóż wiedz, że prawdziwe
odosobnienie nie jest niczym innym jak nieporuszonym trwaniem ducha w
doli i niedoli, w czci, hańbie i wstydzie - na podobieństwo góry z
ołowiu, której nie może poruszyć słaby wiatr. To nieporuszone
odosobnienie najbardziej upodabnia człowieka do Boga. Ono właśnie
sprawia, że jest Bogiem, ono też stanowi źródło Jego czystości,
prostoty i niezmienności. Stąd żeby człowiek stał się podobny
do Boga (jeśli w ogóle wolno mówić o podobieństwie stworzenia do
Niego!), musi się to dokonać za pomocą odosobnienia. Ono bowiem
prowadzi człowieka do czystości, od niej do prostoty, z tej zaś do
niezmienności, a te przymioty są podstawą podobieństwa między
Bogiem a człowiekiem. Podobieństwo to musi się jednak realizować
w łasce, ta bowiem odrywa człowieka od rzeczy doczesnych i
oczyszcza od wszystkich przemijających. Wiedz zaś, że gdzie nie ma
stworzeń, tam jest pełno Boga, a gdzie pełno stworzeń, tam Go nie
ma.
Wiedzieć też powinieneś, że w tym
nieporuszonym odosobnieniu Bóg trwał od wieków i trwa nadal. A
kiedy stwarzał niebo i ziemię, Jego nieporuszone odosobnienie
dotknęło to tak mało, jakby się nigdy nie pojawiło żadne
stworzenie. Powiem więcej: wszystkie modlitwy i dobre uczynki, które
by człowiek pełnił w doczesności, tak mało poruszają Boże
odosobnienie, jakby ani jedno z nich nie zaistniało w czasie. Boga
nigdy nie czynią one łaskawszym lub przychylniejszym dla człowieka
i jest tak, jakby on nie odmówił ani jednej modlitwy i nie spełnił
ani jednego uczynku. Powiem dalej: kiedy Syn w Bóstwie miał się
stać człowiekiem i stał się nim, a następnie wycierpiał mękę,
wszystko to tak mało dotknęło nieporuszone odosobnienie Boga,
jakby się nigdy nie stał człowiekiem. Mógłbyś tu jednak
powiedzieć: "W takim razie, jeśli dobrze słyszę, wszystkie
modlitwy i dobre uczynki poszły na marne, ponieważ Bóg nie
interesuje się nimi i nic takiego nie może Go poruszyć. A przecież
mówi się, że Bóg chce, żeby Go o wszystko prosić".
Posłuchaj no, tego co powiem i staraj
się, jeśli możesz, dobrze mnie zrozumieć. Otóż Bóg w swoim
pierwszym wiekuistym spojrzeniu - gdybyśmy tu w ogóle mogli przyjąć
jakieś pierwsze spojrzenie! - wszystkie rzeczy ujrzał, tak jak
miały zaistnieć; w tym samym spojrzeniu zobaczył, kiedy i jak miał
stworzyć świat, kiedy Syn miał się stać człowiekiem i cierpieć.
Zobaczył najmniejszą nawet modlitwę i dobry uczynek, które ludzie
mieli pełnić, widział też, które modlitwy i pobożne ofiary miał
wysłuchać, widział, że jutro będziesz Go usilnie wzywał, a
twojego wołania i modlitwy On wysłucha nie dopiero jutro, gdyż
wysłuchał ich już w swej wieczności, nim jeszcze się stałeś
człowiekiem. Ale jeśli twoja modlitwa nie jest usilna i gorąca,
Bóg nie odrzuca cię dopiero teraz - uczynił to już w swej
wieczności.
Tak więc Bóg wszystko widział w swym
pierwszym przedwiecznym spojrzeniu i nie uczyni niczego nowego, gdyż
wszystko już od samego początku uczynił. Zatem trwa nieustannie w
swym nieporuszonym odosobnieniu, lecz z tego powodu modlitwa ludzi i
dobre uczynki nie idą na marne, bo kto dobrze postępuje, ten dobrą
otrzyma zapłatę, a kto źle - też stosowną. Myśl taką wyraża
również św. Augustyn w ostatnim rozdziale piątej księgi O Trójcy
Świętej, gdzie tak mówi: Deus autem... itd. - co znaczy: niech
nikt, broń Boże, nie mówi, że Bóg kogoś kocha na sposób
czasowy, bo u Niego nic nie jest przeszłe ani też przyszłe; On
umiłował wszystkich świętych jeszcze przed stworzeniem świata,
tak jak ich przewidział. A kiedy nadchodzi chwila, że to co widział
w wieczności, ukazuje naszym oczom w czasie, wtedy ludziom się
wydaje, że Bóg okazał im nową miłość. Tak więc, kiedy On się
gniewa albo wyświadcza jakieś dobro, wtedy my się zmieniamy,
podczas gdy On pozostaje niezmieniony. Podobnie blask słońca drażni
oko chore, a cieszy zdrowe, choć sam w sobie pozostaje taki sam. Tę
myśl znajdujemy także u Augustyna w czwartym rozdziale XII księgi
O Trójcy Świętej, gdzie mówi: Nam Deus non ad tempus videt, nee
aliquid fit novi in eins visione - "Bóg widzi nie na sposób
czasowy, w Jego widzeniu nie pojawia się też nic nowego". Na
ten temat wypowiada się również Izydor w księdze O najwyższym
Dobru, gdzie czytamy: "Wielu pyta: Co czynił Bóg, zanim
stworzył niebo i ziemię? albo: Skąd się w Nim pojawiła nowa
decyzja stworzenia świata?" I tak na to odpowiada: "W Bogu
nigdy się nie pojawiła nowa decyzja, bo chociaż stworzenia nie
istniały jeszcze same w sobie, tak jak teraz, były jednakże od
wieków w Bogu, w jego umyśle". Bóg nie stworzył nieba i
ziemi w ten sposób, jak my postępujemy, kiedy po upływie jakiegoś
czasu mówimy: niech się stanie to lub tamto, bo wszystkie
stworzenia zostały wypowiedziane już w Słowie Przedwiecznym. Na
potwierdzenie moglibyśmy jeszcze przytoczyć słowa, które Pan
wypowiedział do Mojżesza, gdy ten zapytał Go: "Panie, a jeśli
faraon zechce się dowiedzieć, kim Ty jesteś, jak mam mu
odpowiedzieć?" Pan zaś na to: "Tak powiedz: Ten, który
jest, posłał mnie" (Wj 3, 13). Słowa te znaczą: Ten, który
niezmiennie trwa sam w sobie, posłał mnie.
Ale ktoś mógłby tu powiedzieć: Czy
to nieporuszone odosobnienie zachowywał również Chrystus, wtedy
gdy mówił: "Smutna jest moja dusza aż do śmierci" (Mt
26, 38), i Maryja, kiedy stała pod krzyżem? Wszak tyle się mówi o
Jej gorzkim żalu! Jak można to wszystko pogodzić z nieporuszonym
odosobnieniem? - Otóż, jak wiadomo, mistrzowie mówią, że w
każdym z nas istnieje dwóch ludzi. Jeden zwie się "człowiekiem
zewnętrznym" - jest to życie zmysłowe. Temu człowiekowi
służy pięć zmysłów, działa on jednak mocą pochodzącą od
duszy. Drugi nazywa się "człowiekiem wewnętrznym" - jest
to jego życie duchowe. Otóż wiedz, że człowiek duchowy, miłujący
Boga, posługuje się władzami duszy w człowieku zewnętrznym tylko
w tym stopniu, w jakim się tego koniecznie domaga pięć zmysłów.
Jego wnętrze zwraca się do owych zmysłów, tylko po to by nimi
kierować, być ich przewodnikiem i je chronić, ażeby się za
wzorem zwierząt nie oddały całkowicie swemu przedmiotowi
zmysłowemu, jak to się zdarza u wielu tych, którzy szukają w
życiu rozkoszy zmysłowych i postępują jak pozbawione rozumu
zwierzęta; takich należałoby nazywać "bydłem" raczej
niż "ludźmi". Wszystkie inne swe władze, poza tymi przez
które się zwraca ku pięciu zmysłom dusza oddaje człowiekowi
wewnętrznemu. A kiedy ten człowiek zwróci się nieco ku rzeczom
wzniosłym i szlachetnym, wtedy dusza wszystkie te władze, które
wypożyczyła pięciu zmysłom, przyciąga na powrót ku sobie, a
wówczas on tak się zachowuje, jakby odszedł od zmysłów i wpadł
w uniesienie, przedmiotem bowiem, ku któremu się zwraca są
wyobrażenia poznawcze lub pojęcia bezobrazowe. Wiedz jednak, że od
każdego duchowego człowieka Bóg oczekuje, żeby Go kochał
wszystkimi władzami duszy. Mówi bowiem: "Kochaj Boga całym
sercem!" (Mk 12, 30). Otóż są i tacy, którzy wszystkie
władze duszy zużywają całkowicie w człowieku zewnętrznym. To
ci, którzy wszystkie zmysły i rozum kierują ku dobru
przemijającemu; tacy nic nie wiedzą o człowieku wewnętrznym. Ty
natomiast powinieneś wiedzieć, że człowiek zewnętrzny może być
pochłonięty różnymi zajęciami, a mimo to wewnętrzny pozostaje
od nich całkowicie wolny i przez nie nieporuszony. Otóż, zarówno
w Chrystusie, jak w Maryi był i człowiek zewnętrzny, i wewnętrzny.
Jeśli więc mówili kiedykolwiek o sprawach zewnętrznych, czynili
to w ich człowieku zewnętrznym, podczas gdy wewnętrzny trwał w
nieporuszonym odosobnieniu. Tak też było, kiedy Chrystus mówił:
"Smutna jest moja dusza aż do śmierci" (Mt 26, 38), jak i
zawsze wtedy kiedy Maryja uskarżała się i o czymś mówiła; ich
wnętrze pozostawało zawsze w nieporuszonym odosobnieniu. Posłużmy
się tu następującym porównaniem: Drzwi poruszają się na
zawiasach. Ich zewnętrzne deski porównam do człowieka
zewnętrznego, zawiasy zaś do wewnętrznego. Kiedy drzwi się
otwierają i zamykają, wówczas deski poruszają się w obie strony,
zawiasy natomiast pozostają nieporuszone na swoim miejscu i nigdy
nie zmieniają położenia. Tak samo rzecz się ma w naszym
przypadku, jeśli tylko zechcesz właściwie to rozumieć.
Jeśli się teraz zapytam o przedmiot
czystego odosobnienia, odpowiem, że nie jest nim to lub tamto.
Zmierza ono do czystej nicości, i powiem ci, dlaczego tak jest. Otóż
czyste odosobnienie zmierza do tego, co najwyższe. Najwyższe zaś
znajdujemy w tym, w kim Bóg może działać całkowicie według
swojej woli. A nie w każdym sercu może On działać w ten sposób,
bo chociaż jest wszechmocny, działać może w tej tylko mierze, w
jakiej znajdzie albo stworzy gotowość. To "albo stworzy"
dodałem ze względu na św. Pawła, bo w nim Bóg nie znalazł
najmniejszej gotowości, lecz przygotował go przez udzieloną mu
łaskę. Dlatego powiadam: Bóg działa odpowiednio do znalezionej
gotowości. W człowieku działa inaczej niż w kamieniu. Możemy się
tu posłużyć porównaniem zaczerpniętym z porządku natury. Gdy
się rozpali w piekarniku i wsadzi do niego cztery ciasta: owsiane,
jęczmienne, żytnie i pszenne, w piecu będzie jeden tylko żar, a
mimo to jego oddziaływanie na te cztery rodzaje ciasta nie będzie
jednakowe, bo z jednego wyjdzie piękny chleb, z drugiego coś
gorszego, a z trzeciego - jeszcze coś gorszego. A winę za to ponosi
nie żar, lecz w tym wypadku niejednakowy materiał. Podobnie i Bóg
niejednakowe sprawia skutki w sercach; zależą one od stopnia
gotowości i zdolności przyjmowania. Jeśli w sercu jest to lub
tamto, może się pośród tego znaleźć coś, co Bogu uniemożliwi
działanie najwznioślejsze. Żeby zatem serce było gotowe przyjąć
to najwznioślejsze, musi zmierzać do czystej nicości, ona to
bowiem stanowi największą możność. Ponieważ zaś serce
odosobnione zmierza do tego, co najwyższe, musi zmierzać również
do nicości, ona bowiem oznacza najwyższy stopień możności
przyjęcia. Posłużmy się takim oto przykładem: Jeśli zamierzam
napisać coś na woskowej tablicy, przeszkadzać mi będzie wszystko,
co jest na niej napisane; choćby to było coś najszlachetniejszego,
nie będę mógł pisać. A jeśli koniecznie zechcę coś napisać,
muszę najpierw zetrzeć i usunąć to, co jest na niej. Tablica
najlepiej się nadaje do pisania wtedy właśnie, kiedy zupełnie nic
na niej nie ma. Tak samo, żeby Bóg mógł w moim sercu wpisać się
na sposób najwznioślejszy, musi z niego wyjść wszystko, co można
nazwać tym lub tamtym - a właśnie wtedy będzie to serce
odosobnione. Dlatego Bóg może w nim działać w sposób
najwznioślejszy i zgodnie ze swoją najwznioślejszą wolą. Z tej
racji przedmiotem serca odosobnionego nie jest to lub tamto.
Zapytam z kolei: jaka jest modlitwa
serca odosobnionego? I dam na to następującą odpowiedź: Czystość
odosobniona modlić się nie może, bo kto się modli, ten czegoś od
Boga pragnie - żeby mu coś dał, albo go czegoś pozbawił. A serce
odosobnione niczego nie pragnie, niczego też nie ma, co chciałoby
stracić. Dlatego też nie wydobywa się zeń żadna modlitwa; jego
jedyną modlitwą jest całkowite upodobnienie się do Boga. Do tego
się sprowadza cała jego modlitwa. Możemy tu przytoczyć wypowiedź
św. Dionizego, w której objaśnia słowa św. Pawła (l Kor 9, 24):
"Wielu ich jest i wszyscy biegną po wieniec; a przecież jeden
tylko go otrzyma" - wszystkie władze duszy biegną po wieniec,
a otrzyma go tylko jej istota. Otóż Dionizy mówi: Ten bieg to
odwracanie się od stworzeń i zespalanie się z niestworzonością.
A gdy dusza już dojdzie do tego kresu, wtedy zatraca swą nazwę, a
Bóg ją pociąga ku sobie, tak że sama w sobie staje się niczym.
Podobnie słońce przyciąga ku sobie zorzę poranną, tak że ta
ginie bez śladu.
Człowieka może do tego doprowadzić
tylko czyste odosobnienie. Można tu też przytoczyć słowa św.
Augustyna. Mówi on: "Dusza ma tajemne wejście wprowadzające w
Bożą naturę, gdzie wszystkie rzeczy przestają dla niej istnieć".
Na ziemi tym wejściem nie może być nic innego jak czyste
odosobnienie. Kiedy ono dojdzie do szczytu, wtedy się stanie
poznaniem niepoznającym, miłością niemiłującą i światłem
niejasnym.
Możemy tu jeszcze przytoczyć słowa
pewnego mistrza. Mówi on: "Ubodzy w duchu to ci, którzy Bogu
wszystkie rzeczy powierzyli, w ten sposób, jak On je miał, wówczas
gdy nas jeszcze nie było. Czegoś podobnego dokonać może tylko
czyste, odosobnione serce. Że zaś w sercu odosobnionym Bóg
chętniej przebywa niż w każdym innym, dowiodę tego w następujący
sposób:
Jeśli mnie zapytasz: "Czego Bóg
szuka we wszystkich rzeczach?" odpowiem ci słowami Księgi
Mądrości. Bóg mówi w niej: "We wszystkich rzeczach szukam
spoczynku" (Syr 24, 7). Spoczynek zaś nie jest nigdzie tak
całkowity, jak w sercu odosobnionym. Dlatego Bóg przebywa w nim
chętniej niż w pozostałych cnotach i w każdej innej rzeczy.
A to także wiedzieć musisz: im
usilniej człowiek się stara otwierać na Boże działanie, tym
większa się staje jego szczęśliwość. A kto osiągnie największą
gotowość, ten też dostąpi najwyższej szczęśliwości. Otóż
jedynym sposobem otwierania się na działanie Boga jest upodobnianie
się do Niego, bo w jakiej mierze człowiek się upodobni do Boga, w
takiej samej będzie mógł przyjmować Jego oddziaływanie. Źródłem
zaś tego upodobniania się jest uleganie Bogu. W im większym
stopniu natomiast człowiek ulega stworzeniom, tym mniej się
upodobnia do Boga. Otóż serce czyste, odosobnione, wolne jest od
wszelkiego stworzenia i dlatego jest też całkowicie poddane Bogu,
do Niego się w najwyższym stopniu upodobnia, a zarazem ma najwyższą
zdolność przyjmowania Boskiego wpływu. O tym właśnie myślał
św. Paweł, kiedy mówił: "Przyodziejcie się w Jezusa
Chrystusa!" (Rz 13, 14). Przez upodobnienie się do Niego; tak
tylko można się w Niego przyodziać. Gdy Chrystus stał się
człowiekiem, nie przybrał do jedności ze sobą jednego człowieka,
lecz ludzką naturę. Dlatego wyrzeknij się wszystkich rzeczy, a
wówczas pozostanie to tylko, co przybrał Chrystus; w ten sposób
przyodziałeś się w Chrystusa.
A kto chce pojąć szlachetność
doskonałego odosobnienia i płynące z niego korzyści, niech rozważy słowa Chrystusa, które
w swym człowieczeństwie skierował do uczniów:
"Pożyteczne jest dla was, żebym
od was odszedł, bo jeśli nie odejdę, nie będziecie mogli otrzymać
Ducha Świętego" (J 16, 7). To tak jakby powiedział: zbyt
wiele mieliście radości w obecnym Moim przebywaniu, toteż nie
będziecie mogli dostąpić doskonałej radości Ducha Świętego.
Dlatego odrzućcie tę widzialną obecność i zjednoczcie się z
bytem wolnym od form. Duchowa pociecha przychodząca od Boga ma
subtelną formę, dlatego On nie chce się oddać nikomu, kto nie
wzgardzi cielesną.
Słuchajcie, wszyscy rozumni!
Najbardziej radosny jest ten, kto żyje w największym odosobnieniu.
Każda cielesna, ziemska pociecha wyrządza jakieś szkody duchowe,
bo "ciało pożąda przeciwko duchowi, duch zaś przeciw ciału"
(Ga 5, 17). Zatem każdy kto w ciele sieje miłość zmysłową,
zbiera śmierć wieczną, kto natomiast w duchu sieje prawdziwą
miłość, ten w Duchu zbierze życie wieczne. Stąd im szybciej
człowiek ucieka od stworzenia, tym szybciej biegnie ku niemu
Stwórca. Zważcie teraz, wszyscy rozumni! Jeśli nawet radość,
jaką by nam mogła dać cielesna obecność Chrystusa, stanowi
przeszkodę w przyjmowaniu Ducha Świętego, o ileż bardziej może
nam utrudnić drogę do Boga nasza niepohamowana żądza pociech
doczesnych! Dlatego najlepsze z wszystkiego okazuje się
odosobnienie, ono bowiem oczyszcza duszę, rozjaśnia sumienie,
rozpala serce, budzi ducha, roznieca pragnienie, ułatwia poznanie
Boga, oddala stworzenia i z Nim się jednoczy.
Zważcie wszyscy rozumni! Najszybszym
zwierzęciem, jakie was może donieść do tej doskonałości jest
cierpienie, najpełniej bowiem zaznają wiekuistej słodyczy ci,
którzy razem z Chrystusem pogrążają się w największej goryczy.
Nic bardziej gorzkiego nad cierpienie, nic też słodszego nad
cierpienie minione. Jak przed ludźmi najbardziej ono oszpeca ciało,
tak przebyte najpiękniej zdobi duszę przed Bogiem. Najmocniejszym
fundamentem, na jakim może się oprzeć ta doskonałość, jest
pokora, bo czyja natura pełza tutaj w najgłębszym uniżeniu, tego
duch wzbija się ku najwyższym rejonom Bóstwa. Bo miłość rodzi
cierpienie, a cierpienie - miłość. Zatem kto pragnie dojść do
doskonałego odosobnienia, niech się ubiega o doskonałą pokorę;
tym sposobem znajdzie się blisko Boga.
Niech nam wszystkim najwyższe
Odosobnienie, to jest sam Bóg, dopomoże to osiągnąć. Amen.
Mistrz Eckhart