poniedziałek, 20 czerwca 2016

I nie ma tu finałowej satysfakcji czy rozwiązania


- Głębokie wewnętrzne doświadczenie jest dzielone i nie może być nie dzielone. Pragnienie by się nim dzielić przychodzi prawdopodobnie z wtargnięcia refleksji pod wpływem separacji na "ja" i innych, która to separacja zanika w głębokim wewnętrznym doświadczeniu. Refleksja przychodzi później i jest czyniona z punktu widzenia separacji. Separacja nie jest dzielona. Można to przedstawić w ten sposób: takie wewnętrzne doświadczenie nie może być nie dzielone dokładnie dlatego, że z samej swej natury jest wewnętrznie dzielone, ale nie może ono być bezpośrednio zakomunikowane z punktu refleksji w stanie separacji, i tak pragnienie by się nim dzielić może powstać w separacji, i pragnienie to powstaje z przeoczenia faktu, że doświadczenie to jest już dzielone ze samej swej natury.  
 
Ciała (mentalne lub fizyczne) są tym co separuje (a z nimi słowa i przestrzenna bliskość), pewne uczucia przyciągają odseparowane do siebie i częściowo unicestwiają separację. Świadomość jednoczy w jedni. Separacja zakłada jedność, jedność zakłada separację i nie ma tu finałowej satysfakcji czy rozwiązania tak długo jak każde pragnie czy obawia się innych. 

Nanamoli Thera 

niedziela, 12 czerwca 2016

Silentium!


Milcz i zazdrośnie wśród milczenia
Zataj i czucia, i marzenia.
Niech w głębi ducha zatajone
Rodzą się i zachodzą one
Cicho jak gwiazdy w nocnym cieniu:
Wpatruj się w nie − i trwaj w milczeniu.

Jak sercu wypowiedzieć siebie?
Innemu jakże pojąć ciebie?
Będzież twa dusza zrozumiana?
Kłamstwem jest myśl wypowiedziana;
Ryjąc zamącisz nurt w strumieniu:
Ze źródła pij − i trwaj w milczeniu.

Umiej żyć tylko w sobie samym.
W twej duszy cały świat schowany
Dum czarodziejsko tajemniczych;
Hałas zewnętrzny je przekrzyczy,
Zbledną w gwarnego dnia promieniu:
Uchwyć ich pieśń i − trwaj w milczeniu!

Fiodor Tiutczew,
tłumaczenie: W. Słobodnik




Mordowanie Polaków przez zbolszewizowanych Żydów w latach 1939-1941

Już w poprzednim wpisie pokazałem jak wielkim skandalem i fałszerstwem jest całkowite przemilczenie w książce P. Zychowicza licznych faktów mordowania Polaków na Kresach od września 1939 r. przez zbolszewizowanych Żydów oraz roli tychże Żydów w organizowaniu zbrojnej dywersji antypolskiej we wrześniu 1939 r. Tutaj przedstawiam dalszy ciąg dokumentacji na ten tak ważny temat, niezwykle często przemilczany przez tchórzliwych naukowców i publicystów. Osoby te (vide np. P. Zychowicz) mają dość szczególną „odwagę” tylko w popieranym przez „warszawkę” i „ krakówek” głupawym pastwieniu się nad historią Polski w II RP i w czasie wojny światowej. Brak im natomiast zupełnie tej odwagi, by upomnieć się o pamięć polskich ofiar, zamordowanych przez zbolszewizowanych Żydów.




Przemilczane przez Zychowicza fakty o mordowaniu Polaków przez zbolszewizowanych Żydów w latach 1939-1941 – cd.

Wymordowanie polskich policjantów w Sarnach

Profesor Ryszard Szawłowski zamieścił w swej dwutomowej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 roku relację pani J.R. z Wołynia o mordzie na polskich policjantach w Sarnach, wkrótce po wkroczeniu Sowietów do tego miasta. Pani J.R. pisała: „Żydzi z bronią krótką w ręku wraz z kilkoma żołnierzami radzieckimi prowadzili polską policję granatową, plując na nich, krzycząc „przepuścić tych psów”. Policja szła bez pasów, z rękami w górze, szli na śmierć. Szli w pięciu grupach, około 300 osób. Szli w stronę mostu na rzece Słucz w las.

Przez te ciężkie lata nigdy żadna wzmianka o ich losie, grobach, nie przywróciła ich pamięci. Więcej w tej sprawie nie mogę powiedzieć, ponieważ musieliśmy uciekać w stronę Lwowa na Przemyśl (…) Cześć ich pamięci! Chyba w tej sprawie znajdą się inni Polacy, co widzieli”. (Cyt. za: R. Szawłowski: op.cit.,t.1,s.390)

Relacja ta ukazała się w książce prof. Szawłowskiego w 1997 r. Pytanie, czy IPN zrobił cokolwiek od tego czasu dla wyjaśnienia tej sprawy?

Zbrodnie Żydów z „czerwonej milicji” 

W rozlicznych relacjach powtarzają się informacje o zbrodniach popełnionych przez skomunizowanych Żydów na polskich żołnierzach i oficerach w pierwszych tygodniach po najeździe sowieckim na Kresy Wschodnie. Drugiej Rzeczpospolitej. Jak pisał polonijny autor Krzysztof Marek Raczyński: „W 1939 r. niektórzy Żydzi urządzali obławy na żołnierzy polskich, pochodzących z rozbitych przez wojska sowieckie oddziałów i oddawali ich w ręce komisarzy ludowych. I nie były to przypadki pojedyncze. Znane są też sytuacje, gdy mordowano żołnierzy na miejscu”. (Podkr.- J.R.N.) Szczególnie bezlitośnie wobec Polaków zachowywali się Żydzi wchodzący w skład samozwańczej tzw. „czerwonej milicji”, pewni bezkarności za swe zbrodnie, popełnione w imię bolszewizmu.

Historyk Kazimierz Krajewski, świetny znawca działań AK na ziemi nowogródzkiej, tak pisał w monografii poświęconej temu tematowi o roli tzw. czerwonej milicji, zorganizowanej przy współudziale Żydów na tamtych terenach: „Z przykrością trzeba odnotować fakt poparcia sowieckiej agresji przez części obywateli narodowości białoruskiej i żydowskiej. Przyłączyli się oni do zorganizowanych przez sowieckich agentów band samozwańczej tzw. czerwonej milicji i komitetów rewolucyjnych (…) „Czerwona milicja” dopuściła się w okresie przejściowym niezliczonych zbrodni, morderstw i grabieży wobec ludności polskiej. (Podkr.- J.R.N.) Zjawisko to miało charakter powszechny i nastąpiło we wszystkich powiatach województwa nowogródzkiego”.. (Por. K. Krajewski: „Na ziemi nowogródzkiej „Nów”- Nowogródzki Okręg Armii Krajowej”, Warszawa 1997,s.7). Przytaczając w swej monografii przykłady zbrodni popełnionych na Polakach bezpośrednio po 17 września 1939 roku, Krajewski pisał: „Do zbrojnego incydentu doszło też w Borówce, gdzie żydowsko- białoruska czerwona milicja wymordowała grupę oficerów i żołnierzy KOP przygotowujących się do stawiania oporu bolszewikom”. Ten sam autor pisze, że bandyci żydowscy lub białoruscy z czerwonymi opaskami na rękach byli sprawcami większości zabójstw w powiecie nowogródzkim po 17 września 1939 r. (Por. tamże, s.8).

Dziennikarz Krzysztof Czubara opisał w „Tygodniku Zamojskim” z 18 września 1996 r. bardzo brutalne zachowanie Żydów z czerwonej milicji na terenie Zamościa po opanowaniu go przez wojska sowieckie: „Na rozkaz komendanta (sowieckiego -J.R.N.) wojennego milicjanci zatrzymali zakładników. m.in. prof. Stefana Millera i adwokata Wacława Bajkowskiego. Aresztowali oficerów i podoficerów WP, policjantów, pracowników przedwojennego starostwa, działaczy Stronnictwa Narodowego i duchownych (…) Setki aresztowanych osób przetrzymywano pod gołym niebem, w więzieniu przy ul.. Okrzei (…) Milicjanci, szczególnie Żydzi, nie mieli żadnych skrupułów. Rozbrajali żołnierz polskich, a rannych rozbierali do bielizny, zabierali im buty, zegarki, rowery, furmanki i inne cenne przedmioty. Na Nowym Mieście żydowski wyrostek w czerwonym szaliku z pistoletem przy pasie z koalicyjką, formował z polskich żołnierzy kolumnę marszową. Sam jechał przodem na koniu i wprowadzał ich na Rynek, gdzie rozwrzeszczany tłum Żydów gwizdał i obrzucał żołnierzy obelgami. Niektórych jeńców zabijano. Np. w pobliżu Rotundy rozstrzelano kilku policjantów” (Cyt. za przedrukiem artykułu K. Czubary: Pod sowiecką okupacją z „Tygodnika Zamojskiego” z 18 września 1996, zamieszczonym w książce prof. R. Szabłowskiego „Wojna polsko-sowiecka 1939”, Warszawa 1997, t.2, s..434).

Zamordowanie 12 polskich oficerów przez Żydów w Grabowcu 

W ważnej syntetycznej publikacji polonijnego autora Tadeusza Piotrowskiego „Poland’s Holocaust” czytamy o zamordowaniu dwunastu polskich oficerów przez Żydów w Grabowcu (pow.Hrubieszów,woj. lubelskie). Według relacji szwagra autora książki –Ryszarda Pedowskiego polscy oficerowie zostali zamordowani w piekarni bogatego Żyda grabowieckiego, zwanego Pergamen. Następnie inny Żyd, znany w miejscowości jako „Kuka” (woziwoda) przetransportował ciała dwunastu innych polskich oficerów na cmentarz i tam zostawił je w rowie. Ciała zamordowanych nie miały nic na sobie poza bielizną. Gdy je znaleziono na cmentarzu następnego dnia, mieszkańcy zapewnili zamordowanym chrześcijański pogrzeb. Później doszło do otrucia „Kuki” jako potencjalnego niewygodnego świadka. Według Ryszarda Pedowskiego zarówno dwunastu polskich oficerów, jak i woziwodę zamordowali miejscowi grabowieccy Żydzi, sympatyzujący z komunistami. (Por. T. Piotrowski: „Poland’s Holocaust”,Jefferson, North Karolina 1998,s.55). Profesor Tadeusz Piotrowski akcentował – w 1998 r., że sprawa zbrodni na polskich oficerach powinna być poddana szczegółowi śledztwu. (Por.tamże,s.55.). Ciekawe, czy przez 18 lat, jakie upłynęły od wydania książki T. Piotrowskiego IPN cokolwiek zrobił w tej sprawie?

Mordowanie polskich więźniów w czerwcu 1941 roku

Jedną z najczarniejszych plam w historii antypolskich działań zbolszewizowanych Żydów w czasie wojny był ich bardzo aktywny udział w mordowaniu polskich więźniów w czasie sowieckiego odwrotu po napaści na ZSRR w czerwcu 1941 roku. Chodziło o mordy na masową skalę. Autorzy dokumentalnej pracy na ten temat: Krzysztof Popiński, Aleksander Kukurin i Aleksander Gurjanow oceniali, że w toku pospiesznej „ewakuacji” więźniów zginęło od 20 000 do 30 000 polskich obywateli, głównie Polaków i Ukraińców. Zginęli zamordowani w więzieniach i w toku samej ewakuacji. (Wg. tekstu K. Popińskiego, A. Kukurina i A, Gurianowa; „Drogi śmierci”, Warszawa 1995,s.69). Z kolei – według ocen Stanisława Kalbarczyka w czasie czerwcowej „ewakuacji” z wszystkich więzień sowieckich zginęło razem około 50 OOO do 100 000 ofiar. (Por. tekst S. Kalbarczyka: „Wykaz łagrów sowieckich, miejsc przymusowej pracy obywateli polskich w latach 1939-1943”,Warszawa 1993,cz.1,ss 11-12). Tylko w więzieniu w Łucku masakrę przeżyło tylko ok. 90 z 2000 więźniów. Zdumiewa, że tak mało pisze się dotąd w polskich książkach o ilości ofiar „zbrodniczej ewakuacji” z 1941r., przewyższającej swą liczebnością zbrodnie katyńską.

Ze względu na zmasowany charakter mordowania polskich więźniów (a także ukraińskich) _ w więzieniach i w czasie „ewakuacji” w czerwcu 1941 roku, tym istotniejsze jest pełne zbadaniem konkretnej odpowiedzialności zbolszewizowanych Żydów, uczestniczących w roli katów w owych masakrach. A była to rola, niestety, dość znacząca. Jak pisał polonijny autor z Kanady Mark Paul w swej bardzo ważnej udokumentowanej pracy w odniesieniu do zbrodni w czerwcu 1941 roku: „Istnieje wiele autentycznych raportów o miejscowych Żydach w służbie sowieckiej, uczestniczących w egzekucjach więźniów przeprowadzonych na szeroką skalę przez sowiecką służbę bezpieczeństwa w owym czasie. (Podkr.- J.R.N.) (Por. tekst M.Paula: „Jewish-Polish Relations in Soviet-Occupied Poland 1939-1941”,zamieszczony w książce: „The Story of Two Shtetls, Bransk and Ejszyszki”, Toronto- Chicago 1998,cz.2.,s.218). W książce „Zbrodnicza ewakuacja więźniów i aresztów NKWD na Kresach wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu- lipcu 1941 roku” napisano między innymi o udziale zbolszewizowanych Żydów w mordowaniu więźniów w Lucku, Oszmianie i Wołożynie. (Por. „Zbrodnicza ewakuacja więzień i aresztów NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu-lipcu 1941 roku. Materiały sesji naukowej w 55 rocznicę ewakuacji więźniów NKWD w głąb ZSRR. Łódź 10 czerwca 1996 r., Warszawa 1997,ss.82,102-103,118).

We wspomnianej książce wymieniono po nazwisku – w oparciu o wyniki śledztw – niektóre osoby narodowości żydowskiej, które pełniły służbę w więzieniach, gdzie popełniono masakry. Były wśród nich między innymi takie osoby jak Szlema Szlut, Karp–kobieta narodowości żydowskiej, Mohylów, Żyd-kierowca, Krelensztejn, również narodowości żydowskiej. (Por.tamże,s.102103). Szczególną brutalnością wyróżniły się strzelające do więźniów ustawionych na dziedzińcu więziennym dwie Żydówki z Łucka: Blumenkranz, lat 20, córka właściciela sklepu obuwniczego z ulicy Jagiellońskiej i Syglówna (brak bliższych danych). (Por. tamże, s,.118).

Masakry Polaków w Tarnopolu

Ksiądz Wacław Szetelnicki pisał, że 21 czerwca 1941 roku wraz z wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej wycofujący się Sowieci wymordowali w więzieniach w Tarnopolu zamkniętych tam Polaków i Ukraińców. Stwierdzono, że w więzieniu tarnopolskim w mordowaniu brali udział trzej Żydzi z Trembowli: dorożkarzKramer, Dawid Kümmel i Dawid Rosenberg. W tym przypadku dokładne nazwiska żydowskich katów Polaków są więc dobrze znane. Pytanie, czy polska strona wszczęła śledztwo w tejk sprawie?

Mord na Polakach w okolicach Brańska

Szokujące informacje na temat zbrodni popełnionej przy współudziale Żydów na 40 Polakach z okolic Brańska znajdujemy w publikowanym w 1998 r.. szkicu Zbigniewa Romaniuka. Jego autor jest człowiekiem znanym z niezwykle gorącej troski o pielęgnowanie śladów żydowskiej przeszłości w Brańsku i stwarzanie możliwości prawdziwie głębokiego dialogu polsko-żydowskiego. Przejęty tymi ideami w latach 90-tych nazbyt naiwnie zaufał w dobre intencje żydowskiego reżysera z USA Mariana Marzyńskiego, kręcącego film „Shtetl”, który później okazał się tendencyjnym polakożerczym paszkwilem. Tym godniejsze uwagi są stwierdzenia Z. Romaniuka, oparte na prowadzonych przez niego badaniach historii miasta Brańska w 1939 roku. Romaniuk mówił między innymi: „Główna komisja Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu bada obecnie sprawę szokującego mordu na około 40 osobach z C Ciechanowca, Brańska i otaczających je terenów. W czerwcu 1941 roku, dosłownie na godzinę przed wejściem Niemców do Brańska, sowieckie NKWD w towarzystwie dwóch żydowskich policjantów z Brańska eskortowało wyżej wspomnianą grupę do więzienia w Białymstoku. Po drodze natrafili oni na działania wojenne i musieli zrobić odwrót. Blisko wioski Folwarki Tylwickie niektórych więźniów rozstrzelano, innych z braku kul, zabito bagnetami i kolbami karabinów”. (Por. tekst wywiadu W.A.Wierzewskiego z Z. Romaniukiem; opublikowanego w książce „The Story of Two Shtetls… op.cit.,cz.1,s. 26). Romaniuk w odrębnym tekście przytoczył nazwiska niektórych zamordowanych 23 czerwca 1941 r. w Folwarkach Tylwickich. Byli wśród nich między innymi nauczycielka Helena Zaziemska, nauczycielka Szlezinger (z domu Klukowska?) i przedsiębiorca, Ignacy Płoński.

Zbrodnie Żyda Szechtera we Lwowie

Były mieszkaniec Lwowa – Zbigniew Schulz, w skierowanym do mnie liście z dnia 28 marca 1996 roku pisał o swych informacjach na temat antypolskich działań współwłaściciela kamienicy, w której mieszkał – młodego, żonatego Żyda o nazwisku Szechter. (Chodziło o kamienicę we Lwowie przy ul. Św.Kingi 10). Według listu Z.Schultza –„współwłaściciel kamienicy Schechter wraz ze swym bratem i matka mieli przed wojną duży sklep spożywczy. Po wkroczeniu 22 września 1939 r. sowieciarzy do Lwowa rozpoczął pracę w NKWD. Jego służąca, młoda Żydówka o imieniu Tinka, w tym czasie przychodziła do nas i opowiadała, że jej pan przychodzi z pracy często w pokrwawionej koszuli. Przekonywała nas, że jej pan morduje więźniów w więzieniach lwowskich”. (Wg.listu p. Z. Schultza, znajdującego się w moim posiadaniu).

Zbrodnie na Polakach w Berezweczu

Była mieszkanka Kresów Wschodnich Maria Antonowicz pisała w nadesłanej do mnie relacji o udziale żydowskiej bojówki w mordowaniu polskich więźniów w Berezweczu. Według jej relacji: „Prawie wszystkich mężczyzn z naszego transportu (w tym mego ojca) przetransportowano do więzienia w Berezweczu (dawny klasztor) koło Głębokiego i tam zaczęła się ich gehenna, wołająca na próżno o pomstę do nieba (…) Po wkroczeniu Niemców otwarto bramy więzienia w Berezweczu. Miejscowi Polacy szukali swoich bliskich. Na terenie więzienia zastali doły pełne okaleczonych trupów, powiązanych drutem. Część ciał nie posiadała kończyn, uszu, języka. Wszystko wskazywało na to, że przed śmiercią byli okrutnie torturowani. Według relacji świadków mordu dokonało NKWD przy udziale żydowskiej bojówki (…) Za polski holocaust nikt nas nawet nie przeprosił (poza Niemcami (…) Polacy znają mord kielecki, a nie znają liczby ofiar naszych dzieci, które zginęły na Syberii z głodu i zimna oraz hekatomby ofiar zsyłek, więzień i łagrów sowieckich. A przecież do tych ofiar przyczynili się w dużej mierze Żydzi, współpracujący z NKWD, a potem z UB”. (Podkr.- J.R.N.) (Wg. relacji M.Antonowicz z 28 marca 1996, znajdującej się w moim posiadaniu).

Z uwagi na objętość tego wpisu nie zamieszczam licznych innych relacji na temat mordów dokonanych na Polakach na Kresach przez zbolszewizowanych Żydów. Odsyłam w tej sprawie do lektury moich „Przemilczanych zbrodni” (ss.57-58,59,61-62).

Zbrodnia w Brzostowscy Małej

Historyk Marek Wierzbicki (obecnie profesor) przytoczył w wydanej w 2000 r. książce sporo ważnych informacji o mordowaniu Polaków przez zbolszewizowanych Żydów na Kresach po 17 września 1939 r. Szczególnie drastyczna była zbrodnia w Brzostowicy Małej we wrześniu 1939 r. W miejscowości tej komunistyczna banda, składająca się z Żydów i Białorusinów, w większości byłych więźniów politycznych i kryminalnych, zamordowała około 50 Polaków. Żydowscy i białoruscy bandyci napadli na dwór hrabiostwa Ludwiki i Antoniego Wołkowickich oraz na miejscowe urzędy. Wierzbicki tak opisał szczególnie okrutny przebieg rozprawy żydowsko-białoruskiej bandy z uwiezionymi przez nią Polakami: „Przewodzić miał im Żyd Ajzik– handlarz mieszkający w majątku Wołowickich, oraz Białorusin Siergiej Kopiejko– kryminalista. Nad ranem, kiedy już cała grupa była mocno pijana, wywleczono uwięzionych z aresztu w Brzostowscy Małej, ciągnąc za włosy sparaliżowaną. hrabinę Wołkowicką i ustawiono w pobliżu dołów z wapnem. (…) W krótkim czasie „napojono” ofiary wapnem i nieprzytomne wrzucono do dołu. Ponieważ hrabina Wołkowicka nie zachowała milczenia w obliczu okrutnej śmierci, grożąc zebranym sadem i słuszna karą, „napojono” ją najpierw wapnem, a następnie nieprzytomną dołączono do reszty ofiar. Na koniec zasypano je w dole, mimo, że większość jeszcze żyła. Przez pewien czas gromada chłopów ugniatała to miejsce nogami, ponieważ ziemia ciągle pękała, wreszcie szczeliny zniknęły”. (Wg. M. Wierzbicki: Polacy i Białorusini w zaborze sowieckim”, Warszawa 2000,.s,71.). . Wierzbicki pisał o uhonorowaniu herszta bandy Żyda Ajzyka za rządów sowieckich „Sam Ajzyk otrzymał stanowisko przewodniczącego kooperatywy, co jeszcze wzmocniło jego pozycję społeczną”. (Por.tamże,s.72).

Mordy na Polakach w Tomaszówce i Szacku 

M. Wierzbicki przytacza w swojej książce (op.cit.,ss.98-99) opis mordów na Polakach w osadzie Tomasówka powiatu brzeskiego, cytując zeznanie autorstwa Jechela Szlachtera, kupca drzewnego narodowości żydowskiej (.…) Bandy, które tam grasowały, składały się z Żydów, Ukraińców i Białorusinów (…) Działalność tych band polegała na niszczeniu uciekającej z terenu niemieckiego inteligencji polskiej. Banda taka, chwyciwszy polskiego inteligenta, oficera, niezwłocznie bez żadnego sądu dokonywała na nim mordu. Takie masowe mordy były popełniane na szosie wiodącej z Tomaszówki do Lubomli, oraz na drodze z Tomaszówki do Polenca, w lasku sosnowym, w którym grzebano ciała pomordowanych, następnie w Szacku w odległości 200 m od cmentarza znajdują się groby pomordowanych Polaków w liczbie około 2000 osób.”.Wierzbicki komentował te zeznania słowami: „Z dalszej części tego przejmującego świadectwa dowiadujemy się, że szczególne usługi w organizowaniu i działaniach wspomnianych „band’ świadczyło kilku mieszkańców osady Tomasówka narodowości żydowskiej im ukraińskiej. Zeznania Szlachtera znajdują do pewnego stopnia potwierdzenie w innych relacjach z tego terenu.. Natomiast duże wątpliwości budzą podane przez niego liczby ofiar tych mordów”. (Por,. M. Wierzbicki: op.cit.,ss.98-99). Ciekawe, czy IPN przeprowadził w końcu szczegółowe śledztwo w tej sprawie?

Mordy Polaków w Sokółce i Boguszy

M. Wierzbicki pisze również o mordowaniu Polaków przez skomunizowanych Żydów w powiecie Sokółka, stwierdzając m.in.: „Po wycofaniu się wojsk niemieckich nastąpił tam okres anarchii i bezprawia, w czasie którego zamordowano wielu funkcjonariuszy policji, leśników, oraz żołnierz polskich wracających z frontu (np. w Sokółce szewc Gołdacki, Żyd, zastrzelił trzech policjantów. Tego samego dokonał kowal Abel Łabędych we wsi Bogusze 24 września”. (Por.M.Wierzbicki: op.cit.,s.116). M. Wierzbicki pisał o rozlicznych mordach i grabieżach na Kresach Północno-Wschodnich m.in.: Powstawały tam „bandy”, złożone z komunistów, byłych więźniów politycznych i kryminalnych, które grabiły i niejednokrotnie wyrzucały ofiary z ich własnych domów. Wśród napastników przeważali Żydzi (podkr.- J.R.N.) , ale nie brakowało też Polaków (…) ” (Por.tamze,s.117).

Przemilczany przez Zychowicza bardzo znaczący udział zbolszewizowanych Żydów w antypolskiej dywersji zbrojnej na Kresach w 1939 r.

Zychowicz w swej książce szeroko przedstawia rzekome winy Polaków – m.in. przez skrajnie stronniczy tekst kłamczuchy A. Skibińskiej, twierdzącej, że Polacy zamordowali kilkadziesiąt tysięcy Żydów w czasie wojny (s.188) , opis zbrodni popełnionych przez Polaków na Żydach (ss. 284-295) , czy historii o polskich szmalcownikach (ss. 319-328). Równocześnie tylko półgębkiem w kilku słowach wspomina o żydowskich „atakach na żołnierzy WP”. A chodziło o bardzo znaczący udział zbolszewizowanych Żydów w zbrojnej dywersji przeciw wojskom polskim na Kresach we wrześniu 1939 r. Dywersja ta była szczególnie haniebna. Chodziło bowiem o podstępny, zdradziecki atak na wykrwawione już w walkach przeciw najeźdźczym wojskom hitlerowskim wojsko polskie. Zbrojne grupy dywersantów żydowskich, atakujące Polaków, splamiły się atakiem na pierwsze w drugiej wojnie światowej wojska stawiające czynny opór ludobójczemu nazistowskiemu najeźdźcy.

Zbrojna antypolska dywersja żydowska w Grodnie

Szczególnie groźną dywersję zbrojną przeciwko wojskom polskim stanowiła żydowska ruchawka w Grodnie. Pod względem skali wydarzeń i zagrożeń dla wojsk polskich można ja porównywać z dywersja niemiecka w Bydgoszczy, tyle, że jest wciąż o wiele za mało uwzględniana w syntetycznych opracowaniach historii Polski w drugiej wojnie światowej i w podręcznikach. Profesor Ryszard Szawłowski tak pisał w swej monografii wojny polsko-sowieckiej 1939 roku o zagrożeniu dla Polaków, stworzonym przez dywersję Żydów w Grodnie: „Nim jeszcze nastąpiła obrona Grodna przed wojskami sowieckimi, wybuchła w mieście zakrojona na szeroką skalę dywersja komunistycznej „V kolumny”. Złożona była ona prawie wyłącznie z miejscowych Żydów, którzy (…) stanowili w 1939 roku połowę ludności miasta”. (Por. R. Szawłowski: op.cit.,t.1,s.106) Po ciężkich walkach wojskom polskim udało się rozbić żydowską rebelię w Grodnie. Niestety, podobnie jak w Bydgoszczy, Polacy w Grodnie bardzo mocno zapłacili za: stłumienie antypolskiej żydowskiej ruchawki. Przez całe tygodnie, a nawet miesiące trwało wyłapywanie polskich obrońców Grodna, przy ogromnie aktywnej pomocy zbolszewizowanych Żydów-donosicieli. Jak pisał profesor Tomasz Strzembosz: „Po zajęciu Grodna rozpoczęły się represje wymierzone głównie przeciwko młodzieży, przy pomocy zresztą tych samych dywersantów. Kim oni byli? Według jednogłośnej opinii, zarówno mieszkańców Grodna, jak jego obrońców (w tym także policjantów i żołnierzy ścierających się z dywersantami) byli to Żydzi, zapewne w większości mieszkańcy tego miasta. (Podkr.- J.R.N.) Uzbrojeni byli w karabin, a nawet broń maszynową (…)”. (Wg.: T. Strzembosz: Rewolucja na postronku (2), „Tygodnik Solidarność”, 1998, nr 9). Doszło do bardzo wielu przypadków rozstrzeliwania wziętych do niewoli żołnierzy polskich,. a także aresztowanych przez Sowietów cywilów, zwłaszcza harcerzy i gimnazjalistów. Jak pisał prof. R. Szawłowski: „Najgorsze były pierwsze dni po opanowaniu miasta przez Sowietów. Ludzie, w szczególności młodzież- byli rewidowani i jeżeli na przykład znaleziono mały kozik u chłopaka- rozstrzeliwano go na miejscu. Podobna na placu przed Fara leżał cały wał z ciał ludzi w ten sposób pomordowanych”. (Por.R.Szawłowski: op.cit.,t.1,ss.363-364).

W nadesłanej do mnie relacji ówczesnej mieszkanki Grodna, Wiktorii Dudy można znaleźć szczególnie dramatyczny opis represji na polskich obrońcach Grodna. Jak pisała p Duda: „Bardzo okrutny los spotkał żołnierzy polskich i mieszkańców Grodna, wziętych do niewoli, których wskazały bojówki żydowskie i białoruskie. Mężczyzn najpierw okrutnie okaleczano, obcinając nosy, członki, uszy, wydłubywano oczy, następnie wiązano po piętnastu drutem kolczastym, przywiązywano do czołgów i wleczono kamienna drogą po kilkaset metrów. Wrzucano ich następnie do przydrożnych rowów i lejów po bombach. Jęki, krzyki mordowanych słychać było w promieniu kilku kilometrów od miasta. Grozę sytuacji potęgowały pożary – to płonęły polskie domy, niszczone przez młodych Żydów, przystrojonych w czerwone chusty i kokardy”. (Cyt. za relacją W.Dudy, spisaną przez T. Mikulskiego z Szydłowca, znajdującą się w moim posiadaniu).

Do dywersyjnych akcji żydowskich przeciw wojskom polskim poza Grodnem doszło również w licznych innych miejscowościach na kresach, między innymi w Skidlu, Zborowie, Skałacie Lubomli, Kołomyi, Bożyszczach, Izbicy, Stepaniu, Byteniu i Uściługu. (Por.szerzej: J.R.Nowak: „Przemilczane zbrodnie”, Warszawa 1999,ss.22-30).

Przemilczane przez Zychowicza inne przejawy działań zbolszewizowanych Żydów, rozprawiających się z Polakami w latach 1939-1941 na Kresach

Piotr Zychowicz konsekwentnie milczy w swej pseudoobiektywnej „obrazoburczej” książce o rozlicznych innych przejawach rozprawiania się Polakami w latach 1939-1941. Milczy o tak znaczących zjawiskach jak panoszenie się skomunizowanych Żydów w administracji na Kresach, o depolonizacji szkolnictwa., o nadzorowaniu aparatu przemocy, o antypolskiej propagandzie i zajadłej walce z Kościołem. Milczy o rozmiarach żydowskiej Targowicy inteligenckiej. Odsyłam w tej sprawie do cytowanej już mojej książki „Przemilczane zbrodnie” (op.cit.,ss.99-194).

Kogo sponsorowano w Polsce po 1989 r.

Przez wiele lat (od 1999 r.) na próżno szukałem w Kraju i wśród Polonii sponsora do wydania nagromadzonych przeze mnie na około tysiąca stron relacji o prześladowaniach Polaków na Kresach przez zbolszewizowanych Żydów. No cóż, jak pisał Józef Piłsudski: „Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, by ta niepodległość kosztowała dwa grosze wydatków i dwie krople krwi”,.

Za to obrzydliwy paszkwil na Polskę i Polaków K. Jasiewicza „Pierwsi po diable” bardzo elegancko wydany w 2001 r. w objętości 1262 stron. nie mógł w żadnej mierze uskarżać się na brak sponsorów. Tę antypolską książkę sponsorowali :Fonds d’Aide auź Lettres Polonaises Independantes (Paryż) , Fundacja z Brzezia Lanckorońskich (Londyn) i Polonia Aid Foundation Trust (Londyn). Równocześnie zaś ksiązka ta ukazała się dzięki finansowemu wsparciu Komitetu Badan Naukowych, Ministerstwa Obrony Narodowej, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Tak wsparto książkę paszkwilancką i antypolską., w której aż roi się od antypolskich uogólnień. Podaję dla przykładu stwierdzenia: Jasiewicza:: Na s.223: „A tak staliśmy się małym, prostackim, pamiętliwym narodem, chełpiącym się wszystkim. Skwapliwie wytykającym w ustawicznych ripostach tylko cudze grzechy i dudniący w cudze piersi (…) To nigdy nie zrównoważy tej zwykłej podłości i obojętności wyniesionej z polskiej tradycyjnej katolickiej obłudy (…). Na s.227:” Musimy przyjąć, że udawanie, iż nie partycypowaliśmy w Holocauście nie odpowiada prawdzie historycznej, że taką postawę należy nazywać –per analogiam do „kłamstwa oświęcimskiego” kłamstwem jedwabieńskim”. I takie świństwa dofinansowywało Ministerstwo Obrony Narodowej.. Oto w jakim kraju żyliśmy po 1989 r.!

Największy polski komediopisarz, a zarazem uparty patriota Aleksander Fredro pisał w atmosferze zaborów: „ Naród, który nie ma siły i woli powiedzieć łotrom, że łotry, nie wart być narodem!”. Ja wierzę w mój naród, wierzę, że się obudzi i odsunie różnych antynarodowych tchórzy i manipulatorów! Czas skończyć z bezmyślnością i masochizmem narodowym!

Autor: Jerzy Robert Nowak

Za: http://alexjones.pl/aj/aj-polska/aj-publicystyka/item/87512-zydzi-a-komunizm-iii

Żydzi a komunizm:

Część pierwsza →
Część druga →

piątek, 10 czerwca 2016

Stanisław Barańczak - Monolog Hamleta (Wersja nowa)

Wersja Nowa, Skomponowana Alfabetycznie,
A Przez To Skuteczniejsza Mnetnotechnicznie
(Do Użytku w Teatrach Polskich,
które z powodu Trudności Budżetowych
zrezygnowały z etatu Suflera)

Adamowi Poprawie
z podziękowaniem za inspirację
oraz pierwszą linijkę

Akces? Absencja? Ach, amok antytez!
Być byle biernym, bezmyślnym bydlęciem,
Celem cynicznych ciosów Czasu — czy
Dać dowód dużo dojrzalszej dzielności:
Elektryzować etykę energią,
Forsować fosy fatalnej Fortuny?
Gdyby grób gasił gorycz — gdzieżby glątwa
Hakiem histerii, harpunem hańbiącej
I idiotycznej ironii istnienia
Jątrzyła jaźń! Jest jednakowoż jeden
Kruczek: ktoś kima, kryty kołdrą? — koszmar
Liżący ludzkie lica lodem leku
Łatwo łachudrę łudzi, łomem łupie!
Marzenia można miewać milsze (miejmy
Nadzieje); niemniej, nikczemnej niedoli
Oczekujemy, otchłani okropieństw;
Paraliż przeczuć powstrzymuje przed
Ryzykiem. Rycząc „Rozbój!”, rżnąłbyś ręcznie
Sadło sobkostwa, szlachtował sztyletem
Świnie—świat, śnił! Śmiech świadomości: „Śmierć
To teren trupich tajemnic, ty tchórzu:
Uparciuch umie, umierając, utknąć
W wąskim wąwozie, wleźć weń; wyjść wszelako
Zeń zamierzając, zauważa zwykle
(Żałosny żłób), że żegnać życie — żal”.


Ktokolwiek, po chwili skupionej ciszy, jaka niewątpliwie zapadła, wyrwie się z małostkowym zastrzeżeniem, że nasza Natchniona Parafraza zawiera zaledwie 25 linijek, a zatem, jak Łatwo Wywnioskować, nie uwzględnia Wszystkich Liter Alfabetu, zostanie, mam nadzieję, skarcony Pełnym Politowania Spojrzeniem Ogółu, co oszczędzi mi wyjaśnień, że niektóre litery polskie w ogóle nie rozpoczynają słów, a parę innych, takich jak Ć albo Ź, skazuje nas na obracanie się w nieco zbyt wąskim semantycznie kręgu Ćwikieł Ćwiartowanych Ćmami i Źródlanych Źrenic Źrebiąt.

Z książki Pegaz zdębiał

środa, 8 czerwca 2016

Zygmunt Krzyżanowski - Sir John Falstaff i Don Kichot

1.

10 stycznia 1860 roku Iwan Turgieniew wygłosił wykład Hamlet i Don Kichot. W pierwszych akapitach spisanego tekstu tego wykładu pisarz mówi o zbieżności w czasie publicznego pojawienia się tragedii Szekspira i powieści Cervantesa. Następnie, używając całej siły argumentacji, Turgieniew pokazuje, iż obrazy Don Kichota i Hamleta „ucieleśniają dwie najbardziej elementarne właściwości ludzkiej natury – dwa końce tej osi, wokół której się ona obraca. Jesteśmy przekonani, że wszyscy ludzie w większym lub mniejszym stopniu należą do jednego z tych dwóch typów; prawie każdy z nas upodabnia się do Don Kichota lub do Hamleta. Co prawda w czasach dzisiejszych liczebność Hamletów bardzo wzrosła…” Cały wykład zbudowany jest na opozycjach. Entuzjazmowi hiszpańskiego rycerza przeciwstawiana jest ironia duńskiego księcia; wierze – niewiara; miłości – egoizm; parciu do działania, wyboru – nieustające wahanie się między „być” albo „nie być”, inercja.

Od czasów opublikowania tego wykładu przez Turgieniewa wiele wody upłynęło. I my, obchodząc dzisiaj uroczyście 375. rocznicę śmierci Szekspira, za kilka miesięcy będziemy mogli wspomnieć ze smutkiem inny jubileusz: 80 lat od dnia wygłoszenia przez Turgieniewa przypomnianego tu wykładu. Sam pisarz przyznaje, że „oś”, na której przeciwstawnych krańcach umieścił imiona Don Kichota i Hamleta, „obraca się”, sam też zgodził się z uwagą, iż w jego czasach, tj. w latach 60. XIX wieku, liczebność Hamletów w całej Rosji, do powiatu szczygrowskiego włącznie [I. S. Turgieniew, Hamlet powiatu szczygrowskiego (1849)], nadmiernie wzrosła. Ale od tamtych czasów wszystko w naszym życiu uległo radykalnej przemianie: dziś zarówno nasi krytycy, jak i najwybitniejsi aktorzy odnoszą się do postaci Hamleta zupełnie inaczej. O nowym podejściu przez teatr radziecki do obrazu Hamleta dostatecznie wiele już napisano, nie będę zatem wracał do tego tematu. Ważne w tym wszystkim jest jedno: należy zrezygnować z traktowania Hamleta jako obrazu przeciwstawnego Don Kichotowi, tym samym uwalniając jedną ze stron zbudowanej przez Turgieniewa osi.

Dla kogo?

2.

„Rycerza Smętnego Oblicza” nie można przeciwstawiać postaci duńskiego księcia, którego siedem monologów wypełnia najczystszy smutek. Ale prawo skojarzeń jest nieubłagalne: na zasadzie kontrastu stwarza w świadomości postać zrodzoną w tym samym niemal czasie i w zbliżonej przestrzeni, nieomal tuż obok, za cieśniną. Mówię o sir Johnie Falstaffie, głównym bohaterze jednej komedii (Wesołe kumoszki z Windsoru) i ważnej postaci dwóch kronik wielkiego dramaturga (Król Henryk IV, część I i II), który również w trzeciej kronice, o Henryku V, poświęca całą scenę [akt II, scena 3] wspomnieniom o rycerzu wesołego oblicza, kompanie od kieliszka książąt i nędzarzy, rozmówcy koronowanych głów i hołoty, o „Johnie Kałdunie”.

Samo tylko porównanie wyglądu rycerza z La Manchy, strzegącego świętej tradycji kopii i szpady, z rycerzem gościńca, który po drodze z Londynu w Gad’s Hill wyrzucił wszelkiego rodzaju tradycje na śmietnik, może podniecać literaturoznawców.

Don Kichot jest cienki jak jego kopia, pod względem chudości współzawodniczy jego chabeta – Rosynant. Sir Falstaff wiele już lat nie widział własnych kolan, bo zasłania mu je wielki brzuch. Don Kichot pości całymi tygodniami i sławi imię wybranej damy; sir Falstaff zjada codziennie po kilka kapłonów i nie wyobraża sobie, aby można było zacząć dzień bez porannego łyka kseresu i zakończyć wśród nieotwartych butelek. Imiona dam, z którymi spotyka się rycerz wesołego oblicza, skłaniają go nie tyle do ich wysławiania, co raczej do miotania przekleństw, ale też do całego potoku skrzących się humorem żartów.

Sir John ma dostateczną moc, aby wprowadzić do drugiej części cyklu kronik Szekspirowskich to, co Engels określa jako „falstaffowskie tło”, zastąpić czarny spód nocy światłem wschodzącego dnia.

Don Kichot coraz to przesuwa różaniec. Falstaff, jak tylko zacznie się rozmowa o modlitwie, wyszczerza swoje wilcze zęby w uśmiechu: „Co do mojego głosu, straciłem go śpiewając wniebogłosy kantyczki” [Henryk IV, cz. II, I, 2].

Za rycerzem z La Manchy jedzie truchtem na osiołku Sancho Pansa. Sam tylko. Za Falstaffem postępuje liczna, pstrokata świta: książęta i puszczalskie dziewki, kaprale i sędziowie, chłopcy i starcy, bogaci aldermani i pijacy, którzy już wszystko przepili.

Ale to odnosi się do zewnętrznej strony opisywanych obrazów, jest posuwaniem się myśli po stycznej. Przejdźmy po promieniu do środka tarczy.

3.

Sir John „skonał akurat między dwunastą a pierwszą, właśnie gdy morze opadać zaczynało” [Henryk V, II, 3].

Historia też zna swoje odpływy i przypływy. Don Kichot jest postacią wyrażającą odpływ feudalizmu; sir Falstaff – to typ odzwierciedlający przypływ nowych sił wdzierających się w życie, zapowiada władzę burżuazji. Żelazny arszyn wypiera stalową szpadę, złote pistole – pistolety naładowane ołowiem, a składy towarów zamknięte na wiszące kłódki – mury forteczne i zwodzone mosty.

Rycerz Don Kichot pochłonięty jest lekturą na poły zbutwiałych ksiąg. Nie wie, że ich miejsce zajęły zszyte sznurkami i opieczętowane lakowymi pieczęciami księgi handlowe, w których zapisane są pojedynki nie na kopie, a na liczby. Don Kichot jest gotów potrząsać kopią, walcząc w imię starych haseł i godności feudalnych. Gotów jest wyzwać do walki nie tylko ludzi, ale nawet lwy, i żądać, aby w tym celu podnieść kraty lwiej klatki. Jednakże „król zwierząt”, pogardliwie i obojętnie odwracając się ogonem do kopii rycerza, nie raczy przyjąć wyzwania. Don Kichot – to typowy obraz fali odpływu historii. Właśnie dlatego jest śmieszny, jak śmieszne jest wszystko, co nie nadąża za życiem i wlecze się w ogonie wydarzeń.

Sir John Falstaff nie jest młody. Ale lubi towarzystwo młodzieży, nowego pokolenia. Napadając w ciemną noc na nieuzbrojonych kupców, aby zrabować im towar, krzyczy: „Toć przecie żyć musi młodzież” [Henryk IV, cz. I, II, 2]. Żyje sir John w czasach powstawania pierwszych angielskich kolonii. W ciągu dwóch dziesięcioleci końca XVI wieku liczebność kantorów wymiany pieniędzy, biur zajmujących się handlem i werbunkiem marynarzy zwiększyła się cztero- lub nawet pięciokrotnie. Angielska flaga zaczęła powiewać na najdalszych południkach świata. Dramatopisarz Szekspir lubi porównywać, ustami swojego Prologu, pomost sceny z pokładem okrętu, a w dzień spektakli na maszcie jego teatru powiewa nad miastem barwna bandera. Sir John nie umie jeszcze podliczać złotych monet na kostkach liczydeł, ale dawno już rzucił odliczanie modlitw na paciorkach różańca. Don Kichot myśli tylko o tym, jak oddawać to, co ma – cios mieczem, siłę, samo życie; Falstaffa interesuje wyłącznie, jak zagarnąć wszystko, czego zdoła dosięgnąć swymi tłustymi palcami. Żyje w epoce wolnorynkowego kapitalizmu, kiedy probierzem życia stała się sakiewka, mocno obwiązana sznurkiem i obrzmiała od schowanych w niej monet. Co można sprzedać? Co zostało wciągnięte do długiego rejestru handlowego? Wszystko. Przede wszystkim może sprzedać swoje szlachectwo, tytuł, którym trochę handluje zamożna gospodyni oberży (jej dodatkowym źródłem dochodów jest stręczycielstwo) pani Żwawińska; następnie – „honor”, tę „herbową tarczę” [Henryk IV, cz. I, V, 1]; można zresztą sprzedać też srebrne puchary wspomnianej Żwawińskiej – „szklanki, szklanki to rzecz najdogodniejsza do picia” [Henryk IV, cz. II, II, 1].

Unoszony odpływem czasu Don Kichot chwyta za rękojeść swojej szpady, ale sir John gardzi stalowymi argumentami kling. Gotów jest podjąć walkę z rycerzem Hotspurem, przebić go szpadą na znak swojego zwycięstwa, ale dopiero wtedy, kiedy ten leży już martwy. Spotkawszy się w bitwie z księciem Henrykiem, Falstaff – na jego prośbę pożyczenia mu pistoletu – wyjmuje z kabury butelkę kseresu.

Na próżno Rycerz Smutnego Oblicza, wymachując tarczą przodków, rzuca się na golibrodę, który zasłania się miedzianą misą cyrulika. Czasy tarcz przeminęły, balwierze stali się bardziej potrzebni niż rycerze. Nie ma sensu, jak opisuje legenda tamtego stulecia, stawiać mostu na równym, suchym miejscu, jak to uczynił pewien francuski rycerz, żądający, aby wszyscy wchodzący na jego most, który niczego nie łączył, płacili mu myto lub walczyli z nim. Kupieckie tabory kupieckiej epoki handlu po prostu objeżdżały bezsensowną i niczego już nie mogącą zagrodzić przeszkodę.

Trzeba było, jak nakazywała epoka, gromadzić, nabywać, powiększać odsetki od odsetek, i sir John dobrze wiedział, co mówi, kiedy dowcipkował: „Prawda, że mam w pasie coś około dwóch sążni; lecz nie o pasie teraz myślę ale o zapasie” [Wesołe kumoszki …, I, 3).

4.

Karol Marks, charakteryzując ustrój społeczno-ekonomiczny wieku, w którym żyli Cervantes i Szekspir, kiedy pojawili się pod ich piórami Don Kichot i sir Falstaff, wielokrotnie cytuje aforyzmy Falstaffa, ale ani razu nie cytuje sentencji Don Kichota. Falstaff coś tam pojmuje z tego, w jaką stronę toczy się złoto. Rycerz Smutnego Oblicza tego nie pojmuje i nie chce pojąć. Przed pierwszym stoi otworem droga do krainy rzeczy prawdziwych, zważonych na wagach i policzonych za pomocą cyfr, drugi dąży do fantastycznej krainy zjaw i snów, choć nastał czas, aby się już prześniły i ustąpiły miejsca jawie.

Kwestia wpływu Szekspira – wielkiego twórcy obrazów – na myśl Karola Marksa – wybitnego twórcy formuł filozoficznych i ekonomicznych – wymaga od nas dużej i skupionej pracy. W naszym literackim obiegu mamy monografię M. Nieczkinej i polemizujący z nią artykuł T. Jacksona („International Literature”, 1936, nr 2); tam też został opublikowany mój artykuł wprowadzający do tych prac polemizujących ze sobą. Byłoby lekkomyślnością pominąć kwestię miejsca, jakie w podręcznej bibliotece Marksa zajmowały dzieła Szekspira. Zbieram materiały do tego tematu.

Don Kichot walczy o iluzje, o sny, przeciw jawie. Sir Falstaff nie walczy o nic, wie, że po każdym śnie następuje przebudzenie, że to nie cienie, jakiekolwiek byłyby piękne ich rysunki, rzucają rzeczy, ale rzeczy rzucają cienie.

Hiszpański rycerz walczy z wiatrakami, widząc je jako groźnych olbrzymów, strzeże własnej broni, próbuje jechać na drewnianym koniu, biorąc go za niezmordowanego rumaka, ofiarowuje swe życie dziobatej wieśniaczce Aldonzie, uznając ją za szlachetną i piękną Dulcyneę. Falstaff przeciwstawia iluzjom – ironię, cieniom – rzeczy prawdziwe, dostępne mierze i wadze, nieskończoności – skończoność.

Rycerz Smętnego Oblicza, wyprawiając swojego Sancza na wielkorządcę Baratarii, daje mu wiele bardzo poważnych nauk przesiąkniętych etyką feudalną. Żąda, aby Sanczo przestał wplatać do swojej mowy ludowe przysłowia, wyuczył się sztywnych paragrafów prawodawcy. Jednakże ani nauczyciel, ani uczeń nie wiedzą, że całe to, jak sądzą, poważne przedsięwzięcie dzieje się na barwnym i kpiarskim „falstaffowskim” tle, że obaj, przygotowawszy się do „rządzenia”, są tylko marionetkami w rękach wesołych lalkarzy ciągnących za sznurki. Sir John też uczy popijającego razem z nim następcę tronu, jak przywiązywać niewidocznymi nićmi serca jego przyszłych poddanych. Proponuje odrzucić wszelkie scholastyczne zasady i sądowe kruczki, a do pomocy sobie i młodemu przyjacielowi przyzywa barwny rój pięknych przysłów ludowych i wesołych piosenek. Książę Henryk potrafi odróżnić wino od osadu, pianę od szumowin i akurat w połowie cyklu mówi, zwracając się do widza, że będzie umiał wybrać to, co uzna za ważne dla siebie, odrzucając „resztę”. Tą resztą okaże się sam Falstaff. Przeliczył się. Ulegając sile starego nawyku sprzedawania wszystkiego od razu, za wcześnie sprzedał swoją wspaniałą przyszłość panu Milczkowi. Zapomniał, że stuknęła mu sześćdziesiątka i nie pora już pokrzykiwać „Ha, co, wy łajdaki? Toć przecie żyć musi młodzież” [Henryk IV, cz. I, II, 2].

Don Kichot ekspediował swego wiernego Sancho Pansę do rządzenia „wyspą na lądzie” – Baratarią; sir Falstaff uczy swego starego przyjaciela księcia Henryka, podśmiewającego się z jego ironii, panowania nad „wyspą otoczoną morzami” – Brytanią.

Kiedy zaczynamy oglądać portrety „władców życia” Europy na przełomie XVI i XVII wieku, widzimy, że niezależnie od tego, jak różni je malowali artyści, wszelkie detale portretów bourgeois tamtej epoki przynoszą w zasadzie nieznaczne tylko odchylenia od jednego typu. Na ogół za modelem, mającym na głowie aksamitną czapeczkę i ubranym w takąż aksamitną kurtkę, na całej powierzchni sztywno pomarszczoną, z ciężkim złotym łańcuchem i medalionem na piersiach, zwisającym spod sztywnego kołnierza, pokazującym długie palce, cienkie jak u pająka, oblepione kosztownymi pierścieniami, widzimy z tyłu rząd oprawnych ksiąg; czasami na górnej półce stoi klepsydra; z przodu – waga, rozwinięty pergamin z pieczęcią przymocowaną sznurem, statuetka antyczna i garść złotych monet rozrzuconych na suknie okrywającym stół, oddzielający widza od portretowanej postaci.

Szczególną cechą postrzegania życia epoki, w której pisali Cervantes i Szekspir, jest rzeczowość, zmysłowe odczucie oświetlonych słonecznymi promieniami rzeczy. Wszelkie upiory średniowiecza zostały przepędzone przez „strzały Febusa”. Życie jest tym, co daje się odczuć, zobaczyć i usłyszeć. Estetyka tej epoki nie jest estetyką katolickich legend, „żywotów” odwracających się od życia. O nie, nowa epoka zrodziła estetykę pięknych rzeczy, tych rzeczy, które sprawiają radość temu właśnie człowiekowi.

5.

Widzę, jak z każdym zdaniem temat Falstaffa i Don Kichota coraz to się poszerza i wymaga włączenia wciąż nowych obrazów i argumentów. Nie mieszczą się w dolnym odcinku gazety, zbyt im tam ciasno. Ale – cierpliwości, temat jest mój!

Lekarze, nie chcąc urazić krewnych ludzi umierających, mówią o śmierci – letalne zejście, co oznacza drogę przez Letę, z „być” do „nie być”. Okazuje się, że istnieje także poetyka medyczna (jakich tylko poetyk nie ma na tym świecie!).

Rycerz Smętnego Oblicza i rycerz „wesołego oblicza” umierają ani smutno, ani wesoło. Z woli ich twórców odchodzą z życia z podobną pokorą, obaj z poczuciem spełnionego przez nich obowiązku wobec tej części ludzkości, która czyta książki. Falstaff, który był pijakiem i nie lada grzesznikiem, naruszającym wszystkie dziesięć przykazań, nie czuje skruchy z powodu grzechów, jakie popełnił. Czując zbliżającą się śmierć, jak opowiedziała pani Żwawińska, poprawił koszulę, pobawił się kwiatami i uśmiechnął, patrząc na opuszki swych grubych palców. Jego nos wyostrzył się na kształt pióra (niespodziewane pojawienie się wspólnej cechy z będącym jego przeciwieństwem Don Kichotem), mamrotał coś o zielonych polach i wielkich przestrzeniach swojej ojczyzny, umierał niezauważalnie, nie odpowiedziawszy na ostatnie pytanie: „Jakże ci, sir Johnie?” (Henryk V, II, 3).

Don Kichot, rycerz bez grzechu, umierając na swym marnym posłaniu, przekreśla wszystkie swe cnoty: „Wszystko co działo się dotychczas to niedorzeczności i grożące mi zgubą zjawy… Czuję, panowie, że śmierć nadejdzie rychło, poniechajcie więc żartów, bo nie godzi się szydzić z własnej nieśmiertelnej duszy… (Don Kichot, t. II, rozdz. 74)

I to już cała scena z historii dwóch rycerzy, „wesołego” i Smutnego Oblicza; jednego uniósł odpływ epoki, drugi przybił do brzegu historii wniesiony falą przypływu. Ale przecież i odpływ, i przypływ – to tylko wydech i wdech w całym ogromie życia morza, które w naszych księgach nazywamy „dziejami”. Czyż nie dlatego sir Falstaff i Don Kichot, choć żyli różnie, umarli podobną śmiercią?
(1936)

Przełożyła Wiesława Olbrych

Mordowani są lekarze prowadzący badania nad leczeniem nowotworu i autyzmu cząsteczką GcMAF

Rośnie liczba zamordowanych lekarzy, którzy odkryli powodujący raka enzym, pracowali oni nad cząsteczką GcMAF oraz udowodnili związek szczepionek z autyzmem.

 


19 czerwca 2015 dr. James Jeffery Bradstreet został wyłowiony z jeziora z raną postrzałową klatki piersiowej. Był wybitnym lekarzem i naukowcem badającym przyczyny autyzmu, był także ojcem dziecka, które zachorowało na autyzm.

Kilka dni przed śmiercią lekarza do jego centrum badań wtargnęli  funkcjonariusze FDA (Amerykańska Agencja Żywności i Leków ) oraz funkcjonariusze innych agencji rządowych przeszukując  badania i dokumenty znajdujące się w  Child Development Resource Center.

Śmierć walczącego z przemysłem farmaceutycznym oraz agencją FDA doktora wstrząsnęła środowiskiem naukowym i akademickim ale przede wszystkim rodzinami dzieci cierpiących na autyzm.

Przeczytaj cały artykuł na temat prowadzonych badań oraz tragicznej śmierci dr. James Jeffery Bradstreet :
dr-found-dead

Kolejni lekarze zajmujący się badaniem autyzmu oraz nowymi metodami leczenia nowotworów zginęli również w dziwnych okolicznościach, poniżej tragiczne kalendarium:

19 czerwiec 2015
 Dr. Jeffrey Bradstreet zostaje wyłowiony z rzeki z raną postrzałową klatki piersiowej.

21 czerwiec
 Dr. Bruce Hedendal oraz Dr. Baron Holt zostają odnalezieni martwi na wschodnim wybrzeżu Florydy.

29 czerwca 
 Dr. Theresa Sievers, znaleziona martwa we własnym domu. Dr. Jeffrey Whiteside zostaje uznany za zagionionego.

3 lipca  
Dr. Patrick Fitzpatrick, uznany za zaginionego, jego samochód z przyczepką został odnaleziony na poboczu drogi. 

10 lipca
Dr. Lisa Riley,  odnaleziona martwa we własnym domu z raną postrzałową głowy.

19 lipca
Dr. Ron Schwartz, znaleziony martwy we własnym domu z raną postrzałową szyi w East Coast of Florida.

21 lipca
Dr. Nicholas Gonzalez, znaleziony martwy we własnym domu z raną postrzałową szyi w East Coast of Florida.

21 lipca
Dr. Abdul-Karim, został znaleziony martwy na poboczu drogi.

23 lipca
Dr. Jeffery Whiteside odnaleziony martwy z raną postrzałową

24 września
 Dr. Mary Rene Bovier, zadźgana nożem we własnym domu, Pensylwania.

16 września
Dr. Mitch Gaynor znaleziony martwy na obrzeżach Manhattanu, śledczy uznali samobójstwo.

11 października
 Dr. Marie Paas znaleziona martwa, śledczy uznali samobójstwo.

29 września
 Dr. Jerome Block wyskoczył z okna apartamentu w Central Park West.

W artykule źródłowym (kliknij link poniżej) podanych jest wiele informacji na temat prowadzonych badań przez wymienionych lekarzy, znajduje się tam również materiał wideo ukazujący pod mikroskopem cząsteczkę GcMAF, która wchłania żywe komórki nowotworowe.


Wszyscy lekarze byli prześladowani przez amerykańskie agencje rządowe FDA i CDA, które bardzo ściśle współpracują z dużymi koncernami farmaceutycznymi.
Bliska zależność między CDA i FDA, a koncernami zarabiającymi gigantyczne kwoty na leczeniu pacjentów z nowotworów oraz  sprzedaży szczepionek jest uważana przez osoby z bliskiego otoczenia zamordowanych lekarzy (zaginionych), za główną przyczynę tragedii  ich najbliższych. 

Posłuchaj nagrania wideo poniżej:


sobota, 4 czerwca 2016

Yours is the naturalness of a born cripple. You may be unaware but it does not make you normal. What it means to be natural or normal you do not know, nor do you know that you do not know

Questioner: I find all this seeking and brooding most unnatural.

Maharaj: Yours is the naturalness of a born cripple. You may be unaware but it does not make you normal. What it means to be natural or normal you do not know, nor do you know that you do not know.

From A NOTE ON PAṬICCASAMUPPĀDA


24. We must now again ask the question of §17: 'What about the first item of the paticcasamuppāda formulation—since there is no item preceding it, is it therefore permanent?'. The first item is now avijjā, and the Buddha himself answers the question in a Sutta of the Anguttara Nikāya (X,vii,1 <A.v,113>). This answer is to the effect that avijjā depends upon not hearing and not practising the Dhamma. It is not, however, the only way of answering the question, as we may see from the Sammāditthisutta (Majjhima i,9 <M.i,54>). Here we find that avijjā depends upon āsavā, and āsavā depend upon avijjā. But one of the āsavā is, precisely, avijj'āsava, which seems to indicate that avijjā depends upon avijjā.[k] Let us see if this is so. We know that sankhārā depend upon avijjā—avijjāpaccayā sankhārā. But since something that something else depends upon is a sankhāra, it is evident that avijjā is a sankhāra. And, as before, sankhārā depend upon avijjā. Thus avijjā depends upon avijjā. Far from being a logical trick, this result reflects a structural feature of the first importance.[l] Before discussing it, however, we must note that this result leads us to expect that any condition upon which avijjā depends will itself involve avijjā implicitly or explicitly. (In terms of §23 the foregoing argument runs thus. Avijjāpaccayā sankhārā may be taken as 'with non-seeing of paticcasamuppāda as condition there is paticcasamuppāda'. But this itself is seen only when paticcasamuppāda is seen; for paticcasamuppāda cannot be seen as paticcasamuppanna before paticcasamuppāda is seen. To see avijjā or non-seeing, avijjā or non-seeing must cease. Avijjā therefore comes first; for, being its own condition, it can have no anterior term that does not itself involve avijjā.)

  25. The faculty of self-observation or reflexion is inherent in the structure of our experience. Some degree of reflexion is almost never entirely absent in our waking life, and in the practice of mindfulness it is deliberately cultivated. To describe it simply, we may say that one part of our experience is immediately concerned with the world as its object, while at the same time another part of our experience is concerned with the immediate experience as its object. This second part we may call reflexive experience. (Reflexion is discussed in greater detail in Shorter Notes & FUNDAMENTAL STRUCTURE.) It will be clear that when there is avijjā there is avijjā in both parts of our experience, the immediate and the reflexive; for though, in reflexion, experience is divided within itself, it is still one single, even if complex, structure. The effect of this may be seen from the Sabbāsavasutta (Majjhima i,2 <M.i,8>) wherein certain wrong views are spoken of. Three of them are: Attanā va attānam sañjānāmī ti; Attanā va anattānam sañjānāmī ti; and Anattanā va attānam sañjānāmī ti. ('With self I perceive self; With self I perceive not-self; With not-self I perceive self.') A man with avijjā, practising reflexion, may identify 'self' with both reflexive and immediate experience, or with reflexive experience alone, or with immediate experience alone. He does not conclude that neither is 'self', and the reason is clear: it is not possible to get outside avijjā by means of reflexion alone; for however much a man may 'step back' from himself to observe himself he cannot help taking avijjā with him. There is just as much avijjā in the self-observer as there is in the self-observed. (See CETANĀ [b].) And this is the very reason why avijjā is so stable in spite of its being sankhatā.[m] Simply by reflexion the puthujjana can never observe avijjā and at the same time recognize it as avijjā; for in reflexion avijjā is the Judge as well as the Accused, and the verdict is always 'Not Guilty'. In order to put an end to avijjā, which is a matter of recognizing avijjā as avijjā, it is necessary to accept on trust from the Buddha a Teaching that contradicts the direct evidence of the puthujjana's reflexion. This is why the Dhamma is patisotagāmī (Majjhima iii,6 <M.i,168>), or 'going against the stream'. The Dhamma gives the puthujjana the outside view of avijjā, which is inherently unobtainable for him by unaided reflexion (in the ariyasāvaka this view has, as it were, 'taken' like a graft, and is perpetually available). Thus it will be seen that avijjā in reflexive experience (actual or potential) is the condition for avijjā in immediate experience. It is possible, also, to take a second step back and reflect upon reflexion; but there is still avijjā in this self-observation of self-observation, and we have a third layer of avijjā protecting the first two. And there is no reason in theory why we should stop here; but however far we go we shall not get beyond avijjā. The hierarchy of avijjā can also be seen from the Suttas in the following way.

But which, friends, is nescience?...

That which is non-knowledge of suffering,
non-knowledge of arising of suffering,
non-knowledge of ceasing of suffering,
non-knowledge of the way that leads to ceasing of suffering,
this, friends, is called nescience.

And which, monks, is the noble truth of suffering...
And which, monks, is the noble truth of arising of suffering...
And which, monks, is the noble truth of ceasing of suffering...
And which, monks, is the noble truth of the way that leads to ceasing of suffering?

Just this noble eight-factored path, that is to say: right view...

And which, monks, is right view?...
That which is knowledge of suffering,
knowledge of arising of suffering,
knowledge of ceasing of suffering,
knowledge of the way that leads to ceasing of suffering, this, monks, is called right view.

Avijjā is non-knowledge of the four noble truths. Sammāditthi is knowledge of the four noble truths. But sammāditthi is part of the four noble truths. Thus avijjā is non-knowledge of sammāditthi; that is to say, non-knowledge of knowledge of the four noble truths. But since sammāditthi, which is knowledge of the four noble truths, is part of the four noble truths, so avijjā is non-knowledge of knowledge of knowledge of the four noble truths. And so we can go on indefinitely. But the point to be noted is that each of these successive stages represents an additional layer of (potentially) reflexive avijjā. Non-knowledge of knowledge of the four noble truths is non-knowledge of vijjā, and non-knowledge of vijjā is failure to recognize avijjā as avijjā. Conversely, it is evident that when avijjā is once recognized anywhere in this structure it must vanish everywhere; for knowledge of the four noble truths entails knowledge of knowledge of the four noble truths, and vijjā ('science') replaces avijjā ('nescience') throughout.[n] 

Feminists vs Nationalists | Stockholm Train Station "RAMPAGE" LIE


EU to Social Media: Ban "FREE SPEECH" incl. the Dalai Lama


piątek, 3 czerwca 2016

The Brussels Bombing, Vibrant DIVERSITY & Why TRUMP CAN WIN


Liberal Values WILL NOT Stand the Test of Time


Diversity DESTROYS Social Cohesion in the West


Germany Crosses the Demographic RUBICON: 20-35's a MINORITY by 2020


BREAK EUROPE: Merkel and her Migrants -- What comes Next?


The Transgender: Normalizing MENTAL ILLNESS


How Face Shape EXPOSES — White RACISM (fWHR)


IQ | RACISM and the CONSERVATIVE


Microaggressions & The Rise of HYPERSENSITIVE Victimhood Culture


Why and how women destroy nations ...





Jan Kaczmarek - Treser i lew

To takie proste, to wspaniałe,
tu wątły człowiek - a tu lwy,
a więc emocje niebywałe;
każdy zna od dzieciństwa cyrk.
Nerwy napięte aż do granic,
typowo męska, ostra gra,
lew groźnie mrucząc kłapie kłami,
treser jedynie biczyk ma!
Tuż na początku mojej śpiewki
istotę cyrku zdradzę wam:
zasada bicza i marchewki,
ot cały sekret, cały kram.
Na tym opiera się tresura,
treser to w małym palcu ma
a więc jedynie o anturaż,
o widowisko facet dba!

Kiedy się lew zagalopuje,
gdy we łbie się przewróci mu,
zbyt głośno ryczy, zbyt szarżuje,
błyskając garniturem kłów,
trzeba (nim zerwie się do skoku)
przykładnie bydlę kijem sprać,
a gdy uległość błyśnie w oku
to mu w nagrodę marchew dać!

Nie sztuka bowiem lwa skatować
i posłuszeństwo wymóc nań;
ważne, by zaraz go skaptować
by do współpracy wrócił drań,
by podskakiwał pod dyktando,
na zawołanie szczerzył kły,
by modulował swe mruczando
dokładnie jak mu każesz ty!

Tu by piosenkę można skończyć
reasumując sprawy tak:
przykładna fanga między oczy
wywoła respekt, wzbudzi strach;
lecz brak tu trochę elegancji
i to tresera kompleks jest:
jemu nie starczy gest poddańczy,
on pragnie, by go kochał lew!

Ze strachu czy z wyrachowania,
mniejsza o detal, pal go sześć,
nie chodzi o sztukę kochania,
ni o uczucia czy o seks.
Ważne by lew kopnięty w zadek
z pełną wdzięcznością skamlał tak:
„O jak mi dobrze, kurcze blade,
przywal mi panie jeszcze raz!
Przywal mi w nery, daj mi w ziobra,
o jak mi dobrze panie mój,
to w końcu dla mojego dobra,
więc jeszcze raz mi mordę skuj!”
Tu dostajemy brzydkich mdłości
i piosnka się urywa, bo
lew, co przesadził w służalczości
na zbity pysk ląduje w ZOO!

No i epilog będzie teraz:
czasami w cyrku zdarza się,
że wymieniają tam tresera,
facet odchodzi, chce czy nie!
Miał ponoć zawał czy migrenę,
odchodząc widzi poprzez łzy
jak powracają na arenę
znajome wysłużone lwy.
Sierść wypłowiała, kłów połowa,
zaś zamiast mięśni zwisa tłuszcz,
ale wracają, bo ODNOWA!
Da capo graj orkiestro tusz!
I znowu bicz i znów marchewka,
stary znajomy sznyt i kicz,
stara cyrkowa znana śpiewka,
lecz - przestał reagować widz!

Ile przez wyborczą urnę przepchanej miernoty?

Jan Kaczmarek - Litania


Ile jeszcze będzie nowych Rzeczypospolitych
wyniesionych z pęt niewoli na wolności szczyty?
Ile razy zmowa zmiecie nas rusko-teutońska,
wymazując z mapy świata dumne słowo Polska?

Ile jeszcze będzie krwawych powstań narodowych
i tych z głową, ale również tych całkiem bez głowy?
Ile groźnych fal represji i pacyfikacji
i samobójstw rozpaczliwych hen na emigracji?

Ile razy na obczyźnie będą armie polskie
czekające, żeby z ziemi obcej iść do polskiej?
Ilu wodzów fantastycznych i wielkich herosów?
Ile jeszcze zarzynanych bezkarnie etosów?

Ile jeszcze zmarnowanych bez sensu okazji?
Ile chamstwa i prostactwa rodem z dzikiej Azji?
Ile wściekłej nienawiści, pychy i głupoty?
Ile przez wyborczą urnę przepchanej miernoty?

Ile nowych gabinetów jeszcze się przekręci
z racji nieprawdopodobnej ich niekompetencji?
Ilu głupców się wywyższy nad autorytety?
Ilu się złodziei schowa za immunitety?

Tę litanię wciąż będziemy śpiewać gromkim głosem,
a w niedoli cicho mruczeć sobie ją pod nosem,
boć to polska jest litania i to jedno wiemy,
że niestety, nie ma końca, póki my żyjemy!

Dyskretny urok rasizmu