Andrzej Bobkowski


W końcu dotarli na miejsce: „Już Guatemala. Dworzec wśród rozłożystych cyprysów, trochę w stylu zakopiańskim. Chłodno, pachnie igliwiem i górami. Wolno schodzę po schodkach. Sen prysnął, skończyła się bajka”.

„Przyjechaliśmy – dwoje szaleńców ze stoma dolarami w kieszeni. Nie znając języka i nie mając pojęcia o trudności znalezienia pracy tutaj dla cudzoziemca” – wspominała Barbara. Bobkowski, na początku przy użyciu noża kuchennego, zaczął wycinać modele samolotów. „Jędrek wpadł na pomysł aeromodelizmu. Ja zaczęłam dekorować wystawy w jednym magazynie, oboje zarabialiśmy grosze. Nastąpiły lata strasznej walki i biedy” – wspominała Barbara. Zamieszkali w drewnianym domku nad garażem przy Avenidy 8A. Za domem zaczynał się dziewiczy las.

Bobkowski przez niemal siedem lat nie pisał prawie nic, walcząc o byt. Z czasem założył i rozbudował sklep modelarski, który coraz lepiej prosperował. Wywalczył finansową niezależność.

Szybko zaklimatyzował się też w nowym kraju: „jest tu świetna czysta wyborowa, meksykańskie śledziki w śmietanie, ogórki, kiszona kapusta, świetne pączki, kajzerki i gładkie bułki” – pisał. I gdzie indziej: „Świerszcze grają w bambusach, cisza. Czasem na mieście wybucha bomba, podrzucana przez nieznanych sprawców (tu zawsze wszystko jest nieznane) i podkreśla okolną ciszę”.


Jeśli nie kradnę, to jest to wpływ Boba

„Bob” był w tych warunkach dla chłopców „czymś w rodzaju mistrza Sokratesa, tyle samo ich uczył aeromodelizmu, co, a może więcej, zasad moralnych i rozwijał ich intelektualnie”. Kiedyś jeden z wychowanków klubu powiedział Bobkowskiej: „Dona Barbara – jeśli nie kradnę, nie przyjmuję łapówek, nie jestem fałszywy wobec moich przyjaciół, szanuję moją żonę – to wszystko jest wpływ Boba”. Stał się w Gwatemali znaną osobistością.

Postanowiłem być subiektywny, skrajnie subiektywny. W tej epoce czołgającego się obiektywizmu, nie można inaczej siebie zachować

*

Chciałbym mieć prawo zdechnąć z głodu, jeśli sobie nie dam rady. I żyć - na litość boską żyć trochę tak, jak mnie się podoba, a niekoniecznie tak, jak podoba się jakiejś zas... ideologii.


W powietrzu wisiały kłamstwo i niedomówienie.

*

Siedziałem spokojnie przy biurku, udając zimną krew, ale bałem się piekielnie. Podobno prawdziwa odwaga na tym polega.

*

Nasi polscy przełożeni, już z wprawą nabytą w ojczyźnie, powtórzyli tutaj to samo. Zostawili wszystko i wszystkich i ulotnili się na własną rękę.

*

… cechy które się szanuje w czasie pokoju, które ceni się wysoko – te cechy francuskie są zgubne w tej epoce. W czasie pokoju zapomnieli o wojnie, w czasie wojny nie potrafili zapomnieć o pokoju.

*

Mam wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu nie miałem wszystkiego do tego stopnia tak absolutnie gdzieś – i pewnie dlatego jest mi tak dobrze.

*

A potem? Mój Boże … „Jutro”, „potem”, to słowa z tamtej epoki. Przepadła, zginęła i niech jej historia lekką będzie. Gdybyż tych słów nie potrafiło się odrzucić, to „teraz” straciłoby cały urok. Chcę żyć tylko „teraz”.


Ludzie na ogół lubią jeść dobre rzeczy i odżywiać się porządnie, a mają dziwną skłonność do karmienia swojej duszy jakimiś namiastkami lub odpadkami.

*

To nie prawda, że kultury rozpadają się pod wpływem uderzenia z zewnątrz. One rozpadają się najpierw same. Uderzenie z zewnątrz jest tylko ciosem barbarzyńskiej „sica”.
Kultura i cywilizacja naszych czasów przypominają mi wariata, który pociął na kawałki stos starych gazet, na każdym z nich napisał „milion dolarów”. Schował wszystko do portfela i powiedział z wielką pewnością siebie: jestem bogaty.

*
Dlaczego kobiety gdy zaczną pracować społecznie, zamieniają się tak często w antypatyczne małpy bez serca?

*
Źle napisałem, że nie dosięgnie serca; nie dosięgnie rozumu. W dzisiejszych czasach próbować dobiegnąć serca, to próżny trud. Ludzie nie mają już serca.

*
Jesteśmy już znacznie dalej. Cel uświęca ludzi, którzy do niego dążą.

*

Huxley wydaje się zupełnie nie dostrzegać, że istotne przyczyny zła, tkwią dzisiaj przede wszystkim w niezrozumiale wielkim potencjale AKCEPTACJI byle czego: Ludzie stali się tak samo cierpliwi jak papier.

*
Albo daje się chleb, aby lud nie myślał, albo się go nie daje i lud też przestaje myśleć.

*
Czy wiesz co to jest polityka? Jeden wielki pisarz francuski, Paul Valéry, powiedział, że najpierw polegała ona na zapobieganiu mieszania się ludzi do tego co ich dotyczy, a potem na zmuszaniu ich do decydowania o tym na czym się oni nie rozumieją.

*

A potem myślałem o wieczności i spostrzegłem, co to znaczy przyzwyczajenie. O wiele łatwiej można sobie wyobrazić, że to nie ma końca, bo tak się od dziecka słyszało. Natomiast zupełnie sobie nie można wyobrazić, że wieczność jest także bez początku. Jest to myśl zdolna przewrócić gałki oczne o 180 stopni.

*

Prawdziwe zrozumienie czegoś opiera się zawsze na ustąpieniu, na zrezygnowaniu choćby tylko częściowo z tego, co uważało się dotychczas za prawdę – celem poznania nowej prawdy. Zrozumieć znaczy upokorzyć się. Zrozumiemy bolesność tych uderzeń, zrozumiemy, że jeżeli dziś nie zrozumiemy, to jedynie dlatego, iż mimo woli lub dobrowolnie nie chcemy ustąpić, i zrezygnować z pewnych prawd, wśród których wyrośliśmy i którymi nas wykarmiono.

*

Staram się widzieć rzeczy jakimi są i nie stosować do wszystkiego ideologicznej mgły i zadymienia, chorobliwego optymizmu. Ludzie nie chcą myśleć – boją się myśli trzeźwej i raz po raz narażają się na rozczarowania wprost proporcjonalne do stopnia napięcia ich idealistycznego optymizmu, czy jak nazwać tą bzdurę. Jakaś filozofia „happy end'izmu”. Właśnie to zakłamanie jest chorobą naszego wieku i uniemożliwia zupełnie dostosowanie się i nadanie jakiegoś lepszego kierunku temu szaleńczemu pędowi, w który zostaliśmy porwani. Coraz bardziej pogłębia się w ten sposób przepaść między człowiekiem i jego kłamliwymi iluzjami a życiem.

*
Dążą do zabicia myśli, zupełnego zniechęcenia człowieka do jakiegokolwiek wysiłku umysłowego. Bo tylko z bandą baranów można zrobić, co się chce.

*
Na wszystko dać mu odpowiedź gotową i łatwostrawną, usunąć sprzed człowieka wszelkie kłody myśli, o które mógłby się potknąć i pod wpływem upadku zacząć myśleć i rozumować.

*
Człowiek nie chce być wolny, my wszyscy mamy w gruncie rzeczy wolność gdzieś, i to od najmłodszych lat. Ledwo się trochę dojrzeje, już marzy się o kajdankach. I wobec tego znakomita większość wolnościowców – żeni się. Jak niedaleko szukając ja. I potem zaczyna się pieprzenie o wolności.

*
Szary człowiek zatracił samodzielność w każdej dziedzinie. Utraciwszy wolność fizyczną i tracąc ją coraz bardziej, zatraca wolność wewnętrzną, ostatnią redutę człowieczeństwa. I właściwie nie chce jej. Dziś szary człowiek nie chce wolności. Dlatego z taką łatwością nagina kark pod coraz nowe jarzma. (…) Za miraż bezpiecznej przyszłości, za fatamorganę ideologicznej teraźniejszości, daje z entuzjazmem swoją wolność – rzecz bez wartości, gdy w końcu nic się nie posiada. Masa dziś tęskni za kajdanami, jest ślepa, jest w każdej chwili gotowa zamienić swą bezwartościową resztkę własności – na obietnice i stryczek. I będzie je miała.

*
I myślałem. Myślałem, że skoro tworzy się dla zwierząt rezerwaty, parki narodowe, że skoro dba się o to, aby choć na ograniczonych terenach nie zniknął żubr, niedźwiedź, jeleń, to byłby już najwyższy czas pomyśleć o stworzeniu jakichś rezerwatów dla ludzi wolnych, rezerwatów wolności. Bo człowiek, który naprawdę chciałby być wolny, który naprawdę kocha to najniezgrabniejsze ze wszystkich stworzeń – wolność, staje się już tak samo rzadki jak żubr lub jeleń. Wystrzeliwuje się go bez żadnych ograniczeń przy pomocy coraz to doskonalszej broni lub zamyka w nowoczesnych rezerwatach i parkach narodowych zwanych obozami koncentracyjnymi. Tępi się go na każdym kroku – w imię wolności. To jest może najlepszy kawał. Nieraz wydaje mi się, że z wolnością zaczęło się naprawdę źle dziać od chwili, gdy zaczęto ją fabrykować na wszystkie strony, gdy byle kto w tysiącach pokątnych gorzelni zaczął pędzić ten wspaniały napój byle jak i byle więcej. I wyszła „hara”, potworny samogon, którym upija się miliony wmawiając im, że to jest właśnie to.

*

Jeżeli świat dzisiejszy idzie w kierunku coraz to intensywniejszego odczłowieczenia, insektyfikacji, kolektywizmu – to dlatego, iż coraz więcej ludzi nie posiada nic, coraz więcej ludzi staje się robotnikami nie mając żadnej własności poza pewnym potencjałem pracy i inteligencji na sprzedaż. Człowiek bez własności przestaje być indywidualnym, i choć wygląda to na paradoks, staje się większym egoistą, zamienia się w to co ochrzczono zaszczytnie „szarym człowiekiem”, człowiekiem z ulicy,(...)
Szary człowiek zatracił samodzielność w każdej dziedzinie życia utraciwszy wolność fizyczną i tracąc ją coraz bardziej, zatraca wolność wewnętrzną, ostatnią redutę człowieczeństwa. Właściwie nie chce jej. Dziś szary człowiek nie chce wolności. Dlatego z taką łatwością nagina kark pod coraz to nowe jarzma.

*
Czy będzie możliwym stworzenie czegoś nowego jeszcze w tym pokoleniu skopanym i spodlonym, zabłąkanym w przestrzeni i czasie, nie odróżniającym już często prawa od bezprawia i Boga od diabła? Nie wiem. Pesymizm? Brak wiary w człowieka? Mizantropia? Nie. To tylko chwila zastanowienia, chwila myśli każdego człowieka usiłującego być jeszcze człowiekiem w epoce, w której bezmyślność i i ideologie „jedynie prawdziwe” ustawione na cokole, a pod nim cała ludzkość odprawia nabożeństwo przy pomocy modlitw wyuczonych z modlitewników pełnych litanii bezprawia, obłąkania, głupoty i krwi.

*
Zabrnęliśmy w ciemny scholastycyzm, który doprowadził do największego, być może, paradoksu naszych czasów: pokolenie wychowane w kulcie rzeczywistości, zatraciło zupełnie jej poczucie. Człowiek dzisiejszy jest w większości wypadków barografem. Jak barograf notuje zmiany ciśnienia, nie wiedząc i nie rozumiejąc sensu zjawisk, których jest wykładnikiem. Tak człowiek notuje tę rzeczywistość, nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje.

*
W człowieku wszystko jest albo przeszłością, albo przyszłością. Teraz przeżywa się poprzez tamte dwa czasy. Bywają jednak momenty, gdy jest tylko to, co jest – chwile tak krótkie, że nie dające się wyrazić żadną jednostką, a jednak wspaniałe, bo pełne. Jedynie poczucie zupełnej pełności pozwala na uchwycenie tego teraz. Ale w takich chwilach czas w ogóle znika, nie ma go.

*
To nie prawda, że kultury rozpadają się pod wpływem uderzenia z zewnątrz. One rozpadają się najpierw same. Uderzenie z zewnątrz jest tylko ciosem barbarzyńskiej „sica”.

*

Nowoczesne państwo stało się molochem zżerającym ludzi milionami, tworem żądającym bezustannych ofiar i niewolnictwa, w którym człowiek jako jednostka reprezentująca pewną myśl i ducha jest przekreślona, zdeptana, zniweczona. To co uważamy dziś za prawo, za ustawy i kodeksy, co już – co gorsze – przyzwyczailiśmy się uważać za czynnik rządzący stosunkami między ludźmi, jest przecież zwyczajnym bezprawiem.

*

Człowiek, zmieniając się w bydlę, wyprane ze wszystkiego i myślące coraz bardziej o tym, czym zapchać żołądek i co zrobić, aby przeżyć o dzień dłużej niż inny okaz z tego stada, pędzonego batem i szturchanego w plecy lufą nabitego pistoletu. To pozostawi ślad, spodli na lata. Bo na to by z bydlęcia, jakim jest człowiek, zrobić człowieka, trzeba lat. By zrobić z niego jeszcze większe bydlę, wystarczy chwila.

*

Człowiek? Jeżeli dziś człowiek przedstawia tak znikomą wartość, to w pierwszym rzędzie dlatego, że zapomniał o własnej wartości, że sam siebie w dziedzinie ducha szacuje za tanio i że zatracił poczucie własnej wyjątkowości, kimkolwiek by nie był. Nastąpiła wewnętrzna dewaluacja i deprecjacja człowieka w człowieku.

*

Znajdujemy się nie „na progu”, lecz w samym środku sytuacji, której nie sposób nazwać inaczej jak tylko „jedną z najdoskonalej ogłupiających epok” w historii ludzkości. Wraz z rozwojem „nauk użytecznych” postępuje w głąb i wszerz ogłupienie świata ludzkich mas.

*



Nie wiem, kto wymyślił to powiedzenie, że „praca uszlachetnia”. Wiem tylko, że zawsze uszlachetniałem się najbardziej wtedy, gdy nic nie miałem do roboty. Zamiast żałować ludzi, którzy muszą tracić najlepsze lata na rozbijanie się za kawałkiem chleba, robi się z tego bohaterstwo.

*
Praca, praca... Ten mit pracy w naszej epoce jest morderczy. Praca, praca, pracujemy, pracuję... Ogłupia się ludzi pracą, stwarza się religię pracy, robi się z pracy cel – jedyny i prawdziwy (…) Mało tego: wszystkie najokropniejsze rodzaje pracy gloryfikuje się. Całe podejście naszej epoki do problemu pracy jest zboczone (…) Mit pracy, zboczenie na punkcie pracy, doprowadziło do tego, że większość ludzi nie wie, co robić w wolnych chwilach. Pracować może każdy, odpoczywać i nic nie robić – mało kto. Tymczasem kultura, to także umiejętność nicnierobienia.

Jednego jestem pewny: nie jest dobrze, gdy czternastoletni chłopak w ogóle wie, co to jest emerytura, a cóż dopiera, gdy uważa ją za szczyt swych ambicji, za szczęście. To chyba oznaka jakiegoś fundamentalnego zmęczenia rasy. Jakaż ilustracja dla charakterystyk ras ludzkich Le Bona. W tych wyznaniach chłopców jest już absolutna gotowość poddania się Państwu, zdanie się na łaskę i niełaskę Państwa. A więc gdzie ten przysłowiowy indywidualizm? Le Bon twierdzi, że w gruncie rzeczy etatyzm jest tym, do czego Francuz naprawdę w cichości ducha wzdycha. Jestem gotów przyznać mu rację.

*

Rozumiem ludzi mających klasztorne powołanie. Byłbym teraz w stanie zamknąć się na długie miesiące w samotni. Pogrążyć się w ciszy, rozpuścić w monotonii popielatej egzystencji mnicha.

*
„Panie” i „panowie”, hołota wzbogacona czarnym handlem, która przyszła do teatru nie na trzy akty, lecz na dwa antrakty.

*
Nie to jest straszne, gdy masa jest głupia, bo każda masa jest głupia, ale prawdziwe piekło zaczyna się dopiero, gdy ta masa zaczyna posługiwać się takimi zwrotami jak „granice etniczne”.

*

„Przeciwko głupocie mojej epoki odczuwam strumienie nienawiści, które mnie duszą. Gówno podchodzi mi do ust. Jak przy zduszonych rupturach” - pisze w innym liście święty Flaubert. I tragiczne w tym jest to, że nie proletariat i plebs jest głupi, ale że tak zwane warstwy oświecone stawiają się coraz głupsze. „Należy oświecić warstwy oświecone – pisze jeszcze w innym liście Flaubert. - Zacznijcie od głowy. Ta jest najbardziej chora, reszta przyjdzie sama”.

*

„Oczywiście – powiada C – porównanie przesadne, ale czy jeżeli pójdziemy dalej po tej drodze, to, czy pan i ja i nam podobni nie zaczną się czuć, nie będą się czuli jak Leonardo w swojej epoce? My nie tkwimy w tyle, jak się chce nam to wmówić – nieprawda – my wyprzedzamy już czas, nie nadając się do atmosfery tej epoki, lecz tamtej, która – jeżeli człowiek nie zamieni się w owada – musi nadejść. Głupota jest zawsze najoporniejsza, ale nie jest wieczna”. I przy pożegnaniu jeszcze parę zdań z uśmiechem. „Dziwne – dopiero dziś zaczynam rozumieć znaczenie klasztorów w średniowieczu. Spotykali się tam ludzie, by uciec od otaczającej ich nocy, by odizolować się od ciemnoty i rozmawiać ze sobą tak, jak my teraz – nie ryzykując spalenia na stosie”.

*
Totalitaryzm sowiecki jest w sumie straszniejszy od hitlerowskiego, bo pożera także duszę, wgryza się głębiej, atakuje całego człowieka.

Wypisy ze Szkiców piórkiem