W
końcu dotarli na miejsce: „Już Guatemala. Dworzec wśród
rozłożystych cyprysów, trochę w stylu zakopiańskim. Chłodno,
pachnie igliwiem i górami. Wolno schodzę po schodkach. Sen prysnął,
skończyła się bajka”.
„Przyjechaliśmy – dwoje szaleńców ze stoma dolarami w kieszeni. Nie znając języka i nie mając pojęcia o trudności znalezienia pracy tutaj dla cudzoziemca” – wspominała Barbara. Bobkowski, na początku przy użyciu noża kuchennego, zaczął wycinać modele samolotów. „Jędrek wpadł na pomysł aeromodelizmu. Ja zaczęłam dekorować wystawy w jednym magazynie, oboje zarabialiśmy grosze. Nastąpiły lata strasznej walki i biedy” – wspominała Barbara. Zamieszkali w drewnianym domku nad garażem przy Avenidy 8A. Za domem zaczynał się dziewiczy las.
Bobkowski przez niemal siedem lat nie pisał prawie nic, walcząc o byt. Z czasem założył i rozbudował sklep modelarski, który coraz lepiej prosperował. Wywalczył finansową niezależność.
Szybko zaklimatyzował się też w nowym kraju: „jest tu świetna czysta wyborowa, meksykańskie śledziki w śmietanie, ogórki, kiszona kapusta, świetne pączki, kajzerki i gładkie bułki” – pisał. I gdzie indziej: „Świerszcze grają w bambusach, cisza. Czasem na mieście wybucha bomba, podrzucana przez nieznanych sprawców (tu zawsze wszystko jest nieznane) i podkreśla okolną ciszę”.
Jeśli nie kradnę, to jest to wpływ Boba
„Przyjechaliśmy – dwoje szaleńców ze stoma dolarami w kieszeni. Nie znając języka i nie mając pojęcia o trudności znalezienia pracy tutaj dla cudzoziemca” – wspominała Barbara. Bobkowski, na początku przy użyciu noża kuchennego, zaczął wycinać modele samolotów. „Jędrek wpadł na pomysł aeromodelizmu. Ja zaczęłam dekorować wystawy w jednym magazynie, oboje zarabialiśmy grosze. Nastąpiły lata strasznej walki i biedy” – wspominała Barbara. Zamieszkali w drewnianym domku nad garażem przy Avenidy 8A. Za domem zaczynał się dziewiczy las.
Bobkowski przez niemal siedem lat nie pisał prawie nic, walcząc o byt. Z czasem założył i rozbudował sklep modelarski, który coraz lepiej prosperował. Wywalczył finansową niezależność.
Szybko zaklimatyzował się też w nowym kraju: „jest tu świetna czysta wyborowa, meksykańskie śledziki w śmietanie, ogórki, kiszona kapusta, świetne pączki, kajzerki i gładkie bułki” – pisał. I gdzie indziej: „Świerszcze grają w bambusach, cisza. Czasem na mieście wybucha bomba, podrzucana przez nieznanych sprawców (tu zawsze wszystko jest nieznane) i podkreśla okolną ciszę”.
Jeśli nie kradnę, to jest to wpływ Boba
„Bob”
był w tych warunkach dla chłopców „czymś w rodzaju mistrza
Sokratesa, tyle samo ich uczył aeromodelizmu, co, a może więcej,
zasad moralnych i rozwijał ich intelektualnie”. Kiedyś jeden z
wychowanków klubu powiedział Bobkowskiej: „Dona Barbara – jeśli
nie kradnę, nie przyjmuję łapówek, nie jestem fałszywy wobec
moich przyjaciół, szanuję moją żonę – to wszystko jest wpływ
Boba”. Stał się w Gwatemali znaną osobistością.
Postanowiłem
być subiektywny, skrajnie subiektywny. W tej epoce czołgającego
się obiektywizmu, nie można inaczej siebie zachować
*
Chciałbym
mieć prawo zdechnąć z głodu, jeśli sobie nie dam rady. I żyć -
na litość boską żyć trochę tak, jak mnie się podoba, a
niekoniecznie tak, jak podoba się jakiejś zas... ideologii.
W
powietrzu wisiały kłamstwo i niedomówienie.
*
Siedziałem
spokojnie przy biurku, udając zimną krew, ale bałem się
piekielnie. Podobno prawdziwa odwaga na tym polega.
*
Nasi
polscy przełożeni, już z wprawą nabytą w ojczyźnie, powtórzyli
tutaj to samo. Zostawili wszystko i wszystkich i ulotnili się na
własną rękę.
*
…
cechy które się szanuje w czasie pokoju, które ceni się wysoko –
te cechy francuskie są zgubne w tej epoce. W czasie pokoju
zapomnieli o wojnie, w czasie wojny nie potrafili zapomnieć o
pokoju.
*
Mam
wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu nie miałem wszystkiego do tego
stopnia tak absolutnie gdzieś – i pewnie dlatego jest mi tak
dobrze.
*
A
potem? Mój Boże … „Jutro”, „potem”, to słowa z tamtej
epoki. Przepadła, zginęła i niech jej historia lekką będzie.
Gdybyż tych słów nie potrafiło się odrzucić, to „teraz”
straciłoby cały urok. Chcę żyć tylko „teraz”.
Ludzie na ogół lubią jeść dobre
rzeczy i odżywiać się porządnie, a mają dziwną skłonność do
karmienia swojej duszy jakimiś namiastkami lub odpadkami.
*
To nie prawda, że kultury rozpadają
się pod wpływem uderzenia z zewnątrz. One rozpadają się najpierw
same. Uderzenie z zewnątrz jest tylko ciosem barbarzyńskiej „sica”.
Kultura i cywilizacja naszych czasów
przypominają mi wariata, który pociął na kawałki stos starych
gazet, na każdym z nich napisał „milion dolarów”. Schował
wszystko do portfela i powiedział z wielką pewnością siebie:
jestem bogaty.
*
Dlaczego kobiety gdy zaczną pracować
społecznie, zamieniają się tak często w antypatyczne małpy bez
serca?
*
Źle napisałem, że nie dosięgnie
serca; nie dosięgnie rozumu. W dzisiejszych czasach próbować
dobiegnąć serca, to próżny trud. Ludzie nie mają już serca.
*
Jesteśmy już znacznie dalej. Cel
uświęca ludzi, którzy do niego dążą.
*
Huxley wydaje się zupełnie nie
dostrzegać, że istotne przyczyny zła, tkwią dzisiaj przede
wszystkim w niezrozumiale wielkim potencjale AKCEPTACJI byle czego:
Ludzie stali się tak samo cierpliwi jak papier.
*
Albo daje się chleb, aby lud nie
myślał, albo się go nie daje i lud też przestaje myśleć.
*
Czy wiesz co to jest polityka? Jeden
wielki pisarz francuski, Paul Valéry, powiedział, że najpierw
polegała ona na zapobieganiu mieszania się ludzi do tego co ich
dotyczy, a potem na zmuszaniu ich do decydowania o tym na czym się
oni nie rozumieją.
*
A potem myślałem o wieczności i
spostrzegłem, co to znaczy przyzwyczajenie. O wiele łatwiej można
sobie wyobrazić, że to nie ma końca, bo tak się od dziecka
słyszało. Natomiast zupełnie sobie nie można wyobrazić, że
wieczność jest także bez początku. Jest to myśl zdolna
przewrócić gałki oczne o 180 stopni.
*
Prawdziwe zrozumienie czegoś opiera
się zawsze na ustąpieniu, na zrezygnowaniu choćby tylko częściowo
z tego, co uważało się dotychczas za prawdę – celem poznania
nowej prawdy. Zrozumieć znaczy upokorzyć się.
Zrozumiemy bolesność tych uderzeń, zrozumiemy, że jeżeli dziś
nie zrozumiemy, to jedynie dlatego, iż mimo woli lub dobrowolnie nie
chcemy ustąpić, i zrezygnować z pewnych prawd, wśród których
wyrośliśmy i którymi nas wykarmiono.
*
Staram się widzieć rzeczy jakimi są
i nie stosować do wszystkiego ideologicznej mgły i zadymienia,
chorobliwego optymizmu. Ludzie nie chcą myśleć – boją się
myśli trzeźwej i raz po raz narażają się na rozczarowania wprost
proporcjonalne do stopnia napięcia ich idealistycznego optymizmu,
czy jak nazwać tą bzdurę. Jakaś filozofia „happy end'izmu”.
Właśnie to zakłamanie jest chorobą naszego wieku i uniemożliwia
zupełnie dostosowanie się i nadanie jakiegoś lepszego kierunku
temu szaleńczemu pędowi, w który zostaliśmy porwani. Coraz
bardziej pogłębia się w ten sposób przepaść między człowiekiem
i jego kłamliwymi iluzjami a życiem.
*
Dążą do zabicia myśli, zupełnego
zniechęcenia człowieka do jakiegokolwiek wysiłku umysłowego. Bo
tylko z bandą baranów można zrobić, co się chce.
*
Na wszystko dać mu odpowiedź gotową
i łatwostrawną, usunąć sprzed człowieka wszelkie kłody myśli,
o które mógłby się potknąć i pod wpływem upadku zacząć
myśleć i rozumować.
*
Człowiek nie chce być wolny, my
wszyscy mamy w gruncie rzeczy wolność gdzieś, i to od najmłodszych
lat. Ledwo się trochę dojrzeje, już marzy się o kajdankach. I
wobec tego znakomita większość wolnościowców – żeni się. Jak
niedaleko szukając ja. I potem zaczyna się pieprzenie o wolności.
*
Szary człowiek zatracił samodzielność
w każdej dziedzinie. Utraciwszy wolność fizyczną i tracąc ją
coraz bardziej, zatraca wolność wewnętrzną, ostatnią redutę
człowieczeństwa. I właściwie nie chce jej. Dziś szary człowiek
nie chce wolności. Dlatego z taką łatwością nagina kark pod
coraz nowe jarzma. (…) Za miraż bezpiecznej przyszłości, za
fatamorganę ideologicznej teraźniejszości, daje z entuzjazmem
swoją wolność – rzecz bez wartości, gdy w końcu nic się nie
posiada. Masa dziś tęskni za kajdanami, jest ślepa, jest w każdej
chwili gotowa zamienić swą bezwartościową resztkę własności –
na obietnice i stryczek. I będzie je miała.
*
I myślałem. Myślałem, że skoro
tworzy się dla zwierząt rezerwaty, parki narodowe, że skoro dba
się o to, aby choć na ograniczonych terenach nie zniknął żubr,
niedźwiedź, jeleń, to byłby już najwyższy czas pomyśleć o
stworzeniu jakichś rezerwatów dla ludzi wolnych, rezerwatów
wolności. Bo człowiek, który naprawdę chciałby być wolny, który
naprawdę kocha to najniezgrabniejsze ze wszystkich stworzeń –
wolność, staje się już tak samo rzadki jak żubr lub jeleń.
Wystrzeliwuje się go bez żadnych ograniczeń przy pomocy coraz to
doskonalszej broni lub zamyka w nowoczesnych rezerwatach i parkach
narodowych zwanych obozami koncentracyjnymi. Tępi się go na każdym
kroku – w imię wolności. To jest może najlepszy kawał. Nieraz
wydaje mi się, że z wolnością zaczęło się naprawdę źle dziać
od chwili, gdy zaczęto ją fabrykować na wszystkie strony, gdy byle
kto w tysiącach pokątnych gorzelni zaczął pędzić ten wspaniały
napój byle jak i byle więcej. I wyszła „hara”, potworny
samogon, którym upija się miliony wmawiając im, że to jest
właśnie to.
*
Jeżeli świat dzisiejszy idzie w
kierunku coraz to intensywniejszego odczłowieczenia, insektyfikacji,
kolektywizmu – to dlatego, iż coraz więcej ludzi nie posiada nic,
coraz więcej ludzi staje się robotnikami nie mając żadnej
własności poza pewnym potencjałem pracy i inteligencji na
sprzedaż. Człowiek bez własności przestaje być indywidualnym, i
choć wygląda to na paradoks, staje się większym egoistą,
zamienia się w to co ochrzczono zaszczytnie „szarym człowiekiem”,
człowiekiem z ulicy,(...)
Szary człowiek zatracił samodzielność
w każdej dziedzinie życia utraciwszy wolność fizyczną i tracąc
ją coraz bardziej, zatraca wolność wewnętrzną, ostatnią redutę
człowieczeństwa. Właściwie nie chce jej. Dziś szary człowiek
nie chce wolności. Dlatego z taką łatwością nagina kark pod
coraz to nowe jarzma.
*
Czy
będzie możliwym stworzenie czegoś nowego jeszcze w tym pokoleniu
skopanym i spodlonym, zabłąkanym w przestrzeni i czasie, nie
odróżniającym już często prawa od bezprawia i Boga od diabła?
Nie wiem. Pesymizm? Brak wiary w człowieka? Mizantropia? Nie. To
tylko chwila zastanowienia, chwila myśli każdego człowieka
usiłującego być jeszcze człowiekiem w epoce, w której
bezmyślność i i ideologie „jedynie prawdziwe” ustawione na
cokole, a pod nim cała ludzkość odprawia nabożeństwo przy pomocy
modlitw wyuczonych z modlitewników pełnych litanii bezprawia,
obłąkania, głupoty i krwi.
*
Zabrnęliśmy w
ciemny scholastycyzm, który doprowadził do największego, być
może, paradoksu naszych czasów: pokolenie wychowane w kulcie
rzeczywistości, zatraciło zupełnie jej poczucie. Człowiek
dzisiejszy jest w większości wypadków barografem. Jak barograf
notuje zmiany ciśnienia, nie wiedząc i nie rozumiejąc sensu
zjawisk, których jest wykładnikiem. Tak człowiek notuje tę
rzeczywistość, nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje.
*
W człowieku wszystko jest albo
przeszłością, albo przyszłością. Teraz przeżywa się poprzez
tamte dwa czasy. Bywają jednak momenty, gdy jest tylko to, co jest –
chwile tak krótkie, że nie dające się wyrazić żadną jednostką,
a jednak wspaniałe, bo pełne. Jedynie poczucie zupełnej pełności
pozwala na uchwycenie tego teraz. Ale w takich chwilach czas w ogóle
znika, nie ma go.
*
To nie prawda, że
kultury rozpadają się pod wpływem uderzenia z zewnątrz. One
rozpadają się najpierw same. Uderzenie z zewnątrz jest tylko
ciosem barbarzyńskiej „sica”.
*
Nowoczesne
państwo stało się molochem zżerającym ludzi milionami, tworem
żądającym bezustannych ofiar i niewolnictwa, w którym człowiek
jako jednostka reprezentująca pewną myśl i ducha jest
przekreślona, zdeptana, zniweczona. To co uważamy dziś za prawo,
za ustawy i kodeksy, co już – co gorsze – przyzwyczailiśmy się
uważać za czynnik rządzący stosunkami między ludźmi, jest
przecież zwyczajnym bezprawiem.
*
Człowiek,
zmieniając się w bydlę, wyprane ze wszystkiego i myślące coraz
bardziej o tym, czym zapchać żołądek i co zrobić, aby przeżyć
o dzień dłużej niż inny okaz z tego stada, pędzonego batem i
szturchanego w plecy lufą nabitego pistoletu. To pozostawi ślad,
spodli na lata. Bo na to by z bydlęcia, jakim jest człowiek, zrobić
człowieka, trzeba lat. By zrobić z niego jeszcze większe bydlę,
wystarczy chwila.
*
Człowiek?
Jeżeli dziś człowiek przedstawia tak znikomą wartość, to w
pierwszym rzędzie dlatego, że zapomniał o własnej wartości, że
sam siebie w dziedzinie ducha szacuje za tanio i że zatracił
poczucie własnej wyjątkowości, kimkolwiek by nie był. Nastąpiła
wewnętrzna dewaluacja i deprecjacja człowieka w człowieku.
*
Znajdujemy
się nie „na progu”, lecz w samym środku sytuacji, której nie
sposób nazwać inaczej jak tylko „jedną z najdoskonalej
ogłupiających epok” w historii ludzkości. Wraz z rozwojem „nauk
użytecznych” postępuje w głąb i wszerz ogłupienie świata
ludzkich mas.
*
Nie wiem, kto wymyślił to
powiedzenie, że „praca uszlachetnia”. Wiem tylko, że zawsze
uszlachetniałem się najbardziej wtedy, gdy nic nie miałem do
roboty. Zamiast żałować ludzi, którzy muszą tracić najlepsze
lata na rozbijanie się za kawałkiem chleba, robi się z tego
bohaterstwo.
*
Praca, praca... Ten mit pracy w naszej
epoce jest morderczy. Praca, praca, pracujemy, pracuję... Ogłupia
się ludzi pracą, stwarza się religię pracy, robi się z pracy cel
– jedyny i prawdziwy (…) Mało tego: wszystkie najokropniejsze
rodzaje pracy gloryfikuje się. Całe podejście naszej epoki do
problemu pracy jest zboczone (…) Mit pracy, zboczenie na punkcie
pracy, doprowadziło do tego, że większość ludzi nie wie, co
robić w wolnych chwilach. Pracować może każdy, odpoczywać i nic
nie robić – mało kto. Tymczasem kultura, to także umiejętność
nicnierobienia.
Jednego jestem pewny: nie jest dobrze,
gdy czternastoletni chłopak w ogóle wie, co to jest emerytura, a
cóż dopiera, gdy uważa ją za szczyt swych ambicji, za szczęście.
To chyba oznaka jakiegoś fundamentalnego zmęczenia rasy. Jakaż
ilustracja dla charakterystyk ras ludzkich Le Bona. W tych wyznaniach
chłopców jest już absolutna gotowość poddania się Państwu,
zdanie się na łaskę i niełaskę Państwa. A więc gdzie ten
przysłowiowy indywidualizm? Le Bon twierdzi, że w gruncie rzeczy
etatyzm jest tym, do czego Francuz naprawdę w cichości ducha
wzdycha. Jestem gotów przyznać mu rację.
*
Rozumiem ludzi mających klasztorne
powołanie. Byłbym teraz w stanie zamknąć się na długie miesiące
w samotni. Pogrążyć się w ciszy, rozpuścić w monotonii
popielatej egzystencji mnicha.
*
„Panie” i „panowie”, hołota
wzbogacona czarnym handlem, która przyszła do teatru nie na trzy
akty, lecz na dwa antrakty.
*
Nie to jest straszne, gdy masa jest
głupia, bo każda masa jest głupia, ale prawdziwe piekło zaczyna
się dopiero, gdy ta masa zaczyna posługiwać się takimi zwrotami
jak „granice etniczne”.
*
„Przeciwko głupocie mojej epoki
odczuwam strumienie nienawiści, które mnie duszą. Gówno podchodzi
mi do ust. Jak przy zduszonych rupturach” - pisze w innym liście
święty Flaubert. I tragiczne w tym jest to, że nie proletariat i
plebs jest głupi, ale że tak zwane warstwy oświecone stawiają się
coraz głupsze. „Należy oświecić warstwy oświecone – pisze
jeszcze w innym liście Flaubert. - Zacznijcie od głowy. Ta jest
najbardziej chora, reszta przyjdzie sama”.
*
„Oczywiście – powiada C –
porównanie przesadne, ale czy jeżeli pójdziemy dalej po tej
drodze, to, czy pan i ja i nam podobni nie zaczną się czuć, nie
będą się czuli jak Leonardo w swojej epoce? My nie tkwimy w tyle,
jak się chce nam to wmówić – nieprawda – my wyprzedzamy już
czas, nie nadając się do atmosfery tej epoki, lecz tamtej, która –
jeżeli człowiek nie zamieni się w owada – musi nadejść.
Głupota jest zawsze najoporniejsza, ale nie jest wieczna”. I przy
pożegnaniu jeszcze parę zdań z uśmiechem. „Dziwne – dopiero
dziś zaczynam rozumieć znaczenie klasztorów w średniowieczu.
Spotykali się tam ludzie, by uciec od otaczającej ich nocy, by
odizolować się od ciemnoty i rozmawiać ze sobą tak, jak my teraz
– nie ryzykując spalenia na stosie”.
*
Totalitaryzm
sowiecki jest w sumie straszniejszy od hitlerowskiego, bo pożera
także duszę, wgryza się głębiej, atakuje całego człowieka.
Wypisy
ze Szkiców piórkiem