niedziela, 12 czerwca 2022

SADAS - Maskowanie śmiertelnych skutków szczepionek

 [W tekście pt „Młodzi, zdrowi ludzie umierają nagle i niespodziewanie w wyniku tajemniczego syndromu”], pod linkiem https://www.dailymail.co.uk/news/article-10895067/Doctors-trying-determine-young-people-suddenly-dying.html można przeczytać między innymi:

«Apeluje się do osób poniżej 40. roku życia, aby zbadały swoje serce, ponieważ mogą być potencjalnie narażone na zespół nagłej śmierci u osób dorosłych.

Zespół ten, znany jako SADS, jest śmiertelny dla wszystkich ludzi, niezależnie od tego, czy prowadzą oni odpowiedni i zdrowy tryb życia.

SADS to “zbiorczy termin opisujący nieoczekiwane zgony u młodych ludzi”, podało The Royal Australian College of General Practitioners, najczęściej występujący u osób poniżej 40 roku życia.

Termin ten jest używany, gdy sekcja zwłok nie może znaleźć oczywistej przyczyny zgonu.

Amerykańska Fundacja SADS stwierdziła, że w ponad połowie z 4000 zgonów dzieci, nastolatków i młodych dorosłych, do których dochodzi co roku, występuje jeden z dwóch głównych sygnałów ostrzegawczych.

Baker Heart and Diabetes Institute w Melbourne opracowuje pierwszy w kraju rejestr SADS.

Co roku w Wiktorii odnotowuje się około 750 przypadków nagłego zatrzymania akcji serca u osób poniżej 50 roku życia” – powiedział rzecznik.

Spośród nich u około 100 młodych osób rocznie nie znajduje się przyczyny, nawet po przeprowadzeniu szeroko zakrojonych badań, takich jak pełna autopsja (zjawisko SADS)».

——-  A co dzieje się naprawdę? ——–

«Kolejna ofiara Zespołu Nagłej Śmierci Dorosłych (SADS), czyli “w pełni zaszczepionych”.

Tym razem był to ordynator kardiologii w szpitalu w Nowym Brunszwiku. Zmarł 2 tygodnie po trzecim zastrzyku. Powiedział, że nie będzie płakał na pogrzebie osoby nieszczepionej. Patrzył na nich z góry».

KOMENTARZ BIBUŁY: Do czego jeszcze ci hochsztaplerzy w kitlach lekarskich, pseudo-naukowcy i medialni kuglarze zniżą się aby odciągnąć uwagę od prawdziwej przyczyny masowych ofiar wśród młodych ludzi? „Niewyjaśniony zespół nagłych zgonów”, to przecież nic innego jak efekt wyszczepienia ludzkości eksperymentalnym preparatem, który dopiero teraz na dobre zaczął zbierać swoje żniwo. Niestety, jak mówią naprawdę obeznani z tematem specjaliści, te dotychczasowe ofiary to był początek, a dopiero teraz nadchodzi hekatomba – czyli ofiara szczepionkowemu bożkowi.

Na naszym podwórku obserwujemy różne strony internetowe domów pogrzebowych w Stanach Zjednoczonych. Ciekawa lektura. Pojawiają się naprawdę dziwne nekrologi: oto 20-latek „odszedł nagle w nocy”; oto 40-latek „zmarł nagle”, inni młodzi ludzi umierają bez podania przyczyn. Główne media nie interesują się zupełnie losem zmarłych i ich rodzin, nie chcą słyszeć o cierpieniach milionów ludzi, którym „bezpieczne i skuteczne szczepionki” przyznały którąś grupę inwalidzką. Lub zafundowały trumnę.

Spanikowani gnębiciele nieco popuścili (na razie), główkując jaką strategię obrać na jesień, bo straszenie złowrogą Rosją i ubóstwianie Ukrainy już zaczyna być nudne. Może potrzeba będzie wywołać kolejnę wojnę? Nie – lepiej skupić się na odebraniu ludziom podstawowych potrzeb: jedzenia, ogrzewania, wody, oczywiście prywatności, swobody poruszania się. No i konieczne będzie zainicjowanie „ataków cybernetycznych”, które będą pretekstem do powszechnej cenzury internetowej, oczywiście celem przeciwdziałaniu „fałszywym wiadomościom” i walki z „fake-newsami”.

Acha, jeszcze jedno. Prywatne doświadczenie, wizyta u dentysty. Oczywiście bez maseczki nie wejdziesz, nie zostaniesz przyjęty. Siadasz na fotelu, zdejmujesz maseczkę, dentysta coś tam dłubie i po skończeniu natychmiast pada z jego strony komenda: „Teraz proszę założyć maseczkę”. Autentyczne! To się dzieje teraz, tak mocno wśród – większości – lekarzy zapisana została „pandemia” i „środki prewencyjne”. Tych ludzi nie zmienisz już nigdy i to oni właśnie – konowały w kitlach – będą opowiadali o jakichś „syndromach nagłej śmierci zdrowych, młodych ludzi”. Nigdy nie przyjdzie im dopowiedzieć: zaszczepionych.

Źródło 

sobota, 11 czerwca 2022

Mistyfikacja XX wieku - zakazany bestseller

 

Na 545 stronach wnikliwego studium i klarownego komentarza dr Butz przedstawia czytelnikowi wykład na temat Żydów z Europy podczas drugiej wojny światowej. Jednym z głównych obiektów zainteresowania jest Auschwitz, który tym czasie był strategicznie ważnym miejscem dla niemieckiej petrochemii. Informacje o Auschwitz były dostępne dla aliantów od dawna. Fakt, że rzekoma eksterminacja musiała być znana aliantom, ale co oczywiste nie była im znana*, od początku stanowił dla ekspertów w tej dziedzinie nieprzeniknioną tajemnicę. Chyba że ta eksterminacja po prostu nie miała miejsca – i takie jest właśnie podejście prof. dr Butza.

Rozdział po dobrze udokumentowanym i zaopatrzonym w odnośniki rozdziale, dr Butz stosuje rygorystyczną technikę ścisłego naukowca wobec wszystkich fundamentów legendy. Skupia się na powojennych procesach o zbrodnie, w których fałszywe zeznania prokuratury uzyskiwano pod przymusem, a nawet torturami. Ponownie analizuje niemieckie zapisy, przez tak długi czas fałszywie przedstawiane; spogląda krytycznie na europejską demografię, która nie pozwala na utratę Sześciu Milionów; dokonuje ponownej oceny koncepcji komór gazowych wraz z problemami technicznymi związanymi z ich wykonaniem, co prowadzi  do kilku zaskakujących wniosków i oddziela zimne fakty od zwykłego tonu dezinformacji, który służył jako potężna bariera dla prawdy od końca II wojny światowej.

Pierwsze wydanie tej książki wywołało w latach siedemdziesiątych bezprecedensowy wstrząs w świecie akademickim i politycznym. Jej sprzedaż została zakazana w coraz większej liczbie krajów, w tym w Niemczech i Kanadzie. Jest to książka brutalnie potępiona przez tych, którzy nie potrafią obalić jej tezy – najbardziej histeryczne reakcje na nią pochodzą od tych, których własne poglądy historyczne nie wytrzymują światła uczciwej recenzji.

Teraz, w czwartym wydaniu, pięć głównych dodatków zostało zaktualizowanych, aby poinformować czytelnika o trwającej kontrowersji związanej z Holokaustem i jej wpływie na niemal wszystkie dziedziny, gdzie omawiana jest druga wojna światowa. Bestseller w pełnym znaczeniu tego słowa, jednak wciąż ignorowany i oczerniany przez ludzi, którzy o nim wiedzieli, ale nigdy nawet nie podjęli wysiłku, aby go przeczytać. Mistyfikacja XX wieku to książka, którą musisz przeczytać, jeśli chcesz mieć obraz zakresu i wielkości historycznego zakłamania w naszych czasach, kto za tym stoi i co można zrobić, aby temu zaradzić.

* To nie dotyczy tylko samego Auschwitz. W literaturze rewizjonistow można znaleźć informację że domniemany holocaust Żydów przy użyciu komór gazowych nigdy nie został nawet napomknięty przez ówczesnych światowych przywódców. Jak przystało na wybitnego naukowca, Profesor Emerytowany uniwersytetu Ulster, Richard Lynn, zaciekawiony ale z zachowaniem z steptycyzmu sam sprawdził tą informację i oto co napisał:

Sprawdziłem książkę Churchilla The Second World War, i to twierdzenie jest jak najbardziej poprawne, ani jednej wzmianki na temat nazistowskich "komór gazowych", genocydu Żydów", czy "sześciu milionów" żydowskich ofiar wojny. To zdumiewające. Jak można to wytłumaczyć? Eisenhowera “Crusade in Europe” jest książką o 559 stronach; sześć tomów Churchilla ma wszystkiego 4 448 stron; a de Gaulla trzy tomowe Memoires de guerre 2 054 strony. W tych wszystkich dziełach o totalnej liczbie 7 061 stron (bez wliczania przedmów), opublikowanych od 1948 do 1959, nie znajdziesz niczego o nazistowskich "komorach gazowych", "genocydzie" Żydów, czy o "sześciu milionach" żydowskich ofiar wojny.

Do darmowego pobrania

Cel Anabazy

 Ksenofont był już człowiekiem starym, kiedy wpadła mu w rękę książka kreśląca dzieje pochodu Cyrusa i odwrotu 10 000. Autorem jej był Sofajnetos ze Stymfalos w Arkadii, jeden z wodzów odwrotu. Przeczytanie tej książki napełniło Ksenofonta goryczą: autor jej nie przedstawił, zdaniem Ksenofonta, zasług jego w należytym świetle, a co gorsza, podnosił przeciw niemu zarzuty. Przede wszystkim przedstawiał, że naczelnym wodzem odwrotu był Chejrisofos. Tymczasem Ksenofont uważał siebie za naczelnego wodza odwrotu; Chejrisofos był w jego oczach naczelnym wodzem tylko przez kilka dni, i to dopiero po przybyciu wojska nad Morze Czarne; przedtem był tylko dowódcą straży przedniej. Sofajnet w swej Anabazie robił Ksenofonta naczelnym wodzem dopiero w Tracji. Sofajnet zarzucał w niej, że Ksenofont źle się obchodził z żołnierzami, że nad Morzem Czarnym powziął niepraktyczny plan założenia kolonii, że w Tracji pozostawał w porozumieniu z Seutesem, kiedy ten nie wypłacał żołnierzom żołdu. Z tej Anabazy Sofajneta zachowały się ułamki. Czytał ją Diodor37 i pod jej wpływem w swoim opisie odwrotu 10 000 nigdzie nie umieścił nazwiska Ksenofonta. Znajdujemy je tylko w rozdziale dodatkowym o wyprawie trackiej. Podrażniony dziełem Sofajneta, Ksenofont postanowił odpowiedzieć na zarzuty. Jako człowiek pełen zręczności życiowej wiedział, że otwarta polemika nie osiągnęłaby celu: czytelnik nie nabrałby pewności, po czyjej stronie jest słuszność. Za daleko właściwsze uznał ogłosić własny opis wyprawy; w nim mógł oświetlić stan rzeczy należycie, nie budząc podejrzeń. A spodziewał się, że absolutną wiarygodność nada dziełu, jeżeli je puści w świat bez własnego nazwiska. Ale w takim razie publiczność czytająca pytać będzie o autora i gotowa się go domyślić. Otóż najlepiej będzie — konkludował Ksenofont — ogłosić książkę pod zmyślonym nazwiskiem. Wtedy nikt nie będzie podejrzewał wiarygodności przedstawienia i wrażenie książki Sofajneta będzie sparaliżowane. Tak doszło do tego, że książka Ksenofonta otrzymała tytuł: Anabaza Cyrusa przez Temistogenesa z Syrakuz.

Celem Anabazy Ksenofonta jest apologia38 własnej osoby. Widoczne to jest przede wszystkim z roli, jaką Ksenofont przypisuje w odwrocie sobie, a innym wodzom. Czytając Anabazę, mamy złudzenie, że Ksenofont kierował odwrotem. Tymczasem sam Ksenofont powiada wyraźnie, że nie przyjął ofiarowanego mu naczelnego dowództwa. Objął je dopiero podczas pobytu u Seutesa, kiedy odwrót był już dawno ukończony. W odwrocie był tylko jednym z wodzów. Pragnie w nas jednak wywołać złudzenie, że szczęśliwy odwrót był jego zasługą. Inni wodzowie odgrywają w opowiadaniu Ksenofonta rolę podrzędną. Ciekawość naszą musi budzić, jak przedstawiony jest w Anabazie Sofajnet. Otóż Ksenofont podnosi jego starszy już wiek, przypisuje mu małoduszność i nieudolność. Kiedy się przygotowuje wycieczka, Sofajneta wojsko pozostawia na straży obozu. Po przybyciu nad Morze Czarne wojsko pozbywa się go, wsadzając go na okręty wraz z Filesjosem, również jednym z najstarszych. Jedynie Chejrisofos odgrywa u Ksenofonta w odwrocie większą rolę niż inni wodzowie. Ale i on nie rozstrzyga nic bez zdania Ksenofonta, a nawet i wtedy, kiedy obaj działają razem, powodzenie jest zawsze zasługą Ksenofonta. W kraju Karduchów zadań niebezpiecznych podejmuje się tylko Ksenofont. W ciągu całego odwrotu on zawsze wybawia wojsko z niebezpieczeństwa, on przeważa szalę zwycięstwa na stronę grecką. Stara się też Ksenofont wpoić w czytelnika przekonanie, że był uprzejmy dla żołnierzy i posiadał ich zaufanie i przywiązanie. Wyprawa tracka jest tylko epilogiem odwrotu i wiąże się z nim dosyć luźno; sama przez się przedstawia nadto niewielki interes. Mimo to Ksenofont traktuje ją szeroko. Pochodzi to stąd, że widocznie podejrzewano Ksenofonta, że zaprowadził wojsko do Tracji, by się tam wzbogacić, albo że prowadząc je tam, kierował się ambicją, albo wreszcie, że postąpił lekkomyślnie. Ksenofont chce się z tych zarzutów oczyścić!

Anabaza jest więc w rezultacie pamiętnikiem apologetycznym. Pod tym względem można ją postawić obok pamiętnika Cezara o wojnie galijskiej.

Z wprowadzenia do Anabazy

Książka do pobrania na Wolnych lekturach




Co Aryjczyk ma Żydowi do zawdzięczenia

 

Nie knuję tu spisku celem poniżenia wielkiego męża [o Wagnerze] za pomocą dłubaniny psychologicznej. Żydostwo wielce mu pomogło jasno uświadomić sobie drugi biegun swej osobowości, kiedy podjął zmagania celem wzniesienia się do Zygfryda i Parsifala, usiłowania, by znaleźć najwyższy wyraz w dziejach dla ducha germańskiego, co niezawodnie osiągnął. Nawet ktoś jeszcze większy niż Wagner musiałby w sobie najpierw pokonać żydostwo, zanim by odnalazł własne posłannictwo; i  może na razie tyle da się powiedzieć, że światowym znaczeniem historycznym i olbrzymią zasługą żydostwa nie jest nic innego, jak służyć wciąż Aryjczykowi do uświadamiania sobie własnej istoty i przypominania sobie siebie samego. To właśnie Aryjczyk ma Żydowi do zawdzięczenia; dzięki niemu wie, czego się ma wystrzegać: żydostwa jako możliwości w nim samym tkwiącej. (...)

I tak, aby od razu przytoczyć pewną analogię z kobietą, jest rzeczą nader ciekawą, jak dalece Żydzi dają pierwszeństwo dobrom ruchomym — także obecnie, kiedy im i inne nabywać wolno — i jak mimo całego swego zmysłu zarobkowania, nie mają oni właściwie wcale potrzeby własności, przynajmniej w jej najbardziej stałej formie: własności ziemskiej. Własność pozostaje w nierozerwalnym związku ze swoistą właściwością, z indywidualnością. W parze z tym zatem idzie, że Żydzi tak masowo przechodzą na stronę komunizmu. Komunizm, jako dążenie do wspólności, należy zawsze ściśle odróżniać od socjalizmu, jako dążenia do kooperacji społecznej i do uznania człowieczeństwa w każdym jej członku. Socjalizm jest wytworem aryjskim (Owen, Carlyle, Ruskin, Fichte), komunizm — żydowskim (Marks). Współczesna socjaldemokracja dlatego oddaliła się kołem swych myśli tak znacznie od socjalizmu chrześcijańskiego, prerafaelickiego, że Żydzi odgrywają w niej tak znaczną rolę. Mimo swych uspołeczniających skłonności marksowska forma ruchu robotniczego (w przeciwieństwie do Rodbertusa) nie pozostaje w żadnym zgoła stosunku do idei państwa, a to należy niechybnie przypisać zupełnemu u Żydów brakowi zrozumienia dla myśli państwowej. Jest ona czymś za mało uchwytnym, abstrakcja tkwiąca w niej jest zbyt odległa od wszelkich konkretnych celów, aby Żyd mógł ją sobie serdeczniej przyswoić. Państwo jest całokształtem wszystkich celów, które tylko przez zrzeszenie istot rozumnych, jako rozumnych, mogą zostać urzeczywistnione. Ten kantowski rozum atoli, ten duch, jest tym właśnie, na czym Żydowi, podobnie jak kobiecie, w pierwszym rzędzie zbywać się zdaje. (...)

Fakt, że Żyd, nie od wczoraj dopiero, ale z dawien dawna dla idei państwowej jest nieprzystępny, wskazuje na to, że Żydowi, podobnie jak kobiecie, brak osobowości; co się z wolna w istocie pokaże. Tylko bowiem z braku jaźni inteligibilnej może wypływać zarówno wszelka kobieca, jak i wszelka żydowska aspołeczność. Żydzi zbijają się chętnie obok siebie, tak jak kobiety, ale nie obcują ze sobą jako samoistne, odrębne od siebie istoty, pod znakiem pewnej ponadosobniczej idei.

Tak jak w rzeczywistości nie istnieje jakaś „godność kobiet”, tak niemożliwe jest wyobrażenie sobie żydowskiego „dżentelmena”. Prawdziwemu Żydowi brak owej wewnętrznej dostojności, która jest źródłem powagi własnego „ja” i szacunku dla cudzego. Nie ma szlachty żydowskiej, i to jest tym bardziej godne uwagi, że przecież istnieje wśród Żydów tysiącletni dobór.

W ten sposób wyjaśnia się też tak zwana arogancja żydowska: pochodzi ona z braku własnej samowiedzy i z gwałtownej potrzeby podniesienia wartości swej osoby przez poniżenie innego człowieka; Żyd prawdziwy bowiem nie ma, podobnie jak kobieta, żadnego „ja” i dlatego też nie posiada własnej samowartości. Stąd, mimo cechującej go niewspółmierności z jakimkolwiek arystokratyzmem, wypływa jego kobieca żądza tytułów, mogąca się równać tylko z jego parweniuszowskim sadzeniem się, którego przedmiotem może być loża w teatrze lub nowomodne obrazy w jego salonie, jego znajomości w świecie chrześcijańskim lub jego wiedza. Zarazem jednak żydowski brak zrozumienia dla wszelkiego w ogóle arystokratyzmu na tym się właściwie opiera. Aryjczyk ma potrzebę wiedzieć, kim byli jego przodkowie; czci ich i interesuje się nimi, ponieważ byli jego przodkami, szanuje ich, ponieważ własną przeszłość ceni zawsze wyżej niż łatwo przeobrażający się Żyd, który nie ma pietyzmu, nie mogąc życiu żadnej nadać wartości. Brak mu całkowicie owej dumy z powodu swego pochodzenia, którą Aryjczyk, nawet najuboższy, najbardziej plebejuszowski, w pewnym stopniu jeszcze posiada. Żyd nie czci tak jak tamten swych przodków, dlatego że są jego przodkami, nie czci w nich siebie samego. Chybiony byłby zarzut, który by się tu powołał na nadzwyczaj szeroki zakres i siłę tradycji żydowskiej. Dla potomka, nawet takiego, który zdaje się wiele znaczenia przywiązywać do historii swego ludu, nie jest ona sumą czegoś, co kiedyś było, minęło, lecz zawsze tylko źródłem, z którego on czerpie nowe sny nadziei: przeszłość Żyda nie jest faktycznie jego przeszłością, jest ona zawsze tylko jego przyszłością. —  (...)

Jeśli przeciwko jakiejś nieznanej osobie, która przynależy do żydostwa, podnosi się oskarżenie, wnet wszyscy Żydzi wewnętrznie stają w jej obronie, pragną jej uniewinnienia, spodziewają się i usiłują dowieść niewinności, to bynajmniej nie należy sądzić, jakoby ów osobnik jako jednostka żydowska pod jakimkolwiek względem ich interesował, a jego los indywidualny budził w nich, dlatego że jest losem Żyda, więcej współczucia niż los jakiegoś niesprawiedliwie prześladowanego Aryjczyka. Bynajmniej tak się nie dzieje. Tylko zagrożone żydostwo, obawa, że cień szkodliwy mógłby paść na ogół żydostwa, więcej: na istotę żydostwa w ogóle, na ideę żydostwa, wywołuje owe objawy mimowolnego stawania po stronie obwinionego. Jest to zupełnie tak, jak kiedy kobiety z rozkoszą lubią słuchać, jak się każdą poszczególną z nich poniża i same jeszcze czynić to pomagają, byle tylko nie rzucało to złego światła na kobietę, byle tylko żaden mężczyzna nie dał się przez to odstraszyć od pożądania kobiet w ogólności, byle tylko nikt nie powątpiewał o „miłości”, byle tylko dalej się żeniono, a starzy kawalerowie się nie mnożyli. Tylko gatunek znajduje obronę, a nie osoba, tylko płeć, względnie rasa jest chroniona, a nie indywiduum; to ostatnie liczy się tylko o tyle, o ile jest członkiem grupy. Prawdziwy Żyd, jak i kobieta prawdziwa, żyją oboje tylko w gatunku, nie zaś jako indywidualności. (..)

Że kuplerstwo jest w Żydzie organiczną skłonnością, okazuje się także z braku zrozumienia u niego dla wszelkiej ascezy; to potwierdzającym dowodem jest to, że rabini żydowscy lubią szczególnie dokładne rozmyślania nad kwestią rozmnażania i utrzymują ustną tradycję w związku z płodzeniem dzieci, jak się tego chyba nie można było inaczej spodziewać po naczelnikach ludu, którego głównym zadaniem moralnym, przynajmniej wedle jego tradycji, musi być „rozmnażanie się”.

Stręczycielstwo jest wreszcie zacieraniem granic, a Żyd jest zacieraczem granicκατ’ εξοχήν. Jest on biegunem przeciwnym arystokraty; zasadą wszelkiego arystokratyzmu jest najściślejsze przestrzeganie wszystkich granic między ludźmi. Żyd jest urodzonym komunistą i zawsze pragnie wspólności. Brak formy u Żyda w obejściu, jego brak taktu towarzyskiego z tego właśnie wynika. Wszystkie formy obcowania są tylko wytwornymi środkami podkreślania i chronienia granic monad osobowych; Żyd atoli nie jest monadologiem.

Otto Weininger
Płeć i charakter

Praktykowanie uważności i kultura ascezy

 

„Uważność”/„uwaga” należą do języka potocznego i ta przestrzeń ich funkcjonowania stanowi stały kontekst dla wielu obiegów w kulturze. Wspomina o tym Zofia Król w książce Powrót do świata. Dzieje uwagi w filozofii i literaturze XX wieku, będącej pierwszą na polskim gruncie próbą syntezy poglądów i poetyk istotnych dla pojęcia uważności. Przywołanie Henriego Bergsona, Edmunda Husserla, Martina Heideggera i przede wszystkim Maurice’a Merleau-Ponty’ego można potraktować jako propozycję konstruowania filozoficznej tradycji problematyki uważności. Sytuacja w literaturze, w szczególności polskiej, jest trochę inna. Dotychczasowe opracowania tego tematu wysuwają zgodnie na plan pierwszy twórczość Czesława Miłosza, który awansował na patrona „poezji uważnej”. Dominująca rola Miłosza jako „poety uważności”, operującego „strategią uważności” została przekonująco udokumentowana m.in. w publikacjach Marka Zaleskiego, Beaty Śniecikowskiej, Kariny Jarzyńskiej.

Chciałabym zwrócić uwagę na pewien aspekt problematyki uważności, który wydaje się ciągle niedoszacowany w obrazie kultury XX i XXI wieku. Wyjście poza ramy literatury, a w szczególności poezji oraz przywoływanych przy tej okazji nurtów filozofi i pozwoli zobaczyć uważność w perspektywie praxis jako zagadnienie praktykowania uważności w szerszej przestrzeni kultury. Ten wymiar uważności uwidacznia się niewątpliwie także w wypowiedziach poetyckich i dyskursywnych Miłosza i będą tu one nieodzownym punktem odniesienia. Główny wątek tych rozważań wiąże się jednak z postacią malarza i pisarza, niezwykłego człowieka, przyjaciela Miłosza – Józefa Czapskiego.

Uważność/mindfulness

Czesław Miłosz w Piesku przydrożnym pisał tak o uważności:

Według książki buddyjskiego mnicha, którą czytam, samą istotą buddyzmu jest mindfulness.
Chyba można to przetłumaczyć jako uważność (słowo jest już u Mikołaja Reja) albo bycie uważnym. Znaczy to przyjmować z uwagą to, co jest teraz, zamiast zwracać się ku temu, co było, albo do tego, co będzie. Zbawienne dla męczenników sumienia, przeżuwających swoje dawne upadki, zbawienne dla niespokojnych, wyobrażających sobie ze strachem, co zdarzy się jutro. Oby moje wiersze pomogły ich czytelnikowi zamieszkać w teraz. I obym jako człowiek został wyleczony z chorób pamięci.

W doświadczeniu językowym i kulturowym Miłosza słowo „uważność” miało znaczenie, jakim obrosło na przestrzeni wieków w tradycji europejskiej i tej wywodzącej się ze Wschodu. W przywołanym tekście autor wydobył przede wszystkim sens konsolacji i nadzieję apokatastazy, jakie uważność może przynieść poecie „jako człowiekowi” i jego słuchaczom. Książka buddyjskiego mnicha, która była źródłem inspiracji Miłosza, przypomina o jego rozległych zainteresowaniach religiami Wschodu, a także New Age. Zanim ukazał się Piesek przydrożny, Miłosz dał wiele świadectw tego, jakim był wnikliwym obserwatorem współczesnej kultury; w różnych formach alternatywnej kultury amerykańskiej wypatrywał „znaków nadchodzących czasów”.

A zatem wiedział, być może, jaką karierę robiło wtedy mindfulness w psychologii rozwoju i w kulturze masowej, choć apogeum tej światowej popularności przypada na pierwsze dekady XXI wieku.

Wszystko, co funkcjonuje w obecnej kulturze rozwoju osobistego, ma jednak bardzo zróżnicowany stopień profesjonalności. Rychło okazało się, że mindfulness łatwo ulega machinie komercjalizacji, a sfera biznesu jest obszarem wyjątkowo chłonnym dla korzyści płynących z praktyk zwiększających efektywność pracy.

Powstało słowo „McMindfulness”, akcentujące uproszczony i globalny charakter proponowanych przez powstające w całym świecie i popularyzowane przez media nieskomplikowane techniki, zmierzające do osiągnięcia życiowego i zawodowego sukcesu. Mindfulness w wersji light wkroczyło do współczesnej „popnauki” i popkultury. Wielonakładowe podręczniki, programy video, kursy treningowe zyskują ogromny popyt, trafiając w indywidualne zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju terapie bądź przyspieszone kursy kreatywności. Przygotowanie do „uważnego życia”, pożytki płynące z uważności i w końcu rady dotyczące „praktykowania uważności” znajdziemy we wszystkich materiałach pomocniczych opracowanych przez trenerów mindfulness, wykładowców, coachów. (..)

Tresura wewnętrzna

Przedmiotem uważności dla Czapskiego okazuje się cała rzeczywistość: natura i dzieła sztuki, człowiek, ten Inny i „ja”, przedmioty i myśli, obrazy i słowa, rzeczy codzienne i sytuacje wyjątkowe w swojej drastyczności oraz te niezwykłe w pięknie.

Stan uważności nie jest kontemplacją rzeczywistości percypowanej zmysłowo, jest aktywną postawą czujności wobec świata, nie pozwalającą uronić nic z tego, co zostało nam dane. Czuwanie wymaga stałego pobudzania i samodyscypliny. W całym bogatym życiu Czapskiego krzyżowały się motywacje etyczne, metafizyczne i estetyczne. Głębokie poczucie odpowiedzialności za innych współbrzmiało z ewangelicznym wezwaniem do czujności z przypowieści o Pannach Mądrych i Głupich.

Napięcia uwagi wymaga każda chwila, mogąca nagle zmienić się w tę ostateczną.
Trzeba wyposażyć się we wszystkie dostępne narzędzia gotowości, by sprostać wyzwaniu gwałtownej odmiany czasu. Czujność wymaga racjonalnych atrybutów, asekuracji, zabiegów zabezpieczających i ograniczających ryzyko niesprostania chwili. Nie leży tylko po stronie instynktu, jest owocem pewnej sprawności, kondycji; ostatnie zdania jednego z tekstów towarzyszących Czapskiemu całe życie, Contre Sainte-Beuve Prousta, brzmi:

Dochodzi się do wieku, kiedy talent słabnie tak jak pamięć; muskułu umysłu, który uruchamia pamięć wewnętrzną i wspomnienia świata, traci siły. Bywa, że wiek ten trwa całe życie, bo tego mięśnia nie ćwiczymy, bo przedwcześnie spoczywamy na laurach...

„Muskuły umysłu” zachowują sprawność dzięki ćwiczeniu się w czujności:

Łaska radości życia, gdzie wszystko może się przemienić w radość, w błogosławienie życia – nie od ciebie zależy. Od ciebie zależy to, co S. W. nazywa dressage (tresura wewnętrzna), która musi być zawsze; i zdolność czekania, ogromna wytrwałość w czekaniu. „Chce mi się” – to jest przecie wola życia, najbardziej uzależniona od wszystkiego, od nastroju, najszybciej przemijająca, na niej jednej nie można nic budować, ją można wykorzystywać, kiedy jest, nic więcej, a do śmierci musi być dressage, nie „mi się chce”, a „ja chcę” – to jest podstawa.

Owa tresura wewnętrzna dotyczyła treningu uważności. Słowa Weil zapadły Czapskiemu w pamięć tak głęboko, iż stały się miarą jego własnego życia, a także życia wszystkich innych, których gromadził wokół siebie w swojej imaginacyjnej kolekcji słów obrazów. Tak jest np. z jego ulubionym de Biranem:

„[...] nie kłamać i mieć napięta uwagę” – to zdanie Simone Weil może służyć za epigraf całego życia Birana. Wpatrując się nieustannie w siebie, pisząc ciągle o sobie, ten człowiek o twarzy jak z portretu Greuze’a „nie kłamał i miał zawsze napięta uwagę”.

Uważność była przez Weil postrzegana nie tylko z perspektywy teologicznej i etycznej, także – wolicjonalnej. Przekonanie o wyższości uważności nad wolą było dla Czapskiego istotnym przesłaniem. Przywołując opinię Gustave’a Thibona ze wstępu do pośmiertnie wydanej La Pesanteur et la grâce skupia się pisarz na zagadkowej frazie z tej książki: „Trzeba być obojętnym na dobro i zło, ale naprawdę obojętnym, to znaczy na jedno i drugie kierować jednakowo światło uwagi”. I z wywodów Weil wyciąga fundamentalny wniosek: „nie wola, a uwaga może nas pchnąć naprzód na drodze rozwoju".

Uważność to jedna z najbardziej niejasnych i zagadkowych miar, jaką Czapski przykładał do „sztuki życia”.

Uważność rozpięta pomiędzy duchem a ciałem, świadomością a nieświadomością, ruchem a bezruchem, należąc do, jak by powiedział Sloterdijk, „uniwersum ludzkich napięć wertykalnych” (S 20), czyniła z Czapskiego „artystę przemienienia”.

Fragment Praktykowanie uważności i kultura ascezy.
O Józefie Czapskim
autor Magdalena Popiel

środa, 1 czerwca 2022

Obserwator i nieśmiertelność

 Nie musimy podążać za tymi, którzy doradzają nam mieć ludzkie myśli, skoro jesteśmy ludźmi, i śmiertelne myśli, należne śmiertelnikom; przeciwnie, powinniśmy spróbować stać się nieśmiertelni na tyle na ile to możliwe i zrobić wszystko by żyć w zgodzie z tym co w nas najwyższe. Arystoteles

O ile nieśmiertelność jest dla większości ludzi pewnym poetyckim pojęciem, np ktoś może stać się nieśmiertelnym poprzez swe dzieło artystyczne albo jakiś bohaterski czyn zachowany w pamięci przyszłych pokoleń, mało kto robi coś w tym względzie by osiągnąć swą własną nieśmiertelność, by jak powiada Jezus, nie zaznał śmierci na wieki.

Wynika to przede wszystkim ze smutnego faktu, iż o większości ludzi cokolwiek dobrego można by o nich powiedzieć to napewno nie to że są inteligentni. Śmierć jest skandalem metafizycznym, czujące istoty w mniejszym czy większym stopniu odczuwają lęk i awersję przed śmiercią. Nawet jeżeli wierzymy w reinkarnację, śmierć jest naszym wrogiem, współpracując z Demonem Nietrwałości, podważa sens naszych doczesnych działań. 

Jednak wystarczy przeegzaminować naturę doświadczenia by stwierdzić, że nieśmiertelność, w sensie jak najbardziej dosłownym jest w naszym zasięgu. Czym jest to co nazywam "doświadczeniem"? Doświadczenie jest czymś złożonym, muszą występować przynajmniej trzy elementy by można mówić o doświadczeniu. Pięć organów zmysłowych, oko, ucho, nos, język i ciało jako organ dotyku styka się z widzialnymi obiektami, dźwiękami, zamachami, smakami jak i obiektami dotyku. To oczywiście musi mieć miejsce przy obecności świadomości, która jest podstawową determinacją bez której nie ma mowy o jakimkolwiek doświadczeniu.

To można opisać także w terminach obserwacji, tu doświadczenie wymaga obserwatora (świadomość) i obserwowanego pola, które jest relacją pomiędzy zmysłami i ich obiektami. W takiej interpretacji, ciało jest organem percepcyjnym świadomości. 

Mistrz Eckhart powiada iż o żadnej rzeczy dusza -w naszej terminologii obserwator - nie wie mniej niż o sobie samej. To nie powinno nas dziwić, obserwator z samej natury doświadczenia ukierunkowany jest na obserwowane pole. Dramat zwykłej niewiedzy obserwatora o sobie samym, staje się jeszcze bardziej tragiczny gdy świadomość utożsamia się z organem percepcyjnym, który używa, zwykła niewiedza zamienia się tu w fałszywą wiedzę. W ten sposób obserwator zostaje "wciągnięty" w obserwowane pole,  zaczyna istnieć w czasie i przestrzeni. A jako że władcą tego co w czasie i przestrzeni jest Demon Nietrwałości, jakkolwiek dobrze świadomość zadomowi się w danym stanie istnienia, nieuchronnie kończy się to jej eksmisją.

O tym mówi Budda gdy ogłasza pierwszą szlachetną prawdę.

Realizacja nieśmiertelności zatem, nie jest realizacją czegoś całkowicie obcego dla obserwatora. Jest raczej odkryciem błędnego założenia o własnej śmiertelności wynikającej z błędnej interpretacji doświadczenia. Choć oczywiście zgodnie z pierwszą szlachetną prawdą, słowami Schopenhauera życie jest interesem który nie pokrywa swych kosztów, jest formą uzależnienia, przemożne pragnienie by istnieć, wspierane ignorancją sprawia że wycofanie się z obserwowanego pola, sposobem Buddy poprzez dezidentyfikację i widzenie jakiegokolwiek aspektu doświadczenia jako: "to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja" jest trudne do realizacji.

No cóż, brama wiodaca do wyzwolenia jest wąska, jednakże jest. Świadomość może przebudzić się i przestać śnić o trwałym szczęściu zbudowanym w oparciu o nietrwałe rzeczy czasu i przestrzeni.

Nisargadatta Maharaj:

Poza wszystkim, czym jest wyzwolenie? To wiedzieć, że jesteś poza narodzinami i śmiercią. Zapominając o tym czym jesteś i wyobrażając siebie jako istotę śmiertelną, stworzyłeś dla siebie tak wiele problemów, że musisz się przebudzić, jak ze złego snu.