Oto bór tajny, kędy w szczytach jedli*
Pogwary wiodą bogi puszcz odwieczne,
Kędy na pustce, z dala od osiedli,
Na graniach wichry się skłębiają sprzeczne;
Gdzie drzewiej ciche, bosko-niebezpieczne
O śmierci jasne rozhowory wiedli
Dusza i słońce, bożek purpurowy,
Nim noc im zwiła wieńce snu na głowy.
Kędy się serce wydziera, na szczyty!
Gdzie orle szumy po nicości chodzą.
Kędy głos każdy nie-wieczny, zabity…
I z tęsknot blaski, widzenia się rodzą…
I śmiech szatana brzmi niesamowity,
Że w dole gazdy skiby płotmi grodzą,
Że się po ziemi człowiek władczo patrzy…
Od tchnienia śmierci co dnia w duszy bladszy.
*jodły
Franciszek Mirandola
Poręba, w lipcu 1904
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.