Rozróżnienie które tutaj uczyniłeś,
pomiędzy „ideą ciągłej zmiany” i „ideą, że krzesło tam
jest”, jest w najwyższym stopniu ważne, gdyż zaznacza różnicę
pomiędzy poglądem naukowym a poglądem egzystencjalnym (czy
fenomenologicznym). Powstaje pytanie, czy te dwa poglądy są
kompatybilne, a jeżeli nie, to który jest poprawny?
Na przekór faktowi, że powiedziałeś:
„Idea kontynuacyjnej zmiany jest sprawą obserwacji i zgadza się z
poglądem naukowym, że materia jest podmiotem ciągłej zmiany”,
chcę zasugerować, że idea kontynuacyjnej zmiany nie jest sprawą
obserwacji (omówię to później), ale że jest czystą i prostą
konsekwencją naukowego roszczenia co do osiągnięcia kompletnej
obiektywności. (Nauka dąży do całkowitego wyeliminowania
obserwatora – czy indywidualnego punktu widzenia – ze swych
rezultatów, przez to osiągając kompletną ogólność. Jak tylko
przywracany jest obserwator, jak w teorii kwantowej, zmiana od razu
staje się dyskontynuacyjna. Egzystencjalny pogląd, z drugiej
strony, jest taki, że dla istniejącej jednostki świat z
konieczności prezentuje się w tej czy innej perspektywie. Żadna
jednostka nie ma możliwości widzieć świata tak jak to rości
sobie nauka, ze wszystkich punktów widzenia naraz. Patrz Przedsłowie
(f)
Mówisz: „Krzesło, które jest
przede mną, będące materialnym, przechodzi zmiany”. To brzmi
jakbyś dedukował kontynuacyjną zmianę z faktu, że krzesło
jest materialne, i sugeruję, że to co robisz to stosowanie
abstrakcyjnego pojęcia, którego wyuczyłeś się teoretycznie
do twojego konkretnego doświadczenia (tj „do znacznie bardziej
realnej idei, że krzesło tam jest”). Fakt, że mówisz o
„zmianach, które w nim zachodzą, a które mogą być postrzegane
albo i nie”, również sprawia wrażenie, że czynisz teoretyczne
założenia o naturze zmiany – jak możesz wiedzieć o zmianach,
których nie możesz postrzec? (Oto
Sartre, mówiący o materialnych obiektach, które są przed nim:
Oczywiście ktoś
się sprzeciwi, twierdząc, że ja po prostu nie potrafię spostrzec
zmian … Ale to nic innego jak wprowadzanie bardzo nieodpowiedniego
naukowego punktu widzenia. Taki punkt widzenia, którego nic nie
usprawiedliwia, jest negowany przez właśnie naszą percepcję B&N
s.205)
Mówisz: „kłopot
powstaje wtedy gdy … mówi się, że ten obiekt nie jest tym samym
obiektem”. Całkiem słusznie; ale ty sam wskazałeś drogę
ominięcia tego kłopotu, kiedy powiedziałeś: „Gdy mówi się, że
niemowlak nie jest tym samym co już dorosły człowiek … to jest
poprawne. Kiedy mówi się, że to jest ten sam niemowlak, który
dorósł, to również poprawne ...”. Kiedy niemowlak wyrasta na
dorosłego człowieka, postrzegamy, że niemowlak się zmienił, i
wyrażamy to mówiąc, że niemowlak zarówno jest i nie jest tym
samym co dorosły człowiek (bierzemy tu niemowlaka i dorosłego
człowieka tylko jako fizyczne obiekty, nie jako „jaźnie”, co
jest odmiennym zagadnieniem). Co jasne, zatem, ażeby dla nas było
możliwe powiedzenie „to się zmieniło”, potrzebne są dwie
rzeczy: (i) jednakowość, i (ii) nie-jednakowość, czy różnica,
Bez bycia czegoś co pozostaje takie samo, nie możemy powiedzieć
„to”; i bez czegoś co jest odmienne, nie możemy powiedzieć
„się zmieniło”.
Weź twoje drzewo
mango. Dziesięć lat temu było małą rośliną, teraz jest dużym
drzewem rodzącym owoce, i to z uwagi na tą różnicę,
mówisz, że się zmieniło; ale zarówno mała roślina i
duże drzewo są mango, i oba są w tym samym miejscu (mała roślina
mango nie wyrosła na drzewo jabłoni, ani też nie jest teraz w
innym miejscu ogrodu), i to z uwagi na tą jednakowość
mówisz, że nie jest to inne drzewo. Lub weź liść który
zmienia kolor – wpierw jest zielony, kiedy umiera jest brązowy,
ale to wciąż ten sam liść. To co pozostaje takie samo to kształt,
a to co się zmienia to kolor, zatem mówimy „ten liść
się zmienił”. To całkiem proste z uwagi na fakt, że wizja
ma podwójny sens, dając nam percepcje zarówno kształtu jak i
koloru, i często się tak dzieje, że podczas gdy jedno pozostaje
takie samo, drugie się zmienia.
Ale weźmy bardziej skomplikowany
przypadek, i rozważmy zmianę samego koloru. Przypuśćmy, że mam
niebieskie zasłony, i po pewnym czasie zauważam, że „niebieskie
wyblakło” - jak mamy to rozumieć? Co oczywiste, jeśli pewnego
dnia spojrzę na zasłony i odkryję, że są karmazynowe, nie
powiem, że „niebieskie wyblakło”, z tego powodu, że
karmazynowe zupełnie nie jest niebieskim – to całkowicie inny
kolor. I tak powiem tylko: „zasłony zmieniły swój kolor” (tak
jak liść). Ale jeżeli mówię „niebieskie wyblakło”, mówię,
że zasłony są ciągle niebieskie, ale o lekko odmiennej
niebieskości, jaśniejszej. To co pozostaje niezmienne tutaj to
generalna determinacja „niebieskie”, a co jest odmienne,
to szczególny odcień niebieskości.
Weź inny przypadek. Patrzę na łyżkę
na stole przede mną. Ogniskuję moją uwagę na miseczce łyżki i
widzę rączkę mniej wyraziście z jednej strony; wtedy ogniskuję
moją uwagę na rączce i widzę miseczkę mniej wyraziście w
drugiej strony. Łyżka jako całość, pozostaje niezmieniona – w
obu przypadkach jest dokładnie tą samą łyżką. To co odmienne to
poszczególny aspekt łyżki w obrębie generalnego doświadczenia
zwanego „widzeniem łyżki”. Powstają tu dwa punkty.
1. Pozostawiając z boku przypadki
gdzie jedna odczuwana cecha różni się podczas gdy druga pozostaje
niezmienna (na przykład liść) i rozważając tylko bardziej
fundamentalne przypadki gdzie zmiana ma miejsce w obrębie jednej i
tej samej odczuwanej cechy czy charakterystyki, zauważamy, że to
zawsze bardziej generalna cecha co pozostaje niezmienna podczas gdy
subordynowana czy bardziej szczególna cecha jest odmienna. To
sugeruje, że może tu być pewna struktura zmiany, która musi być
wzięta pod uwagę, kiedykolwiek tylko rozważamy zagadnienie zmiany;
i skoro tak, będzie to oznaczało, że twierdzenie „wszystko się
zmienia” wymaga ścisłej kwalifikacji. (W ostatniej części Uwag,
próbowałem dać formalny opis fundamentalnej struktury w obrębie
której ma miejsce zmiana, ale oczekuję, że prawdopodobnie nie
byłeś w stanie wiele z tego wynieść. Nie szkodzi).
2. Jeżeli to możliwe, w każdej danej
zmianie, uczynić jasne i wyraźne rozróżnienie pomiędzy tymi
cechami które się nie różnią a tymi co się różnią, to w
konsekwencji rozróżnienie pomiędzy jednakowością i
odmiennością jest absolutne: innymi słowami, znaczy
to, że zupełnie nie możemy powiedzieć „w przybliżeniu
to samo”, czy „w przybliżeniu odmienne”. (Tak długo
jak używamy zwrotu „w przybliżeniu” wskazuje to, że nie udało
nam się uczynić poprawnego rozróżnienia, gdyż „w przybliżeniu
to samo” oznacza „to samo ale odmienne”, - i „w przybliżeniu
odmienne” tj „w pewnym stopniu odmienne” czy „raczej
odmienne” - oznacza „odmienne, ale częściowo takie samo”.)
Jeżeli tak jest, to wynika z tego, że wszystkie zmiany mają
miejsce dyskontynuacyjnie; gdyż jeżeli „jednakowe” oznacza
„absolutnie takie samo” i „odmienne” oznacza „absolutnie
odmienne”, nie będzie pośrednich kategorii pomiędzy
jednakowością a odmiennością.
Prawdopodobnie sprzeciwisz się, że to
śmieszne, mówić o własnych zasłonach, że „bledną
dyskontynuacyjnie”, i ze zdroworozsądkowego punktu widzenia
mógłbym się z tobą zgodzić. Ale fakt pozostaje taki, że nie
„widzimy jak bledną nasze zasłony”; co się dzieje to pewnego
dnia „zauważamy”, że zasłony wyblakły'; i to jest nagła
percepcja. Bez wątpienia, po paru następnych tygodniach, zauważymy,
że zasłony wyblakły jeszcze bardziej, i będziemy wnioskowali,
że przez ten czas zasłony stopniowo blakły „bez naszego
zauważenia tego”. „Ale” możesz powiedzieć, „czy czasem
jednak rzeczywiście nie widzimy rzeczy w procesie zmiany – jak
wtedy, na przykład, gdy szybko przygasają światła w kinie i gasną
w ciągu pięciu czy dziesięciu sekund?” Owszem, widzimy, ale
zauważ, że na pierwszym miejscu, zmiana ta jest ze „stałego
światła” do „gasnącego światła” i z „gasnącego światła”
do „ciemności”. Innymi słowy, „gasnące światło” jest
postrzegane jako rzecz różna od obu „stałego światła” i
„ciemności”, i że zmiana z jednej do drugiej tej rzeczy jest
dyskontynuacyjna. Na drugim miejscu, są powody by przypuszczać, że
to co rzeczywiście widzimy, kiedy widzimy „gasnące światło” -
co ma tą samą esencjonalną strukturę jak „lecąca strzała” -
nie może być poprawnie opisane jako „ciągła zmiana”.
A. Psychologiczna szkoła Gestalt
specjalizująca się w eksperymentalnych badaniach percepcji zmiany,
rozpoznała, że każda zmiana którą postrzegamy ma miejsce nagle i
absolutnie. (Patrz fragment Sartre'a przetłumaczony w ANICCA [A].)
Kiedykolwiek postrzegana zmiana jest opisywana jako „mająca
miejsce kontynuacyjnie”, trzeba zakładać, że albo konieczna
analiza kompleksu doświadczenia jest ponad mocą postrzegającego,
albo że, nieświadomie, miała miejsce racjonalizacja. (To, że
faktycznie doświadczamy ruchu i innych takich zmian, jest oczywiście
nie do zaprzeczenia; ale te doświadczenia są notorycznie trudnymi
do opisania, i problem ruchu męczył filozofów od niepamiętnych
czasów.)
B. Można za pomocą argumentu wykazać,
że pojęcie kontynuacyjnej zmiany jest samo-sprzeczne (innymi słowy,
że zawiera gdzieś cyrkularność.). Są dwa sposoby dokonania
tego.
(i) Pierwszy to wykazać, że wszelkie
doświadczenia, które mogłoby nas kusić by opisać je jako
„kontynuacyjna zmiana” (ruch materialnych obiektów, blednięcie
[czy pojaśnienie] świateł i kolorów, rozpad materii, i tak dalej)
równie dobrze, adekwatnie i kompletnie mogą być opisane w
terminach dyskontynuacyjnych zmian na różnych poziomach
generalności. Jestem zadowolony, że dialektyka przedstawiona w
FUNDAMENTALNEJ STRUKTURZE jest zdolna by to uczynić (i to jest
właśnie powód dla którego zamieściłem ją w Uwagach), ale,
tylko jeżeli ją pojąłeś, mogę mieć nadzieję uczynienia siebie
tu zrozumiałym. Argument przeciwko płynnemu ruchowi, podsumowałem
w nocie o PATICCASAMUPPADA: „Sprzeczność [obecna z definicji
kontynuacyjnej zmiany] wynika z niedostrzeżenia, że zmiana na
każdym danym poziomie generalności musi być
dyskontynuacyjna i absolutna, i że muszą tam być odmienne
poziomy generalności. To wzięte razem, każde pożądane
przybliżenie do 'kontynuacyjnej zmiany' może być osiągnięte bez
sprzeczności”. (Punktem wyjścia każdej dyskusji na temat ruchu
musi być strzała Zenona. Pewne omówienie tego celebrowanego
paradoksu jest dane przez Bertranda Russella i Mistyce i Logice, ale
problemu nie da się tak łatwo rozwiązać, jak myśli Russell.)*
Drugi sposób radzenia sobie z pojęciem
płynnego ruchu, to przedyskutować go bezpośrednio, i wykazać, że
nie może być zdefiniowany bez napotkania samo-sprzeczności. To,
faktycznie, jest tym co starałem się zrobić w najkrótszy możliwy
sposób w PATICCASAMUPPADA; z definicją zapożyczoną od Poincare
A=B, B=C, A nie jest równe C. (…)
Odnośnie stanów umysłu, które
odróżniasz (całkiem słusznie) od fizycznych obiektów, tym, że
nie wchodzą one w sferę nauki (choć nie mogę się zgodzić, że
„nie są one obiektami”: są obiektami mentalnymi), - wydajesz
się myśleć, i znów masz rację, że pojęcie ciągłej zmiany nie
ma co do nich zastosowania. Mam takie niejasne wrażenie, że jednym
z powodów iż nie odnosisz pojęcia ciągłej zmiany do stanów
mentalnych, jest dokładnie taki, że nie są one w sferze nauki; i
to, z kolei, sugeruje mi, że stosujesz pojęcie ciągłej zmiany do
fizycznych obiektów ponieważ są on w sferze nauki – innymi
słowy, kierujesz się „zabobonnym szacunkiem dla prestiżu
współczesnej nauki”. Całkiem możliwe, że jestem tu wobec
ciebie niesprawiedliwy, ale tą sprawę musisz rozstrzygnąć sam dla
siebie – w każdym razie, tylko mówię o wrażeniu jakie miałem,
czytając twój list. Ale chociaż mówię, że masz rację, myśląc,
że pojęcie płynnego ruchu nie może być zastosowane do stanów
umysłu, powinno być dla ciebie jasnym, że utrzymuję, iż to
pojęcie nie może być również stosowane do fizycznych obiektów.
Wraz z całkowitym usunięciem tego
pojęcia, staje się jasnym, że struktura zmiany mentalnych stanów
(czy mentalnych obiektów) ma znacznie więcej wspólnego z
fizycznymi obiektami niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut
oka. (Mówisz, że mentalne stany takie jak przyjemność i smutek,
„znikają i pojawiają się ponownie”, - ale czy nie jest to
również prawda o fizycznych obiektach? Czy nie mamy znajomych
widoków, dźwięków, zapachów, smaków i cielesnych kontaktów?)
Jest konieczne by pamiętać, że trzy charakterystyki, mianowicie
pojawienie się, zanik i zmiana gdy obecne, mają zastosowanie do
wszelkiego doświadczenia, czy to fizycznych obiektów czy stanów
umysłu.
*Rozwiązanie
problemu opisane przez Russela, rozwiązuje problem przez
pozostawienie go nienaruszonym. A problem to: Czym jest czas.
Nanavira Thera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.