To co powiedziałem w moim
ostatnim liście o powodach K na powoływanie, w szczególności
kobiet na pomoc w jego przypadku – mianowicie, że prawdopodobnie
uważa je za „Bramę do Boskości” - jest ekscesywne. To
wystarczająco prawdziwe w Zamku, gdzie K szuka Łaski Boga,
ale w Procesie K po prostu próbuje usprawiedliwić swą
egzystencję i jego relacje z kobietami nie wychodzą poza to. Oto
iluminujący fragment z Sartre'a:
Podczas gdy przed byciem
zakochanym czuliśmy się nieswoja z tą nieusprawiedliwioną, nie
dająca się usprawiedliwić wypukłość, którą była nasza
egzystencja, stąd czuliśmy się „de trop”, teraz
czujemy, że nasza egzystencja jest podjęta i chciana nawet w jej
najdrobniejszych detalach przez absolutną wolność [tj przez tego
kto nas kocha]* która w tym samym czasie warunkuje nasza egzystencję
[gdyż to nasza egzystencja ją fascynuje]* i którą my sami chcemy
z nasza wolnością. To jest podstawa dla radości miłości, kiedy
jest radość: czujemy, że nasza egzystencja jest usprawiedliwiona.
(B&N s. 371)
W Procesie zatem, K
stara się użyć kobiet by wpłynąć na podległy wpływom Sąd.
Innymi słowy K próbuje uciszyć swoje samooskarżenie o winę przez
dogadzanie sobie z kobietami (co rzeczywiście ma efekt – czasowy –
wyparcia jego uczuć winy przez czynienie egzystencji jako wydającej
się usprawiedliwioną). Ale mówią mu, a raczej sam sobie mówi –
że ten rodzaj obrony jest radykalnie niezdrowy. (W opinii dr Axleya
Munthe miłość mężczyzny dochodzi do końca gdy poślubia
dziewczynę). I faktycznie, szczegółowa analiza relacji miłosnych
przez Sartre'a pokazuje zbyt jasno ich pozbawioną bezpieczeństwa i
samo-sprzeczną strukturę.
* Nawiasy moje
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.