W dwóch miejscach w Suttach
Kanonu, znajdujemy odniesienie do vińńanam anidasanam anantam
sabbo pabham – słów wskazujących na ten naturalny stan
świadomości, tej rzeczywistości. Znajduję bardzo użytecznym
jasne rozpoznanie: „świadomość jest jak to”. Jeżeli zaczynam
o tym myśleć, to zaczynam chcieć to zdefiniować: „Czy to
nieśmiertelna świadomość?” Albo też chce się to wprowadzić
do doktryny metafizycznej, bądź odwrotnie, zanegować: „Świadomość
jest anicca, dukkha, anatta”. Chcemy to sklasyfikować czy
zdefiniować albo jako nietrwałą i nie-ja, albo uwznioślić jako
coś czego możemy się uchwycić w charakterze pozycji
metafizycznej. Ale nie jesteśmy tu zainteresowani proklamowaniem
metafizycznych doktryn, czy ograniczaniu się do interpretacji, które
mogliśmy odziedziczyć wraz z tradycją. Próbujemy badać to w
terminach doświadczenia. To pen paccattam Luang Por Chah, coś
co realizujesz sam dla siebie. I tak, to co teraz mówię jest
dociekaniem. Nie próbuję przekonać was czy nawrócić na mój
punkt widzenia.
Świadomość jest jak to.
Właśnie teraz definitywnie mamy do czynienia ze świadomością.
Jest tu bycie czujnym i przytomnym. Warunki powstają i zanikają.
Jeżeli spoczniesz w tej świadomości, nieprzywiązany, nie
próbujący niczego robić, niczego znaleźć, nie stać się niczym,
ale być zrelaksowanym i ufnym, wtedy powstają rzeczy. Nagle możesz
być przytomny fizycznego uczucia, pamięci, czy emocji. Te
wspomnienie czy wrażenie powstaje we świadomości, by następnie
zaniknąć. Świadomość jest jak pojazd, jest sposobem jak rzeczy
są.
Czy świadomość ma coś
wspólnego z mózgiem? Mamy tendencje by myśleć o niej jako o
jakimś rodzaju mentalnego stanu, zależnego od mózgu. Postawą
zachodnich naukowców jest to, że świadomość jest w mózgu. Ale
czym głębiej dociekasz za pomocą sati-pańńa, tym bardziej
widzisz, że mózg, system nerwowy, i całokształt psychofizycznej
formacji powstaje we świadomości, jest zależny od świadomości.
Oto dlaczego możemy być przytomni ciała i dokonywać refleksji,
obserwować cztery postawy – siedzenia, stanie, chodzenie i
leżenie. Będąc przytomnymi siedzenia, tak jak tego teraz
doświadczacie, nie ograniczacie się do czegoś co jest w mózgu.
Ciało jest we świadomości; jesteś przytomny całego ciała
doświadczającego siedzenia.
Świadomość nie jest
osobista. To nie świadomość w mojej czy twojej głowie. Każdy z
nas ma swe własne świadome doświadczenie, ale czy to ta świadomość
nie jest rzeczą nas jednoczącą? Czy nie jest naszą „jednością”?
Stawiam pytania; są odmienne sposoby zapatrywania się na to. Kiedy
zrezygnujemy z różnic - „Ja jestem Ajahnem Sumedho a ty jesteś
tą inną osobą” - kiedy puścimy te tożsamości i przywiązania,
świadomość dalej funkcjonuje. Jest czysta, nie ma cechy bycia
osobistą, nie jest uwarunkowana przez bycie mężczyzną czy
kobietą. Możesz nadać jej jakąś cechę, lecz ona jest jak to.
Kiedy zaczynamy rozpoznawać, że świadomość jest tym co nas
jednoczy razem i jest naszym wspólnym gruntem, wtedy widzimy, że
jest to uniwersalne. Kiedy przesyłamy metta milionom
chińczyków w Chinach, może nie są to tylko sentymentalne i miłe
myśli, może jest w tym jakaś moc. Nie wiem, stawiam pytania. Nie
zamierzam się ograniczać do poszczególnego poglądu, który został
uwarunkowany przez moje kulturowe tło, ponieważ większość z tego
jest całkiem wątpliwa. Nie myślę, by moje kulturowe tło było
czymś bardzo wiarygodnym.
Czasami theravada jawi się
jako anihilicjonizm. Wpadasz w tą fiksację: „Nie ma duszy, nie ma
Boga, nie ma jaźni”; to bycie przywiązanym do poglądu. Czyż
Nauki Buddy nie są do przebadania i dociekania? Nie próbujemy
potwierdzać czyjegoś poglądu na temat Kanonu Pali, ale użyć
Pali, do badań nad naszym doświadczeniem. To odmienny sposób
widzenia rzeczy. Jeżeli poświęcisz się takim badaniom,
rzeczywiście zaczniesz widzieć różnicę pomiędzy czystą
świadomością i tym kiedy powstaje jaźń. To nie mgliste czy
niewyraźne: -„czy teraz istnieje jaźń?” - tego rodzaju rzecz;
to jasne poznawanie.
I tak, wtedy powstaje jaźń.
Zaczynam myśleć o sobie, o moich uczuciach, moich wspomnieniach,
mojej przeszłości, moich lękach, moich pragnieniach, powstaje cały
świat wokół „Ajahna Sumedho”. Wchodzą na orbitę – moje
poglądy, moje uczucia, moje opinie. Mogę dać się pochwycić przez
ten świat, ten pogląd na mnie samego powstaje w świadomości. Ale
jeżeli znam to takim, moje schronienie nie jest już dłużej
schronieniem w byciu osobą. Nie biorę schronienia w byciu
osobowością, czy w moich poglądach czy opiniach. Wtedy mogę
puścić wszystko, i tak świat Ajahna Sumedho kończy się. To co
pozostaje, kiedy kończy się świat to anidassana vińńana –
ta pierwotna, niedyskryminująca świadomość, ona ciągle operuje.
Zatem nie oznacza to, że Ajahn Sumedho umiera i kończy się świat,
bądź, że jestem nieświadomy.
Pamiętam kogoś bardzo
przestraszonego tą mową o końcu świata. „Buddyści praktykują
medytację by zobaczyć koniec świata. Oni naprawdę chcą zniszczyć
świat. Nienawidzą świata i chcą zobaczyć jego koniec” - tego
rodzaju paniczna reakcja. Zwykłemu człowiekowi świat jawi się w
terminach fizycznych – to a planeta, kontynenty i oceany, biegun
północny i południowy. Ale w Dhammie Buddy świat jest czymś co
stworzyliśmy w świadomości. Dlatego też możemy żyć w
odmiennych światach. Świat Ajahna Sumedho nie będzie światem
stworzonym przez ciebie; jednakże świat powstaje i się rozpada, a
to co jest przytomne jego powstawania i rozpadu, przekracza świat.
Jest lokkuttara
(transcendentne) raczej niż lokiya
(światowe).
Kiedy rodzimy
się fizycznymi narodzinami, mamy w obrębie tej formy świadomość.
Ta świadomość zaczyna operować, I wtedy, oczywiście, uzyskujemy
nasze poczucie jaźni, przez matkę i ojca i tło kulturowe.
Zaznajamiamy się i asymilujemy różne wartości, nasze poczucie
jaźni jako osoby, a to ma swoje podstawy nie w Dhammie, ale w avijja
– nasze poglądy, opinie, i preferencje obecne w tej kulturze.
Dlatego też może być nieskończenie wiele problemów wynikających
z postaw kulturowych. Życie w wielokulturowym społeczeństwie jest
właśnie takie, łatwo o wzajemne niezrozumienie, ponieważ jesteśmy
uwarunkowani na odmienne sposoby widzenia siebie i otaczającego nas
świata. Zatem pamiętajcie, że kulturalne uwarunkowanie pochodzi od
avijja (niewiedzy) o Dhammie. To co tu teraz robimy, jest obdarzaniem
świadomości informacją, pańńa, uniwersalną wiedzą
raczej, niż jakąś kulturową filozofią.
Dhamma Buddy,
gdy w nią wejrzeć, nie jest nauką wywodzącą się z tla
kulturowego. Nie jest ona o kulturze indyjskiej czy cywilizacji,
dotyczy ona naturalnych praw, z którymi się stykamy żyjąc,
pojawianie i zanik rzeczy; Dhamma jest o rzeczach takimi jakimi one
są. Te Nauki wskazują na sposób istnienia rzeczy – a to nie
wiąże się z kulturowymi ograniczeniami. Mówimy o anicca,
dukkha, anatta. To nie indyjska filozofia czy kultura; to rzeczy,
które muszą być zrealizowane. Nie operujesz wychodzac z jakiegoś
kulturowego systemu wierzeń. Budda kladzie nacisk na przebudzenie,
zwracanie uwagi raczej, niż uchwycenie się jakiegoś doktrynalnego
stanowiska*, z którego wychodzisz.
*Opisywany
sposób jest jak najbardziej możliwy do praktykowania, jednak, co
należy podkreślić, Nauka Buddy obdarza nas paroma dogmatami,
których powinniśmy się trzymać, jeżeli aspirujemy do zastąpienia
naszej ignorancji bezpośrednią wiedzą. Tyle, że oczywiście wiara
w odrodzenie czy prawo działania, nie jest czymś co Nauka Buddy
odziedziczyła z kultury indyjskiej. Te dogmaty zostały nam
przekazane przez Buddę w oparciu o jego bezpośrednie doświadczenie.
A że jest tu ono akurat w zgodzie z tłem kulturowym i religijnym
starożytnych Indii? Tym lepiej dla Indii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.