sobota, 8 grudnia 2012

Czy to oświecenie?

Lum por Liem
W połowie sezonu deszczowego w roku 2512 (1969) Luang Pu Chah zachęcił mnichów do praktykowania ze szczególną intensywnością. Nie mogli ze sobą rozmawiać i poranne oraz wieczorne praktyki grupowe zostały zniesione. Luang Pu Chah dostrzegł, że jest to czas by dać mnichom sposobność do własnych praktyk. I tak Luang por Liem wzmocnił swe wysiłki, i warz z tym, zaczęły się pojawiać rezultaty. Dziewiątego września około dziesiątej wieczorem, doświadczył głębokiej transformacji swego umysłu. Miał uczucie nadzwyczajnej jasności i szczęścia, o czym mówi:

Nie jest możliwe by odpowiednio opisać ten rodzaj szczęścia komuś innemu. To niemożliwe by ktoś inny to poznał i zrozumiał. To nie szczęście pojawiające się gdy rzeczy układają się zgodnie z naszą wolą i nie szczęście gdy rzeczy są miłe; to rodzaj szczęścia wychodzący poza to. Chodzenie jest szczęściem, siedzenie jest szczęściem, stanie i leżenie jest szczęściem. Doświadczenie radości jest w tym obecne cały czas. Co więcej, jest się zdolnym w umyśle do rozpoznania, że to szczęście powstaje całkowicie samo z siebie i w ostateczności samo z siebie zniknie. Zarówno sukha jak i dukha w doświadczeniu są całkowicie nietrwałymi stanami. Byłem zdolny do utrzymania wiedzy o tym fakcie cały czas. W każdej postawie, stojąc, idąc, siedząc i leżąc – było stałe i równomierne doświadczenie szczęścia. Ten stan był taki sam niezależnie od tego czy praktykowałem siedzącą czy chodzoną medytację. Gdyby próbować opisać umysł znajdujący się w tym stanie, można by powiedzieć, że była tam jasność, ale słowo „jasny” nie oddaje właściwie tego czym było to doświadczenie. Było tak, jakby nic nie mogło sprawić by umysł w cokolwiek się zaangażował. To doświadczenie trwało cały dzień. Wtedy umysł stał się całkowicie spokojny, wolny od wyczerpania, zmęczenia czy senności, a przepełniony radością i błogością. To doświadczenie było całkowicie bez odniesienia do czasu. Było prawdziwie akaliko, bezczasowym. Te samo uczucie kontynuowało się przy wszystkich czterech pozycjach ciała. W końcu spytałem się siebie: „Co to jest?” i przyszła odpowiedź: „Sposób zachowania umysłu”. Jest to takie samo w sobie. Kiedy jest szczęście, po prostu bierzemy to jako szczęście … to prosta sprawa szczęścia. Kiedy jest spokój, po prostu bierzemy to jako spokój … prosto wglądamy się wciąż w nasze szczęście i spokój … nieprzerwanie”.

W końcu wieczorem dziesiątego września nastąpiła zmiana w coś nowego czego do tej pory Luang Por nie doświadczał. Pojawiło się uczucie zmęczenia, frustracji, i wyczerpania. Niezależnie czy siedział czy chodził, czuł się śpiący. Nawet po tym jak wstał po odpoczynku, zmęczenie pozostawało. W każdej postawie czuł się wyczerpany. Doszło do tego, że zasnął podczas chodzonej medytacji i wpadł w ciernie. Cała jego twarz została podrapana i poraniona. Pomyślałem, że teraz przynajmniej odejdzie senność, ale zmęczenie pozostawało takie jak przedtem. Wytrzymał to, mówiąc sobie, że jest rzeczą naturalną mierzyć się z przeszkodami w praktyce i każdy w jakimś stopniu musi przez to przejść. Z tą refleksją w umyśle zrozumiał, że musi wejrzeć w to uprzednio nieobecne zmęczenie. W końcu, jako coś powstałego, jest to również nietrwałe. Używając tego wglądu spróbował utrzymać bycie przytomnym senności. O jedenastej Luang Por doświadczył nowej zmiany, to jest wielki spokój i szczęście wróciły do umysłu. Przy wszystkich czterech postawach obecna była jasność i zadowolenie. Samo tylko bycie było przyjemne. Nic nie mogło nawiedzić i zakłócić spokoju umysłu i Zewnętrzne obiekty po prostu nie były w stanie dosięgnąć umysłu. Podczas wykonywania prac i śpiewów z innymi mnichami, chociaż był razem z innymi, czuł się tak jakby był sam. Nie był zainteresowany o czym mówią czy co śpiewają. Nie potrafił zbyt wiele rozmyślać nad tym co się dzieje, i kiedy skończyły się śpiewy, po prostu wrócił do swojej chatki. Następny dzień minął z towarzyszącymi mu szczęściem i spokojem kontynuującymi się jak gdyby były normalnymi i zwykłymi doświadczeniami. Z nieustającą uważnością Luang por kontynuował wglądanie się w umysł i jego obiekty. Kiedy nadszedł wieczór dwudziestego, zaczął zadawać sobie pytanie: „Dlaczego właściwie praktykujemy ... Na co ta cała praktyka?” I pojawiła się odpowiedź:

Praktykujemy w celu praktykowania. Dokądkolwiek to zaprowadzi, nie ma to znaczenia. Naszym obowiązkiem jest praktykować, i tak praktykujemy i próbujemy utrzymać uważność i przytomność. W każdym momencie stale się uczymy. Cokolwiek robimy, staramy się być uważni i przytomni. Kiedykolwiek chodzimy tam i z powrotem, utrzymujemy wszystko w stanie doskonałej równowagi. W końcu poczułem, że mam dość chodzonej medytacji na dziś, ponieważ stałem się zupełnie zmęczony i moje stopy bardzo mnie bolały. Czułem jakby kości moich stóp przebijały się przez skórę, gdy bez odpoczynku chodziłem przez cały dzień i noc. To normalne doświadczać bolesnych odczuć cielesnych gdy nadużywamy jednej z postaw ciała. Ale to także normalne, że te uczucia ulegają zmianie, i tak, pomyślałem, że rzeczywiście wystarczy już chodzonej medytacji na dziś. Poszedłem do mojej chatki, i usiadłem twarzą na wschód (w tym samym kierunku co chatka Luang Pu Chah). Pomyślałem o swoim nauczycielu i rozpocząłem medytację”.

Medytacja była bardzo spokojna i ta sama refleksja pojawiła się w umyśle Luang Por:

Nie praktykujemy po coś, praktykujemy w celu praktyki”. Trzymając tą naukę w umyśle, kontynuowałem medytację. Normalnie siedziałbym do około 10 czy jedenastej w nocy ale tego razu siedziałem około ośmiu godzin bez poruszania się czy najmniejszej zmiany pozycji. Wraz z doświadczeniem spokoju, umysł się zmienił. Uczucie pokoju przepełniało całe ciało tak jakby coś je pochwyciło. Odczuwało się chłód, chłód przenikający całe ciało … tak bardzo chłodne … doświadczenie lekkości i swobody całego ciała. Chłód, spokój, cisza, niewzruszoność. Brak doświadczenia myśli, bez wiedzy gdzie one znikły. Wszystko milczące, kompletne. Odczuwało się totalną ciszę. Jedyne co pozostało w doświadczeniu to zupełny spokój i cisza. Ciało było spokojne, chłodne i lekkie. To doświadczenie kontynuowało się przez cały rok, nie tylko dzień lub dwa. Faktycznie, kontynuowało się niezmienione przez wiele lat. Jest tu stan chłodu, jakby w mózgu, czy to siedząc czy leżąc, chłód w każdej pozycji. Wszystkie zmartwienia, troski czy podobne temu myśli z myślącego umysłu są totalnie nieobecne. Myślenie w tym lub tamtym kierunku zniknęło. Wszystko ciche, jak w lesie gdzie nie ma najmniejszego dźwięku śpiewającego ptaka. Prawdziwa cisza. Nie wieje żaden wiatr. Tylko pełen spokój. Czuje się jakby nie było sankhar, brak różnicującego umysłu. Wszelkie cierpienie powstające z kilesami, uprzednio mnie męczące, kilesy związane z płcią przeciwną i wszelki rodzaj ambicji uprzednio posiadanych, nie wiem gdzie zniknęły. Widząc kogoś, miałem uczucie widzenia tego jako absolutnie normalne. Widziana osoba jest po prostu osobą: tylko tyle. Żadnych pięknych osób, ani brzydkich osób – ludzie po prostu są na sposób jaki są. Taki oto rodzaj spokoju i uspokojenia powstał. Nie wiem czym to jest, ale również nie dbam o to, zawsze wiedząc, że jest to takie samo z siebie w dokładnie taki sposób. Jest to takie przez spokój i uspokojenie. Nie ma nic o co trzeba by się było troszczyć, na tyle na ile różne rzeczy istnieją. Co się tyczy dukkha, nie wiem czym dukkha jest. Co się tyczy lenistwa, nie wiem czym jest lenistwo. Pytając się o lenistwo, nie znajduję żadnego. Pytając się o cierpienie, nie ma żadnego. Uczucia w mym sercu były dokładnie takie. Próbowałem sobie przypomnieć, co nazywa się dukkhą. Co to jest? Naprawdę nie wiem. Wiem tylko jakie jest tego znaczenie w terminach konwencjonalnego języka, ponieważ dukkha jest tylko czymś stworzonym przez zwykle konwencje. Kiedy umysł jest wolny od dukkha, nie istnieją w umyśle jakiekolwiek konwencje. I doświadczenie tego uczucia trwało odtąd cały czas, nie było w tym żadnej zmiany aż do obecnego dnia. Ten sam stan ciągle trwa, jest stabilny, i kontynuuje się bez zmian.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.