Lum por Liem |
W połowie sezonu deszczowego w roku
2512 (1969) Luang Pu Chah zachęcił mnichów do praktykowania ze
szczególną intensywnością. Nie mogli ze sobą rozmawiać i
poranne oraz wieczorne praktyki grupowe zostały zniesione. Luang Pu
Chah dostrzegł, że jest to czas by dać mnichom sposobność do
własnych praktyk. I tak Luang por Liem wzmocnił swe wysiłki, i
warz z tym, zaczęły się pojawiać rezultaty. Dziewiątego września
około dziesiątej wieczorem, doświadczył głębokiej transformacji
swego umysłu. Miał uczucie nadzwyczajnej jasności i szczęścia, o
czym mówi:
„Nie jest możliwe by odpowiednio
opisać ten rodzaj szczęścia komuś innemu. To niemożliwe by ktoś
inny to poznał i zrozumiał. To nie szczęście pojawiające się
gdy rzeczy układają się zgodnie z naszą wolą i nie szczęście
gdy rzeczy są miłe; to rodzaj szczęścia wychodzący poza to.
Chodzenie jest szczęściem, siedzenie jest szczęściem, stanie i
leżenie jest szczęściem. Doświadczenie radości jest w tym obecne
cały czas. Co więcej, jest się zdolnym w umyśle do rozpoznania,
że to szczęście powstaje całkowicie samo z siebie i w
ostateczności samo z siebie zniknie. Zarówno sukha jak i dukha w
doświadczeniu są całkowicie nietrwałymi stanami. Byłem zdolny do
utrzymania wiedzy o tym fakcie cały czas. W każdej postawie,
stojąc, idąc, siedząc i leżąc – było stałe i równomierne
doświadczenie szczęścia. Ten stan był taki sam niezależnie od
tego czy praktykowałem siedzącą czy chodzoną medytację. Gdyby
próbować opisać umysł znajdujący się w tym stanie, można by
powiedzieć, że była tam jasność, ale słowo „jasny” nie
oddaje właściwie tego czym było to doświadczenie. Było tak,
jakby nic nie mogło sprawić by umysł w cokolwiek się zaangażował.
To doświadczenie trwało cały dzień. Wtedy umysł stał się
całkowicie spokojny, wolny od wyczerpania, zmęczenia czy senności,
a przepełniony radością i błogością. To doświadczenie było
całkowicie bez odniesienia do czasu. Było prawdziwie akaliko,
bezczasowym. Te samo uczucie kontynuowało się przy wszystkich
czterech pozycjach ciała. W końcu spytałem się siebie: „Co to
jest?” i przyszła odpowiedź: „Sposób zachowania umysłu”.
Jest to takie samo w sobie. Kiedy jest szczęście, po prostu
bierzemy to jako szczęście … to prosta sprawa szczęścia. Kiedy
jest spokój, po prostu bierzemy to jako spokój … prosto wglądamy
się wciąż w nasze szczęście i spokój … nieprzerwanie”.
W końcu wieczorem dziesiątego
września nastąpiła zmiana w coś nowego czego do tej pory Luang
Por nie doświadczał. Pojawiło się uczucie zmęczenia, frustracji,
i wyczerpania. Niezależnie czy siedział czy chodził, czuł się
śpiący. Nawet po tym jak wstał po odpoczynku, zmęczenie
pozostawało. W każdej postawie czuł się wyczerpany. Doszło do
tego, że zasnął podczas chodzonej medytacji i wpadł w ciernie.
Cała jego twarz została podrapana i poraniona. Pomyślałem, że
teraz przynajmniej odejdzie senność, ale zmęczenie pozostawało
takie jak przedtem. Wytrzymał to, mówiąc sobie, że jest rzeczą
naturalną mierzyć się z przeszkodami w praktyce i każdy w jakimś
stopniu musi przez to przejść. Z tą refleksją w umyśle
zrozumiał, że musi wejrzeć w to uprzednio nieobecne zmęczenie. W
końcu, jako coś powstałego, jest to również nietrwałe. Używając
tego wglądu spróbował utrzymać bycie przytomnym senności. O
jedenastej Luang Por doświadczył nowej zmiany, to jest wielki
spokój i szczęście wróciły do umysłu. Przy wszystkich czterech
postawach obecna była jasność i zadowolenie. Samo tylko bycie było
przyjemne. Nic nie mogło nawiedzić i zakłócić spokoju umysłu i
Zewnętrzne obiekty po prostu nie były w stanie dosięgnąć umysłu.
Podczas wykonywania prac i śpiewów z innymi mnichami, chociaż był
razem z innymi, czuł się tak jakby był sam. Nie był
zainteresowany o czym mówią czy co śpiewają. Nie potrafił zbyt
wiele rozmyślać nad tym co się dzieje, i kiedy skończyły się
śpiewy, po prostu wrócił do swojej chatki. Następny dzień minął
z towarzyszącymi mu szczęściem i spokojem kontynuującymi się jak
gdyby były normalnymi i zwykłymi doświadczeniami. Z nieustającą
uważnością Luang por kontynuował wglądanie się w umysł i jego
obiekty. Kiedy nadszedł wieczór dwudziestego, zaczął zadawać
sobie pytanie: „Dlaczego właściwie praktykujemy ... Na co ta cała
praktyka?” I pojawiła się odpowiedź:
„Praktykujemy w celu
praktykowania. Dokądkolwiek to zaprowadzi, nie ma to znaczenia.
Naszym obowiązkiem jest praktykować, i tak praktykujemy i próbujemy
utrzymać uważność i przytomność. W każdym momencie stale się
uczymy. Cokolwiek robimy, staramy się być uważni i przytomni.
Kiedykolwiek chodzimy tam i z powrotem, utrzymujemy wszystko w stanie
doskonałej równowagi. W końcu poczułem, że mam dość chodzonej
medytacji na dziś, ponieważ stałem się zupełnie zmęczony i moje
stopy bardzo mnie bolały. Czułem jakby kości moich stóp
przebijały się przez skórę, gdy bez odpoczynku chodziłem przez
cały dzień i noc. To normalne doświadczać bolesnych odczuć
cielesnych gdy nadużywamy jednej z postaw ciała. Ale to także
normalne, że te uczucia ulegają zmianie, i tak, pomyślałem, że
rzeczywiście wystarczy już chodzonej medytacji na dziś. Poszedłem
do mojej chatki, i usiadłem twarzą na wschód (w tym samym kierunku
co chatka Luang Pu Chah). Pomyślałem o swoim nauczycielu i
rozpocząłem medytację”.
Medytacja była bardzo spokojna i ta sama refleksja pojawiła się w
umyśle Luang Por:
„Nie
praktykujemy po coś, praktykujemy w celu praktyki”. Trzymając
tą naukę w umyśle, kontynuowałem medytację. Normalnie
siedziałbym do około 10 czy jedenastej w nocy ale tego razu
siedziałem około ośmiu godzin bez poruszania się czy najmniejszej
zmiany pozycji. Wraz z doświadczeniem spokoju, umysł się zmienił.
Uczucie pokoju przepełniało całe ciało tak jakby coś je
pochwyciło. Odczuwało się chłód, chłód przenikający całe
ciało … tak bardzo chłodne … doświadczenie lekkości i swobody
całego ciała. Chłód, spokój, cisza, niewzruszoność. Brak
doświadczenia myśli, bez wiedzy gdzie one znikły. Wszystko
milczące, kompletne. Odczuwało się totalną ciszę. Jedyne co
pozostało w doświadczeniu to zupełny spokój i cisza. Ciało było
spokojne, chłodne i lekkie. To doświadczenie kontynuowało się
przez cały rok, nie tylko dzień lub dwa. Faktycznie, kontynuowało
się niezmienione przez wiele lat. Jest tu stan chłodu, jakby w
mózgu, czy to siedząc czy leżąc, chłód w każdej pozycji.
Wszystkie zmartwienia, troski czy podobne temu myśli z myślącego
umysłu są totalnie nieobecne. Myślenie w tym lub tamtym kierunku
zniknęło. Wszystko ciche, jak w lesie gdzie nie ma najmniejszego
dźwięku śpiewającego ptaka. Prawdziwa cisza. Nie wieje żaden
wiatr. Tylko pełen spokój. Czuje się jakby nie było sankhar, brak
różnicującego umysłu. Wszelkie cierpienie powstające z kilesami,
uprzednio mnie męczące, kilesy związane z płcią przeciwną i
wszelki rodzaj ambicji uprzednio posiadanych, nie wiem gdzie
zniknęły. Widząc kogoś, miałem uczucie widzenia tego jako
absolutnie normalne. Widziana osoba jest po prostu osobą: tylko
tyle. Żadnych pięknych osób, ani brzydkich osób – ludzie po
prostu są na sposób jaki są. Taki oto rodzaj spokoju i uspokojenia
powstał. Nie wiem czym to jest, ale również nie dbam o to, zawsze
wiedząc, że jest to takie samo z siebie w dokładnie taki sposób.
Jest to takie przez spokój i uspokojenie. Nie ma nic o co trzeba by
się było troszczyć, na tyle na ile różne rzeczy istnieją. Co
się tyczy dukkha, nie wiem czym dukkha jest. Co się tyczy lenistwa,
nie wiem czym jest lenistwo. Pytając się o lenistwo, nie znajduję
żadnego. Pytając się o cierpienie, nie ma żadnego. Uczucia w mym
sercu były dokładnie takie. Próbowałem sobie przypomnieć, co
nazywa się dukkhą. Co to jest? Naprawdę nie wiem. Wiem tylko jakie
jest tego znaczenie w terminach konwencjonalnego języka, ponieważ
dukkha jest tylko czymś stworzonym przez zwykle konwencje. Kiedy
umysł jest wolny od dukkha, nie istnieją w umyśle jakiekolwiek
konwencje. I doświadczenie tego uczucia trwało odtąd cały czas,
nie było w tym żadnej zmiany aż do obecnego dnia. Ten sam stan
ciągle trwa, jest stabilny, i kontynuuje się bez zmian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.