Czterdzieści cztery lata temu wieczór wigilijny w domku w Leany-falu. Bez elektryczności, bez ogrzewania, bez niczego. Przez całą noc ostrzał artyleryjski, wybuchy bomb, na przeciwległym brzegu Dunaju sowiecka armia walczyła już na obrzeżach Ujpestu. Naziści opuścili właśnie wieś, Rosjanie zaś zaczęli wchodzić. Wówczas myślałem, że nie istnieje sytuacja bardziej przerażająca. Po czterdziestu czterech latach ten wieczór wigilijny jest przerażający w inny sposób. Wówczas jakoś wiedziałem, moje gruczoły wiedziały, że można żyć inaczej i że warto przeżyć. Dziś już w to nie wierzę. To, co zdarzyło się w tym czasie: kontynenty, zmiany, „literatura", która potrafi być ciosem i błyskiem, ale tak naprawdę jest głównie wypinaniem się, próżnością, chciwą i nachalną autodemonstracją. Czasem jakaś linijka, słowo zaświeci od środka jak atom.
29 grudnia
Czasem czuję wstyd, że żyję.
Marai,
Dziennik
Tłumacz:
Teresa Worowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.