Mam posiadłości na przedmieściach życia. Mijam nieistniejące miasta mojego Działania pośród drzew i kwiatów fantazji. Do mego zielonego ustronia nie docierają nawet echa moich żywych gestów. Przesypiam swoją pamięć jak niekończące się procesje. Z kielichów swojej medytacji spijam tylko uśmiech słomkowego wina; piję je tylko oczyma – zamykając je – i życie mija jak żagiel w oddali.
Słoneczne dni smakują mi tym, czego nie mam. Niebieskie niebo i białe chmury, drzewo, flet, którego wówczas brakuje – eklogi nieukończone przez drżenie gałęzi… Wszystko to, i niema harfa, którą muskam lekkością moich palców.
Roślinna akademia cisz… twoje imię szumiące jak maki… stawy… mój powrót… obłąkany ksiądz, który zwariował podczas odprawiania mszy… Te wspomnienia pochodzą z moich marzeń. Mam otwarte oczy, ale niczego nie widzę… Rzeczy, które widzę, nie znajdują się tutaj…
Fernando Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.