sobota, 28 maja 2016

Człowiek jako twórca swego świata


Droga środkowa pomiędzy realizmem a idealizmem to odrzucenie materializmu i zachowanie materii, innymi słowy świat naukowców, spekulacje na temat świata, są abstrakcją wyprowadzoną z bezpośredniego doświadczenia, gdzie rzeczy jeżeli są, są zawsze na zasadzie bycia poznawanymi przez konkretną świadomość. O ile tego świadomego obserwatora można wziąć w nawias i zapomnieć o nim w pewnych dziedzinach nauki, gdy badamy naturę doświadczenia, musimy powrócić do korzeni, gdzie obserwator wraz z obserwowanym polem stanowią jedną nierozłączną całość.

W terminach opisujących to podstawowe doświadczenie, możemy mówić o relacji „ja i świat” co w języku Pali brzmi: atta ca loko ca.

(Świat, musimy to zrozumieć, jest determinowany jako taki w odniesieniu do „ja”, bo jest esencjonalnie tym co należy do „ja” będąc tym w czym „ja” jest usytuowane i implikowane). Mój świat jak zauważa Heidegger, jest światem moich zajęć i trosk, inaczej mówiąc zorganizowaną perspektywą wszystkich rzeczy mających dla mnie znaczenie i mnie oznaczających. Kolekcja niezależnych publicznych faktów produkowana przez naukową metodę jest zupełnie niezdolna do utworzenia świata, gdyż brakuje jej jakiejkolwiek osobistej determinacji, której eliminacja, w rzeczy samej jest zadaniem nauki. Nanavira Thera

W tym sensie całkiem śmiało możemy mówić iż każdy puthujjana żyje w swoim własnym świecie a inni ludzie mogą w nim przebywać tylko na zasadzie części składowych tego świata.

I tak świat wierzącego w Boga, ufającego Jezusowi, iż koniecznym jest życie moralne, gdyż inaczej, kłamiąc i oszukując człowieka spotka płacz i zgrzytanie zębów, a świat ateisty, to dwa różne światy. Nie znaczy to, że ateista jest skazany na bycie człowiekiem niemoralnym, a tylko to, że musi swą moralność budować na innym fundamencie niż wiara w Boga.

Jakiekolwiek są nasze idee na temat życia, świadomego istnienia, celu ludzkiej egzystencji, nie wpływa to na podstawowy fakt, iż rzeczy są takie jakie są. A jakie są? No właśnie … tu każdy podaje swoje własne odpowiedzi, odpowiednio opisując i tworząc swój mentalny świat. Ten świat może być zupełnie odmienny od rzeczy takich jakimi są, może też być w znacznej mierze zbliżony do stanu faktycznego.

Praktyka duchowa, praca nad umysłem, polega na ciągłej i stałej egzaminacji naszych własnych idei na temat rzeczywistości i eliminacji błędnych przekonań, tak że nasza wizja rzeczywistości w coraz większym stopniu będzie odpowiadać Prawdzie.

Niestety nie wszystko jest takie proste, a to dlatego, że fundamentalną dążnością czujących istot nie jest poznanie prawdy ale poczucie bezpieczeństwa i przyjemności, a jak wiemy, prawda nie tylko bywa nieprzyjemna, czasami jest wręcz obraźliwa. Oczywiście tylko na pewnym poziomie, w rzeczy samej nie ma nic przyjemniejszego niż poznanie Prawdy, tyle że tkwiący w złudzeniach, które zapewniają mu zwodnicze i fałszywe poczucie bezpieczeństwa i przyjemności, siłą rzeczy musi postrzegać Prawdę jako nieprzyjemną i bolesną, przynajmniej dopóki dopóty czerpie przyjemność z bycia ignorantem i nie widzi, że stoi na przegranej pozycji która nieuniknienie musi skończyć się bólem.

I tak, świat który tworzą wokół siebie ludzie daje im poczucie bezpieczeństwa i zamyka odwieczną dialektykę. Dialektyka wskazuje na ignorancję, zadając pytania pokazuję, że nie wiem. Oczywiście stopniowe zdobywanie wiedzy jest przyjemne, niemniej na bardziej generalnym poziomie, świadomość tego, że się nie wie, że się jest ignorantem, jest bolesna. Ale oto zamykamy dialektykę i determinujemy nasz świat. Poprzez proces samoszukiwania, zapominamy, że wierzymy, że nasza wizja rzeczywistości jest tylko naszą teorią, i zaczynamy „wiedzieć”. No i mamy spokój. Niestety nasz świat może zostać zaatakowany od zewnątrz, może nastąpić kolizja światów, z kimś kto swój świat zdeterminował zupełnie inaczej.

Pewien poeta napisał tekst o obozach koncentracyjnych, jak to żydzi byli w nich mordowani. Napisałem pod tekstem komentarz, z typowymi zastrzeżeniami tak zwanych rewizjonistów. Merytoryczny i wyważony. Ale nie doczekałem się dyskusji, i mój komentarz został szybko usunięty. Dlaczego? Otóż nie mając rzetelnych kontrargumentów, poeta zareagował całkiem naturalnie, używając zwykłej siły i usuwając mnie ze swojego świata. Problem tkwi w tym, że świat jest korelatem „ja” i wszelkie informacje mogące podważyć jego stabilność, są odbierane jako bezpośredni atak na „ja”, na mnie i to co moje; a posiadłości to nie tylko rzeczy materialne, to także poglądy. I dopóki poszukujemy, jesteśmy otwarci. Możemy powiedzieć: wydaje mi się, ale nie jestem pewien… co o tym sądzisz? W takim wypadku jeszcze dążymy do poznania. Ale gdy raz uznamy nasz pogląd za właściwy i odpowiadający rzeczywistości, już tak łatwo z niego nie zrezygnujemy. Oczywiście, gdy to „nasz” nauczyciel powie nam, że się mylimy, jest dużo większa szansa, że go posłuchamy, w końcu to „nasz” nauczyciel. Jednak informacje sprzeczne z naszymi ideami, pochodzące z nieznanego czy obcego źródła, przeważnie interpretowane są jako zagrożenie.

Ładnie opisuje to psycholog:

Kiedy już informacje sprzeczne z naszymi ulubionymi hipotezami nadejdą, nie znaczy to, że już nic nie można poradzić. Każdą informację można przecież zakwestionować, szczególnie wskazując na niewiarygodność jej źródła (i podejrzany charakter intencji nadawcy). Ogólnie rzecz biorąc, ludzie stawiają znacznie wyższe wymagania informacjom zaprzeczającym ich ulubionym hipotezom niż danym, które je potwierdzają. Dobrze znanym przejawem tego zjawiska jest los badań naukowych wykazujących fałszywość teorii powszechnie przyjmowanej w jakiejś dziedzinie. Obrońcy teorii zwykle starają się wykazać metodologiczne błędy i niedociągnięcia badania falsyfikującego teorię, każąc mu spełniać wymogi tak rygorystyczne, że gdyby podobne stawiali badaniom potwierdzającym ich teorię, łacno mogłoby się okazać, że te ostatnie są również bezwartościowe. Kiedy człowiekowi nie udaje się uchylić od informacji sprzecznej z własną hipotezą ani podważyć jej wiarygodności, pozostaje mu jeszcze jeden sposób: po prostu o niej zapomnieć. Jeżeli przepytać kibiców dwóch rywalizujących drużyn, co zapamiętali z niedawnego meczu, to okazuje się z reguły, że zapamiętali oni znacznie mniej fauli drużyny „własnej" niż przeciwnika. Oczywiście, reguła ta dotyczy nie tylko kibiców i wspomnień o meczach.

Ogólnie rzecz biorąc, los informacji sprzecznych z hipotezą przypomina więc los dzieł literackich, tak jak go widział Stanisław Lem, kiedy sformułował swoje trzy zasady czytelnictwa. Pozwolę sobie przypomnieć te zasady: pierwsza – nikt niczego nie czyta; zasada druga - jeżeli nawet czyta, to nie rozumie; zasada trzecia - jeżeli nawet rozumie, to i tak zapomina.

Bogdan Wojciszke
Dane i pseudodane w procesie spostrzegania ludzi

Widzimy zatem, że zdobywanie wiedzy tak aby nasze idee coraz bardziej zbliżały się do rzeczywistości, napotyka na poważną trudność, na drodze do poznania staje nasza własna tendencja do chwytania się teorii i poglądów, które choć bazują na złudzeniu, zapewniają (fałszywe) poczucie bezpieczeństwa. Z pierwotnego chaosu informacyjnego docierającego do nas przez zmysły, tworzy się świat zrozumiały a więc bezpieczny, albo przynajmniej oswojony i przyjemny. Oczywiście sam świat możemy odbierać jako miejsce nie do końca przyjemne, tu mówię o przyjemności, jaką daje poczucie tego, że się wie i rozumie o co chodzi w życiu, nawet jeżeli to poczucie daje nam nieprzyjemna idea, że świat to złe miejcie, gdzie dominuje przemoc i zjadanie słabszych przez silniejszych.

Czym zatem jest przebudzenie czy też oświecenie? Na podstawie tego co tu napisaliśmy, możemy powiedzieć, że gdy stopniowo uda nam się wyeliminować większość błędnych idei na temat rzeczywistości i jeżeli ta praca poprzez pozbywanie się złudzeń jest wsparta moralnością i medytacją, w pewnym momencie następuje nagły przeskok, i nasze idee na temat rzeczywistości, z poglądu, czy teorii przekształcają się w bezpośrednie doświadczenie.

Jak zatem wygląda świat oczami widzącego cztery szlachetne prawdy? Odpowiedź wydaje się taka, iż tak długo, jak długo akceptujemy bezkrytycznie relację „ja i świat” nie możemy poznać rzeczy takimi jakimi są, gdyż tam gdzie jest świat, jest też zamieszkujące go „ja”, a to właśnie istnienie „ja” Budda postawił pod znakiem zapytania.

Jeżeli przyjrzymy się temu bliżej, bez wątpienia mamy dualizm w doświadczeniu, mianowicie ciało, z jego organami zmysłowymi – ciało samo jako organ dotyku – z otaczającą je materią, poznawaną przez zmysły. W tym sensie możemy mówić o relacji „ciało i świat”. Jest ciało i zewnętrzna w stosunku do niego rzeczywistość. Gdy jednak przypomnimy sobie o wziętej przez naukowców w nawias świadomości, samo ciało staje się jednym z wielu obiektów świadomości, i jeżeli nie chcemy zrezygnować z terminologi zewnętrzne / wewnętrzne, bardziej właściwym staje się mówienie o tym, że zarówno czas i przestrzeń są czymś wewnętrznym, są w nas, czymkolwiek, my jako świadomość jesteśmy.

Dlatego też, fundamentalna praktyka w Nauce Buddy, to widzenie wszystkich rzeczy tak: „to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”. Oczywiście, ciało jest tam, w świecie. Urodziło się i umrze. Ale nasze królestwo jest nie z tego świata. Jeżeli kogoś drażni terminologia chrześcijańska, może się ograniczyć do technicznego stwierdzenia, że obserwator nie pojawia się w obserwowanym polu inaczej niż przez samo-identyfikację z organem percepcyjnym świadomości, to znaczy z ciałem, które samo jest częścią obserwowanego pola.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.