niedziela, 22 maja 2016

Można być posłusznym prawom, pragnąc, by się zmieniły, tak jak można walczyć na wojnie, pragnąc pokoju


Troska o siebie nie wyklucza więc troski o państwo. W sposób całkiem wyraźny Sokrates głosi, w Obronie i w Kritonie, jako swój obowiązek, jako coś, czemu powinien poświęcić wszystko, z życiem włącznie, posłuszeństwo prawom państwowym, upersonifikowanym Prawom, które w Kritonie zachęcają Sokratesa, by nie dał się zwieść pokusie ucieczki z więzienia gdzieś daleko od Aten, uświadamiając mu, że jego ocalenie będzie czymś egoistycznym, niesprawiedliwością w stosunku do Miasta. Ale taka postawa to nie konformizm. Ksenofont wkłada w usta Sokratesa twierdzenie, że można „być posłusznym prawom, pragnąc, by się zmieniły, tak jak można walczyć na wojnie, pragnąc pokoju”.

Merleau-Ponty słusznie podkreśla: „Sokrates słucha w sposób, który jest sposobem sprzeciwu”, podporządkowuje się prawom, by dowieść prawdy swej postawy filozoficznej i absolutnej wartości intencji moralnej. Nie można więc powtórzyć za Heglem: „Sokrates ucieka w siebie, żeby tam szukać sprawiedliwości i dobra”, lecz raczej za Merleau- -Pontym powiedzieć: „sądził, że nie można być sprawiedliwym samemu, że będąc samemu, przestaje się nim być”.

Przeto troska o siebie okazuje się nieodłączna od troski o państwo i o innych. Widać to na przykładzie samego Sokratesa, którego całą rację życia stanowi zajmowanie się innymi. Jest w nim coś misjonarskiego i ludowego zarazem; cechy te dadzą się zresztą odnaleźć w niektórych filozofiach okresu hellenistycznego.
Zarówno bogatemu, jak i ubogiemu pozwalam, żeby mi pytania stawiał [...] Że ja jestem właśnie taki i że mnie bóg dał m miastu, to może i stąd zmiarkujecie; przecież to nie jest zwyczajna ludzka rzecz, że ja o swoje sprawy zgoła nie dbam [...] i to już od tylu lat, a ciągle jestem waszym dobrem zajęty [...] i każdego namawiam, żeby dbał o dzielność.
Czyli że Sokrates jest jednocześnie poza światem i na świecie; ponad ludźmi i rzeczami wskutek swych wymagań moralnych i wynikłego z nich zaangażowania, ale i wśród ludzi i rzeczy, bo prawdziwa filozofia może istnieć tylko w codzienności. Przez całą starożytność Sokrates pozostanie w ten sposób wzorcem filozofa idealnego, którego dzieło filozoficzne nie jest czymś różnym od jego życia i śmierci.
Jak to napisał na początku II w. n.e. Plutarch:
Wielu [...] za filozofów uważa tych, co zagłębieni w fotelach dyskutują i potem zamieszczają te dysputy w książkach. Pomijają zaś tę codzienną i ciągłą działalność, na równi polityczną i filozoficzną, widoczną w czynach i działaniach [...] A przecież nie ustawiał [Sokrates] ławek dla uczniów, ani nie zasiadał w fotelu, nie pilnował też wyznaczonej pory na dyskusje czy przechadzki ze swoimi uczniami. On filozofował żartując, kiedy popadło, pijąc, wojując, chodząc z niektórymi na rynek, a w końcu wtedy, gdy wtrącony do więzienia pił truciznę. On pierwszym udowodnił, że życie w każdej chwili, części, uczuciu i działaniu, jednym słowem we wszystkim, może być wyrazem filozofii.
*Plutarch, Czy w starszym wieku warto zajmować się polityką , 3 26, 796 d [przeł. A. Twardecki, w: Cyceron, Plutarch, Pochwała starości , Warszawa 1996].

P. Hadot, Czym jest filozofia starożytna
Przełożył Piotr Domański

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.