wtorek, 31 maja 2016

Karmel nie jest jeszcze niebem, ale nie jest już ziemią


M. Teresa de Rostang, przyjaciółka z czasów dzieciństwa, rozmyślając później o czternastoletniej Elżbiecie, powiedziała: „Zawsze miałam wrażenie, że była wybrana. Wykazywała dojrzałość przewyższającą swój wiek o co najmniej dziesięć lat" (S368).

  Powinniśmy stale o tym pamiętać, gdy będziemy pochylać się nad jej krótkim życiem (Elżbieta umarła w wieku dwudziestu sześciu lat) i będziemy odnosić wrażenie, że jego najważniejsze fazy zawsze przebiegały przedwcześnie.
  W tym miejscu możemy pójść jedynie w dwóch kierunkach: zwykła banalna interpretacja odszukana w tanim podręczniku do psychologii, albo zadziwienie wobec tajemnicy.

  Nawet sama matka Elżbiety, mimo że była osobą bardzo religijną, nie zdołała od razu zrozumieć i przyjąć Boskiego działania, które przenikało życie jej córeczki.

  Co więcej, wielu współczesnych odczuje zakłopotanie wobec istoty, która wydaje się „przeznaczona" do Karmelu prawie od urodzenia, przeznaczona na to, aby „pogrzebać się za kratami", jak mówiła sama Elżbieta, z własnego doświadczenia przyzwyczajona, że cel, który wydawał się jej upragniony, u innych budził przerażenie.

  Tak pisała do swojej przyjaciółki, kilka dni przed zamknięciem się na zawsze w klasztorze:

„Liczę na twoje dobre odwiedziny. Mam nadzieję, że nie przestraszysz się krat, jak przestraszyła się pewna przyjaciółka mojej mamy, która przyjechała pożegnać się ze mną. Prosiła mnie, abym ją zaprowadziła, żeby mogła zobaczyć się z matką przeoryszą. Kiedy znalazła się oko w oko z kratami, doznała jakiegoś strasznego wstrząsu. Zrobiło mi się bardzo przykro, widząc ją w takim stanie!" (L 64).

  Przyjaciółka mamy współczuła zatem Elżbiecie, która ze swej strony współczuła przyjaciółce, choć obie patrzyły na tę samą kratę.
  Kilka lat później, już jako karmelitanka, podpowiadała w podobnej sytuacji:
„Powiedz jej, że kraty Karmelu, które tale ją zmroziły i wydały się tak posępne, mnie wydają się pozłacane" (L 110).

  Lecz przestrach zewnętrznych obserwatorów z pewnością powiększyłby się o kolejną trudność psychologiczną, gdyby dane im było poznać wszystkie pragnienia i myśli Elżbiety, te, których zresztą nie mogła wyjawić nikomu, oprócz zaprzyjaźnionego kapłana, ojca jej duszy, o którym już wspominaliśmy:
„Gdyby ksiądz wiedział, jaką nieraz odczuwam tęsknotę za niebem! Tak bardzo chciałabym ulecieć tam w górę, blisko Niego. Byłabym tak bardzo szczęśliwa, gdyby mnie zabrał nawet jeszcze przed wstąpieniem do Karmelu, albowiem Karmel niebieski jest o wiele lepszy, a ja mimo wszystko byłabym karmelitanką w raju" (L55).

  Jako dwudziestojednoletnia dziewczyna Elżbieta wybierała klasztor tylko dlatego, że była zmuszona oczekiwać na „coś wspanialszego ", zadowalając się pewnego rodzaju „drogą pośrednią": „Ach, widzicie, Karmel nie jest jeszcze niebem, ale nie jest już ziemią. Jakże Pan Bóg jest dobry, że mnie umieścił tutaj" (L 91).

  Powtórzmy zatem: podobne zapewnienia albo staną się przyczyną naszego psychologicznego dyskomfortu, jeśli uznamy takie zachowania za zgoła chore, albo obudzą subtelne, święte zdziwienie. Wiele zależeć będzie od tego, na ile uświadomimy sobie, że obcujemy z osobą doskonale zrównoważoną i zaskakująco dojrzałą, otwartą na Boże działanie, które, niczym w objęciach, przyciąga ją i skłania ku sobie, także wtedy, gdy tym mistycznym uniesieniom towarzyszyć będą chwile oczyszczenia, przyczyniające się do osadzenia ich całkowicie w ziemskiej rzeczywistości, we wspólnym, pokornym, bolesnym doświadczeniu człowieczeństwa.



Za: Antonio Maria Sicari OCD, Elżbieta od Trójcy Świętej. Życie teologiczne, przekład Aleksandra Bałucka-Grimaldi, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.