"Tu
w sali Bordona mam najlepsze warunki do medytacji, a gdybym miał
kiedyś ochotę poczytać sobie tu na ławce, na przykład mojego
ulubionego Montaigne'a lub mojego jeszcze bardziej ulubionego
Pascala, czy też mojego jeszcze bardziej ulubionego Voltaire'a, jak
pan widzi, moi ulubieni autorzy to sami Francuzi, ani jednego Niemca,
mogę to tutaj uczynić z największą przyjemnością i największym
pożytkiem. Sala Bordona to zarówno moja czytelnia, jak i myślarnia.
A kiedy mam ochotę na łyk wody, Irrsigler przynosi mi szklankę
wody, nie muszę nawet wstawać. Czasami ludzie są zdumieni, widząc,
że tak tu sobie siedzę na ławce i czytam Voltaire'a, pijąc ze
szklanki czystą wodę, dziwią się, potrząsają głową i
przechodzą dalej, tak jakby brali mnie za obłąkanego ze specjalnym
państwowym zezwoleniem na błazeńską wolność. Już od lat nie
przeczytałem w domu ani jednej książki, natomiast tu, w sali
Bordona, przeczytałem setki książek, nie znaczy to jednak, że tu,
w sali Bordona, wszystkie te książki przeczytałem kompletnie,
czytam książki na modłę nadzwyczaj utalentowanego kartkującego,
to znaczy jestem kimś, kto woli kartkować niż czytać, kto zatem
dziesiątki, w niektórych okolicznościach i setki stron kartkuje,
nim choć jedną przeczyta; kiedy jednak tę stronę czyta, czyta ją
tak gruntownie jak nikt inny i z największą pasją czytelniczą,
jaką można sobie wyobrazić. Musi pan wiedzieć, że jestem typem
nie tyle czytającego, co kartkującego, kartkowanie uwielbiam na
równi z czytaniem, w życiu kartkowałem miliony razy więcej, niż
czytałem, a kartkowanie dawało mi tyle radości, co czytanie, i
faktycznie tak samo dodawało mi ducha. W sumie przecież lepiej
przeczytać niechby i trzy strony trzystustronicowej książki, za to
tysiąc razy gruntowniej niż normalny czytelnik, który wszystko
niby przeczyta, ale nawet jednej strony gruntownie, powiedział.
Lepiej przeczytać dwanaście linijek książki z najwyższą
intensywnością, czyli, jak można by powiedzieć, przebić się do
Całości, niż gdybyśmy przeczytali całą książkę jak
normalny czytelnik, który w końcu przeczytaną przez siebie
książkę zna równie powierzchownie, jak lecący samolotem pasażer
krajobraz, nad którym leci samolot. Nie postrzega nawet zarysu
terenu. A dzisiaj wszyscy czytają wszystko w locie, czytają
wszystko, niczego nie znają. Ja, wszedłszy do książki, zaraz się
do niej wprowadzam, proszę sobie wyobrazić, zapieram się rękami i
nogami i siłą trzeba mnie z niej wyrywać, wkraczam na dwie, trzy
strony tekstu filozoficznego, tak jakbym wkraczał na jakiś teren, w
przyrodę, na terytorium państwa, część świata, niech panu
będzie, aby w ową część świata wedrzeć się nie
zaledwie niecałą siłą i niecałym sercem, lecz całkowicie, aby
ją zbadać, a następnie, po zbadaniu jej tak gruntownym, jak to
tylko jest w mojej mocy - móc dojść do konkluzji o Całości.
Thomas
Bernhard, "Dawni mistrzowie: komedia", tłum. M.
Kędzierski, Czytelnik, Warszawa 2005, s. 23-24
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.