sobota, 11 stycznia 2014

Typ nie tyle czytający co kartkujący


"Tu w sali Bordona mam najlepsze warunki do medytacji, a gdybym miał kiedyś ochotę poczytać sobie tu na ławce, na przykład mojego ulubionego Montaigne'a lub mojego jeszcze bardziej ulubionego Pascala, czy też mojego jeszcze bardziej ulubionego Voltaire'a, jak pan widzi, moi ulubieni autorzy to sami Francuzi, ani jednego Niemca, mogę to tutaj uczynić z największą przyjemnością i największym pożytkiem. Sala Bordona to zarówno moja czytelnia, jak i myślarnia. A kiedy mam ochotę na łyk wody, Irrsigler przynosi mi szklankę wody, nie muszę nawet wstawać. Czasami ludzie są zdumieni, widząc, że tak tu sobie siedzę na ławce i czytam Voltaire'a, pijąc ze szklanki czystą wodę, dziwią się, potrząsają głową i przechodzą dalej, tak jakby brali mnie za obłąkanego ze specjalnym państwowym zezwoleniem na błazeńską wolność. Już od lat nie przeczytałem w domu ani jednej książki, natomiast tu, w sali Bordona, przeczytałem setki książek, nie znaczy to jednak, że tu, w sali Bordona, wszystkie te książki przeczytałem kompletnie, czytam książki na modłę nadzwyczaj utalentowanego kartkującego, to znaczy jestem kimś, kto woli kartkować niż czytać, kto zatem dziesiątki, w niektórych okolicznościach i setki stron kartkuje, nim choć jedną przeczyta; kiedy jednak tę stronę czyta, czyta ją tak gruntownie jak nikt inny i z największą pasją czytelniczą, jaką można sobie wyobrazić. Musi pan wiedzieć, że jestem typem nie tyle czytającego, co kartkującego, kartkowanie uwielbiam na równi z czytaniem, w życiu kartkowałem miliony razy więcej, niż czytałem, a kartkowanie dawało mi tyle radości, co czytanie, i faktycznie tak samo dodawało mi ducha. W sumie przecież lepiej przeczytać niechby i trzy strony trzystustronicowej książki, za to tysiąc razy gruntowniej niż normalny czytelnik, który wszystko niby przeczyta, ale nawet jednej strony gruntownie, powiedział. Lepiej przeczytać dwanaście linijek książki z najwyższą intensywnością, czyli, jak można by powiedzieć, przebić się do Całości, niż gdybyśmy przeczytali całą książkę jak normalny czytelnik, który w końcu przeczytaną przez siebie książkę zna równie powierzchownie, jak lecący samolotem pasażer krajobraz, nad którym leci samolot. Nie postrzega nawet zarysu terenu. A dzisiaj wszyscy czytają wszystko w locie, czytają wszystko, niczego nie znają. Ja, wszedłszy do książki, zaraz się do niej wprowadzam, proszę sobie wyobrazić, zapieram się rękami i nogami i siłą trzeba mnie z niej wyrywać, wkraczam na dwie, trzy strony tekstu filozoficznego, tak jakbym wkraczał na jakiś teren, w przyrodę, na terytorium państwa, część świata, niech panu będzie, aby w ową część świata wedrzeć się nie zaledwie niecałą siłą i niecałym sercem, lecz całkowicie, aby ją zbadać, a następnie, po zbadaniu jej tak gruntownym, jak to tylko jest w mojej mocy - móc dojść do konkluzji o Całości.

Thomas Bernhard, "Dawni mistrzowie: komedia", tłum. M. Kędzierski, Czytelnik, Warszawa 2005, s. 23-24


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.