Rzymianie mówią, że na cnoty, jakich
Krassus miał wiele, cień rzuca ta jedna wada — pożądanie
bogactwa. Okazało się jednak, że ta jedna przez to, że przybrała
największe rozmiary, przysłania inne wady. Największe oznaki jego
pożądania bogactwa to sposób nabywania majętności i jej
rozmiary. Pierwotnie miał nie więcej niż trzysta talentów. A
potem, w czasie konsulatu, złożył Herkulesowi ofiarę z dziesiątej
części i z tej okazji ugościł ucztą lud rzymski i na trzy
miesiące dał każdemu z Rzymian zboża z własnych zapasów, i mimo
to, gdy przed wyprawą na Partów sam sobie obliczył stan
posiadania, osiągnął w wyniku siedem tysięcy sto talentów.
Przeważającą część tego mienia — jeśli ma się powiedzieć
prawdę hańbiącą — z ognia i miecza zgromadził, publiczne
nieszczęścia wyzyskując ku swej ogromnej korzyści. Bo kiedy Sulla
zdobył miasto i mienie swych ofiar sprzedawał, wszystko to uważając
za łupy wojenne i tak je określając, i chcąc jak najwięcej i
najmożniejszych ludzi wplątać w rozlew krwi, Krassus nie odmawiał
sobie ani przejmowania, ani kupowania tego mienia.
*
Niezależnie od tego był Krassus i dla
obcych szczodry. Dom jego stał otworem dla każdego. Przyjaciołom
pożyczał pieniędzy bez procentów. Ale zwrotu żądał
zdecydowanie, jak tylko termin minął, tak że ta bezprocentowość
w wielu przypadkach była dla zwlekających ze zwrotem uciążliwsza,
niżby były same procenty. Na przyjęcia zapraszano przeważnie
zwykłych gości z ludu, a prostota, schludność i uprzejmość były
im milsze niż kosztowna wystawność. W wykształceniu ćwiczył się
najwięcej w sztuce słowa, w retoryce, mającej zastosowanie w
wystąpieniach publicznych. Był też wybitnym mówcą, jednym z
najlepszych w Rzymie. Starannością i pracowitością przewyższał
nawet z natury bardzo uzdolnionych. Mówią, że nie było sprawy tak
małej i prostej, by występował w niej bez przygotowania. Nieraz
nawet Pompejusz, Cezar, nawet Cyceron ociągali się z wystąpieniem
w roli obrońców, a on się podejmował obrony. Dlatego bardziej się
podobał, jako troskliwy i chętnie przychodzący z pomocą.
Sympatią cieszył się także dzięki
ludzkiej i miłej ludowi życzliwości w sprawach sądowych i
publicznych. Nikogo ze spotykanych ludzi, choćby niewykształconych
i biedaków, którzy go pozdrawiali, nie minął, by go nie zagadnąć
po imieniu.
Mówią też, że był biegły w
historii, a częściowo także w filozofii. Tu przyłączał się do
nauki Arystotelesa, w której nauczycielem był mu jakiś
Aleksander*; ktoś, kto dzięki obcowaniu z Krassusem dawał wielkie
dowody swej skromności i uprzejmości. I niełatwo by powiedzieć,
czy uboższy był przed znajomością z Krassusem, czy przy nim takim
się stał. On jeden z przyjaciół towarzyszył mu stale w
podróżach. Na drogę dostawał wtedy dekę do okrycia, którą po
powrocie oddawał.
*Aleksander — perypatetyk, uznający
bogactwo za wartość pozytywną.
towarzyszył mu stale w podróżach. Na
drogę dostawał wtedy dekę do okrycia,
którą po powrocie oddawał.
Plutarch, Żywoty
sławnych mężów
tłumaczenie:
Mieczysław Brożek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.