niedziela, 26 stycznia 2014

Śmierć słowa


Prawdę mówiąc, fascynuje mnie to, że śmierć słowa nigdy nie jest taka nagła, jak śmierć żywej istoty. To wolna agonia, bez rzeczywistego początku i końca. Słowa nie umierają same: ktoś musi je uśmiercić. To działanie leksykografa, który bierze na siebie odpowiedzialność wpisania za słowem w nawiasach: 'przestarzałe'.
Rozumiem dobrze, że nie da się dzisiaj pisać tak, jak w siedemnastym wieku, podobnie jak trudno sobie wyobrazić podróżowanie karetą. To, co mnie naprawdę interesuje, to właśnie wyobcowanie przestarzałego słowa w kontekście, który nie jest mu właściwy. Wpadam w stan podniecenia, a nawet rozkoszy, czując się odpowiedzialny za jego reintegrację. Taka operacja to także uchylenie w pewien sposób pojęcia czasu w tekście. Tak dzieje się z pojęciem vocable (wyraz), które od czasów Mallarmégo nie było praktycznie używane przez pisarzy – używali go jedynie lingwiści. Przez fakt uzyskania nowego otoczenia to słowo, jak sądzę, nabrało w moich książkach nieoczekiwanego zabarwienia, wykraczając poza swój sens etymologiczny i ocierając się często o neologizm.

Edmond Jabès, Z pustyni do Księgi: Rozmowy z Marcelem Cohenem, tłum. A. Wodnicki, Austeria, Kraków 2005, s. 74-76.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.