Prawdę
mówiąc, fascynuje mnie to, że śmierć słowa nigdy nie jest taka
nagła, jak śmierć żywej istoty. To wolna agonia, bez
rzeczywistego początku i końca. Słowa nie umierają same: ktoś
musi je uśmiercić. To działanie leksykografa, który bierze na
siebie odpowiedzialność wpisania za słowem w nawiasach:
'przestarzałe'.
Rozumiem
dobrze, że nie da się dzisiaj pisać tak, jak w siedemnastym wieku,
podobnie jak trudno sobie wyobrazić podróżowanie karetą. To, co
mnie naprawdę interesuje, to właśnie wyobcowanie przestarzałego
słowa w kontekście, który nie jest mu właściwy. Wpadam w stan
podniecenia, a nawet rozkoszy, czując się odpowiedzialny za jego
reintegrację. Taka operacja to także uchylenie w pewien sposób
pojęcia czasu w tekście. Tak dzieje się z pojęciem vocable
(wyraz), które od czasów Mallarmégo nie było praktycznie używane
przez pisarzy – używali go jedynie lingwiści. Przez fakt
uzyskania nowego otoczenia to słowo, jak sądzę, nabrało w moich
książkach nieoczekiwanego zabarwienia, wykraczając poza swój sens
etymologiczny i ocierając się często o neologizm.
Edmond
Jabès, Z
pustyni do Księgi: Rozmowy z Marcelem Cohenem,
tłum. A. Wodnicki, Austeria, Kraków 2005, s. 74-76.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.