Pokochanie innej osoby dowodzi zmęczenia samotnością: jest więc tchórzostwem i zdradą wobec samego siebie (jest rzeczą najwyższej wagi, abyśmy nikogo nie kochali). Fernando Pessoa
wtorek, 31 maja 2016
Dhamma oderwania
Zatem mnisi, cokolwiek nie wasze, porzućcie to, kiedy to porzucicie, przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia. A co jest tym co nie jest
wasze? Materialna forma nie jest wasza, porzućcie ją. Kiedy ją
porzucicie przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia. Uczucie jest
nie wasze... Percepcja jest nie wasza ...Determinacje są nie wasze ...
Świadomość jest nie wasza. Porzućcie ją. Kiedy ja porzucicie przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia.
Mnisi, jak myślicie, jeżeli ludzie nieśliby trawę, patyki, gałęzie i liście w tym Gaju Jeta, czy będziecie myśleć 'Ludzie niosą nas czy palą czy robią z nami co im się podoba?'" „Nie czcigodny panie. Dlaczego nie? Ponieważ czcigodny panie ani to nasze ja ani nic co należałoby do naszego ja”. „Tak też mnisi, cokolwiek jest nie wasze, porzućcie to, kiedy to porzucicie przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia. A co jest tym co nie jest wasze? Materialna forma nie jest wasza, porzućcie ją. Kiedy ją porzucicie będzie to na długo na wasze dobro i szczęście. Uczucie jest nie wasze... Percepcja jest nie wasza ...Determinacje są nie wasze ... Świadomość jest nie wasza. Porzućcie ją. Kiedy ja porzucicie przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia. M 22 →
Tu władco bogów, mnich usłyszał, że nie ma nic wartego przywiązania. Kiedy mnich usłyszał, że nie ma nic wartego przywiązania, bezpośrednio wie wszystko, bezpośrednio wiedząc wszystko, całkowicie rozumie wszystko, całkowicie zrozumiawszy wszystko, jakiekolwiek uczucie czuje, czy to przyjemne czy bolesne czy ani-przyjemne-ani-bolesne, trwa kontemplując nietrwałość w tym uczuciu, kontemplując zanik, wstrzymanie, uwalnianie. Kontemplując tak nie trzyma się on niczego w świecie. Kiedy się nie trzyma, jest niezaniepokojony. Gdy niezaniepokojony, osobiście osiąga wygaszenie. Rozumie on: 'Narodziny wyczerpane, święte życie przeżyte, co trzeba było wykonać zostało wykonane, nigdy więcej już tego stanu istnienia'. Pokrótce w ten sposób, władco bogów, ten mnich jest wyzwolony przez zniszczenie pragnienia, jest tym co osiągnął najwyższe bezpieczeństwo od niewoli, najwyższe święte życie, najwyższy cel, ten kto pierwszy wśród ludzi i bogów. M 37 →
Jakiekolwiek są tu rzeczy, czy to determinowane czy niedeterminowane, z nich oderwanie jest uważane za nadrzędne, mianowicie wyciszenie próżności, eliminacja głodu, usunięcie podpory, zniszczenie kołowrotu odrodzin, wyczerpanie pragnienia, oderwanie, wstrzymanie, wygaszenie. Ci którzy mają wiarę w Dhammę oderwania, mają wiarę w nadrzędne, i dla tych z wiarą w nadrzędne, rezultat będzie nadrzędny. Itv 4: 90 →
*
Mnisi, jak myślicie, jeżeli ludzie nieśliby trawę, patyki, gałęzie i liście w tym Gaju Jeta, czy będziecie myśleć 'Ludzie niosą nas czy palą czy robią z nami co im się podoba?'" „Nie czcigodny panie. Dlaczego nie? Ponieważ czcigodny panie ani to nasze ja ani nic co należałoby do naszego ja”. „Tak też mnisi, cokolwiek jest nie wasze, porzućcie to, kiedy to porzucicie przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia. A co jest tym co nie jest wasze? Materialna forma nie jest wasza, porzućcie ją. Kiedy ją porzucicie będzie to na długo na wasze dobro i szczęście. Uczucie jest nie wasze... Percepcja jest nie wasza ...Determinacje są nie wasze ... Świadomość jest nie wasza. Porzućcie ją. Kiedy ja porzucicie przyczyni się to na długo do waszego dobra i szczęścia. M 22 →
*
Tu władco bogów, mnich usłyszał, że nie ma nic wartego przywiązania. Kiedy mnich usłyszał, że nie ma nic wartego przywiązania, bezpośrednio wie wszystko, bezpośrednio wiedząc wszystko, całkowicie rozumie wszystko, całkowicie zrozumiawszy wszystko, jakiekolwiek uczucie czuje, czy to przyjemne czy bolesne czy ani-przyjemne-ani-bolesne, trwa kontemplując nietrwałość w tym uczuciu, kontemplując zanik, wstrzymanie, uwalnianie. Kontemplując tak nie trzyma się on niczego w świecie. Kiedy się nie trzyma, jest niezaniepokojony. Gdy niezaniepokojony, osobiście osiąga wygaszenie. Rozumie on: 'Narodziny wyczerpane, święte życie przeżyte, co trzeba było wykonać zostało wykonane, nigdy więcej już tego stanu istnienia'. Pokrótce w ten sposób, władco bogów, ten mnich jest wyzwolony przez zniszczenie pragnienia, jest tym co osiągnął najwyższe bezpieczeństwo od niewoli, najwyższe święte życie, najwyższy cel, ten kto pierwszy wśród ludzi i bogów. M 37 →
*
Jakiekolwiek są tu rzeczy, czy to determinowane czy niedeterminowane, z nich oderwanie jest uważane za nadrzędne, mianowicie wyciszenie próżności, eliminacja głodu, usunięcie podpory, zniszczenie kołowrotu odrodzin, wyczerpanie pragnienia, oderwanie, wstrzymanie, wygaszenie. Ci którzy mają wiarę w Dhammę oderwania, mają wiarę w nadrzędne, i dla tych z wiarą w nadrzędne, rezultat będzie nadrzędny. Itv 4: 90 →
*
„Czy się radujesz, pustelniku?”
„Co uzyskawszy, przyjacielu?”
„A zatem, pustelniku, żalisz się?”
„Co straciwszy, przyjacielu?”
„Zatem, pustelniku, trwasz
obojętnie?”
„Tak, przyjacielu”. SN 2: 18 →
*
"Czcigodny panie, po
tym jak Zrealizowany udzielił mi tej krótkiej instrukcji, zamierzam
zamieszkać w kraju zwanym Sunaparanta". "Puna, ludzie z Sunaparanta są
srodzy i nieokrzesani. Jeżeli będą cię obrażać i grozić ci, co sobie
wtedy pomyślisz?" "Czcigodny panie jeżeli ludzie z Sunaparanta będą
obrażać mnie i grozić mi, wtedy pomyślę tak: 'Ci ludzie z Sunaparanta są
wspaniali, prawdziwie wspaniali, że nie zadali mi ciosu pięścią', tak
wtedy pomyślę o Zrealizowany, tak wtedy pomyślę o Wzniosły". "Ale Punna,
jeżeli ludzie z Sunaparanta zadają ci cios pięścią co sobie wtedy
pomyślisz?" "Czcigodny panie jeżeli ludzie z Sunaparanta zadają mi cios
pięścią, wtedy pomyślę tak: 'Ci ludzie z Sunaparanta są wspaniali,
prawdziwie wspaniali, że nie zadali mi ciosu grudą ziemi', tak wtedy
pomyślę o Zrealizowany, tak wtedy pomyślę o Wzniosły". "Ale Punna,
jeżeli ludzie z Sunaparanta zadają ci cios grudą ziemi co sobie wtedy
pomyślisz?" "Czcigodny panie jeżeli ludzie z Sunaparanta zadają mi cios
grudą ziemi wtedy pomyślę tak: 'Ci ludzie z Sunaparanta są wspaniali,
prawdziwie wspaniali, że nie zadali mi ciosu kijem', tak wtedy pomyślę o
Zrealizowany, tak wtedy pomyślę o Wzniosły". "Ale Punna, jeżeli ludzie z
Sunaparanta zadają ci cios kijem co sobie wtedy pomyślisz?" "Czcigodny
panie jeżeli ludzie z Sunaparanta zadają mi cios kijem, wtedy pomyślę
tak: 'Ci ludzie z Sunaparanta są wspaniali, prawdziwie wspaniali, że nie
zadali mi ciosu nożem', tak wtedy pomyślę o Zrealizowany, tak wtedy
pomyślę o Wzniosły". "Ale Punna, jeżeli ludzie z Sunaparanta zadają ci
cios nożem co sobie wtedy pomyślisz?" "Czcigodny panie jeżeli ludzie z
Sunaparanta zadają mi cios nożem, wtedy pomyślę tak: 'Ci ludzie z
Sunaparanta są wspaniali, prawdziwie wspaniali, że nie odebrali mi życia
ostrym nożem', tak wtedy pomyślę o Zrealizowany, tak wtedy pomyślę o
Wzniosły". Ale Punna, jeżeli ludzie z Sunaparanta odbiorą ci życie
ostrym nożem co sobie wtedy pomyślisz?" "Czcigodny panie jeżeli ludzie z
Sunaparanta odbiorą mi życie ostrym nożem, wtedy pomyślę tak: 'Byli
uczniowie Zrealizowanego, którzy zawstydzeni i upokorzeni ciałem
sięgnęli po nóż, ale ja znalazłem to bez poszukiwania' tak wtedy pomyślę
o Zrealizowany, tak wtedy pomyślę o Wzniosły". M 145 →
*
Phagguna, nie jest właściwym, byś ty, szlachetnie urodzony, który
kierowany wiarą odszedł z domu w bezdomność, zbytnio spoufalał się z
mniszkami. Zatem jeżeli ktoś w twojej obecności mówi negatywnie o tych
mniszkach, powinieneś zaniechać wszelkiego pragnienia i wszelkich myśli
bazujących na świeckim życiu. Powinieneś się trenować tak: 'Mój umysł
nie będzie się przywiązywał i nie wypowiem złych słów i będę trwać
współczujący dla jego dobra, z przyjaznym umysłem i bez wewnętrznej
nienawiści', tak powinieneś się trenować, Phagguna. Zatem jeżeli ktoś w
twojej obecności zada tym mniszkom cios ręką, cios grudą ziemi, cios
kijem, cios nożem, powinieneś zaniechać wszelkiego pragnienia i
wszelkich myśli bazujących na świeckim życiu. Powinieneś się trenować
tak: 'Mój umysł nie będzie się przywiązywał i nie wypowiem złych słów i
będę trwać współczujący dla jego dobra, z przyjaznym umysłem i bez
wewnętrznej nienawiści', tak powinieneś się trenować. Zatem gdy ktoś
zada ci cios ręką... grudą ziemi...kijem...nożem, powinieneś zaniechać
wszelkiego pragnienia i myśli bazujących na świeckim życiu. I powinieneś
się trenować tak: 'Mój umysł nie będzie się przywiązywał i nie wypowiem
złych słów i będę trwać współczujący dla jego dobra, z przyjaznym
umysłem i bez wewnętrznej nienawiści', tak Phagguna powinieneś się
trenować". M 21 →
*
Zatem gospodarzu powinieneś się trenować tak: 'Nie będę się trzymał
tego świata. Moja świadomość nie będzie bazowała na tym świecie'. Tak
powinieneś się trenować. Zatem gospodarzu powinieneś się trenować tak:
'Nie będę się trzymał świata poza. Moja świadomość nie będzie bazowała
na świecie poza. Tak powinieneś się trenować.
Zatem gospodarzu powinieneś się trenować tak: 'Nie będę się trzymał tego co widziane, słyszane, odczuwane, poznawane, poszukiwane i nawiedzane przez umysł. Moja świadomość nie będzie na tym bazować". M 143→
Zatem gospodarzu powinieneś się trenować tak: 'Nie będę się trzymał tego co widziane, słyszane, odczuwane, poznawane, poszukiwane i nawiedzane przez umysł. Moja świadomość nie będzie na tym bazować". M 143→
*
Kiedy to
zostało powiedziane, czcigodny Ananda powiedział do Zrealizowanego:
„Czcigodny panie, tu mnich praktykuje tak: 'Gdyby tego nie było, to nie
byłoby moje, tego nie będzie i to nie będzie moje. Co istnieje, co
doszło do bycia, to porzucam'. W ten sposób osiąga on równowagę.
Czcigodny panie, czy taki mnich osiąga wygaszenie?” „Pewien mnich tutaj
Anando może osiągnąć wygaszenie i inny mnich tutaj może nie osiągnąć
wygaszenia”. „Jaki jest powód i przyczyna, czcigodny panie, że pewien
mnich tutaj może osiągnąć wygaszenie i inny mnich tutaj może nie
osiągnąć wygaszenia?” „Tu Anando, mnich praktykuje tak: 'Gdyby tego nie
było, to nie byłoby moje, tego nie będzie i to nie będzie moje. Co
istnieje, co doszło do bycia, to porzucam'. W ten sposób osiąga on
równowagę. Rozmiłowuje się w tej równowadze, wita ją i pozostaje
chwytając się jej. Gdy tak robi, jego świadomość staje się zależna od
tego i trzyma się tego. A mnich który podlega utrzymywaniu nie osiąga
wygaszenia”.
„Ale czcigodny panie, kiedy ten mnich
utrzymuje, co utrzymuje?” „Bazę ani-percepcji-ani-nie-percepcji,
Anando”. „Kiedy ten mnich utrzymuje, czcigodny panie, wydaje się, że
utrzymuje on najlepszy (obiekt) utrzymywania”. „Kiedy ten mnich
utrzymuje, utrzymuje on najlepszy obiekt utrzymywania; gdyż to jest
najlepszy obiekt utrzymywania, mianowicie baza
ani-percepcji-ani-nie-percepcji.
Tu Anando, mnich praktykuje
tak: 'Gdyby tego nie było, to nie byłoby moje, tego nie będzie i to nie
będzie moje. Co istnieje, co doszło do bycia, to porzucam'. W ten
sposób osiąga on równowagę. Nie rozmiłowuje się w tej równowadze, nie
wita jej i nie pozostaje chwytając się jej. Gdy tego nie robi, jego
świadomość nie staje się zależna od tego i nie trzyma się tego. A mnich
który nie podlega utrzymywaniu osiąga wygaszenie”.
„To
cudowne, to wspaniale! Zrealizowany rzeczywiście wyjaśnił nam przejście
powodzi w zależności od tego czy innego wspomagania. Ale czcigodny
panie, co jest szlachetnym wyzwoleniem?” „Tu Anando szlachetny uczeń
rozważa tak: 'Zmysłowe przyjemności tutaj i teraz i zmysłowe
przyjemności w życiach co nadejdą zmysłowe percepcje tutaj i teraz i
zmysłowe percepcje w życiach co nadejdą, materialne formy tutaj i teraz i
materialne formy w życiach co nadejdą percepcje materialnych form tutaj
i teraz i percepcje materialnych form w życiach co nadejdą, percepcje
niewzruszonego i percepcje bazy nicości i percepcje bazy
ani-percepcji-ani-nie-percepcji – to jest wszystko osobowość tak daleko
jak osobowość się rozciąga. To jest Nieśmiertelne, mianowicie wyzwolenie
umysłu przez nie utrzymywanie'.
I tak Anando, nauczałem o
drodze prowadzącej do niewzruszonego, nauczałem o drodze prowadzącej do
bazy nicości, nauczałem o drodze prowadzącej do bazy
ani-percepcji-ani-nie-percepcji, nauczałem o przejściu powodzi w
zależności od tego czy innego wspomagania, nauczałem o szlachetnym
wyzwoleniu.
Co może być uczynione przez Mistrza dla swych
uczniów, który pragnie ich dobra i mającego współczucie dla nich, to dla
ciebie uczyniłem Anando. Są korzenie drzew, są puste chaty, medytuj
Anando, nie zwlekaj, inaczej będziesz później żałował. To moje
przesłanie dla ciebie”. M 106 →
*
Mnisi, są tu dwie rzeczy. Jakie dwie?
Kontemplacja gratyfikacji w rzeczach które mogą więzić, i
kontemplacja wyobcowania w rzeczach które mogą więzić. Ten kto
trwa kontemplując gratyfikację w rzeczach które mogą więzić,
nie porzuca pożądania, nienawiści i złudzenia. Nie porzuciwszy
pożądania, nienawiści i złudzenia, nie jest wolny od narodzin, od
starości i śmierci, od żalu, płaczu, bólu, smutku i rozpaczy,
powiadam, że nie jest wolny od cierpienia.
Ten kto trwa kontemplując wyobcowanie
w rzeczach które mogą więzić, porzuca pożądanie, nienawiść i
złudzenie. Porzuciwszy pożądanie, nienawiść i złudzenie, jest
wolny od narodzin, od starości i śmierci, od żalu, płaczu, bólu,
smutku i rozpaczy, powiadam, że jest wolny od cierpienia. Takie śą,
mnisi, te dwie rzeczy. AN II, 6
*
"A jakie ćwiczenie jest owocne, jaki wysiłek jest owocny. Tu mnich nie
jest przytłoczony przez cierpienie, nie daje się przytłoczyć cierpieniu i
nie rezygnuje z przyjemności zgodnej z Dhammą, ale nie jest zaślepiony
tą przyjemnością. Rozumie w taki sposób: 'Kiedy wysilam się z
determinacją, pewne źródło cierpienia zanika u mnie, z uwagi na ten
zdeterminowany wysiłek; i kiedy wglądam się z równowagą, pewne źródło
cierpienia zanika u mnie, gdy utrzymuję przy istnieniu równowagę. Wysila
się z determinacją odnośnie tego pewnego źródła cierpienia które zanika
u niego z uwagi na ten zdeterminowany wysiłek i utrzymuje przy
istnieniu równowagę odnośnie tego pewnego źródła cierpienia, które
zanika u niego z uwagi na utrzymanie przy istnieniu równowagi; w taki
sposób cierpienie wyczerpuje się u niego.
Załóżmy mnisi, że mężczyzna kocha kobietę z umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność. Może on zobaczyć tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się. Jak myślicie, mnisi? Czy żal, płacz, ból, smutek i rozpacz nie powstałyby u tego mężczyzny widzącego tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się?”
„Tak, czcigodny panie. Dlaczego tak jest? Ponieważ ten mężczyzna kocha tą kobietę z umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność, dlatego też żal, płacz, ból, smutek i rozpacz powstałyby u niego, widząc tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się".
"Wtedy, mnisi, ten mężczyzna mógłby pomyśleć: 'Kocham tą kobietę moim umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność, i tak żal płacz, ból, smutek i rozpacz powstają u mnie, kiedy widzę tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się. 'A gdybym tak porzucił te pragnienie i pożądanie tej kobiety?' Mógłby on porzucić swe pragnienie i pożądanie tej kobiety. Później mógłby zobaczyć tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się. Jak myślicie, mnisi? Czy żal, płacz, ból, smutek i rozpacz powstałyby u tego mężczyzny widzącego tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się?”
„Nie, czcigodny panie. Dlaczego tak jest? Ponieważ ten mężczyzna już dłużej nie kocha tej kobiety z umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność, dlatego też żal, płacz, ból, smutek i rozpacz nie powstałyby u niego, widząc tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się".
"Tak też mnisi, mnich nie jest przytłoczony przez cierpienie, nie daje się przytłoczyć cierpieniu i nie rezygnuje z przyjemności zgodnej z Dhammą, ale nie jest zaślepiony tą przyjemnością. Rozumie w taki sposób: 'Kiedy wysilam się z determinacją, pewne źródło cierpienia zanika u mnie, z uwagi na ten determinowany wysiłek; i kiedy wglądam się z równowagą, pewne źródło cierpienia zanika u mnie, gdy utrzymuję przy istnieniu równowagę. Wysila się z determinacją odnośnie tego pewnego źródła cierpienia które zanika u niego z uwagi na ten zdeterminowany wysiłek i utrzymuje przy istnieniu równowagę odnośnie tego pewnego źródła cierpienia które zanika u niego z uwagi na utrzymanie przy istnieniu równowagi; w taki sposób cierpienie wyczerpuje się u niego. W taki sposób ćwiczenie jest owocne, wysiłek jest owocny.
I znów, mnich rozważa tak: 'Podczas gdy żyję zgodnie z moją przyjemnością, niekorzystne stany zwiększają się u mnie a korzystne pomniejszają, ale gdy ćwiczę się w tym co bolesne, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają. A co jeżeli ćwiczyłbym się w tym co bolesne?' I ćwiczy się w tym co bolesne. Kiedy to robi, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają u niego. Później nie ćwiczy się w tym co bolesne. Dlaczego tak jest? Cel dla którego ten mnich ćwiczył się w tym co bolesne, został osiągnięty.
Załóżmy, mnisi, że kowal ocieplałby i nagrzewał strzałę między dwoma ogniami, czyniąc ją prostą i do użycia. Kiedy ta strzała została ocieplona i nagrzana między dwoma ogniami i uczyniona prostą, do użycia, to później już nie ocieplałby jej i nie ogrzewał. Dlaczego tak jest? Cel dla którego ten kowal ocieplał i nagrzewał strzałę został osiągnięty; to dlatego później już nie ocieplałby jej i nie ogrzewał.
Tak też, mnich rozważa tak 'Podczas gdy żyję zgodnie z moją przyjemnością, niekorzystne stany zwiększają się u mnie a korzystne pomniejszają, ale gdy ćwiczę się w tym co bolesne, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają. A co jeżeli ćwiczyłbym się w tym co bolesne?' I ćwiczy się w tym co bolesne. Kiedy to robi, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają u niego. Później nie ćwiczy się w tym co bolesne. Dlaczego tak jest? Cel dla którego ten mnich ćwiczył się w tym co bolesne, został osiągnięty".M 101 →
Załóżmy mnisi, że mężczyzna kocha kobietę z umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność. Może on zobaczyć tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się. Jak myślicie, mnisi? Czy żal, płacz, ból, smutek i rozpacz nie powstałyby u tego mężczyzny widzącego tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się?”
„Tak, czcigodny panie. Dlaczego tak jest? Ponieważ ten mężczyzna kocha tą kobietę z umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność, dlatego też żal, płacz, ból, smutek i rozpacz powstałyby u niego, widząc tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się".
"Wtedy, mnisi, ten mężczyzna mógłby pomyśleć: 'Kocham tą kobietę moim umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność, i tak żal płacz, ból, smutek i rozpacz powstają u mnie, kiedy widzę tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się. 'A gdybym tak porzucił te pragnienie i pożądanie tej kobiety?' Mógłby on porzucić swe pragnienie i pożądanie tej kobiety. Później mógłby zobaczyć tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się. Jak myślicie, mnisi? Czy żal, płacz, ból, smutek i rozpacz powstałyby u tego mężczyzny widzącego tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się?”
„Nie, czcigodny panie. Dlaczego tak jest? Ponieważ ten mężczyzna już dłużej nie kocha tej kobiety z umysłem przywiązanym do niej przez intensywne pragnienie i namiętność, dlatego też żal, płacz, ból, smutek i rozpacz nie powstałyby u niego, widząc tą kobietę stojącą z innym mężczyzną, rozmawiającą, żartującą i śmiejącą się".
"Tak też mnisi, mnich nie jest przytłoczony przez cierpienie, nie daje się przytłoczyć cierpieniu i nie rezygnuje z przyjemności zgodnej z Dhammą, ale nie jest zaślepiony tą przyjemnością. Rozumie w taki sposób: 'Kiedy wysilam się z determinacją, pewne źródło cierpienia zanika u mnie, z uwagi na ten determinowany wysiłek; i kiedy wglądam się z równowagą, pewne źródło cierpienia zanika u mnie, gdy utrzymuję przy istnieniu równowagę. Wysila się z determinacją odnośnie tego pewnego źródła cierpienia które zanika u niego z uwagi na ten zdeterminowany wysiłek i utrzymuje przy istnieniu równowagę odnośnie tego pewnego źródła cierpienia które zanika u niego z uwagi na utrzymanie przy istnieniu równowagi; w taki sposób cierpienie wyczerpuje się u niego. W taki sposób ćwiczenie jest owocne, wysiłek jest owocny.
I znów, mnich rozważa tak: 'Podczas gdy żyję zgodnie z moją przyjemnością, niekorzystne stany zwiększają się u mnie a korzystne pomniejszają, ale gdy ćwiczę się w tym co bolesne, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają. A co jeżeli ćwiczyłbym się w tym co bolesne?' I ćwiczy się w tym co bolesne. Kiedy to robi, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają u niego. Później nie ćwiczy się w tym co bolesne. Dlaczego tak jest? Cel dla którego ten mnich ćwiczył się w tym co bolesne, został osiągnięty.
Załóżmy, mnisi, że kowal ocieplałby i nagrzewał strzałę między dwoma ogniami, czyniąc ją prostą i do użycia. Kiedy ta strzała została ocieplona i nagrzana między dwoma ogniami i uczyniona prostą, do użycia, to później już nie ocieplałby jej i nie ogrzewał. Dlaczego tak jest? Cel dla którego ten kowal ocieplał i nagrzewał strzałę został osiągnięty; to dlatego później już nie ocieplałby jej i nie ogrzewał.
Tak też, mnich rozważa tak 'Podczas gdy żyję zgodnie z moją przyjemnością, niekorzystne stany zwiększają się u mnie a korzystne pomniejszają, ale gdy ćwiczę się w tym co bolesne, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają. A co jeżeli ćwiczyłbym się w tym co bolesne?' I ćwiczy się w tym co bolesne. Kiedy to robi, niekorzystne stany zmieszają się a korzystne powiększają u niego. Później nie ćwiczy się w tym co bolesne. Dlaczego tak jest? Cel dla którego ten mnich ćwiczył się w tym co bolesne, został osiągnięty".M 101 →
*
A czym jest element ziemi? Element ziemi może być zarówno
wewnętrzny jak i zewnętrzny. Czym jest wewnętrzny element ziemi?
Cokolwiek wewnętrznego, należącego do niego, co solidne, to jest włosy
głowy, paznokcie, zęby, skóra, mięso, ścięgna, kości, szpik kostny,
nerki, serce, wątroba, śledziona, płuca, zawartość żołądka lub cokolwiek
innego co wewnętrzne, co solidne, to jest nazywane wewnętrznym
elementem ziemi. Teraz zarówno wewnętrzny element ziemi jak i zewnętrzny
element ziemi to po prostu element ziemi. I powinien on być widziany
tak: "To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja". Kiedy widzi on to w
ten sposób, zgodnie z tym jakim to jest, z właściwą mądrością, staje się
obojętny co do elementu ziemi i czyni umysł beznamiętnym co do elementu
ziemi.
Zdarza się, że element wody jest zakłócony i wtedy zewnętrzny element ziemi zanika.
Kiedy nawet ten zewnętrzny element ziemi, wielkim jakim on jest, jest opisywany jako nietrwały, jako podmiot zniszczenia, jako podmiot zaniku, jako podmiot zmiany; cóż zatem te ciało wspierane przez pragnienie i trwające tylko chwilę? Nie może być (uważane) jako „ja” czy „moje” czy „jestem”.
Zatem (po zobaczeniu tego elementu takim jakim w rzeczywistości jest) jeżeli inni źle traktują, krytykują, przeklinają, straszą mnicha, rozumie on tak: „Te bolesne uczucie zrodzone z ucho-kontaktu powstało u mnie. To jest zależne, nie niezależne. Zależne od czego? Zależne od kontaktu”. Wtedy widzi on, że ten kontakt jest nietrwały, że to uczucie jest nietrwałe, że ta percepcja jest nietrwała, że te determinacje są nietrwałe i że ta świadomość jest nietrwała. I jego umysł, który już uczynił element (utworzony z agregatu materialnej formy) swym obiektywnym wspomaganiem, wkracza w te (nowe obiektywne wspomaganie teraz kontemplowane) i uzyskuje przekonanie, stałość i zdecydowanie.
Jeżeli inni atakują tego mnicha niechcianym, niepożądanym i niemiłym kontaktem pięści, grud ziemi, kijów, czy noży, rozumie on tak: „Te ciało jest rzeczą taką, że kontakt z pięśćmi, grudami ziemi, kijami czy nożami ma na nim miejsce. Ale to zostało powiedziane przez Zrealizowanego w rozprawie z Przykładem o Pile: 'Nawet jeżeli bandyci dwuręczną piłą brutalnie będą odkrajali mu członek od członka, ten kto dopuści do swego serca nienawiść z tego powodu, nie będzie tym który podąża za moją nauką'. Zatem niemalejąca energia powinna być wzbudzona u mnie i nieprzerwana uważność ustanowiona, moje ciało powinno być spokojne i nierozemocjonowane, mój umysł powinien być skoncentrowany i zjednoczony. I teraz niech kontakt z pięśćmi, grudami ziemi, kijami i nożami ma miejsce na tym ciele, gdyż to właśnie tak przesłanie Buddy jest wcielane w życie”.
Jeżeli gdy tak wspominając Buddę, Dhammę i Zgromadzenie, równowaga nie zostaje ustanowiona u niego z korzystnym jako jej wspomaganiem, wtedy pobudza się i przynagla tak: „To moja strata, to nie zysk dla mnie, to źle dla mnie, nie jest to dla mnie dobre, że gdy w ten sposób wspominam Buddę, Dhammę i Zgromadzenie równowaga nie zostaje ustanowiona u mnie, z korzystnym jako jej wspomaganiem”. Tak jak synowa widząc swego teścia czuje się przynaglona (by go zadowolić) tak też jeżeli u mnicha równowaga nie zostaje ustanowiona z korzystnym jako jej wspomaganie, wtedy pobudza się on i przynagla.
Ale jeżeli u mnicha tak wspominającego Buddę, Dhammę i Zgromadzenie równowaga zostaje ustanowiona z korzystnym jako jej wspomaganiem, wtedy jest on zadowolony. I w tym miejscu, przyjaciele, wiele zostało zrobione przez mnicha. M 28
Zdarza się, że element wody jest zakłócony i wtedy zewnętrzny element ziemi zanika.
Kiedy nawet ten zewnętrzny element ziemi, wielkim jakim on jest, jest opisywany jako nietrwały, jako podmiot zniszczenia, jako podmiot zaniku, jako podmiot zmiany; cóż zatem te ciało wspierane przez pragnienie i trwające tylko chwilę? Nie może być (uważane) jako „ja” czy „moje” czy „jestem”.
Zatem (po zobaczeniu tego elementu takim jakim w rzeczywistości jest) jeżeli inni źle traktują, krytykują, przeklinają, straszą mnicha, rozumie on tak: „Te bolesne uczucie zrodzone z ucho-kontaktu powstało u mnie. To jest zależne, nie niezależne. Zależne od czego? Zależne od kontaktu”. Wtedy widzi on, że ten kontakt jest nietrwały, że to uczucie jest nietrwałe, że ta percepcja jest nietrwała, że te determinacje są nietrwałe i że ta świadomość jest nietrwała. I jego umysł, który już uczynił element (utworzony z agregatu materialnej formy) swym obiektywnym wspomaganiem, wkracza w te (nowe obiektywne wspomaganie teraz kontemplowane) i uzyskuje przekonanie, stałość i zdecydowanie.
Jeżeli inni atakują tego mnicha niechcianym, niepożądanym i niemiłym kontaktem pięści, grud ziemi, kijów, czy noży, rozumie on tak: „Te ciało jest rzeczą taką, że kontakt z pięśćmi, grudami ziemi, kijami czy nożami ma na nim miejsce. Ale to zostało powiedziane przez Zrealizowanego w rozprawie z Przykładem o Pile: 'Nawet jeżeli bandyci dwuręczną piłą brutalnie będą odkrajali mu członek od członka, ten kto dopuści do swego serca nienawiść z tego powodu, nie będzie tym który podąża za moją nauką'. Zatem niemalejąca energia powinna być wzbudzona u mnie i nieprzerwana uważność ustanowiona, moje ciało powinno być spokojne i nierozemocjonowane, mój umysł powinien być skoncentrowany i zjednoczony. I teraz niech kontakt z pięśćmi, grudami ziemi, kijami i nożami ma miejsce na tym ciele, gdyż to właśnie tak przesłanie Buddy jest wcielane w życie”.
Jeżeli gdy tak wspominając Buddę, Dhammę i Zgromadzenie, równowaga nie zostaje ustanowiona u niego z korzystnym jako jej wspomaganiem, wtedy pobudza się i przynagla tak: „To moja strata, to nie zysk dla mnie, to źle dla mnie, nie jest to dla mnie dobre, że gdy w ten sposób wspominam Buddę, Dhammę i Zgromadzenie równowaga nie zostaje ustanowiona u mnie, z korzystnym jako jej wspomaganiem”. Tak jak synowa widząc swego teścia czuje się przynaglona (by go zadowolić) tak też jeżeli u mnicha równowaga nie zostaje ustanowiona z korzystnym jako jej wspomaganie, wtedy pobudza się on i przynagla.
Ale jeżeli u mnicha tak wspominającego Buddę, Dhammę i Zgromadzenie równowaga zostaje ustanowiona z korzystnym jako jej wspomaganiem, wtedy jest on zadowolony. I w tym miejscu, przyjaciele, wiele zostało zrobione przez mnicha. M 28
Jakby jakiś lekarz przeznaczenia wybawił mnie w jednej chwili z wieloletniej ślepoty
Nagle odrywam się od mojego anonimowego życia, doświadczając jasnej wizji mojej egzystencji, jakby jakiś lekarz przeznaczenia wybawił mnie w jednej chwili z wieloletniej ślepoty. I widzę, że wszystko, co robiłem, wszystko, o czym myślałem, było rodzajem szaleństwa i mistyfikacji. Zachwycam się tym, czego udało mi się nie zobaczyć. Dziwię się wszystkiemu, czym byłem i czym, jak teraz widzę, w istocie nie jestem.
Ogarniam spojrzeniem niczym słońce, które przedziera się przez chmury, moje dotychczasowe życie i z metafizycznym zdumieniem stwierdzam, że wszystkie moje nieomylne gesty, moje najbardziej klarowne myśli i najbardziej logiczne zamiary nie były w istocie niczym więcej niż wrodzonym zamroczeniem alkoholowym, naturalnym obłędem, wielką nieświadomością. Nawet niczego nie odgrywałem. To mnie odgrywano. Nie byłem aktorem, byłem gestami aktora.
Wszystko, co robiłem, o czym myślałem, czym byłem, to suma podporządkowań – albo pewnemu fałszywemu bytowi, który uważałem za swój, ponieważ go uzewnętrzniałem moimi działaniami, albo pewnemu zespołowi okoliczności, branych przeze mnie za powietrze, którym oddycham. W tym momencie mojej wizji jestem człowiekiem, który nagle został osamotniony, który pojął, że jest banitą tam, gdzie zawsze był obywatelem. W najgłębszej intymności moich myśli nie byłem sobą.
I dosięga mnie sarkastyczny terror życia, zniechęcenie, które przekracza granice mojej świadomej istoty. Wiem, że byłem pomyłką i wypaczeniem, że nigdy nie żyłem, że istniałem tylko dzięki zabijaniu czasu myślami i świadomością. Czuję się jak ktoś, kto budzi się ze snu pełnego namacalnych majaków lub ktoś, kogo trzęsienie ziemi wyzwala od bladego światła więzienia, do którego się przyzwyczaił.
To nagłe poznanie mojej prawdziwej osoby, tej, która zawsze błąkała się sennie pomiędzy tym, co czuje, i tym, co widzi, męczy mnie, męczy mnie dosłownie jak słuchanie wyroku.
Tak trudno jest opisać wrażenie, że się naprawdę istnieje i że dusza jest rzeczywistym bytem, że nie znajduję w ludzkim języku słów, aby to uchwycić. Nie wiem, czy mam gorączkę, którą czuję, czy też minęła mi właśnie gorączka przesypiania życia. Tak, powtarzam, że jestem jak podróżnik, który nagle, nie wiedząc jak, znalazł się w obcym mieście. Przychodzą mi do głowy przypadki osób, które tracą pamięć i przez długi czas nie są sobą. Przez długi czas byłem kimś innym – od chwili narodzin i uzyskania świadomości – i budzę się teraz w połowie mostu, pochylony nad rzeką, ze świadomością istnienia mocniejszą, niż miał ten, którym byłem dotychczas. Jednak miasto jest mi nieznane, ulice są nowe, a na boleść nie ma lekarstwa. Mam jednak nadzieję, pochylony nad poręczą, że prawda mnie opuści, a ja na powrót stanę się sztuczny i nijaki, inteligentny i naturalny.
To była chwila – i minęła. Już widzę otaczające mnie meble, starą tapetę na ścianie, słońce za zakurzonymi szybami. Przez chwilę widziałem prawdę. Przez chwilę wiedziałem, jak wygląda życie wielkich ludzi. Wspominam ich słowa i czyny i nie wykluczam, że również byli skutecznie kuszeni przez Demona Rzeczywistości. Nie znać siebie znaczy żyć. Znać siebie źle znaczy myśleć. Poznać siebie nagle, w chwili jasności, znaczy doświadczyć bezpośredniego poznania wewnętrznej monady, magicznego słowa duszy. Jednak to nagłe światło wszystko zwęgla, wszystko pożera. Rozbiera nas nawet z nas samych.
To była tylko chwila, w której ujrzałem siebie. Teraz nie potrafię już nawet powiedzieć, kim byłem. I wreszcie czuję senność – bo wydaje mi się, nie wiem dlaczego, że sensem tego wszystkiego jest sen.
Fernando Pessoa, Księga Niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
Ogarniam spojrzeniem niczym słońce, które przedziera się przez chmury, moje dotychczasowe życie i z metafizycznym zdumieniem stwierdzam, że wszystkie moje nieomylne gesty, moje najbardziej klarowne myśli i najbardziej logiczne zamiary nie były w istocie niczym więcej niż wrodzonym zamroczeniem alkoholowym, naturalnym obłędem, wielką nieświadomością. Nawet niczego nie odgrywałem. To mnie odgrywano. Nie byłem aktorem, byłem gestami aktora.
Wszystko, co robiłem, o czym myślałem, czym byłem, to suma podporządkowań – albo pewnemu fałszywemu bytowi, który uważałem za swój, ponieważ go uzewnętrzniałem moimi działaniami, albo pewnemu zespołowi okoliczności, branych przeze mnie za powietrze, którym oddycham. W tym momencie mojej wizji jestem człowiekiem, który nagle został osamotniony, który pojął, że jest banitą tam, gdzie zawsze był obywatelem. W najgłębszej intymności moich myśli nie byłem sobą.
I dosięga mnie sarkastyczny terror życia, zniechęcenie, które przekracza granice mojej świadomej istoty. Wiem, że byłem pomyłką i wypaczeniem, że nigdy nie żyłem, że istniałem tylko dzięki zabijaniu czasu myślami i świadomością. Czuję się jak ktoś, kto budzi się ze snu pełnego namacalnych majaków lub ktoś, kogo trzęsienie ziemi wyzwala od bladego światła więzienia, do którego się przyzwyczaił.
To nagłe poznanie mojej prawdziwej osoby, tej, która zawsze błąkała się sennie pomiędzy tym, co czuje, i tym, co widzi, męczy mnie, męczy mnie dosłownie jak słuchanie wyroku.
Tak trudno jest opisać wrażenie, że się naprawdę istnieje i że dusza jest rzeczywistym bytem, że nie znajduję w ludzkim języku słów, aby to uchwycić. Nie wiem, czy mam gorączkę, którą czuję, czy też minęła mi właśnie gorączka przesypiania życia. Tak, powtarzam, że jestem jak podróżnik, który nagle, nie wiedząc jak, znalazł się w obcym mieście. Przychodzą mi do głowy przypadki osób, które tracą pamięć i przez długi czas nie są sobą. Przez długi czas byłem kimś innym – od chwili narodzin i uzyskania świadomości – i budzę się teraz w połowie mostu, pochylony nad rzeką, ze świadomością istnienia mocniejszą, niż miał ten, którym byłem dotychczas. Jednak miasto jest mi nieznane, ulice są nowe, a na boleść nie ma lekarstwa. Mam jednak nadzieję, pochylony nad poręczą, że prawda mnie opuści, a ja na powrót stanę się sztuczny i nijaki, inteligentny i naturalny.
To była chwila – i minęła. Już widzę otaczające mnie meble, starą tapetę na ścianie, słońce za zakurzonymi szybami. Przez chwilę widziałem prawdę. Przez chwilę wiedziałem, jak wygląda życie wielkich ludzi. Wspominam ich słowa i czyny i nie wykluczam, że również byli skutecznie kuszeni przez Demona Rzeczywistości. Nie znać siebie znaczy żyć. Znać siebie źle znaczy myśleć. Poznać siebie nagle, w chwili jasności, znaczy doświadczyć bezpośredniego poznania wewnętrznej monady, magicznego słowa duszy. Jednak to nagłe światło wszystko zwęgla, wszystko pożera. Rozbiera nas nawet z nas samych.
To była tylko chwila, w której ujrzałem siebie. Teraz nie potrafię już nawet powiedzieć, kim byłem. I wreszcie czuję senność – bo wydaje mi się, nie wiem dlaczego, że sensem tego wszystkiego jest sen.
Fernando Pessoa, Księga Niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
O Dhammie
„Upali, te rzeczy o których możesz
wiedzieć to: 'Te rzeczy nie wiodą wyłącznie do wyobcowania, do
beznamiętności, do wstrzymania, do spokoju, do bezpośredniej
wiedzy, do przebudzenia, do wygaszenia; powinieneś definitywnie
rozpoznać tak: 'To nie Dhamma; to nie Dyscyplina; to nie Nauka
Mistrza'. Ale te rzeczy o których możesz wiedzieć to: 'Te rzeczy
wiodą wyłącznie do wyobcowania, do beznamiętności, do
wstrzymania, do spokoju, do bezpośredniej wiedzy, do przebudzenia,
do wygaszenia; powinieneś definitywnie rozpoznać tak: 'To Dhamma;
to Dyscyplina; to Nauka Mistrza'”. AN VIII 83
***
Mnisi, jest te pięć korzyści ze
słuchania Dhammy. Jakie pięć? Słyszy się to, czego się nie
słyszało; rozjaśnia się to co się słyszało; odchodzi się od
niepewności; prostuje się swój pogląd; umysł staje się
spokojny. Takie jest te pięć korzyści ze słuchania Dhammy. AN V 202
***
'Ta Dhamma jest dla tego kto chce niewiele, nie dla tego kto chce wiele. Ta Dhamma jest dla tego kto zadowolony, nie dla tego kto niezadowolony. Ta Dhamma jest dla tego kto odosobniony, nie dla rozmiłowanego w towarzystwie. Ta Dhamma jest dla tego kto jest energiczny, nie dla tego kto jest leniwy. Ta Dhamma jest dla tego z ustanowioną uważnością, nie dla tego o skonfundowanym umyśle. Ta Dhamma jest dla tego kto jest skoncentrowany, nie dla tego kto jest nieskoncentrowany. Ta Dhamma jest dla tego kto mądry, nie dla tego kto niemądry. Ta Dhamma jest dla tego kto rozmiłowuje się w nie-dialektyce, kto cieszy się nie-dialektyką, nie dla tego, kto rozmiłowuje się w dialektyce, kto cieszy się dialektyką'.
Osiem myśli wielkiego człowieka→
***
Tu Upavana, po zobaczeniu widzialnej formy okiem, mnich doświadcza formy jak również pożądania formy. Rozumie, że wewnętrzne pożądanie formy istnieje u niego w taki sposób: 'Jest obecne u mnie wewnętrznie pożądanie formy'. A skoro tak jest, Upavana, Dhamma jest widzialna tutaj i teraz, a nie (po upływie) czasu, zapraszająca do wglądu, naprowadzająca, indywidualnie doświadczana przez mądrych. (...)
Ale tu, Upavana, po zobaczeniu
widzialnej formy okiem, mnich doświadcza formy bez pożądania
formy. Rozumie, że wewnętrzne pożądanie formy nie istnieje u
niego w taki sposób: 'Nie jest obecne u mnie wewnętrznie
pożądanie
formy'. A skoro tak jest, Upavana, Dhamma jest widzialna tutaj i
teraz, a nie (po upływie) czasu, zapraszająca do wglądu,
naprowadzająca, indywidualnie doświadczana przez mądrych.
Dhamma jest widzialna tutaj i teraz →
"Dobrze, mnisi, zostaliście więc poprowadzeni przeze mnie za pomocą Dhammy (z efektem) widzialnym tutaj i teraz, a nie (po upływie) czasu, Dhammy zapraszającej do wglądu, naprowadzającej, doświadczanej przez mądrych dla każdego osobiście. M 38 →
Dhamma jest widzialna tutaj i teraz →
*
"Mnisi, wiedząc i widząc w ten sposób, czy będziecie mówić: 'nauczyciel
jest przez nas szanowany, mówimy tak z szacunku dla nauczyciela?'"
-"Nie czcigodny panie". "Wiedząc i widząc w ten sposób czy będziecie
mówić tak: 'Mnich tak nam powiedział, jak i inni mnisi, ale my tak nie
mówimy?'"- "Nie czcigodny panie". "Wiedząc i widząc w ten sposób czy
możecie zmienić nauczyciela?" -"Nie czcigodny panie". "Wiedząc i widząc w
ten sposób czy możecie wrócić do zachowań zwykłych pustelników i
braminów, do pomyślnych omenów, tumultu debat, jako opierających się na
prawdzie?"- "Nie czcigodny panie". "A zatem mówicie tylko to co sami
znacie, widzicie i doświadczacie?" "Tak czcigodny panie"."Dobrze, mnisi, zostaliście więc poprowadzeni przeze mnie za pomocą Dhammy (z efektem) widzialnym tutaj i teraz, a nie (po upływie) czasu, Dhammy zapraszającej do wglądu, naprowadzającej, doświadczanej przez mądrych dla każdego osobiście. M 38 →
***
Dhamm'anvaye ńanam jest
wiedzą zależną od wnioskowania w oparciu o Dhammę, tj wiedzą o
tym, że fundamentalna Natura Rzeczy jest niezmienna w czasie i może
być wywnioskowana z pewnością (inaczej niż w racjonalnym
wnioskowaniu) od teraźniejszości do przeszłości i przyszłości.
Innymi słowy to generalizacja bez abstrakcji. Nanavira Thera
Wnioskowanie w oparciu o Dhammę →
***
„Mnisi, nawet obracający kołem
monarcha, prawowity król który rządzi przez Dhammę, nie obraca
kołem bez króla nad sobą”.
Kiedy to zostało powiedziane, pewien
mnich powiedział do Zrealizowanego: „Ale czcigodny panie, kto
mógłby być królem ponad obracającym kołem monarchą, prawowitym
królem rządzącym przez Dhammę?”
„To Dhamma, mnichu”, powiedział Zrealizowany.Koło które nie może być zawrócone przez żadnego pustelnika, bramina, boga, Marę czy Brahmę, czy przez kogokolwiek w świecie→
*
Podczas gdy Zrealizowany przebywał samotnie na odosobnieniu, ta myśl powstała u niego: „Ten żyje nieszczęśliwy, kto niczego nie czci i nie przestrzega. Ale jaki jest tu pustelnik czy bramin, pod wodzą którego mógłbym żyć, honorując i respektując go?"
Wtedy pomyślał: „Mógłbym żyć pod wodzą innego pustelnika i bramina, honorując i respektując go, w celu udoskonalenia nieudoskonalonego kodeksu moralnego, kodeksu koncentracji czy kodeksu zrozumienia. Ale nie widzę na tym świecie, z jego bogami, Marami i Brahmami, w tym pokoleniu z jej pustelnikami i braminami, z jego książętami i ludźmi, żadnego pustelnika czy bramina u którego te rzeczy byłyby bardziej udoskonalone niż u mnie, pod wodzą którego mógłbym żyć, honorując i respektując go. Ale jest tu ta Dhamma odkryta przeze mnie – załóżmy, że będę żył pod jej wodzą, honorując i respektując ją?"
Wtedy Brahma Sahampati uświadomił sobie w swym umyśle myśli Zrealizowanego. Pojawił się przed nim i powiedział: „Czcigodny panie, to dobrze. Zrealizowani w dawnych czasach, spełnieni i całkowicie przebudzeni, żyli pod wodzą Dhammy, honorując i respektując ją. I ci w przyszłości będą czynić tak samo”. (SN VI, 2; A IV, 21)
Być wolnym to poszukać sobie pana, któremu powinniśmy służyć→
***
Cechy nie pozwalające zrozumieć wykładanej Dhammy →
Pasterze z natury nierozumni
Uczciwe przedstawienie wizji ateistycznej: Dzisiaj mi mówią – komputer ciebie pożarł. A cóż to jest – życie? Lot ćmy nad płomykiem świecy. Jedna zrobi dwa kółka, druga trzy. Każdy ma swój sposób na marnowanie życia.
Ateizm neguje święte życie →
Dlaczego buddyści nie powinni ryzykować wspierania małżeństw jednopłciowych. Tu żadnej polityki, jedynie argumenty, które można wesprzeć cytatami z Sutr →
Doktryna nie-ja, jest dość subtelna, i bardzo łatwo może przy złym podejściu przekształcić się w nihilizm. Co prawda w przypadku tego nauczyciela, niezgodność jego interpretacji z Suttami jest oczywista, nie mniej skoro Sujato mnich zrobił z Buddy feministę i nie został wyśmiany ....
O niebezpiecznych nonsensach Ajahna Buddhadasy →.
Generalnie ostrzeżenie o błędnie pokładanej wierze:
Mnisi, był raz w Magadhan pasterz, z natury nierozumny i w ostatnim miesiącu deszczowym, jesienią, bez przeegzaminowania bliskiego brzegu rzeki Ganges ani jej drugiego brzegu, poprowadził swe stado tam gdzie nie było brodu do przejścia na drugi brzeg, tu w kraju Videhan. Wtedy stado zgromadzone razem po środku rzeki Ganges spotkała klęska i nieszczęście. Dlaczego tak się stało? Ponieważ pasterz z Magadhan, z natury nierozumny w ostatnim miesiącu deszczowym, jesienią, bez przeegzaminowania bliskiego brzegu rzeki Ganges ani jego drugiego brzegu poprowadził swe stado tam gdzie nie było brodu do przejścia na drugi brzeg, tu w kraju Videhan.
Tak też pustelnicy i bramini nieobeznani z tym światem i innym światem, nieobeznani z tym co należy do Mary i z tym co do niego nie należy, nieobeznani z tym co należy do Śmierci i z tym co do niej nie należy - długo będzie na krzywdę i cierpienie tych co uznają ich za odpowiednich przewodników i odpowiednich do pokładania w nich wiary. M 34→
***
Mnisi, są dwa rodzaje poglądów: Pogląd o istnieniu i pogląd o nie-istnieniu.
Każdy pustelnik i bramin który przyjął pogląd o istnieniu jest w opozycji do poglądu o nie-istnieniu. Każdy pustelniki bramin który polega na poglądzie o nie-istnieniu jest w opozycji do poglądu o istnieniu.
Wszyscy pustelnicy i bramini, którzy nie rozumieją takimi jakimi są, powstanie i zanik, gratyfikacja i niebezpieczeństwo i ucieczka w przypadku tych dwóch poglądów, są opanowani przez pożądanie, opanowani przez nienawiść, opanowani przez złudzenie, opanowani przez pragnienie, opanowani przez utrzymywanie, bez wglądu, zaangażowani w faworyzowanie i oponowanie, rozmiłowujący się w dialektyce, nie są wyzwoleni z narodzin, starości i śmierci, żalu i płaczu, bólu, smutku i rozpaczy, powiadam, że nie są wolni od cierpienia.
M 11→
Ateizm neguje święte życie →
Dlaczego buddyści nie powinni ryzykować wspierania małżeństw jednopłciowych. Tu żadnej polityki, jedynie argumenty, które można wesprzeć cytatami z Sutr →
Doktryna nie-ja, jest dość subtelna, i bardzo łatwo może przy złym podejściu przekształcić się w nihilizm. Co prawda w przypadku tego nauczyciela, niezgodność jego interpretacji z Suttami jest oczywista, nie mniej skoro Sujato mnich zrobił z Buddy feministę i nie został wyśmiany ....
O niebezpiecznych nonsensach Ajahna Buddhadasy →.
Generalnie ostrzeżenie o błędnie pokładanej wierze:
Mnisi, był raz w Magadhan pasterz, z natury nierozumny i w ostatnim miesiącu deszczowym, jesienią, bez przeegzaminowania bliskiego brzegu rzeki Ganges ani jej drugiego brzegu, poprowadził swe stado tam gdzie nie było brodu do przejścia na drugi brzeg, tu w kraju Videhan. Wtedy stado zgromadzone razem po środku rzeki Ganges spotkała klęska i nieszczęście. Dlaczego tak się stało? Ponieważ pasterz z Magadhan, z natury nierozumny w ostatnim miesiącu deszczowym, jesienią, bez przeegzaminowania bliskiego brzegu rzeki Ganges ani jego drugiego brzegu poprowadził swe stado tam gdzie nie było brodu do przejścia na drugi brzeg, tu w kraju Videhan.
Tak też pustelnicy i bramini nieobeznani z tym światem i innym światem, nieobeznani z tym co należy do Mary i z tym co do niego nie należy, nieobeznani z tym co należy do Śmierci i z tym co do niej nie należy - długo będzie na krzywdę i cierpienie tych co uznają ich za odpowiednich przewodników i odpowiednich do pokładania w nich wiary. M 34→
***
Mnisi, są dwa rodzaje poglądów: Pogląd o istnieniu i pogląd o nie-istnieniu.
Każdy pustelnik i bramin który przyjął pogląd o istnieniu jest w opozycji do poglądu o nie-istnieniu. Każdy pustelniki bramin który polega na poglądzie o nie-istnieniu jest w opozycji do poglądu o istnieniu.
Wszyscy pustelnicy i bramini, którzy nie rozumieją takimi jakimi są, powstanie i zanik, gratyfikacja i niebezpieczeństwo i ucieczka w przypadku tych dwóch poglądów, są opanowani przez pożądanie, opanowani przez nienawiść, opanowani przez złudzenie, opanowani przez pragnienie, opanowani przez utrzymywanie, bez wglądu, zaangażowani w faworyzowanie i oponowanie, rozmiłowujący się w dialektyce, nie są wyzwoleni z narodzin, starości i śmierci, żalu i płaczu, bólu, smutku i rozpaczy, powiadam, że nie są wolni od cierpienia.
M 11→
Brak wyobraźni: nie byli po prostu w stanie dopuścić do siebie myśli o istnieniu spisku innego niż komunistyczny
Cox resztę krótkiego czasu, jaki mu jeszcze pozostał do przeżycia, poświęcił kierowaniu swoich uwag pod niewłaściwym adresem. Zanim wiersz Hughesa zyskał sobie niezasłużoną sławę, jego autor przestał już być komunistą. W istocie nigdy nie był nikim więcej, jak tylko zwykłym oportunistą. Szukając wsparcia u ludzi bogatych i wpływowych - czy była to pani Van de Vere, która telepatycznie nawiązywała kontakt z jego afrykańską duszą, czy komuniści, którzy w latach trzydziestych hołubili murzyńskich pisarzy - Hughes zawsze mówił im to, co pragnęli usłyszeć. Skoncentrowanie się na komunizmie przysłoniło też inkwizytorom z Kongresu, w tym także Coxowi, to, co w istocie działo się w fundacjach, które niewątpliwie angażowały się w działalność wywrotową, nie w taki jednak sposób, jak Cox to sobie wyobrażał. Najważniejszym brakiem i ułomnością dochodzeń prowadzonych przez Coxa, a później przez Reecea, był niedostatek wyobraźni. Jeden i drugi nie byli po prostu w stanie dopuścić do siebie myśli o istnieniu spisku innego niż komunistyczny. To, że najbogatsze amerykańskie rody w imię utrzymania etnicznej hegemonii zaangażowały się na rzecz seksualnego przewrotu, wykraczało poza zdolności pojmowania Coxa.
Niedługo później Cox zmarł. Sytuacja uległa względnej poprawie, kiedy na scenę wkroczył jego następca, Car-rołł Reece z Tennessee, ale Komisja Reecea trwała w identycznym ideologicznym zaślepieniu. Jeżeli w kraju dokonywał się przewrót, niechybnie musieli za tym stać komuniści. Coxowi i Komisji Reecea brakowało nawet odpowiedniego słownictwa dla określenia i opisania działalności wywrotowej, finansowanej przez fundacje. W rezultacie ich ustalenia nieodwracalnie nabrały posmaku nieadekwatności i stały się mało wiarygodne w odbiorze. Media dodatkowo ten aspekt wyolbrzymiły, one zaś były z kolei w dużej mierze opanowane przez byłych pracowników OSS, którzy zatrudnili się w nich, żeby prowadzić wojnę psychologiczną wymierzoną przeciwko niczego niepodejrzewającym współobywatelom.
Ponieważ członkowie komisji Coxa i Reecea nie znali słownictwa opisującego seksualną kontrolę, żadnej z nich nie udało się nazwać ani opisać przewrotu, który wówczas się dokonywał. Komisja Reece a powołała się na dowody zebrane przez swoją poprzedniczkę, czyli Komisję Coxa, świadczące o tym, „że powstał, sterowany przez Moskwę, konkretny spisek mający na celu przeniknięcie do amerykańskich fundacji i wykorzystanie ich środków dla finansowania komunistycznej propagandy oraz powiększania komunistycznych wpływów w naszym społeczeństwie”. Stwierdziła również, że udowodnione jest, iż „spisek ten do pewnego stopnia się powiódł”’. Skoncentrowanie się na komunistycznym spisku sprawiło, że fundacje mogły „zejść z celownika” i uniknąć odpowiedzialności, ponieważ wywołano wrażenie, że były ofiarą obcych wpływów, podczas gdy w rzeczywistości realizowały po prostu cele konkretnej warstwy społecznej, skrytego ethnosu, który pozostawał poza polem widzenia śledczych. Komisja Reecea stwierdziła nawet w pewnym miejscu, że zarząd Fundacji Rockefellera „nie był w pełni świadomy tego, co się dzieje”'". Innymi słowy. Fundacja Rockefellera nie miała pojęcia, na co są wydawane jej pieniądze. „Podobnie jak inni powiernicy tak rozbudowanych fundacji, większość decyzji pozostawiali swoim pracownikom, funkcjonariuszom fundacji”". O ile argumentację taką w ogóle można zastosować w odniesieniu do innych bogatych amerykańskich rodów, z pewnością jest ona zupełnie bezpodstawna w przypadku rodziny Rockefellerów, której członek, John D. Rockefeller III sprawie eugenicznej kontroli populacji poświęcił całe swoje życie i przez czterdzieści kolejnych lat ze skrupulatnością menadżera niższego szczebla zarządzał funduszami rodzinnymi oraz środkami własnymi za pośrednictwem organizacji Population Council. Argumentacja ta miałaby pewne podstawy w przypadku rockefellerowskich dotacji dla Institute for Pacific Relations, ale na pewno nie w odniesieniu do pieniędzy, które otrzymał Kinsey. Jak wiadomo, Kinsey nie był komunistą, a Fundacja Rockefellera z pełną świadomością udzielała mu wsparcia finansowego - doskonale wiedząc także i o tym, że dopuszcza się czynów przestępczych - ponieważ dane i informacje pozyskiwane przez Kinseya były pomocne w wojnie etnicznej, jaką ludzie ci toczyli ze swoimi przeciwnikami. Z tego samego powodu dotowali także organizację Planned Parenthood. Wywrotowcom z fundacji daleko było do światopoglądu komunistycznego - stali na przeciwległym krańcu politycznego spektrum. Reprezentowali rządzącą warstwę plutokratów, którzy dążyli do obalenia demokratycznych instytucji, ponieważ rozumieli, że w demokracji władza polityczna jest pochodną demograficznej liczebności - która w ich przypadku, za sprawą antykoncepcji oraz eugeniki, ulegała gwałtownemu zmniejszeniu. Ludzie ci mieli świadomość, że pod tym względem są stroną przegrywającą.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Niedługo później Cox zmarł. Sytuacja uległa względnej poprawie, kiedy na scenę wkroczył jego następca, Car-rołł Reece z Tennessee, ale Komisja Reecea trwała w identycznym ideologicznym zaślepieniu. Jeżeli w kraju dokonywał się przewrót, niechybnie musieli za tym stać komuniści. Coxowi i Komisji Reecea brakowało nawet odpowiedniego słownictwa dla określenia i opisania działalności wywrotowej, finansowanej przez fundacje. W rezultacie ich ustalenia nieodwracalnie nabrały posmaku nieadekwatności i stały się mało wiarygodne w odbiorze. Media dodatkowo ten aspekt wyolbrzymiły, one zaś były z kolei w dużej mierze opanowane przez byłych pracowników OSS, którzy zatrudnili się w nich, żeby prowadzić wojnę psychologiczną wymierzoną przeciwko niczego niepodejrzewającym współobywatelom.
Ponieważ członkowie komisji Coxa i Reecea nie znali słownictwa opisującego seksualną kontrolę, żadnej z nich nie udało się nazwać ani opisać przewrotu, który wówczas się dokonywał. Komisja Reece a powołała się na dowody zebrane przez swoją poprzedniczkę, czyli Komisję Coxa, świadczące o tym, „że powstał, sterowany przez Moskwę, konkretny spisek mający na celu przeniknięcie do amerykańskich fundacji i wykorzystanie ich środków dla finansowania komunistycznej propagandy oraz powiększania komunistycznych wpływów w naszym społeczeństwie”. Stwierdziła również, że udowodnione jest, iż „spisek ten do pewnego stopnia się powiódł”’. Skoncentrowanie się na komunistycznym spisku sprawiło, że fundacje mogły „zejść z celownika” i uniknąć odpowiedzialności, ponieważ wywołano wrażenie, że były ofiarą obcych wpływów, podczas gdy w rzeczywistości realizowały po prostu cele konkretnej warstwy społecznej, skrytego ethnosu, który pozostawał poza polem widzenia śledczych. Komisja Reecea stwierdziła nawet w pewnym miejscu, że zarząd Fundacji Rockefellera „nie był w pełni świadomy tego, co się dzieje”'". Innymi słowy. Fundacja Rockefellera nie miała pojęcia, na co są wydawane jej pieniądze. „Podobnie jak inni powiernicy tak rozbudowanych fundacji, większość decyzji pozostawiali swoim pracownikom, funkcjonariuszom fundacji”". O ile argumentację taką w ogóle można zastosować w odniesieniu do innych bogatych amerykańskich rodów, z pewnością jest ona zupełnie bezpodstawna w przypadku rodziny Rockefellerów, której członek, John D. Rockefeller III sprawie eugenicznej kontroli populacji poświęcił całe swoje życie i przez czterdzieści kolejnych lat ze skrupulatnością menadżera niższego szczebla zarządzał funduszami rodzinnymi oraz środkami własnymi za pośrednictwem organizacji Population Council. Argumentacja ta miałaby pewne podstawy w przypadku rockefellerowskich dotacji dla Institute for Pacific Relations, ale na pewno nie w odniesieniu do pieniędzy, które otrzymał Kinsey. Jak wiadomo, Kinsey nie był komunistą, a Fundacja Rockefellera z pełną świadomością udzielała mu wsparcia finansowego - doskonale wiedząc także i o tym, że dopuszcza się czynów przestępczych - ponieważ dane i informacje pozyskiwane przez Kinseya były pomocne w wojnie etnicznej, jaką ludzie ci toczyli ze swoimi przeciwnikami. Z tego samego powodu dotowali także organizację Planned Parenthood. Wywrotowcom z fundacji daleko było do światopoglądu komunistycznego - stali na przeciwległym krańcu politycznego spektrum. Reprezentowali rządzącą warstwę plutokratów, którzy dążyli do obalenia demokratycznych instytucji, ponieważ rozumieli, że w demokracji władza polityczna jest pochodną demograficznej liczebności - która w ich przypadku, za sprawą antykoncepcji oraz eugeniki, ulegała gwałtownemu zmniejszeniu. Ludzie ci mieli świadomość, że pod tym względem są stroną przegrywającą.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Po równi pochyłej własnej lubieżności podążają ku śmierci
Pornografia jest zjawiskiem, które opiera się na ustawicznym przekraczaniu granic, a te, które obowiązywały w roku 1950, zostały przesunięte na tyle daleko, że dziś nikt już nie dostrzega, gdzie przebiegały. Zobojętnienie stało się głównym politycznym problemem naszych czasów. Stało się również narzędziem, dzięki któremu nasi nadzorcy utrzymują władzę polityczną.
Richard Poster, autor publikacji The Real Bettie Page, pisze o zjawisku zobojętnienia, ale nie podaje żadnego spójnego jego wyjaśnienia, ponieważ sam również mu uległ. Nie zdając sobie sprawy z konsekwencji tego, co mówi, stwierdza, że „po jakimś czasie cała ta cielesność przestaje nas ekscytować”. Poster pisze to z pozycji redaktora pisma dla dziewcząt, które zamieściło zdjęcia Bettie, ale równie dobrze mógłby napisać te słowa, odnosząc je do kultury jako takiej. Mógłby także odnieść je do samego siebie, ale najważniejsze jest tutaj to, że ludzie, którzy zobojętnieli, nigdy nie uświadamiają sobie przebiegu tego procesu. Zauważają po prostu, że wizerunki, które kiedyś miały na nich potężną siłę oddziaływania, teraz są już jej pozbawione. Szukają zatem kolejnej podniety, przekraczają następne granice, łamią kolejne tabu pojawiające się na ich drodze i po równi pochyłej własnej lubieżności podążają ku śmierci. Najwyżej postawieni przedstawiciele liberalnych władz spowodowali, że w kulturze zaczęła funkcjonować bezprecedensowa w historii ilość wizerunków, obrazów i filmów naruszających przyjęte normy. Uczynili to w nadziei czerpania korzyści ze zniszczenia dotychczasowego porządku, koncentrując się na tym, aby ludzka alienacja przynosiła wymierne zyski finansowe, tak jak to jest z pornografią. Wywołano w ten sposób reakcję łańcuchową, ale nikt chyba nie wie, w jaki sposób ją przerwać. W rezultacie, kiedy niekontrolowane żądze biorą górę, ludzie popadają w obłęd albo dopuszczają się morderstw.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Richard Poster, autor publikacji The Real Bettie Page, pisze o zjawisku zobojętnienia, ale nie podaje żadnego spójnego jego wyjaśnienia, ponieważ sam również mu uległ. Nie zdając sobie sprawy z konsekwencji tego, co mówi, stwierdza, że „po jakimś czasie cała ta cielesność przestaje nas ekscytować”. Poster pisze to z pozycji redaktora pisma dla dziewcząt, które zamieściło zdjęcia Bettie, ale równie dobrze mógłby napisać te słowa, odnosząc je do kultury jako takiej. Mógłby także odnieść je do samego siebie, ale najważniejsze jest tutaj to, że ludzie, którzy zobojętnieli, nigdy nie uświadamiają sobie przebiegu tego procesu. Zauważają po prostu, że wizerunki, które kiedyś miały na nich potężną siłę oddziaływania, teraz są już jej pozbawione. Szukają zatem kolejnej podniety, przekraczają następne granice, łamią kolejne tabu pojawiające się na ich drodze i po równi pochyłej własnej lubieżności podążają ku śmierci. Najwyżej postawieni przedstawiciele liberalnych władz spowodowali, że w kulturze zaczęła funkcjonować bezprecedensowa w historii ilość wizerunków, obrazów i filmów naruszających przyjęte normy. Uczynili to w nadziei czerpania korzyści ze zniszczenia dotychczasowego porządku, koncentrując się na tym, aby ludzka alienacja przynosiła wymierne zyski finansowe, tak jak to jest z pornografią. Wywołano w ten sposób reakcję łańcuchową, ale nikt chyba nie wie, w jaki sposób ją przerwać. W rezultacie, kiedy niekontrolowane żądze biorą górę, ludzie popadają w obłęd albo dopuszczają się morderstw.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Człowiek świecki imieniem Eucharystos, i jego żona Maria ...
Dwaj ojcowie prosili Boga, by objawił im, do jakiej miary doskonałości doszli. Usłyszeli głos, który mówił: „W pewnej wiosce w Egipcie żyje człowiek świecki imieniem Eucharystos, i jego żona Maria. Do tej pory nie osiągnęliście miary ich doskonałości". Owi starcy wstali więc i udali się do tej wioski. Wypytywali się i znaleźli jego chatę i żonę. „Gdzie jest twój mąż?", spytali. Ona odpowiedziała: „Jest pasterzem i pasie owce". Wprowadziła ich do domu. Kiedy nastał wieczór, przybył sam Eucharystos ze stadem. Zobaczywszy owych starców przygotował dla nich stół, nalał wody do miednicy i umył im nogi. Oni rzekli do niego: „Nie będziemy jedli, jeśli nie wyjawisz nam sposobu swego postępowania". Wtedy Eucharystos rzekł do nich pokornie: „Jestem pasterzem owiec, a to jest moja żona". Gdy zaś owi dwaj starcy nalegali, aby im wyjawił wszystko, nie chwał mówić. Wtedy powiedzieli do niego: „Pan nas przysłał do ciebie". On słysząc te słowa uląkł się i powiedział im: „Te oto owce mamy od naszych rodziców, a cokolwiek Bóg z nich pozwoli nam mieć dochodu, dzielimy na trzy części. Jedną część przeznaczamy na ubogich, drugą na podejmowanie pielgrzymów, trzecią bierzemy na nasz użytek. A odkąd pojąłem żonę, ani ja się nie splamiłem, ani ona, lecz jest dziewicą. Śpimy pojedynczo, oddaleni od siebie. Na noc wkładamy wory, a na dzień nasze ubrania. Aż do tej pory nikt z ludzi nie wiedział o tym". Starcy owi słysząc to byli pełni podziwu i wrócili wielbiąc Boga.
Apoftegmaty
Ojców Pustyni tom 2. Kolekcja systematyczna, seria: źródła
monastyczne 9, przekład: Ks. Marek Kozera, wstęp: Ks. Marek
Starowieyski, TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków 1995
Stan mnicha jest czymś bardzo wielkim
Pewien starzec z Tebaidy opowiadał, że był synem kapłana pogańskiego. Jako mały chłopiec, mieszkając przy świątyni, widział, że ojciec jego często wchodzi i składa ofiary bożkowi. Pewnego razu wszedł za nim po kryjomu i zobaczył siedzącego szatana wraz z całym towarzyszącym mu orszakiem. A oto jeden z jego dostojników przyszedł i oddał mu pokłon. Diabeł spytał go: „Skąd przybywasz?" Ten odpowiedział: „Byłem w pewnej krainie i wznieciłem tam wiele zamieszek i wojen. Dokonałem wielkiego rozlewu krwi i przybyłem, by oznajmić ci o tym". Diabeł zapytał go: „Ile czasu ci to zajęło?" Ten odpowiedział: „Trzydzieści dni". Diabeł kazał go wychłostać, mówiąc: „Tak wiele czasu na to zużyłeś? " Lecz oto inny przybył i oddał mu pokłon. Jego także zapytał: „A ty skąd wracasz?" Demon odrzekł: „Byłem na morzu. Wznieciłem wielką burzę. Zatopiłem statki i zabiłem wielu ludzi. Przychodzę, by ci to oznajmić". Diabeł zapytał: „Ile czasu na to zużyłeś?" „Dwadzieścia dni", odpowiedział tamten. Jego również kazał wychłostać mówiąc: „Dlaczego w ciągu tak długiego czasu tylko tego dokonałeś?" Przybył i trzeci, oddając mu pokłon. Tego również zapytał: „A ty skąd przybywasz?" Odpowiedział: „Byłem w pewnym mieście i w czasie wesela wznieciłem kłótnię. Spowodowałem wielki rozlew krwi. Zginął również pan młody. Przybyłem, by powiedzieć ci o tym". Spytał go: „Ile dni ci to zajęło?" Odpowiedział: „Dziesięć". Jego również kazał wychłostać, jako że zbyt opieszale działa. Przybył inny, oddał mu pokłon, a diabeł spytał go:„Skąd przybywasz?" Ten odpowiedział: „Byłem na pustyni. Oto już czterdzieści lat kuszę pewnego mnicha, lecz pokonałem go dopiero tej nocy i sprawiłem, że popełnił grzech nieczysty". Diabeł słysząc to wstał, ucałował go, zdjął koronę, którą miał na głowie, i włożył na jego skroń. Posadził go obok siebie na tronie i rzekł: „Dokonałeś mężnie wielkiej rzeczy". Starzec zakończył: „Gdy to zobaczyłem i usłyszałem, powiedziałem sobie: «Stan mnicha jest czymś bardzo wielkim». W ten sposób zechciał Bóg obdarzyć mnie zbawieniem. Wyszedłem i stałem się mnichem".
Apoftegmaty
Ojców Pustyni tom 2. Kolekcja systematyczna, seria: źródła
monastyczne 9, przekład: Ks. Marek Kozera, wstęp: Ks. Marek
Starowieyski, TYNIEC Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków 1995
Rozsądne poglądy św. Tomasza z Akwinu o kobietach
Święty
Tomasz z Akwinu (ok. 1225-1274), jeden z najwybitniejszych teologów
średniowiecznych, reprezentował w tej kwestii szczególny
radykalizm. Widział w kobiecie jedynie pomocnicę mężczyzny w
prokreacji. Jak pisał, kobieta jako »nie-doskonały mężczyzna«
nie jest zdolna do przyjmowania święceń kapłańskich.
Kobieta
jest błędem natury [...] Jej nadmiar wilgoci i temperatura
ciała, świadcząca o upośledzeniu cielesnym i duchowym [...]
czyni z niej okaleczonego, chybionego, nieudanego mężczyznę.
Największą zaletą kobiety jest jej płodność oraz pożytek, jaki
płynie z niej w gospodarstwie domowym.
Za:
Annerose Sieck, Mistyczki. Historie kobiet niezwykłych, przekład: Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe Kraków 2012
Ceremonia zamknięcia w rekluzie wzorowana była na obrządku pogrzebowym
Szczególnie
surowym modelem życia była rekluzja. Praktykujące ją kobiety
zamurowywano w celach. Wolno im było utrzymywać kontakt ze
światem zewnętrznym jedynie przez umieszczony w ścianie otwór.
Jeżeli rekluzja przylegała do kościoła lub kaplicy, wyposażona
była w dodatkowe okno, przez które rekluza - kobieta zamknięta w
murach celi - mogła widzieć ołtarz i uczestniczyć w Mszy. Mniszki
takie podejmowały bardzo surowe praktyki ascetyczne, na które
składały się post, modlitwa, wstrzemięźliwość seksualna i
umartwianie ciała. Życie w zamkniętej celi przypominało
„przebywanie w grobie"; „ceremonia zamknięcia w rekluzie
wzorowana była z tego względu - jak pisze Unger - na obrządku
pogrzebowym". Mimo to rekluzy mogły kontaktować się ze
światem zewnętrznym, a często stawać się wręcz cenionymi,
obdarzonymi dużym wpływem doradczyniami. Utrzymywały się one z
jałmużny, a niekiedy wspierane były przez pobliskie wspólnoty
zakonne.
Za:
Annerose Sieck, Mistyczki. Historie kobiet niezwykłych, tytuł
oryginału: Mystikerinnen. Biographien visionarer Frauen,
przekład: Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe Kraków 2012
Człowiecze, który zasiadasz na tronie papieskim, lekceważysz Boga, nie odrzucając od siebie zła - (To nie o Franciszku)
Hildegarda
jest nie tylko wizjonerką, lecz także kobietą, która utrzymuje
kontakt z możnymi swej epoki - również poza granicami
Cesarstwa Niemieckiego - służąc im radą i napominając ich „ku
większej chwale Bożej". Z okresu między rokiem 1146/47 a jej
śmiercią w roku 1179 zachowało się ponad trzysta jej listów. To
przede wszystkim owa korespondencja sprawia, że Hildegarda zyskuje
status osoby publicznej, znanej nie tylko na skalę lokalną, lecz
także w innych krajach Europy. Mniszka świadoma jest znaczenia
swych listów i wykorzystuje ten fakt do „wypełniania swej misji
prorockiej". Nie oszczędza swym korespondentom krytyki i słów
przestrogi. Tak na przykład do papieża Anastazego IV
(1153-1154) pisze:
[...]
Bóg posłał swego Syna na świat, aby zwyciężyć przez Niego
diabła, który wynalazł zło, stworzył je i skłonił do niego
człowieka, by tak odkupić człowieka, który za sprawą zła uległ
zepsuciu. Z tego też powodu Bóg brzydzi się uczynkami, takimi jak
nierząd, morderstwa, rabunek, wojna, tyrania i obłuda bezbożnych.
On starł je bowiem wszystkie za sprawą swego Syna, który odebrał
tyranowi z piekła cały jego łup.
A
zatem człowiecze, który zasiadasz na tronie papieskim, lekceważysz
Boga, nie odrzucając od siebie zła, lecz obejmując je raczej
ramionami i dając mu pocałunek, ponieważ milcząco pozwalasz, aby
czynili je zepsuci ludzie. Całą ziemię ogarnął zamęt z powodu
wciąż nowych błędnych nauk, ponieważ człowiek upodobał sobie
to, co zniszczył Bóg. A ty, o Rzymie, jesteś bliski ostatniego
tchnienia. [...] Ty jednak, człowieku powołany na widzialnego
Pasterza, powstań, czyń prędzej sprawiedliwość, abyś sam nie
został oskarżony przed Wielkim Lekarzem o to, że nie oczyściłeś
swej trzody z brudu ani nie namaściłeś jej olejem [...].
Nie wiadomo, czy list ten doczekał się odpowiedzi.
Za:
Annerose Sieck, Mistyczki. Historie kobiet niezwykłych, tytuł
oryginału: Mystikerinnen. Biographien visionarer Frauen,
przekład: Kamil Markiewicz, Wydawnictwo eSPe Kraków 2012
Karmel nie jest jeszcze niebem, ale nie jest już ziemią
M.
Teresa de Rostang, przyjaciółka z czasów dzieciństwa, rozmyślając
później o czternastoletniej Elżbiecie, powiedziała: „Zawsze
miałam wrażenie, że była wybrana. Wykazywała dojrzałość
przewyższającą swój wiek o co najmniej dziesięć lat"
(S368).
Powinniśmy stale o tym pamiętać, gdy będziemy pochylać się nad
jej krótkim życiem (Elżbieta umarła w wieku dwudziestu sześciu
lat) i będziemy odnosić wrażenie, że jego najważniejsze fazy
zawsze przebiegały przedwcześnie.
W tym miejscu możemy pójść jedynie w dwóch kierunkach: zwykła
banalna interpretacja odszukana w tanim podręczniku do psychologii,
albo zadziwienie wobec tajemnicy.
Nawet sama matka Elżbiety, mimo że była osobą bardzo religijną,
nie zdołała od razu zrozumieć i przyjąć Boskiego działania,
które przenikało życie jej córeczki.
Co więcej, wielu współczesnych odczuje zakłopotanie wobec istoty,
która wydaje się „przeznaczona" do Karmelu prawie od
urodzenia, przeznaczona na to, aby „pogrzebać się za kratami",
jak mówiła sama Elżbieta, z własnego doświadczenia
przyzwyczajona, że cel, który wydawał się jej upragniony, u
innych budził przerażenie.
Tak pisała do swojej przyjaciółki, kilka dni przed zamknięciem
się na zawsze w klasztorze:
„Liczę
na twoje dobre odwiedziny. Mam nadzieję, że nie przestraszysz się
krat, jak przestraszyła się pewna przyjaciółka mojej mamy, która
przyjechała pożegnać się ze mną. Prosiła mnie, abym ją
zaprowadziła, żeby mogła zobaczyć się z matką przeoryszą.
Kiedy znalazła się oko w oko z kratami, doznała jakiegoś
strasznego wstrząsu. Zrobiło mi się bardzo przykro, widząc ją w
takim stanie!" (L 64).
Przyjaciółka mamy współczuła zatem Elżbiecie, która ze swej
strony współczuła przyjaciółce, choć obie patrzyły na tę samą
kratę.
Kilka lat później, już jako karmelitanka, podpowiadała w podobnej
sytuacji:
„Powiedz
jej, że kraty Karmelu, które tale ją zmroziły i wydały się tak
posępne, mnie wydają się pozłacane" (L 110).
Lecz przestrach zewnętrznych obserwatorów z pewnością
powiększyłby się o kolejną trudność psychologiczną, gdyby dane
im było poznać wszystkie pragnienia i myśli Elżbiety, te,
których zresztą nie mogła wyjawić nikomu, oprócz
zaprzyjaźnionego kapłana, ojca jej duszy, o którym już
wspominaliśmy:
„Gdyby
ksiądz wiedział, jaką nieraz odczuwam tęsknotę za niebem! Tak
bardzo chciałabym ulecieć tam w górę, blisko Niego. Byłabym
tak bardzo szczęśliwa, gdyby mnie zabrał nawet jeszcze przed
wstąpieniem do Karmelu, albowiem Karmel niebieski jest o wiele
lepszy, a ja mimo wszystko byłabym karmelitanką w raju" (L55).
Jako dwudziestojednoletnia dziewczyna Elżbieta wybierała klasztor
tylko dlatego, że była zmuszona oczekiwać na „coś wspanialszego
", zadowalając się pewnego rodzaju „drogą pośrednią":
„Ach, widzicie, Karmel nie jest jeszcze niebem, ale nie jest już
ziemią. Jakże Pan Bóg jest dobry, że mnie umieścił tutaj"
(L 91).
Powtórzmy zatem: podobne zapewnienia albo staną się przyczyną
naszego psychologicznego dyskomfortu, jeśli uznamy takie zachowania
za zgoła chore, albo obudzą subtelne, święte zdziwienie. Wiele
zależeć będzie od tego, na ile uświadomimy sobie, że obcujemy z
osobą doskonale zrównoważoną i zaskakująco dojrzałą, otwartą
na Boże działanie, które, niczym w objęciach, przyciąga ją i
skłania ku sobie, także wtedy, gdy tym mistycznym uniesieniom
towarzyszyć będą chwile oczyszczenia, przyczyniające się do
osadzenia ich całkowicie w ziemskiej rzeczywistości, we wspólnym,
pokornym, bolesnym doświadczeniu człowieczeństwa.
Za:
Antonio Maria Sicari OCD, Elżbieta od Trójcy Świętej. Życie
teologiczne, przekład Aleksandra Bałucka-Grimaldi, Wydawnictwo
Karmelitów Bosych, Kraków 2007
poniedziałek, 30 maja 2016
To co inni nazywają nacjonalizmem Orbanów i Le Penów, to dla Sloterdijka „obrona konieczna”
Od jakiegoś już czasu Sloterdijk jest
coraz ostrzej atakowany przez lewicę, oskarżającą go o to, że w jego
tekstach wyczuwalny jest język prawicowej Alternatywy dla Niemiec.
Pojawiają się bowiem u niego takie podejrzane terminy jak
„niebezpieczeństwo inwazji”, „zalew przez muzułmanów” „płodność biedy”(w
krajach arabskich), „rozmnażanie bojowe”, „broń ludnościowa”, „miliony
młodych mężczyzn obezwładnią Europę”. Sloterdijk wyznaje „typowe dla
prawicy teorie spiskowe”, mianowicie, że strumienie uchodźców kierowane
są zgodnie z czyimiś geopolitycznymi zamysłami w celu osłabienia Europy –
to co na naszych oczach się rozgrywa to, jego zdaniem, „apokalipsa
realności”.
Typowanemu niegdyś na następcę Jürgena
Habermasa filozofowi, wedle którego w życiu medialno-publicznym RFN
„eter kłamstwa jest tak gęsty jak nigdy od czasu zimnej wojny” zarzuca
się, że jest islamofobem, głosi idee antynowoczesne, antyzachodnie,
antycywilizacyjne, wrogie wobec obcych, marzy o zbudowaniu
„filozoficznego państwa stanowego”, wykluczającego wspólne
człowieczeństwo. Protekcjonalne gesty mecenasów i prywatną dobroczynność
stawia wyżej niż sprawiedliwy system podatkowy, rewolucja francuska to
nie wyzwolenie człowieka poprzez urzeczywistnienie zasada wolności,
równości i braterstwa, ale „wypadek przy pracy” historii, który
przewrócił symboliczny porządek świata. Wielokulturowość oznacza
pluralizm kultur spajanych wewnętrzną solidarnością, która wcale nie
musi obowiązywać w stosunkach z kulturami zewnętrznymi, ponieważ te nie
bytują wcale pod wspólnym dachem, ale tworzą obce, nierzadko wrogie
światy. To co inni nazywają nacjonalizmem Orbanów i Le Penów, to dla
Sloterdijka „obrona konieczna” w obliczu „uniwersalistycznego
zawłaszczania” przez Unię Europejską, to reakcja na uniwersalizm i
moralizm lewicy.
Sloterdijk krytykuje politykę Merkel w
kwestii uchodźców, grzmi przeciwko „merkelowskiej propagandzie
gościnności”. Jej polityka to akt rezygnacji z suwerenności,
równoznaczny z polityczną abdykacją. Nie istnieje moralny obowiązek
samozniszczenia, przypomina Sloterdijk szefowej rządu. Niemcy muszą się
nauczyć jaką wartością są granice; niezbędna jest wspólna polityka
graniczna w Europie – skuteczna i efektywna. Na dłuższą metę zwycięży
„terytorialny imperatyw”. Państwo narodowe, uważa Sloterdijk, ma przed
sobą długie życie, jest jedyną wielką strukturą polityczną, która do tej
pory jako tako funkcjonowała. Jako luźny związek państw Unia Europejska
ma lepszą przyszłość przed sobą niż gdyby postawiła na jeszcze głębszą
integrację.
Tomasz Gabiś, fragment artykułu →
Współczesny mężczyzna jest Bytem-ku-Emeryturze (Dasein-zur-Rente)
Klonovsky bardzo mocno podkreśla, że
jest mężczyzną, zatem naturalnie przyjmuje perspektywę męską, niekiedy
zdecydowanie męską, co w dzisiejszych czasach należy – dla uniknięcia
nieporozumień – wyraźnie zaznaczyć. Świadom jest tego, że bieg świata
zagraża istnieniu niektórych drogich mu wartości, stąd niekiedy
polemiczny ton, który jednak „szybko się ulatnia i za którym nie skrywa
się tęsknota za starymi dobrymi czasami, w które autor nie wierzy tak
samo jak nie wierzy w niepokalane poczęcie”.
Autor chce – jak sam deklaruje – odpowiedzieć na pytanie jak i po co warto żyć, warto w całkiem codziennym, niepatetycznym sensie. Wie, że jego odpowiedzi nie zadowolą wszystkich, a nawet większości, dlatego z góry uprzedza, że mowa jest o jego własnych wartościach życiowych. Nie dąży do stworzenia jakiejś obiektywnej hierarchii aksjologicznej, nie posługuje się żadną ogólną zasadą porządkującą to, co w życiu cenne, chodzi mu raczej o, by tak rzec, aksjologiczne ułamki i fragmenty, krótkie mowy w obronie wartości nadających życiu barwę i smak.
Autor chce – jak sam deklaruje – odpowiedzieć na pytanie jak i po co warto żyć, warto w całkiem codziennym, niepatetycznym sensie. Wie, że jego odpowiedzi nie zadowolą wszystkich, a nawet większości, dlatego z góry uprzedza, że mowa jest o jego własnych wartościach życiowych. Nie dąży do stworzenia jakiejś obiektywnej hierarchii aksjologicznej, nie posługuje się żadną ogólną zasadą porządkującą to, co w życiu cenne, chodzi mu raczej o, by tak rzec, aksjologiczne ułamki i fragmenty, krótkie mowy w obronie wartości nadających życiu barwę i smak.
W zeszłym roku Klonovsky opublikował Nekrolog bohatera,
namiętną obronę mężczyzny, którego wartości – wśród nich bezustanna
gotowość opieki, obrony, poświęcenia się dla kobiety – są niszczone
przez walec „genderyzmu”, powodującego podwójny regres, albowiem proces
karłowacenia mężczyzn wywołuje analogiczny proces karłowacenie kobiet.
Ideologia genderyzmu to zdaniem Klonovsky`ego ideologia narodów
wymierających, przejaw dekadencji, ale dekadencji lichej, szarej, bez
blasku, nie mającej w sobie żadnej wielkości.
Współczesny zachodni mężczyzna to
człowiek wyczerpany egzystencjalnie, bez ojczyzny, bezdomny, bez woli
władzy, tak „liberalny”, że nie przychodzi mu do głowy nic, co byłoby
warte obrony. Dał się zre(e)dukować do rodzaju nijakiego, problemy chce
rozwiązywać gadaniem, nie zna ani trybu orzekającego, ani rozkazującego a
jedynie przypuszczający. Jest całkowicie odporny na każdy rodzaj
patosu, choć kiedy się wzruszy, płacze ukradkiem. Na bóle ma tabletki,
najważniejsze jest dlań bezpieczeństwo, na przyjęciach najchętniej
rozmawia o zabezpieczeniu na starość, jest Bytem-ku-Emeryturze (Dasein-zur-Rente).
Ale drzemie w nim jeszcze resztka wstydu za to, czym się stał w
społeczeństwie starzejącym się, sfeminizowanym, płaczliwym, sterowanym
przez historyczne poczucie winy, hołdującym równości i androgyniczności.
Chce się za pomocą terapii –
indywidualnej i społeczno-kulturalnej – wykorzenić wszystko co męskie.
Silna płeć? To było dawno temu! Większość współczesnych mężczyzn to
lękliwe i chronicznie niepewne samych siebie emocjonalne kaleki.
Feministyczna propaganda i praktyka poczyniła tu spustoszenia, przy
których wyrąb lasów tropikalnych jawi się jako drobne wykroczenie.
Forsowane przez feministki parytety płciowe, oznaczające promowanie
przeciętności, to zjawisko ze sfery luksusu, żąda się parytetu tam,
gdzie nic nie ma do stracenia, a dużo do zyskania; nikt nie postuluje
parytetu kobiet przy wywożeniu śmieci, w górnictwie, w oddziałach do
usuwania skutków katastrof lub w oddziałach w Afganistanie. Co ciekawe,
zwraca uwagę Klonovsky, w zarządach i gremiach kierowniczych partii
politycznych, jest procentowo więcej kobiet niż kobiecych członków
partii. Zatem jak zwykle nie chodzi o „sprawiedliwość”, ale o
przywileje.
Pisarz apeluje do mężczyzn, żeby – wbrew
propagandzie feministycznej – nie wyrzekali się cnoty rycerskości.
Jeśli np. parytety płciowe prowadzą do tego, że mniej zdolna kobieta
(tzw. kobieta parytetowa) zabiera posadę mężczyźnie to są to straty
uboczne feminizmu, ogromnie irytujące dla tego kogo dotykają, jednak
prawdziwa szkoda powstałyby dopiero wówczas, gdyby mężczyzna naprawdę
wdał się w wojnę płci, to znaczy traktował kobiety dokładnie tak jak
innych mężczyzn, ponieważ wówczas nastąpiłoby rzeczywiście odczarowanie
świata.
cały artykuł Pana Tomasza Gabisia o Michaelu Klonovskim tutaj →
Są podstawy, by uznać, że współczesny człowiek stał się moralnym idiotą
Kiedy zastanawiałem się nad światem, do którego miałem kierować te
rozważania, byłem pod wrażeniem tego, jak trudno przyjąć początkowe
założenia. Trudność ta była częściowo wynikiem szeroko rozpowszechnionej
"postępowej" teorii historii, z jej wiarą, że najdalszy punkt w czasie
oznacza punkt najwyższego rozwoju. Owa teoria wspomagana jest bez
wątpienia przez teorie ewolucji, które bezkrytycznie sugerują coś w
rodzaju koniecznego przejścia od prostoty do zróżnicowania. Największy
kłopot znajduje się jednak głębiej. Jest to potworny problem,
pojawiający się, gdy przyjdzie do konkretów: jak nakłonić ludzi do
zróżnicowania między lepszym a gorszym? Czy dzisiejsi ludzie są
wystarczająco wyposażeni w racjonalną skalę wartości, by powiązać
twierdzenia za pomocą rozumu? Są podstawy, by uznać, że współczesny
człowiek stał się moralnym idiotą. Tak niewielu jest tych, którzy zadają
sobie trud oceny swego życia lub trud akceptacji kary, mający swe
źródło w uznaniu, że nasz obecny stan może być stanem upadku, iż rodzi
się pytanie, czy ludzie dziś rozumieją, co to znaczy wyższość ideału.
Można by przyjąć, że abstrakcyjne rozumowanie jest im obce, ale cóż
pomyśleć, kiedy stawia im się przed oczy najbardziej konkretne
świadectwa, a oni nadal nie są zdolni do wskazania różnicy lub
wyciągnięcia wniosku? Od czterech stuleci każdy człowiek jest nie tylko
swym własnym kapłanem, ale także swym własnym profesorem etyki, a
konsekwencją tego jest anarchia zagrażająca nawet temu minimum
uznawanych powszechnie wartości, które jest konieczne dla istnienia
państwa.
Prawdziwie świadczy o nas przysłowie naszych czasów: "Jeśli szukasz pomnika głupoty - rozejrzyj się wokół siebie". Za naszego życia widzieliśmy miasta starte z powierzchni ziemi, prastare wierzenia dotknięte klęską. Możemy słusznie zapytać słowami św. Mateusza, czy nie stoimy wobec "wielkiego zamętu, jakiego nie było od początku świata"? Od wielu lat żyliśmy z zuchwałą pewnością, że człowiek osiągnął stan niezależności, który sprawił, że dawne ograniczenia stały się bezużyteczne. I tak, w pierwszej połowie XX wieku, będąc na wyżynach nowoczesnego rozwoju obserwowaliśmy niebywałe wybuchy nienawiści i gwałtu; widzieliśmy całe narody spustoszone przez wojnę i zamknięte w obozy karne przez zdobywców; widzieliśmy jak połowa ludzkości traktuje drugą połowię niczym złoczyńców. Wszędzie ujawniają się symptomy masowej psychozy. Najbardziej złowrogi jest widok rozsypujących się podstaw wartości. Nasza jedyna planeta przedrzeźniania jest przez światy, które wartości te rozumieją w najróżniejszy sposób. Opisane oznaki rozpadu rodzą strach, zaś strach prowadzi do desperackich, jednostronnych wysiłków na rzecz ocalenia, co tylko pogłębia ten proces.
Podobnie jak Makbet, człowiek Zachodu podjął jedną złą decyzję, która stała się wystarczającą i ostateczną przyczyną innych złych decyzji.
R. Weaver Idee mają konsekwencje
tłumaczenie: Barbara Bubula
Prawdziwie świadczy o nas przysłowie naszych czasów: "Jeśli szukasz pomnika głupoty - rozejrzyj się wokół siebie". Za naszego życia widzieliśmy miasta starte z powierzchni ziemi, prastare wierzenia dotknięte klęską. Możemy słusznie zapytać słowami św. Mateusza, czy nie stoimy wobec "wielkiego zamętu, jakiego nie było od początku świata"? Od wielu lat żyliśmy z zuchwałą pewnością, że człowiek osiągnął stan niezależności, który sprawił, że dawne ograniczenia stały się bezużyteczne. I tak, w pierwszej połowie XX wieku, będąc na wyżynach nowoczesnego rozwoju obserwowaliśmy niebywałe wybuchy nienawiści i gwałtu; widzieliśmy całe narody spustoszone przez wojnę i zamknięte w obozy karne przez zdobywców; widzieliśmy jak połowa ludzkości traktuje drugą połowię niczym złoczyńców. Wszędzie ujawniają się symptomy masowej psychozy. Najbardziej złowrogi jest widok rozsypujących się podstaw wartości. Nasza jedyna planeta przedrzeźniania jest przez światy, które wartości te rozumieją w najróżniejszy sposób. Opisane oznaki rozpadu rodzą strach, zaś strach prowadzi do desperackich, jednostronnych wysiłków na rzecz ocalenia, co tylko pogłębia ten proces.
Podobnie jak Makbet, człowiek Zachodu podjął jedną złą decyzję, która stała się wystarczającą i ostateczną przyczyną innych złych decyzji.
R. Weaver Idee mają konsekwencje
tłumaczenie: Barbara Bubula
Nietrwałość
Powinno się robić to co
korzystne i prowadzić święte życie; gdyż nikt kto się urodził,
nie potrafi uciec śmierci.
Araka, nauczyciel z dawnych czasów →
Mnisi, te osiem światowych rzeczy krąży wokół świata, i świat krąży wokół tych ośmiu światowych rzeczy. Jakich ośmiu? Zysk i strata, brak uznania i sława, nagana i pochwała, i przyjemność i ból.
Nietrwałość ośmiu światowych rzeczy →
„Czcigodni panowie, cokolwiek doszło do istnienia i jest determinowane, generowane intencjonalnie, powstałe współzależnie – to jest nietrwałe. Cokolwiek jest nietrwałe, jest cierpieniem. Po jasnym zobaczeniu tego co jest cierpieniem, jakim to rzeczywiście jest, z odpowiednim zrozumieniem w taki sposób: 'To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja', rozumiem jakim rzeczywiście ona jest, nadrzędną ucieczkę z tego”.
Anathapindika i wędrowcy→
-Życie w każdym świecie jest nietrwałe, przemijające ...
-Życie w każdym świecie nie ma schronienia i protektora ...
-W życiu w każdym świecie nie ma nic własnego; człowiek musi opuścić wszystko i odejść...
-Życie w każdym świecie jest niekompletne, nienasycone, niewolnikiem pragnienia ...
Mnich Ratthapala poucza Króla Koravya →
Każde poszczególne uczucie powstaje zależnie od poszczególnego warunku i ze wstrzymaniem tego odpowiedniego warunku, odpowiednie uczucie zostaje wstrzymane.
Mnich Nandaka poucza mniszki →
Araka, nauczyciel z dawnych czasów →
Mnisi, te osiem światowych rzeczy krąży wokół świata, i świat krąży wokół tych ośmiu światowych rzeczy. Jakich ośmiu? Zysk i strata, brak uznania i sława, nagana i pochwała, i przyjemność i ból.
Nietrwałość ośmiu światowych rzeczy →
„Czcigodni panowie, cokolwiek doszło do istnienia i jest determinowane, generowane intencjonalnie, powstałe współzależnie – to jest nietrwałe. Cokolwiek jest nietrwałe, jest cierpieniem. Po jasnym zobaczeniu tego co jest cierpieniem, jakim to rzeczywiście jest, z odpowiednim zrozumieniem w taki sposób: 'To nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja', rozumiem jakim rzeczywiście ona jest, nadrzędną ucieczkę z tego”.
Anathapindika i wędrowcy→
-Życie w każdym świecie jest nietrwałe, przemijające ...
-Życie w każdym świecie nie ma schronienia i protektora ...
-W życiu w każdym świecie nie ma nic własnego; człowiek musi opuścić wszystko i odejść...
-Życie w każdym świecie jest niekompletne, nienasycone, niewolnikiem pragnienia ...
Mnich Ratthapala poucza Króla Koravya →
Każde poszczególne uczucie powstaje zależnie od poszczególnego warunku i ze wstrzymaniem tego odpowiedniego warunku, odpowiednie uczucie zostaje wstrzymane.
Mnich Nandaka poucza mniszki →
Kontemplując brzydotę
Kontemplując brzydotę w ciele,
Będąc uważny wdechów i wydechów,
Zawsze pilny i widzący jasno
Uspakajający wszystkie determinacje:
Taki mnich który widzi właściwie
Jest przez to uwolniony.
Spełniony w wiedzy, spokojny
Ten mędrzec przekroczył wszystkie więzy.
Itivuttaka 4. 85
Wówczas rodzi się w nas subtelna i głęboka obojętność wobec wszystkich życiowych przykrości i niepowodzeń
Jeżeli postrzegamy ten świat jako złudzenie lub zjawę, możemy też postrzegać wszystko, co nam się wydarza, jako sen; coś, co udawało, że istnieje, dopóki spaliśmy. Wówczas rodzi się w nas subtelna i głęboka obojętność wobec wszystkich życiowych przykrości i niepowodzeń. Ci, którzy umierają, skręcają za róg i dlatego tracimy ich z oczu; ci, którzy cierpią, suną przed nami jak senny koszmar, jeśli to czujemy, lub jak uciążliwe majaki, jeśli o tym myślimy. I nasze własne cierpienie nie będzie dla nikogo niczym więcej. Na tym świecie śpimy na lewym boku, nawet przez sen słysząc zgnębione istnienie naszego serca.
Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
Ludzie, krocząc po owej równi pochyłej, wykształcają w sobie brak wrażliwości, który zwiększa się proporcjonalnie do stopnia ich degradacji
Podobnie jak podczas wojny
secesyjnej, która stworzyła okazję wykorzystywania
seksualnych ciągot żołnierzy i robienia na tym pieniędzy -
co było powodem wprowadzenia przez prezydenta Lincolna
pierwszych w historii kraju przepisów zakazujących niemoralnych
zachowań - w czasie II wojny światowej rozkręcił się biznes
polegający na rozprowadzaniu i sprzedawaniu amerykańskim
żołnierzom w różnych rejonach świata plakatów ze skąpo
odzianymi „pin up girls” oraz hollywoodzkimi aktorkami. Po
zakończeniu wojny popyt na nie bynajmniej nie ustał, ale wzrósł,
podsycany przez zjawiska i wydarzenia, których częścią był
raport Kinseya. Towarzyszył temu wzrost popytu na nagość.
Początki lawiny pornografii, która zalała kraj w łatach
siedemdziesiątych, wyglądały skromnie i różniły się od niej
tak, jak źródła Amazonki różnią się od jej ujścia, ale
kierunek przyszłych zmian został wytyczony już wtedy.
Problemem była bierność wobec tego rodzaju obsceniczności i
niedostrzeganie, jakie skutki będzie to miało dla kultury. Im
powszechniejsze stawało się to zjawisko, tym mniej rozumiano,
co w istocie oznacza.
W roku 1948, czyli mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Bettie Page rozpoczynała karierę najpopularniejszej „pin-up girl” w Nowym Jorku, Richard Weaver w Ideas Have Consequences napisał:
Najgorsze jest to, że ludzie, krocząc po owej równi pochyłej, wykształcają w sobie brak wrażliwości, który zwiększa się proporcjonalnie do stopnia ich degradacji. Upadek ten widać najwyraźniej u źródła; kiedy nawyk ten się utrwala, widzimy, że anormalny stan zobojętnienia narasta wraz z pogłębianiem się moralnego kryzysu. Wówczas pojawiają się pierwsze słabe sygnały ostrzegawcze, że to najlepsza okazja, aby nie dopuścić do samozatraty; i to, jak podejrzewam, tłumaczy, dlaczego średniowiecznych myślicieli tak bardzo poruszały kwestie, które dziś wydają się nam bezprzedmiotowe. Jeśli dalej kroczymy po tej drodze, głosy ostrzegawcze cichną i można osiągnąć stan, w którym całkowicie traci się orientację moralną. I tak, konfrontowani z ogromną brutalnością naszych czasów, wydajemy się być niezdolni do tego, żeby odpowiednio przeciwstawić się wypaczaniu prawdy oraz aktom zezwierzęcenia... Dochodzimy do stanu, w którym zatracimy zdolność dostrzegania własnej niemoralności, a stoczywszy się, nie będziemy mieli narzędzi, dzięki którym moglibyśmy ocenić stopień naszego upadku.
W roku 1948, czyli mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Bettie Page rozpoczynała karierę najpopularniejszej „pin-up girl” w Nowym Jorku, Richard Weaver w Ideas Have Consequences napisał:
Najgorsze jest to, że ludzie, krocząc po owej równi pochyłej, wykształcają w sobie brak wrażliwości, który zwiększa się proporcjonalnie do stopnia ich degradacji. Upadek ten widać najwyraźniej u źródła; kiedy nawyk ten się utrwala, widzimy, że anormalny stan zobojętnienia narasta wraz z pogłębianiem się moralnego kryzysu. Wówczas pojawiają się pierwsze słabe sygnały ostrzegawcze, że to najlepsza okazja, aby nie dopuścić do samozatraty; i to, jak podejrzewam, tłumaczy, dlaczego średniowiecznych myślicieli tak bardzo poruszały kwestie, które dziś wydają się nam bezprzedmiotowe. Jeśli dalej kroczymy po tej drodze, głosy ostrzegawcze cichną i można osiągnąć stan, w którym całkowicie traci się orientację moralną. I tak, konfrontowani z ogromną brutalnością naszych czasów, wydajemy się być niezdolni do tego, żeby odpowiednio przeciwstawić się wypaczaniu prawdy oraz aktom zezwierzęcenia... Dochodzimy do stanu, w którym zatracimy zdolność dostrzegania własnej niemoralności, a stoczywszy się, nie będziemy mieli narzędzi, dzięki którym moglibyśmy ocenić stopień naszego upadku.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
tłumaczenie: Jerzy Morka
Próbują naruszyć intymność naszych umysłów
Reklama szybko stała się rodzajem laboratorium, w którym biznes sprawdzał często przeceniane tezy behawioryzmu, wedle których natura ludzka nie istnieje. Wbrew temu, co głosił Watson i jemu podobni, specjaliści reklamy rychło przekonali się, że konsumenci nie są wcale „nieskończenie plastyczni”. Mogli twierdzić, że są w stanie sprzedać nawet „pomyje”, i w niektórych przypadkach w istocie tak było, nie mogli jednak robić tego na dłuższą metę. Ponieważ coraz bardziej skłaniali się ku przekonaniu, że konsument kieruje się przy zakupach nieracjonalnymi a nawet irracjonalnymi pobudkami, zmuszeni byli zastanowić się nad naturą pragnienia posiadania jakiegoś towaru, a także nad tym, z czego ono wynika. Kiedy zbadali odwieczne rozróżnienie między potrzebą a chęcią, o którym Platon pisał w Państwie, zaczęli rozumieć, że konsumpcyjne schematy zachowań znacznie odbiegają od obiektywnych okoliczności, które dyktuje nam rzeczywisty świat, a niezaspokojone pragnienia mają na nie znaczniejszy wpływ niż dotąd przypuszczali. Liczba tych pragnień była jednak zdecydowanie ograniczona i miała luźny związek z produktem, można go jednak było spotęgować poprzez uwarunkowywanie. Tutaj właśnie spece od reklamy zaczęli dostrzegać rolę seksu jako strategii marketingowej. Człowiek nie jest „nieskończenie plastyczny”; jest rozumną istotą, która słabo panuje nad własnymi namiętnościami, ale ich liczba jest ograniczona, a tymi, którymi najłatwiej manipulować, są namiętności związane z seksem. Dlatego reklama skuteczna powinna wykorzystywać odruch warunkowy, aby w umyśle konsumenta skojarzyć produkt z emocjami, jakie wywołuje w nim seks.
W roku 1957 związek między namiętnościami seksualnymi a produktami, które Madison Avenue chciała sprzedawać, był tak oczywisty, że Vance Packard mógł już napisać swój bestseller The Hidden Persuaders, który mówił o rozpowszechnionej obawie utraty autonomii jednostki w obliczu manipulowania jej pożądaniem. „Wydaje mi się, że najpoważniejszym wykroczeniem, którego dopuszczają się ludzie dokonujący głębokich manipulacji, jest to, że próbują naruszyć intymność naszych umysłów’”. Te same niepokoje, ale w bardziej seksualnym wymiarze, wyraża Wilson Bryan Key w książkach Sublimal Seduction, Media Manipulation oraz The Clam--Plate Orgy. Nie trzeba zgadzać się jego analizą reklamy przedstawiającej kostki lodu zanurzone w whisky, żeby zdać sobie sprawę z istoty i sensu stanu seksualnej pokusy, jaką obecnie reklama stara się wywoływać u konsumenta.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
W roku 1957 związek między namiętnościami seksualnymi a produktami, które Madison Avenue chciała sprzedawać, był tak oczywisty, że Vance Packard mógł już napisać swój bestseller The Hidden Persuaders, który mówił o rozpowszechnionej obawie utraty autonomii jednostki w obliczu manipulowania jej pożądaniem. „Wydaje mi się, że najpoważniejszym wykroczeniem, którego dopuszczają się ludzie dokonujący głębokich manipulacji, jest to, że próbują naruszyć intymność naszych umysłów’”. Te same niepokoje, ale w bardziej seksualnym wymiarze, wyraża Wilson Bryan Key w książkach Sublimal Seduction, Media Manipulation oraz The Clam--Plate Orgy. Nie trzeba zgadzać się jego analizą reklamy przedstawiającej kostki lodu zanurzone w whisky, żeby zdać sobie sprawę z istoty i sensu stanu seksualnej pokusy, jaką obecnie reklama stara się wywoływać u konsumenta.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
niedziela, 29 maja 2016
Ludność złożona z niewolników, wobec których nie trzeba używać przymusu, ponieważ kochają własne zniewolenie
W roku 1932 zaczęły pojawiać się pierwsze reakcje na idee głoszone przez Watsona i jego brytyjskiego popularyzatora, Bertranda Russela. W powieści Nowy wspaniały świat Aldous Huxley zaatakował behawioryzm jako ideologiczną podstawę „miękkiego” totalitaryzmu przyszłości. Huxley znał Amerykę i z pewnością nawiązywał do niej oraz do wizji Watsona, kiedy stwierdził, że seksualna namiętność jest wyjątkowo skuteczną postacią kontrolowania społeczeństwa, ponieważ napotyka na najmniejszy opór i przyswajana jest nadzwyczaj skutecznie. Występując w obronie swoich namiętności, ofiara takiego systemu wierzy, że broni istoty samego siebie, w rzeczywistości jednak broni interesów tych, którzy udzielili jej przyzwolenia na ich zaspokajanie. W ten sposób rządy umożliwiające i wspierające zaspokajanie owych namiętności zyskują nad ludźmi władzę większą i głębiej zakotwiczoną, niż inne są to w stanie osiągnąć. Aldous Huxley, który był znawcą oświecenia, identyczne zjawisko dostrzegł w pismach markiza de Sade, który widział w sobie apostoła prawdziwie rewolucyjnej rewolucji, wykraczającej poza granice polityki oraz ekonomii - rewolucji dotyczącej poszczególnych ludzi: mężczyzn, kobiet i dzieci, których ciała miały odtąd stać się wspólną seksualną własnością wszystkich, umysły zaś miały wyzbyć się wszelkich naturalnych dobrych obyczajów, wszystkich z trudem nabytych hamulców tradycyjnej cywilizacji. Między sadyzmem a rzeczywiście rewolucyjną rewolucją nie ma oczywiście żadnego koniecznego ani nieuchronnego powiązania. Sade był szaleńcem, a mniej lub bardziej uświadomionym celem jego rewolucji był chaos i zniszczenie. Ludzie władający Nowym Wspaniałym Światem być może nie są przy zdrowych zmysłach (w dosłownym rozumieniu tego słowa), ale nie są też obłąkani, a ich celem nie jest anarchia, lecz społeczna stabilność. Ostateczna, osobista, prawdziwie rewolucyjna rewolucja służyć ma osiągnięciu stabilności, i naukowymi środkami wprowadzają ją w życie'"*.
Huxley miał powody, aby pisać w ten sposób, ponieważ po roku 1795 wyzwolenie seksualne przestało być częścią sił, które obaliły ancient regime, zaczęło natomiast służyć utrzymaniu się przy władzy rewolucyjnego reżimu: „Rzeczywiście sprawnym państwem totalitarnym byłoby takie, w którym wszechwładne polityczne kierownictwo i jego armia zarządców sprawowałaby kontrolę nad ludnością złożoną z niewolników, wobec których nie trzeba używać przymusu, ponieważ kochają własne zniewolenie. W dzisiejszych państwach totalitarnych zadanie wyzwolenia w nich tej miłości jest zadaniem propagandzistów, redaktorów gazet oraz nauczycieli szkolnych”.
Jako że najlepszym sposobem na to, żeby niewolnicy pokochali swe zniewolenie, jest sprawić, aby było ono przyjemne; należy z seksu, który jest bez wątpienia przyjemnością, uczynić formę kontroli, a osiąga się to poprzez ustanowienie państwa arbitrem w tej sferze, uwalniając ją od ograniczeń, tak aby ludzie korzystali z niej według reguł ustanowionych przez państwo, a nie przez porządek moralny. Wówczas niewolnicy szybko przysięgną wierność temu, w czym widzą źródło oraz gwarancję owych przyjemności. Innymi słowy, państwo, poprzez przejęcie kontroli nad życiem seksualnym obywateli, zyskuje nad nimi władzę w sferze, która jest ich najsłabszym punktem. Kontrola ta jest tak skuteczna, dlatego że nie jest postrzegana jako kontrola, lecz jako „wolność” rozumiana w znaczeniu możliwości zaspokajania występnych pożądań i pragnień. Zdaniem Huxleya, „najważniejszymi Projektami Manhattan przyszłości będą zakrojone na szeroką skałę, sponsorowane przez rząd badania nad tym, co politycy i naukowcy nazwą <problemem szczęścia> - innymi słowy, nad tym, jak spowodować, żeby ludzie pokochali własne zniewolenie”. Huxley uważa, że transformacja ta właśnie dokonuje się w Ameryce.
Przedstawiona w „Nowym Wspaniałym Świecie” rozwiązłość seksualna także nie wydaje się zbyt odległa. Już teraz w niektórych amerykańskich miastach liczba rozwodów jest równa liczbie zawieranych małżeństw. Niewątpliwie w przeciągu kilku lat świadectwa zawarcia związku małżeńskiego będą sprzedawane jak zezwolenia na posiadanie psa - ważne przez dwanaście miesięcy, bez zastrzeżenia zabraniającego zmieniania psów albo trzymania więcej niż jednego zwierzęcia naraz. W miarę, jak kurczy się wolność polityczna i gospodarcza, swoboda seksualna - niejako w ramach rekompensaty - ulega rozszerzeniu.
Przewidywania Huxleya trącą nieco myszką, a to dlatego, że myślał przede wszystkim o totalitarnych rządach istniejących w latach trzydziestych, nie dostrzegł natomiast, że system amerykański, wykorzystując siły gospodarki rynkowej, był znacznie skuteczniejszy w zniewalaniu ludzi, przed którym pisarz ostrzegał, ponieważ był mniej przytłaczający i dlatego mniej dostrzegalny przez jego ofiary. Stałym złudzeniem, które tworzył, było twierdzenie, że najważniejsza jest w nim jednostka oraz jej pragnienia. Za kulisami tego kryły się fundacje i wszystkie pozostałe siły kształtujące pozornie wolny rynek w taki sposób, aby przynosiło im to pożądane korzyści. Pesymistyczne zakończenie książki Huxleya jest być może odzwierciedleniem osobistej słabości autora, bądź też po prostu realistycznym przyjęciem do wiadomości, że przeciętna jednostka bez pomocy czynnika boskiego nie potrafi oprzeć się seksualnym pokusom. Tak czy owak, skutkiem ulegania rozpowszechnianym przez światową sieć mediów pokusom było zniewolenie.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Huxley miał powody, aby pisać w ten sposób, ponieważ po roku 1795 wyzwolenie seksualne przestało być częścią sił, które obaliły ancient regime, zaczęło natomiast służyć utrzymaniu się przy władzy rewolucyjnego reżimu: „Rzeczywiście sprawnym państwem totalitarnym byłoby takie, w którym wszechwładne polityczne kierownictwo i jego armia zarządców sprawowałaby kontrolę nad ludnością złożoną z niewolników, wobec których nie trzeba używać przymusu, ponieważ kochają własne zniewolenie. W dzisiejszych państwach totalitarnych zadanie wyzwolenia w nich tej miłości jest zadaniem propagandzistów, redaktorów gazet oraz nauczycieli szkolnych”.
Jako że najlepszym sposobem na to, żeby niewolnicy pokochali swe zniewolenie, jest sprawić, aby było ono przyjemne; należy z seksu, który jest bez wątpienia przyjemnością, uczynić formę kontroli, a osiąga się to poprzez ustanowienie państwa arbitrem w tej sferze, uwalniając ją od ograniczeń, tak aby ludzie korzystali z niej według reguł ustanowionych przez państwo, a nie przez porządek moralny. Wówczas niewolnicy szybko przysięgną wierność temu, w czym widzą źródło oraz gwarancję owych przyjemności. Innymi słowy, państwo, poprzez przejęcie kontroli nad życiem seksualnym obywateli, zyskuje nad nimi władzę w sferze, która jest ich najsłabszym punktem. Kontrola ta jest tak skuteczna, dlatego że nie jest postrzegana jako kontrola, lecz jako „wolność” rozumiana w znaczeniu możliwości zaspokajania występnych pożądań i pragnień. Zdaniem Huxleya, „najważniejszymi Projektami Manhattan przyszłości będą zakrojone na szeroką skałę, sponsorowane przez rząd badania nad tym, co politycy i naukowcy nazwą <problemem szczęścia> - innymi słowy, nad tym, jak spowodować, żeby ludzie pokochali własne zniewolenie”. Huxley uważa, że transformacja ta właśnie dokonuje się w Ameryce.
Przedstawiona w „Nowym Wspaniałym Świecie” rozwiązłość seksualna także nie wydaje się zbyt odległa. Już teraz w niektórych amerykańskich miastach liczba rozwodów jest równa liczbie zawieranych małżeństw. Niewątpliwie w przeciągu kilku lat świadectwa zawarcia związku małżeńskiego będą sprzedawane jak zezwolenia na posiadanie psa - ważne przez dwanaście miesięcy, bez zastrzeżenia zabraniającego zmieniania psów albo trzymania więcej niż jednego zwierzęcia naraz. W miarę, jak kurczy się wolność polityczna i gospodarcza, swoboda seksualna - niejako w ramach rekompensaty - ulega rozszerzeniu.
Przewidywania Huxleya trącą nieco myszką, a to dlatego, że myślał przede wszystkim o totalitarnych rządach istniejących w latach trzydziestych, nie dostrzegł natomiast, że system amerykański, wykorzystując siły gospodarki rynkowej, był znacznie skuteczniejszy w zniewalaniu ludzi, przed którym pisarz ostrzegał, ponieważ był mniej przytłaczający i dlatego mniej dostrzegalny przez jego ofiary. Stałym złudzeniem, które tworzył, było twierdzenie, że najważniejsza jest w nim jednostka oraz jej pragnienia. Za kulisami tego kryły się fundacje i wszystkie pozostałe siły kształtujące pozornie wolny rynek w taki sposób, aby przynosiło im to pożądane korzyści. Pesymistyczne zakończenie książki Huxleya jest być może odzwierciedleniem osobistej słabości autora, bądź też po prostu realistycznym przyjęciem do wiadomości, że przeciętna jednostka bez pomocy czynnika boskiego nie potrafi oprzeć się seksualnym pokusom. Tak czy owak, skutkiem ulegania rozpowszechnianym przez światową sieć mediów pokusom było zniewolenie.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Wam zostawimy bogów i boginie stworzone przez was na obraz i podobieństwo wasze, bóstwa beztroski, przyjemności i mierności. Pozostawimy wam uciechy dekadencji oraz wyrok skazujący was na wyginięcie”''.
Wielebny John A. Ryan, profesor teologii moralnej na Uniwersytecie Katolickim i przewodniczący Krajowej Katolickiej Akcji Dobroczynnej (National Catholic Welfare Conference), zwykł był kończyć swe przemówienia potępieniem antykoncepcji, czyniąc to w te oto słowa:
Ponad siedemnaście stuleci temu wielki chrześcijański pisarz Tertulian w słowach pełnych triumfu zwrócił się do ówczesnych klas wyższych, władców rzymskiego imperium: „Jesteśmy tu od niedawna, a jednak zapełniamy wasze miasta, wyspy, forty, miasteczka, obozy, pokolenia, dzielnice, pałac, senat, rynek; zostawiliśmy wam tylko wasze świątynie”. Parafrazując go, ci, którzy odrzucają kontrolę urodzeń, mogliby powiedzieć dzisiejszym klasom wyższym: „My także jesteśmy tu od niedawna, ale jutro będziemy większością. Zajmiemy i opanujemy każdą sferę działalności: farmy, kantory, szkoły, wolne zawody, prasę, legislaturę. Zdominujemy je, gdyż po naszej stronie będzie liczebność i inteligencja, a nade wszystko moralna siła, aby walczyć, przetrwać i trwać. Wam zostawimy bogów i boginie stworzone przez was na obraz i podobieństwo wasze, bóstwa beztroski, przyjemności i mierności. Pozostawimy wam uciechy dekadencji oraz wyrok skazujący was na wyginięcie”''.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Ponad siedemnaście stuleci temu wielki chrześcijański pisarz Tertulian w słowach pełnych triumfu zwrócił się do ówczesnych klas wyższych, władców rzymskiego imperium: „Jesteśmy tu od niedawna, a jednak zapełniamy wasze miasta, wyspy, forty, miasteczka, obozy, pokolenia, dzielnice, pałac, senat, rynek; zostawiliśmy wam tylko wasze świątynie”. Parafrazując go, ci, którzy odrzucają kontrolę urodzeń, mogliby powiedzieć dzisiejszym klasom wyższym: „My także jesteśmy tu od niedawna, ale jutro będziemy większością. Zajmiemy i opanujemy każdą sferę działalności: farmy, kantory, szkoły, wolne zawody, prasę, legislaturę. Zdominujemy je, gdyż po naszej stronie będzie liczebność i inteligencja, a nade wszystko moralna siła, aby walczyć, przetrwać i trwać. Wam zostawimy bogów i boginie stworzone przez was na obraz i podobieństwo wasze, bóstwa beztroski, przyjemności i mierności. Pozostawimy wam uciechy dekadencji oraz wyrok skazujący was na wyginięcie”''.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Aby na nowo ukształtować człowieka, „niewidoczni rządzący” musieli stworzyć świat zaludniony przez „człowieka masowego”
Pankulturowe wyzwolenie może się jednak urzeczywistnić jedynie wówczas, kiedy posłużymy się pankulturowymi narzędziami przekonywania do niego ludzi. Jego warunkiem było powstanie mass mediów. Bernays w ciągu swego długiego życia był świadkiem rodzenia się umożliwiających to instrumentów, czyli periodyków o światowym zasięgu, kina, radia i telewizji.
Aby na nowo ukształtować człowieka, „niewidoczni rządzący” musieli stworzyć świat zaludniony przez „człowieka masowego”. Chodziło o ludzi bez korzeni, pozbawionych powiązań etnicznych i religijnych, którzy nie opierają się na tradycji, na religii czy na zasadach moralnych, lecz na opiniach, które wydają się być podzielane przez wszystkich, gdyż są propagowane przez mass media. Nowym autorytetem, przed którym ci nowi ludzie pochylają głowę, stała się nauka. Nauka złamała wiele tabu, dostarczyła racjonalnie uzasadnionego przyzwolenia, podczas gdy tradycja proponowała zamiast tego tylko irracjonalne ograniczenia.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Aby na nowo ukształtować człowieka, „niewidoczni rządzący” musieli stworzyć świat zaludniony przez „człowieka masowego”. Chodziło o ludzi bez korzeni, pozbawionych powiązań etnicznych i religijnych, którzy nie opierają się na tradycji, na religii czy na zasadach moralnych, lecz na opiniach, które wydają się być podzielane przez wszystkich, gdyż są propagowane przez mass media. Nowym autorytetem, przed którym ci nowi ludzie pochylają głowę, stała się nauka. Nauka złamała wiele tabu, dostarczyła racjonalnie uzasadnionego przyzwolenia, podczas gdy tradycja proponowała zamiast tego tylko irracjonalne ograniczenia.
Michael Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej.
tłumaczenie: Jerzy Morka
Twórca lustra zatruł ludzką duszę
Człowiek nie powinien mieć możliwości oglądania własnej twarzy. To rzecz najstraszniejsza z możliwych. Natura obdarowała go niemożnością oglądania twarzy, podobnie jak uniemożliwiła mu wpatrywanie się sobie w oczy. Mógł oglądać swoją twarz tylko w tafli rzek i jezior. I nawet postawa, którą miał przyjmować, była znamiennym symbolem – musiał się pochylić, poniżyć, aby popełnić tę niegodziwość oglądania samego siebie.
Twórca lustra zatruł ludzką duszę.
Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
Twórca lustra zatruł ludzką duszę.
Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc
sobota, 28 maja 2016
Człowiek jako twórca swego świata
Droga środkowa pomiędzy realizmem a
idealizmem to odrzucenie materializmu i zachowanie materii, innymi
słowy świat naukowców, spekulacje na temat świata, są abstrakcją
wyprowadzoną z bezpośredniego doświadczenia, gdzie rzeczy jeżeli
są, są zawsze na zasadzie bycia poznawanymi przez konkretną
świadomość. O ile tego świadomego obserwatora można wziąć w
nawias i zapomnieć o nim w pewnych dziedzinach nauki, gdy badamy
naturę doświadczenia, musimy powrócić do korzeni, gdzie
obserwator wraz z obserwowanym polem stanowią jedną nierozłączną
całość.
W terminach opisujących to podstawowe
doświadczenie, możemy mówić o relacji „ja i świat” co w
języku Pali brzmi: atta ca loko ca.
(Świat, musimy to zrozumieć, jest determinowany jako taki w odniesieniu do „ja”, bo jest esencjonalnie tym co należy do „ja” będąc tym w czym „ja” jest usytuowane i implikowane). Mój świat jak zauważa Heidegger, jest światem moich zajęć i trosk, inaczej mówiąc zorganizowaną perspektywą wszystkich rzeczy mających dla mnie znaczenie i mnie oznaczających. Kolekcja niezależnych publicznych faktów produkowana przez naukową metodę jest zupełnie niezdolna do utworzenia świata, gdyż brakuje jej jakiejkolwiek osobistej determinacji, której eliminacja, w rzeczy samej jest zadaniem nauki. Nanavira Thera
W
tym sensie całkiem śmiało możemy mówić iż każdy puthujjana
żyje w swoim własnym świecie a inni ludzie mogą w nim przebywać
tylko na zasadzie części składowych tego świata.
I
tak świat wierzącego w Boga, ufającego Jezusowi, iż koniecznym
jest życie moralne, gdyż inaczej, kłamiąc i oszukując człowieka
spotka płacz i zgrzytanie zębów, a świat ateisty, to dwa różne
światy. Nie znaczy to, że ateista jest skazany na bycie człowiekiem
niemoralnym, a tylko to, że musi swą moralność budować na innym
fundamencie niż wiara w Boga.
Jakiekolwiek
są nasze idee na temat życia, świadomego istnienia, celu ludzkiej
egzystencji, nie wpływa to na podstawowy fakt, iż rzeczy są takie
jakie są. A jakie są? No właśnie … tu każdy podaje swoje
własne odpowiedzi, odpowiednio opisując i tworząc swój mentalny
świat. Ten świat może być zupełnie odmienny od rzeczy takich
jakimi są, może też być w znacznej mierze zbliżony do stanu
faktycznego.
Praktyka
duchowa, praca nad umysłem, polega na ciągłej i stałej
egzaminacji naszych własnych idei na temat rzeczywistości i
eliminacji błędnych przekonań, tak że nasza wizja rzeczywistości
w coraz większym stopniu będzie odpowiadać Prawdzie.
Niestety
nie wszystko jest takie proste, a to dlatego, że fundamentalną
dążnością czujących istot nie jest poznanie prawdy ale poczucie
bezpieczeństwa i przyjemności, a jak wiemy, prawda nie tylko bywa
nieprzyjemna, czasami jest wręcz obraźliwa. Oczywiście tylko na
pewnym poziomie, w rzeczy samej nie ma nic przyjemniejszego niż
poznanie Prawdy, tyle że tkwiący w złudzeniach, które zapewniają
mu zwodnicze i fałszywe poczucie bezpieczeństwa i przyjemności,
siłą rzeczy musi postrzegać Prawdę jako nieprzyjemną i bolesną,
przynajmniej dopóki dopóty czerpie przyjemność z bycia ignorantem
i nie widzi, że stoi na przegranej pozycji która nieuniknienie musi
skończyć się bólem.
I
tak, świat który tworzą wokół siebie ludzie daje im poczucie
bezpieczeństwa i zamyka odwieczną dialektykę. Dialektyka wskazuje
na ignorancję, zadając pytania pokazuję, że nie wiem. Oczywiście
stopniowe zdobywanie wiedzy jest przyjemne, niemniej na bardziej
generalnym poziomie, świadomość tego, że się nie wie, że się
jest ignorantem, jest bolesna. Ale oto zamykamy dialektykę i
determinujemy nasz świat. Poprzez proces samoszukiwania, zapominamy,
że wierzymy, że nasza wizja rzeczywistości jest tylko naszą
teorią, i zaczynamy „wiedzieć”. No i mamy spokój. Niestety
nasz świat może zostać zaatakowany od zewnątrz, może nastąpić
kolizja światów, z kimś kto swój świat zdeterminował zupełnie
inaczej.
Pewien
poeta napisał tekst o obozach koncentracyjnych, jak to żydzi byli w
nich mordowani. Napisałem pod tekstem komentarz, z typowymi
zastrzeżeniami tak zwanych rewizjonistów. Merytoryczny i wyważony.
Ale nie doczekałem się dyskusji, i mój komentarz został szybko
usunięty. Dlaczego? Otóż nie mając rzetelnych kontrargumentów,
poeta zareagował całkiem naturalnie, używając zwykłej siły i
usuwając mnie ze swojego świata. Problem tkwi w tym, że świat
jest korelatem „ja” i wszelkie informacje mogące podważyć jego
stabilność, są odbierane jako bezpośredni atak na „ja”, na
mnie i to co moje; a posiadłości to nie tylko rzeczy materialne, to
także poglądy. I dopóki poszukujemy, jesteśmy otwarci. Możemy
powiedzieć: wydaje mi się, ale nie jestem pewien… co o tym
sądzisz? W takim wypadku jeszcze dążymy do poznania. Ale gdy raz
uznamy nasz pogląd za właściwy i odpowiadający rzeczywistości,
już tak łatwo z niego nie zrezygnujemy. Oczywiście, gdy to „nasz”
nauczyciel powie nam, że się mylimy, jest dużo większa szansa, że
go posłuchamy, w końcu to „nasz” nauczyciel. Jednak informacje
sprzeczne z naszymi ideami, pochodzące z nieznanego czy obcego
źródła, przeważnie interpretowane są jako zagrożenie.
Ładnie
opisuje to psycholog:
Kiedy już informacje sprzeczne z naszymi ulubionymi hipotezami nadejdą, nie znaczy to, że już nic nie można poradzić. Każdą informację można przecież zakwestionować, szczególnie wskazując na niewiarygodność jej źródła (i podejrzany charakter intencji nadawcy). Ogólnie rzecz biorąc, ludzie stawiają znacznie wyższe wymagania informacjom zaprzeczającym ich ulubionym hipotezom niż danym, które je potwierdzają. Dobrze znanym przejawem tego zjawiska jest los badań naukowych wykazujących fałszywość teorii powszechnie przyjmowanej w jakiejś dziedzinie. Obrońcy teorii zwykle starają się wykazać metodologiczne błędy i niedociągnięcia badania falsyfikującego teorię, każąc mu spełniać wymogi tak rygorystyczne, że gdyby podobne stawiali badaniom potwierdzającym ich teorię, łacno mogłoby się okazać, że te ostatnie są również bezwartościowe. Kiedy człowiekowi nie udaje się uchylić od informacji sprzecznej z własną hipotezą ani podważyć jej wiarygodności, pozostaje mu jeszcze jeden sposób: po prostu o niej zapomnieć. Jeżeli przepytać kibiców dwóch rywalizujących drużyn, co zapamiętali z niedawnego meczu, to okazuje się z reguły, że zapamiętali oni znacznie mniej fauli drużyny „własnej" niż przeciwnika. Oczywiście, reguła ta dotyczy nie tylko kibiców i wspomnień o meczach.Ogólnie rzecz biorąc, los informacji sprzecznych z hipotezą przypomina więc los dzieł literackich, tak jak go widział Stanisław Lem, kiedy sformułował swoje trzy zasady czytelnictwa. Pozwolę sobie przypomnieć te zasady: pierwsza – nikt niczego nie czyta; zasada druga - jeżeli nawet czyta, to nie rozumie; zasada trzecia - jeżeli nawet rozumie, to i tak zapomina.
Bogdan Wojciszke
Dane i pseudodane w procesie
spostrzegania ludzi
Widzimy
zatem, że zdobywanie wiedzy tak aby nasze idee coraz bardziej
zbliżały się do rzeczywistości, napotyka na poważną trudność,
na drodze do poznania staje nasza własna tendencja do chwytania się
teorii i poglądów, które choć bazują na złudzeniu, zapewniają
(fałszywe) poczucie bezpieczeństwa. Z pierwotnego chaosu
informacyjnego docierającego do nas przez zmysły, tworzy się świat
zrozumiały a więc bezpieczny, albo przynajmniej oswojony i
przyjemny. Oczywiście sam świat możemy odbierać jako miejsce nie
do końca przyjemne, tu mówię o przyjemności, jaką daje poczucie
tego, że się wie i rozumie o co chodzi w życiu, nawet jeżeli to
poczucie daje nam nieprzyjemna idea, że świat to złe miejcie,
gdzie dominuje przemoc i zjadanie słabszych przez silniejszych.
Czym
zatem jest przebudzenie czy też oświecenie? Na podstawie tego co tu
napisaliśmy, możemy powiedzieć, że gdy stopniowo uda nam się
wyeliminować większość błędnych idei na temat rzeczywistości i
jeżeli ta praca poprzez pozbywanie się złudzeń jest wsparta
moralnością i medytacją, w pewnym momencie następuje nagły
przeskok, i nasze idee na temat rzeczywistości, z poglądu, czy
teorii przekształcają się w bezpośrednie doświadczenie.
Jak
zatem wygląda świat oczami widzącego cztery szlachetne prawdy?
Odpowiedź wydaje się taka, iż tak długo, jak długo akceptujemy
bezkrytycznie relację „ja i świat” nie możemy poznać rzeczy
takimi jakimi są, gdyż tam gdzie jest świat, jest też
zamieszkujące go „ja”, a to właśnie istnienie „ja” Budda
postawił pod znakiem zapytania.
Jeżeli
przyjrzymy się temu bliżej, bez wątpienia mamy dualizm w
doświadczeniu, mianowicie ciało, z jego organami zmysłowymi –
ciało samo jako organ dotyku – z otaczającą je materią,
poznawaną przez zmysły. W tym sensie możemy mówić o relacji
„ciało i świat”. Jest ciało i zewnętrzna w stosunku do niego
rzeczywistość. Gdy jednak przypomnimy sobie o wziętej przez
naukowców w nawias świadomości, samo ciało staje się jednym z
wielu obiektów świadomości, i jeżeli nie chcemy zrezygnować z
terminologi zewnętrzne / wewnętrzne, bardziej właściwym staje się
mówienie o tym, że zarówno czas i przestrzeń są czymś
wewnętrznym, są w nas, czymkolwiek, my jako świadomość jesteśmy.
Dlatego
też, fundamentalna praktyka w Nauce Buddy, to widzenie wszystkich
rzeczy tak: „to nie moje, tym nie jestem, to nie moje ja”.
Oczywiście, ciało jest tam, w świecie. Urodziło się i umrze. Ale
nasze królestwo jest nie z tego świata. Jeżeli kogoś drażni
terminologia chrześcijańska, może się ograniczyć do technicznego
stwierdzenia, że obserwator nie pojawia się w obserwowanym polu
inaczej niż przez samo-identyfikację z organem percepcyjnym
świadomości, to znaczy z ciałem, które samo jest częścią
obserwowanego pola.
Subskrybuj:
Posty (Atom)