Pod powierzchnię, pod powierzchnię! W
bezpieczne, miękkie łono ziemi, gdzie nie ma
zdobywania ani
tracenia pracy, nie ma nękających cię krewnych ani przyjaciół,
nie ma nadziei,
strachu, ambicji, honoru, obowiązku - nie ma
żadnych wierzycieli. Właśnie tam pragnął się
znajdować.
Nie pragnął jednak śmierci, śmierci
fizycznej. Było to dziwne uczucie. Miał je od tego ranka,
gdy
obudził się w policyjnej celi. Zły, buntowniczy nastrój, który
następuje po pijaństwie,
najwyraźniej wszedł mu w zwyczaj. Owa
pijana noc stanowiła przełom w jego życiu. W dziwnie nagły sposób
pociągnęła go w dół. Przedtem walczył z kodeksem pieniądza,
lecz mimo to
trwał przy nieszczęsnych resztkach przyzwoitości.
Teraz zaś chciał uciec właśnie od
przyzwoitości. Chciał iść
na dno, głęboko, w jakiś świat, gdzie przyzwoitość nie miała
ju
ż znaczenia; przeciąć więzy poczucia godności własnej, pójść
pod wodę - pogrążyć się, jak
powiedziała Rosemary. W jego
umyśle łączyło się to z przekonaniem, że znajduje się pod
powierzchnią. Lubił myśleć o ludziach straconych, o ludziach spod
powierzchni, włóczęgach,
żebrakach, przestępcach,
prostytutkach. Ich świat jest dobry, mieszkają w nim gdzieś tam
na
dnie, w dusznych norach i melinach. Lubił
myśleć, że pod
światem pieniędzy znajduje się ten wielki, niechlujny świat
podziemny, gdzie
klęska i sukces nic nie znaczą; coś w rodzaju
królestwa upiorów, gdzie wszyscy są równi.
Tam właśnie chciał
być, na dnie, w upiornym królestwie, poniżej wszelkich ambicji.
Pewną
ulgę sprawiała mu myśl o zadymionych slumsach południowego
Londynu, ciągnących się bez
końca, o ogromnej, nędznej pustyni,
gdzie można się zgubić na dobre.
George Orwell "Wiwat
aspidistra!
tłumaczenie: Jadwiga
Piątkowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.