czwartek, 26 czerwca 2014

Ambrose Bierce – pisarz tonacji mrocznej


Czy te opowiadania tworzą, jak chce amerykański krytyk, portret Mizantropa? Czy szkicują obraz świata okrutnego, życiem, przemocą i śmiercią, świata osobliwego na tle ówczesnej prozy Stanów? Krytycy amerykańscy wskazują na Bierce'a, pisarza tonacji mrocznej, animatora ponurej groteski, światka wojny prawdomównego aż do cynizmu. Dopiero Hemingway w dobie I wojny światowej stworzy podobną rzeczywistość pożogi – bez sentymentalnego patosu nazwie zmagania słowem równie lapidarnym i przejmującym, co autor „Jeźdźca na niebie”. Hemingway, który w czasie gdy Bierce podejmuje ostateczne decyzje, ćwiczy właśnie w Chicago na kursie bokserskim.

Czytając Bierce'a trudno nie pamiętać o osobliwych dziejach jego życia. Autorzy przewodnika po San Francisco poświęcają wiele miejsca jego postaci w opisie Russian Hills, zamieszkałych pierwej przez kolonię rosyjską, a gdzie potem spotykała się artystyczna bohema. Nie znajdziemy jednak po pisarzu żadnych pamiątek. Nikt nie wskaże miejsca w którym spędzał noce i dnie na dyskusjach i alkoholowych wtajemniczeniach, ferował opinie obowiązujące młodzież literacką i dziennikarską całego Zachodniego Wybrzeża. W owej dzielnicy artystów był przybyszem, zmuszonym astmą do mieszkania w łagodniejszym klimacie obrzeży miasta.

Takim przybyszem, obcym wśród obcych, zdaje się od czasów dzieciństwa aż po śmierć. Pisał: „w najgorszych snach jestem samotny”. Na najbardziej przyjaznej jawie, kiedy na przełomie wieków miał nazwisko, rozgłos i pieniądze, zdaje się podobnie samotny.

(…)

Generał Grant powiedział: „Wojna jest rzeczą straszną. Jedynym sposobem, aby skrócić cierpienia ludzi, jest jej szybkie zakończenie. Aby to uczynić, trzeba żeby była jeszcze straszliwsza”. Kiedy generał „Phil” Sheridan zdobywa Atlantę, jego szlak to sześćdziesiąt mil spalonych pól, plantacji, domów i osad. Gdy Sheridan znajdzie się w roku 1870 w Europie, uczyć będzie Prusaków, jak łamać opór Francuzów, karząc ludność cywilną, i pruscy generałowie korzystają z instrukcji doświadczonego kolegi. Taką wojnę totalną zaświadcza Ambrose Bierce.

Amerykanie mówią dzisiaj o Wojnie Secesyjnej po prostu „wojna”, inne wojny mają swoje określenia. To samo mówi Ambrose Bierce. Potrafi znakomicie zawiesić głos. Tworzy sceny, które zdają się jawą, a nagle okazują zwidzeniem, gorączkową wizją skazańca. Tak w egzekucji „Przy moście nad Sowim Potokiem”. Szkicuje sielski obrazek dziecinnej ucieczki, nagle odmienionej w infernalną (brzmi to mocniej niż „piekielną”) scenę marszu rozgromionej armii. Głuchoniemy chłopiec staje się jej dowódcą. Granica realistycznego opisu i wizjonierskiego, symbolicznego skrótu żyje rysowana wieloznaczną kreską słowa.

Śmierć musi być tutaj zawsze jedynym rozstrzygnięciem. Ginie na moście skazaniec. Zamordowana zostaje matka chłopca. Skona ominięty obojętnie przez brata nieszczęśnik, zawiadowca zasypany w ruinach domu. To, co zdarzyło się na przełęczy Coultera, zdarzyło się kilka razy samemu pisarzowi, chętnemu do szarży, całkowicie obojętnemu wobec śmierci.

Sytuacja osaczenia bez wyjścia rządzi ładem wojny. Jeśli pojawia się sprawa sumienia, wówczas dosięgnie ludzi cień z czasu ładu i spokoju, wtedy musi dojść do podwójnej tragedii: śmierci zdrajcy i samobójstwa wydającego nań wyrok - „Kwestia sumienia”. Każdemu ukazać się może nagle prawdziwy jeździec na tle zmierzchającego nieba. Każdy może zastrzelić własnego ojca, brata, przyjaciela. Zabić prześladującą go wizję niepodległego piękna - „Jeźdźca na niebie”.

Prawdziwe i prawdziwie niepokojące są w tych opowiadaniach kobiety, nieodstępne zwiastunki nieszczęścia i samotności. One wyjawiają jeszcze jedną prawdę życia, jaką wpisał samotnik Ambrose Bierce w klamry swej krystalicznej prozy. One wyjawiają jeszcze jeden prawdziwy odcień czerni prozy i życia pisarza.

Jeśli porównamy secesyjne opowiadania Bierce'a z jego fantastycznymi nowelkami o duchach, mordercach i osobnikach o drakulicznym temperamencie, ukazuje się nam świat z literackiej garderoby. Mniejsza o to, czy „Moxon i jego władca” to echo poglądów La Mettrirgo na człowieka-maszynę, czy odbicie Poego „Szachisty Maezela”. Nieważne też (i zgoła nonsensowne) zdaje się rozstrzyganie, jak bardzo swoje „edypy” rozładowywał pisarz wymordowując bohaterów nowel.

Bowiem porównanie życia i literatury widzianych oczami Bierce'a prowokuje do wniosku: wszelkie tajemniczości i diaboliczności były dla pisarza tylko zgrabnymi etiudami. Po tym co widział w Kenesaw Mountain, co zdarzyło się na Przełęczy Coultera, wszelkie historie z ducha i poręki Edgara Allana Poe były już tylko zaproszeniem do estetycznego strachu w imię literackich konwencji.

Michał Sprusiński

(Fragment przedmowy do tomiku opowiadań A. Bierce Jeździec na niebie)
Wydawnictwo Czytelnik 1978

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.