środa, 4 czerwca 2014

Szkaradna tragikomedia ludzkiego rozpadu


Wszędzie starcy. W sekskinach, na wybrzeżu, na ławkach. Emeryci odkryli i najechali Florydę. Nigdy i nigdzie nie widziałem w jednym miejscu tylu brzydkich, starych ludzi. Masa głuchych, ślepych i kulawych. Autobus wlecze się z nimi powoli, na przystankach stoi długo, trzeba czekać aż wreszcie, pomagając sobie nawzajem, pasażerowie wdrapią się po schodach. Wszędzie szkaradna tragikomedia ludzkiego rozpadu. Miami, jak cała Floryda, daje starym ludziom pewne ulgi, a ponadto gorący klimat... Starość jest jednak upadkiem. Któregoś dnia wypada ząb, innego zatyka się nerka, potem z kurczących się tkanek mózgowych wysychają pojęcia, słowa, wyobrażenia. Trzeba to przyjąć bez sztucznego, kosmetycznego kamuflażu, bez protez, po ludzku. Ale w każdej godzinie dnia, w stutysiąckrotnej multiplikacji widzieć nas samych, nędzę starości: to już nie „ludzkie”, tylko ohydne. Już lepiej dowlec się do pierwszej jaskini, tam samotnie usiąść i czekać, aż człowieka wyniosą. Bo w końcu go znajdą, już choćby po zapachu.

Sandor Marai, Dziennik
s. 460
Tłumaczenie: Teresa Worowska
Wydawnictwo Czytelnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.