piątek, 27 czerwca 2014

Gdybym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a pieniędzy bym nie miał … - poznajemy Gordona Comstocka


Jednakże najbardziej nienawidził snobistycznych, „kulturalnych" książek. Krytyki literackiej i literatury pięknej. W rodzaju tych, jakie te zamożne wstrętne młode typy z Cambridge piszą jakby od niechcenia - i jakie Gordon mógłby pisać, gdyby miał nieco więcej pieniędzy. Pieniądze i kultura! W takim kraju jak Anglia bez pieniędzy nie można być kulturalnym, tak jak nie można wstąpić do Klubu Kawalerzystów. Tknięty tym samym odruchem, który każe dziecku potrącać kiwający się ząb, wyjął snobistycznie wyglądający tom - Wybrane aspekty włoskiego baroku - otworzył, przeczytał ustęp i wsunął z powrotem z mieszaniną odrazy i zawiści. Ta przerażająca wszechwiedza! To niezdrowe okularnicy wyrafinowanie! I pieniądze, jakie się kryją za tym wyrafinowaniem! W gruncie rzeczy, cóż za tym stoi, jeśli nie pieniądze? Pieniądze na odpowiednie wykształcenie, pieniądze na wpływowych przyjaciół, pieniądze na wolny czas i spokój ducha, pieniądze na podróże do Włoch. Pieniądze piszą książki, pieniądze je sprzedają.

Nie dawaj mi cnoty, Panie, daj mi pieniądze, tylko pieniądze.

Zabrzęczał monetami w kieszeni. Miał ju prawie trzydzieści lat, a nie osiągnął jeszcze niczego; tylko ten nieszczęsny zbiorek poezji, który zrobił kompletną klapę. Od tego zaś czasu, przez cale dwa lata, szamotał się w labiryncie okropnej książki, która nie posuwała się naprzód i którą, jak sobie chwilami zdawał sprawę, nigdy nie posunie się naprzód. To brak pieniędzy, po prostu brak pieniędzy pozbawiał go mocy „pisania". Trzymał się tego jak artykułu wiary. Pieniądze, pieniądze, pieniądze to wszystko! Czy można napisać choćby tanią nowelkę bez pieniędzy, które dodają otuchy? Inwencja, energia, dowcip, styl, wdzięk - za to wszystko trzeba płacić gotówką.

Jednakże patrząc na półki poczuł pewną ulgę. Tak wiele książek wyblakło i stało się nie do czytania. Mimo wszystko jedziemy na tym samym koniu. Memento mori. Ciebie, mnie i snobistycznych młodzieńców z Cambridge czeka to samo zapomnienie - choć niewątpliwie poczeka nieco dłużej na snobistycznych młodzieńców z Cambridge. Spojrzał na pożółkłych od starości „klasyków" u swych stóp. Martwi, wszyscy martwi, niech gniją z Bogiem. Przesunął wzrokiem po wyblakłych tytułach. Pisma zebrane Roberta Louisa Stevensona. Ha, ha! To dobre. Pisma zebrane Roberta Louisa Stevensona! Górny brzeg poczerniał od kurzu. Prochem jesteś i w proch się obrócisz. Gordon kopnął płócienny grzbiet Stevensona. Stamtąd odzywasz się, stary? Zimna pieczeń z ciebie, jak ze Szkota.

(...)

Gordon pomyślał o Ravelstonie, uroczym, bogatym przyjacielu, redaktorze „Antychrysta", przyjacielu, którego niezmiernie lubił i którego widywał jedynie raz na dwa tygodnie; a także o Rosemary, swojej dziewczynie, która go kochała - uwielbiała go, jak mówiła - i która mimo to nigdy z nim nie spała. Jeszcze raz pieniądze; pieniądze to wszystko. Wszystkie stosunki pomiędzy ludźmi trzeba kupować za pieniądze. Jeśli nie masz pieniędzy, mężczyźni nie będą dbać o ciebie, kobiety nie będą cię kochać; to znaczy, nie będą dbać o ciebie ani cię kochać choćby odrobinę. I właściwie mają rację! Gdy bez pieniędzy jesteś  niesympatyczny. Gdybym mówił językami ludzkimi i anielskimi. Jednakże, jeśli nie mam pieniędzy, nie mówię językami ludzkimi i anielskimi.
(...)

Gordona ogarnęła nagle przemożna i nieodparta chęć zapalenia. Postanowił sobie nie palić dziś po południu. Zostały mu tylko cztery papierosy. Musi je zaoszczędzić na wieczór, kiedy to zamierzał „pisać"; nie mógł bowiem „pisać" bez papierosów, podobnie jak bez powietrza. Pomimo to musiał zapalić. Wyjął paczkę Player's Weights i wyciągnął karłowatego papierosa. Była to tylko głupia słabość; oznaczało to, że będzie „pisał" wieczorem o pół godziny krócej. Lecz nie mógł się oprzeć. Z wstydliwą radością wciągnął w płuca kojący dym.

Z szarawej szyby spoglądało na niego odbicie jego twarzy. Gordon Comstock, autor Myszy; en l'an trentiesme de son age, a już zniszczony. Zostało mu tylko dwadzieścia sześć zębów. Jednakże Villon w tym wieku miał kiłę, jak sam twierdził. Bądźmy wdzięczni za małe dobrodziejstwa.

(…)

„Gordon Comstock" to wredne nazwisko, ale te Gordon pochodził z wrednej rodziny. Oczywiście, cząstka „Gordon" była szkocka. Dzisiejsza obfitość takich imion stanowi jedynie cząstkowy wyraz procesu skotyfikacji Anglii, zachodzącego od pięćdziesięciu lat. „Gordon", „Colin", „Malcolm", „Donald" - tym Szkocja obdarzyła świat, wraz z golfem, whisky, owsianką oraz dziełami takich pisarzy, jak Barrie i Stevenson.

Comstockowie należeli do najsmętniejszej z klas, do średniej klasy średniej, szlachty bez ziemi. W swym żałosnym ubóstwie nie mogli się nawet snobistycznie pocieszać, że są „starą" rodziną, na którą przyszły złe dni, gdy wcale nie byli „starą" rodziną, a tylko jedną z tych rodzin, które wypłynęły na fali  wiktoriańskiej koniunktury, po czym pogrążyły się, zanim fala opadła. Doświadczyli najwyżej pięćdziesięciu lat stosunkowej zamożności, co miało miejsce za życia dziadka Gordona, Samuela Comstocka - dziadzia Comstocka, jak Gordon nauczył się go nazywać, choć starzec zmarł cztery lata przed jego narodzeniem. Dziadzio Comstock należał do ludzi, którzy wywierają ogromny wpływ nawet zza grobu. Za życia był wyjątkową kanalią. Ograbił proletariat i cudzoziemców z pięćdziesięciu tysięcy funtów, zbudował sobie rezydencję z czerwonej cegły, trwałą jak piramida, oraz spłodził dwanaścioro dzieci, z których przeżyło jedenaścioro. Wreszcie zmarł nagle, na wylew krwi do mózgu. Na Kensal Green dzieci umieściły nad nim monolit z następującym napisem:

NIEODŻAŁOWANEJ PAMIĘCI SAMUEL EZEKIEL COMSTOCK, WIERNY MĄŻ , CZUŁY OJCIEC, UCZCIWY I POBOŻNY CZŁOWIEK, URODZONY 9 LIPCA 1828 R., OPUŚCIŁ TEN ŚWIAT 5 WRZEŚNIA 1901 R. KAMIEŃ TEN WYSTAWIŁY NIEUTULONE W ŻALU DZIECI
SPOCZYWA W RAMIONACH JEZUSA.

Nie trzeba powtarzać bluźnierczych komentarzy na temat tego ostatniego zdania, wypowiadanych przez wszystkich, którzy znali dziadzia Comstocka. Wypada natomiast podkreślić, że kawał granitu, na którym je wypisano, ważył blisko pięć ton, a położono go tam z pewnością w zamiarze, choć nie był to świadomy zamiar, zabezpieczenia się przed powrotem dziadzia Comstocka. Gdy chce się wiedzieć, co krewni zmarłego naprawdę o nim myślą, wystarczy sprawdzić ciężar jego nagrobka.

George Orwell "Wiwat aspidistra!
tłumaczenie: Jadwiga Piątkowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.