sobota, 14 czerwca 2014

Schuman i przybytek grozy


W drodze powrotnej do hotelu Marine opowiadała, trochę ku przestrodze, jak mi się wydawało – mówił Austerlitz – o duchowym zamroczeniu i obłędzie Schumana, i jak na koniec, w zgiełku karnawału w Düsseldorfie, jednym susem skoczył przez barierę mostu do lodowatej wody Renu, skąd musieli go wyławiać dwaj rybacy. Potem żył jeszcze przez lata, mówiła Marie, w prywatnym zakładzie dla umysłowo chorych w Bonn czy w Bad Godesberg, gdzie co jakiś czas odwiedzała go Clara z młodym Brahmsem, a ponieważ całkiem odwrócił się od świata, nucił sobie fałszywie coś pod nosem i nie można było się z nim porozumieć, ponieważ tylko zaglądała do niego przez otwór w drzwiach pokoju. Słuchając Marie i próbując wyobrazić sobie biednego Schumana w pokoiku w Bad Godesberg, miałem cały czas przed oczami inny obraz, mianowicie obraz gołębnika, koło którego przechodziliśmy w drodze do Kynżvartu. Murowany gołębnik, pochodzący może jeszcze z czasów Metternicha, znajdował się, podobnie jak całe dobra, do których należał, w stanie daleko posuniętej ruiny. Podłogę wewnątrz pokrywała zwarta, ubita pod własnym ciężarem, a mimo to gruba na dwie stopy warstwa ptasiego łajna, na której zalegały zwłoki kilku martwych ptaków, spadłych z gniazd, podczas gdy ich żywi towarzysze w jakimś rodzaju starczej demencji cicho gruchały w półmroku pod dachem, gdzie ledwie je było widać, a w powietrzu wirowało wokół własnej osi kilka piórek, z wolna opadających na dół. Każdy z tych marienbadzkich obrazów, obraz obłąkanego Schumana i obraz przywiązanych do przybytku grozy gołębi, przez wpisaną w nie mękę, zagradzał mi drogę do samopoznania choćby najmniejszego stopnia.

W.G. Sebald, Austerlitz
s. 262-263

tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.