Orędowanie Fedrusa za zniesieniem
systemu ocen napotkało na początku zdumienie i sprzeciw prawie
wszystkich studentów, gdyż na pierwszy rzut oka godziło wprost w
same podstawy całego uniwersytetu. Pewna studentka ujęła to jasno
i dobitnie, oświadczając z rozbrajającą szczerością:
- Systemu ocen i stopni nie można
wyeliminować z powodów oczywistych. W końcu przecież to dla niego
tutaj jesteśmy.
Powiedziała prawdę i tylko prawdę.
Przekonanie, że większość studentów wstępuje na uniwersytet po
to, aby uzyskać wykształcenie niezależne od ocen i stopni, jest
niczym innym jak tylko mizerną hipokryzją, której nikt nie ma
ochoty demaskować. Wprawdzie niektórzy przychodzą na uniwersytet
po wykształcenie, ale rutyna i formalny charakter instytucji szybko
narzucają im mniej idealistyczną postawę.
Przyjęty model miał wykazać, że
zarzucenie systemu ocen wyeliminuje również hipokryzję. Zamiast
zajmować się ogólnikami, przedstawiono w modelu określoną
karierę fikcyjnego studenta, wykazującego podejście zbliżone do
typowego dla większości grupy, studenta nastawionego całkowicie na
stopnie zamiast na zdobywanie wiedzy, którą owe stopnie miały
reprezentować.
Taki student, według modelowej
hipotezy, wziąłby udział w pierwszych ćwiczeniach swej grupy,
otrzymał pierwsze zadanie i prawdopodobnie z przyzwyczajenia
wykonałby wymaganą pracę. Mógłby również wykonać drugie i
trzecie zadanie. Ale stopniowo nowość sytuacji zaczęłaby blednąć,
a ponieważ uczelnia nie wypełniałaby mu całego życia, nacisk
innych zobowiązań lub pragnień stworzyłby okoliczności, w
których nie mógłby już po prostu kolejnego zadania wykonać.
Ponieważ system ocen już by nie
istniał, nie pociągnęłoby to za sobą żadnej konsekwencji.
Dalsze wykłady, w których zakładano, że wykonał przypisaną
pracę, byłyby trudniejsze do zrozumienia, a ta trudność mogłaby
być powodem mniejszego zainteresowania w takim stopniu, że kolejne
trudne zadanie również zostałoby porzucone. I znów bezkarnie.
Coraz słabsze pojmowanie przedmiotu wykładów spowodowałoby z
czasem coraz większą trudność w koncentracji uwagi na
ćwiczeniach. Student zorientowałby się w końcu, że właściwie
nie korzysta wiele i w obliczu stałej presji innych obowiązków
przestałby się uczyć, dorobiłby się poczucia winy z tego powodu
i zaniechał udziału w ćwiczeniach. Podobnie jak przedtem nie
pociągnęłoby to za sobą żadnej kary.
Ale cóż właściwie naprawdę się
stało? Ów student, ku cichemu zadowoleniu wszystkich
zainteresowanych, po prostu wylałby się sam z uniwersytetu.
Świetnie! Niczego lepszego nie można było sobie życzyć. Przede
wszystkim nie znalazł się tu, aby zdobywać rzeczywiste
wykształcenie, więc nic nie stracił. Oszczędzono by w ten sposób
wiele pieniędzy i wysiłku, a poza tym nikt nie zostałby
napiętnowany stygmatem klęski, z którym musiałby się męczyć
przez całe życie. Żadne mosty nie zostały zerwane.
Największym problemem studenta jest
jego mentalność niewolnika, wyrobiona w nim przez lata ocen przy
pomocy metody marchewki i kija, mentalność wołu wyrażająca się
w postawie – albo mnie zdzielisz batem, albo nie będę pracował.
Nie dostał batem, a więc nie pracował. Tymczasem wóz cywilizacji,
do którego w myśl teoretycznych założeń uczelni był
zaprzęgnięty, musiał toczyć się bez niego tylko trochę wolniej.
Tragedia nastąpiłaby tutaj tylko w
przypadku przyjęcia założenia, że cywilizacji posuwa się naprzód
wyłącznie przy użyciu wołów. Taki jest powszechnie wyznawany
zawodowy punkt widzenia w budynku kościoła, ale postawa Kościoła
jest inna.
Kościół głosi mianowicie, że
cywilizacji czy też systemowi lub społeczeństwu, czy też jak
jeszcze inaczej chcesz to nazwać, lepiej od wołów służą wolni
ludzie. Celem zniesienia stopni i ocen nie jest karanie wołów czy
też wręcz pozbywanie się ich, celem tym jest natomiast stworzenie
warunków, w których wół może się przeistoczyć w wolnego
człowieka.
(…)
Na zakończenie kwartału każdy ze
studentów zobowiązany został do napisania eseju na temat wartości
nowego systemu. Nikt w czasie pisania nie znał jeszcze swoich
ogólnych wyników. Pięćdziesiąt cztery procent wypowiedziało się
przeciwko systemowi, trzydzieści siedem za, a dziewięć procent
zadeklarowało neutralność.
Przy zastosowaniu jednakowej wagi
każdego głosu pomysł okazał się bardzo niepopularny. Większość
studentów zdecydowanie chciała utrzymać system dawania i
ogłaszania ocen w trakcie studiów. Kiedy jednak Fedrus
sklasyfikował otrzymane odpowiedzi według ocen zapisanych w jego
książkach – a oceny te nie różniły się wiele od
przypuszczalnych, opartych na wynikach poprzednich ćwiczeń i
egzaminów wstępnych – cała historia zaczęła wyglądać
inaczej. Studenci kategorii A byli w stosunku dwóch do jednego za
nowym systemem, zaś opinie studentów B i C równo podzielone.
Natomiast kategorie D i F były jednomyślnie przeciw!
Ten niespodziewany wynik potwierdził
przypuszczenie, które żywił już od dłuższego czasu, że
zdolniejsi, poważniejsi uczniowie byli najmniej przywiązani do
ocen, być może dlatego, że byli najbardziej zainteresowani
przedmiotem studiów, natomiast tępi i leniwi byli najsilniej do
ocen przywiązani, być może dlatego, że dawały im one
przeświadczenie o własnych postępach.
Robert M. Pirsig
Zen i sztuka oporządzania motocykla
s. 184-185 i 188
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.