niedziela, 22 czerwca 2014

Może Pani myśli, że daję się nabierać ...


„Jestem ciągle pod urokiem Pani uroczych metamorfoz. Sądzę, że są one dlatego tak wzruszające, że są tak niezależne od Pani woli, tak automatyczne i bezwiedne. Jest tak, jak gdyby ktoś cichaczem podsuwał kogoś innego, zamieniał Panią, a Pani jak gdyby przyjmowała tę nową osobę i bratają za siebie samą i grała swoją rolę dalej na nowym instrumencie, nie wiedząc, że to już inna porusza się na scenie. Naturalnie przejaskrawiam sprawę i przeciągam ją do paradoksu. Niech Pani nie uważa mnie za naiwnego. Wiem, że to nie jest całkiem bezwiedne, ale Pani nie zdaje sobie sprawy, ile w tym jest działania głębszych sił, ile jakiejś metafizycznej marionetkowości. Przy tym jest Pani niesłychanie reaktywna, formująca się natychmiast w kształt dopełniający, w cudowny akompaniament... Wszystko to dzieje się jak gdyby poza intelektem, w jakiejś krótszej i prostszej drodze niż droga myśli, po prostu jak reakcja fizyczna. Po raz pierwszy zdarza mi się spotykać takie bogactwo natury nie mieszczące się jakby w skali jednej osoby i dlatego aktywizujące jakby osobowości pomocnicze, improwizujące pseudoosobowości ad hoc zainicjowane na przeciąg jakiejś krótkiej roli, którą Pani musi odegrać. Tak sobie tłumaczę Pani proteuszową naturę. Może Pani myśli, że daję się nabierać, że podsuwam głębokie interpretacje pod grę zwykłej kokieterii. Zapewniam Panią, że kokieteria jest czymś bardzo głębokim i tajemniczym i dla Pani samej niezrozumiałym. Naturalnie, że tej tajemniczości Pani widzieć nie może i że od strony Pani musi się to przedstawiać nieproblematycznie i zwyczajnie. Ale to jest złudzenie”.

Bruno Schulz
(do Anny Płockier-Zwillich z 1941 r)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.