Gdy miało się już pod wieczór,
ruszyłem spacerkiem po parku i na koniec zajrzałem jeszcze do
otwartej ledwo parę miesięcy temu noktoramy. Trwało dobrą chwilę,
nim oczy przywykły do sztucznego półmroku i mogłem rozróżnić
zwierzęta, wiodące za szklaną ścianą przyćmiony żywot w bladym
świecie księżyca. Nie przypominam sobie już dokładnie jakie
stworzenia widziałem w antwerpskiej noktoramie. Prawdopodobnie
nietoperze i skoczki z Egiptu albo z pustyni Gobi, rodzime jeże,
puszczyki i sowy, australijskie torbacze, kuny, popielice i
małpiatki, skaczące z gałęzi na gałąź, pomykające po
szarożółtym piasku, którym wysypane były klatki, albo znikające
nagle w bambusowym gąszczu. Naprawdę utkwił mi w pamięci tylko
szop pracz, którego długo obserwowałem, jak z wyrazem powagi
siedział nad stróżką wody i bez ustanku prał ten sam kawałek
jabłka, jak gdyby w nadziei, że dzięki temu gruntownemu ponad
wszelki rozsądek praniu zdoła wymknąć się z fałszywego świata,
dokąd trafił poniekąd bez własnego udziału. Poza tym
zapamiętałem jeszcze tylko, że niektóre z zamieszkałych w
noktoramie zwierząt miały uderzająco wielkie oczy oraz owo jawnie
badawcze spojrzenie, jakie spotyka się u pewnych malarzy i
filozofów, co za pomocą czystego oglądu i czystej myśli usiłują
przeniknąć otaczający nas mrok.
W.A. Sebald, Austerlitz
tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz
s. 6-7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.