środa, 25 czerwca 2014

Być czymś, co nie czuje ciężaru zewnętrznego deszczu ani smutku wewnętrznej pustki...


Zemrzeć, stać się czymś nieznanym i zewnętrznym, ruchem gałęzi drzew przy odległych alejach, lekkim opadaniem liści, odgadywanym bardziej po dźwięku niż po upadku, subtelnym morzem utworzonym przez fontanny w oddali i całą niejasnością nocnych parków, zagubionych pośród ciągłej gmatwaniny naturalnych labiryntów ciemności!... Zemrzeć, osiągnąć wreszcie kres, zachowując równocześnie życie; stać się stroną w książce, pasmem rozpuszczonych włosów, kołysaniem się pnącza pod niedomkniętym oknem, pozbawionymi znaczenia krokami na drobnym żwirze zakrętu, ostatnim dymem z komina we wsi, która idzie spać, biczem, który zapomniany przez woźnicę leży o poranku na poboczu drogi... Absurdem, zamętem, zamarciem – wszystkim, co nie jest życiem.

*

Porzucić wszystkie obowiązki, nawet te, których się od nas nie wymaga, wyrzec się domu, nawet tego, który nie był nasz, żyć szczątkami i niedopowiedzeniem wśród wspaniałych purpur obłędu i sztucznych koronek wyśnionych majestatów... Być czymś, co nie czuje ciężaru zewnętrznego deszczu ani smutku wewnętrznej pustki... Błądzić bez duszy i myśli, jak wrażenie pozbawione wrażeń, po drogach okalających szczyty, w dolinach ledwo widocznych między stromymi stokami; odległy, pogrążony, poddany losowi... Zgubić się wśród pejzaży jak wśród obrazów.

Fernando Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie: Michał Lipszyc

s. 36; 44 odpowiednio

*

Od strony rufy nadeszła korytarzem jakaś postać. Brodaty mężczyzna odziany w wypłowiałą, powłóczystą szatę, młody i wyprostowany, o czystej, jasnej twarzy.

- Chodzący po Ziemi - powiedział Seth Morley.
- Nie - odparł mężczyzna. - Nie jestem Chodzącym po Ziemi. Jestem Orędownikiem.
- Ale przecież my cię wymyśliliśmy! My i LIN 889B!
- Przyszedłem, żeby cię stąd zabrać - oznajmił Orędownik. - Dokąd chcesz się udać? Kim pragniesz być?
- Mówisz o iluzji? O czymś w rodzaju naszych poliencefalicznych światów?
- Nie - odparł Orędownik. - Staniesz się wolny. Umrzesz i narodzisz się jeszcze raz. Zaprowadzę cię tam, gdzie będziesz chciał, do tego, co lubisz i co ci odpowiada. Powiedz mi, co to jest.

Sethowi nagle zawitała pewna myśl.
- Ale chyba nie chcesz zabić pozostałych? - zapytał. - Nie otworzysz zaworów?

Orędownik pokręcił głową.
- O tym musi zadecydować każdy z nich. Ty możesz decydować tylko za siebie.
- Chciałbym być pustynną rośliną, która przez cały dzień widzi słońce - powiedział Seth Morley. - Chcę rosnąć, na przykład jako kaktus na jakiej ciepłej planecie, gdzie nikt nie będzie mnie niepokoił.
- Zgoda.
- I chcę spać - dodał Morley. - Chcę spać, ale być świadomym słońca i siebie.
- Tak właśnie jest z roślinami - wyjaśnił Orędownik. - śpią, a mimo to zdają sobie sprawę ze swego istnienia. Będzie, jak sobie życzysz. - Wyciągnął do niego rękę .
- Chodź ze mną.

Seth Morley dotknął dłoni Orędownika. Mocne palce zacisnęły się na jego ręce. Był szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
- Będziesz żył i spał przez tysiąc lat - powiedział Orędownik, a następnie poprowadził go między gwiazdy.

P.K. Dick, Labirynt śmierci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.