Zemrzeć, stać się czymś nieznanym i
zewnętrznym, ruchem gałęzi drzew przy odległych alejach, lekkim
opadaniem liści, odgadywanym bardziej po dźwięku niż po upadku,
subtelnym morzem utworzonym przez fontanny w oddali i całą
niejasnością nocnych parków, zagubionych pośród ciągłej
gmatwaniny naturalnych labiryntów ciemności!... Zemrzeć, osiągnąć
wreszcie kres, zachowując równocześnie życie; stać się stroną
w książce, pasmem rozpuszczonych włosów, kołysaniem się pnącza
pod niedomkniętym oknem, pozbawionymi znaczenia krokami na drobnym
żwirze zakrętu, ostatnim dymem z komina we wsi, która idzie spać,
biczem, który zapomniany przez woźnicę leży o poranku na poboczu
drogi... Absurdem, zamętem, zamarciem – wszystkim, co nie jest
życiem.
*
Porzucić wszystkie obowiązki, nawet
te, których się od nas nie wymaga, wyrzec się domu, nawet tego,
który nie był nasz, żyć szczątkami i niedopowiedzeniem wśród
wspaniałych purpur obłędu i sztucznych koronek wyśnionych
majestatów... Być czymś, co nie czuje ciężaru zewnętrznego
deszczu ani smutku wewnętrznej pustki... Błądzić bez duszy i
myśli, jak wrażenie pozbawione wrażeń, po drogach okalających
szczyty, w dolinach ledwo widocznych między stromymi stokami;
odległy, pogrążony, poddany losowi... Zgubić się wśród pejzaży
jak wśród obrazów.
Fernando Pessoa, Księga niepokoju
tłumaczenie:
Michał Lipszyc
s. 36; 44 odpowiednio
*
Od strony rufy nadeszła korytarzem
jakaś postać. Brodaty mężczyzna odziany w wypłowiałą, powłóczystą
szatę, młody i wyprostowany, o czystej, jasnej twarzy.
- Chodzący po Ziemi - powiedział Seth
Morley.
- Nie - odparł mężczyzna. - Nie
jestem Chodzącym po Ziemi. Jestem Orędownikiem.
- Ale przecież my cię wymyśliliśmy!
My i LIN 889B!
- Przyszedłem, żeby cię stąd zabrać
- oznajmił Orędownik. - Dokąd chcesz się udać? Kim pragniesz
być?
- Mówisz o iluzji? O czymś w rodzaju
naszych poliencefalicznych światów?
- Nie - odparł Orędownik. - Staniesz
się wolny. Umrzesz i narodzisz się jeszcze raz. Zaprowadzę cię tam,
gdzie będziesz chciał, do tego, co lubisz i co ci odpowiada.
Powiedz mi, co to jest.
Sethowi nagle zawitała pewna myśl.
- Ale chyba nie chcesz zabić
pozostałych? - zapytał. - Nie otworzysz zaworów?
Orędownik pokręcił głową.
- O tym musi zadecydować każdy z
nich. Ty możesz decydować tylko za siebie.
- Chciałbym być pustynną rośliną,
która przez cały dzień widzi słońce - powiedział Seth Morley. -
Chcę rosnąć, na przykład jako kaktus na jakiej ciepłej planecie,
gdzie nikt nie będzie mnie niepokoił.
- Zgoda.
- I chcę spać - dodał Morley. - Chcę
spać, ale być świadomym słońca i siebie.
- Tak właśnie jest z roślinami -
wyjaśnił Orędownik. - śpią, a mimo to zdają sobie sprawę ze
swego istnienia. Będzie, jak sobie życzysz. - Wyciągnął do niego
rękę .
- Chodź ze mną.
Seth Morley dotknął dłoni
Orędownika. Mocne palce zacisnęły się na jego ręce. Był
szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
- Będziesz żył i spał przez tysiąc
lat - powiedział Orędownik, a następnie poprowadził go między
gwiazdy.
P.K. Dick, Labirynt śmierci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.