czwartek, 12 czerwca 2014

Rzeka czasu


Pytanie Husserla nie jest więc – wbrew pierwszemu wrażeniu - pytaniem o doświadczenie czasu abstrahującym od czasu rzeczywistego. Jest to raczej pytanie o sens czasu, który nazywamy rzeczywistym: o to, skąd się bierze, że rzeczy jawią się nam nie tylko jako złote, czy ciężkie, lecz także jako „przemijające”, „przeszłe”, „trwałe”. Pytanie o sens pewnego fenomenu mijania.

Jak z tego widać, problem czasu pojawia się tu z początku jako problem lokalny: Husserl w „Wykładach o wewnętrznej świadomości czasu”, pyta o sens czasu, czy inaczej o źródło naszej świadomości następstwa czasowego – tak jak gdzie indziej pyta o pochodzenie (Husserl mówi: konstytucję) naszej świadomości przestrzeni czy koloru. Intryguje go pewien element fenomenu naszego świata. Czy jeszcze inaczej: wśród przedmiotów z jakimi mamy do czynienia, są takie które podlegają zmianie czasowej, które przemijają; Husserl pyta więc: co sprawia, że obok innych właściwości przedmioty te mają także tę: przemijalność?

Husserl – podobnie jak Bergson czy James – porównuje czas z rzeką. Spróbujmy więc ponownie zastanowić się nad tą metaforą „rzeki czasu”, być może ona pomoże nam znaleźć odpowiedź na powyższe pytania.

Spróbujmy ją zrozumieć w miarę dosłownie; czas byłby wówczas takim samym rzeczywistym procesem jak rzeka: także i czas „płynie” niezależnie ode mnie i wystarczy mi po prostu to zarejestrować.

Wiemy o przeszłości i przyszłości, potrafimy rozróżnić rzeczy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe na podstawie obserwacji ich obiektywnego następstwa po sobie. Jeśli by tak było, nasz problem byłby rzeczywiście pozorny – nie ma co się zastanawiać nad pochodzeniem mojej świadomości czasu, bo czas jest mi po prostu dany.

Ale to nieprawda, już Bergson nas tego uczył. Czy bowiem czas jest naprawdę faktycznie zachodzącym procesem? Czy rzeczywistość, sama w sobie – sortuje już rzeczy na wcześniejsze i późniejsze (bo rzeczy, które widzę, są już tak posortowane: ulica, na którą patrzę z okna nosi jeszcze ślady wczorajszego deszczu)? Nie, oczywiście. To dopiero dla mnie kałuże na ulicy są śladami tego, co stało się wczoraj. Dopiero ja, obserwator, mogę rozróżnić co powstało wcześniej a co później: bo przecież pozostawione same sobie wszystkie rzeczy, które widzę na ulicy są względem siebie równoczesne. Dopiero ja zatem układam je w porządek czasowy, w następstwo.

Merleau-Ponty: „Stół, przy którym siedzę, nosi ślady mojego minionego życia, wyryłem na nim swoje inicjały, pobrudziłem go atramentem. Jednakże same z siebie ślady te nie odsyłają bynajmniej do przeszłości, są współczesne; i jeśli rozpoznaję w nich znaki jakiś „dawnych” wydarzeń', to dlatego, że już skądinąd wiem, co to przeszłość, dlatego, że sens przeszłości noszę w sobie”.

Jeśli tak, to świadomość przeszłości (i przyszłości) nie może być rezultatem obserwacji faktycznie zachodzącego następstwa, obiektywnego procesu, który nazywamy czasem. Rozróżniamy rzeczy wcześniejsze od późniejszych, dostrzegamy następstwo w doświadczanym przez nas świecie, bo już skądinąd potrafimy oddzielić to co było, od tego co jest, bo już uprzednio mamy ideę przeszłości. Metafora rzeki nie może być więc dosłownie rozumiana (i sama w sobie prowadzi zresztą wtedy do absurdalnych konsekwencji: rzeka płynie zawsze z jakąś szybkością – jaki jednak sens ma pytanie: „jak szybko płynie rzeka czasu?”). Husserl: „Czy twierdzenie, że rzeka czasu jest obiektywnym procesem, nie jest absurdalne? Owszem!”.

Skoro więc „rzeka czasu” nie da się umieścić w przyrodzie, w „świecie obiektywnym, jako faktyczny proces” - i skoro rzeczywistość dopiero jako komuś dana (a zatem uświadamiana) nabiera czasowego charakteru – spróbujmy ją umieścić w świadomości. Powiedzmy: przeszłość dana jest w przypomnieniu, teraźniejszość w spostrzeżeniu, przyszłość w oczekiwaniu. Rzeczywistość jawi się nam jako „teraz”, gdy ją spostrzegam, jako już-nie-teraz, gdy coś sobie przypominam, wreszcie jako jeszcze-nie-teraz, gdy czegoś oczekuję. To dopiero dzięki przypomnieniu i oczekiwaniu rzeka czasu zaczyna płynąć; dopiero przypomnienie i oczekiwanie rozwijają punkt aktualnego „teraz” w linie następujących po sobie „już-nie-teraz”, i „jeszcze-nie-teraz”.

Ale i tu Bergson nauczył nas wątpliwości. Zachowany w pamięci widok jest bowiem nadal widokiem i sam fakt pamiętania go nie czyni go jeszcze minionym – wręcz przeciwnie, czyni go właśnie obecnym. Reprodukcja spostrzeżenia jest także spostrzeżeniem – więc jeśli mam ją uznać za przypomnienie czegoś minionego, muszę wiedzieć o tym już skądinąd. Przypomnienie sprawia, że uświadamiam sobie teraz coś, co kiedyś było – ale jeśli tak, to znaczy, że owo coś musiało już minąć, musiało stać się przeszłością, zanim sobie je przypomniałem. A więc to nie tu trzeba szukać źródła naszej idei przeszłości, odpowiedzi na pytanie o sens przemijania.

Czym więc jest „rzeka czasu”? Jak widać ani rejestrowanym przez nas faktycznym następstwem zdarzeń, ani ustanawianą przez dyskretne akty świadomości linią, biegnącą od już-nie-teraz do jeszcze-nie-teraz. Ani tak, ani tak nie jesteśmy zdolni wyjaśnić, dlaczego czas płynie. W nieco innych słowach ten negatywny rezultat dotychczasowych rozważań można by było podsumować tak oto (jest to myśl, którą – choć w innym sformułowaniu – znamy już właśnie od Bergsona i Jamesa): okoliczność, że rzeczy układają się w następstwo czasowe, da się wytłumaczyć tylko na drodze analizy intencjonalności, a więc takiej, która traktuje świat i jego świadomość jako dwa nierozdzielne elementy wzajemnego związku („świadomości intencjonalnej”): rzeczy (zdarzenia) bowiem następują po sobie tylko ze względu na podmiot, który potrafi oddzielić to, co było, od tego, co będzie.

Krzysztof Michalski
Logika i czas s. 189-192

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.