Pytanie Husserla nie jest więc –
wbrew pierwszemu wrażeniu - pytaniem o doświadczenie czasu
abstrahującym od czasu rzeczywistego. Jest to raczej pytanie o sens
czasu, który nazywamy rzeczywistym: o to, skąd się bierze, że
rzeczy jawią się nam nie tylko jako złote, czy ciężkie, lecz
także jako „przemijające”, „przeszłe”, „trwałe”.
Pytanie o sens pewnego fenomenu mijania.
Jak z tego widać, problem czasu
pojawia się tu z początku jako problem lokalny: Husserl w
„Wykładach o wewnętrznej świadomości czasu”, pyta o sens
czasu, czy inaczej o źródło naszej świadomości następstwa
czasowego – tak jak gdzie indziej pyta o pochodzenie (Husserl mówi:
konstytucję) naszej świadomości przestrzeni czy koloru. Intryguje
go pewien element fenomenu naszego świata. Czy jeszcze inaczej:
wśród przedmiotów z jakimi mamy do czynienia, są takie które
podlegają zmianie czasowej, które przemijają; Husserl pyta więc:
co sprawia, że obok innych właściwości przedmioty te mają także
tę: przemijalność?
Husserl – podobnie jak Bergson czy
James – porównuje czas z rzeką. Spróbujmy więc ponownie
zastanowić się nad tą metaforą „rzeki czasu”, być może ona
pomoże nam znaleźć odpowiedź na powyższe pytania.
Spróbujmy ją zrozumieć w miarę
dosłownie; czas byłby wówczas takim samym rzeczywistym procesem
jak rzeka: także i czas „płynie” niezależnie ode mnie i
wystarczy mi po prostu to zarejestrować.
Wiemy o przeszłości i przyszłości,
potrafimy rozróżnić rzeczy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe na
podstawie obserwacji ich obiektywnego następstwa po sobie. Jeśli by
tak było, nasz problem byłby rzeczywiście pozorny – nie ma co
się zastanawiać nad pochodzeniem mojej świadomości czasu, bo czas
jest mi po prostu dany.
Ale to nieprawda, już Bergson nas tego
uczył. Czy bowiem czas jest naprawdę faktycznie zachodzącym
procesem? Czy rzeczywistość, sama w sobie – sortuje już rzeczy
na wcześniejsze i późniejsze (bo rzeczy, które widzę, są już
tak posortowane: ulica, na którą patrzę z okna nosi jeszcze ślady
wczorajszego deszczu)? Nie, oczywiście. To dopiero dla mnie kałuże
na ulicy są śladami tego, co stało się wczoraj. Dopiero ja,
obserwator, mogę rozróżnić co powstało wcześniej a co później:
bo przecież pozostawione same sobie wszystkie rzeczy, które widzę
na ulicy są względem siebie równoczesne. Dopiero ja zatem układam
je w porządek czasowy, w następstwo.
Merleau-Ponty: „Stół, przy którym
siedzę, nosi ślady mojego minionego życia, wyryłem na nim swoje
inicjały, pobrudziłem go atramentem. Jednakże same z siebie ślady
te nie odsyłają bynajmniej do przeszłości, są współczesne; i
jeśli rozpoznaję w nich znaki jakiś „dawnych” wydarzeń', to
dlatego, że już skądinąd wiem, co to przeszłość, dlatego, że
sens przeszłości noszę w sobie”.
Jeśli tak, to świadomość
przeszłości (i przyszłości) nie może być rezultatem obserwacji
faktycznie zachodzącego następstwa, obiektywnego procesu, który
nazywamy czasem. Rozróżniamy rzeczy wcześniejsze od późniejszych,
dostrzegamy następstwo w doświadczanym przez nas świecie, bo już
skądinąd potrafimy oddzielić to co było, od tego co jest, bo już
uprzednio mamy ideę przeszłości. Metafora rzeki nie może być
więc dosłownie rozumiana (i sama w sobie prowadzi zresztą wtedy do
absurdalnych konsekwencji: rzeka płynie zawsze z jakąś szybkością
– jaki jednak sens ma pytanie: „jak szybko płynie rzeka
czasu?”). Husserl: „Czy twierdzenie, że rzeka czasu jest
obiektywnym procesem, nie jest absurdalne? Owszem!”.
Skoro więc „rzeka czasu” nie da
się umieścić w przyrodzie, w „świecie obiektywnym, jako
faktyczny proces” - i skoro rzeczywistość dopiero jako komuś
dana (a zatem uświadamiana) nabiera czasowego charakteru –
spróbujmy ją umieścić w świadomości. Powiedzmy: przeszłość
dana jest w przypomnieniu, teraźniejszość w spostrzeżeniu,
przyszłość w oczekiwaniu. Rzeczywistość jawi się nam jako
„teraz”, gdy ją spostrzegam, jako już-nie-teraz, gdy coś sobie
przypominam, wreszcie jako jeszcze-nie-teraz, gdy czegoś oczekuję.
To dopiero dzięki przypomnieniu i oczekiwaniu rzeka czasu zaczyna
płynąć; dopiero przypomnienie i oczekiwanie rozwijają punkt
aktualnego „teraz” w linie następujących po sobie
„już-nie-teraz”, i „jeszcze-nie-teraz”.
Ale i tu Bergson nauczył nas
wątpliwości. Zachowany w pamięci widok jest bowiem nadal widokiem
i sam fakt pamiętania go nie czyni go jeszcze minionym – wręcz
przeciwnie, czyni go właśnie obecnym. Reprodukcja spostrzeżenia
jest także spostrzeżeniem – więc jeśli mam ją uznać za
przypomnienie czegoś minionego, muszę wiedzieć o tym już
skądinąd. Przypomnienie sprawia, że uświadamiam sobie teraz coś,
co kiedyś było – ale jeśli tak, to znaczy, że owo coś musiało
już minąć, musiało stać się przeszłością, zanim sobie je
przypomniałem. A więc to nie tu trzeba szukać źródła naszej
idei przeszłości, odpowiedzi na pytanie o sens przemijania.
Czym więc jest „rzeka czasu”? Jak
widać ani rejestrowanym przez nas faktycznym następstwem zdarzeń,
ani ustanawianą przez dyskretne akty świadomości linią, biegnącą
od już-nie-teraz do jeszcze-nie-teraz. Ani tak, ani tak nie jesteśmy
zdolni wyjaśnić, dlaczego czas płynie. W nieco innych słowach ten
negatywny rezultat dotychczasowych rozważań można by było
podsumować tak oto (jest to myśl, którą – choć w innym
sformułowaniu – znamy już właśnie od Bergsona i Jamesa):
okoliczność, że rzeczy układają się w następstwo czasowe, da
się wytłumaczyć tylko na drodze analizy intencjonalności, a więc
takiej, która traktuje świat i jego świadomość jako dwa
nierozdzielne elementy wzajemnego związku („świadomości
intencjonalnej”): rzeczy (zdarzenia) bowiem następują po sobie
tylko ze względu na podmiot, który potrafi oddzielić to, co było,
od tego, co będzie.
Krzysztof Michalski
Logika i czas s. 189-192
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.