czwartek, 26 czerwca 2014

Maria Egipcjanka


Odrzucona przez czyjeś ręce od drzwi sanktuarium Maria Egipcjanka, namiętna ladacznica, upadła na próg. Kapłani, świece, akolici. Zadrżeli w płomieniach - widziała ich jak przez mgłę. Gdy umierała, jej łagodne oczy płonęły i włosy były niczym ciemny płomień, A kiedy odeszła z tego świata, przyszedł złoty lew i złożył jej spalone pokutą ciało w łonie ziemi. (John Heath Stubbs)

W czasie Wielkiego Postu, będącego dla chrześcijan czasem pokuty, liturgia Kościoła Zachodniego odwołuje się do biblijnych obrazów i figur pokuty - między innymi do postaci św. Marii Magdaleny - aby przybliżyć wiernym prawdy wiary stanowiące główny przedmiot roz­ważań w tygodniach poprzedzających Święta Wielkanocne. W piątą niedzielę Wielkiego Postu Kościół Wschodni czci św. Marię Egipcjankę jako wzór skruchy i pokuty. Jej żywot, czytany w czasie jutrzni czwartku poprzedzającego tę nie­dzielę, traktowany jest jako słowna ikona przedstawiająca teologiczną prawdę o pokucie.

Kim była św. Maria Egipcjanka? Historię Marii znano w kręgach monastycznych na Wschodzie od VI wieku. Sto­sunkowo wcześnie została przetłumaczona na łacinę, dzię­ki czemu szybko stała się znana na Zachodzie. Życie Marii z Egiptu było tak powszechnie uważane za wzór pokuty, że niektórzy uznawali jej historię za dalszą część dziejów św. Marii Magdaleny. Nawet człowiek tak wykształcony jak Honoriusz z Autun mylił te dwie postaci: Przekazy mówią, że (Maria Magdalena) z innymi uczniami widziała wniebowstąpienie Pańskie, a następnie wraz z in­nymi otrzymała Ducha Świętego. Później, z miłości do Nie­go, postanowiła, że nie będzie spotykać się już z ludźmi. Udała się więc na pustynię i zamieszkała w jaskini. Kiedy pewien wędrowny kapłan przyszedł do niej i zapytał, kim jest, odpowiedziała, że Marią Grzesznicą, on zaś został przy­słany, aby pogrzebać jej ciało. Po tych słowach odeszła z tego świata, którym od dawna gardziła, i weszła do chwały wraz z aniołami śpiewając hymny. Tak odeszła do Pana, którego bardzo miłowała.

Pochodzący z XI wieku Apostolski żywot św. Marii Magda­leny zdecydowanie i z oburzeniem odrzuca takie pomiesza­nie różnych postaci jako fałszywe: to twórcy bajek, czer­piąc z historii egipskiej pokutnicy, przypisali czyny Egipcjan­ki św. Marii Magdalenie. Główny motyw obydwu historii jest jednak ten sam: miłość Chrystusa, która wielki grzech przemienia w wielką chwałę. William z Malmesbury, włą­czając jedną z wersji historii Marii Egipcjanki do swego dzieła, Cuda Dziewicy Maryi, mówi o niej, że „była zła po prostu dla zabawy". Fakt ten podkreśla również liturgiczna wersja tekstu: „przez blisko siedemnaście lat [...] żyłam niczym ogień, wywołując publiczne zgorszenie. Nie robi­łam tego jednak dla pieniędzy. [...] Chciałam to robić i ro­biłam za darmo". Jej skrucha i pokuta miały równie dra­matyczny przebieg. Mnichowi Zosimie mieszkająca na pustyni Maria wydała się niczym anioł lub duch sunący ku niemu w świetle księżyca.

Najbardziej popularna wersja łacińska przedstawia dzieje Egipcjanki następująco: Jako młoda dziewczyna Maria przybyła do Aleksandrii i tam przez siedemnaście lat odda­wała się rozpuście. Któregoś dnia, powodowana ciekawo­ścią, przyłączyła się do grupy pielgrzymów płynących stat­kiem do Jerozolimy. Za podróż zapłaciła własnym ciałem, uwodząc po drodze wielu pielgrzymów, a w Jerozolimie, tak jak w Aleksandrii, nadal prowadziła życie rozwiązłe. W dniu wyznaczonym na uczczenie Krzyża Świętego wraz z innymi udała się do kościoła Grobu Świętego, w którym wystawiono relikwie. Kiedy jednak usiłowała wejść do środ­ka, jakaś niewidzialna siła odepchnęła ją od drzwi świąty­ni. W tejże chwili odczuła skruchę z powodu popełnionych grzechów i zaczęła płakać, zwracając się o pomoc do Matki Bożej. Następnego ranka okazało się, że może już wejść do kościoła i oddać cześć relikwiom drzewa Krzyża Świętego. Natychmiast też opuściła miasto i przekroczyła Jordan, mając ze sobą jedynie trochę chleba, który kupiła za pieniądze otrzymane od pewnego pielgrzyma. Żyła na pustyni czterdzieści siedem lat, aż przypadkiem odnalazł ją tam kapłan Zosima. Mnich wysłuchał jej opowieści i udzielił komunii świętej, a po roku powrócił, aby ją pochować w grobie wykopanym przez lwa. Opowieść ta i jej po­dobne - dzielą się na dwie części: jedna opowiada o grzesz­nicy, druga o pokutnicy na pustyni. W strukturze tych opo­wieści nie ma nic niemożliwego i obydwie mają swoje paralele w literaturze.

Jedną z wersji tej historii, również zawierającą obie czę­ści, znajdujemy w pochodzącym z VI wieku Żywocie Św. Cyriaka autorstwa Cyryla ze Scytopolis. Wersja Cyryla nie jest tak szczegółowa jak ta Sofroniusza, ale rozwija podobne wątki. Opowieść była znana i przekazywana w środowisku monastycznym:

Dobrze będzie, jak sądzę, przytoczyć tu budującą historię, którą opowiedział mi abba Jan. Kiedy wędrowaliśmy przez pustynię, pokazał mi pewne miejsce, które, jak mi objaśnił, było grobem błogosławionej Marii. Zdziwiony, poprosiłem, aby mi o niej opowiedział. A oto co usłyszałem: Jakiś czas temu, gdy szedłem z moim uczniem, Panamonem, do domu Cyriaka, nagle, w pewnej odległości, zobaczyliśmy postać ludzką przy dzikim tamaryszku. Sądziliśmy, że był to jeden z anachoretów - wielu ich bowiem zamieszkiwało w tam­tej części pustyni - pospieszyliśmy zatem w jego kierunku, aby go pozdrowić. Kiedy jednak zbliżyliśmy się do tego miej­sca, on zniknął. Ogarnięci strachem zaczęliśmy się modlić, myśleliśmy bowiem, że mamy do czynienia z duchem nie­czystym. Gdy powiedzieliśmy »Amen«, rozejrzeliśmy się wokół i ujrzeliśmy podziemną grotę. Domyśliliśmy się, że tam schronił się ów prawdziwy sługa Boży, aby się przed nami ukryć. Podeszliśmy do groty i zawołaliśmy go, zachę­cając do wyjścia tymi słowami: »Nie odmawiaj nam, ojcze, swojego błogosławieństwa i nie pozbawiaj nas korzyści z rozmowy z tobą«. W końcu odezwał się i powiedział: »Czego chcecie ode mnie? Jestem kobietą«. A następnie kobieta ta zapytała nas: »Dokąd idziecie?«. Odpowiedzieliśmy: »Do celi Cyriaka, ale powiedz nam najpierw, jak brzmi twoje imię, jak żyjesz i jak to się stało, że tu zamieszkałaś«. »Odejdźcie«, odpowiedziała, »a kiedy wrócicie, powiem wam wszystko«. Ale kiedy zapewniliśmy ją, że nie odejdziemy, póki nie po­znamy jej historii, odparła: »Mam na imię Maria. Byłam nie­gdyś mniszką mieszkającą przy kościele Zmartwychwsta­nia Pańskiego, jednak przez sztuczkę diabelską stałam się źródłem zgorszenia dla wielu. Obawiając się, że chociaż od­pokutowałam już zgorszenie, którego stałam się przyczyną, mogłabym dodawać grzech do grzechu, prosiłam Boga, aże­by usunął powód zgorszenia. Pewnego dnia, gdy moje serce przepełniał żal i lęk przed Bogiem, zeszłam do świętej sa­dzawki Siloam, napełniłam dzban wodą z sadzawki, wzię­łam również kosz podpłomyków i, zawierzywszy siebie Bogu, nocą opuściłam Święte Miasto. To On mnie tu przyprowa­dził i mieszkam na tym miejscu już osiemnaście lat, a z łaski Bożej do tej pory w dzbanie jest woda, w koszu są chleby. Aż po dziś dzień nie widziałam tu nikogo - oprócz was. A te­raz już idźcie, załatwcie swoją sprawę, a w drodze powrot­nej wstąpcie do mnie, aby się ze mną zobaczyć«. Zrobiliśmy, jak powiedziała i poszliśmy do celi abby Cyriaka. Oprócz innych rzeczy, opowiedzieliśmy mu i tę historię. Abba Cyriak zdziwił się wielce i rzekł: »Chwała Tobie, mój Boże, któ­ry ukryłeś tak wielką świętość. Ale idźcie, moje dzieci, i zrób­cie, co wam kazała«. Przyjęliśmy błogosławieństwo starca i wróciliśmy do jaskini. Zapukaliśmy, jak to jest w zwyczaju u anachoretów, a ponieważ nie było odpowiedzi, wczołgali­śmy się do środka i znaleźliśmy kobietę martwą. Ponieważ nie wiedzieliśmy, jak mamy ją pochować, wróciliśmy do naszej ławry w Suka i opowiedzieliśmy o tym, co nam się przytrafiło. Wróciliśmy z wszystkim, co potrzebne, aby wy­prawić pogrzeb, i złożyliśmy jej ciało w jaskini, zasypując wejście kamieniami".

Oto historia, którą opowiedział mi abba Jan, i, jak powie­działem, uznałem za właściwe spisać ją, by pobudzić do żalu za grzechy tych, którzy jej będą słuchać, i siebie, piszącego te słowa, a także by oddać cześć Chrystusowi, który do koń­ca obdarza cierpliwością tych, którzy Go miłują.

Przytoczona tu historia grzesznicy z kościoła Grobu Świę­tego, która w ukryciu oddaje się pokucie na pustyni, do­czekała się dalszych opracowań. Można sądzić, że dzieje zakonnicy uwiedzionej w Jerozolimie były powszechnie znane wśród ojców pustyni. Wersja ta rozwija szczegółowo wiele elementów obecnych również w historii Marii Egip­cjanki:

Pewien anachoreta opowiedział braciom tę oto historię: „Któregoś dnia, kiedy mieszkałem na pustyni, na zboczu góry Arnona, pomyślałem sobie w swej słabości: »Wyjdź i przejdź się na spacer po pustyni«. Szedłem i dotarłem do wyschniętego strumienia. Było już późno i w świetle księ­życa zobaczyłem daleko jakiś przedmiot, który jakby siedział na skale. Pomyślałem wtedy, że nawet gdyby to był lew, to nie powinienem się lękać, ale zaufać łasce Chrystusowej. Podszedłem więc do skały, w której znalazłem wąski otwór. Natychmiast istota, którą widziałem z daleka, ukryła się w tej jaskini. Kiedy dotarłem na szczyt skały, znalazłem kosz pełen chleba i dzban z wodą, co upewniło mnie, że musi to być człowiek. Zawołałem do niego: »Sługo Boży, bądź tak dobry i wyjdź i pobłogosław mnie«. On nie odpowiadał, ale gdy kilkakrotnie powtórzyłem swą prośbę, odezwał się w ten sposób: »Wybacz, ojcze, ale nie mogę wyjść«. Gdy za­pytałem - dlaczego, odrzekł: »Trzeba ci wiedzieć, że jestem kobietą i jestem naga«. Na te słowa zwinąłem płaszcz, który niosłem ze sobą, i wrzuciłem go do jaskini, mówiąc jej: »Masz, okryj się i wyjdź na zewnątrz«. Kiedy wyszła, pomo­dliliśmy się do Boga i usiedliśmy. I wtedy poprosiłem ją: »Matko, zechciej łaskawie opowiedzieć mi, co ci się przytra­fiło. Jak długo tu jesteś? Dlaczego podjęłaś tę drogę? W jaki sposób znalazłaś tę jaskinię?«. A ona zaczęła opowiadać o sobie: »Kiedyś byłam konsekrowaną dziewicą i mieszka­łam przy kościele Grobu Świętego. Jeden z mnichów, który przy bramie miał celę, zawarł ze mną znajomość. Spotyka­łam go tak często, że w końcu wspólnie popadliśmy w grzech. Chodziłam do jego domu, a on przychodził do mojego. Któ­regoś dnia, gdy jak zwykle szłam do jego celi, usłyszałam, jak płacze i wyznaje Bogu swoje grzechy. Zapukałam do drzwi, ale on, przez wzgląd na to, co ze mną robił, w ogóle mi nie otworzył. Dalej płakał i wyznawał swe grzechy. Wo­bec tego powiedziałam sobie: 'On żałuje za swoje grzechy, a ja nie żałuję za moje. On opłakuje swoje występki; czyż ja nie powinnam opłakiwać moich?'. Kiedy wróciłam do swo­jej celi, sama, przebrałam się w skromne odzienie, napełni­łam kosz chlebami i dzban wodą i weszłam do Grobu Świę­tego. Tam modliłam się, prosząc, aby wielki Bóg, który przyszedł ocalić tych, co się zgubili, i podnieść tych, którzy upadli, aby On, który wysłuchuje tych, co szczerze się do Niego zwracają, okazał miłosierdzie i mnie, kobiecie grzesz­nej. A jeśli uzna moją skruchę i przemianę za miłą sobie, niech pobłogosławi te bochenki i wodę, by wystarczyły mi do końca mego życia - żebym z powodu potrzeb ciała i gło­du nie musiała przerywać mojej nieustannej modlitwy. Na­stępnie udałam się na świętą Górę Golgoty, gdzie odmówi­łam tę samą modlitwę i dotykając Świętego Kamienia, wezwałam Imienia Pana. Później poszłam w kierunku Je­rycha i przekroczyłam Jordan. Dalej wędrowałam wzdłuż Morza Martwego [...], przeszłam przez góry, przebyłam pu­stynię i szczęśliwie znalazłam ten wyschnięty strumień. Wspięłam się na tę skałę i zobaczyłam jaskinię, a gdy we­szłam do środka, spodobało mi się, że jest taka wąska, bo pomyślałam sobie, że dobry Bóg dał mi ją, bym miała się gdzie schronić. Mieszkam w niej od trzydziestu lat i jak do­tąd, poza tobą, nie spotkałam tu nikogo. W koszu zawsze jest chleb, a w dzbanie woda i nigdy mi nie brakowało ani jednego, ani drugiego. Moje ubranie zużyło się po jakimś czasie, lecz moje włosy urosły i okryły mnie tak, że z łaski Chrystusa nie cierpię ani z powodu zimna, ani gorąca«.

Po tych słowach zachęciła mnie, bym wziął z kosza tro­chę chleba, wyczuła bowiem, że jestem bardzo głodny. Je­dliśmy i piliśmy pospołu. Raz zajrzałem do kosza i zobaczy­łem, że chleba nie ubywało. Podobnie było z wodą, oddałem więc chwałę Bogu. Chciałem zostawić jej moją starą szatę, ona jednak nie chciała jej przyjąć. Powiedziała: »Przynieś mi nowe ubranie«, co mnie bardzo uradowało. Poprosiłem, aby poczekała na mnie tam, gdzie się spotkaliśmy. Pomo­dliliśmy się i odszedłem, znacząc cały czas drogę. Udałem się do kościoła w pobliskiej wiosce i opowiedziałem o wszyst­kim kapłanowi. On z kolei oznajmił wiernym, że jedna z świętych mieszka naga na pustyni i że ci, którzy mają zbyt wiele ubrań, powinni je oddać. Przyjaciele Chrystusa chętnie je przynieśli, a ja wziąłem to, co było potrzebne i z rado­ścią udałem się w drogę powrotną, w nadziei, że znowu zo­baczę tę duchową matkę. Ale, chociaż bardzo się natrudzi­łem, nie mogłem odnaleźć jaskini. A kiedy przypadkiem wreszcie ją zobaczyłem, kobiety już w niej nie było: odeszła natchniona przez Boga. Jej nieobecność przyprawiła mnie o wielki smutek. Parę dni później odwiedziło mnie kilku anachoretów i opowiedzieli mi tę oto historię: »Gdy przyby­liśmy nad brzeg morza, zobaczyliśmy na pustyni anachoretę, którego okrywały jedynie jego włosy, a była wtedy już noc. Kiedy poprosiliśmy go o błogosławieństwo, uciekł szyb­ko, chroniąc się w jaskini, którą znaleźliśmy w pobliżu. Chcieliśmy wejść do środka, lecz on nas błagał:' Słudzy Chry­stusa, zostawcie mnie w spokoju. Tam, na górze, znajdzie­cie kosz z chlebem i dzban z wodą. Proszę, bądźcie tak do­brzy i obsłużcie się sami'. Pomodlił się w naszej intencji, a gdy dotarliśmy na szczyt skały, zastaliśmy rzeczy tak, jak nam powiedział. Usiedliśmy, a choć jedliśmy, chleba wcale nie ubywało i choć piliśmy, w dzbanie wciąż było tyle samo wody. Przez resztę nocy milczeliśmy. Wstaliśmy o świcie, aby anachoreta nas pobłogosławił. Okazało się jednak, że zasnął w Panu. Odkryliśmy również, że była to naga kobie­ta, która okrywała się swymi włosami. Przyjęliśmy błogosławieństwo z jej ciała, a potem zamknęliśmy kamieniem wejście do jaskini; pomodliliśmy się i odeszliśmy stamtąd«. Zrozumiałem wówczas, że mówili o świętej matce, która niegdyś była konsekrowaną dziewicą, i opowiedziałem im, czego się od niej dowiedziałem. Wspólnie uczciliśmy Boga, któremu chwalą na wieki. Amen".

Historie tego rodzaju zawierają elementy obecne w dłu­gim Żywocie Marii Egipcjanki autorstwa Sofroniusza, który stał się tekstem liturgicznym czytanym w czasie Wielkiego Postu. W tekście znajdujemy takie informacje jak ta, że w Aleksandrii i Jerozolimie, podobnie zresztą jak w więk­szości dużych miast, mieszkały kobiety trudniące się nie­rządem oraz że chrześcijaństwo w Palestynie i Egipcie in­spirowało wielu ludzi do porzucenia świata i podjęcia trudu życia na pustyni. Punktami zasadniczymi opowieści są nawrócenie, a także szczegóły dotyczące życia przed i po tym wydarzeniu. Podkreślają one potrzebę odkupienia oraz ukazują potęgę miłosierdzia Chrystusa, które może diametralnie zmienić ludzkie życie. Przy czym obecność tych samych szczegółów i schematów w różnych opowieściach niekoniecznie musi podważać ich historyczną wiarygod­ność.

Życie Marii z Egiptu nadaje się na temat o wiele bardziej dramatycznej historii niż dzieje dziewicy z Jerozolimy. Spo­tykamy ją najpierw jako młodą, niezależną dziewczynę, która wędruje po mieście z wrzecionem, swoim narzędziem pracy - zawsze gotową wdać się w następną erotyczną przygodę. Widzimy, jak wdzięczy się do marynarzy, aby zabrali ją ze sobą do Jerozolimy - zapłatą za podróż była ona sama. W Świętym Mieście, podczas obchodów święta ku czci Krzyża Świętego, Maria nawraca się i natychmiast wyrusza na pustynię, by tam wśród skał walczyć samotnie z pożądaniem i własną grzesznością. Nie mniej dramatycz­ny przebieg ma spotkanie z Zosimą: wrażliwa Maria z naj­większą uprzejmością traktuje dobrego i zdyscyplinowanego mnicha, który na co dzień prowadzi pobożne acz podszyte rutyną życie zakonne. Rozmawia z nim przy świetle księżyca i po raz pierwszy opowiada o swoim życiu, tak jednak, aby nie urazić poczucia wstydu Zosimy. Ten zaś, pełen miłości i podziwu, wraca na jej prośbę po roku - potulny i uległy, jakby Maria była jego ukochaną.

Dzieje Marii z Egiptu to jednak coś więcej niż tylko dra­matyczna opowieść o nawróceniu. Historia Egipcjanki za­wiera mnóstwo skomplikowanych symboli, z których najważniejszym jest kontrast pomiędzy dobrym, zadowolonym z siebie mnichem, opierającym pewność zbawienia na włas­nych uczynkach, a Marią, grzesznicą, która bardzo potrze­buje miłosierdzia i dlatego otrzymuje zbawienie od Chry­stusa jako dar - niezależnie od jakichkolwiek jej uczyn­ków, autoanalizy, sakramentów czy długich modlitw. Inne symbole jedynie podkreślają tę główną myśl: Maria zabie­ra ze sobą na pustynię tylko trzy bochenki chleba, które, podobnie jak bochenki proroka Eliasza, nie umniejszają się; Maria przekracza Jordan, symbol chrztu świętego; kroczy po wodzie i żyje w pokoju z całym stworzeniem — jej grób kopie dziki lew, symbol Księcia Pokoju. Starożytni i śre­dniowieczni słuchacze opowieści o Marii bardzo szybko wychwytywali ten głębszy sens kryjący się za poszczegól­nymi wydarzeniami z życia świętej.

Historia Egipcjanki należy do tradycji monastycznej o tyle, o ile mnich to pokutujący grzesznik, przekonany, że spośród wszystkich chrześcijan to on najbardziej potrzebuje miłosierdzia - a skoro tak, to jest to również ktoś, kto in­nym może ofiarować tylko miłosierdzie. Dzieje Marii Egip­cjanki pokazują, że łaska potrafi złamać potęgę najbardziej nawet zaślepiającego pożądania i wyzwolić do życia w czys­tości i miłości. Jedyny warunek to głęboka świadomość po­trzeby i zarazem możliwości otrzymania zbawienia od Chry­stusa. Wśród mnichów pustyni wielu było takich, których życie przypominało historię Marii Egipcjanki: Sara, Mojżesz czy Apollos mieli za sobą dramatyczną i grzeszną przeszłość. Obraz nierządnicy z opowieści Jana Karła doskonale wyra­żał ich doświadczenie wewnętrzne: Była w pewnym mieście piękna nierządnica, która miała wielu kochanków. Otóż przyszedł pewien dostojnik i powie­dział jej: „Obiecaj mi, że będziesz żyć uczciwie, a ja się z tobą ożenię". Obiecała, a on się z nią ożenił i wprowadził ją do swojego domu. Jej dawni kochankowie szukali jej i powiedzieli sobie: „Ten wielki pan zabrał ją do siebie: gdy­byśmy poszli do środka przez drzwi, a on by się o tym do­wiedział, mógłby nas ukarać. Lepiej chodźmy na tyły domu i gwizdnijmy na nią: ona rozpozna gwizdanie i wyjdzie do nas, a wtedy nam już nie będzie można nic zarzucić". Gdy ona usłyszała gwizdanie, zatkała sobie uszy, schowała się do najdalszej komory i zamknęła drzwi. I starzec tłumaczył, że ta nierządnica to dusza, jej kochankowie to namiętności i ludzie, dostojnikiem zaś jest Chrystus; wewnętrzna komo­ra to wieczyste mieszkanie, a gwiżdżącymi są złe duchy, dusza jednak zawsze ucieka do Pana.

Historia Marii Egipcjanki łączy w sobie elementy z róż­nych źródeł. Stoją za nimi osoby konkretnych kobiet, które najpierw były nierządnicami, a później pokutnicami. Dla zbudowania wiernych historia ta została rozszerzona i wzbo­gacona o szczegóły, które podnoszą znaczenie pokuty. Po­dobnie jak opowieść o św. Marii Magdalenie, tak i historia Marii z Egiptu w bardzo ludzki sposób przekazuje teolo­giczną prawdę o zbawieniu prawdę, która nade wszyst­ko ma wielkie znaczenie dla tych, którzy jej słuchają:

Moc Twego Krzyża, o Chryste, zdziałała cuda, bowiem na­wet kobieta, która niegdyś była ladacznicą, wstąpiła na dro­gę ascezy. Odrzuciwszy słabość, śmiało sprzeciwiła się dia­błu. A zyskawszy nagrodę zwycięstwa, wstawia się za nami. (Kanon o św. Marii Egipcjance, Triodion, s. 148).

Za: Benedicta Ward SLG, Nierządnice Pustyni. Pokuta we wczesnych źródłach monastycznych, Poznań 2005 (W drodze), przekład Paweł Długosz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.