piątek, 9 maja 2014

O niedocenianiu wagi postu


Ten przegląd chrześcijańskiego świata postawił nas w obliczu pewnego uniwersalnego problemu. Wydaje się, że żaden Kościół i żadna społeczność religijna nie mo­gły uchować się przed poważnymi trudnościami, jeśli nie ogólną alergią, wobec tego wielkiego biblijnego aktu postu, który jest częścią należącej do wszystkich spuścizny. Brak zaangażowania w tą praktykę tej praktyki szczególnie dziwi u mnichów, którzy od początku z zamiłowaniem oddawali się jego kultywowaniu.

    W ten sposób dochodzimy do pytania, od którego wy­szliśmy: dlaczego nastąpiła owa śmierć postu, nawet tam, gdzie powinien on być najbardziej żywy? Teraz wiemy tro­chę lepiej, w jaki sposób mnisi wraz z ludem chrześcijań­skim doszli do tego stanu rzeczy. Jako że chodzi o zjawisko generalne, jego wytłumaczenia należy szukać także na płasz­czyźnie całego Kościoła. Prawdziwą przyczyną, jak powie­działem, nie może być ani fizyczne osłabienie rodzaju ludz­kiego, ani praca, ani życie społeczne. A zatem, co nią jest?

Ciało słabe

  Przede wszystkim na pewno trzeba wziąć pod uwagę „słabość ciała" - nie mówię: zdrowia - która jest ponadcza­sowa. Ze względu na to, że zakłóca on spokój i wymaga wy­siłku, post skazany jest na podupadanie przy najmniejszym załamaniu się woli. „Duch jest ochoczy", aby go podjąć, lecz „ciało słabe", żeby go utrzymać.

  Utrzymanie praktyki takiej jak ta zakłada zawsze czujną uwagę i ciągle na nowo podejmowanie wyrzeczeń. Jeżeli gło­szone Słowo Boże nie podsuwa jej regularnie odpowiednich motywacji, zaraz usycha i ginie. Post chrześcijański zniknął, ponieważ pasterze i wierni nie nadawali mu z każdym poko­leniem nowej wartości.

Odcieleśniona duchowość

  Abstrahując od tej ogólnej przyczyny, trzeba stwierdzić, że post zaatakowały niewątpliwie bardziej specyficzne cho­roby. Jedną z nich zdaje się być pewien nowy rodzaj ducho­wości, dążący do gardzenia uczynkami ciała i przejawiania zainteresowania jedynie stanami duszy. Kiedy liczą się tylko myśli i uczucia, tak materialna praktyka jak post wypada marnie.

  Pisał o tym już Pusey: dla wielu jego czytelników „uczynić wyrzeczenie w tak mało wartości owej dziedzinie jak jedze­nie jest rzeczą tak lichą i bez znaczenia, że opierając na niej podobną obserwancję, poniżyłoby się doktrynę Krzyża" . Na co Pusey daje trafną odpowiedź, że powtarzanie ma­łych uczynków kształtuje duże nawyki, które określają czło­wieka. Zresztą „przyczyna uszlachetnia uczynek, a uczynek nie hańbi przyczyny". Angażowanie religii do tego rodzaju praktyk nie przynosi jej szkody, lecz nadaje postowi religijny wymiar, który go dopełnia i uświęca.

  Nawet jeśli miałbym zostać uznany za materialistę, do­dam, że ani trochę nie wierzę w duchowość, która poprze­staje na stanach wewnętrznych. Tak, jak niezdrowe jest po­przestawanie na obserwancjach, nie troszcząc się o to, co się dzieje we wnętrzu, tak wielką pomyłką jest kultywowanie uczuć, które nie przekładają się na żadną praktykę. Faryzejską zewnętrzność posiada niemniej nieszczęsny pendant: czysto wewnętrzny charakter łączący stany duszy z miesz­czańską wygodą. Prawdziwa duchowość to taka, która wciela się w czyny. Dobrze rozumiał to realizm starożytnych. Po­gardzać tymi konkretnymi praktykami, które stwarzają czło­wieka, to oddzielać duszę od ciała, pogrążać się w pewnego rodzaju śmierci, popadać w angelizm oraz iluzję.

  Ta wielka współczesna iluzja posiada głębokie korzenie. W XII wieku widzimy ją zarysowującą się w koresponden­cji wyjątkowo inteligentnej i wykształconej osoby: Heloizy, przyjaciółki Abelarda. Jako mniszka i przełożona prosi swo­jego dawnego kochanka, który został jej kierownikiem du­chowym, o napisanie dla niej i jej sióstr reguły. Wśród jej próśb ta, której poświęca najwięcej miejsca, odnosi się do sprawy jedzenia. Bez wątpienia chodzi nie tyle o post, co o -wstrzemięźliwość — Heloiza chce, żeby pozwolono im jeść mięso, lecz wiele argumentów jest tak powszechnych, że za­graża to całej dyscyplinie żywieniowej, a nawet zewnętrznej obserwancji.

  Ponieważ kobiety są słabsze od mężczyzn (!), a w tamtych czasach sami mnisi okazują się niezdolni do praktykowania dawnych surowych zasad, opatka z Paraclet chciałaby więc, żeby udzielić siostrom stałej dyspensy od wstrzemięźliwości mięsnej i innych przestarzałych wyrzeczeń. Jedyną rzeczą, której Bóg nakazuje unikać, jest grzech. A jedzenie mięsa nie jest grzechem. Nie przywiązujmy wielkiej wagi, jak Ży­dzi, do zewnętrznych uczynków, przez które nie stajemy się milsi Bogu. Ważne jest tylko wnętrze, które odróżnia nas od Żydów, miłosierdzie, które oddziela nas od niegodziw­ców. Dalej następuje bogata antologia Nowego Testamentu, gdzie pojawia się wszystko, co u św. Pawła dyskredytuje obserwancje związane z jedzeniem, posiadające żydowskie bądź gnostyczne źródła.

   Jednak Heloiza nie zadowala się samym przytoczeniem tekstów biblijnych, które przywoływali już w IV wieku przeciwnicy ascetyzmu św. Hieronima. Przedstawiając sze­reg fragmentów ze św. Augustyna, sądzi, że może wysnuć z tego świętego doktora wnioski takie jak te:

  Zewnętrzne uczynki nie powiększają zasług... Przed Bo­giem wartość mają tylko cnoty... Całą troską prawdziwych chrześcijan jest przyozdobienie się w cnoty i oczyszczenie z wad wewnętrznego człowieka, od strony zewnętrznej nie muszą troszczyć się o nic lub prawie o nic. [Św. Augustyn]

   Wraz ze wszystkim, co zewnętrzne i widoczne, post jest więc uważany za mało ważny przez tego ucznia św. Augu­styna, który z pewnością zadziwiłby swojego mistrza.

  W swojej odpowiedzi Abelard nawiąże do tych roz­ważań, nie bez dodania od siebie wielu innych wypły­wających z jego przekonań. To, że chrześcijańscy intelek­tualiści w XII wieku, kwiat środowiska uniwersyteckiego, skąd wyjdzie nowożytna inteligencja, patrzą na ascezę ciała z podobną pogardą jest znakiem zapowiadającym chorobę, na którą cierpimy. Jednym z ich ulubionych motywów, odziedziczonym z filozofii starożytnej, jest odwołanie się do „natury" oraz „potrzeby". Dobrze, ale co to oznacza? Cały problem polega właśnie na tym, żeby odróżnić prawdziwą potrzebę człowieka od tej narzucanej przez zwyczaje i prze­sądy. Uczynienie z tej ostatniej prawa oznacza usadowienie się w wygodnej mierności i wzbranianie sobie wszelkiego owocnego wysiłku.

Za: Adalbert de Vogüé OSB, Kochać post. Doświadczenie monastyczne, tytuł oryginału: Aimer le jeûne: l'espérience monastique, przekład: Maria Kobiałka, TYNIEC - Wydawnictwo Benedyktynów, Kraków 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.