Ten
przegląd chrześcijańskiego świata postawił nas w obliczu pewnego
uniwersalnego problemu. Wydaje się, że żaden Kościół i żadna
społeczność religijna nie mogły uchować się przed
poważnymi trudnościami, jeśli nie ogólną alergią, wobec tego
wielkiego biblijnego aktu postu, który jest częścią należącej
do wszystkich spuścizny. Brak zaangażowania w tą praktykę tej
praktyki szczególnie dziwi u mnichów, którzy od początku z
zamiłowaniem oddawali się jego kultywowaniu.
W
ten sposób dochodzimy do pytania, od którego wyszliśmy:
dlaczego nastąpiła owa śmierć postu, nawet tam, gdzie powinien on
być najbardziej żywy? Teraz wiemy trochę lepiej, w jaki
sposób mnisi wraz z ludem chrześcijańskim doszli do tego
stanu rzeczy. Jako że chodzi o zjawisko generalne, jego
wytłumaczenia należy szukać także na płaszczyźnie całego
Kościoła. Prawdziwą przyczyną, jak powiedziałem, nie może
być ani fizyczne osłabienie rodzaju ludzkiego, ani praca, ani
życie społeczne. A zatem, co nią jest?
Ciało
słabe
Przede wszystkim na pewno trzeba
wziąć pod uwagę „słabość ciała" - nie mówię: zdrowia
- która jest ponadczasowa. Ze względu na to, że zakłóca on
spokój i wymaga wysiłku, post skazany jest na podupadanie przy
najmniejszym załamaniu się woli. „Duch jest ochoczy", aby go
podjąć, lecz „ciało słabe", żeby go utrzymać.
Utrzymanie praktyki takiej jak
ta zakłada zawsze czujną uwagę i ciągle na nowo podejmowanie
wyrzeczeń. Jeżeli głoszone Słowo Boże nie podsuwa jej
regularnie odpowiednich motywacji, zaraz usycha i ginie. Post
chrześcijański zniknął, ponieważ pasterze i wierni nie nadawali
mu z każdym pokoleniem nowej wartości.
Odcieleśniona
duchowość
Abstrahując od tej ogólnej
przyczyny, trzeba stwierdzić, że post zaatakowały niewątpliwie
bardziej specyficzne choroby. Jedną z nich zdaje się być
pewien nowy rodzaj duchowości, dążący do gardzenia uczynkami
ciała i przejawiania zainteresowania jedynie stanami duszy. Kiedy
liczą się tylko myśli i uczucia, tak materialna praktyka jak post
wypada marnie.
Pisał o tym już Pusey: dla
wielu jego czytelników „uczynić wyrzeczenie w tak mało wartości
owej dziedzinie jak jedzenie jest rzeczą tak lichą i bez
znaczenia, że opierając na niej podobną obserwancję, poniżyłoby
się doktrynę Krzyża" . Na co Pusey daje trafną odpowiedź,
że powtarzanie małych uczynków kształtuje duże nawyki,
które określają człowieka. Zresztą „przyczyna
uszlachetnia uczynek, a uczynek nie hańbi przyczyny".
Angażowanie religii do tego rodzaju praktyk nie przynosi jej szkody,
lecz nadaje postowi religijny wymiar, który go dopełnia i uświęca.
Nawet jeśli miałbym zostać
uznany za materialistę, dodam, że ani trochę nie wierzę w
duchowość, która poprzestaje na stanach wewnętrznych. Tak,
jak niezdrowe jest poprzestawanie na obserwancjach, nie
troszcząc się o to, co się dzieje we wnętrzu, tak wielką pomyłką
jest kultywowanie uczuć, które nie przekładają się na żadną
praktykę. Faryzejską zewnętrzność posiada niemniej nieszczęsny
pendant: czysto wewnętrzny charakter łączący stany duszy z
mieszczańską wygodą. Prawdziwa duchowość to taka, która
wciela się w czyny. Dobrze rozumiał to realizm starożytnych.
Pogardzać tymi konkretnymi praktykami, które stwarzają
człowieka, to oddzielać duszę od ciała, pogrążać się w
pewnego rodzaju śmierci, popadać w angelizm oraz iluzję.
Ta wielka współczesna iluzja
posiada głębokie korzenie. W XII wieku widzimy ją zarysowującą
się w korespondencji wyjątkowo inteligentnej i wykształconej
osoby: Heloizy, przyjaciółki Abelarda. Jako mniszka i przełożona
prosi swojego dawnego kochanka, który został jej kierownikiem
duchowym, o napisanie dla niej i jej sióstr reguły. Wśród
jej próśb ta, której poświęca najwięcej miejsca, odnosi się do
sprawy jedzenia. Bez wątpienia chodzi nie tyle o post, co o
-wstrzemięźliwość — Heloiza chce, żeby pozwolono im jeść
mięso, lecz wiele argumentów jest tak powszechnych, że zagraża
to całej dyscyplinie żywieniowej, a nawet zewnętrznej obserwancji.
Ponieważ kobiety są słabsze
od mężczyzn (!), a w tamtych czasach sami mnisi okazują się
niezdolni do praktykowania dawnych surowych zasad, opatka z Paraclet
chciałaby więc, żeby udzielić siostrom stałej dyspensy od
wstrzemięźliwości mięsnej i innych przestarzałych wyrzeczeń.
Jedyną rzeczą, której Bóg nakazuje unikać, jest grzech. A
jedzenie mięsa nie jest grzechem. Nie przywiązujmy wielkiej wagi,
jak Żydzi, do zewnętrznych uczynków, przez które nie stajemy
się milsi Bogu. Ważne jest tylko wnętrze, które odróżnia nas od
Żydów, miłosierdzie, które oddziela nas od niegodziwców.
Dalej następuje bogata antologia Nowego Testamentu, gdzie pojawia
się wszystko, co u św. Pawła dyskredytuje obserwancje związane z
jedzeniem, posiadające żydowskie bądź gnostyczne źródła.
Jednak Heloiza nie zadowala się
samym przytoczeniem tekstów biblijnych, które przywoływali już w
IV wieku przeciwnicy ascetyzmu św. Hieronima. Przedstawiając
szereg fragmentów ze św. Augustyna, sądzi, że może wysnuć
z tego świętego doktora wnioski takie jak te:
Zewnętrzne
uczynki nie powiększają zasług... Przed Bogiem wartość mają
tylko cnoty... Całą troską prawdziwych chrześcijan jest
przyozdobienie się w cnoty i oczyszczenie z wad wewnętrznego
człowieka, od strony zewnętrznej nie muszą troszczyć się o nic
lub prawie o nic. [Św. Augustyn]
Wraz ze wszystkim, co zewnętrzne
i widoczne, post jest więc uważany za mało ważny przez tego
ucznia św. Augustyna, który z pewnością zadziwiłby swojego
mistrza.
W swojej odpowiedzi Abelard
nawiąże do tych rozważań, nie bez dodania od siebie wielu
innych wypływających z jego przekonań. To, że chrześcijańscy
intelektualiści w XII wieku, kwiat środowiska
uniwersyteckiego, skąd wyjdzie nowożytna inteligencja, patrzą na
ascezę ciała z podobną pogardą jest znakiem zapowiadającym
chorobę, na którą cierpimy. Jednym z ich ulubionych motywów,
odziedziczonym z filozofii starożytnej, jest odwołanie się do
„natury" oraz „potrzeby". Dobrze, ale co to oznacza?
Cały problem polega właśnie na tym, żeby odróżnić prawdziwą
potrzebę człowieka od tej narzucanej przez zwyczaje i przesądy.
Uczynienie z tej ostatniej prawa oznacza usadowienie się w wygodnej
mierności i wzbranianie sobie wszelkiego owocnego wysiłku.
Za:
Adalbert de Vogüé OSB, Kochać post. Doświadczenie monastyczne,
tytuł oryginału: Aimer le jeûne: l'espérience monastique,
przekład: Maria Kobiałka, TYNIEC - Wydawnictwo Benedyktynów,
Kraków 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.