piątek, 9 maja 2014

Bacz byś nadaremnie nie ukończył bieg żywota, jeżeli tylko darmo, a nie z największą szkodą


DO DUSZY I CIAŁA PRZEMOWA [Carm. II. I. 88 — PG 37, 1435—1442]

Cóżbyś ty dostać chciała — tak pytam mej duszy — wielkiego czy małego, co ludzie mają w cenie? Zażądaj coś świetnego, a dam ci to z ochotą!

  Czy chcesz mieć to, co Giges Lidyjczyk miał u siebie, 10 panować przez pierścionek, pieczęcią obracając, i znikać, gdy zakryta, zjawiać się, gdy się zjawi?

  Czy chcesz Midasa skarbów, co umarł przy bogactwie, któremu wszystko w złoto się przemieniało, niosąc [1436]   głód złoty, jako karę za niepomierne życzenia?

  Czy chcesz kamieni drogich i łanów tłustej ziemi 20 i stad nie do zliczenia tak wołów, jak wielbłądów?

  Nie to ja ci daruję, bo dostać to niedobrze, a i mnie nie stać na to, gdyż porzuciłem troski, odkąd się przybliżyłem do Boga wszechmocnego.

  Czy tron chcesz, wielką władzę, wywrotną pychę chwili, 30   by jutro upaść nisko, na dół spuszczając oczy, gdy kark podniesie inny, który ci asystował, może łotr jakiś zgoła? Czy chcesz się związać ślubem małżeńskim, tym błazeństwem, za wiatrem się obracać?

  Czy chcesz chorobę słodką, o wiele dzieci troskę, 40  co gdybym zwał nieszczęściem, cóżbyś; wyrzekła na to? [1437]  Czy chcesz wymową słynąć, zapełniać wielkie sale? Prawami  chcesz frymarczyć w wykrętach wbrew słuszności ciągnąć i być ciągnioną przez kupne trybunały?

  Czy chcesz potrząsać dzidą, wojennym tchnąć zapałem?  50 Czy wieńca chcesz z zapasów? Posągów kutych w spiżu?

  To chcesz mar sennych, cienia, pierzchającego wiatru, poświstu strzały w locie, hałasu rąk klaszczących. Bo cóż dla mądrych ludzi wielkiego w rzeczach, które 60  dziś są, jutro ich nie ma? Źli także je miewają, a nic nie idzie z nami w wędrówce z tego świata.

  Cóż więc? Gdy nie chcesz tego, co dostać chcesz ode mnie? [1438] Czy pragniesz zostać bogiem, stać w świetle przy Najwyższym, wieść z aniołami tany? Więc naprzód, chodź, zwracając 70 do góry szybkie skrzydła tęsknoty! Ja ci pióra oczyszczę, ja cię nową podniosę i jak ptaka lotnego do eteru wnet wyżyn odprowadzę.

  A ty najniegodziwsze me ciałko, źle pachnące, z którym złączony jestem, jak pani z swym kucharzem, 80 co chcesz otrzymać powiedz, by swe podtrzymać życie? Bom ci nie winien więcej, choć gwałtem chcesz mieć wiele.

  Czy chcesz stół woniejący pachnidłem i kucharzy sztuczkami zbytecznymi? Czy chcesz barbitów dźwięków i rąk uderzeń, aby podnieść namiętności? 90 Chcesz  pląsów  pięknych  chłopców,   niemęskich  i  lubieżnych i wirów dziewcząt bezwstydnie obnażonych, co w uczty wprowadzają rozpusty miłośnicy, [1439]   wino szałem darzące ochoczo rozlewając.

  Jeśli to chcesz ode mnie, dostaniesz, lecz — postronek. 100 Dar taki przyjaciołom nienasyconym daję.

  Niech grota samorodna mieszkaniem twym będzie lub buda, dzieło jednej godziny, jeśli trzeba i popracować trochę. Za szatę niech ci służy wielbłądzia sierść, jak ongi prorokom, albo skóra, nagości dawne okrycie. Za łoże pospolite 110 miej trawę i gałązki poobrywane z krzaków.

  Na stole coś z purpury, nie straszne biesiadnikom, a stół niech w koło słodkie rozsiewa wonie z tego, [1440]  co daje miła ziemia bez pracy wszystkim w darze.
  A gdym cię usadowił, nakarmię cię z ochotą: 120 Chcesz jeść? Bierz chleb, bierz krupy, jeśli są na stole. Sól będzie ci przyprawą, oraz cebula, której odmierzać ci nie będę, to przysmak bez kłopotu. Za większą zaś przyprawę tej uczty głód ci stanie. Chcesz pić? Płynie ci woda, dzban nie do wyczerpania i napój, który nigdy opilstwa nie sprowadza i krzepi bez winogron. Jeżeli zaś szukasz zbytku, nie szczędźmy także octu. To może ci nie dosyć? I chcesz, niesyty, rozkosz z dziurawej czerpać beczki? Innego szukaj dawcy, ja nie mam czasu grzać cię, jak wroga domowego, byś jak zmarznięta żmija, co w cieple znów ożywa, ukąsił mnie w zanadrzu.

  Czy chcesz ogromnych domów ze złotym stropem? Sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej dzieł takich doskonałych, że się ruszają prawie jak żywe? Chcesz marmuru przepychu, co barwami różnymi blask rozsiewa? Chcesz szat fałdzistych, których się zwykle nie dotyka, i bogactw na swych palcach? Piękności, z której mędrcy się śmieją, a ja z nimi, bo dla mnie piękność w wnętrzu?

  Te słowa do was mówię, co ziemi się trzymacie, żyjecie tylko chwilą, na więcej nie patrzycie. Tym zaś, którzy szlachetny prowadzą żywot, godny cząstki, zmieszanej Boską ręką z mą grubą gliną — patrz na biedaka pychę! — jakiż ja podam pokarm? Płomienny  miecz  mi  przekrocz,   człowiecze  zbożny,   stań  się uprawcą Boskich roślin, kwitnących Słowa mocą, których mię wróg pozbawił, odarłszy mię z rozkoszy! Przybliż się znów do drzewa żywota wieczystego, a jest nim, jak doszedłem, poznanie Najwyższego, jednego światła, które potrójnym błyszczy blaskiem i do którego wszystko podąża. — Tak do siebie niech każdy, kto ma rozum, przemawia! A kto nie chce tak mówić, nadaremnie ukończył bieg żywota, 180   jeżeli tylko darmo, a nie z największą szkodą.


Za: Jan Maria Szymusiak SJ, Grzegorz Teolog. U źródeł chrześcijańskiej myśli IV wieku, Księgarnia Świętego Wojciecha, Poznań- Warszawa- Lublin, Poznań 1965  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.