DO
DUSZY I CIAŁA PRZEMOWA [Carm. II. I.
88 — PG 37, 1435—1442]
Cóżbyś
ty dostać chciała — tak pytam mej duszy — wielkiego czy małego,
co ludzie mają w cenie? Zażądaj coś świetnego, a dam ci to z
ochotą!
Czy chcesz mieć to, co Giges
Lidyjczyk miał u siebie, 10 panować przez pierścionek, pieczęcią
obracając, i znikać, gdy zakryta, zjawiać się, gdy się zjawi?
Czy chcesz Midasa skarbów, co
umarł przy bogactwie, któremu wszystko w złoto się przemieniało,
niosąc [1436] głód złoty, jako karę za niepomierne
życzenia?
Czy chcesz kamieni drogich i
łanów tłustej ziemi 20 i stad nie do zliczenia tak wołów, jak
wielbłądów?
Nie to ja ci daruję, bo dostać
to niedobrze, a i mnie nie stać na to, gdyż porzuciłem troski,
odkąd się przybliżyłem do Boga wszechmocnego.
Czy tron chcesz, wielką władzę,
wywrotną pychę chwili, 30 by jutro upaść nisko, na
dół spuszczając oczy, gdy kark podniesie inny, który ci
asystował, może łotr jakiś zgoła? Czy chcesz się związać
ślubem małżeńskim, tym błazeństwem, za wiatrem się obracać?
Czy chcesz chorobę słodką, o
wiele dzieci troskę, 40 co gdybym zwał nieszczęściem,
cóżbyś; wyrzekła na to? [1437] Czy chcesz wymową słynąć,
zapełniać wielkie sale? Prawami chcesz frymarczyć w
wykrętach wbrew słuszności ciągnąć i być ciągnioną przez
kupne trybunały?
Czy chcesz potrząsać dzidą,
wojennym tchnąć zapałem? 50 Czy wieńca chcesz z zapasów?
Posągów kutych w spiżu?
To chcesz mar sennych, cienia,
pierzchającego wiatru, poświstu strzały w locie, hałasu rąk
klaszczących. Bo cóż dla mądrych ludzi wielkiego w rzeczach,
które 60 dziś są, jutro ich nie ma? Źli także je miewają,
a nic nie idzie z nami w wędrówce z tego świata.
Cóż więc? Gdy nie chcesz
tego, co dostać chcesz ode mnie? [1438] Czy pragniesz zostać
bogiem, stać w świetle przy Najwyższym, wieść z aniołami tany?
Więc naprzód, chodź, zwracając 70 do góry szybkie skrzydła
tęsknoty! Ja ci pióra oczyszczę, ja cię nową podniosę i jak
ptaka lotnego do eteru wnet wyżyn odprowadzę.
A ty najniegodziwsze me ciałko,
źle pachnące, z którym złączony jestem, jak pani z swym
kucharzem, 80 co chcesz otrzymać powiedz, by swe podtrzymać życie?
Bom ci nie winien więcej, choć gwałtem chcesz mieć wiele.
Czy chcesz stół woniejący
pachnidłem i kucharzy sztuczkami zbytecznymi? Czy chcesz barbitów
dźwięków i rąk uderzeń, aby podnieść namiętności? 90 Chcesz
pląsów pięknych chłopców, niemęskich
i lubieżnych i wirów dziewcząt bezwstydnie obnażonych, co w
uczty wprowadzają rozpusty miłośnicy, [1439] wino
szałem darzące ochoczo rozlewając.
Jeśli to chcesz ode mnie,
dostaniesz, lecz — postronek. 100 Dar taki przyjaciołom
nienasyconym daję.
Niech grota samorodna
mieszkaniem twym będzie lub buda, dzieło jednej godziny, jeśli
trzeba i popracować trochę. Za szatę niech ci służy wielbłądzia
sierść, jak ongi prorokom, albo skóra, nagości dawne okrycie. Za
łoże pospolite 110 miej trawę i gałązki poobrywane z krzaków.
Na stole coś z purpury, nie
straszne biesiadnikom, a stół niech w koło słodkie rozsiewa wonie
z tego, [1440] co daje miła ziemia bez pracy wszystkim w
darze.
A gdym cię usadowił, nakarmię
cię z ochotą: 120 Chcesz jeść? Bierz chleb, bierz krupy, jeśli
są na stole. Sól będzie ci przyprawą, oraz cebula, której
odmierzać ci nie będę, to przysmak bez kłopotu. Za większą zaś
przyprawę tej uczty głód ci stanie. Chcesz pić? Płynie ci woda,
dzban nie do wyczerpania i napój, który nigdy opilstwa nie
sprowadza i krzepi bez winogron. Jeżeli zaś szukasz zbytku, nie
szczędźmy także octu. To może ci nie dosyć? I chcesz, niesyty,
rozkosz z dziurawej czerpać beczki? Innego szukaj dawcy, ja nie mam
czasu grzać cię, jak wroga domowego, byś jak zmarznięta żmija,
co w cieple znów ożywa, ukąsił mnie w zanadrzu.
Czy chcesz ogromnych domów ze
złotym stropem? Sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej dzieł takich
doskonałych, że się ruszają prawie jak żywe? Chcesz marmuru
przepychu, co barwami różnymi blask rozsiewa? Chcesz szat
fałdzistych, których się zwykle nie dotyka, i bogactw na swych
palcach? Piękności, z której mędrcy się śmieją, a ja z nimi,
bo dla mnie piękność w wnętrzu?
Te słowa do was mówię, co
ziemi się trzymacie, żyjecie tylko chwilą, na więcej nie
patrzycie. Tym zaś, którzy szlachetny prowadzą żywot, godny
cząstki, zmieszanej Boską ręką z mą grubą gliną — patrz na
biedaka pychę! — jakiż ja podam pokarm? Płomienny miecz
mi przekrocz, człowiecze zbożny,
stań się uprawcą Boskich roślin, kwitnących Słowa mocą,
których mię wróg pozbawił, odarłszy mię z rozkoszy! Przybliż
się znów do drzewa żywota wieczystego, a jest nim, jak doszedłem,
poznanie Najwyższego, jednego światła, które potrójnym błyszczy
blaskiem i do którego wszystko podąża. — Tak do siebie niech
każdy, kto ma rozum, przemawia! A kto nie chce tak mówić,
nadaremnie ukończył bieg żywota, 180 jeżeli tylko
darmo, a nie z największą szkodą.
Za:
Jan Maria Szymusiak SJ, Grzegorz Teolog. U źródeł chrześcijańskiej
myśli IV wieku, Księgarnia Świętego Wojciecha, Poznań- Warszawa-
Lublin, Poznań 1965
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.