„Pokój
zostawiam wam, pokój mój daję wam" (J 14, 27) - pokój ten
nie jest naszym dziełem, ale pochodzi od Niego, od Jezusa. On
ofiarowuje nam pokój zarazem ludzki i Boski. Nie możemy go osiągnąć
własnymi siłami, ale powinniśmy przygotować się na jego
przyjęcie. W nim znajdujemy odpoczynek obiecany przez Jezusa.
Jednak dopóki nie złożymy wszystkiego w Jego ręce, uginamy
się pod brzemieniem własnego istnienia, własnego „ja". Gdy
tylko ten niezmącony pokój zagości w duszy, Słowo może
wreszcie działać w nas cicho i bez przeszkód; wreszcie
nieskrępowane niczym, dokonuje skutecznie i z mocą swojego
dzieła wypływającego z nadmiaru Jego miłości [W
oryginale: un trop grand amour ('zbyt
wielka miłość') - wyrażenie bł. Elżbiety od Trójcy Świętej,
które występuje wielokrotnie w jej pismach. [Przyp. tłum.].].
W ten sposób dajemy Mu możliwość uczynienia z nas prawdziwych
dzieci Boga, żyjących, podobnie jak Syn, pełnią Ducha.
Już od pierwszych wieków chrześcijaństwa ci, którzy
posłyszeli wezwanie pustyni, zrozumieli, że celem ascezy jest
jedynie otwarcie nas na przemieniające i przebóstwiające działanie
Słowa. Człowiek powinien nauczyć się całkowitego ofiarowania
siebie Bogu, a następnie spokojnego trwania pod Jego miłującą
dłonią.
Nie może to nastąpić bez obumierania sobie, obumarcia
grzesznego „ja", które pragnie działać samowolnie, nie
poddając się pod jarzmo Chrystusa. Od tego momentu rozpoczyna
się ciężka walka z własnym „ja", które utrudnia wszelkie
starania osiągnięcia prostej, spokojnej dyspozycyjności,
otwartości na dar Boży.
„Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według
słowa twego" (Łk 1, 38). (…)
Czyni to wraz z wielkim Antonim Pustelnikiem, tym, który dzięki
pokorze potrafił stać się teodydaktą - człowiekiem nauczanym
przez samego Boga. Czyni to również z prorokiem Ozeaszem:
„Wyprowadzę cię na pustynię i będę mówił do twego serca"
(por. Oz 2, 16). A znacznie później posługuje się także
Arseniuszem, któremu zawdzięczamy ów słynny apoftegmat, który
tylu ludzi zainspirował do pójścia na pustynię, aby doświadczyć
takiego spotkania. Oderwanie od siebie podlega jednak prawu
stopniowego wzrostu, jak pouczył o tym Chrystus tegoż Arseniusza:
„Uciekaj od ludzi, milcz i trwaj w pokoju" [Abba
Arseniusz, Apoftegmat 2.
[W wydaniu polskim : „Uciekaj, milcz, módl się" (tenże,
Apoftegmat 2(40), w: Apoftegmaty Ojców Pustyni, 1.1: Gerontikon,
tłum. M. Borkowska, oprac. M. Starowieyski, Tyniec
Wydawnictwo Benedyktynów,
Kraków 2004,
s. 142). Przyp. red. pol.]]. Są to trzy następujące po
sobie etapy, które prowadzą od pokoju zewnętrznego, poprzez pokój
duszy, do pokoju ducha; etapy, które przygotowują wielki pokój
wewnętrzny, nadprzyrodzony, dzięki któremu Bóg może odnowić
w nas odbicie swojego obrazu i swojego boskiego podobieństwa: w
ten sposób pierwotny obraz i podobieństwo zostają odzyskane.
„Uciekaj od ludzi, milcz i trwaj w pokoju" - uciekaj od tego,
co światowe, od ducha tego świata i od otoczenia, w którym
nigdy nie osiągniesz pełnej dyspozycyjności wobec Mnie. Kiedy
znajdziesz się już na pustyni, zamilknij, nie dyskutuj z samym
sobą, gdyż w ten sposób pojawi się ponownie duch świata, a twoje
odosobnienie niczemu nie będzie służyć. I wreszcie, trwaj w
pokoju, nie lękaj się tego, co dokonuję w tobie, pozwól Mi
ciebie miłować, wejdź w Mój odpoczynek, w Mój pokój, zanurz się
w ufności i oddaniu, a tracąc siebie, odnajdziesz swoje życie we
Mnie, czyli Mnie samego.
Aby żyć powołaniem dzieci Bożych, a zwłaszcza powołaniem
zakonnym, powinniśmy starać się wejść, z Bożą pomocą, na
drogę pokoju. Pokój ten, początkowo naturalny i dobrowolny,
przerodzi się stopniowo w nadprzyrodzony i pełen ciszy dzięki
Bożej łasce i naszej uległości. Dlatego też Chrystus postępuje
bardzo pedagogicznie, mówiąc do Arseniusza: „Trwaj w pokoju!",
co język grecki wyraża słowem hesychadze! Praktyka ta
wywodzi się z hezychazmu, nurtu monastycznego ukierunkowanego na
samotność, który w istocie łączy się z początkami monastycyzmu
wschodniego. Zasada ta, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie,
znajduje odzwierciedlenie w życiu pełnym autentycznego
poszukiwania Boga. Nie istnieje żadne życie monastyczne, życie
w samotności czy też życie w autentycznej relacji z Bogiem
bez ascezy polegającej na dyspozycyjności wobec Jego
stwórczego działania w nas, bez spokojnego trwania pod Jego mocną
dłonią. Takie wyrażenie znajdujemy w czwartym kanonie Soboru
Chalcedońskiego (451 r.), który ustalił, że każdy mnich powinien
dążyć do hezychazmu. Jak pisze ojciec Irenee Hausherr - hezychazm
„jest być może środkiem par excellence, a w każdym razie
środkiem doskonałym dla osiągnięcia nieustannej modlitwy i
zjednoczenia z Bogiem".
Jeżeli określenie to nie zagościło dotąd w słownictwie
karmelitańskim, to nie traci aktualności w takim sensie, że nie
można mówić o zjednoczeniu z Bogiem, o naszym powołaniu
dzieci Bożych bez dyspozycyjności wobec Jego przemieniającego,
pełnego miłości działania, bez pozostawania w pokoju, aby
Bóg mógł odbić w nas własne piękno. Zaprzeć się siebie
całkowicie we wszystkim i pozwolić się miłować
(pozostawać pod działaniem miłującej dłoni, która nas
przemienia) to karmelitańskie sposoby wyrażenia postawy, która
dąży do osiągnięcia jednego celu - wewnętrznej dyspozycyjności,
pokoju - nieosiągalnych zresztą bez Jego pomocy. Taka postawa
pozwala Bogu odtworzyć w nas swój obraz i podobieństwo oraz
zjednoczyć się z nami. Dlatego też hezychazm w pierwotnym
sensie tego słowa, w sensie „arseniańskim", musi, choćby
nieznacznie, znaleźć odzwierciedlenie w każdej autentycznej
duchowości chrześcijańskiej, w każdym powołaniu kontemplacyjnym,
a zatem i w powołaniu karmelitańskim, czy jeszcze ściślej, w
każdym powołaniu do samotności.
Za:
Karmelita Bosy, Hezychia. Droga nadprzyrodzonego pokoju i płodności
eklezjalnej, tytuł oryginału: L 'hesychia. Chemin de la
tranquillité surnaturelle et de la fécondité ecclesiale, przekład:
s. Emmanuela Monika Plis OCD, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków
2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.