czwartek, 8 maja 2014

Blisko dwadzieścia lat przeżył w ten sposób, ćwicząc się w ascezie, ani nie wychodząc, ani nie bę­dąc widywanym przez innych


"11.Następnego dnia Antoni tym gorliwszy był w bogobojności. Poszedł do starca, o którym wcześniej była mowa, i zaprosił go, by zamieszkał razem z nim na pustyni. Gdy ów się wymówił z powodu swego wieku i dlatego że nigdy nie było takiego zwyczaju, natych­miast sam wyruszył na pustynię. Ale znów nieprzyja­ciel, widząc jego gorliwość i chcąc mu w niej prze­szkodzić, podrzucił mu na drogę wyobrażenie srebr­nego krążka. Antoni, zmiarkowawszy sztuczkę tego, który nienawidzi dobra, stanął i do krążka, w którym widział diabła, zwrócił się, mówiąc: „Skąd na pustko­wiu krążek? Ani nie jest to uczęszczana droga, ani nie ma śladów przechodzących ludzi. Jako że jest duży, nikt upuściwszy go, nie mógł go zgubić. Ale i zgubiwszy, gdyby się wrócił i poszukał, znalazłby go, bo to pu­stynne miejsce. Jest to więc sztuczka diabelska. Nie przeszkodzisz mi w zamiarze, diable. To bowiem niech z tobą idzie na zatratę". Gdy to Antoni powiedział, ów znikł niby dym przy ogniu. 12. Gdy szedł dalej, zobaczył tym razem nie złudze­nie, ale prawdziwe złoto porzucone na drodze. Czy to nieprzyjaciel je ukazał, czy też jakaś wyższa siła ćwicząca atletę i pokazująca diabłowi, że naprawdę nie dba o bogactwo, tego ani on nie powiedział, ani my nie wiemy. Wiadomo tylko, że to było złoto. Antoni zdumiał się jego ilością, obszedł je, jakby przechodząc przez ogień i, nie odwracając się, zaczął biec, żeby miejsce to zniknęło i żeby o nim zapomnieć. Umacniając się coraz bardziej w swoim postanowieniu, zmie­rzał na pustynię. Po drugiej stronie rzeki znalazł forte­cę opuszczoną, a pełną gadów. Wszedł więc do niej i tam zamieszkał. Gady zaś uciekły, jakby je kto gonił. On zaś zamknął wejście, zaopatrzywszy się w chleb na sześć miesięcy (Tebańczycy bowiem wypiekają taki chleb, że i przez cały rok leży, nie psując się) i mając wewnątrz wodę, zszedł jakby w najskrytszą część świątyni i pozostał wewnątrz sam. Ani sam nie wy­chodził, ani nie widywał nikogo z przychodzących. Wiele czasu w ten sposób ćwiczył się w ascezie. Jedy­nie dwa razy do roku dostawał chleb podawany mu przez dach domu. 13. Gdy przychodzili jego znajomi, którym nie po­zwalał wchodzić do środka, często dniami i nocami przebywali na zewnątrz. Słyszeli jakby tłumy krzyczą­ce w środku, wrzeszczące i skrzeczące: „Odejdź od nas! Czego chcesz od pustyni? Nie zniesiesz naszych podstępów!". Ci, którzy byli na zewnątrz, sądzili z po­czątku, że są tam jacyś walczący z nim ludzie, którzy zeszli do niego po drabinie. Skoro jednak, zaglądając przez jakąś dziurę, nikogo nie widzieli, zorientowali się, że są to demony i przestraszeni wołali Antoniego. On zaś bardziej ich słuchał, niż zwracał uwagę na demony. Podchodził bliżej drzwi i prosił ludzi, aby odeszli i nie obawiali się. „W ten sposób bowiem -mówił - demony tworzą zjawy przeciw tym, którzy się boją. Wy przeżegnawszy się, idźcie odważnie. A ich zostawcie, niech się ze sobą bawią". Odchodzili więc, obwarowawszy się znakiem krzyża. On zaś zostawał, nie doznając żadnej szkody od demonów, i nie męczył się walką. Albowiem pomoc, jaką przynosiły mu wizje powstające w jego umyśle, oraz słabość przeciwników dawały mu wielkie odprężenie od trudów i zwiększały jego zapał. Bywało często, że znajomi jego, przycho­dząc, spodziewali się ujrzeć go martwym, a słyszeli, jak śpiewa psalmy: Bóg powstaje, a rozpraszają się Jego wrogowie i pierzchają przed Jego obliczem ci, którzy Go nienawidzą. Rozwiewają się, jak dym się rozwiewa, jak wosk się rozpływa przy ogniu, tak giną przed Bogiem grzesznicy. I znów: Wszystkie narody mnie otoczyły, lecz starłem je w imię Pana". Blisko dwadzieścia lat przeżył w ten sposób, ćwicząc się w ascezie, ani nie wychodząc, ani nie bę­dąc widywanym przez innych. Z czasem przyszło wie­lu, którzy pragnęli gorliwie naśladować jego ascezę, a także inni znajomi, i wyważywszy drzwi siłą, otwo­rzyli je. Wyszedł Antoni, jakby z najskrytszej części świątyni, wtajemniczony w misteria i natchniony przez Boga. Wtedy po raz pierwszy pokazał się poza fortecą tym, którzy do niego przychodzili. Oni, gdy go zoba­czyli, zdziwili się, widząc, że jego ciało jest takie, jak było, i nie jest ani otyłe jak u kogoś, kto nie ćwiczy, ani nie jest wychudzone przez posty i walki z demo­nami, ale takie, jakie widzieli przed jego odejściem. Dusza jego była ciągle czysta - ani nie nękana smut­kami, ani wyniszczona przez rozkosze, nie dręczona ani śmiechem, ani zawstydzeniem. Ani nie zmieszał się, widząc tłum, ani nie cieszył się, gdy był przez nich ściskany. Cały czas był taki sam, kierując się rozu­mem i zachowując zgodnie z naturą. Wielu zaś spo­śród tych zostało przez Pana, który przez niego działał, uleczonych z chorób ciała, a innych uwolnił od demonów. Dał mu też Pan dar mowy i pocieszył wielu smutnych, a tych, którzy byli skłóceni, pojednał ze so­bą. Wszystkim mówił, by niczemu spośród tego, co jest w świecie nie dawali pierwszeństwa przed miło­ścią Chrystusa. Mówiąc i przypominając o przyszłych dobrach i miłości Boga do nich, własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, przeko­nał wielu do wybrania życia samotnego. I tak powstały i w górach pustelnie, i pustynia stała się miastem mni­chów, którzy porzucali swoje dobra i wpisywali się do państwa w niebie.

Z "Żywota Świętego Antoniego" napisanego przez św. Atanazego Wielkiego, biskupa i doktora Kościoła, Kraków - Tyniec 2005, w tłumaczeniu Ewy Dąbrowskiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.