"
- Moja rodzina, rodzice, wszystko, cały świat, którego mógłbym
się trzymać i którego stale usiłowałem się trzymać, bardzo
wcześnie rozpłynął mi się w mroku, po prostu przez noc zniknął
w ciemności, zginął mi z oczu, a może to ja oddaliłem się od
niego, przeniosłem się w ciemność. Nie wiem dokładnie. W każdym
razie wcześnie pozostałem samotny, może od początku byłem
samotny. Samotność zaprzątała mnie, jak daleko sięgnę pamięcią.
Także pojęcie samotności. Zamknięcia w samym sobie. Nie
potrafiłem sobie wówczas wyobrazić, że być może na zawsze
pozostanę samotny, przez cały czas. Nie mieściło mi się to w
głowie, nie mogłem sobie wbić tej myśli do głowy ani z niej
wybić. - Powiedział: - Powracałem do tego raz po raz. Stałem tu
bezradnie. Stałem tam w izolacji. Budziłem się tu. A nie tam,
gdzie powinienem był się zbudzić, stosownie do mego usposobienia.
Dzieciństwo i młodość były równie okropną samotnością, jak
straszną samotnością jest moja starość. Jak gdyby natura miała
prawo nieustannie mnie odpychać, wciąż ku mnie samemu, we mnie
samego, odpychać od wszystkiego, ku wszystkiemu, ale zawsze do
granicy. Rozumie pan, co chcę powiedzieć: człowiek ma uszy pełne
wyrzutów, jakie czyni samemu sobie. I jeśli sądzi, że był to
kiedyś śpiew, jakiś utrwalony w zapisie nutowym lub improwizowany
utwór muzyczny, myli się: to też nic innego jak samotność. Tak
jest z ptakami w lesie, tak z wodą morską, która uderza
człowiekowi o kolana. Nigdy nie umiałem sobie poradzić, a tym
bardziej nie umiem dzisiaj. Zaskakujące, prawda? Moim zdaniem ludzie
tylko udają, że nie są samotni, bo zawsze są samotni. Kiedy się
widzi, jak roztapiają się w swoich wspólnotach: a może te kluby,
stowarzyszenia, religie, miasta to właśnie dowody niezmiernego
osamotnienia? Widzi pan, są to wciąż te same myśli. Nienaturalne,
być może. Przesycone związkami. Być może bezsensowne. Pewnie
dyletanckie. Jeśli z samotnością łączy się pewna użytkowa
samodzielność - powiedział - to można ją jakoś znieść, ale ja
nie miałem nigdy ani odrobiny samodzielności. Nie wiedziałem
nigdy, co począć. Z tym, co do człowieka dociera, z wpływami,
otoczeniem, własnym ja, nie potrafiłem się uporać. Ani z tym, co
było we mnie zawsze. Tak. Widzi pan! - Powiedział: - Ludzie, którzy
powołują do życia nowego człowieka, biorą przecież na siebie
potworną odpowiedzialność. Wszystko jest niemożliwe do
spełnienia. Beznadziejne. To wielka zbrodnia powoływać do życia
człowieka, o którym się wie, że będzie nieszczęśliwy,
przynajmniej kiedyś tam stanie się nieszczęśliwy. Nieszczęście,
które trwa przez chwilę, jest pełnym nieszczęściem. Płodzić
samotność, ponieważ samemu nie chce się być samotnym, to czyn
zbrodniczy. - Powiedział: - Popęd naturalny jest zbrodniczy, a
powoływanie się nań to wykręt, jak wykrętem tylko jest wszystko,
czego chwytają się ludzie.
Zwrócił
się w stronę miejscowości, która leżała przed nami: -
Zamieszkują tu ludzie kiepskiego gatunku - powiedział. - Są
stosunkowo niscy. Niemowlętom wtyka się w usta gałgany z wódką,
żeby nie krzyczały. Dużo potworków. Acefalia nie należy tu do
rzadkości. Nie ma się ulubionych dzieci, ma się po prostu kupę
dzieci. Latem doznają one udaru, bo ich delikatne tkanki nie
wytrzymują słońca, które często pali jak ogniem. Zimą, jak już
się powiedziało, zamarzają w drodze do szkoły. Alkohol wyparł
mleko. Wszyscy mają wysokie, ochrypłe głosy. Wielu przychodzi na
świat z wrodzonym kalectwem. Wszyscy spłodzeni w alkoholowym
zamroczeniu. Większość wykazuje skłonności przestępcze. Znaczny
procent ludzi młodych stale siedzi w więzieniu. Ciężkie
uszkodzenia ciała, nierząd i sodomia są na porządku dziennym.
Znęcanie się nad dziećmi, morderstwa to wydarzenia na niedzielne
popołudnia”.
Thomas
Bernhard, "Mróz", tłum. S. Błaut, Wydawnictwo
Poznańskie, Poznań 1979, s. 26-28.
Oczywiście
w sensie metafizycznym, idea zawarta w tytule jest błędna, sami
siebie powołujemy do życia, rodzice są tylko wykonawcami wyroku
jaki na siebie wydaliśmy. Jednakże istnieje też kwestia osobistej
odpowiedzialności, np. istniejący obecnie system społeczno
polityczny jest wyjątkowo niekorzystny, by wychowywać w nim dzieci,
tak jakby się tego chciało. Poza tym oprócz podstaw moralności,
które można dziecku przekazać dobre wykształcenie wymaga
prywatnych wysoce wykwalifikowanych nauczycieli co jest kosztowne.
No
i jest oczywiście fundamentalny zarzut dla rodzicielstwa – nie
wydaje się rozsądnym powoływanie do życia kolejnych istot, skoro
nie potrafi się im powiedzieć, czym właściwie to życie jest i o
co w nim chodzi.
A
gdy taka wiedza się kiedyś u nas pojawi, płodzenie dzieci będzie
ostatnią rzeczą jak mogłaby przyjść nam do głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.