piątek, 17 stycznia 2014

Szkoła to właściwie jeden wielki strach


Świat kładzie na nas swą rękę w postaci szkoły. Szkoła dla Tomasza Manna to także gwałt i tresura, to prostowanie, ukrócanie i niszczenie. „Szkoła to właściwie jeden wielki strach”, pisze, jeszcze mając siedemdziesiąt jeden lat [do byłego współucznia Felixa Neumanna, 21 VIII 1946]. Najgorsza jednak była gimnastyka, „(...) najobrzydliwsza rzecz, jaką przeżyłem do tej pory” [do Otto Grautoffa, 2 IX 1900]. Możemy sobie wyobrazić, jak ćwiczy, na drążku lub poręczy, wymyk lub stanie na rękach, jak cierpi z powodu nieznośnej śmieszności, gdy wcale nie jest tak pewny siebie, jak w upiększających wspomnieniach pewnego kolegi szkolnego [Korfiza Holma]. „Wobec tych wszystkich ekscesów zachowywał się wyniośle i, stosując bierny opór, chwytał drążek lub poręcz koniuszkami palców, wręcz symbolicznie, i niewidzącym z pogardy wzrokiem spoglądał przelotnie na nienawistny przyrząd”. (…)

Ku wielkiemu gniewowi ojca Hanno Buddenbrook też okazywał wobec ćwiczeń fizycznych milczący, powściągliwy, wyniosły wstręt, a Feliks Krull wyznaje, że „obyczajem marzycieli od niepamiętnych czasów przejawiałem stanowczą odrazę do ćwiczeń cielesnych” [przeł. A. Rybicki]. Obyczajem marzycieli już w dzieciństwie wykazywał buntownicze skłonności, które wcześnie uodporniły go na tresurę wilhelmiańskiej szkoły. Dziecięce marzenia stanowiły pożywkę dla dumy, pozwalającej na nieokreślone poczucie wyższości mimo złych ocen i trzykrotnego powtarzania klasy. [O sobie. Przeł. J. Stroynowski]. (…)

Hermann Kurzke, Tomasz Mann. Życie jako dzieło sztuki. Przeł. E. Kowynia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.