piątek, 17 stycznia 2014

Schopenhauer i Dhamma


Tymczasem należy dziwić się, jak to - w ludzkim i zwierzęcym świecie - dwie zwykłe pobudki: głód i popęd płciowy, wspomagane jeszcze co najwyżej przez nudę, wytwarzają i podtrzymują ów przemożny, różnorodny i nieustanny ruch; one to właśnie stanowią primum mobile tak skomplikowanej, wprawiającej barwne marionetki w ruch machiny.

Jeżeli rozważymy całą rzecz bliżej, stwierdzimy przede wszystkim, jak istnienie nieorganiczne jest w każdej chwili nadwątlane i ostatecznie niszczone przez siły chemiczne; istnienie organiczne natomiast jest możliwe tylko wskutek ciągłej przemiany materii, która (przemiana) wymaga ustawicznego dopływu, a więc pomocy z zewnątrz. Już przeto samo w sobie, życie organiczne podobne jest do balansującej na czubku palca tyczki, która stale musi być w ruchu; jest zatem ciągłym byciem w potrzebie, wciąż odnawiającym się brakiem i nie kończącą się niedolą. Jednakże dopiero za pośrednictwem tego organicznego życia możliwa jest świadomość. - To wszystko przeto stanowi byt skończony; jako jego przeciwieństwo należałoby pomyśleć był nieskończony, ani nie narażony na napaść z zewnątrz, ani też nie wymagający zewnętrznej pomocy, i stąd aei hosaulos on, w wiecznym spoczynku, lite gignomenon, ute apollymenon, wyzbyty zmiany, czasu, wielości i różnorodności; którego negatywne poznanie jest przewodnim motywem filozofii Platona. Taki byt musi być tym, do czego toruje drogę zaprzeczenie woli życia.

Sceny naszego życia podobne są do obrazków w masywnej mozaice, które z bliska nie robią wrażenia; trzeba stanąć od nich z dala, aby ocenić ich piękno. Stąd też osiągnąć coś upragnionego znaczy to wykryć, iż to tylko marność - żyjemy więc zawsze w oczekiwaniu czegoś lepszego, i to często zarazem w pełnej żalu tęsknocie za minionym. Rzeczy teraźniejsze natomiast przyjmujemy w poczuciu tymczasowości, uważając je za nic innego, jak tylko drogę do celu. Dlatego to ludzie, spoglądając u kresu swych dni wstecz stwierdzają zazwyczaj, że całe ich życie upłynęło pod znakiem ad inierini, i ze zdziwieniem widzą, iż to, co na ich oczach przechodziło tak nie docenione i mdłe, stanowiło właśnie ich życie - było tym właśnie, w czego oczekiwaniu żyli. I tak z reguły przebiega ludzkie życie - człowiek, mamiony nadzieją, pląsa wprost w objęcia śmierci.

Nadto zaś jeszcze ta nienasyconość indywidualnej woli, na mocy której (nienasyconości) każde zaspokojenie rodzi nowe pragnienie, tak że atrybutywne pożądanie - wiecznie niezaspokojone - idzie w nieskończoność! Polega ona jednak w gruncie rzeczy na tym, że wola, wzięta sama w sobie - jest władcą światów, do którego wszystko należy i któremu przeto mogłaby zadośćuczynić tylko całość, która jest nieskończona, nigdy zaś jakaś część. - Jakąż tymczasem litość musi budzić w nas rozważanie, jak znikoma cząstka staje się udziałem tego Władcy świata, w jego indywidualnym zjawisku: przeważnie tylko tyle, ile wystarcza, by zachować indywidualne ciało. Stąd jego głęboka boleść.


Schopenhauer, Metafizyka życia i śmierci,
tłumaczenie Józef Marzęcki


Bez wątpienia Schopenhauer miał genialną intuicję i jego wizja ludzkiej egzystencji jest zgodna z Dhammą. Ale … Dhamma to przede wszystkim praktyka i jeżeli nasza wiedza teoretyczna nie pokrywa się z praktyką, [jak to było w przypadku Schopenhauera] stajemy przed pytaniem: co jest tego powodem? A odpowiedź może być tylko jedna, nasza wizja rzeczywistości jest teoretyczna, spekulatywna, nie jest bezpośrednim poznaniem.

Ale na bezrybiu i rak ryba, zatem w dzisiejszych czasach, gdy nauczyciele buddyjscy propagują otwarcie sodomię, zachwalają socjalizm, tłumacząc święte teksty wkładają u usta Buddy zwrot he/ she i nauczają, że życie wcale nie jest znowu takim cierpieniem*, jak to się wydaje pewnym niezrównoważonym pesymistom – czytanie Schopenhauera może być całkiem niezłą odtrutką na te wszystkie brednie.

*Główna linia argumentu jest taka, że nie samo życie jest cierpieniem - dukkha – ale przywiązanie do niego. Takie nauczanie całkowicie rozmija się z Dhammą, gdyż jest jasne, że przywiązujemy się do tego co daje nam przyjemność, i aby usunąć to przywiązanie musimy zobaczyć bolesność rzeczy do której się przywiązujemy, stąd „Życie jest cierpieniem” - nie jest dogmatem, który Budda każe nam zaakceptować jako formułę do zapamiętania i uroczystego wygłaszania ku konsternacji optymistów, ale jest przesłaniem, które dopiero musimy w pełni zrozumieć, aż do punktu gdy nic nietrwałego nie będzie nam się wydawało godne pożądania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.