„Zgaszono w nim przyjemność, jaką czerpał z życia. Zaczął dryfować ku swojemu końcowi, jak liść na powierzchni strumienia, jak puch mlecza na wietrze. Widzi to całkiem wyraźnie i świadomość ta napełnia go (cóż za natrętne słowo!) rozpaczą. Z jego ciała uchodzi żywotna krew, a na jej miejsce wdziera się rozpacz, która jest jak gaz, bezwonny, bez smaku, bez wartości odżywczej. Wdychasz go, rozluźniają ci się mięśnie i już się nie przejmujesz, chociaż twojego gardła właśnie dotyka stal”.
John
Maxwell Coetzee, Hańba.
Przeł. M. Kłobukowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.