Pokochanie innej osoby dowodzi zmęczenia samotnością: jest więc tchórzostwem i zdradą wobec samego siebie (jest rzeczą najwyższej wagi, abyśmy nikogo nie kochali). Fernando Pessoa
wtorek, 7 stycznia 2014
Hybris i sophrosyne
Istotą bogactwa jest brak umiaru: jest ono postacią, jaką w świecie przybiera hybris, samowola. Oto temat obsesyjnie powracający w myśli moralnej VI wieku. Formułom Solona, które stały się przysłowiami – “Nie masz kresu dla bogactwa. Koros, przesyt, wydaje na świat hybris” towarzyszą jak echo słowa Teognisa: “Ci, którzy mają dziś najwięcej, pożądają dwa razy więcej. Bogactwo, owe chremata, staje się u człowieka obłędem, aphrosyne“. Ktokolwiek posiada, chce mieć jeszcze więcej. Bogactwo staje się w końcu celem samym dla siebie; stworzone dla zaspokojenia własnych potrzeb, zwykły środek do utrzymania istnienia, staje się własnym celem, potrzebą powszechną, nienasyconą, niepowściągnioną, której nic nigdy nie może zaspokoić. U podstawy bogactwa znajduje się tedy występna natura, wola zła i spaczona, pleoneksia: żądza posiadania więcej niż inni, posiadania nie tylko swojej części, ale i wszystkiego. Plutos, bogactwo w oczach Greków ma w sobie pewien fatalizm ekonomiczny: jest to konieczność właściwa charakterowi, ethos, jest to logika określonego typu zachowania. Koros, hybris, pleonaksia – to formy nierozumu, jakie w wieku żelaza przybiera arystokratyczna pycha, ów duch Eris, który miast szlachetnego współzawodnictwa może już tylko rodzić niesprawiedliwość, ucisk, dysnomia.
W przeciwieństwie do hybris bogacza zarysowuje się ideał sophrosyne. Składa się na nią umiarkowanie, proporcja, poczucie miary, złoty środek. “Niczego za wiele” – oto formuła nowej mądrości [...]
U Homera sophrosyne ma charakter bardzo ogólny. Jest to zdrowy rozsądek. Bogowie przywracają go tym, którzy go utracili, tak samo jak mogą go odebrać ludziom najbardziej roztropnym. Zanim jednak to pojęcie zostało zinterpretowane przez Mędrców w kontekście politycznym, było już ono – jak się zdaje wypracowane w pewnych środowiskach religijnych. Oznaczało tam powrót po okresie niepokoju i opętania do stanu równowagi i panowania nad sobą. Wykorzystywane środki należały do tych, o jakich już wspominaliśmy: muzyka, pieśni, tańce, obrzędy oczyszczające. Niekiedy mogły być bardziej bezpośrednie i służyć wywołaniu szoku. W świątyni Heraklesa w Tebach Pauzaniasz widział kamień, który Atena cisnęła rzekomo w głowę oszalałego herosa, kiedy z umysłem zmąconym przez mania, zabiwszy uprzednio swe dzieci, szykował się do zabójstwa Amfitriona. Kamień ten, który uśpił go i uspokoił, zwano sophronister. Uzdrowienie Orestesa dokonało się w nieco innych warunkach. Po zamordowaniu matki, u szczytu swego szaleństwa, nieszczęśliwy przybywa na miejsce noszące miano Furii [Maniai]. Zatrzymuje się tam i ucina sobie palec (w epoce Pauzaniasza palec przedstawiano jeszcze za pomocą kamienia złożonego na kopcu zwanym mnema Dactylou, grób Palca). W tym właśnie zakątku ochrzczonym nazwą Ake, Uleczenie, odnajduje on sophrosyne. Pauzaniasz dodaje wyjaśnienie następujące: Furie, które opętały Orestesa, wydawały mu się czarne tak długo, jak długo czyniły zeń ekphron, nieprzytomnego; stały się dla niego białe wówczas, gdy po odcięciu palca stał się znowu sophron, zdrowy na umyśle.
Jean-Pierre Vernant, Źródła myśli greckiej, przeł Jerzy Szacki, przedmowę do nowego wyd. i posł. przeł. Leszek Brogowski, słowo/obraz terytoria 1996, s. 102 – 106.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.